niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział LII: Operacja

Rozdział 52 składa się prawie całkowicie z dialogów i bardzo niewielkiej ilości akcji. Ale to nic, bo dzisiaj dowiemy się wreszcie, w jaki sposób należy wyjmować dusze z żywicieli. Strasznie tajemnicza tajemnica, dla której Wandzia pozwoliła zabić wiele dusz i ludzi, zostanie odkryta. Przygotujcie proszę coś do amortyzacji, bo zagrożenie headdesków i facepalmów będzie dziś naprawdę spore. Ja się jeszcze nie otrząsnęłam po tej rewelacji.



WandzioMela i Jared wracają z włamu.



Wnieśliśmy nasze łupy do jaskiń od strony południowej, choć to oznaczało, że do rana trzeba będzie przestawić jeepa. Nie chciałam jednak korzystać z głównego wejścia, przede wszystkim dlatego, że Łowczyni mogłaby usłyszeć zamieszanie wywołane naszym przybyciem. Nie byłam pewna, czy czegokolwiek się domyśla, ale wolałam nie dawać jej najmniejszego powodu do tego, by zabiła żywiciela, a co za tym szło, również siebie. Prześladowała mnie opowieść Jeba o jednym z porwanych – mężczyźnie, który nagle przewrócił się na ziemię bez żadnych zewnętrznych oznak spustoszenia, jakiego dusza dokonała w jego czaszce.



Czyli mam rozumieć, że dusza zamordowała kolesia tak sobie, nawet nie podczas zabiegu? Ja pierniczę, jacy pacyfiści, co to się brzydzą przemocą!



Adolf approves : 63
Świat według Terencjusza: 88


Doktor przygotowuje się do operacji. Wandzia na widok skalpeli doznaje flashbackowej traumy, przypominając sobie straszne zabiegi, których była świadkiem.



– Mamy coś dla ciebie – odezwał się Jared, przecisnąwszy się jako drugi przez otwór w skale. Wyprostował się, sięgnął z powrotem do dziury i wydobył z niej spore pudełko. Wyciągnął je przed siebie szerokim gestem, pokazując etykietę.
– Zdrowe Ciało! – zapiał Doktor. – Dużo tego macie?
– Jeszcze jedno. Znaleźliśmy nowy sposób na odnawianie zapasów. Jego główną zaletą jest to, że Wanda nie musi sobie nic rozcinać.



Ha! Wcześniej na to nie wpadli, żeby była ekszyn, ale teraz zdobywanie leków to już pestka, bo nie jest to potrzebne do „dramatyzmu” i popychania akcji do przodu.



Wandzia pokazuje Doktorowi kapsuły i tłumaczy, że są bardzo proste w obsłudze.



– Co powiedzieli Jeb, Brandt i Aaron? – zapytałam.

Doktor podniósł wzrok i spojrzał mi w oczy.
– Zgadzają się... na twoje warunki.

Kiwnęłam głową bez przekonania.
– Nie pokażę ci, jak to się robi, dopóki się nie upewnię.
– Zgoda.
Jared spoglądał na nas pytającym, sfrustrowanym wzrokiem.
– Co mu powiedziałaś? – zapytał zachowawczo Doktor.
– Tylko, że chcę uratować Łowczynię. – Obróciłam się w stronę Jareda, nie patrząc mu jednak w oczy.
– Doktor obiecał mi, że jeśli pokażę mu, jak oddzielić duszę od ciała, dopilnujecie, żeby każda wyjęta z ciała dusza mogła zacząć nowe życie na innej planecie. Nie wolno wam nikogo zabić.
Jared kiwnął zamyślony, przenosząc wzrok z powrotem na Doktora.
– To uczciwe warunki. Mogę dopilnować, żeby reszta też ich przestrzegała. Rozumiem, że wiesz, jak je tam wysłać?
– To będzie równie łatwe jak to, co zrobiliśmy dzisiaj. Tylko że odwrotnie – zamiast zabierać kapsuły, trzeba je będzie tam dostarczyć.



