niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział L: Ofiara


… losu, cholera jasna. Dzisiejszy odcinek to jeszcze większa jasna paszcza niż poprzednie. Sensu nie ma, logiki, nie ma, niczego nie ma. Dzień jak co dzień, tylko bardziej.



Wandzia i Mela kłócą się wewnętrznie o to, czy zaciukać Łowczynię, czy też nie.



„Nie, Wando, nie!”
„Nie bądź głupia, Mel. Ze wszystkich ludzi ty najbardziej powinnaś docenić zalety tego rozwiązania. Czy nie tego właśnie pragniesz?”
Ale choć próbowałam myśleć o tym jak o szczęśliwym zakończeniu, nijak nie mogłam się uwolnić od grozy. Powinnam przecież umrzeć, broniąc tego sekretu. Miałam go chować w sobie za wszelką cenę, bez względu na tortury, jakie przyjdzie mi z tego powodu cierpieć.



Sekretu, którego zdradzenie, warto pamiętać, ocaliłoby sporo niewinnych duszyczek i ludzi.



Nie spodziewałam się jednak innej niezwykle bolesnej tortury – kryzysu sumienia zaciemnionego i zagmatwanego przez miłość do ludzi.
Gdybym to zrobiła, nie mogłabym już uchodzić za emigrantkę. O nie, byłabym po prostu zwykłą zdrajczynią.



Ale za to zrobiłabyś to, co moralnie właściwe.

Ups, nawet nie spytałam… Wiecie, o co chodzi, prawda? W razie, gdyby ktoś się zagmatwał w tych jakże, ekhm, tajemniczych niedomówieniach, rozmowa cały czas obraca się wokół tego, że Wandzia wie, jak bezpiecznie wyjmować dusze, więc zamiast zabić Łowczynię, a wraz z nią jej żywicielkę, może ją wyciągnąć i wykopać w cholerę. Lub ewentualnie zabić ją w jej amebiej formie, ale to jej pewnie nie przyszło do głowy. Poza tym Wandzia ma też plany co do własnej osoby. Martyrologiczne, oczywiście.



Meli się to wszystko bardzo nie podoba.



„Nie dla niej, Wando! Nie dla niej!” – zaskowyczała Mel.
„Mam czekać? Aż złapią inną duszę? Niewinną? Taką, której nie będę nienawidzić? Prędzej czy później i tak muszę się na to zdecydować.”


Aha, czyli wcześniej byłaś zbyt zajęta spazmowaniem, jacy to ludzie są barbarzyńscy i źli, żeby zapobiec następnym zabiegom na duszach. Ale teraz nadszedł czas. UGH.



O jasna paszcza!: 4



„Pewnie bym to zrobiła, Mel. Znalazłabym dla siebie usprawiedliwienie, gdyby była właśnie taką niewinną duszą. Pozwoliłabym wtedy, żeby ją zabili. Byłabym pewna, że jestem obiektywna.”



Pozostawiam bez komentarza, albowiem jest on zbędny.



Adolf approves : 58




Czy ktoś może uświadcza jakąś logikę w rozważaniu Wandzi? O moralność nie pytam, nie jestem aż tak naiwna.



Mela znowu przypomina Wandzi, że przecież ona nienawidzi (jak każda przykładna dusza)

Świat według Terencjusza: 82

Łowczyni, ale do Wandzi nic nie dociera.


Jeb przygląda się całej scenie z rosnącym WTF-iem na twarzy. Wandzia prosi o jeszcze trochę czasu, zanim zdecyduje, co robić, po czym udaje się do swojego pokoju. Po drodze nadziewa się na Lily.



Było ciemno, przez szczeliny w suficie nie przenikało prawie żadne światło. Nie zauważyłam Lily i potknęłam się o nią w ciemnościach.
Twarz miała tak spuchniętą od łez, że ledwie ją poznałam. Leżała zwinięta w kłębek na podłodze na środku korytarza. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, chyba nie całkiem mnie rozpoznając.
– Dlaczego? – zapytała.

