piątek, 7 listopada 2014

Słowo się rzekło...

Mamy dwie wiadomości; w zależności od tego jak patrzycie na naszą twórczość, sami musicie ustalić, która z nich jest dobra, a która zła.


Wiadomość nr 1: Wracamy.


Wiadomość nr 2: Wracamy, ale od grudnia, albowiem na razie jesteśmy zarobione po uszy.


A z czym wracamy? Cóż, dowiecie się tego po kliknięciu w ten link (czym byłoby życie bez odrobiny suspensu?)


Mamy szczerą nadzieję, że będziecie nam towarzyszyć w kolejnej już przeprawie przez literaturę piękną inaczej. Życzymy dobrej zabawy i do zobaczenia wkrótce!






niedziela, 12 października 2014

Epilog


Tym razem to już naprawdę koniec! Hurra!!!







Nie traćmy więc czasu. Pokonajmy wreszcie tego potworka.



Życie i miłość w ostatnim ludzkim przyczółku na planecie Ziemia trwały dalej, lecz wiele się zmieniło.

Zmieniłam się ja.
Pierwszy raz odrodziłam się w ciele tego samego gatunku. Okazało się to znacznie trudniejsze niż przeprowadzka na inną planetę, gdyż miałam już wiele oczekiwań związanych z byciem człowiekiem. Poza tym odziedziczyłam wiele rzeczy po Płatku w Księżycową Noc, z czego bynajmniej nie wszystkie mnie cieszyły.
Odziedziczyłam przywiązanie do Prządki Snów. Tęskniłam za matką, której nigdy nie znałam, i opłakiwałam jej cierpienie. Kto wie, czy na tej planecie każda radość nie musiała być okupiona taką samą ilością bólu, jak gdyby istniała jakaś tajemna waga, której szale zawsze były równe.



Ludzkość ssie: 69



Wandzia jęczy, że jej nowe ciałko nie jest takie wysportowane i cool jak poprzednie. Nie dość, że Pet nie wyciska ton na klatę, to jeszcze jest strasznie nieśmiała. Jasne, zróbmy z Wandzi jeszcze większą sierotę. Nie dość, że ma ciało prawie dziecka, to jest omdlewającą mimozą. Ale przynajmniej Ian będzie pewnie zachwycony. Taką łatwiej kontrolować.



Odziedziczyłam inną rolę we wspólnocie. Noszono teraz wszystko za mnie i ustępowano mi z drogi. Dostawałam najłatwiejsze prace, a i tak przerywano mi w połowie. Co gorsza, potrzebowałam pomocy. Mięśnie miałam wiotkie, nieprzywykłe do pracy. Szybko się męczyłam i, choć próbowałam, nie potrafiłam tego ukryć. Pewnie nie byłabym w stanie przebiec bez postoju nawet mili.



Bellanda Wandella van der Mellen: 95



Czyli wszyscy wszystko za nią robią? Czy Pet była chorowita czy co? Jeśli nie, to przecież można pozwolić nowemu ciału Wandzi na jakiś drobny wysiłek fizyczny. Małymi kroczkami oczywiście. Przestanie się wtedy tak męczyć. Wspólnota to wspólnota, trzeba się przykładać, szczególnie w tak ciężkich czasach. Na tyle, na ile można oczywiście. O co więc chodzi? Zaraz okaże się skąd wzięło się to wyręczanie Wandzi.



Traktowano mnie jednak ulgowo nie tylko przez wzgląd na moją wątłą fizyczność. Wcześniej owszem, miałam ładną twarz, ale to nie przeszkadzało ludziom spoglądać na nią ze strachem, nieufnością, nawet nienawiścią. Mój nowy wygląd wykluczał podobne uczucia.



What the fuck?

O jasna paszcza!: 31



Czyli wszyscy ją prawie noszą na rękach, wachlują i podają drinki z palemką, bo ma ładną, dziecięcą buzię. Ale to nie jest najgorsze.



Ludzie często dotykali moich policzków albo podnosili mi brodę, żeby lepiej widzieć twarz. Bez przerwy poklepywano mnie po głowie (co było łatwe, ponieważ niższe ode mnie były jedynie dzieci), a po włosach głaskano tak często, że przestałam w ogóle zwracać na to uwagę. Ci, którzy kiedyś mnie nie akceptowali, robili to równie często jak moi przyjaciele. Nawet Lucina prawie nie protestowała, gdy jej dzieci zaczęły za mną biegać jak dwoje szczeniąt.



No to już jest naprawdę creeptastyczne. Jest słodka, to ją nagle wszyscy kochają, mimo że nadal jest robalem o nazistowskich zapędach. Co więcej, mieszkańcy jaskini zrobili sobie z niej laleczkę do zabawy i miziania. I nikt się nawet nie przejmuje, że Wandzia może mieć problem z wiecznym macaniem i traktowaniem jak dziecka. Cóż za połączenie… Upupianie Wandzi w nowym mundurku jest więc jeszcze bardziej przerażające niż w przypadku Jamiego. I jest w dodatku masowe.



Nawet Maggie i Sharon nie były już w mojej obecności tak nieugięte jak kiedyś, choć wciąż starały się na mnie nie patrzeć.



Ja pierdzielę. Zdaniem Stefki słodka buźka i wątłe ciało wystarczą, żeby wszyscy się zachwycali i gładzili po głowie. Nawet tym dwóm karykaturom zmiękły rury. Och, jakie cuda potrafi zdziałać odpowiednia powierzchowność.



Wandzia opowiada trochę o monsunach, które wreszcie nastały. Zmiana pogody wymusza przetasowanie w kwestii mieszkalnej. Wszyscy muszą przenieść się do sali gier. Jednak większe zmiany mają dopiero nadejść.



Liczył się każdy skrawek wolnej przestrzeni, dlatego żaden pokój nie mógł stać pusty. Mimo to jedynie nowo przybyłe, Candy – która w końcu przypomniała sobie swoje prawdziwe imię – i Lacey, zechciały zamieszkać w starym pokoju Wesa. Współczułam Candy z powodu jej przyszłej współlokatorki, lecz Uzdrowicielka ani razu nie zdradziła niezadowolenia z takiego obrotu spraw.



