niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział LIV: Niepamięć


Dzisiejszy odcinek będzie bardzo krótki, a to z jakże prostego i oczywistego powodu – nic się właściwie nie dzieje. Rozdział można podsumować dwoma zdaniami. Żywicielka porwanej Uzdrowicielki budzi się. Wraca Kyle w wersji hardcore OOC. Tego ostatniego mamy na szczęście/niestety jedynie próbkę. Ale nie martwicie się, Kyle nas wkrótce zaskoczy solidną serią jasnych paszczy.



Wandzia stara się obudzić kobietę, pytając o jej imię, a raczej wymieniając wszystkie imiona, jakie zna, licząc, że wreszcie trafi. Niestety nieprzytomna nie reaguje w żaden sposób na bodźce. Statyści już dawno się zmyli, został jedynie Doktor, który śpi w najlepsze.



Wszyscy prócz Doktora, pochrapującego cicho na łóżku w najbardziej zacienionym kącie szpitala, dawno już poszli. Niektórzy po to, by pochować utracone ciało. Otrząsnęłam się na wspomnienie pytającej twarzy, z której po chwili prysnęło nagle całe życie.
„Dlaczego?” – zapytał.
Bardzo żałowałam, że nie dał mi szansy, że nie mogłam chociaż spróbować mu wszystkiego wyjaśnić. Bo, koniec końców, czy istniało coś ważniejszego niż miłość? Czy nie była to dla duszy rzecz absolutnie nadrzędna? I właśnie miłość byłaby moją odpowiedzią na jego pytanie.
Gdyby poczekał, może dostrzegłby prawdziwość mojego rozumowania. Gdyby zrozumiał, na pewno nie uśmierciłby żywiciela.
Taka prośba mogłaby mu się jednak wydać dziwna. To było jego ciało, a nie żaden osobny byt. Samobójstwo traktował jak samobójstwo i nic więcej, na pewno nie jak morderstwo. Wierzył, że kończy w ten sposób tylko jedno życie. I może miał słuszność.



Adolf approves : 66

To było jego ciało? Bullshit nad bullshity. To nigdy nie było jego ciało, ale przecież duszki nie mają dla swych mundurków krztyny szacunku i współczucia. Następny dowód kompletnego egoizmu dusz i ich strasznej hipokryzji. To tylko samobójstwo, nie morderstwo, wszak skoro żywiciel siedzi cicho jak mysz pod miotłą, to na pewno go nie ma. Także wszystko cacy.  Zresztą ludzie to i tak potwory, więc nawet jakby ktoś tam jeszcze był, mała strata. 

Aha, no i żywiciel Uzdrowiciela został zamordowany, ale ameba, która go zabiła, ma się całkiem nieźle i niedługo zostanie wysłana na super wakacje na innej planecie. Oczywiście.



Przynajmniej jego udało się uratować. Kapsuła, do której go włożyliśmy, stała obok kapsuły Uzdrowicielki, a lampka na pokrywie świeciła tą samą bladą czerwienią. Moi człowieczy przyjaciele ocalili mu życie. Trudno o bardziej dobitny dowód lojalności.



Ludzie mają więcej moralności niż sparklące bezkręgowce, lojalność, czy też nie. Wandzia jakoś tego nie dostrzega.



Duszka próbuje z innymi imionami, ale kobieta na żadne nie odpowiada. Wandzia boi się, że żywicielka zupełnie zniknęła i mimo że ciało cały czas oddycha, a serce pracuje normalnie, to kobieta jest już martwa. Wandzia martwi się, że co prawda z Lacey się udało, to na tym się skończy, a mniej walecznych żywicieli nie da się odzyskać. Duszka nie jest nawet pewna, że z Melą się uda (my jesteśmy pewni, bo znamy Stefcię). Dziewczyna też się denerwuje, ale zapewnia Wandzię, że nigdzie się nie wybiera.



Wandzia wraca więc do przekonywania nieprzytomnej kobiety, żeby wróciła do świata żywych.



– Ani trochę mi nie pomagasz – wymamrotałam. Wzięłam jej dłoń w ręce i delikatnie potarłam. – Byłabym ci wdzięczna, gdybyś chociaż spróbowała. Moi przyjaciele mają dość zmartwień. Czekają na jakąś dobrą wiadomość. A ponieważ Kyle ciągle nie wraca... W razie ewakuacji trzeba cię będzie dźwigać. Wiem, że chcesz nam pomóc. To twoja rodzina, wiesz przecież. To ludzie, tacy jak ty. Są bardzo sympatyczni. Przynajmniej większość. Polubisz ich.



