Okazuje
się, że żywicielka CŁ, Lacey, jest niezwykle gadatliwą i dosyć
marudną postacią – przeszkadza jej brud, mało luksusowe warunki
w kryjówce i konieczność pracy na rzecz kolektywu. Cóż, powie
ktoś, tacy ludzie też się zdarzają. To prawda, ale mimo wszystko
chciałabym, abyście zerknęli na kompilację poniższych cytatów:
Lacey była tak samo głośna jak Łowczyni – i nie mniej marudna.– Musicie mi wybaczyć, że tyle gadam – stwierdziła, nie dopuszczając innej możliwości. – Wydzierałam się tam w środku tyle czasu i nikt mnie nie słyszał. Mam sporo do powiedzenia, nazbierało się tego przez te wszystkie lata.A to pech. Zaczęłam dostrzegać zalety faktu, że opuszczam to miejsce.(…)Odpowiadając na wcześniejsze pytanie, które sobie zadawałam: nie, twarz Łowczyni nie wydawała mi się teraz mniej odpychająca. Okazało się, że zamieszkiwał ją bardzo podobny umysł.(…)– Ale dlaczego ona [Mel] lubi ciebie [Wandę]?“Z tego samego powodu.”– Mówi, że z tego samego powodu.Lacey prychnęła.– Zrobiłaś jej pranie mózgu, co?“Ta jest jeszcze gorsza.”“Rzeczywiście”, przyznałam. “Teraz już rozumiem, dlaczego Łowczyni była taka niemożliwa. Wyobrażasz sobie słuchać tego jazgotu bez przerwy?”
Kochani,
pomińmy na chwilę wybitną empatię W&M, które lepiej niż
ktokolwiek inny powinny sobie zdawać sprawę co oznacza dzielić z
kimś umysł i dać Lacey przepracować swoją traumę, pozwalając
jej gadać, ile wlezie. Pomińmy też fakt, iż Lacey musi być osobą
o stalowym charakterze, skoro, jak się zaraz przekonamy, zdołała
przezwyciężyć samego Łowcę, podgatunek zorientowany specjalnie
na podbijanie innych planet i usuwanie zawadzających osobników.
Wiecie, co właśnie przekazała nam Meyer?
Psychoza
i mordercze zachowania CŁ to wina jej mundurka.
Naprawdę.
Nie da się tego zinterpretować w inny sposób: gdyby tylko Lacey
zachowała się jak na typowego człowieka przystało i bez szemrania
pozwoliła zagarnąć swoje ciało tasiemcowi z innej planety, CŁ
byłaby znacznie sympatyczniejszą postacią. To wina tej
nieokrzesanej, hałaśliwej żywicielki, że CŁ dążyła do
wytępienia całej ludzkości i zastrzeliła Wesa – gdyby tylko
włożono duszkę do cichszego gospodarza, byłaby znacznie
przyjemniejsza w obyciu.
Szczerze
mówiąc, taki tok rozumowania u Stefy już nawet mnie nie zaskakuje.
Mówimy o tej samej kobiecie, która stwierdziła całkowicie serio,
że Cullenowie mają pełne prawo zabijać ludzi, bo w porównaniu z
nimi jesteśmy zaledwie małymi robaczkami które wkrótce tak czy
inaczej wyzioną ducha (dla zainteresowanych całą wypowiedzią:
wpiszcie sobie w Google “Personal correspondence
12 – Twilight Lexicon”. Uczciwie radzę nie jeść i nie pić
przy lekturze, grozi uduszeniem). Z drugiej jednak strony – do tej
pory Meyer przynajmniej próbowała zachować pozory i udawać, że
nie jest całkowicie przeciwko naszej rasie. Cóż, najwyraźniej
znudziło jej się ukrywanie prawdziwych poglądów.
Kochani,
pomyślcie tylko, co to oznacza. Jak do tej pory, do grona
antagonistów mogliśmy zaliczyć: Maggie i Sharon, Kyle'a (przeszedł
reformację i zaczął uwielbiać Wagabundę jak na brata tru loffa
przystało) i CŁ. Troje ludzi, jedna dusza. Ale nie – okazuje się,
iż w przypadku CŁ co złego, to jej mieszkanko. Wniosek?
WSZYSTKIE
dusze
– nawet te należące do Łowców - są dobre i prawe. Bez żadnego
wyjątku. Wszelakie wypaczenia, paskudne myśli, niehonorowe
postępowanie, za wszystko to należy winić wadliwego żywiciela.
Ale
co tam, będziemy hojni i przyznamy Stefie, że wspomniała o tym
wszystkim już na samym początku książki. Niestety, to nadal nie
jest żadne usprawiedliwienie, albowiem zgodnie z kanonem, Łowcy NIE
SĄ
jak inne dusze – potrafią zatem kłamać i mordować i nie mogą
zrzucić winy za swoje negatywne emocje na mundurki.
Czytelnicy,
zupełnie jak w przypadku Zmierzchu, mają zamknąć oczy na fakty i
biernie zaakceptować to, co mówi autorka: że dusze to
najwspanialsze istoty we wszechświecie, całkowicie pozbawione wad i
ułomności.
Przykro
mi, Stefa, nic z tego. Za długo już baruję się z twoją
twórczością, aby potulnie łykać kłamstwa, którymi usiłujesz
mnie nakarmić.
Ludzkość
ssie: 63
Świat
według Terencjusza: 89
Jak
jednak wyglądał związek między CŁ i Lacey?
– Kiedy się zorientowała, że Melanie do ciebie mówi, tak jak ja do niej, zaczęła się bać, że możesz się czegoś domyślić. Byłam jej mrocznym sekretem. – Zaśmiała się chrapliwie. – Nie mogła sprawić, żebym się zamknęła. Dlatego została Łowczynią. Miała nadzieję, że dowie się, jak sobie radzić z opornym żywicielem. A potem poprosiła o twoją sprawę, bo chciała zobaczyć, jak ty to robisz. Zazdrościła ci – czy to nie żałosne? Chciała być silna jak ty.
