niedziela, 28 września 2014

Rozdział LVIII: Koniec

A gdzie tam, przestań nas szczuć, Stefa, to jeszcze nie jest koniec. Ale i tak jesteśmy już naprawdę blisko. Bardzo się cieszę. Mam szczerze dość tego ciągnącego się jak guma od gaci gniota. W dzisiejszym odcinku Stefa skupi się na kolejnym boku swojego kochanego czworokąta. Czas pochylić się nad relacją Jared – Wandzia. Tak, bo takie zestawienie jest nam akurat potrzebne do szczęścia. Pewnie Stefka chce jeszcze przed końcem książki zahaczyć o wszystkie możliwe konfiguracje.



Byłam tak spięta, że krzyknęłam z przerażenia, ale tak przerażona, że mój krzyk okazał się zaledwie cichym piśnięciem.
– Przepraszam! – Jareda objął mnie czule za ramię. – Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć.
– Co ty tu robisz? – zapytałam, wciąż bez tchu.
– Śledzę cię. Cały wieczór.



That’s not creepy at all…



Wahał się przez chwilę, lecz nic zdejmował ze mnie ręki. Wysunęłam się spod niej, a wtedy chwycił mnie za nadgarstek. Ściskał go mocno, nie miałam szans, by mu się wyrwać.



Welcome to Bedrock: 88



– Idziesz do Doktora? – zapytał jednoznacznym tonem. Było jasne, że nie pyta o wizytę towarzyską.
– Oczywiście, że tak – mówiłam syczącym głosem, tak by nie mógł w nim usłyszeć strachu. – Co innego mi zostało po dzisiejszym dniu? Może być tylko gorzej. Ta decyzja nie należy do Jeba.
– Wiem. Jestem po twojej stronie.



To chyba oczywiste, wszak chcesz Melę z powrotem, im szybciej, tym lepiej.



Byłam zła na siebie, że te słowa wciąż sprawiają mi przykrość, wyciskają łzy. Starałam się myśleć o Ianie – był dla mnie ostoją, tak jak wcześniej Kyle dla Sunny – ale nie było to łatwe, gdyż czułam dotyk i zapach Jareda. Równie dobrze mogłabym wsłuchiwać się w dźwięki pojedynczej pary skrzypiec ginące w gęstym łomocie sekcji perkusyjnej...



Po pierwsze



Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 32



Po drugie, szalejące porównania dalej się panoszą. Tym razem nie będzie metalurgicznie, geograficznie czy geologicznie, ale za to muzycznie. Na nieszczęście cały czas jest idiotycznie. Gratuluję konsekwencji.



Wandzia chce, żeby Jared pozwolił jej iść do Doktora i zrobić swoje, skoro jest to w jego najlepszym interesie. Co na to ex-neandertal?



– Powinienem iść z tobą.
– Dostaniesz niedługo Melanie z powrotem – odparowałam. – Proszę tylko o parę minut, Jared. Daj mi choć tyle.
Kolejna chwila ciszy. Nie przestawał ściskać mi nadgarstka.
– Wando, poszedłbym dla ciebie.



Eee… Co go tak nagle przycisnęło do takich wyznań? Też jakiegoś wpojenia doznał, że mu tak na tej amebie zależy? Wandzia też uważa gadanie Jareda za bullshit.



– Ale Wando, ja... Mam ci tyle ważnych rzeczy do powiedzenia.
– Nie chcę twojej wdzięczności, Jared. Wierz mi.
– A czego chcesz? – szepnął napiętym, urywanym głosem. – Dałbym ci wszystko.



Co to jest za facet, bo Jared na pewno nie? Nawet biorąc pod uwagę lifting osobowości, zachowanie Howe’a jest co najmniej dziwne. Ja wiem, wszyscy muszą kochać awatar ałtorki, ale no bez przesady. I uważałbym z tym „Dałbym ci wszystko”. Wandzia może mieć różne pomysły. W końcu i tak się żegna, więc co jej tam szkodzi zażyczyć sobie bór wie czego.



Otarłam łzy wolną ręką, ale w ich miejsce od razu popłynęły następne. Nie, tam, dokąd się wybierałam, nie mogłam zabrać nawet wspomnienia.
– Co mogę ci dać, Wando? – nalegał.



Ja wiem, czego ona chce, wy też wiecie. Jared się może chociaż domyśla.



Następna scena to jeden wielki WTF. Rozumiem, że Jared po przekazaniu swojego charakteru Ianowi zrobił się przytulaśny i mógł mimo całego tego bałaganu odkryć w sobie jakieś cieplejsze uczucia dla Wandzi, ale żeby aż tak… Sami zobaczcie.



– Podaruj mi kłamstwo, Jared. Powiedz mi, że chcesz, żebym została.
Tym razem nie wahał się ani chwili. Objął mnie w ciemnościach obiema rękoma i przytulił do piersi. Przycisnął mi usta do czoła, a potem przemówił. Czułam we włosach jego oddech.
Melanie wstrzymywała swój. Próbowała znowu się schować, obdarować mnie wolnością na tych ostatnich kilka chwil. Może bała się słuchać tych kłamstw. Nie chciała tego pamiętać.
– Zostań, Wando. Zostań z nami. Z e m n ą. Nie chcę, żebyś odchodziła. Proszę. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Nie widzę tego. Nie wiem, jak... jak... – Głos mu się załamał.
Umiał świetnie kłamać. Musiał być naprawdę, naprawdę pewien niezłomności mojego postanowienia, mówiąc mi te rzeczy.
Stałam jeszcze przez chwilę wsparta o jego pierś, ale czułam, jak czas mnie od niego odrywa. Czas minął. Czas minął.
– Dziękuję – szepnęłam, próbując się uwolnić.