Widzicie, jakie to proste? Wszyscy się zgadzają, sam proces to pestka, z kapsułami poradzi sobie nawet dziecko, wysłanie dusz w cholerę to żaden problem. Bułka z masłem. Wandziu,  powiedz to teraz tym, którzy zginęli, bo tobie się wcześniej nie chciało czegokolwiek zrobić.



Jared leci schować jeepa, zostawiając Wandzię i Doktora.



– Nie rozmawialiście o... Melanie? – zapytał w końcu cicho.

Potrząsnęłam głową.
– Chyba rozumie, do czego to wszystko zmierza. Musi się domyślać mojego planu.
– Ale nie w całości. Nie pozwoli...
– Nikt nie będzie go pytał o zdanie – przerwałam ostro. – Wszystko albo nic. Doktorze.



Ach, czego się nie robi, żeby było dramatycznie.



Doktor odchodzi, żeby porozmawiać jeszcze z Jebem. Wandzia zostaje sama i pogrąża się w rozmyślaniach.



Próbowałam nie myśleć o tym ponurym fakcie, zająć umysł czymś innym, i nagle uprzytomniłam sobie, że nie słyszałam Melanie od... Kiedy ostatnio się do mnie odezwała? Kiedy dogadywałam się z Doktorem? Ogarnęło mnie spóźnione zdziwienie, że w ogóle nie zareagowała, gdy Jared położył się ze mną spać.



Czyżby Mela wpadła w stupor z rozpaczy za tą oślizgłą amebą?



„Mel?”
Cisza.
Nie wpadałam w panikę, gdyż było inaczej niż ostatnim razem. Czułam w głowie jej obecność, tyle że... ignorowała mnie? Co robiła?

„Mel? Co się dzieje?”
Cisza.
„Gniewasz się na mnie? Przepraszam za to, co było wcześniej przy jeepie. Ale przecież wiesz, że nic nie zrobiłam, więc to chyba nie w porządku...”
Przerwała mi nagle poirytowanym głosem. „Oj, weź już przestań. Nie g n i e w a m się na ciebie. Zostaw mnie w spokoju."
„Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać?”



Z angstu, moja droga, z angstu. I dlatego, że Stefcia jej kazała. To chyba oczywiste.



„Czyś ty straciła rozum? Starałam się utrzymać nerwy na wodzy.”
„W pewnym sensie owszem,” odparowała półżartem.
„Myślisz, że mnie powstrzymasz, znikając?”
„A jak inaczej mogę cię powstrzymać? Jeżeli masz jakiś lepszy pomysł, podziel się nim, proszę.”
„Nie rozumiem cię, Melanie. Nie chcesz ich odzyskać? Nie chcesz być znowu z Jaredem? Z Jamiem?”



Dołączam do tego pytania. Czy poza Imperatywem Stefciowym jest cokolwiek, co sprawia, że Mela ma zamiar rzucić wszystko dla tego okropnego bezkręgowca?



Skręciła się, jakby drażniła ją oczywistość odpowiedzi. "Tak, ale... nie mogę..." Potrzebowała paru chwil, żeby się uspokoić. „Nie mogę się pogodzić z tym, że przypłacisz to życiem, Wando. Nie mogę znieść tej myśli.”
Zrozumiałam głębie jej bólu i oczy zaszły mi łzami.
„Ja też cię kocham, Mel. Ale nie ma tu miejsca dla nas obu. Ani w tym ciele, ani w tych jaskiniach, ani w ich życiu...”
„Wcale tak nie uważam.”
„Słuchaj, przestań próbować się unicestwić, dobrze? Bo jeśli uznam, że może ci się udać, każę Doktorowi wyciągnąć mnie jeszcze dziś. Albo powiem wszystko Jaredowi. Możesz to sobie wyobrazić.”



Obie mają skłonności samobójcze, dobrały się jak w korcu maku. Obie są gotowe na pełne poświęcenie i w obu przypadkach jest to bez sensu. Może Mela ma jakąś odmianę syndromu sztokholmskiego? To by nawet pasowało, w końcu Wandzia tak jakby porwała Melę i trzyma ją jako zakładniczkę, tylko że nie w jakiejś ciemnej piwnicy, tylko w jej własnym ciele.