Spoglądałam jej niemo w twarz.
– Powiedziałam, że życie i miłość trwają. Ale dlaczego? Nie powinny. Już nie. No bo po co?
– Nie wiem, Lily. Naprawdę nie wiem.
– Dlaczego? – zapytała znowu, ale nie mówiła już do mnie. Patrzyła szklistymi oczami prosto we mnie, ale nie na mnie.



Nie żeby ta scena miała jakiś wyraźny wpływ na cokolwiek. Chyba Stefci chodziło o instant drama w postaci cierpienia z miłości - tym razem w wariancie my lover is dead. Jako że ta scena pasuje do reszty rozdziału, jak świni siodło:



O jasna paszcza!: 5


Wandzia dociera do swojego pokoju i wznawia wewnętrzne boje.



Kiedy mówiłam Jebowi, że mam jeszcze jedno pytanie, nie kłamałam. Nie było to jednak pytanie do Łowczyni, lecz do siebie samej.
A brzmiało ono już nie, czy mogę to zrobić, lecz – czy to zrobię.
Mogłam ocalić życie Łowczyni. Wiedziałam, jak tego dokonać, nie narażając niczyjego życia. Z wyjątkiem własnego. Musiałam się poświęcić.



Because…? Nie no, jasne, Wandzia to Mary Sue pierwszej klasy, więc martyrologia i idiotyczne poświęcanie się jest niezbędne. Wandzia zamierza popełnić seppuku. A raczej zmusić kogoś innego do morderstwa, ale dla niej to pewnie żadna różnica. Mela dostaje spazmów, gdyż albowiem ponieważ kocha Wandzię nad życie i nie chce, żeby duszka opuściła jej ciało i dała się potem zabić.



Przypomniałam sobie, jak się godziłyśmy, gdy Jamie był chory. Powiedziałam jej wtedy, że wcale nie chcę się jej pozbyć, i przeprosiłam, że to wszystko, co mogę dla niej zrobić.
Było to nie tyle kłamstwo, ile niedokończone zdanie. Nie mogłam dla niej zrobić nic więcej – jeżeli sama chciałam zachować życie.



Czyli jakby kłamstwo. Mhm.



Kłamstwem było dopiero to, co powiedziałam Jaredowi, dosłownie kilka sekund później.



Świat według Terencjusza: 83




Stwierdziłam wtedy, że nie potrafię przestać istnieć. W kontekście tamtej rozmowy była to prawda. Nie wiedziałam, jak zniknąć z ciała Mel. Teraz jednak dziwiłam się, że wtedy nie zdałam sobie od razu sprawy z fałszywości tych słów, że nie dostrzegałam tego, co teraz było dla mnie oczywiste. Naturalnie, że wiedziałam, jak zniknąć.



Czy mam być tym zszokowana? Od razu wiedziałam, że Wandzia spokojnie może się wynieść, tylko nie chce, bo jej za wygodnie.



Po prostu nigdy nawet nie dopuszczałam do siebie takiej możliwości –że mogłabym sprzeniewierzyć się wszystkim duszom na Ziemi.
Gdyby bowiem ludzie dowiedzieli się, że znam tajemnicę, dla której, tyle razy zabijali, musiałabym za to zapłacić.



Dziwisz się, ty głupia galareto?! Przez to, że trzymałaś język za zębami zginęło wielu ludzi, których mózgi zostały zmiażdżone przez dusze podczas wyciągania tych pasożytów. A wystarczyło powiedzieć dwa zdania. Jasne, że ludzie powinni być wpienieni, jak się o tym dowiedzą.



„Nie, Wando!”
„Nie chcesz być wolna?”
Długa cisza.
„Nigdy bym cię o to nie poprosiła, odparła w końcu. Ani nie zrobiłabym tego dla ciebie. A już na pewno nie zrobiłabym tego dla Łowczyni!”
„Nie musisz mnie prosić. Myślę, że sama bym to zaproponowała... prędzej czy później.”
„Dlaczego tak sądzisz?” – zapytała tonem bliskim płaczu. Wzruszyło mnie to. Spodziewałam się raczej, że będzie zachwycona.