Nie mam zielonego pojęcia, czemu to wszystko ma służyć. Wątpię, żeby po tej szopce łatwiej było Wandzi odejść. Plus to całe udawanie (albo i nie, sama już nie wiem, Imperatyw wszak mówi wyraźnie, że Mary Sue trzeba kochać bezwarunkowo) wygląda na wyciągnięte zupełnie z dupy.



Bellanda Wandella van der Mellen : 90



Ale nie, to nie koniec. It gets better.



Naprężył ramiona.
– Jeszcze nie skończyłem.
Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. Zbliżył do mnie usta i nawet tu i teraz, będąc o krok od ostatniego oddechu na tej planecie, nie mogłam mu się oprzeć. Jak iskra i benzyna – znowu eksplodowaliśmy.
Tym razem było jednak inaczej. Czułam to. Całował teraz mnie. To moje imię wyszeptał zdyszany, chwytając to ciało, i myślał o nim jak o moim ciele, jak o mnie. Wyczuwałam tę różnicę. Przez chwilę byliśmy sami we dwoje, Jared i Wagabunda, oboje w płomieniach.



O jasna paszcza!: 26



Ja pierdzielę. Czyli Jared właśnie zdradza Melę pod jej nosem. Z robalem, który ukradł jej ciało. Bo? Bo tak. W końcu skoro Wandzia wyjeżdża (ekhm, ekhm, mniej lub bardziej permanentnie), to wszystkie chwyty dozwolone, no nie?! Co z tego, że jego dziewczynie się to nie ma prawa spodobać. To tylko przysługa. 


Rozumiem, że z kolei Mela się na to wszystko zgadza w ramach ostatniego życzenia Wandzi przed śmiercią. Jeju jeju, jacy oni wszyscy wyrozumiali i gotowi na wszelakie poświęcenie dla Wandzi.


Bellanda Wandella van der Mellen : 91


Nie ogarniam tej kuwety po prostu. Jeżeli to w założeniu miało być wzruszające, to albo Stefie znowu coś nie wyszło, albo ja nie mam serca. Mnie interakcje w tym czworokącie po prostu odrzucają, w którą stronę nie spojrzeć.

Udało mi się oderwać od niego usta. Dyszeliśmy w ciemnościach, czując na twarzach swoje oddechy.
– Dziękuję – powiedziałam raz jeszcze.
– Poczekaj...



- A może jeszcze mały pity fuck? Myślałem, że przede wszystkim o to ci chodziło – Jared wydawał się bardzo zawiedziony.



Wandzia prosi Jareda, żeby jej nie towarzyszył. Howe się oczywiście zgadza.



Wciąż trzymał mnie mocno w ramionach.
– Wiesz, że Ian będzie chciał mnie zabić za to, iż ci nie przeszkodziłem? Może powinienem mu pozwolić.



Jasne, Mela będzie zachwycona, jak się obudzi.



- No i Jamie. Nigdy nam tego nie wybaczy.
– Nie mogę teraz o nich myśleć. Proszę cię, puść mnie.

Opuszczał ramiona powoli, z wyczuwalną niechęcią, która ogrzała trochę zimnej pustki w mojej piersi.
– Kocham cię, Wando.



What? WHAT!? Nie no, stary, wzruszające pożegnania to ważny element wszystkich historii z rodzaju „M jak mydło”, ale chyba odrobinę przesadzasz.



Westchnęłam.
– Dziękuję, Jared. Wiesz, że ja ciebie też. Całym sercem.



Ofkors. Ian Ianem ale prania mózgu nie odwróci.



Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 33



– Co się dzieje, kiedy spada deszcz? – zapytałam szeptem. – Gdzie wszyscy śpią?
Potrzebował chwili, żeby mi odpowiedzieć, a kiedy już się odezwał, słyszałam w jego głosie łzy.
– Wszyscy... – Przełknął głośno ślinę. – Wszyscy przenosimy się do sali gier. Tam śpimy.
Kiwnęłam głową sama do siebie. Ciekawiło mnie, jaka wtedy panuje atmosfera. Niezręczna? W końcu to tyle ludzi, tyle różnych charakterów w jednym miejscu. A może to dla nich przyjemna odmiana i jest wesoło? Jak na imprezie piżamowej?
– Dlaczego? – szepnął.
– Po prostu chciałam móc to sobie... wyobrazić. – Życie i miłość trwały i będą trwać nadal. Choć już beze mnie, ta myśl i tak napawała mnie radością. – Żegnaj, Jared. Mel mówi, że niedługo się zobaczycie.
„Ty łgarzu.”



Świat według Terencjusza: 102



Po tej dziwnej wstawce Wandzia wreszcie postanawia na serio wziąć się za wykonanie swojego planu. Zostawia więc Jareda i pędzi do szpitala.



Weszłam do szpitala, do miejsca, którego zawsze się bałam, szybkim krokiem, wyprostowana. Doktor miał już wszystko gotowe. W ciemnym kącie groty stały połączone dwa łóżka, na których leżał śpiący Kyle, obejmując ręką nieruchomą postać Jodi. Drugą ręką wciąż trzymał przy sobie kapsułę z Sunny.



Następny wielokącik się szykuje? Stefa naprawdę ma jakiś fetysz.



Wandzia bierze Bezból w oczekiwaniu na operację. Doktorek ewidentnie nie chce przeprowadzać zabiegu, ale duszka jest nieugięta. Wandzia prosi Doktora o podanie jej chloroformu. Dobra, super, jedźmy z tym koksem. Światełko w tunelu coraz bliżej.



– Jesteś najszlachetniejszą i najczystszą istotą, jaką kiedykolwiek poznałem. Bez ciebie wszechświat będzie gorszy i smutniejszy – wyszeptał.



Po pierwsze bullshit! I to ogromny bullshit! Udowodniłyśmy to już wiele razy. Po drugie



Bellanda Wandella van der Mellen : 92




„Dziękuję, Wando. Siostro. Nigdy cię nie zapomnę.”