Wandzia stosuje grę psychologiczną, żeby przypomnieć Meli, co straci, jeśli Wandzia nie da nogi z jej ciała.



Wyobraziłam to sobie dla niej, uśmiechając się delikatnie przez łzy. Pamiętasz? Powiedział, że nie wie, do czego może się posunąć, żeby cię odzyskać. Przywołałam wspomnienie gorących pocałunków w tunelu... oraz innych pocałunków i nocy z jej pamięci. Oblałam się rumieńcem i zrobiło mi się ciepło na twarzy.
„Grasz nieczysto.”
„Wiem.”
„Nie poddam się.”
„Dostałaś ostrzeżenie. Nie próbuj się znowu wyłączać.”



Kręci głową. Boru, jakie to wszystko bezcelowe…



Zaczęłyśmy rozmyślać o innych, przyjemnych rzeczach. Na przykład, dokąd wyślemy Łowczynię. Mając w pamięci moją dzisiejszą opowieść, Mel natychmiast zaproponowała Planetę Mgieł, lecz ja byłam zdania, że odpowiedniejsza będzie Planeta Kwiatów. Nie było w całym wszechświecie drugiego tak spokojnego miejsca. Upierałam się, że długie beztroskie życie w promieniach słońca dobrze jej zrobi.



Tak, odpocznie od złego wpływu człowieczej żywicielki i będzie przytulaśna. Wszak cała ta agresja to nie jej wina, więc zasługuje na fajne wakacje. UGH.



Wandzia pokazuje Meli obrazy z innych planet, a Mela odwdzięcza się ziemskimi baśniami. Zabawa nie trwa zbyt długo, bo zaczynają schodzić się ludzie.



Jared pojawił się w wejściu z Łowczynią na rękach. Pozostali szli za nim. Aaron i Brandt trzymali broń w pogotowiu – może na wypadek, gdyby tylko udawała nieprzytomną, by móc znienacka rzucić się na nich z wątłymi pięściami. Jako ostatni wszedł Jeb z Doktorem. Wiedziałam, że chytre spojrzenie Jeba będzie zwrócone ku mnie. Czego się już domyśla ten szalony, przenikliwy umysł?



No, tu akurat wierzę, że domyśla się wszystkiego. Jako jedyny w tej książeczynie facet ma łeb na karku.



Zabieg czas zacząć. Wandzia zaczyna od podania nieprzytomnej Łowczyni Bezbólu. Następnie Jared odwraca kobietę na brzuch, żeby odsłonić bliznę po wszczepieniu duszy. Wandzia prosi Doktora o zrobienie nacięcia dokładnie w tym miejscu, ponieważ sama nie chce tego zrobić.



– Przytrzymaj jej włosy.
Użyłam obu rąk, by starannie odsłonić kark.
– Denerwuje mnie, że nie mogę zdezynfekować rąk – wymamrotał do siebie Doktor. Widać było, że czuje się nieprzygotowany.
– Na szczęście to nie jest konieczne. Mamy Oczyszczacz.



To brzmi jak jakaś tania podróbka Domestosa.



– Wiem. – Westchnął. Tak naprawdę chodziło mu o pewien rytuał i związany z nim komfort psychiczny.



Antyseptyka przy operacjach i zabiegach to żaden pusty rytuał tylko konieczność, głupia krowo.



Wandzi w ostatniej chwili przypomina się, że robi wszystko nie po kolei. Zanim zaczną rozcinać żywicielkę, trzeba przygotować kapsułę dla Łowczyni, wszak dusze nie wytrzymują długo poza ciałem mundurka. Duszka tłumaczy Jaredowi, jak włącza się to ustrojstwo. Rzeczywiście obsługa kapsuły jest dziecinnie prosta. Tu nadusić, tam przekręcić, zapala się światełko i gotowe. Doktor wykonuje wreszcie nacięcie, a Wandzia przystępuje do roboty. Opis procesu zacytuję wam w całości, bo po prostu inaczej się nie da. Trzymajcie się.