To
pasjonująca historia, jednakże mam z nią pewien problem.
Meyer,
jakim cudem CŁ została Łowczynią PO wsadzeniu w mundurek?
Przez
cały czas akcji „Intruza” tłumaczono nam, że Łowcy to
kosmiczna siła specjalna, która przybywa na daną planetę, by
przygotować ją do całkowitej kolonizacji. Jeśli CŁ była
Łowczynią, to jej Powołanie nie mogło narodzić się dopiero po
spotkaniu Lacey – było jej integralną częścią już od dobrych
kilkuset lat. I nie, do Łowców nie można sobie ot tak dołączyć,
bowiem zgodnie z kanonem jest to oddzielna grupa dusz, jako jedyna
zdolna do użycia fizycznej przemocy (chociaż, patrząc na poprzedni
akapit...).
I
jeszcze jedno:
Miała nadzieję, że dowie się, jak sobie radzić z opornym żywicielem.
Dusze
doskonale wiedzą, jak radzić sobie z opornym żywicielem. Mało
tego, my także wiemy to już od rozdziału trzeciego i historii
Kevina – po prostu wyjmują amebę z niegrzecznego mundurka i
przeszczepiają ją gdzie indziej, albowiem nie wszystkie ludzkie
ciała są zdolne poddać się duszkowej penetracji. Ot, zagadka
rozwiązana.
Wiecie
co? Trochę szkoda mi Stefy. Zbliżamy się do końca książki i
widać, że próbuje zasypać nas wyjaśnieniami dotychczasowych
dziur fabularnych, ale najzwyczajniej w świecie jej to nie wychodzi,
bo każde kolejne tłumaczenie jest głupsze i bardziej na bakier z
kanonem od poprzedniego.
O
jasna paszcza!: 12
Świat
według Terencjusza: 90
Niezależnie
od jej parszywego charakteru, mieszkańcy jaskini lubią Lacey,
albowiem jest ona dla nich żywym dowodem na to, że ludzkość ma
jeszcze szansę na ratunek.
Rozmowy z Ianem i Jamiem o tym, co się stało, okazały się łatwiejsze i mniej bolesne, niż sobie wyobrażałam.Obaj bowiem, choć każdy z innych powodów, niczego się nie domyślali. Nie rozumieli, że ten przełom oznacza, iż będę musiała odejść.
Wcielę
się w adwokata diabła i stwierdzę autorytarnie, iż nawet niezbyt
lotni O'Shea i Stryder nie byliby w stanie wymyślić tak durnego
konceptu jak twój, nie dziwota zatem, iż nie przychodzi im do
głowy, że możesz chcieć wprowadzić w życie tak idiotyczny plan.
Z Jamiem sprawa była jasna. Jak nikt inny akceptował mnie i Mel jako coś nierozłącznego. Jego młody, otwarty umysł potrafił ogarnąć naszą dwoistość. Traktował nas jak dwie osoby. Mel była dla niego kimś prawdziwym, stale obecnym. Zupełnie jak dla mnie. Nie tęsknił za nią, ponieważ miał ją na co dzień. Nie widział potrzeby, żeby nas rozdzielać.
Coś
tu się wyklucza. To w końcu Jamie „traktuje je jak dwie osoby”
czy „ma Melę na co dzień”? Bo w tym drugim przypadku musi ją
jednak brać w pełnym pakiecie z Wagabundą.
Natomiast nie bardzo wiedziałam, dlaczego Ian niczego się nie domyśla. Może za bardzo pochłaniały go inne potencjalne skutki tego odkrycia? Jego doniosłe znaczenie dla całej wspólnoty?
Nie,
po prostu nie ma specjalnego związku między uratowaniem Lacey i
waszym planem co zrobić z CŁ - amebą, a twoim niezrozumiałym
dążeniem do samozagłady. To i podejrzewam, że Ian już dawno
położył kreskę na Melanie, bowiem pamiętanie o jej istnieniu
mogłoby negatywnie wpłynąć na jego libido.
A może po prostu nie zdążył tego przemyśleć do końca, dostrzec jedynego możliwego finału, gdyż rozproszyło go co innego. Rozproszyło i rozwścieczyło.– Powinienem go dawno zabić – utyskiwał, gdy szykowaliśmy rzeczy niezbędne do kolejnej wyprawy. Mojej ostatniej. Starałam się o tym nie myśleć. – Co ja mówię, matka powinna go utopić zaraz po urodzeniu.
Cóż,
nie mogę się z tobą nie zgodzić, kochasiu. Co się jednak
wydarzyło?
Wszyscy byli wściekli na Kyle’a. Jared zaciskał gniewnie usta, a Jeb częściej niż zwykle gładził strzelbę.(…)Wszyscy wiedzieliśmy, gdzie się podział Kyle. Kiedy tylko dowiedział się o magicznej przemianie Łowczyni, czyli robala, w Lacey, czyli człowieka, wykradł się z jaskiń tylnym wyjściem. Spodziewałam się, że będzie przewodził grupie domagającej się zabicia Łowczyni (nosiłam kapsułę wszędzie ze sobą, a w nocy miałam czujny sen i nie zdejmowałam z niej ręki); tymczasem przepadł bez śladu, a Jeb z łatwością stłumił protesty.Jared był tym, który odkrył, że zniknął jeep. A Ian połączył oba zniknięcia ze sobą.– Pojechał po Jodi – sarkał. – Co jeszcze?Nadzieja i rozpacz. Ja dałam im to pierwsze, Kyle drugie. Czy wyda ich teraz, zanim zdążą z tej nadziei skorzystać?