Boru, boru, mam flashbacki z „Przed Świtem” i słynne edziowe „Mój bracie, mój synu” skierowane do futrzaka, który chciał rypać mu żonę, a zaraz będzie rypać mu córkę. Właściwie pasuje, bo Mela ma mniej więcej takie powody nazywać pasożytniczą amebę siostrą jak McSparkle Dżejka bratem lub synem.



„Bądź szczęśliwa, Mel. Ciesz się życiem. Doceniaj je.”

„Będę,” obiecała.
„Żegnaj”, pomyślałyśmy obie naraz.



Wow, jestem tak strasznie niewzruszona. Wręcz kibicuję Meli, żeby odzyskała ciało, za to Wandzia może spadać w cholerę. Nie znoszę tego zakłamanego, dwulicowego bezkręgowca. Jak tak bardzo chce, to niech ją rozdepczą po wyjęciu, wisi mi to. I znów Stefce nie udała się emocjonalna w założeniu scena, bo skoro odchodząca bohaterka jest nielubiana, to cały tragizm o kant dupy rozbić. Nikt tego nie kupi.



Doktorek traktuje Wandzię chloroformem, ta odpływa. Koniec rozdziału. Uff. Jeszcze tylko ostatni rozdział i epilog i całe to barachło z głowy. Nie macie pojęcia, jak się cieszę. Jestem pewna, że Maryboo podziela moje zdanie. Szampan już się chłodzi, żeby oblać koniec tej męczarni.



Dzisiejszy odcinek był niemożebnie nudny. Niecałe 6 stron i jedyne, co mi minimalnie podniosło ciśnienie (a tylko taki wyznacznik zainteresowania istnieje w książkach Stefki, przynajmniej dla mnie), to udawana/nieudawana (cholera już teraz wie, co ałtorka miała na myśli) MIŁOŹDŹ Jareda do Wandzi. Niestety za mały to whatthefuck, żeby mnie zaintrygować. A to oznacza jedno



Witaj, Morfeuszu : 19



Za tydzień dostaniemy odpowiedź na nurtujące wszystkich pytanie, czy Wandzia naprawdę dokona żywota z rąk Doktorka. Myślę, że nie muszę przedstawiać testu jednokrotnego wyboru. I tak wiecie dobrze, jak to się skończy. Ale zostańcie z nami, nie wolno się teraz poddawać. Buziaki.



Statystyka:
Adolf approves : 71
Bellanda Wandella van der Mellen : 92
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 33
Ludzkość ssie: 68
Mea culpa: 37
Mój ssskarb: 30
Nie ma jak u mamy: 28
O jasna paszcza!: 26
Świat według Terencjusza: 102
Welcome to Bedrock: 88
Witaj, Morfeuszu : 19



Obsydianowy Trawnik

niedziela, 21 września 2014

Rozdział LVII: Finisz


* wzdycha ciężko* Chciałoby się.

Meyer nie ma dla nas litości; ostatnie rozdziały “Intruza” są najkoszmarniejszymi w całej książce, o czym zresztą przekonaliście się tydzień temu. Ten odcinek jest równie okropny, co jego poprzednik i to niemal dokładnie z tych samych powodów.

Miejmy to już za sobą.

Tym razem sędziów było niewielu, inaczej niż gdy ważyły się losy Kyle’a. Ian przyprowadził jedynie Jeba, Doktora i Jareda.

No i to by było na tyle, jeśli chodzi o podjęcie decyzji przez cały kolektyw. Dobrze wiedzieć, że Ian już nawet nie stara się stwarzać pozorów obiektywizmu.

Nie trzeba mu było mówić, że Jamie nie może się o niczym dowiedzieć.

Jamie...Albo nie. Jeszcze nie. Poczekam z tym do ostatniej analizy.

Tylko jedna niebieska lampa, tylko jeden blady krąg światła na kamiennej podłodze. Siedzieliśmy wszyscy na jego skraju – ja sama, pozostała czwórka naprzeciw mnie. Jeb przyniósł nawet strzelbę – jak gdyby była czymś w rodzaju sędziowskiego młotka i przydawała obradom należytej powagi.

A nie mówiłam, że CEB to niemal królewskie insygnium?

Wanda chce wiedzieć, jak czuje się Sunny. Okazuje się, że kosmitka została już wyjęta z mundurka i lada moment odleci w siną dal (miejmy nadzieję, że biuro podróży Wanderer Travel znalazło jej ostatecznie jakąś ciekawą ofertę).

Kyle stwierdził, że to by było okrutne kazać jej dłużej cierpieć. Była... nieszczęśliwa.

Oho, Brat Samo Dobro strikes again. Ciekawe, czy zapakował jej kanapki na drogę.

Niestety, Jodi nadal nie wybudziła się po wyjęciu ameby. Dowiadujemy się też, że Trudy zaopiekowała się Uzdrowicielką i razem szukają dla niej jakiegoś imienia, skoro cierpiąca na amnezję kobieta nie może przypomnieć sobie własnego.

Doktor westchnął.
Nie chcę zostawiać Jodi zbyt długo. Może mnie potrzebować.
Racja – przytaknęłam. – Miejmy to za sobą. – Im szybciej, tym lepiej.

Podpisuję się obiema rękami. Szczerze mówiąc, osobiście jestem za całkowitym pominięciem tego żenującego epizodu, który w założeniu miał być zapewne poważną dyskusją o prawie do życia i samostanowienia, w praktyce zaś...sami zobaczycie.




Nie chcę się w to zagłębiać. Proszę, nie. Może ktoś z was ma ochotę mnie zastąpić? Ktokolwiek?

Nie to nie. Na pocieszenie pozostaje mi tylko świadomość, że nie jest to przynajmniej rozdział 59.

...Którym będę musiała zająć się za dwa tygodnie.



 
Stanowisko trojga głównych zainteresowanych w głosowaniu dotyczącym docelowego miejsca zamieszkania duszki jest jasne: Wagabunda – out, Jared – out, Ian – nie out.