Może dlatego, że Lacey wcale nie jest taka okropna, tylko ty się do niej uprzedziłaś.



Po ustaniu deszczy Jamie planował się wprowadzić do Brandta i Aarona, którzy mieli w swojej grocie wolny kąt. Wcześniej Melanie i Jared wyrzucili go ze swojego pokoju do Iana. Jamie był już na tyle duży, że nie musieli szukać pretekstu.



No co ty, Jamie duży? Kto pierwszy zauważył ten jakże szokujący fakt?



Sytuacja Kyle’a też się zmieniła, odkąd Stefa stwierdziła, że przyda mu się miłość z dupy do robala, który zabrał mu dziewczynę.



Kyle pracował nad powiększeniem niewielkiej szczeliny, którą zajmował niegdyś Walter. Miała być gotowa na koniec pory deszczowej. Dotychczas nie było w niej miejsca dla więcej niż jednej osoby, a Kyle nie zamierzał przecież spać sam.
Nocą w sali gier Sunny spała skulona z głową na jego piersi, przypominając kocię zaprzyjaźnione z wielkim psem – rottweilerem, którego darzy instynktowym zaufaniem. Zawsze była przy Kyle’u. Nie pamiętałam, żebym widziała ich osobno, odkąd tylko pierwszy raz otworzyłam szarosrebrne oczy.



Bellanda Wandella van der Mellen: 96

Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem: 35



Rzygać mi się chce, jak to widzę. Następna mimozowata, bezwolna ameba z wypranym mózgiem i koleś, któremu w sumie wszystko jedno, póki ciało jest odpowiednie.



Kyle sprawiał wrażenie wiecznie zamyślonego, pochłoniętego niemożliwym związkiem do tego stopnia, że nie ogarniał niczego więcej. Wciąż miał nadzieję, że odzyska Jodi, ale okazywał garnącej się do niego Sunny wiele czułości.



Stefciu, nie przekonasz mnie, że ten związek nie jest straszliwie creeptastyczny i wzięty zupełnie z powietrza.



Wandzia nocowała przez jakiś czas w szpitalu, który już nie wywoływał u niej traumy. Doktor natomiast ze szpitala się wyprowadził. Czemu?



Wszystko wskazywało na to, że po ustaniu deszczów Doktor nie zamieszka z powrotem w szpitalu. Pierwszego wieczora w sali gier Sharon przytaszczyła do niego bez słowa swój materac. Być może skłoniło ją do tego zainteresowanie Doktora Uzdrowicielką, choć szczerze wątpiłam, czy zwrócił w ogóle uwagę na jej urodę, fascynowała go bowiem posiadana przez nią wiedza. A może po prostu Sharon dojrzała do tego, by przebaczyć i zapomnieć. Miałam nadzieję, że tak właśnie jest. Może z czasem uda się zmiękczyć serca nawet Sharon i Maggie? Ta myśl była budująca.



Zazdrość o chłopa motorem przemiany na lepsze. Po prostu pięknie. Wszak tylko dzięki mężczyźnie kobieta może być szczęśliwa i spełniona. Priorytety, bitch, priorytety!



Do przełomowej rozmowy z Ianem mogłoby w ogóle nie dojść, gdyby nie Jamie. Na samą myśl, że mogłabym poruszyć ten temat, pociły mi się dłonie i robiło się sucho w ustach. Co, jeśli te parę cudownych chwil pewności, których doświadczyłam w szpitalu zaraz po przebudzeniu, było ułudą? Co, jeśli opacznie je zapamiętałam? Wiedziałam tylko na pewno, że z mojej strony nic się nie zmieniło, ale skąd miałam wiedzieć, czy Ian czuje to samo? Ciało, w którym się zakochał, nadal tu było!



Czyli jednak przyznajesz, że zakochał się w ponętnej dupie Meli, a nie w twoim nieszczególnie cudnym charakterze? Cieszę się, że wreszcie zostało to jasno powiedziane.



Mozolnie wyzbywałam się resztek zazdrości i uciążliwego echa miłości, jaką nadal darzyłam Jareda. Nie potrzebowałam tych uczuć ani ich nie chciałam. Było mi dobrze z Ianem. Mimo to łapałam się czasem na tym, że wpatruję się w Jareda, i wprawiało mnie to w zakłopotanie. Bywało też, że Melanie dotykała ramienia Iana, po czym cofała gwałtownie rękę, jakby przypomniawszy sobie nagle, kim jest. Nawet będącemu w najlepszej sytuacji Jaredowi zdarzało się czasem spojrzeć na mnie takim samym zbłąkanym wzrokiem, jakim ja spoglądałam na niego. A Ian... Jemu oczywiście musiało być najtrudniej. Było to w pełni zrozumiałe.

Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem: 36

Ha, wszystkim tak się we łbach poprzewracało, że nie mogą odróżnić swojej drugiej połówki od truloffa z innego boku czworokąta. Najdziwniejsze jest to w przypadku Jareda. Wszak Wandzia w nowym ciele nie przypomina już wcale Meli, więc o co chodzi? Jared zaraził się wpojeniem, czy co? To nie ma najmniejszego sensu.



Spędzaliśmy ze sobą prawie tyle czasu co Kyle i Sunny. Ian bez przerwy dotykał mojej twarzy i włosów, zawsze trzymał mnie za rękę. Ale kto tak nie reagował na moje nowe ciało? Wszyscy okazywali mi czułość i było to czysto platoniczne. Dlaczego Ian więcej mnie nie pocałował tak jak pierwszego dnia?



Czysto platonicznie? Raczej czysto creepy. Kto normalny bierze się z łapami do innego człowieka bez pozwolenia? Wiem, że Wandzia nie narzeka, bo jest kompletną niemotą, ale to nie daje nikomu przyzwolenia na takie macanko.



Może nie potrafił pokochać mnie w moim nowym ciele, mimo że urzekało wszystkich pozostałych.