O
nie. O, nie.
Nadchodzi
kolejny fabularny kretynizm.
Kiedy
ogłosiłyśmy z Beige że dodamy nową kategorię, kilka osób
zapytało się nas, czy dodamy punkty za poprzednie rozdziały.
Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie, albowiem „O
jasna paszcza!” od początku została zaplanowana na odcinki 48 +.
Chcecie jednak wiedzieć, co w największym stopniu skłoniło mnie
do utworzenia tej kategorii?
OOC
Kyle.
Wątek
niekanonicznego Kyle'a, który rozpoczyna się w tym odcinku, jest
jedną z najbardziej kuriozalnych rzeczy na przestrzeni całej
książki i właściwie można by go podsumować za pomocą jednego
gifu:
Dziś,
na szczęście, nie usłyszymy na ten temat za wiele, ale lada moment
będziemy musieli się przebijać przez najbardziej niewytłumaczalną
zmianę w charakterze postaci w historii całego Meyerlandu. Co
najciekawsze, Stefa nigdy nie będzie próbowała wyjaśnić owego
fenomenu: Kyle stanie się zupełnie innym człowiekiem nie tylko bez
żadnego konkretnego powodu, ale bez żadnego jasnego celu. Ja
naprawdę nie mam pojęcia, o co chodzi z tym konkretnym wątkiem: co
gorsza, podejrzewam, iż nie rozumie tego nawet sama Meyer.
Na
razie skupmy się jednak na powyższym cytacie. Czy ktoś może mi
wytłumaczyć, skąd bierze się ból dupy wszystkich mieszkańców
jaskini?
Niby
dlaczego BSZ miałby ich zdradzić? Sądząc po ostatnich kilkunastu
rozdziałach, psychotropy działają jak ta lala, nie powinien zatem
dostać ataku furii w połowie drogi. Ian sam powiedział: jego brat
dał w długą, żeby odnaleźć ukochaną i wyjąć z niej amebę.
Gdzie w tym jakakolwiek wola skrzywdzenia przyjaciół? Jestem
pierwsza osobą, która przyzna, iż Kyle nie jest wzorem psychicznej
równowagi, ale rozdział czterdziesty siódmy wyraźnie pokazał, że
starszy O'Shea jest całkiem porządnym strategiem, wątpliwe zatem,
aby zaczął wyciągać robaka z właścicielki na środku
zatłoczonego parku. Niezależnie, czy spróbuje uratować ukochaną
samodzielnie, czy przywiezie ją do jaskini jego jedynym celem jest
odzyskanie ważnej dla niego osoby. Skąd więc ta powszechna panika?
O
jasna paszcza!: 13
Ale
zostawmy na razie BSZ i jego misję ratunkową; nasi protagoniści
mają póki co inny problem na głowie, a konkretnie – co tu zrobić
z CŁ w galaretowatej formie.
Im dłużej trzymałam tu Łowczynię, tym większe było ryzyko, że ktoś ją w końcu zabije.
Spytacie
może po jaką choinkę ktokolwiek miałby zabijać CŁ, skoro
obecnie nie jest w stanie nikomu zaszkodzić. Cóż, jak się zaraz
przekonamy, zabójstwo byłoby tu wcale rozsądną opcją, ale nie w
tym rzecz; wszyscy przecież wiemy, że ludzie zatłukliby CŁ
papuciami, bo są z natury źli i okrutni.
Ludzkość
ssie: 64
Poznawszy Lacey, zaczęłam Łowczyni współczuć. Zasłużyła na spokojne, przyjemne życie wśród Kwiatów.
Po
pierwsze:
Ludzkość
ssie: 65
A
po drugie...och, z drugim musimy się jeszcze chwilkę wstrzymać. Z
góry radzę przygotować sobie coś do wyładowania frustracji.
Wiedziałam, że mogę mu [Ianowi] powierzyć bezpieczeństwo Łowczyni jak nikomu innemu. Tylko jemu pozwalałam trzymać kapsułę, gdy potrzebowałam rąk. Tylko on widział w tym niedużym zbiorniku życie, które należało chronić. Potrafił o nim myśleć jak o przyjacielu, o czymś, co można pokochać.
...Stefa,
czy ty celowo kreujesz Wandę na kompletną kretynkę? Z jakiej racji
O'Shea ma myśleć z czułością o istocie, która przewodziła
atakowi na Ziemię i doprowadziła (bezpośrednio lub nie) do
zgładzenia tylu żyć, zapewne włącznie z panem i panią O'Shea?
Cóż,
wszyscy wiemy, z jakiej: tak bowiem prezentuje się w swej prawdziwej
formie jego lachon. Tu nie chodzi o żadną wewnętrzną przemianę:
Ian podnieca się błyszczącym kawałkiem galarety z wiciami, bo
tylko w ten sposób może wejść w łaski swej wybranki. Ale żeby
Wagabunda była aż tak naiwna by sądzić, że to wszystko z
dobrego serca?
Bellanda
Wandella van der Mellen : 82
No
dobrze, właściwą akcję czas zacząć. Wandzia wraz z tru loffami
wybiera się do Phoenix. Ich wyprawa ma podwójny cel: Po pierwsze,
chcą złapać jakiegoś Uzdrowiciela i zawieść go do jaskini,
liczą bowiem, iż mózg mundurka zdołał zapamiętać informacje
zgromadzone przez duszę w czasie okupacji i będą mogły zostać
wykorzystane już po uzdrowieniu. Jeśli zastanawiacie się, od kiedy
to porozumienie na linii człowiek-dusza działa i w drugą stronę,
nie martwcie się: prawdziwy fail jeszcze przed nami.
Po
drugie, postanawiają się pozbyć CŁ...wysyłając ją duszkowym
odrzutowcem na inną planetę.