Nie wiem, jak takie argumenty mają pomóc kobitce po sporej traumie bycia zasiedloną przez obcą amebę, no ale przynajmniej Wandzia próbuje.



W międzyczasie duszka rozmyśla o Kyle’u. Właściwie to Wandzia cieszy się, że BSZ poleciał ratować lubą jak legendarny bohater. Nie ze względu na Kyle’a, jego dziewuchę lub ich wielkie uczucie. Nie, nieobecność BSZ-a powoduje, że ludzie w jaskini będą potrzebować dodatkowej pomocy duszy, więc Wandzia na razie może odłożyć popełnienie seppuku.



Ciekawe, co zrobią, jeżeli Kyle nie wróci. Jak długo będą się ukrywać? Czy będą musieli znaleźć sobie nowe schronienie? Tylu ich jest... To może być trudne. Chciałabym móc im jakoś pomóc, ale nawet gdybym mogła zostać z nimi dłużej, i tak nie wiedziałabym, co zrobić.
Może uda im się tu pozostać... jakimś trafem. Może Kyle jednak wszystkiego nie zepsuje. – Zaśmiałam się ponuro na myśl, jakie są na to szanse. Kyle nie słynął z rozwagi. Dopóki jednak sytuacja pozostawała niejasna, byłam potrzebna. Mogli potrzebować moich srebrnych oczu, w razie gdyby na pustyni zjawili się Łowcy. Mogło to trochę potrwać i ta świadomość ogrzewała mnie bardziej niż promienie słońca. Byłam Kyle’owi wdzięczna za jego egoizm i popędliwość.



Prawda, że Wandzia wcale nie jest egoistką?

Ciekawe, jak tu jest zimą. Już prawie zapomniałam, jak to jest marznąć. A kiedy spada deszcz? Musi tu przecież czasem padać, prawda? Pewnie przez te wszystkie dziury w suficie wlewa się mnóstwo wody. Ciekawe, gdzie wtedy wszyscy śpią. – Westchnęłam. – Może się dowiem. Ale raczej nie powinnam się nastawiać. Nie jesteś ciekawa? Gdybyś się obudziła, mogłabyś się wszystkiego dowiedzieć. Ja tam jestem ciekawa. Może zapytam Iana. Próbuję sobie wyobrazić, jak to miejsce się zmienia... Lato nie może przecież trwać wiecznie.
Palce kobiety drgnęły mi w dłoni.



Oho, Wandzia wreszcie trafiła. Tylko za bardzo nie wie, z czym. Duszka drąży dalej. Czy chodzi o deszcz, zmiany? Nie.



– A więc nie obchodzą cię zmiany. Nie żebym miała ci to za złe. Ja też nie chcę zmiany. Jesteś taka jak ja? Chciałabyś, żeby lato trwało wiecznie?
Gdybym nie przyglądała się bacznie jej twarzy, pewnie nie dostrzegłabym nikłego drgnienia powiek.
– Lubisz lato? – zapytałam z nadzieją w głosie. Ruszyła nieznacznie ustami.
– Lato?
Drgnęła jej ręka.
– Tak masz na imię! Summer? Summer? Ładnie.



Wandzia budzi Doktora i wraca do cucenia kobiety. Reaguje ona żywiołowo na imię Summer, ale z zupełnie innego powodu, niż można się było spodziewać.



– Nie, nie, nie! – krzyczała. – Tylko nie znowu.
– Doktorze!
Stał już po drugiej stronie łóżka, tak jak wcześniej w trakcie operacji.
– Proszę się nie bać – uspokajał. – Nikt pani tutaj nie skrzywdzi. Kobieta zacisnęła mocno powieki i przylgnęła panicznie do cienkiego materaca.
– Chyba na imię jej Summer.
Posłała mi nerwowe spojrzenie i skrzywiła twarz.
– Wando, oczy – szepnął Doktor.
Mrugnęłam i uprzytomniłam sobie, że promienie słońca padają mi na twarz.
– Ach. – Puściłam dłoń kobiety.
– Proszę, nie – błagała. – Tylko nie to.
– Cii – szepnął Doktor. – Summer? Mówią mi Doktor. Nikt nie zrobi pani krzywdy. Jest pani bezpieczna.
Odsunęłam się trochę od łóżka i schowałam twarz w cieniu.
– Ja się tak nie nazywam! – załkała kobieta. – To jej imię! Jej! Nie mówcie tak do mnie!
Odgadłam nie to imię, co trzeba.