Przesunęłam palcem wzdłuż tylnej krawędzi srebrzystej istoty, stopniowo wsuwając palec w ciepłą ranę. Wyczułam naprężone przednie wici, naciągnięte niczym struny harfy, sięgające gdzieś w dalekie zakamarki głowy.
Przełożyłam palec spodem na drugą stronę ciała i powiodłam nim wzdłuż drugiego rzędu wici, sztywnych i gęstych jak włosie szczotki.
Dotykałam ostrożnie kolejnych spojeń owych twardych anten – malutkich stawów, nie większych niż główka szpilki. Zatrzymałam palec mniej więcej w jednej trzeciej drogi. Mogłam je liczyć, ale to zajęłoby mi dużo czasu. Szukałam dwieście siedemnastego połączenia, lecz można je było znaleźć inaczej. Niewielkie zgrubienie czyniło je nieco większym od pozostałych – bliżej mu było do drobnej perły niż główki szpilki. Wyczulam koniuszkiem palca jego gładką powierzchnię.
Nacisnęłam je leciutko, delikatnie masując. Wśród dusz można było coś zdziałać tylko dobrocią. Nigdy przemocą.
– Rozluźnij się – szepnęłam.
I dusza posłuchała, choć nie mogła mnie słyszeć. Twarde jak struny wici zaczęły wiotczeć i cofać się. Czułam, jak ślizgają mi się po skórze, jak dusza lekko pęcznieje. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, serce zdążyło mi zabić kilka razy. Wstrzymałam oddech, dopóki nie poczułam, że dusza zaczyna falować. Próbowała się wydostać.
Pozwoliłam jej trochę się wysunąć, po czym delikatnie objęłam małe, wrażliwe ciało palcami. Uniosłam je, srebrzyste i lśniące, całe we krwi, która jednak bardzo szybko spłynęła po gładkiej powłoce, i przytuliłam w dłoni.
Była piękna. Dusza, której imienia nigdy nie poznałam, kłębiła się mojej dłoni niczym srebrna fala... cudowna upierzona wstęga. Nie mogłam nienawidzić Łowczyni w tej postaci. Czułam, jak wypełnia mnie uczucie niemalże matczynej miłości.
– Śpij spokojnie, maleństwo – szepnęłam.
Zwróciłam się w stronę cichego szumu dobiegającego z kapsuły. Jared stał tuż obok mnie, trzymając ją nisko i pod kątem, tak bym mogła z łatwością wsadzić duszę do mroźnego powietrza, którym zionął otwór. Wsunęłam ją do środka, po czym starannie zamknęłam pokrywę.



Proszę Państwa, dusze wyjmuje się mizianiem po pleckach i czułymi słówkami.



Powtarzam:

Dusze wyjmuje się mizianiem po pleckach i czułymi słówkami.



W razie, by ktoś miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości:

Dusze wyjmuje się mizianiem po pleckach i czułymi słówkami.







Właściwie nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Walenie głową o twarde powierzchnie mam już na szczęście za sobą. To jest ten wielki sekret, Stefa?! Żartujesz sobie! Wystarczyło być trochę milszym i to wszystko? Ci wszyscy ludzie i dusze umarli, bo Doktorek nie zrobił im masażu macek przed wyjęciem i nie powiedział kilku miłych słów. Aż szkoda, że mogą dać tylko jedną jasną paszczę, ale za to będzie to megapaszcza.



O jasna paszcza!: 11



To już jest naprawdę śmierdzące lenistwo ze strony Stefki. Żaden specjalny sprzęt nie jest potrzebny poza kapsułami, ale one nie są niezbędne do wyjęcia duszy, tylko do jej utrzymania przy życiu. Żadnych skomplikowanych procedur, narzędzi, które trzeba zdobyć, nic. All you need is love! No ba. Jak ja się cieszę, że to badziewie zbliża się już ku końcowi, bo ta góra idiotyzmu robi się coraz bardziej przerażająca.



Pytanie tylko, jak Wandzia wykrzesała z siebie tyle ciepłych uczuć dla Łowczyni, żeby ją dzięki nim wyciągnąć, skoro tak jej nienawidzi. Wiem, wiem, coś tam bełkotała, że nie może nienawidzić Łowczyni w jej sparklącej postaci, ale to przecież jakieś banialuki. Chyba że po prostu udawała. Nie, nie, co ja robię, sensu szukam? Pff, już mi się chyba też we łbie poprzewracało.