…
Taaak.
…
No
to co, może wkleimy kilka cytatów?
Otoczyłam lotnisko, trzymając się z dala od tętniącego życiem terminalu. Wielkie, wymuskane białe statki międzyplanetarne same rzucały się w oczy. Nie odlatywały z taką częstotliwością jak mniejsze wahadłowce. Wszystkie, które widziałam, były zadokowane, żaden nie szykował się jeszcze do startu.– Wszystko jest oznaczone – poinformowałam siedzących po ciemku pozostałych. – Jedna ważna sprawa. Unikajcie statków lecących do Nietoperzy, a już szczególnie do Wodorostów. Wodorosty są w sąsiedniej galaktyce, podróż w tę i z powrotem zajmuje tylko dziesięć lat. To zdecydowanie za mało. Najdalej są Kwiaty. Do Delfinów, Niedźwiedzi i Pająków też leci się przynajmniej sto lat w jedną stronę. Nie wysyłajcie kapsuł nigdzie indziej.(…)– Przygotujcie się – szepnęłam, wjeżdżając w cień rzucany przez ogromne, walcowate skrzydło sąsiedniego wahadłowca. Od ciężarówki z kapsułami dzieliło nas już tylko kilka metrów. Przy dziobie statku lecącego na Planetę Kwiatów pracowało kilku techników, widziałam też paru jeszcze dalej, na starym pasie startowym. Nie czułam się zagrożona, wiedziałam, że będę wyglądać jak jeden z wielu pracowników portu.Wyłączyłam silnik i zeskoczyłam z fotela kierowcy – starałam się nie rzucać w oczy, udawać, że robię tylko, co do mnie należy. Poszłam na tyły furgonetki i uchyliłam drzwi. Kapsuła czekała na mnie na samym brzegu, lampka na pokrywie świeciła bladą czerwienią, co oznaczało, że w środku znajduje się dusza. Ostrożnie podniosłam kapsułę i zamknęłam drzwi.(…)Postawiłam kapsułę delikatnie na pierwszej z brzegu kolumnie wewnątrz ciężarówki. Nikt nie miał prawa zwrócić na nią uwagi, podobnych były setki.– Żegnaj – szepnęłam. – Obyś miała tym razem więcej szczęścia.
W
takich chwilach cieszę się, że zdarza mi się poruszać pewne
kwestie na zaś; udaje mi się dzięki temu oszczędzić sobie nerwów
podczas pisania kolejnych analiz.
Tak
naprawdę powiedziałam już wszystko na ten temat dwa tygodnie temu.
Teraz macie po prostu naoczny dowód na to, że nie
kłamałam:Wagabunda niczego się nie nauczyła.
Każda
powieść powinna mieć jakiś punkt kulminacyjny, morał pokazujący,
jak w bohaterze dokonuje się moralna przemiana lub który umożliwia
mu stanie się dojrzalszą postacią. „Intruz” tego nie ma.
Niemal pięćset stron dalej znajdujemy się w tym samym punkcie, co
na początku książki, bowiem nasza narratorka i protagonistka nie
zmieniła się w najmniejszym stopniu, nie licząc może odkrycia
swej bardziej seksualnej strony.
Wandzia
nadal nie widzi nic złego w kolonizacji planet. Przeszkadza jej
tylko, gdy ktoś atakuje świat zamieszkany przez jej tru loffa.
Ta
historia nie zbliża się do końca; ona zatacza koło. CŁ, było
nie było antagonistka, wciąż jest żywa i nastawiona przeciwko
uciekinierom; w dodatku Wanda nie zrobiła NIC, aby ją powstrzymać.
Spójrzcie
jeszcze raz na ten fragment:
Najdalej są Kwiaty. Do Delfinów, Niedźwiedzi i Pająków też leci się przynajmniej sto lat w jedną stronę. Nie wysyłajcie kapsuł nigdzie indziej.
Jeśli
przyjmiemy, iż duszka mówi tu o ludzkich latach, to istnieje
całkiem realna szansa iż CŁ (a także wszystkie inne dusze, które
zostaną odesłane w przyszłości) wrócą na Ziemię mniej więcej
za dwa pokolenia.
Pomyślcie
tylko. Te istoty mają setki tysięcy lat, wiek w jedną czy drugą
stronę nie robi im najmniejszej różnicy. Z tego, co widzieliśmy
do tej pory, duszom podoba się na Ziemi...A Wanda i spółka nie
zamierzają przekonać żadnej z nich po dobroci, aby opuściły tę
planetę i wskazać im alternatywne miejsce zamieszkania. Nie,
uciekinierzy najzwyczajniej w świecie wyjmują tasiemce bez ich
zgody i wysyłają je w przestrzeń. Po takim numerze wróciłabym z
powrotem na błękitną planetę z czystej złośliwości.
Ale
furda ze standardowymi duszami, może polubią życie na Planecie
Kwiotków (dla przypomnienia: to ta, na której praktykuje się
kanibalizm na niewinnych, myślących stworzeniach). Wróćmy do CŁ;
tej strasznej, strasznej Łowczyni która została wyciągnięta
wbrew swej woli, nienawidzi ludzi i ma wszelkie możliwości, by
pewnego dnia wrócić na Ziemię.
Co
ją powstrzymuje? Odpowiedź jest prosta: absolutnie nic.
To
trochę tak jak z „Przed Świtem” i radością Cullenów, którzy
uradowani odejściem Volturi zapominają, iż od tej chwili już
przez całą wieczność będą na celowniku włoskich wampirów. Być
może minie i kilkadziesiąt lat, nim CŁ zdoła się z powrotem do
nas doczłapać, ale biorąc pod uwagę jej determinację jest niemal
pewne, iż natychmiast po dotarciu na Planetę Kwiotków zacznie
załatwiać sobie bilet powrotny. Wróci. Znajdzie innych Łowców. I
cały koszmar zacznie się od nowa. Wandy to jednak nie martwi –
chcecie wiedzieć, czemu?