Bellanda Wandella van der Mellen: 97


Nie doceniasz tego faceta. Ładna dupa to ładna dupa. Jemu na pewno nie zrobi to większej różnicy.



Wreszcie wszyscy przenoszą się do sali gier na czas deszczu. Wandzia ma okazję porozmawiać z Ianem o ich „związku”.



– Tutaj, Wanda! – zawołał Jamie, machając zapraszająco dłonią, gdy już położył swój materac obok Iana. – Zmieścimy się teraz we trójkę.



I will cockblock as hard as I can!



Na prośbę Jamiego zsuwają 2 materace. Przed zaśnięciem chłopak oznajmia, że chyba jednak przestanie cockblockować i wyprowadzi się do Brandta i Aarona, co pozwoli Ianowi i Wandzi skonsumować związek.



Jeb ogłasza ciszę nocną. Wandzia i Ian układają się więc razem na materacu.



Uklęknął na materacu, ciągnąc mnie delikatnie za sobą. Poszłam w jego ślady i położyłam się na złączeniu materaców. Nie puszczał mojej dłoni.
– Tak dobrze? – szepnął. Dookoła toczyły się inne szeptane rozmowy, zagłuszane przez szmer siarkowego źródełka.
– Tak, dziękuję.
Jamie przewrócił się na drugi bok i wpadł na mnie.
– Ups, sorry, Wanda – wymamrotał, po czym ziewnął przeciągle. Usunęłam się odruchowo. Nie sądziłam jednak, że Ian jest tak blisko.
Westchnęłam cicho, gdy o niego zawadziłam, i już chciałam zrobić mu więcej miejsca, lecz wtedy objął mnie naraz ręką i przycisnął do siebie.
Było to przedziwne uczucie, znaleźć się nagle w całkiem nieplatonicznych objęciach Iana. Przypominało moje pierwsze zetknięcie z Bezbólem. Czułam się, jakbym dotychczas cierpiała, nie zdając sobie z tego sprawy, a jego dotyk mnie uleczył.



Wali łbem w biurko.



Mam wojenne flashbacki z Nju Muna, gdzie mieliśmy leczniczą obecność Edka (lub przedstawiających go halunów), która zapobiegła nawrotom fantomowych bólów kiszek Belki.

Wreszcie Ian zbiera się w sobie i proponuje to, co oczywiste. Po wyprowadzce Jamiego będzie miał pokój tylko dla siebie, więc bez sensu, żeby Wandzia wróciła po deszczach spać znowu do szpitala.



– Zdążyłaś już sobie wszystko ułożyć w głowie? Nie chcę cię poganiać. Wiem, że to musi być dla ciebie trudne... z Jaredem...
Potrzebowałam chwili, żeby ogarnąć sens tych słów, aż w końcu zachichotałam pod nosem. Melanie nie była chichotliwa, za to Pet owszem. Jej ciało zdradziło mnie teraz w najmniej odpowiednim momencie.
– Co? – zapytał skonsternowany.
– Myślałam, że to ty potrzebujesz czasu, żeby sobie wszystko poukładać – wyjaśniłam szeptem. – To ja nie chciałam poganiać ciebie. Bo wiem, że to dla ciebie trudne. Z Melanie.
Drgnął lekko, zaskoczony.
– Myślałaś?... Ale przecież Melanie nie jest tobą. Nigdy nie miałem z tym żadnego kłopotu.



Bullshit!!! Zawsze chciałeś zerżnąć Melę, ale skoro Pet jest niczego sobie, no i skoro widocznie lubisz lolicon (brrr…), to żaden problem dla ciebie, amirite?



Ian dalej obawia się, że pranie mózgu Wandzi jest jednak silniejsze od jej miłości do niego. Duszka zapewnia, że Jared to przeszłość, teraz liczy się tylko Ian.



Potem pocałował mnie tak nieplatonicznie, jak tylko było można w tak niesprzyjających okolicznościach. Jak to dobrze, że miałam dość rozsądku, by skłamać na temat swojego wieku.



Nie sądzę, żeby to jakoś Iana powstrzymywało. Wiek wiekiem, ale skoro wygląd dobrze wyrośniętego niemowlęcia mu nie przeszkadza, to metryka tym bardziej. Nabuchodonozor i Jacob przychodzą na myśl.



Deszcze musiały się niedługo skończyć. Wiedziałam, że staniemy się wówczas parą już w pełni. Była to obietnica i zobowiązanie, jakiego nie doświadczyłam w żadnym z poprzednich żyć. Kiedy o tym myślałam, czułam radość i napięcie, nieśmiałość i wielką niecierpliwość – wszystko to naraz; czułam się c z ł o w i e k i e m.



Koniec deszczu = bzykanko. I dzięki temu czuje się człowiekiem. Wow, co za priorytety.



Oczywiście po takiej rozmowie Wandzia i Ian stają się, jeżeli to możliwe, jeszcze bardziej zrośnięci jak bliźniaki syjamskie i wszędzie łażą razem, bo tylko takie związki uznaje szanowna ałtorka.



Czas wreszcie, aby Wandzia się do czegoś przydała i została wysłana na akcję.



Po długich tygodniach frustracji wyczekiwałam tej wyprawy z utęsknieniem. Tymczasem nie dość że moje nowe ciało było słabe i prawie bezużyteczne w jaskiniach, to jeszcze, ku mojemu zdumieniu, niektórzy nie chcieli, żebym zrobiła z niego jedyny użytek, do jakiego było wręcz stworzone.
A przecież Jared przychylił się do decyzji Jamiego właśnie ze względu na tę niewinną, wrażliwą twarzyczkę, która momentalnie budziła zaufanie, to delikatne ciało, które każdy chciał chronić. Teraz jednak on sam miał problem z przełożeniem teorii na praktykę. Byłam przekonana, że wypady do miasta będą dla mnie równie łatwe jak wcześniej, lecz Jared, Jeb, Ian i pozostali – wszyscy z wyjątkiem Jamiego i Mel – roztrząsali to przez wiele dni, szukając sposobu, żeby mnie od tego obowiązku uwolnić. Był to istny absurd.