Imperatyw Stefciowy mówi wyraźnie, że wszyscy mają kochać Wandzię, więc i Mela też ją uwielbia, pomimo bycia jak najbliżej duszki i jej okropnego charakteru. Wandzia próbuje tłumaczyć Meli, dlaczego chce zrobić exit stage left.



„Po części ze względu na nich. Na Jareda i Jamiego. Mogę im podarować cały świat, wszystko, czego pragną. Mogę im dać ciebie. Pewnie zdałabym sobie z tego sprawę... w końcu. Kto wie? Może Jared sam by mnie o to poprosił. Wiesz, że bym mu nie odmówiła.”
„Ian ma rację. Za bardzo się umartwiasz. Nie znasz miary. Musisz sobie wyznaczyć granicę, Wando!”
„Ach, Ian,” jęknęłam. Przeszył mnie nowy ból, zaskakująco blisko serca.
„Odbierzesz mu cały świat. Wszystko, czego pragnie.”
„Z Ianem i tak nic by nie wyszło. Nie z tym ciałem, mimo że je kocha. Ono nie kocha jego.”



No z tym się akurat ciężko nie zgodzić, biorąc pod uwagę, że jakiekolwiek intymne kontakty między Ianem i Wandzią w obecnej sytuacji to napaść seksualna na Melę.



„Wando, ja..." Melanie szukała stów. Radość, której się po niej spodziewałam, wciąż nie przychodziła. Znowu o tym pomyślałam i znowu mnie to wzruszyło. "Chyba nie potrafię ci na to pozwolić. Jesteś zbyt ważna. Jeżeli spojrzeć na wszystko trzeźwym okiem, jesteś dła nich bardziej wartościowa niż ja. Możesz im pomóc, możesz ich uratować. Ja tego nie potrafię. Musisz zostać.”



Melu, mówisz, jakby Wandzia była w stanie magicznie sprawić, że ludzkość wygra wojnę z duszami i odzyska Ziemię, a przecież to oczywiste, że ta ameba się do niczego nie nadaje.



„Nie widzę innego wyjścia, Mel. Dziwię się, że nie zrozumiałam tego wcześniej. Teraz to się wydaje takie oczywiste. Oczywiście, że muszę odejść. Oczywiście, że muszę ci oddać ciebie. Już wcześniej wiedziałam, że my, dusze, popełniłyśmy błąd, przybywając na Ziemię.”



You don’t say?



„Pozostaje mi uczynić jedyną słuszną rzecz, czyli odejść. Przetrwaliście już beze mnie, uda wam się i tym razem. Wiele się ode mnie dowiedziałaś o duszach – będziesz im pomagać. Nie rozumiesz? To jest szczęśliwe zakończenie. Oni wszyscy chcą, żeby ta historia właśnie tak się zakończyła. Mogę im dać nadzieję. Mogę im dać... może nie bezpieczną przyszłość. Może nie tyle. Ale chcę im dać wszystko, co mogę.”
„Nie, Wando, nie.”



Boru, Stefa usilnie stara się, żebyśmy ubóstwiali Wandzię, współczuli jej i wzruszali się, jaka to ona cudowna i jakże się poświęca. Niestety, to się nie uda, bo Wandzia jest beznadziejną bohaterką, którą ciężko polubić. Nie współczułam jej, gdy doznawała traumy po morderstwach duszek podczas zabiegów Doktorka, więc i teraz nie mam ochoty wyć wraz z Melą „Wandziu, nie odchodź!” Fail.



Płakała, nie mogła się już wysłowić. Byłam wzruszona, łzy napłynęły mi do oczu. Nie miałam pojęcia, że tak jej na mnie zależy. Prawie tak bardzo jak mnie na niej. Do tej pory nie rozumiałam, że się kochamy.
Nawet gdyby Jared nigdy mnie o to nie poprosił, nawet gdyby nie istniał... Prędzej czy później ta droga i tak by mi się ukazała i nie mogłabym wybrać innej. Tak bardzo kochałam Mel.