Ponieważ
(i w jednym z następnych rozdziałów zostanie to powiedziane
wprost) wówczas wszyscy, których kocha, będą już dawno martwi.
TO
jest
jedyna motywacja dla jej działań. Wagabundy absolutnie nie obchodzi
ludzkość jako taka, nie ma najmniejszych problemów z przejmowaniem
czyjegoś ciała i umysłu. Sami zresztą spójrzcie: oto, dając
broń naszym, automatycznie skazuje Troskliwe Misie i Delfinoważki
na koszmar powtórnej inwazji i nie ma z tego powodu najmniejszych
wyrzutów sumienia. Nawet jeśli uznamy, iż tamte istoty nie należą
do myślących, wciąż pozostaje pierwszy argument: Wandzia nie robi
tego wszystkiego, by pomóc ludziom. Robi to, by wywołać uśmiech
na twarzy swego przybranego dziecka łamane przez brata i tru loffów.
Tu nie ma żadnej wyższej idei, żadnego poświęcenia dla większej
sprawy: gdyby Ian nie został obdarzony przez los przystojną
facjatą, ludzkość lada dzień przestałaby istnieć.
Możemy
śmiać się z idiotyzmów w „Zmierzchu”, ale trzeba uczciwie
przyznać, iż Stefa nigdy nie udawała, że ta seria jest
czymkolwiek więcej niż jej mokrym snem spisanym na papierze.
„Intruz” miał być dojrzałą powieścią dla dorosłych z
bezinteresowną protagonistką w roli głównej: efekt, jaki jest,
każdy widzi. Z dwojga złego wybieram sagę: głupota równie
wielka, ale niesmak jakby mniejszy.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 83
Mój
ssskarb : 25
O
jasna paszcza!:14
Wanda
wraca do auta.
– To było łatwe.– Trafiliśmy idealnie z czasem. Następnym razem możecie dłużej czekać na okazję.Ian złapał mnie za dłoń.– Nie sądzę, przynosisz nam szczęście.Nic nie odpowiedziałam.– Czujesz się lepiej teraz, gdy jest już bezpieczna?– Tak.
Uważaj,
złotko, jak dalej będziesz się obmacywać z Milliganem pod nosem
Jareda (nie wypowiedział jak do tej pory żadnej kwestii, ale nadal
jest w samochodzie), to wkrótce możesz poczuć się znacznie
gorzej.
Zobaczyłam, jak gwałtownie obraca głowę – wyczuł w moim głosie kłamstwo.
Świat
według Terencjusza: 91
Czas
na drugą część panu – porwanie Uzdrowiciela, a raczej pary
Uzdrowicieli. O dziwo, wszystko idzie jak z płatka: pan i pani dusza
akurat wychodzą ze szpitala po dyżurze, Wandzia kłamie, iż w
furgonetce leży jej przyjaciel, który potrzebuje pomocy (jej
dokładne słowa brzmią: „Nie wiem, co mu się stało”. Chyba
nawet nie dam za to punktu; to akurat sama prawda, że Howe'a
powinien zbadać jakiś psychiatra). Następnie panowie biorą się
do dzieła:
Pospieszyłam na tyły auta, żeby otworzyć im drzwi, a oni tuż za mną. Jared czekał już po drugiej stronie z chloroformem. Odwróciłam wzrok.Wszystko trwało zaledwie parę sekund. Jared wciągnął nieprzytomne ciała do samochodu, a Ian zatrzasnął drzwi.
...Meyer,
to brzmi jak opis działań seryjnych gwałcicieli i morderców.
Welcome
to Bedrock: 73
Nasi
wracają do kryjówki; Wandzia prosi, żeby zatrzymali się w fast
foodzie. Motywuje ją nie tyle głód, co chęć spędzenia jak
największej ilości czasu ze swymi...ekhm...powiedzmy, że
przyjaciółmi.
Zamieniliśmy się na parkingu miejscami, potem podjechałam do okienka, żeby złożyć zamówienie.– Co chcesz? – zapytałam Iana.– Nic. Wystarczy mi, że popatrzę, jak robisz coś tylko dla siebie. To chyba pierwszy raz.
Stefa,
możesz mi wyjaśnić, co jest takiego godnego podziwu w bezcelowym
samoumartwieniu się? Wagabunda naprawdę nie wydaje się być
bardziej szlachetną postacią przez to, iż wiecznie umniejsza swoje
potrzeby i życzenia.
Mea
culpa: 34
Jared
bierze to samo, co duszka, nasi wcinają, z jakiegoś powodu
zostajemy uraczeni opisem Wandy moczącej frytki w shake'u i
nakłaniającej do tego samego Howe'a:
- Melanie też uważa, że to obrzydliwe. – Właśnie to było powodem, dla którego w ogóle wyrobiłam sobie kiedyś ten zwyczaj. Uśmiechałam się teraz na myśl, jak bardzo potrafiłam sobie wtedy sama uprzykrzać życie, byle tylko zrobić jej na złość.
Jak
na prawdziwą, altruistyczną duszę przystało, rzecz jasna. A tak w
ogóle, to nie ma jak dojrzałość.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 84
Świat
według Terencjusza: 92
Wracamy
do jaskini:
Dojechaliśmy do domu bez przeszkód. Nie natknęliśmy się na żadne oznaki wzmożonej aktywności Łowców. Być może uznali w końcu, że był to zbieg okoliczności. Może doszli do wniosku, że taki finał był wręcz nieunikniony – kto zapuszcza się samotnie na pustynię, ten sam się prosi o nieszczęście. Mieliśmy podobne powiedzenie na Planecie Mgieł: kto chadza sam po śnieżnych polach, tego w końcu pożre szponowiec.