Jeb kiwnął głową.
Twardy orzech. Wando, dlaczego uważasz, że powinienem się z tobą zgodzić?
Gdybyś to był ty, chciałbyś odzyskać ciało. Nie możesz tego odmówić Melanie.
Ian?
Musimy brać pod uwagę nasze wspólne dobro. Wanda zapewniła nam zdrowie i bezpieczeństwo, o jakich wcześniej mogliśmy tylko pomarzyć. Jest kluczem do przetrwania naszej wspólnoty – i całej ludzkości. Nie może tu rozstrzygać los jednej osoby.

Ian, powiem ci coś w sekrecie: ostatni rozdział sprawił, że w mojej prywatnej tabeli „Najgorszy tru loff w historii literatury YA” spadłeś mniej więcej dziesięć oczek niżej od Jareda – troglodyty umilającego sobie czas wolny treningiem bokserskim z kobietą w roli worka.

Nie żartuję. Howe jest prostakiem i brutalem, ale ma chociaż tę zaletę, że potrafi się uczyć na błędach. Jak się wkrótce przekonamy, Jared wcale nie chce pozbywać się Wandy – zaproponuje alternatywne rozwiązanie które, choć moralnie mocno wątpliwe, będzie przynajmniej próbą uszanowania obu dziewczyn. Ukochany Mel dorósł na przestrzeni powieści przynajmniej na tyle, by zacząć traktować Wagabundę jako żywą i czującą istotę.

O'Shea nie osiągnął nawet tego poziomu.

Wagabunda podjęła decyzję. Ian może się z nią nie zgadzać, ale NIE ma prawa próbować na nią wpływać poprzez obrzydliwą manipulację, która polega na przedstawianiu siebie jako ofiary wagabudzinego okrucieństwa. Tak, decyzja Wandy jest piramidalnie głupia, ale Ian zna jedynie jej ocenzurowaną wersję i nie wie, że duszka zamierza ze sobą skończyć; z tego, co mu wiadomo, Wandzia postanowiła po prostu oddać ciało i życie dziewczynie, do której się przywiązała i wobec której odczuwa wyrzuty sumienia.

I tu przechodzimy do wątku Melanie.

Jared osiągnął na przestrzeni książki jako-taką nić porozumienia z Wandą (tu Maryboo dziękuje losowi, że oszczędził jej przynajmniej konieczności analizowania następnego rozdziału i współczuje Beige dokładnie z tego samego powodu), traktuje ją jak niezależną istotę. Ian robi wszystko, co w jego mocy, by nie musieć się przyznawać samemu przed sobą, że ktoś taki jak Mel w ogóle istnieje. O'Shea ma Melanię kompletnie w odwłoku; nie interesuje go, że dziewczyna jest wciąż uwięziona w swoim ciele, że tęskni za rodziną i ukochanym, w końcu – że jako jednostka ludzka ma prawo odzyskać swoje życie. Jeżeli Howe zdaje się przynajmniej mieć wyrzuty sumienia z powodu konieczności odesłania Wagabundy w celu odzyskania swojej dziewczyny, to Ian nie ma żadnego problemu z tym, by Melanie spędziła resztę życia jako więzień w swojej głowie, jeśli tylko oznacza to, że dalej będzie mógł obmacywać się z jej ciałem...to jest, Wandzią.

Gratulacje, Meyer. Udało ci się skutecznie zepsuć do cna kolejną postać męską. Powinnaś dostać jakiś medal.

Mój ssskarb : 26

Jared chce wiedzieć, co o tym wszystkim myśli Mel; Melanie pragnie zagłosować przeciw wyprowadzce Wandy ale, jak to zwykle z nią bywa, dostaje mentalnego orgazmu wpatrując się w facjatę swego tru loffa.

Cała reszta mnie lgnęła do Jareda – rozpaczliwie, szaleńczo zgłodniała, zupełnie jak wtedy, gdy ujrzałam go w jaskiniach po raz pierwszy. To ciało w zasadzie nie należało ani do mnie, ani do Mel, lecz właśnie do niego.

Hip-hip-hurra dla uprzedmiotowienia kobiet i zredukowania ich roli do erotycznych zabawek płci brzydkiej!

Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 30
Welcome to Bedrock: 82

Melanie chce mieć swoje ciało z powrotem. Chce mieć z powrotem swoje życie.
Łgarz. Powiedz im prawdę.”
Nie.”

Świat według Terencjusza: 95

Kłamiesz – stwierdził Ian. – Widzę, że się z nią kłócisz. Jestem pewien, że się ze mną zgadza. To dobra osoba. Wie, jak bardzo jesteś nam potrzebna.

Primo: wygląda na to, że już nawet postacie drugoplanowe postanowiły machnąć ręką na gwałt na kanonie przejawiający się wybiórczą uczciwością dusz.

Świat według Terencjusza: 96

Secundo: Ian?



Trzeba mieć doprawdy nieskończone pokłady tupetu by oznajmić, że osoba więziona od miesięcy w swoim ciele z pewnością nie ma nic przeciwko byciu pacynką w rękach kosmicznego organizmu i z radością zgodzi się na dalsze pogwałcanie swej wolności.

To dobra osoba
Zapamiętajcie, drogie dzieci: jeżeli będziecie kiedyś zmuszone walczyć o ocalenie swego życia, natychmiast przestańcie. Tak robią tylko źli ludzie.



Wie, jak bardzo jesteś nam potrzebna.

Ian, zamknij się. Po prostu się zamknij. Guzik cię obchodzą losy ludzkości, ty chcesz po prostu mieć na podorędziu (nie)swojego lachona.



Mój ssskarb : 27

Mel wie wszystko to, co ja. Będzie umiała wam pomóc. Poza tym macie byłą Uzdrowicielkę. Wie rzeczy, o których ja nie mam żadnego pojęcia. Radziliście sobie świetnie, zanim do was przyszłam. Poradzicie sobie znowu.