Zaraz utoniemy w tym dramatyzmie. Ileż MIŁOŹDZI, ach, ach! Mela, która chciała za wszelką cenę wrócić do Jamiego i Jareda, teraz ma zamiar poświęcić ten cel, żeby pasożyt okupujący jej ciało został wśród ludzi. Gdyby jeszcze ta ameba była bór wie jak cudowna, ale przecież wiemy, że nie jest. Wandzia zaś stwierdza nagle, że coby się nie działo, i tak w końcu oddałaby ciało Meli. Któż by pomyślał.



Wandzie leży w jaskini i angstuje. Zastanawia się, czy utrzymała ciało Meli w dobrym stanie, żeby dziewczyna była zadowolona, kiedy odzyska nad nim władzę.



Duszka nie chce się żegnać z jakże przytulnym mundurkiem, jest on jej ulubionym ubrankiem ze wszystkich dotychczasowych, które ukradła. Całkiem ładny mundurek miał też inne zalety. Pozwolił jej trochę sobie pohulać.



Dotknęłam ust, przywołując wspomnienie pocałunków Jareda i Iana. Nie każdemu dane było pocałować tyle pięknych ciał. Nawet przez ten krótki czas dostałam od życia bardzo wiele.



Prawda, jakie Wandzia ma wspaniałe priorytety? Udało jej się dzięki ludzkiemu ciału powymieniać ślinę z dwoma ciachami. Reszta, jak rozumiem, się już tak nie liczy.



Tylko dlaczego było takie krótkie! Trwało może rok, nie byłam pewna. Jedno okrążenie błękitno-zielonej planety wokół niepozornej żółtej gwiazdy. To zdecydowanie najkrótsze ze wszystkich moich żyć.
Najkrótsze, najważniejsze, najbardziej rozdzierające. Życie, które pomogło mi zrozumieć, kim jestem. Życie, które związało mnie na dobre z jedną gwiazdą, jedną planetą, jedną obcą rodziną.



A jednak to życie tak naprawdę niczego cię nie nauczyło. No ale przynajmniej wreszcie Wandzia ma zamiar naprawdę oddać Meli jej ciało, więc to chociaż jakiś postęp.



Mela jeszcze raz stara się odwieść Wandzię od planu samozniszczenia, ale duszka nie ustępuje. Ameba postanawia udać się do Doktorka, żeby dobić targu.



Spodziewałam się zastać Doktora w szpitalu, ale gdybym go tam nie znalazła, byłam gotowa poczekać. Powinien być sam. Biedny Doktor.
Odkąd uratowaliśmy Jamiemu życie, spędzał noce samotnie w szpitalu. Sharon zabrała swoje rzeczy i wyprowadziła się do matki, a Doktor nie chciał sypiać sam w opustoszałym pokoju.
Jak wiele nienawiści miała w sobie Sharon. Wolała zniszczyć własne i cudze szczęście, niż wybaczyć Doktorowi, że pomógł mi uleczyć Jamiego.



Ja wiem, że Sharon tak naprawdę nigdy nie była prawdziwą postacią, od razu została karykaturą postaci, ale to jest już skrajny idiotyzm.



O jasna paszcza!: 6



Ostatnimi czasy Sharon i Maggie był prawie całkiem nieobecne. Ignorowały wszystkich tak, jak kiedyś tylko mnie. Byłam ciekawa, czy to minie wraz z moim zniknięciem, czy też obie tak się zapiekły, że nic już tego nie zmieni.



Co tylko potwierdza teorię, że Stefcia chciała mieć kogoś na kształt antagonistek w jaskini, a nie tylko poza nią (patrz Łowczyni), ale zupełnie nie wiedziała, co z tymi babami zrobić. Są, a jakby ich nie było, bo właściwie poza łypaniem złowrogo i trzema na krzyż niemiłymi komentarzami niczego nie dokonały. Zresztą z Łowczynią też Stefie nie wyszło. Przynajmniej w failach Smeyerowa naprawdę jest konsekwentna.



Wandzia dociera do szpitala. Doktorek jest wielce zdumiony wizytą duszki.



Jego pociągła twarz przybrała łagodny wyraz, nie było w niej nic niepokojącego. Nie chciało się wierzyć, że kiedyś miałam go za potwora.