...Czy
wy też siedzicie teraz, z szeroko otwartymi oczami podziwiając
osławioną solidarność i współczucie dusz? Co do reszty cytatu,
nie zamierzam się nawet powtarzać.
Adolf
approves : 64
Świat
według Terencjusza: 93
Nasi
wchodzą do kryjówki, Wandzia cieszy się na widok przyjaciół i
smuci, ponieważ Lacey trzyma na biodrze małego Freedoma (duszce
nigdy nie pozwolono zbliżyć się do dziecka), po czym wraz z Jebem
ruszają w stronę szpitala, by zanieść Doktorowi ciała
Uzdrowicieli. Nadszedł bowiem czas, aby zaprezentować Carlisle'owi
bis, jak wyciągnąć amebę z mundurka.
– Przyrzekasz, Doktorze? Zgadzasz się na w s z y s t k i e moje warunki? Przysięgasz na własne życie?– Tak. Wszystkie twoje warunki zostaną spełnione, Wando. Przyrzekam.– Jared?– Tak. Nie będzie żadnego zabijania.– Ian?– Będę ich bronił własnym życiem.–Jeb?– To mój dom. Każdy, kto nie zechce uszanować tej umowy, będzie musiał się stąd wynosić.
Ja
tu widzę dwie możliwości: albo uciekinierzy dotrzymają umowy i
zdołają uratować góra kilka setek ludzi, albo jednak pragmatyzm
weźmie górę i pokażą kolejnym uratowanym, jak to się robi, a
wtedy istnieje spora szansa, że komuś jednak puszczą nerwy.
Wagabunda
streszcza całą procedurę (rozetnij skórę na karku; znajdź trzy
przednie czułki duszy; znajdź wici; zacznij ugniatać; poczekaj, aż
wici się schowają; zacznij wyciągać amebę). Doktor spisuje się
na medal, po czym podaje duszkę Ianowi, by móc zająć się raną
na karku mundurka.
Ian przyglądał się trzymanej w dłoni srebrzystej wstążce nie ze wstrętem, lecz z zachwytem w oczach. Patrzyłam na jego reakcję i czułam ciepło w piersi.– Ładna – szepnął zaskoczony. Niezależnie od tego, co czuł do mnie, spodziewał się raczej pasożyta, stonogi, potwora. Sprzątanie okaleczonych ciał nie przygotowało go na tak piękny widok.
*
wzdycha ciężko * Tak, Meyer, wiemy; nie ma takiej opcji, aby
gatunek który uważasz za przodujący w stosunku do ludzkości był
czymkolwiek innym niż skończoną perfekcją.
Jared pokazał mu, jak zamknąć pokrywę.Odetchnęłam z ulgą.Stało się. Nie mogłam już zmienić zdania. Wbrew moim przypuszczeniom nie było to wcale takie straszne uczucie. Miałam pewność, że tych czterech ludzi będzie o dusze dbać tak samo jak ja. Kiedy mnie już nie będzie.
Patrz
mój komentarz nieco wyżej.
Wszystko
ładnie pięknie...aż tu nagle!
– Uwaga! – krzyknął nagle Jeb, unosząc strzelbę i mierząc gdzieś za nas.Obróciliśmy się gwałtownie w stronę zagrożenia. Jared upuścił pustą kapsułę na ziemię i rzucił się ku Uzdrowicielowi, który podniósł się na kolana i spoglądał na nas w osłupieniu, Ian zachował przytomność umysłu i trzymał swoją kapsułę przy ciele.– Chloroform! – krzyknął Jared, przyciskając mężczyznę z powrotem do łóżka. Lecz było już za późno.Uzdrowiciel patrzył na mnie wzrokiem zdumionego dziecka. Wiedziałam, dlaczego utkwił wzrok akurat we mnie – promienie lampy odbijały się nam obojgu od oczu, rzucając na ścianę diamentowe wzory.– Dlaczego? – zapytał.Potem z twarzy zniknął mu wszelki wyraz, a ciało opadło bezwładnie na łóżko. Z nozdrzy popłynęły dwie strużki krwi.
A
niech to, wygląda na to, iż dusza nr 2 zdążyła zamordować
żywiciela przed operacją. To była z jej strony bardzo pokojowa
decyzja.
Adolf
approves : 65
Świat
według Terencjusza: 94
Czy
to wydarzenie będzie miało wpływ na dalsze akcje ratunkowe?
Przekonamy się już za tydzień. Ale szczerze mówiąc, nie
zawracajcie sobie tym zbytnio głowy, albowiem czeka nas znacznie
smaczniejszy kąsek: Z wyprawy wróci Kyle. A przynajmniej ktoś
noszący to samo imię, co nasz dotychczasowy (anty)bohater.
Statystyka:
Adolf
approves : 65
Bellanda Wandella van der Mellen : 84
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 28
Ludzkość ssie: 65
Mea culpa: 34
Mój ssskarb: 25
Nie ma jak u mamy: 28
O jasna paszcza!: 14
Świat według Terencjusza: 94
Welcome to Bedrock: 73
Witaj, Morfeuszu : 17
Bellanda Wandella van der Mellen : 84
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 28
Ludzkość ssie: 65
Mea culpa: 34
Mój ssskarb: 25
Nie ma jak u mamy: 28
O jasna paszcza!: 14
Świat według Terencjusza: 94
Welcome to Bedrock: 73
Witaj, Morfeuszu : 17
Maryboo
Jej, jej, jej! Wpis tak wcześnie, a jednak warto było wstawać <3 Idę czytać, poprawię sobie humor przed pracą :P
OdpowiedzUsuńOk, mam dwa zastrzeżenia.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - czy to nie jest tak, że dla Łowczyni Ziemia jest pierwszą planetą? W taki razie wcześniej prawdopodobnie nie miała ona przeznaczenia i mogła je sobie "wybrać", tak mi się przynajmniej wydaje.