Zgadzam się. Wandzia może im się przydać, ale wiadomo, że jej wygląd automatycznie oznacza, że sobie nie poradzi. Wiem, że nowy mundurek nie jest tak wysportowany jak Mela, ale gdybyście jej tak nie wyręczali, nie byłaby taka słaba. Poza tym przecież to nie jej pierwsza akcja. Pomijam już to, jak idiotycznie są te wyprawy planowane, ale to akurat głupota całej grupy.



Widziałam, że myślą o Sunny, lecz była przecież jeszcze niesprawdzona, niezaufana. Co więcej, Sunny nie miała najmniejszej ochoty wystawiać nosa na zewnątrz. Na samo słowo „wyprawa” kuliła się ze strachu. Udział Kyle’a także nie wchodził w grę. Gdy raz przy niej o tym napomknął, wpadła w histerię.



Następny niezbyt zdrowy związek. Czemu dziewuchy u Stefy muszą być takim bluszczem? Z Bellą było tak samo.



Bellanda Wandella van der Mellen: 98



Niestety już podczas pierwszej wyprawy jaskiniowa grupa nadziewa się na patrol Łowców. Czy jednak na pewno?



Zamarliśmy, gdy z ciemności wystrzeliły wąskie snopy światła, oświetlając twarze Jareda i Melanie. Moja twarz, moje oczy – jedyne, które mogły nam pomóc – pozostały niewidoczne w cieniu szerokich barków Iana.
Mnie nic nie oślepiło. Widziałam Łowców wyraźnie w jasnym świetle księżyca. Mieli nad nami przewagę liczebną, nas było sześcioro, ich – ośmioro. Widziałam wyraźnie, jak trzymają ręce, widziałam błyszczącą w nich broń, uniesioną i wycelowaną w naszą stronę. W Jareda i Mel, Brandta i Aarona – który nie zdążył nawet sięgnąć po naszą jedyną strzelbę – i prosto w pierś Iana.



Już się boję, że coś im się stanie. Zieeeew…



Dlaczego pozwoliłam im ze mną jechać? Dlaczego musieli zginąć wraz ze mną? W głowie rozbrzmiały mi echem rozpaczliwe pytania Lily: dlaczego życie i miłość trwają? Po co?
Moje małe, wrażliwe serce rozprysło się na milion kawałków. Sięgnęłam nerwowo do kieszeni w poszukiwaniu kapsułki z trucizną.
– Spokój, niech nikt się nie rusza! – zawołał mężczyzna w środku grupy. – O nie, tylko nic nie p o ł y k a j c i e! Chwila! Patrzcie!
Mężczyzna poświecił sobie latarką po oczach.
Twarz miał opaloną na brąz, pooraną niczym zwietrzały głaz. Włosy ciemne, posiwiałe w okolicach skroni, nad uszami skłębione. A oczy – oczy miał ciemnobrązowe. Po prostu ciemnobrązowe, nic więcej.

Wow, tyle napięcia i to przez całe kilka zdań! Ależ się zdenerwowałam. Tyle że nie.



Okazuje się, że grupa, na którą wpadli nasi bohaterowie, to też człowieki. Ich przywódcą jest niejaki Nate. Poza tym dowiadujemy się, że w ukryciu jest jeszcze więcej grupek ocalałych ludzi. Wszyscy oni są w kontakcie i współpracują ze sobą.



– Wiemy o trzech innych kryjówkach. Gail ma jedenaście osób, Russel siedem, a Max osiemnaście. Jesteśmy z nimi w kontakcie. Czasem nawet trochę handlujemy. – Znowu wybuchł tubalnym śmiechem. – Ellen od Gaila polubiła mojego Evana, a Carlosowi spodobała się Cindy od Russella.


UGH. Tak, bo to jest naprawdę najważniejsza informacja. Nic innego się nie liczy, tylko to, kto się w kim kocha. To nie jest gimnazjum i ploteczki na przerwie, tylko walka o przeżycie.



Nate wspomina jeszcze o Burnsie, który bardzo się wszystkim przydaje. Nie trzeba być Sherlockiem, żeby domyślić się, kim jest ten Burns i do czego go potrzebują. Nate obawia się jednak, że nowo poznana grupka ludzi nie zaakceptuje owego Burnsa, co tylko potwierdza przypuszczenie, że koleś jest duszą.



– Bez obaw, Nate. Zobacz, oni mają swoją. – Wskazał prosto na mnie, aż Ian zesztywniał. – Chyba nie tylko ja się zasymilowałem.



To brzmi, jakby Wandzia i Burns byli jakimiś domowymi zwierzątkami.



Burns Żywe Kwiaty (LOL) wita się z Wandzią, która oficjalnie traci status jedynego na Ziemi duszkowego superspeshul pomocnika ludzi.



– Bynajmniej – odparłam, myśląc o Sunny. Może jednak żadne z nas nie było tak niezwykłe, jak nam się zdawało.
Uniósł brew, zaciekawiony.
– Naprawdę? W takim razie może jednak jest dla tej planety jakaś nadzieja.
– To dziwny świat – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niego.
– Jak żaden inny – przytaknął.



KURTYNA!!!



I na tym kończy się Intruz. Całkiem niezła platforma na następne części, w których grupy niedobitków łączą się i współpracują ze sobą, żeby odzyskać planetę. Intruz miał być trylogią, ale na temat następnych części cisza. I chwała boru, bo więcej tych idiotyzmów bym nie zniosła. Właściwie to nie dziwię się, że Stefka nie napisała nic więcej z tego cyklu. Musiałaby bowiem zagłębić się w GASP fabułę inną niż jej czworokącik. Ten problem został rozwiązany. Wszyscy są happy, więc jedynym konfliktem, który pozostał, żeby pociągnąć historię, jest walka ludzi z amebami. Ale to trzeba umieć i chcieć opisać. A przecież wiemy, jak Stefka podchodzi do opisywania czegokolwiek innego niż jej toksyczne wielokąty miłosne. Także nie sądzę, że doczekamy się zapowiadanej szumnie Intruzowej trylogii. I dobrze. Good fucking riddance.