No cóż, w końcu zamordował sporo twoich ziomali, Wandziu… Ale łagodna twarz wszystko wymazuje. Najwyraźniej.



Wandzia nie owija w bawełnę, tylko przechodzi od razu do rzeczy.



– Jesteś słownym człowiekiem – zaczęłam.
Kiwnął głową i już miał coś odpowiedzieć, ale podniosłam szybko dłoń.
– Nikt nie wystawi tego na próbę bardziej niż ja za chwilę – ostrzegłam.
Patrzył na mnie niepewnym, lecz czujnym wzrokiem.
Wzięłam głęboki oddech. Czułam, jak powietrze powoli wypełnia mi płuca.
– Znam sekret, dla którego tyle razy zabijałeś. Wiem, jak wyjąć duszę z ciała, nie robiąc nikomu krzywdy. Oczywiście, że wiem. Wszystkie dusze wiedzą, jak to zrobić w razie nagłej potrzeby. Raz nawet sama wykonałam taki zabieg, gdy byłam Niedźwiedziem.
Patrzyłam na niego, czekając, aż coś powie. Potrzebował chwili, żeby to wszystko ogarnąć. Z każdą sekundą spoglądał na mnie coraz mniej spokojnym wzrokiem.
– Dlaczego mi to mówisz? – wydusił w końcu.



Ja bym to pytanie sformułowała odrobinę inaczej.



- Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz?! Tylu ludzi zginęło, tyle dusz, nie żeby ameby mnie interesowały, ale ciebie powinny. I cały czas wiedziałaś, jak temu zapobiec i trzymałaś sparklącą gębę na kłódkę. CO jest z tobą do ciężkiej cholery nie tak?! I nie pieprz mi tu z łaski swojej o dotrzymywaniu sekretu swojej rasy, bo wiem dobrze, że jesteście bandą Hitlerów. I ty jedna mogłaś wykazać się odrobiną współczucia i moralności! Ale miałaś to gdzieś!



– Bo... chcę ci powiedzieć, jak to się robi. – Znowu podniosłam rękę. – Ale pod warunkiem, że dasz mi w zamian to, o co poproszę. Od razu cię ostrzegam, że to nie będzie dla ciebie łatwe. Dla mnie też nie jest.



- Wstrzymywałaś taką informację, a teraz się jeszcze targujesz? Tobie naprawdę wstydu brak.



– Mów, czego chcesz.
– Nie wolno ci będzie ich zabijać. Mówię o duszach, które wyjmiesz. Musisz mi dać słowo – obiecać, przyrzec, przysiąc – że dopilnujesz, by trafiły na inną planetę. Wiąże się z tym pewne ryzyko: będziesz potrzebował kapsuł hibernacyjnych i będziecie musieli podrzucać te dusze na statki międzyplanetarne. Musicie je wysyłać do innych światów. Nie będzie wam nic groziło z ich strony. Zanim dotrą na kolejną planetę, twoje wnuki poumierają ze starości.



Czyli spokojnie można było uratować obie strony? Do tego wyrzucić te ameby w piz… znaczy z naszej planety? Nikt nie musiał umierać, gdyby ona temu zapobiegła. Czyż Wandzia nie jest kochana?



Czy te warunki pomniejszały moją winę? Tylko jeżeli Doktorowi można było ufać.



Nic nie umniejsza twojej winy, durnoto!



Słuchał moich wyjaśnień i bardzo intensywnie myślał. Obserwowałam bacznie jego twarz, żeby wiedzieć, jak odbiera moją propozycję. Nie wyglądał na złego, ale spojrzenie miał nadal nerwowe.
– Nie chcesz, żebyśmy zabili Łowczynię? – domyślił się.
Nie odpowiedziałam na to pytanie. Nie zrozumiałby. Chciałam, żeby ją zabili. 

Świat według Terencjusza: 84



– Ona będzie pierwsza, to będzie próba. Chcę dopilnować, dopóki tu jestem, że dotrzymasz słowa. Sama oddzielę duszę od ciała. Kiedy już będzie bezpieczna, pokażę ci, jak to się robi.
– Na kim?
– Na porwanych duszach. Ale nie gwarantuję, że tych ludzi uda się odzyskać. Nie wiem, czy wymazane umysły wracają. Sprawdzimy to na Łowczyni.