Ale, ale, zabieg jeszcze się nie zakończył. Owszem, duszę wyciągnięto z ciała i wsadzono do kapsuły, ale co z żywicielką? Czy się przebudzi, czy zniknęła na dobre pod wpływem Łowczyni i pozostało już tylko ciało? Trzeba trochę poczekać, żeby chloroform, którym ją uśpili, przestał działać.



Doktor poszedł za nim, sprawdził kobiecie puls, zajrzał pod powieki, Poświecił w nieprzytomne oczy latarką i obserwował zwężające się źrenice. Nie otaczał ich już srebrny pierścień, nic nie odbijało światła. Wymienili z Jaredem długie spojrzenia.
– Naprawdę to zrobiła – powiedział Jared ściszonym głosem.
– Tak – odparł Doktor.
Nie słyszałam, kiedy Jeb zjawił się u mego boku.
– No, no. Ładna robota.

Wzruszyłam ramionami.
– Nie czujesz się ciut rozdarta?

Milczałam.
– Ja też, skarbie. Ja też.
Za nami Aaron i Brandt rozmawiali podnieconymi głosami, odpowiadając sobie nawzajem na niedokończone pytania. O rozdarciu nie mogło być u nich mowy.



I naprawdę nikt nawet zdaniem nie wspomniał, że Wandzia to skończona suka, która skazała na śmierć mnóstwo osób, bo trzymała język za zębami, kiedy rozwiązanie problemu było tak proste i absolutnie wykonalne nawet w spartańskich warunkach jaskini? Wiem, że to duży przełom, wszyscy się cieszą, ale ktoś w końcu mógłby zwrócić uwagę na taką oczywistość.



Aaron i Brandt już się palą do porywania dusz, ale Jeb gasi ich zapędy, przypominając, że najpierw trzeba wykopać z Ziemi Łowczynię.



Brandt i Aaron wymienili krzywe spojrzenia.
Potrzebowałam więcej sprzymierzeńców. Co prawda Jared, Jeb i Doktor mieli najwięcej do powiedzenia, ale nawet oni potrzebowali wsparcia. Wiedziałam, co to oznacza. Musiałam porozmawiać z Ianem.
Z innymi oczywiście też, ale z nim koniecznie. Serce jakby zapadło mi się i skurczyło w piersi. Odkąd tu przybyłam, robiłam wiele rzeczy, na które nie miałam ochoty, ale nie mogłam sobie przypomnieć równie ostrego i przenikliwego bólu. Nawet sama decyzja o oddaniu życia za życie Łowczyni, choć niosła ze sobą ogromne, rozległe cierpienie, była w ostatecznym rozrachunku łatwiejsza, ponieważ miała uzasadnienie w szerszym kontekście wydarzeń.



Nie, nie miała. To wszystko jest bez sensu. Ale już to przecież tłumaczyłyśmy. Boru, brzmię jak zdarta płyta…



Ale pożegnanie z Ianem przeszywało mnie niczym brzytwa; kiedy o nim myślałam, traciłam z oczu resztę faktów. Szukałam rozpaczliwie sposobu na to, by oszczędzić podobnego bólu jemu. Było to jednak niemożliwe.
Jedyna gorsza rzecz, jaka mnie czekała, to pożegnanie z Jaredem.
Natomiast z Jamiem planowałam nie żegnać się wcale.



No pewnie, bo po co? Zniknij, jakbyś go miała głęboko w dupie, na pewno chłopak poczuje się lepiej, gdy się dowie, że odwaliłaś kitę, a on nie mógł się wcześniej nawet pożegnać.



WTEM!



– Wanda! – odezwał się Doktor przenikliwym głosem.