Wando, przestań używać rozumu, bo O'Shea z wściekłości, że wytykasz mu nielogiczność gotów znów paść na kolana i zanieść się szlochem.

Jeb wydmuchnął powietrze z ust, marszcząc brwi.
No nie wiem, Wando. Ian ma trochę racji.
(...)
Jeb – protestował Jared. – Decyzja może być tylko jedna. Dobrze o tym wiesz.
Czyżby, chłopcze? Ja bym powiedział, że jest ich bez liku.
To ciało Melanie!
I Wandy.

Mój ssskarb : 28

Nie, u diabła, to NIE JEST, NIE BYŁO I NIGDY NIE BĘDZIE CIAŁO WANDY. JEGO JEDYNĄ I PRAWOWITĄ WŁAŚCICIELKĄ JEST MELANIE.



Nie wolno ci trzymać Mel w zamknięciu – to prawie jak morderstwo, Jeb.
Ian pochylił się ku światłu. Nagle twarz znów płonęła mu wściekłością.
A jak nazwiesz to, co chcesz zrobić z Wandą, Jared? Z nami wszystkimi, na dobrą sprawę, skoro chcesz nam ją odebrać?

Chłopie, skończ już z tym upieraniem się, jakoby ktokolwiek poza tobą miał problem z Wandą na powrót stającą się Delfinem czy innym Jednorożcem. Doskonale potraficie już posługiwać się duszkową medycyną i wyjmować ameby z mundurków; Wandzia nie jest już potrzebna do niczego poza zaspokajaniem twojej chuci.

A tak w ogóle, to nie ma to jak dobry cockfight. Coś czuję, że niedługo oblicze O'Shei zyska zupełnie nową barwę; ostatecznie, Jared nie przyłożył nikomu już od kilku dobrych tygodni i z pewnością świerzbią go rączki.

Mój ssskarb : 29
Welcome to Bedrock: 83

Nie udawaj, że przejmujesz się wszystkimi! Chcesz tylko zatrzymać Wandę kosztem Melanie – nic innego się dla ciebie nie liczy.
A ty chcesz mieć Melanie kosztem Wandy – nic innego dla c i e b i e się nie liczy! A skoro tak, skoro nasze racje nawzajem się znoszą, to zadecydować powinno dobro ogółu.

Patrz komentarz wyżej.

Mój ssskarb : 30
Welcome to Bedrock: 84

Obaj teraz kucali, gotowi w każdej chwili wstać, dłonie mieli zaciśnięte w pięści, a twarze wykrzywione szałem.

No po prostu czyści jaskiniowcy.

Welcome to Bedrock: 85

Jeb przerywa awanturę i wtrąca swoje trzy grosze:

- Wanda ma rację – powtórzył, gdy jego polecenie zostało wykonane. – Mel musi odzyskać ciało. Ale – dodał szybko, widząc, że Ian znów się zżyma – ale nie zgadzam się z resztą, Wando. Uważam, że diablo cię potrzebujemy, drogie dziecko. Polują na nas Łowcy, a ty nie musisz się przed nimi chować. Nikt inny nie może z nimi rozmawiać. Ratujesz ludziom życie. Muszę się troszczyć o swój dom i jego mieszkańców.

Jeb, no przestań, ty też? Przecież już ustaliliśmy, że człowieki mogą podkradać leki ze skrzyń bez kontaktu z duszami, a Doktor jest obecnie mistrzem używania Kryształowego Oddechu i innych śmiesznych specyfików. Wandzia przydaje się co najwyżej do zakupów, a i z tym – jak udowadniałam w odcinku 47 – nasi poradzą sobie bez niej.

To oczywiste – powiedział Jared przez zęby. – Znajdźmy jej inne ciało.
Doktor podniósł zafrasowaną twarz. Gąsienicowate brwi Jeba prawie dotknęły białych włosów. Ian otworzył szeroko oczy i zacisnął usta. Spoglądał na mnie w zamyśleniu...

To smutne, kiedy pitekantrop okazuje się być bardziej pomysłowy od przedstawicieli homo sapiens.

Nie zrozumcie mnie źle: zabieranie życia innemu człowiekowi byłoby równie wielką zbrodnią, jak więzienie Melanie. Ale chcę mieć (naiwną) nadzieję, że Howe w przebłysku geniuszu wpadł na to, o czym będę perorować w przedostatnim odcinku na tym blogu.

Nie! Nie! – Potrząsnęłam energicznie głową.
Dlaczego nie? – zapytał Jeb. – To chyba wcale niegłupi pomysł.
Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki oddech, żeby mój głos nie zabrzmiał histerycznie.
Jeb. Posłuchaj mnie uważnie. Mam dość bycia pasożytem. Rozumiesz? Myślisz, że mam ochotę wejść w inne ciało i zaczynać to samo od nowa? Już zawsze mam się czuć winna tego, że kradnę komuś życie? Zawsze ktoś ma mnie nienawidzić? Już prawie przestałam być duszą – za bardzo pokochałam was, okrutnych ludzi. Czuję się nie na miejscu i fatalnie mi z tym.

To takie frustrujące, kiedy cały dramatyzm serii opiera się na idiotyzmie protagonistów. Więcej na ten temat już wkrótce, choć zaręczam – nie ma czego wyczekiwać.

Aha, jeszcze jedno:

Już prawie przestałam być duszą – za bardzo pokochałam was, okrutnych ludzi.

Och, biedactwo.

Ludzkość ssie: 66

Zresztą, co jeśli coś się zmieni? Jeżeli wsadzicie mnie w jakieś inne ciało, ukradniecie czyjeś życie, i nagle wszystko wymknie się spod kontroli? Co, jeśli to ciało zaciągnie mnie z powrotem do świata dusz w poszukiwaniu innej miłości? Co, jeśli nie będziecie mi już mogli zaufać? Co, jeśli was zdradzę? Nie chcę was skrzywdzić!