Uff. Intruz za nami. Creeptastyczny czworokąt ma się dobrze, jest szansa dla ludzi na pokonanie ameb, Wandzia zdobyła nowego, sparklącego przyjaciela. All is well.



Myślę, że udowodniłyśmy ponad wszelką wątpliwość, że Intruz jest beznadziejny, gorszy nawet niż Zmierzch. Bohaterowie do dupy, fabuła bez sensu, scifi się nie klei i jest go jak na lekarstwo, patologie się szerzą, a całość jest po prostu niemożebnie nudna. Dno, panie, dno.



Spójrzmy teraz na statystykę.

Adolf approves: 75
Bellanda Wandella van der Mellen: 98
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem: 36
Ludzkość ssie: 69
Mea culpa: 37
Mój ssskarb: 33
Nie ma jak u mamy: 29
O jasna paszcza!: 31
Świat według Terencjusza: 106
Welcome to Bedrock: 90
Witaj, Morfeuszu: 19



Podsumuję może krótko top 6, bo mówi o najpoważniejszych problemach tej książki. Najwięcej punktów ma Terencjusz, czyli fail Meyerowej w tworzeniu spójnego obrazu duszek. Co mogą, czego nie mogą, do dziś nie wiadomo. Stefka jest niekonsekwentna i sama zapomina, co wcześniej napisała. Myślę, że nikt nie jest zdziwiony. Ałtorka po prostu nie umie planować swoich bohaterów i ich możliwości. Albo jej się po prostu nie chce. Tak czy inaczej porażka.



Dalej mamy Bellandę, czyli zamiłowanie Stefci do merysójek, będących jej awatarami. Nic więc nie zmieniło się od czasu serii Zmierzchu. Ktoś kiedyś nawet zauważył, że Melanie Stryder brzmi bardzo podobnie do Stephenie Meyer, jeśli przerzuci się początkowe litery.



Na trzecim miejscu Bedrock. Przeraża mnie, w jaki sposób Meyerowa konstruuje truloffów. To kontrolujący tyrani, którzy przecież zawsze wiedzą lepiej, co jest najlepsze dla ich lubych. Ich wybuchy agresji są tłumaczone manpainem i przeżywaniem emocji, a nie powinny być tłumaczone wcale, tylko przedstawione jako to, czym są naprawdę. Niebezpieczną patologią, od której trzeba trzymać się z daleka. Jak się okazuje, Edek to było preludium do tych dwóch psychopatów. Obrzydliwe i cholernie groźne. Mam dość przedstawiania takiego zachowania jako romantyczne!



I oczywiście Ludzkość ssie. Nie wiem, czemu Stefka tak nie lubi własnego gatunku, z czego wynika ten ogromny syndrom niższości. Jesteśmy jej zdaniem gorsi od każdego innego gatunku, nawet takiego, przy którym bledną naziści, co z kolei udowadnia równie obfita w punkty kategoria Adolf approves. Dusze są potworami, ale Stefa wcale tego nie widzi. Dla niej i tak są o wiele lepsze i bardziej prawe od nas. Jak to się do cholery stało, że ta kobieta tak sobie to wszystko poprzestawiała w głowie?



Reszta kategorii wynika z kiepskiej charakteryzacji i braku pomysłu na to, jak sprawić, żeby bohaterowie wiarygodnie się w sobie zakochali i stworzyli normalne związki. Do tego jeszcze fabuła jest nudna i się sypie. Nic w tej książce nie gra i nigdy nie grało. I tyle.



Pewnie chcecie teraz wiedzieć, co dalej. Nie ukrywamy, że lubimy analizować. Bardzo, nawet wtedy kiedy to lasuje musk. Dlatego nie żegnamy się. Potrzebujemy jednak trochę czasu, żeby odpocząć i się zregenerować. Robimy sobie przerwę, najprawdopodobniej miesiąc, może odrobinę dłużej. Z czym wrócimy? Nie wiemy. Mamy kilka typów, ale musimy jeszcze zrobić risercz i zdecydować, co wybieramy. Także trzymajcie rękę na pulsie, nasze zamiary ogłosimy na tym blogu i tutaj też oczywiście zamieścimy link do nowego bloga. Ale to dopiero za jakiś czas. Nie zostawiajcie nas więc, drodzy Czytelnicy, bo bez was to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Bardzo dziękujemy za to, że zechcieliście spędzić ten czas z nami i Intruzem. Duże buziaki.



Obsydianowy Trawnik (po raz ostatni pod tą ksywą)

niedziela, 5 października 2014

Rozdział LIX: Wspomnienie
























Rok i trzy miesiące; tyle zajęła nam analiza “Intruza”. Rok i trzy miesiące, w ciągu których powinnam była psychicznie przygotować się na ten rozdział.



Nic z tego.  Nadal nie mam ochoty tego robić. To najbardziej obrzydliwy i niesmaczny odcinek w całej książce; istny anty poradnik, jeśli chodzi o tworzenie pozytywnych bohaterów i historii z przesłaniem. Ostrzegam – będę streszczać, co się da, ponieważ chcę poświęcić cytaty wyłącznie na elementy, które naprawdę mają znaczenie.



Aha – połowa pięćdziesiątki dziewiątki utrzymana jest w pseudo-tajemniczym tonie, albowiem Stefa szczerze wierzy, że potrafi jeszcze czymkolwiek zaskoczyć czytelnika. Ponieważ nie widzę powodów, by obrażać Waszą inteligencję, od razu napiszę to, co dla każdego z Was stałoby się jasne już po drugim zdaniu i daruję nam wszystkim męki związanej z koniecznością udawania kretyna – Wanda dostała nowy mundurek.



Mam nadzieję, że nikt z Was nie zemdlał z zaskoczenia.


Wiedziałam, że wszystko zacznie się od końca. Uprzedzono mnie.

To tak na początek, gdybyście łudzili się, że ten irytujący robal jednak skończy w piachu.