Czyli Wandzia nie chce ocalić Łowczyni z dobroci serca pomimo nienawiści, tylko dlatego, że potrzebuje królika doświadczalnego. Pokaże cały trik na Łowczyni, żeby Doktorek nie spartolił wyciągania Wandzi i innych dusz. Aha. To się nazywa wyrachowanie. W sumie nawet nie mam wielkich problemów z tym planem, bo, biorąc wszystko na zimno,  lepiej Łowczynię stąd wykopać i spróbować przywrócić jej żywicielkę, a przy okazji nauczyć Doktorka całego procederu, niż ją z zimną krwią zabić wraz z jej mundurkiem. I dzięki temu następne zabiegi na innych duszach mają większe szanse powodzenia. Właściwie prawie same plusy, chociaż moralnie to trochę szare. Jednak naszej czystej jak łza duszyczce taki wyrachowany plan nie powinien nawet przyjść do łba.



Świat według Terencjusza: 85



Teraz przechodzimy do omawiania drugiego etapu planu.



– Poczekaj. Co miałaś na myśli, mówiąc „dopóki tu jestem“?
Patrzyłam na niego, czekając, aż sam to pojmie, a on na mnie, zdezorientowany.
– Nie rozumiesz, co wam daję? – szepnęłam.
W końcu na jego twarzy odmalowało się zrozumienie.

Natychmiast ciągnęłam dalej, nie pozwalając mu nic powiedzieć.
– Jest coś jeszcze, o co chcę cię poprosić. Nie chcę... nie wyślecie mnie na inną planetę. To jest moja planeta, jak żadna inna. Ale też nie ma tu dla mnie miejsca. Więc... wiem, że to może... urazić niektórych. Jeżeli uważasz, że się nie zgodzą, nie mów im o tym. Okłam ich, jeśli będzie trzeba. Ale chciałabym zostać pochowana obok Walta i Wesa. Możesz to dla mnie zrobić? Nie zajmę dużo miejsca. – Znów uśmiechnęłam się słabo.



Nie żebym chciała, by ta głupia, sparkląca galareta przeżyła, mam to gdzieś, ale dlaczego Wandzia tak strasznie chce zejść z tego łez padołu? Dlaczego tak bardzo nie chce żyć gdzie indziej? Wiem, że tam nie będzie Jamiego, Jareda i Iana, ale czy od razu trzeba dać się zabić? Co zresztą prędzej złamie serca tym panom niż wyjdzie im na dobre. Nawet nie próbuje ułożyć sobie życia gdzie indziej. Gdzieś, gdzie żywiciele nie mają takiej świadomości jak ludzie, więc sparklące pasożyty im nie przeszkadzają. Cóż za dramatyzm! Albo Ziemia albo śmierć? Bez sensu.



O jasna paszcza!: 7



Doktor, rzez jasna, nie jest szczególnie zachwycony. Zabiegi na porwanych nieznajomych nieźle go dobijały, więc teraz jest jeszcze bardziej przerażony perspektywą zamordowania kogoś, kogo zna.



„Nie!'– zawodziła Melanie. „Nie, nie, nie...”
– Nie, Wando – sprzeciwił się Doktor. Był wstrząśnięty.
– Proszę cię – szepnęłam z grymasem bólu na twarzy, gdyż protesty Melanie stawały się coraz głośniejsze. – Nie sądzę, żeby Wes i Walt mieli coś przeciwko.
– Nie o tym mówię! Nie mogę cię zabić, Wando. Uch. Mam już dość śmierci, dość zabijania przyjaciół. – Głos przeszedł mu w szloch.



Wandzia w ogóle się tym nie przejmuje.



Położyłam dłoń na jego chudym ramieniu i energicznie go pogłaskałam.
– Ludzie umierają. Zdarza się.


I? Ludzie umierają, racja, ale co ma do tego bezsensowne samobójstwo/morderstwo?