Najsampierw:

Mea culpa: 36

Co, jeśli to ciało zaciągnie mnie z powrotem do świata dusz w poszukiwaniu innej miłości?

Wandzia poruszyła tu pewną bardzo intrygującą kwestię, o której wspomnimy pod koniec analizy. Pamiętajcie: ciało-ją, a nie ona-ciało.

Ale poza tym: WTF? Od kiedy to CIAŁO ma wpływ na zachowanie żywiciela? To DUSZA ma kontrolę nad mundurkiem. Żaden człowiek nie będzie w stanie siłą zaprowadzić ją tam, gdzie nie będzie chciała iść.
No i...dlaczego niby Wanda miałaby ich zdradzić? Myślałby kto, że jeżeli człowiek przejmie jednak kontrolę nad tasiemcem, to będzie raczej próbował torpedować duszkowe mordercze zapędy względem naszej rasy, a nie je do tego zachęcać.
Nawet Mel nigdy nie miała pełnej kontroli nad Wandzią; Wagabunda mogła „kochać” Jamiego i Jareda, ale gdyby uparła się współpracować z Łowczynią, to groźby i prośby Melanie zdałyby się na nic. Skąd zatem te obawy?

Świat według Terencjusza: 97

Zaczęłam od czystej, niczym nieubarwionej prawdy, ale potem kłamałam już jak z nut.

Ach, zatem to miało być kłamstwo? W takim razie zmieniam pytanie - jakim cudem nikt z obecnych nie wytknął Wandzie nielogiczności wypowiedzi (oraz kłamstwa)?

Świat według Terencjusza: 98

Tak naprawdę nigdy nie mogłabym ich skrzywdzić. To, co mi się tutaj przydarzyło miało na zawsze we mnie pozostać, tkwiło w atomach, z których składało się moje małe ciało.

Skarbie, tu nie ma co się tłumaczyć Miłosną Siłą Miłości; nie pozwoliłaby ci na to zwykła logika świata przedstawionego.

Moje kłamstwa chyba po raz pierwszy podziałały.

Skoro tak twierdzisz.

Świat według Terencjusza: 99

Nie przeszło im to przez myśl – że mogę stracić ich zaufanie, stać się zagrożeniem.

I słusznie, bo to niemożliwe.

Ian już przy mnie siadał, żeby wziąć mnie w ramiona. Otarł mi łzy własną piersią.
Już dobrze, skarbie. Nie musisz być nikim innym. Nic się nie zmieni.

Po pierwsze: Czy potraficie sobie wyimaginować ocieranie łez piersią? Ja nie bardzo. To znaczy, w sumie nawet mogę, ale ów obraz jest dosyć...kuriozalny.

Po drugie: Mam rozumieć, że Howe jeszcze nie przemienił się w Hulka, mimo że O'Shea tuż pod jego nosem obmacuje ciało jego lubej?

Chwileczkę, Wando – odezwał się Jeb, spoglądając nagle jakby bystrzej. – Co to zmieni, że polecisz na inną planetę? Tam też będziesz pasożytem, moje dziecko.
(...)
Nie miałam zamiaru wyjawić im prawdy. Starałam się jednak mówić same prawdziwe rzeczy.

To musi być dla ciebie nie lada wyzwanie, biorąc pod uwagę, że od początku tej powieści łżesz jak z nut.

Na pozostałych planetach jest inaczej, Jeb. Żywiciele nie stawiają oporu. W ogóle są całkiem inni. Nic różnią się między sobą tak bardzo jak ludzie, doznają o wiele łagodniejszych uczuć. Nie ma się wrażenia, że kradnie się komuś życie. Nie tak jak tutaj. Nikt nie będzie mnie tam nienawidzić.

Pamiętacie te glony, które popełniły masowe harakiri by uniknąć przerobienia na mundurki? Ja pamiętam.

Adolf approves : 70

Towarzystwo nadal jest niezdecydowane, więc Wandzia prosi, by odłożono decyzje na jutro; ma to na celu wyłącznie uniknięcie kłótni, albowiem duszka podjęła już decyzję – każe Doktorowi wyjąć się z Meli już tej nocy.

Kłamstwa. Czy potrafili je poznać?

Świat według Terencjusza: 100

Doktorze, jak tylko zjem, przyjdę ci pomóc z Jodi. Na razie.
Dobrze – odparł niepewnie.
Dlaczego nie potrafił odpowiedzieć normalnym tonem? Był przecież człowiekiem – powinien umieć kłamać.

Albowiem my, ludzie, mamy podłość we krwi; prawdomówni osobnicy po prostu się nie zdarzają.

Ludzkość ssie: 67


Wandzia idzie na pole kukurydzy i prosi Iana, by przyniósł jej tam kolację, albowiem nie chce zderzyć się z Jamiem; jedzą, a następnie udają się do szpitala. Okazuje się, że Sunny jest już w kapsule hibernacyjnej, a Doktor bada nieprzytomną Jodi. Kapsułą opiekuje się BSD, jednocześnie trwając wiernie przy łóżku narzeczonej:

Uważam na nią [Sunny]. Po prostu... nie chciałem jej tam zostawiać samej. Była taka smutna i taka... słodka.

Widzę, że uspokajacze nadal trzymają się mocno.

O jasna paszcza!: 24

Kyle chce wiedzieć, czy może jakoś pomóc Jodi. Wagabunda radzi mu, by mówił do niej i wspominał rzeczy i epizody, które powinna pamiętać.

Dotknęłam delikatnie ręki Jodi. Pod pewnymi względami bardzo przypominała Lacey. Była drobnej budowy, miała oliwkową karnację i czarne włosy. Mogłyby pewnie nawet być siostrami, tyle że śliczna, smutna twarzyczka Jodi nie miała w sobie nic z odpychającego grymasu Lacey.

Albowiem Lacey jest ZUA i swym ZUEM zaraziła Bogu ducha winny mundurek. Tak, Meyer, rozumiemy.