Kobieta, co zrozumiałe, dostaje histerii na wspomnienie imienia jej pasożyta. Niestety, swojego imienia nie pamięta. Widocznie zaczęła już znikać na dobre. Może nawet uratowali ją w ostatnim momencie. Kobieta źle reaguje na Wandzię i jej srebrne oczy, ale, co dziwne, na Doktora też. Dlaczego?



– Mówią mi Doktor. Jestem człowiekiem, takim samym jak pani. Widzi pani? – Przysunął twarz do światła i zamrugał. – Jestem sobą i pani też jest sobą. Mieszka tu mnóstwo ludzi. Ucieszą się, gdy panią zobaczą.
Znowu drgnęła.
– Ludzie! Boję się ludzi!
– Wcale nie. To ta... osoba, którą pani nosiła w ciele, bała się ludzi. Była duszą, pamięta pani? A pani przedtem była człowiekiem i teraz znowu nim jest. Pamięta pani?
– Nie pamiętam swojego imienia – odparła histerycznym głosem.
– Wiem. Przypomni pani sobie.
– Jest pan lekarzem?

– Tak.
– Ja... to znaczy ona też była lekarzem. Kimś podobnym... Uzdrowicielem. Nazywała się Śpiewne Lato. A ja?
– Dowiemy się. Daję pani słowo.

Zaczęłam powoli przesuwać się w stronę wyjścia. Przydałaby się tu Trudy albo Heidi. Ktoś, kto by ją uspokoił. Kobieta zauważyła mój ruch.
– To nie jest człowiek! – szepnęła nerwowym głosem w stronę Doktora.
– Jest naszym przyjacielem, proszę się nie bać. Pomagała mi panią ocucić.
– Gdzie jest Śpiewne Lato? Bała się. Widziała ludzi...

Wykorzystałam chwilę nieuwagi i wyśliznęłam się z pomieszczenia. Słyszałam jeszcze, jak Doktor jej odpowiada.
– Leci na inną planetę. Pamięta pani, gdzie była, zanim przyleciała na Ziemię?
Domyślałam się po imieniu.

– Była... Nietoperzem? Umiała latać... I śpiewać... Pamiętam... Ale to... nie było tutaj. Gdzie jestem?



Czyli nasza nieznajoma jest zupełnie zdezorientowana. Miesza jej się to, kim była ona, a kim była jej ameba. To jest akurat ciekawy wątek, który warto rozwinąć. I łatwiej można uwierzyć w takie wybudzenie, a nie wersję a la zblazowana Lacey i jej „O, jak dobrze, no wreszcie, co wam tak długo zajęło, motherfuckers?”



Wandzia rusza przez tunele w poszukiwaniu ludzi, którzy mogliby pomóc w uspokojeniu kobiety, ale nikogo nie ma. Duszka wpada w panikę. Czyżby w międzyczasie jaskinię zaatakowali Łowcy? Czyżby ludzie uciekli bez Wandzi i Doktora? Mela przekonuje duszkę, że to bzdura. Jared, Jamie i Ian nie zostawiliby WandzioMeli, a pozostali ludzie nie daliby nogi bez Doktora.



„Co, jeśli... jeśli nie zdążyłyśmy się ewakuować na czas?”
„Nie!” – odparła Mel. „Niemożliwe, coś byśmy usłyszały. Ktoś by... albo byłoby... Ciągle by tu byli i nas szukali. Nie odpuściliby, nie przeszukawszy wszystkich jaskiń. To odpada.”
„No, chyba że właśnie nas szukają.”
Obróciłam się na pięcie i wpatrzyłam w ciemne wyjście.
Musiałam ostrzec Doktora. Jeżeli zostaliśmy sami we dwójkę, trzeba się było stąd niezwłocznie wynosić.
„Nie! Nie mogli nas zostawić! Jamie, Jared...” Widziałam wyraźnie ich twarze, jakbym miała je wyryte na wewnętrznej stronie powiek.
I jeszcze twarz Iana – dodałam ją od siebie. Jeb, Trudy, Lily, Heath, Geoffrey. “Uwolnimy ich, obiecałam sobie. Znajdziemy wszystkich po kolei i odzyskamy! Nie pozwolę im ukraść mi rodziny!”
Gdybym miała jeszcze jakieś wątpliwości, po czyjej stronie stoję, prysnęłyby teraz w mgnieniu oka. Nigdy w żadnym życiu nie byłam w tak bojowym nastroju. Zęby zacisnęły mi się ze szczękiem.