Wandzia przekonuje, że Jared i Jamie odzyskają Melę, a Ianowi będzie lepiej bez niej. Pewnie, tylko łatwiej im będzie ze świadomością, ze Wandzia gdzieś tam żyje i sobie radzi, a nie leży w piachu.



– Muszę to przemyśleć, Wando.
– Nie mamy wiele czasu. Nie będą wstrzymywać egzekucji w nieskończoność.
– Nie o to mi chodzi. Do tej części umowy nie mam zastrzeżeń. Ale nie sądzę, bym mógł cię zabić.
– Wszystko albo nic. Doktorze. Musisz zdecydować. Teraz. I... – Uświadomiłam sobie, że mam jeszcze jeden warunek. – I nie wolno ci nikomu powiedzieć o drugiej części umowy. Nikomu. Takie są moje warunki, możesz je przyjąć lub odrzucić.



Doktorek co prawda kryguje się jak panna na wydaniu, ale oboje dobrze wiedzą, że wyboru właściwie nie ma. Wandzia postawiła kolesia pod ścianą.



– Zawołam Jareda – powiedziałam. – Zrobimy błyskawiczny wypad po kapsuły. Powstrzymaj resztę. Powiedz im... powiedz im prawdę. Że pomogę ci wyjąć Łowczynię z ciała.



Wybór dokonany, plan wprowadzony w życie. Czy uda się wyjąć Łowczynię i przywrócić jej żywicielkę? Czy Wandzia rzeczywiście zostanie wyciągnięta i zabita bez powodu? Dowiecie się już niedługo.



Statystyka:

Adolf approves : 58
Bellanda Wandella van der Mellen : 77
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 28
Ludzkość ssie: 60
Mea culpa: 33
Mój ssskarb : 24
Nie ma jak u mamy: 28
O jasna paszcza!: 7
Świat według Terencjusza: 85
Welcome to Bedrock: 70
Witaj, Morfeuszu : 17




Obsydianowy Trawnik



P.S. Ktoś z Krakowa? Będę w połowie sierpnia przez tydzień w tym mieście.



19 komentarzy:

  1. pierwszykomentarzniemamczasunaspacje

    OdpowiedzUsuń
  2. Przynajmniej w failach Smeyerowa naprawdę jest konsekwentna.
    TO JEST ABSOLUTNA PERŁA TEJ ANALIZY.
    Także tego, nie mam nic więcej do dodania jak tego, że naprawdę, naprawdę, naprawdę nie mogę się doczekać kolejnych analiz.
    Popo
    PS: Wanda to szmata. Za każde wypowiedziane przez nią zdanie dałabym jej punkt Adolfa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie rozumiem skowytów Meli. Po prostu nie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wstrzonsajonce.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  5. O ile Intuz jak zwykle pełen fejli i dramy, a analiza smakowita, to muszę się nie zgodzić z jednym punktem:
    " Kłamstwem było dopiero to, co powiedziałam Jaredowi, dosłownie kilka sekund później.

    Świat według Terencjusza: 83

    W kontekście tamtej rozmowy była to prawda. Nie wiedziałam, jak zniknąć z ciała Mel. Teraz jednak dziwiłam się, że wtedy nie zdałam sobie od razu sprawy z fałszywości tych słów, że nie dostrzegałam tego, co teraz było dla mnie oczywiste."
    To takie półkłamstwo, które spokojnie każda dusza mogłaby powiedzieć - w kontekście rozmowy to była prawda - Wanda wierzyła w to, że to co mówi jest prawdą, ergo nie kłamała.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mel tak bardzo kocha Wandzie, ze az nie chce odzyskac wladzy nad wlasnym cialem? Coz za klasyczny przyklad imperatywu narracyjnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko, o czym myślałam podczas czytania fragmentów tego rozdziału :P...

      Usuń
    2. Też mnie to uderza. Och, niech mnie do śmierci maca obcy facet i niech już nigdy nie żyję inaczej, jak tylko głosik z tyłu głowy, bo ty, o przewspaniała Wagabundo, raczyłaś przejąć me nędzne ciało.