Ludzkość ssie: 68

Spróbuj tak – powiedziałam. Zaczęłam głaskać ją po ręce. - Jodi? Jodi, słyszysz mnie? Kyle na ciebie czeka, Jodi. Bardzo się natrudził, żeby cię tu ściągnąć – wszyscy chcą go teraz sprać na kwaśne jabłko. – Uśmiechnęłam się do niego ironicznie, a kąciki jego ust uniosły się lekko, choć ani na chwilę nie podniósł wzroku.
Nie żeby cię to dziwiło, prawda? – odezwał się Ian obok mnie. – Czy kiedykolwiek było inaczej, Jodi? Dobrze cię znowu widzieć. Chociaż ty pewnie jesteś innego zdania. Musiało ci być dobrze z dala od tego idioty.
Kyle nie zdawał sobie dotychczas sprawy z obecności brata, uczepionego mojej ręki jak imadło.
Na pewno pamiętasz Iana. Nigdy nie potrafił mi w niczym dorównać, ale ciągle się stara. Hej, Ian – dodał Kyle, nadal nie odrywając wzroku – nie masz mi czasem nic do powiedzenia?
Raczej nie.
Czekam na przeprosiny.
Czekaj zdrów.
Ten drań kopnął mnie w twarz, wyobrażasz to sobie, Jodi? Bez najmniejszego powodu.
Po co komu do tego powód, co, Jodi?

Wygląda na to, że Jodi jest naprawdę wyjątkową osobą: obaj bracia zdają się przy niej być normalnymi jednostkami ludzkimi. Dlaczego nie mogliśmy czytać o niej, zamiast o duecie W&M?

Aha – za to, iż młodszy O'Shea najwyraźniej nadal nie widzi nic niestosownego w fakcie, iż bez powodu brutalnie skopał brata po obliczu:

Welcome to Bedrock: 86

Było w tym przekomarzaniu się braci coś miłego. Obecność Jodi sprawiała, że wszystko toczyło się w atmosferze lekkości i żartu. Już bym się na jej miejscu obudziła. Już bym się uśmiechała.

A nie mówiłam?

Wandzia zastanawia się, czy po opuszczeniu tego padołu łez mieszkańcy od razu zaakceptują Melę jak swoją; ta zapewnia duszkę, iż rzecz jasna wszyscy będą za nią tęsknić.

Wszyscy najwartościowsi ludzie odczują to jak stratę.”

Jak dla mnie, jedynymi wartościowymi ludźmi w tej kryjówce są lub byli: Jeb, Jodi (nieprzytomna), Wes (nie żyje), Walter (takoż) i ewentualnie, twarda mimo utraty tru loffa, Lily (nadal potajemnie opłakuje Wesa, ciężko zatem powiedzieć, czy odejście Wagabundy zrobi na niej kolosalne wrażenie). Nie przesadzałabym zatem z tym publicznym darciem szat.

Bellanda Wandella van der Mellen : 88

Wando? – zagaił Kyle.
Tak?
- Przepraszam.
Yyy... za co?
Że próbowałem cię zabić – odparł beztrosko. – Chyba jednak się myliłem.
Ianowi zaparto dech.
Doktorze, proszę, powiedz, że masz tu jakiś dyktafon.

Nie ma to jak żartować sobie z próby zabójstwa.

Adolf approves : 71

Ten moment należałoby uwiecznić. Nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym Kyle O’Shea przyzna się do błędu. Słyszałaś to, Jodi? Dziwię się, że to cię nie obudziło.
Jodi, słonko, nie weźmiesz mnie w obronę? Powiedz Ianowi, że do tej pory zawsze miałem rację. – Zachichotał.

Ponieważ polubiłam Jodi i jej zbawienny wpływ na otoczenie, chcę wierzyć, że kiedy związała się ze starszym O'Sheą był on jeszcze psychicznie stabilny i nie stanowił zagrożenia dla innych.

Nie mogłam tu nic więcej zdziałać. Nie było sensu, żebym stała całkiem bezużyteczna. Jodi albo się przebudzi, albo nie; cokolwiek się stanie, mój los jest już przesądzony.
Pozostała mi do zrobienia tylko jedna rzecz: skłamać.

No ba.

Świat według Terencjusza: 101


Wandzia twierdzi, że jest zmęczona, czego ewidentnie nie kupuje Doktor; Ian jednak odprowadza ją posłusznie do sypialni, pozostawiając brata i niemal – szwagierkę w szpitalu.

Dość zwlekania. Trzeba to było zrobić tego wieczoru i Mel również o tym wiedziała. Dzisiejsze zajście z Ianem było na to dowodem. Czułam, że im dłużej tu pozostanę, tym więcej będzie z mojego powodu łez, kłótni i bójek.

Wagabunda i Bella są najwyraźniej duchowymi bliźniaczkami: obie posiadają niezrównaną umiejętność umniejszania swojej osoby przy jednoczesnym podkreślaniu swego olbrzymiego wpływu na losy otoczenia.

Bellanda Wandella van der Mellen : 89
Mea culpa: 37

Mel chce wiedzieć, czy może coś zrobić dla Wandy:

Opiekuj się nimi”.
To bym zrobiła tak czy siak.”
I Ianem też.”
Jeżeli mi pozwoli. Coś mi mówi, że nie będzie za mną przepadał.”

Czy ja wiem? O'Shea sam kiedyś przyznał, że na jego uczucie do Wandy wpływ miało też zgrabne ciało jej mundurka. Jeżeli uda ci się, Melu, nakłonić Jareda na trójkącik (nie powinno to być szczególnie trudne, ci dwaj ewidentnie dążą do kontaktu cielesnego w dowolnej formie), to Ian może być całkiem zadowolony z nowego układu.