"Czy ktoś może mi wytłumaczyć, skąd bierze się ból dupy wszystkich mieszkańców jaskini?" - Wydaje mi się, że nie chodzi o to, że Kyle zdradziłby ich świadomie, tylko z pewnością dostanie się w ręce Dusz i zostanie przez jedną z nich zasiedlony, tym samym wydając wszystkie tajemnice ludzi (Swoją drogą, jak to dobrze, że tak w niego wierzą!).
"małego Freedoma" - parsknęłam śmiechem. Co za imię! W ogóle czym dalej w las, tym weselej (i głupiej, ofkors).
Nie. Powołania Łowcy się nie wybiera, o czym wspomniałam w analizie. Łowcy to rzekomo osobny gatunek dusz, który jako jedyny jest w stanie używać przemocy.
UsuńA co do bycia złapanym - cóż,dokładnie takie samo ryzyko groziło im podczas wypadów na zakupy i nikt jakoś ni darł szat, ba; W&M i tru loffy beztrosko nocowały sobie w duszkowych hotelach.
Maryboo
"– Na jakich planetach pani wcześniej mieszkała? – zapytałam.
UsuńZawahała się, po czym wyprostowała ramiona.
– Na żadnej. Tylko na Ziemi.
Zaskoczyło mnie to. Była dzieckiem, jak Robert.
– Tylko na jednej? I od razu chciała pani zostać Łowczynią?" - rozdział siódmy. Sugeruje, że Powołanie Łowcy się jednak wybiera.
Właściwie wygląda na to, że Meyer jak zwykle się zagubiła. Z jednej strony wydaje mi się, że powołanie Łowcy wybiera się jak każde inne, a z drugiej Maryboo ma rację - bo Łowcy mają być inni od całej reszty duszek. Ostatecznie otrzymujemy więc coś takiego:
Usuń"-Wybrałam już powołanie. Chcę być Łowcą.
-Proszę, oto twój mundur i lista zadań. Po umiejętności takie jak:kłamstwo, czy zdolność do używania przemocy proszę zgłosić się do okienka numer 8"
Natomiast co do tego, że Kyle może zostać złapany - szanse są teoretycznie mniejsze (wiemy, że podczas wypraw ludzie i Wanda zachowywali się idiotycznie i zwracali na siebie uwagę, samotny Kyle ma więc chyba większe szanse na przetrwanie), ale wydaje mi się, że reszta mieszkańców jaskini po prostu zakłada, że wyjście na zewnątrz=bycie zasiedlonym przez duszę, ale ta reakcja wyłącza im się gdy cała grupa wybiera się na zakupy.
Problem w tym, że Meyer sama nie wie, czego chce od Łowców. Z jednej strony ma to być powołanie jak każde inne, z drugiej - Łowcy są zdolni do użycia przemocy, co (przynajmniej w teorii) jest obce innym duszom. Tak się nie da - albo mamy a), czyli grupę wynaturzonych duszek do zadań specjalnych, albo b): przyznajemy, że wszystkie duszki potrafią bez problemu strzelić komuś w łeb. Choć z drugiej strony, patrząc na historię ze szponowcem...Ja osobiście trzymam się wersji A, która była do tej pory forsowana jako kanon - muszę mieć jakieś źródło wyjścia, bo bez tego te analizy w ogóle nie miałyby racji bytu.
UsuńMaryboo
A czy całe to Powołanie nie działa przypadkiem na takiej samej za sadzie, jak u ludzi odkrywanie w sobie różnych talentów? Mały Wojtuś odkrywa, że ładnie rysuje, więc postanawia zostać malarzem - nowa dusza zauważa, że potrafi kłamać/jest zdolna do przemocy/inne nietypowe zachowania więc zostaje Łowcą. Co prawda nie jest to teoria idealna, ale wyjaśniałaby, dlaczego robaczki mogą mieć różne powołania na różnych planetach (nie sądzę, żeby wodorostom byli potrzebni np. piekarze, więc pewnie tam duszo-piekarz zajmował się czymś innym). Można by też pod to podciągnąć wyjaśnienie dlaczego Wandzia jest takim płatkiem śniegu - posiada "talent" (cechy Łowcy), ale postanowiła zająć się czymś innym, w czym była lepsza/co sprawiało jej większą przyjemność. Choć jak znam SMeyer, to jednak ona jest po prostu wybitną jednostką i tyle.
UsuńW takim razie jestem ciekawa, ile osób z tego utopijnego społeczeństwa uznało, że ma talent do wywożenia śmieci lub skręcania długopisów :)
UsuńPopo
No właśnie tu też pojawia się problem - bo dlaczego dusza potrafiąca kłamać i zabijać miałaby zostawać Łowcą? Przecież mogłaby wieść cudowne życie nie ujawniając swoich "talentów". W ten sposób dochodzimy do wniosku, że dusze są jak ludzie - jedne potrafią bez zająknięcia kłamać i okazywać agresję, inne unikają tego typu zachowań - a to, że pierwsza grupa postanowiła wykorzystać swoje "niespotykane" cechy i zostać Łowcami, to czysty przypadek.
UsuńNatomiast pomijając tę dziurę: jeśli Łowczyni po wszczepieniu w pierwszego żywiciela (człowieka) spotkała się z takim problemem i z tego powodu postanowiła "wybrać sobie" powołanie Łowcy, chociaż tak naprawdę się do tego nie nadawała i jej prawdziwym powołaniem było np. malarstwo, to musiała ona skłamać by zostać Łowcą. Czyli wracamy do większości poprzednich analiz - zwykłe dusze mogą kłamać.