Na szczęście Wandzia nie musi przywdziewać lśniącej zbroi i lecieć na pomoc. Szkoda, mogłoby być naprawdę zabawnie.



I wtedy z drugiego końca tunelu dobiegł mnie upragniony odgłos rozmów. Wstrzymałam oddech i schowałam się w cieniu pod ścianą, nasłuchując.
„Duża jaskinia. Echo niesie się tunelem.”
„Brzmi jak duża grupa.”
„Tak. Ale twoich czy moich?”
„Naszych czy tamtych,” poprawiła mnie.



No popatrz, Mela uważa Wandzię za naszą (bleh), ale duszka nie bardzo. W takich właśnie sytuacjach  podświadomie wyłazi z Wandzi brak poczucia przynależności do ludzi. Także wmawiaj, słonko, wszystkim dalej, jak to jesteś po naszej stronie. Zależy ci na kilku osobach, a tak naprawdę dużo się nie zmieniłaś.



Cóż się takiego stało, że przegnało ludzi w jedno miejsce? Ano, OOC Kyle wrócił na łono jaskini. Pierwszą myślą duszki jest naturalnie to, że teraz musi zbierać się z tego świata.



„Ciągle jesteś potrzebna, Wando. Dużo bardziej niż ja.”
„Nie wątpię, że potrafiłabyś w nieskończoność wynajdywać różne preteksty. Zawsze będzie jakiś powód.”
„Więc zostań.”
„A ty nadal będziesz moim więźniem?”



Możemy już przestać to wałkować? Wiemy, jakie to wszystko idiotyczne i wiemy, że wszystko i tak się skończy pomyślnie dla całego pogrzanego czworokąta, więc skończcie z łaski swojej.



WandzioMela dopada do zbiegowiska.



Kyle rzeczywiście wrócił – rzucał się w oczy najbardziej z całego zbiorowiska, gdyż górował nad resztą wzrostem i jako jedyny był zwrócony w moją stronę. Stał pod przeciwległą ścianą, osaczony przez tłum. Był niewątpliwie przyczyną hałasu, ale nie jego źródłem. Minę miał potulną pojednawczą; ramiona rozpostarte i lekko cofnięte, jakby próbował chronić kogoś za plecami.
– Tylko spokojnie, dobra? – Jego głęboki głos przebijał się przez kakofonię krzyków. – Odsuń się, Jared, nie widzisz, że się boi?
Za jego łokciem mignęły mi czarne włosy – jakaś obca twarz spoglądała wystraszonymi oczami w stronę tłumu.
Najbliżej Kyle’a stał Jared. Spostrzegłam, że kark mocno mu się czerwieni. Jamie trzymał się kurczowo jego ramienia i odciągał go do tyłu. Ian stał po drugiej stronie z rękoma skrzyżowanymi przed sobą. Widziałam, jak napina mięśnie ramion. Za nimi w gniewnym tłumie kłębiła się cała reszta, z wyjątkiem Doktora i Jeba, zadając głośno pytania.
– Co ty sobie myślałeś?
– Jak śmiesz!
– Czego tu jeszcze szukasz?
Jeb stał w kącie i tylko się wszystkiemu przyglądał.
Mój wzrok przykuła jaskrawa fryzura Sharon. Zdziwiłam się, widząc ją oraz Maggie w samym środku tłumu. Odkąd z pomocą Doktora uzdrowiłam Jamiego, obie trzymały się na uboczu, nigdy w sercu zdarzeń.
"Ciągnie je do konfliktu", domyślała się Mel. "Nie trawią spokoju i szczęścia. Co innego strach i gniew – w to im graj."
Miała chyba rację. Jakie to... przykre.
Usłyszałam w gąszczu wściekłych pytań czyjś przenikliwy głos i uświadomiłam sobie nagle, że Lacey też tam jest.
– Wanda? – Głos Kyle’a znowu wzniósł się ponad harmider.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że utkwił we mnie błękitne oczy.