Pospieszyłam do łóżka, przy którym stał. Zanim jeszcze tam doszłam, widziałam, jak zwisająca z brzegu materaca mała oliwkowa dłoń zaciska się i otwiera.
– Ach – jęknęło ciało znajomym głosem Łowczyni. – Ach.
W pomieszczeniu zaległa zupełna cisza. Wszyscy spoglądali na mnie, jakbym to ja była specjalistką od ludzi.
Trąciłam Doktora łokciem, nadal trzymając w objęciach kapsułę.
– Porozmawiaj z nią – szepnęłam.
– Yyy... Halo? Czy... pani mnie słyszy? Jest pani bezpieczna. Rozumie mnie pani?
– Ach – westchnęła ciężko. Zamrugała powiekami i od razu skupiła wzrok na twarzy Doktora. Wyglądała na całkiem odprężoną – musiała się czuć znakomicie, w końcu podałam jej Bezból. Oczy miała czarne jak onyks. Rozglądała się po grocie, aż ujrzała mnie i, widocznie mnie poznając, odruchowo skrzywiła twarz. Przeniosła wzrok z powrotem na Doktora.
– Jak dobrze mieć głowę z powrotem dla siebie – odezwała się głośno i wyraźnie. – Dzięki.



No brawo, udało się! Widzicie, jakie to proste? Wszystko gra, można się zabrać za następne dusze. Teraz trzeba tylko znaleźć taką żywicielkę, która po wyjęciu duszy się nie obudzi, żeby gdzieś móc wsadzić Wandzię. Ups, chyba wam niczego nie zaspojlerowałam, prawda? Myślę, że nikt się nie łudzi, że Wandzia zejdzie z tego łez padołu. A przecież trzeba jej skombinować jakiś nowy mundurek, bo sobie z Ianem nie poużywa. Najlepiej właśnie taki pusty. Wtedy i wilk syty, i owca cała, i wyrzutów sumienia jakby mniej. Teoretycznie. Problemy natury moralnej, jakie niesie takie rozwiązanie, na pewno jeszcze omówimy. Ale już nie dziś, bo to koniec rozdziału.



Statystyka:


Adolf approves : 63
Bellanda Wandella van der Mellen : 81
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 28
Ludzkość ssie: 62
Mea culpa: 33
Mój ssskarb : 24
Nie ma jak u mamy: 28
O jasna paszcza!: 11
Świat według Terencjusza: 88
Welcome to Bedrock: 72
Witaj, Morfeuszu : 17



Obsydianowy Trawnik

27 komentarzy:

  1. Beige, jak miło, że dodałaś analizę tak wcześnie. Dziękować! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj wyjeżdżam, więc musiałam się spiąć;).

      O.T.

      Usuń
  2. Tak, odpocznie od złego wpływu człowieczej żywicielki i będzie przytulaśna. Wszak cała ta agresja to nie jej wina, więc zasługuje na fajne wakacje. UGH.
    To chyba kolejny spojler :) Ale nie jesteśmy źli, no bo... Właściwie kogo to obchodzi, co się dzieje w tej poronionej ksionrzce? Pamiętam, że kiedy sama czytałam ten rozdział szmat czasu temu, zaśmiałam się głupkowato. I mean, seriously, dlaczego do jasnej anielki nie ma tam niczego, co by nie poszło bohaterom? Przecież teraz się właśnie okazuje, że ta cała inwazja to pic na wodę i w ciągu kilku lat to ludzie będą górą. I powiedziałabym coś więcej, ale żal mi strzępić języka. Żal mi siebie i żal mi was, że musieliśmy to przeczytać.
    Ech, chyba wpadam w zwykły angst.
    Popo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To raczej nie spojler, a nawiązanie do początków książki - dusze nie są złe, negatywne emocje przejmują od złych, złych ludziów.

      Usuń
    2. Ach, rzeczywiście, nie skojarzyłam od razu :) Jak miło, że ktoś jeszcze z uwagą śledzi kanon :D
      Popo

      Usuń
    3. Anonimowy powyżej: tak i nie. W przypadku zwykłych dusz faktycznie tak jest,ale tu ta zasada nie działa - o czym więcej w kolejną niedzielę.