      Usuń
    3. Zgadzam się. Nie będę mówić, że to jakieś OOC, bo za cholerę nie wiem, co w tej ksionrzce jest in character, ale...! Czy Meyer nie ma mózgu i nie widzi jak to brzmi? Ja wiem, Mary Sue, przyjaciółki, ach jej, mimo to nie ma człowieka, który by pragnął takiego losu. Ni ma. Tym bardziej, że każdą normalną osobę w tamtym momencie trafiłby szlag i miotałby się w furii na samą myśl o tym jaką Wandzia jest... jest... UGH.
      Popo

      Usuń
    4. instynkt przetrwania jest najsilniejszym chyba jaki mamy, Mela powinna wyć z wciekłości raczej a nie z żalu, że Wanda oszukiwała ją tak długo, i domagać się by natychmiast się wyniosła. Ten brak logiki boli. Nie wspominając o tym jak bardzo Wanda ma skopany umysł, wiem, że to wina Stefy i jej legendarnej spostrzegawczości (chyba) zastanawiam się czemu Wanda nie ma i nie miała wyrzutów sumienia z powodu śmierci innych dusz i ludzi. Umarli bo milczała a żal jej łowczyni. A przynajmniej to usiłuje nam wcisnąć.

      rose29

      Usuń
  7. To jest straszne jak bardzo Stefa potrafi zrobić cały rozdział z czegoś co mogłaby zawrzeć w maks. kilku zdaniach. Szczerze mam już dosyć Intruza. Te nudy mnie zabijają.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wybaczcie brak polskich znakow.
    Nie wierze w Mele, no po prostu nie wierze... Jak czytalam te jej spazmy to mimowolnie od razu pojawial mi sie w glowie komentarz "to wszystko to chyba mocą impreratywu z rzyci"

    Anway ja mieszkam niedaleko Krakowa i bede tam 15-17 na konwencie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja niestety będę później: 18-23.08.

      Obsydianowy Trawnik

      Usuń
  9. Eh... Ludzie, ludzie... Mela nie chce wcale nie odzyskiwać ciała. Nie chce tylko śmierci Wandy, która jest z tym ściśle związana.
    Powiedzmy, że A i B siedzą w jednym pokoju. Jeśli A wyjdzie będzie wolny, ale B zginie. A nie chce nie wychodzić z pokoju. Nie chce jedynie żeby to wiązało się ze śmiercią B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... "Nie mogę ci pozwolić, jesteś dla nich bardziej wartościowa niż ja, etc." - to raczej brzmi jak "zostań z nami", a nie "nie umieraj". Oprócz tego Mela nie próbuje przekonać Wandy ("Nie zmuszaj Doktora do zabicia cię, leć na inną planetę, spróbuj innego życia, rozmnażaj się...") do odlotu, tylko angstuje z powodu jej decyzji o odejściu - nie ma dla niej różnicy między śmiercią Wandy, a opuszczeniem przez nią planety.

      Usuń
  10. Stefa powinna się dowiedzieć, że jeśli czytelnik zamiast rozpaczać nad losem głównej protagonistki (sic!) życzy jej śmierci w męczarniach, to znaczy tylko tyle, że Stefa zrobiła coś źle. Bardzo źle.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam jedno zastrzeżenie. Możliwe, że Wandzia woli wybrać śmierć, bo wie że nie będzie w stanie wieść życia na innej planecie o wiele bardziej ubogiej w emocje i uczucia? Albo po poznaniu Meli świadomość odebrania kolejnego istnienia dla własnej wygody ją przeraża?
    Szukanie sensu w Intruzie o wpół do trzeciej nad ranem nie jest dobrym pomysłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dalsze odbieranie Meli ciała jakoś jej do tej pory nie przerażało. Dopiero teraz ją oświeciło, że jest taka możliwość, więc chyba nie jest taka przepełniona współczuciem.

      Goma

      Usuń
  12. Właśnie poleciłam Wasze analizy znajomej, która jest wielką fanką "Intruza", ja go nie czytałam, śledzę jedynie Wasze posty i śmieję się z kolejnej ekstrawagancji by Stefa, która nie ma prawa bytu, jestem ciekawa, kiedy znowu coś wyda, a może skończyły jej się pomysły na avatary?

    OdpowiedzUsuń