– No, nareszcie jesteś! Możesz tu podejść i mi pomóc?


O jasna paszcza!: 15

What? Czy nasz kochany BSZ właśnie poprosił Wandzię o pomoc? Wydaje się nawet, że bardzo czekał na jej przybycie. Paradne. 

No i o co w ogóle chodzi w tej scenie?

O jasna paszcza!: 16

Można się domyślić, że Kyle przytaszczył swoją ukochaną w duszkowej formie, przez co ludzie z jakiegoś powodu się wściekli. Dlaczego są tacy źli, skoro nie sprowadził przy okazji ze sobą setki Łowców, tylko następną porwaną duszę do zabiegu? Żadna nowość. Cóż, odpowiedzi na to pytanie nie poznamy dzisiaj, bo to już koniec rozdziału. Nie martwcie się jednak, OOC Kyle i mnogość jasnych paszczy przed nami. A póki co



Witaj, Morfeuszu : 18

za straszliwie nudny rozdział. Trzymajcie się.


Statystyka:


Adolf approves : 66
Bellanda Wandella van der Mellen : 84
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 28
Ludzkość ssie: 65
Mea culpa: 34
Mój ssskarb: 25
Nie ma jak u mamy: 28
O jasna paszcza!: 16
Świat według Terencjusza: 94
Welcome to Bedrock: 73
Witaj, Morfeuszu : 18


Obsydianowy Trawnik





19 komentarzy:

  1. Czyli nasza nieznajoma jest zupełnie zdezorientowana. Miesza jej się to, kim była ona, a kim była jej ameba. To jest akurat ciekawy wątek, który warto rozwinąć. I łatwiej można uwierzyć w takie wybudzenie - to akurat Meyer wyszło całkiem prawdopodobnie. Jak się wysili, to umie. Z drugiej strony chyba nawet komuś z talentem trudno by było napisać książkę/opowiadanie, którego pozytywnym i przekonywującym bohaterem byłby pasożyt...

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ktoś ma talent, to nawet Edwarda przedstawi jako dającą się lubić postać :)

      A tak w ogóle, to rozdział rzeczywiście nudny ; _ ; To aż przykre, biorąc pod uwagę, że ksionżka zbliża się do końca - teraz powinno być przecież najciekawiej, a Morfeusz działał jak za dawnych dobrych rozdziałów z pustynią.
      Popo

      Usuń
  2. Lol, lol, lol - całkiem wyleciał mi z głowy cały ten motyw Kyle'a i jego ukochanej. Jak miło, to prawie tak, jakbym nie czytała tej ksionszki :D

    '„Tak. Ale twoich czy moich?”
    „Naszych czy tamtych,” poprawiła mnie." - chyba chodziło o ukazanie sceny w stylu: Wandzia myśli, że nie zasługuje na to, by być traktowana jak człowiek, więc aby nie denerwować Meli zalicza samą siebie do "tamtych", a Melanie nie zgadza się z takim uniżaniem się Wandy i, znając jej uczucia, okazuje jej wsparcie poprzez nazwanie "naszą". Tylko że w stresie (jeśli to "tamci", to może być z nami krucho) nikt raczej nie zastanawia się nad takimi kwestiami i mówi to, co dyktuje jej podświadomość. A więc zamiar Stefy był inny, a jak wyszło - Obsydianowy Trawnik skomentowała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się doczekać Kyle'owych paszcz! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. http://bezuzyteczna.pl/edward-i-bella-ze-184592
    :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, jakie to kryteria?

      Usuń
    2. 1. Czy zachowanie Twojego partnera Cię przeraża?
      2. Kontroluje każdy Twój ruch, z kim się spotykasz lub gdzie się udajesz?
      3. Podejmuje za Ciebie wszystkie decyzje?
      4. Nie uważa przemocy za coś złego, zwala winę na Ciebie lub zaprzecza, że stosował przemoc?
      5. Grozi popełnieniem samobójstwa?
      6. Grozi Ci śmiercią?
      7. Próbuje Cię odizolować od twojej rodziny i znajomych?
      8. Niszczy różne rzeczy, gdy jest wściekły?
      9. Popchnął Cię, spoliczkował, ugryzł, kopnął lub podduszał?
      10. Porzucił Cię w niebezpiecznym i nieznanym Ci miejscu?
      11. Przestraszył Cię nieostrożną jazdą?
      12. Zmusił Cię do opuszczenia domu?
      13. Powstrzymał Cię przed wezwaniem policji lub otrzymaniem pomocy medycznej?
      14. Uważa kobietę za przedmiot i wierzy w stereotypowe role płciowe?
      15. Oskarża Cię o zdradę i jest zazdrosny o Twoje znajomości?