      Maryboo

      Usuń
    4. Maryboo, wiem o tym, ale jeśli ktoś nie zna kśonszki, to nie jest to dla niego spojler :)

      Usuń
  3. Czy ja dobrze pamiętam, że gdzieś wcześniej było wspomniane, że rzadko ludzie pozostają "przytomni" po wszczepieniu robala? I że rzadko się budzą po jego wyjęciu? Coś mi się tak kojarzy, ale nie wiem czy tak było, czy tylko wymyśliłam. Bo jeśli tak, to albo Stefa znów nie stosuje się do własnego kanonu, albo mamy kolejny dowód na zajedwabistość Wandy - pierwsza operacja i od razu udana.
    Milka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedź jest prosta: Wanda jest awesome. No i Stefa używa swojego kanonu tylko wtedy, kiedy się jej chce. Znaczy to ni mniej ni więcej jak to, że niektórzy się wybudzą inni się nie wybudzą, ale ci nie wybudzeni to przecież statyści statystów statystów, tak wszystkim potrzebni, że o ja cię, z tym, że nie. Także, ekhem, tyle.
      Popo

      Usuń
    2. Czyli dobrze mi się kojarzyło, że wybudzenie to rzadkość?
      Milka

      Usuń
    3. Tak, kiedyś zostało wspomniane, ze niby po odrobaczeniu zostaje warzywko, ale wiesz... Stefa.

      Usuń
  4. Czy tylko mnie opis wyjmowania duszy brzmi jak... no cóż, porno?
    Naprężone wici, nabrzmiała dusza, wsadzanie palców w ciepłą... ranę. Well...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie też... nawet sobie pomyślałam: "to naprawdę wystarczy zrobić tej amebie dobrze i już?" ... trochę to obrzydliwe prawdę mówiąc.

      rose29

      Usuń
  5. A teraz wyobrazmy sobie, ze przejely nas duszyczki. Po wielu miesiacach zamkniecia we wlasnej-niewlasnej glowie ktos nas ratuje. Nasza reakcja to:
    a) meh... no spoko;
    b) lzy szczescia, histeryczna radosc, taniec na czesc nowoodzyskanej wolnosci i prawdziwa, gleboka wdziecznosc dla tego kto nas uratowal?
    A nie, sorki. Zapomnialam, ze ta kobieta, ekslowczyni, to tylko statystka. Plylek ledwie przy teh dramie WandzioMeli. Nie jest warta opisu jej przezyc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przypominam sobie, żeby ktoś wspominał co dzieje się z osobą, w której siedzi dusza (poza tymi "wyjątkowymi" przypadkami jak Mela), ale to pewnie dlatego, że Intruz ciągnie się jak guma od gaci... Jeśli zachowuje świadomość, tylko nie może się "odzywać", to w 100% zgadzam się z twoim komentarzem. Jeśli natomiast taka osoba "śpi" (ło matko, ile cudzysłowów w jednym komentarzu!), to powinna być raczej oszołomiona i zastanawiać się co się stało - tylko "Jak dobrze mieć głowę z powrotem dla siebie" raczej wyklucza tę drugą opcję.

      Usuń
    2. Z tego co mi sie kolacze w glowie, jesli ktos nie jest specjalnym platkiem sniegu to zostaje wylaczony przez duszke, a z biegiem czasu zupelnie znika. W kazdym razie moj komentarz odnosil sie do slow ekslowczyni o glowie na wlasnosc. Gdyby Stefa pamietala o wlasnym kanonie i ta statystka cudem przetrwala, ale nic nie pamietala bo byla odcieta to wtedy nie ma problemu. Ale wszystko sugeruje ze mundurek byl caly czas swiadom tego co sie dzieje dokola, stad mocno zgrzyta mi jej reakcja.

      Usuń
    3. Ta kobieta zareagowała, jakby w końcu pozbyła się z mieszkania natrętnego gościa, który wyjadał jej przez kilka godzin solone orzeszki, a nie kosmitę, który kontrolował całe jej ciało.