Mówiłam, że streszczamy, więc streszczamy. Otrzymujemy krótki fragment narracji oczyma duszy o nazwie Płatek w Księżycową Noc – w skrócie Pet. Owa duszka przechadzając się po San Diego spotyka na swej drodze Melę, która udaje, że dopiero co wprowadziła się do miasta i zgubiła drogę do domu. Pet, jak to dusza, postanawia ją odprowadzić; podczas spaceru natykają się na Jamiego i Jareda.



Wyciągam rękę w stronę mężczyzny – stoi bliżej. Chwyta mnie za dłoń, ma bardzo silny uścisk.
Przyciąga mnie gwałtownie do siebie. Nie rozumiem tego. Nie podoba mi się to.
Serce zaczyna mi szybciej bić, boję się. Nigdy się tak nie bałam. Nic nie rozumiem.
Przykłada mi dłoń do twarzy i zatyka usta. Próbuję złapać oddech i wdycham mgiełkę wydobywającą się z jego ręki. Srebrną chmurę o smaku malin.
Co... – próbuję zapytać, ale tracę ich z oczu. Nic nie widzę...



Adolf approves : 72

Welcome to Bedrock: 89



Nie, na razie nie będzie komentarza. Wszystko w swoim czasie. Ale zapamiętajcie ten fragment, a zwłaszcza jego pogrubioną część.



Wracamy do POV Wagabundy.



Wanda? Słyszysz mnie, Wando? – rozległ się znajomy głos.
To chyba nie było moje imię...? Moje uszy nie zareagowały, ale coś we mnie – owszem. Przecież nazywałam się Płatek w Księżycową Noc? Pet? Czy właśnie tak? To też nie brzmiało właściwie.



Ten wątek zostanie jeszcze poruszony w epilogu, ale muszę spytać już teraz – dlaczego Wanda przejmuje wspomnienia innej duszy?



Przecież to nie działa w ten sposób. Ameby pobierają dane wyłącznie od żywiciela; kawałek dalej mamy przebłyski reminiscencji nowego mundurka Wagabundy i jest to jak najbardziej w porządku, ale dlaczego Pet? Dusze są niezależne od siebie, poza tym panna Płatek już opuściła to ciało. Nie dość, że ów koncept jest sprzeczny z kanonem, to w dodatku kompletnie bezsensowny.



O jasna paszcza!: 27
Świat według Terencjusza: 103



Wanda nadal jest dosyć skonfundowana, więc ktoś (czytaj: Doktor) psika jej w twarz Przebudzeniem, a ktoś inny (czytaj: Ian) postanawia zabawić się w księcia Filipa ze „Śpiącej Królewny” i wybudzić ją pocałunkiem. Zgadnijcie, któremu z dżentelmenów poszło lepiej.



Wagabunda otwiera oczy i stara się zrozumieć, co jest grane; biorąc pod uwagę, że zgodnie z umową powinna już nie żyć, nie można jej zbytnio winić za owo zdezorientowanie.



Ruszyłam znowu ręką, żeby się zasłonić, lecz wtedy wisząca nade mną dłoń ponownie się poruszyła. Zaczęłam się trząść, a wtedy i ona zadrżała.
Ach.
Otworzyłam ją i zamknęłam, uważnie jej się przypatrując.
A więc to m o j a dłoń? Taka mała? Była to ręka dziecka, nie licząc długich, różowobiałych paznokci o idealnie gładkich, zaokrąglonych krawędziach. Skórę miałam jasną, o dziwnie srebrzystym odcieniu, nakrapianą, o dziwo, złotymi piegami.
Dopiero ta dziwna kombinacja srebra i złota ożywiła w mej pamięci znajomy obraz twarzy odbitej w lustrze.
(…)
Duże, okrągłe lustro oplatała metalowa rama w kształcie róż. Także odbita w nim twarz była bardziej okrągła niż owalna. Mała. Cera miała taki sam księżycowo srebrny ton jak ręka, a okolice grzbietu nosa również usiane były złotawymi piegami. Zza szerokich szarych oczu, spod poplątanych złotych rzęs, połyskiwało srebro duszy. Bladoróżowe usta, pełne i prawie okrągłe, przypominały buzię niemowlęcia. Za nimi widać było małe, równe, białe zęby. Dołek w podbródku. I wszędzie, wszędzie złote, faliste włosy, odstające od twarzy niczym aureola i opadające poza lustro.



Taa. Wygląd duszy i związane z nim nieprzyjemne implikacje to coś, co pozostawiam na przyszły tydzień Beige. Ale nie daruję sobie jednej, jedynej uwagi: Pamiętacie jak mówiłam, że Meyer nie potrafi tworzyć nowych postaci, w związku z czym przebiera w peruki już istniejące charaktery? To dobrze. A teraz uświadomcie sobie, że Mela (i jej ciało) przez cały czas pełniły rolę Belli, Jared był Edwardem, Ian zaś Jacobem.



Jak zatem sądzicie – czyją kopią jest Wagabunda w ciele Pet?



Jeśli zrobiło Wam się cokolwiek niedobrze, to gwarantuję, iż wkrótce zemdli Was jeszcze bardziej. Ujmijmy to tak: tworząc tę postać, Stefa zerżnęła wszystko z BD.



Włącznie ze wszelkimi nieszczęśliwymi implikacjami.



A teraz uwaga. Na chwilę porzucamy chronologię wydarzeń. Przeklejam razem najważniejsze cytaty, tak aby utworzyły pewną całość, streszczającą proces zdobywania nowego ciała dla Wandzi.