Nasze gołąbeczki decydują się spędzić tę noc razem (nie, nie w tym sensie; najwyraźniej Stefa nie wiedziała, jakby tu zastosować literackie „zaciemnienie obrazu” - o seksie nie napisałaby wprost nigdy – zatem zadowoliła się wspólnym chrapaniem).

Wszystko będzie dobrze, Wando. Wiem, że znajdziemy jakieś wyjście,
Kocham cię, Ian. – Tylko tak mogłam mu powiedzieć dobranoc. Tylko tych słów pragnął. Wiedziałam, że później to wspomni i zrozumie. – Kocham cię całą duszą.
Ja też cię kocham, moja Wagabundo.

Ha! Kalambur! Widzicie, jaka Stefa jest bystra? Widzicie, widzicie?!

Ale co tam gry słowne, skupmy się na tym zdaniu:

Kocham cię, Ian.

Ktoś powie, że to nic nowego. Ja jednak chciałabym wykorzystać ten moment, aby zwrócić Waszą uwagę na pewien ciekawy fakt.

Pamiętacie, co napisałam wyżej: że Wandzia obawiała się, iż nowy mundurek każe jej się zakochać w kimś nowym, ale ani przez chwilę nie rozważała faktu, że to ONA mogłaby zmusić mundurek to ślinienia się na widok Iana? Połączcie to z faktem, że Wanda kocha Jareda i Jamiego, ale Ian jest Meli najzupełniej obojętny i otrzymujemy ciekawy fenomen:

Dusze kontrolują ludzkie ciała, ale to ludzie kontrolują duszkowe emocje. Dusze nie są w stanie zmusić nas, byśmy czuli, to co one; my jak najbardziej możemy przelać na nie własne emocje.

Pomyślcie o tym. Ameby przez cały czas muszą uważać, by ich żywiciele nie przejęli nad nimi kontroli; mogą lubić to, co my, wzruszać się z tego samego powodu (patrz Pocieszycielka Kathy), a nawet kochać naszych bliskich. Z drugiej strony, kiedy Wagabunda opłakiwała Waltera czy Wesa, Melanie zdawała się kompletnie nie przejmować zgonem tych dwóch. Tak naprawdę tasiemce nie mają władzy nad niczym poza ciałem. Tak, wiem, że impulsy płyną do naszego ciała z mózgu, ale obawiam się, iż Meyer nie jest tego świadoma; mówimy o kobiecie, która nie rozumie, że Jasper Hale kontrolując czyjeś reakcje i emocje musi mieć wpływ na procesy zachodzące wewnątrz głowy danego osobnika, ergo – jego moce nie miały prawa działać na Bellę i jej super szczelną łepetynę.

Biorąc to wszystko pod uwagę...jakim cudem możemy mówić o duszkach jako o groźniejszej rasie?

Pytam poważnie. Stefa chce, byśmy uważali ameby za najwspanialsze, najsilniejsze twory we Wszechświecie, którym nie oprze się żadna planeta. Tyle tylko, że jej tasiemce są odpowiednikiem miliardera, który kupuje sobie dla kaprysu tropikalną wyspę, po czym miast wypoczywać w cieniu palm spędza całe dnie zwalczając kryjące się w zaroślach pająki. Jaki jest sens kolonizować dany świat, skoro w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że nasz żywiciel ma nad nami większą kontrolę, niż my nad nim? Jasne, dusza może w końcu zdusić człowieka, żeby nie wrzeszczał jej nad uchem, ale jak widzieliśmy na przykładzie Sunny, nawet po wyciszeniu oryginalnego właściciela ameba nadal odczuwa jego oryginalne emocje. Po diabła zatem się tak męczyć?

Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 31
O jasna paszcza!: 25

Zbliżył do mnie twarz, znalazł moje usta, a potem zaczął mnie całować, powoli i delikatnie, jak płynna skała falująca łagodnie w ciemnościach ziemi, aż powoli przestałam się trząść.

Posłuchaj, ośle, to, że Mela raz pozwoliła wam na miziu-miziu nie oznacza, że możesz pchać się z dziobem przy każdej nadarzającej się okazji. TO. JEST. NARUSZENIE. GRANIC. PANNY. STRYDER. ŁAPY PRZY SOBIE.

Welcome to Bedrock: 87

Na szczęście O'Shea zasypia, oszczędzając czytelnikom wątpliwej przyjemności czytania o procesie gwałtu na Meli; Wandzia stwierdza, iż nadszedł czas, aby pożegnać się z życiem.

Nie było bardzo późno, jaskinie jeszcze nie opustoszały. Słyszałam niosące się głosy, dziwne echa dochodzące nie wiadomo skąd. Nie spotkałam jednak nikogo, dopóki nie weszłam do jaskini z ogrodem. Geoffrey, Heath i Lily wracali właśnie z kuchni. Spuściłam wzrok, choć bardzo się ucieszyłam, widząc Lily. Pozwoliłam sobie tylko na jedno małe zerknięcie, ale widziałam, że przynajmniej stoi prosto, nie garbi pleców. Lily była twarda. Tak jak Mel.

A nie mówiłam, że Wes znalazł sobie porządną partnerkę?

Rozdział kończymy tajemniczym:

Pospieszyłam w stronę południowego tunelu i odetchnęłam z ulgą, gdy już znalazłam się w jego bezpiecznym mroku. Z ulgą, lecz także z trwogą. To już naprawdę koniec.
Tak się boję”, zakwiliłam.
Zanim Mel zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, poczułam na ramieniu czyjąś ciężką dłoń.
Wybierasz się gdzieś?


Kto przydybał Wandę? Dowiecie się w następnym odcinku.

Statystyka:
Adolf approves : 71
Bellanda Wandella van der Mellen : 89
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 31
Ludzkość ssie: 68
Mea culpa: 37
Mój ssskarb: 30
Nie ma jak u mamy: 28
O jasna paszcza!: 25
Świat według Terencjusza: 101
Welcome to Bedrock: 87
Witaj, Morfeuszu : 18

Maryboo