      Usuń
    4. Ja bym zareagowała o wiele gorzej niż ona na gościa, który mi wyżera orzeszki, by być szczerym.
      Ale wiecie, problem polega na tym, że Łowczyni jest aż tak zła, że ojacię i dlatego nie zniknęła. O ile dobrze pamiętam, rzecz jasna, a czytałam to kij wie ile czasu temu.
      Popo

      Usuń
  6. cały czas mam wrażenie, że autorka zamiast zaplanować sobie całą historię i dopiero zacząć pisać (ewentualnie nanosić zmiany do całości, jeśli wpadnie na coś w trakcie pisania), to pisze sobie ot tak i po drodze zastanawia się co dalej. no i potem wychodzi tak, że nie trzyma się swojego własnego kanonu... palnęła coś w jakimś rozdziale, a potem pisała sobie dalej i tyle. to tak jak autorki blogów o TH i ich luźno powiązane chaptery, odcinki czy party opka.

    jestem pełna podziwu dla was, że chce wam się to analizować... dla nas :D no i jestem bardzo ciekawa, dlaczego cholera jasna NIKT nie poprawił tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najprawdopodobniej dlatego, że nie pozwoliła na to Meyer. Robota edytora pracującego nad dziełami poczytnych autorów jest bardzo niewdzięczna. Stefa jest żyłą złota dla swojego wydawnictwa i jeżeli uprze się, że pierwsza wersja dzieła jest wersją idealną i nie wymaga żadnych poprawek poza ewentualnymi literówkami czy gramatyką, to edytor nie może owych poprawek wymusić - co najwyżej zasugerować. A jak wszyscy wiemy, Meyer nie jest zbytnio odporna na wszelką krytykę...

      Maryboo

      Usuń
    2. Powiedziałabym raczej, że Meyer jest aż nadto odporna na krytykę ;)
      Popo

      Usuń
    3. Och nie, nie jest. Wystarczy poczytać sobie wywiady z tą panią po klęsce BD - ta książka to nic innego jak wszelakie fantazje Stefy przelane na papier z jej awatarem w roli głównej, więc każdą krytykę pod adresem BD odbierała jako krytykę siebie i swoich marzeń. Fanów, którym nie spodobała się ostatnia część Zmierzchu zarzuciła niewłaściwe podejście (proponuję zerknąć na odpowiedź jej brata Setha na petycję pewnej czytelniczki), a na końcu oznajmiła, iż "Twilight is not a happy place anymore". Meyer w gruncie rzeczy naprawdę nie różni się niczym od autorek dzieł analizowanych na NAKWie i PLUSie.

      Maryboo

      Usuń
    4. Rany, brzmi strasznie. Rozumiem, że autor jest związany emocjonalnie ze swoim dziełem jak, jakby nie patrzeć, nieomal z własnym dzieckiem - w końcu przelał tam swoje serce i poświęcił na to tysiące godzin pracy, ale spodziewałabym się odrobinę godności po takim człowieku. Jak można kłócić się z kimś, komu się nie podoba twoja książka?
      I od razu przypomina mi się ałtorkasia :(
      Popo

      Usuń
    5. Nie jestem edytorem, nie znam się na tej pracy, ale gdyby ktoś poprosił mnie o poprawienie "Intruza", to zaproponowałabym tej osobie napisanie książki od nowa. W tym przypadku nawet poprawianie większych fragmentów na nic by się nie zdało, także wydawnictwu pozostało nanieść kosmetyczne zmiany i wydać tego potworka. =) I ja się temu nie dziwię, bo gdyby miało mi wpaść w rączki kilka milionów, to zostałabym nawet szefową fanklubu Stefki. Jakby mnie sumienie gryzło, to mogłabym w ramach zadośćuczynienia dla świata wydać jakąś dobrą książkę autorstwa jakiegoś niedocenionego pisarza za te pieniądze.

      Usuń
    6. co tam z szefowaniem u stefy... ja bym sama chętnie wyprodukowała jakiegoś gniota za kilka milionów! np. "porywającą" opowieść o nastolatce, która dowiedziała się, że jest super zajebistym wybrańcem i musi uratować świat. mam nadzieję, że beige i maryboo by mnie zanalizowały. :D

      Usuń
  7. A czy przypadkiem Jeb nie wspominał, że był przy wszczepianiu duszy?

    OdpowiedzUsuń