Gdzie ona jest? – zapytałam piskliwym głosem. – Gdzie jest Pet? – Jej nieobecność napawała mnie strachem. Nigdy nie widziałam bardziej bezbronnej istoty od tego prawie dziecka o twarzy jak księżyc i włosach jak słońce.
Jest tutaj – zapewnił mnie Doktor. – Gotowa do drogi. Pomyśleliśmy, że może nam doradzisz, gdzie najlepiej ją wysłać.
(…)
Doktorze! – wydyszałam cienkim, łamliwym głosem. – Doktorze, obiecałeś! (...) Dlaczego? Dlaczego nie dotrzymałeś słowa?
(..)
Nawet uczciwy człowiek ugina się czasem pod przymusem, Wando.
Pod przymusem – zadrwił inny strasznie znajomy głos.
Nóż przystawiony do gardła chyba się liczy, Jared.
Przecież wiedziałeś, że tego nie zrobię.
Byłeś bardzo przekonujący.
(…)
Powiedziałam wam, że nie chcę być pasożytem – szepnęłam.
Przepuśćcie mnie – odezwał się mój stary głos i po chwili ujrzałam moją twarz, silną, opaloną, o prostych czarnych brwiach i piwnych oczach w kształcie migdałów, o wysokich, ostrych policzkach... Ujrzałam ją obróconą, już nie jako lustrzane odbicie.
Posłuchaj, Wando. Dobrze wiem, że nie chcesz. Ale jesteśmy ludźmi i myślimy o sobie, i nie zawsze postępujemy właściwie. Nie pozwolimy ci odejść. Musisz się z tym pogodzić.
(…)
Staraliśmy się jej nie przestraszyć – mówił Jamie. – Wyglądała na taką... no wiesz, delikatną. I miłą. Znaleźliśmy ją razem, ale pozwolili mi zadecydować! Mel powiedziała, że musimy znaleźć kogoś młodego, kto dłużej był duszą, czy jakoś tak. Ale nie zbyt młodego, bo wiedziała, że nie chcesz być dzieckiem. I wtedy Jaredowi spodobała się ta twarz, bo powiedział, że budzi zaufanie. Wyglądasz zupełnie niegroźnie. Jared powiedział, że każdy, kto cię zobaczy, będzie chciał cię bronić, prawda, Jared? Ale potem dali mi ostatnie słowo, bo ja szukałem kogoś, kto będzie wyglądał jak ty. I pomyślałem, że ta dziewczyna wygląda jak ty. Bo wygląda trochę jak anioł, a ty jesteś taka dobra. No i jest naprawdę ładna. Czułem, że musisz być ładna.
(…)
Nie jesteś pasożytem – rzekła stanowczo Melanie. Dotknęła moich włosów, podniosła pojedynczy złoty kosmyk i pozwoliła mu się wyśliznąć spomiędzy palców. – To ciało nie należało do Pet, ale nie ma już żadnego innego właściciela. Sprawdziliśmy, Wando. Próbowaliśmy ją budzić.



Do niektórych z powyższych cytatów wrócimy za chwilę - z różnych powodów. Na razie skoncentrujmy się na historii nowego mundurka Wandy.



Mela, Jared, Ian i Jamie uznali, że chcą Wandzię z powrotem, w związku z czym wybrali się na poszukiwania nowego ciała. Nie mógł to jednak być pierwszy z brzegu żywiciel; niczym Dżoana Krupa stworzyli dokładną listę wymagań związaną z wyglądem danej osoby. Po odnalezieniu odpowiedniej kandydatki uśpili ją, przywieźli nieprzytomną do kryjówki, wyjęli amebę z ciała, a następnie usiedli w kołeczku, trzymając mocno zaciśnięte kciuki, aby ofiara jednak się nie obudziła.






Jak w ogóle można to skomentować?






Naprawdę – co można powiedzieć o tak nieludzkim zachowaniu i potwornie chłodnej kalkulacji?



A przecież mogło być inaczej. Wystarczyło napisać, że podczas rutynowego odduszania jedna z ofiar najzwyczajniej się nie przebudziła, nasi postanowili zatem użyć już i tak niezdatnego do funkcjonowania ciała. Jest powiedziane w kanonie, iż niektórzy ludzie nie są w stanie znieść kosmicznego tasiemca, że ten niszczy ich wewnętrznie, pozostawiając działające narządy, ale żadnej świadomości. Śmierć mózgu nie stanowi najwyraźniej problemu dla duszek, które potrafią go na nowo „uruchomić”.



Ale nie. Zamiast tego mamy bandę złożoną z psychopatów, przy których Hannibal i Dexter to przedszkolanki udzielające się charytatywnie w schronisku dla zwierząt.



Po kolei.



1) Jared i spółka mieli w nosie życzenie Wandy.



Możemy (po tylu miesiącach analiz nie mamy wręcz wyjścia) nie przepadać za Wagabundą, uważać, że jest rozegzaltowana, zakłamana i irytująca, ale nie da się zaprzeczyć, że podjęła bardzo istotną i moralnie trudną decyzję: Nie chciała być pasożytem. Nie chciała zabrać żadnego więcej życia, skazać nikogo na bycie więzionym we własnym umyśle.



Nasza czwórka nie podzielała jej wątpliwości.



Nie, nie winię ich, za to, że nie chcieli zabić Wandy, sęk w tym, że wcale nie musieli tego robić. Wandzia sama przyznała, że na wielu planetach żywicielom jest wsio rawno, czy ktoś ich okupuje; można było spokojnie wysłać ją do Kwiotków czy Niedźwiedzi.



No dobrze – powie ktoś – ale przecież ostatecznie nic złego się nie stało, Wagabunda siedzi w pustym ciele i nikt nie ucierpiał. Czy jednak na pewno?



2) Mela i spółka postanowili ruszyć na poszukiwanie mundurka.



Jak napisałam powyżej – wystarczyło włożyć Wandę do kapsuły i poczekać; a nuż trafiłoby się jakieś ciało. Racja, to dosyć makabryczne rozumowanie, ale jeżeli nasi naprawdę nie chcieli jej ani zabijać, ani odsyłać, ani zamienić się w czarne charaktery z horrorów, to było to najłagodniejsze z rozwiązań. Niektórzy się nie przebudzają; czyjeś ciało mogłoby się przysłużyć Wandzie, gdyby właściciel opuścił ten padół łez.



Ale nie – drużyna pierścienia wybiera się na polowanie. Postanawiają samodzielnie znaleźć odpowiedniego żywiciela, nie bacząc na liczne implikacje i konsekwencje takiej decyzji.