      Już jedna odpowiedź twierdząca na któreś z tych pytań to znak, że możesz być w toksycznym związku. Bella spokojnie może postawić ptaszka przy wszystkich ;)
      Tutaj jest jeszcze kilka innych: http://www.creatingfutures.net/abusive.html

      Usuń
    3. Matko, niewiarygodne, to wygląda, jakby Meyerowa dosłownie pisała z tą listą pod ręką i po kolei odfajkowywała punkty. Swój ostatni kontakt ze Zmierzchem miałam pewnie z kilka lat temu, a z miejsc potrafiłabym wymienić przynajmniej po jednym przykładzie do wszystkich piętnastu punktów, bez przypominania sobie książki.

      Zaczynam wierzyć, że Stefa wymyśliła sobie po prostu taki niekończący się, wredny żart, który postanowiła wyrządzić całej ludzkości i jest tak naprawdę mastermindem, który skrzętnie zaplanował napisanie książki o najbardziej chorym związku i to w taki sposób, żeby miliony na całym świecie uznały, że tak to powinno wyglądać. W takim wypadku byłaby chyba absolutnym geniuszem zła - tak umiejętnie wyprać mózgi takiej rzeszy ludzi. Jeśli jest odwrotnie... cóż, to chyba jest po prostu głupia. Nie mam na to innego słowa.

      Usuń
    4. Nie pamiętam Zmierzchu zbyt dobrze, ale brakuje mi tylko dwóch punktów - 9 i 12 :) Moglibyście podpowiedzieć, o które sceny może chodzić?
      Popo

      Usuń
    5. Do 9 można zaliczyć moment z pierwszego tomu, gdzie Edward cisnął Bellą o asfalt, gdy ratował ją przed bohaterskim vanem Tylera, chociaż mógł to zrobić delikatniej. Albo kiedy rzucił ją na tylne siedzenie samochodu, bo musieli uciekać przed Tofikiem i jego kumplami.
      12 to z kolei ucieczka Belli do Włoch, choć do tego Edek jej bezpośrednio nie zmuszał. W takim wypadku znowu jest sytuacja z pierwszego tomu. Tofik już podjął decyzję o pościgu, Edward postanawia więc bez konsultacji z ukochaną wywieść ją jak najdalej od domu, zostawiając jej ojca na pastwę wygłodniałego wampira. Ostatecznie oboje podejmują decyzję o powrocie Belli do Arizony, ale zanim to następuje Edzio nawet jej nie mówi, gdzie ją wywożą.

      Usuń
    6. a punkt nr 10?
      (Mello)

      Usuń
    7. 10 - Zerwanie z Bellą w lesie i zostawienie jej tam. Wiadomo jak Bella reaguje, niemal wpada w histerię i nie może wrócić do domu. Pomaga jej dopiero Sam, który przynosi ją nieprzytomną albo do Charliego.

      Usuń
    8. Ups, be tego albo :P

      Usuń
    9. *Bez. Ech, lepiej już nic nie piszę :D

      Usuń
    10. A, no racja. Nie pomyślałam o tym, bo to było miejsce znane.
      Mello

      Usuń
    11. Taka sierota jak Bella to nawet na własnym podjeździe by się zgubiła.

      Usuń
    12. Nie ma się co pocieszać Smeyer nie jest (niestety geniuszem zła) ona jest po prostu chora albo ma inny problem i powinna udać się po pomoc do specjalisty

      rose29

      Usuń
  5. A mi było bardzo żal pani Summer. Tak, w całej książce moje współczucie wzbudziła dwójka bohaterów - szponowiec i Summer. Chyba nie taki był zamiar autorki ^ ^
    Mello

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli największe emocje w twojej książce wzbudzają losy statystów pojawiających się raz na całą 500-stronicową książkę, to wiedz że coś się dzieje i to coś niedobrego

      Usuń