Moim zdaniem Meyer kompletnie się zagubiła., a ja wraz z nią Z jednej strony będę twierdzić, że Łowczyni mogła odkryć swoje powołanie po przybyciu na Ziemię (choć nie pod wpływem Lacey), z drugiej - faktycznie Łowcy powinni być inni niż reszta dusz. Ale ponieważ wiemy, że dusze wcale nie są tak kryształowo czyste... cóż, może Łowcy to jedyne dusze które nie są hipokrytami i otwarcie przyznają się do swoich cech (tylko że to jest już rozumowanie odbiegające od tego, co Stefa próbowała nam przedstawić).
A ile jeszcze zostało rozdziałów do końca tegotego? Bo skoro wspominasz, że Intruz ma się już ku końcowi, to zastanawiam się, czy wyrobię się z redakcją Zmiechopka do ostatniego rozdziału. (Innymi słowy - idziecie jak burza :D).
OdpowiedzUsuń"Intruz" liczy sobie 59 rozdziałów + epilog.
UsuńMaryboo
gdyby Ian nie został obdarzony przez los przystojną facjatą, ludzkość lada dzień przestałaby istnieć.
OdpowiedzUsuńWidzicie? Wszyscy żyjemy dzięki pięknym chłopcom. To elementarne :D.
Analiza jak zwykle świetna.
Czyli teraz mamy tylko dwóch antybohaterów: Maggie i Sharon. Przeogromny progres od czasów Zmierzchu. Zamiast dodawać złoczyńców, zmieńmy wszystkich w misie tulisie <3
Popo
Boru, bajki Disneya kończyły się bardziej dramatycznie niż to coś...
OdpowiedzUsuń"Z Jamiem sprawa była jasna. Jak nikt inny akceptował mnie i Mel jako coś nierozłącznego. Jego młody, otwarty umysł potrafił ogarnąć naszą dwoistość. Traktował nas jak dwie osoby. Mel była dla niego kimś prawdziwym, stale obecnym. Zupełnie jak dla mnie. Nie tęsknił za nią, ponieważ miał ją na co dzień. Nie widział potrzeby, żeby nas rozdzielać. "
OdpowiedzUsuńCo. Za. Pierdolenie.
Jak ma Mel przy sobie, no jak? Nie może z nią pogadać, ona nie może go przytulić, nie pokopią razem piłki. Jak ktoś bliski wyjedzie i mam z nim kontakt telefoniczny i skajpowy (a zauważcie, że to więcej niż mowa zależna: "Mel mówi, że też cię kocha") to wcale nie czuję, jakbym miała tę osobę przy sobie. W ogóle Jamie jest jakiś ciężko upośledzony rozwojowo.
Z tym wysyłaniem to w ogóle genialny pomysł. Też nie mogłam pojąć jak Stefa może uważać to za rozwiązanie, bo, jak wspomniałaś, nic zupełnie nie powstrzymuje duszek przed powrotem. Bullshit!
Kilka tygodni przerwy i cala fabula mi wypadla z glowy... To chyba jakis zart, nawet Zmierzch byl bardziej interesujacy.
OdpowiedzUsuńMam to samo. Serio, ja się ciągle zastanawiam, kiedy tu się zacznie coś dziać, podczas gdy książka zmierza ku końcowi...
Usuńjuż kompletnie pogubiłam się w tym wpływie człowieka-żywiciela na postępowanie duszy... i to kolejna rzecz, w której się pogubiłam w tej książce. nie wiem, jak wy te wątki ogarniacie. ja w Zmierzchu rozumiałam wszystko poza tymi indiańskimi legendami, a tutaj mam pustkę w głowie i permanentny face-palm. ;/
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze mi się czytało,aktualną analizę i zaległe.Wyjmowanie duszy mnie powaliło,a przykład Castiela wzruszył.Tak,też jestem ciekawa, czy coś tu się będzie działo.
OdpowiedzUsuńChomik
Chomiku, nie chcę być złośliwa, wredna ani nic w tym stylu, ale często widuję Twoje komentarze, więc postanowiłam, że w końcu się wypowiem :)
UsuńProszę, używaj spacji po znakach interpunkcyjnych, bo inaczej całość bardzo źle się czyta i brzydko wygląda.
Popo
Ja muszę przyznać, że Iana nawet lubiłam - nie żeby jakoś specjalnie, ale ze wszystkich tru lowerów wychodzących spod pióra Meyer wydawał się najznośniejszy. Niestety, cała moja sympatia do niego zniknęła w ostatnim rozdziale (albo jednym z ostatnich). Cały czas z niecierpliwością czekam, jak zanalizujecie końcówkę, bo czuję, że będzie to epicki odcinek, jeszcze pamiętam uczucie niesmaku, kiedy z hukiem zamykałam książkę.
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale głupota Wandy wydaje się tak powalająca, że ja nawet nie mam na to słów. Wysłanie podobno największej jej przeciwniczki w kosmos, z którego w zasadzie może bez większych problemów powrócić...
Czy to prawda, że ta epicka powieść ma mieć jeszcze więcej części?
Margo
"A potem poprosiła o twoją sprawę, bo chciała zobaczyć, jak ty to robisz. Zazdrościła ci – czy to nie żałosne? Chciała być silna jak ty. " <- za to sie nie nalezy bellanda (...)? :D
OdpowiedzUsuńTu akurat w grę wchodzi niedoinformowanie Lacey/Łowczyni - kobiety założyły, że Wanda cały czas baruje się Melą, podczas gdy dziewczyny dobrze (aż za dobrze, patrząc z punktu prawdopodobieństwa psychologicznego) się dogadują.
UsuńMaryboo
Arghhhh, przypomnialas mi scene, w ktorej Melanie nie chce, zeby Wagabunda oddala jej cialo i az mi sie niedobrze zrobilo! :P
Usuń