3) Jamie i spółka uznali, że mundurek ma spełniać określone kanony piękna.



Nie godzi się wszak zmuszać tru loffa, by spędzał resztę życia z kimś grubym i pryszczatym. Miłość miłością, ale opakowanie ma być jak trzeba; ostatecznie nie po to obmacywało się miesiącami z czyjąś dziewczyną, by koniec końców wylądować z jakimś kaszalotem, prawda?



Meyer, czy ty w ogóle widzisz, co wyłania się spod twoich palców? Zdajesz sobie sprawę, że Jamie i reszta wychodzą tu na osoby tragicznie próżne, zainteresowane li i jedynie zewnętrzną powłoką? Gdyby nasi bohaterowie naprawdę kochali Wandę, mieliby w nosie, jak będzie wyglądała w nowym wcieleniu. Rozumiem troskę o płeć (bo Wanda uważa się za kobietę), zdrowie (bo nikt z nas nie chciałby wsadzać ukochanej osoby w ciało, w którym będzie cierpieć) czy w końcu wiek (bo nasza ameba raczej nie czułaby się dobrze jako dziecko lub staruszka). Ale skupiać się na włosach i rysach twarzy? Bawimy się w jurorów „Top Model”, czy raczej patrzymy na to, by naszą decyzją nie skrzywdzić jakiejś niewinnej osoby?



A tak w ogóle...wyobraźcie to sobie, kochani. Wyobraźcie sobie Melę i chłopaków idących przez miasto, obserwujących przechodzące dziewczyny i wymieniających się uwagami: „Nie, ta w żadnym wypadku, strasznie wredna gęba”; „Ta ma jakieś marne włosy”; „Tego paszteta nawet nie bierzemy pod uwagę”. Wystawia im to wprost fantastyczne świadectwo.



Nasi protagoniści, panie i panowie – osoby porażające swą głębią.



4) Ian i spółka usypiają duszę eterem, po czym siłą wysyłają ją w kosmos.



Nie chodzi mi o sam akt porwania – byłaby to z mojej strony hipokryzja, albowiem życzę tym tasiemcom jak najgorzej. Ale takie działanie prędzej czy później kopnie naszą rasę w rzyć.



Pet była łagodną, wrażliwą dziewczyną. Przypomnijcie sobie Sunny – nie miała problemu z wyprowadzką jako taką, a jedynie z faktem, że w kosmosie nie będzie Kyle'a. Pet najwyraźniej nie ma ukochanego; czy nie byłoby rozsądniej przywieźć ją do jaskini, a następnie spokojnie wytłumaczyć jej, że powinna opuścić ziemię, bowiem unieszczęśliwia swojego żywiciela i jego bliskich? Tu nie chodzi o dobre wychowanie, a o fakt, że za moment będziemy mieli gdzieś we Wszechświecie całkowicie skonfundowaną duszę, która nie będzie miała pojęcia, co się z nią stało i dlaczego została nagle wyrwana ze swojego ciała - i która zapewne będzie chciała do owego ciała wrócić. Już kiedyś o tym pisałam: jeśli ludzie nie zaczną tłumaczyć duszom, dlaczego powinny się od nas wynieść (nie, żeby Ian miał w tej sytuacji jakikolwiek argument poza „podoba mi się twoja rzyć”), to wszystkie odesłane w pizdu ameby prędzej czy później do nas wrócą, bo Ziemia to dla nich fajny ośrodek wypoczynkowy. W dodatku, nauczone doświadczeniem, wrócą bogatsze w wiedzę o istnieniu ludzkich niedobitków i naszych sposobach manipulacji.



Ale prawdziwy problem kryje się tutaj:



5) Towarzystwo wzajemnej adoracji robi to wszystko z nadzieją, że prawdziwa właścicielka ciała już się nie przebudzi.



Nie ma znaczenia, że Mela i reszta próbowali wybudzić ciało dziewczyny; cała ta akcja miała na celu zdobycie mundurka dla Wandy, a więc było w ich interesie, aby żywicielka Pet się NIE przebudziła.



Stryderowie, Howe i O'Shea porwali kogoś nie po to, by go uratować, ale by przerobić go na żywiciela. Przykro mi Meyer, ale właśnie taką informację przekazałaś nam poprzez zamieszczone wyżej cytaty; Pet została wybrana, albowiem spełniała wszystkie punkty na liście Idealnej Towarzyszki Życia Iana.



I tu nawiedza mnie dosyć niepokojąca myśl – co zrobiłby miłujący przemoc Jared i emocjonalnie upośledzony Ian, gdyby dziewczyna jednak odzyskała świadomość? Pojechaliby po nową ofiarę, czy też może...ekhm...zadbaliby, aby szybko i bezboleśnie zwolniła miejsce dla kogoś innego? A może po prostu wepchnęliby do niej Wandę, niepomni oryginalnej właścicielki?





Teraz już wiecie, dlaczego tak bardzo nie chciałam znowu się przez to przedzierać. Stefa, jeśli twoi bohaterowie pod koniec książki jawią mi się jako prawdziwi antagoniści tego dzieła, to wiedz, że robisz coś wybitnie źle.



Adolf approves : 73

Bellanda Wandella van der Mellen : 93

Mój ssskarb : 31

O jasna paszcza!: 28

Welcome to Bedrock: 90




Wróćmy jeszcze do kilku momentów, które pominęłam składając razem powyższe cytaty.



Mel? Mel, żyjesz!
Uśmiechnęła się i nachyliła nade mną, żeby mnie uściskać. Była większa, niż pamiętałam.
Oczywiście, że żyję. Przecież chyba po to było całe to zamieszanie. Ty też będziesz się dobrze czuć. Działaliśmy z głową. Nie wzięliśmy dla ciebie pierwszego lepszego ciała.



- Ten model ma atest producenta i gwarancję nieskazitelnej cery na dwa lata. Był też reklamowany przez Tyrę Banks jako najnowsze osiągniecie w dziedzinie atrakcyjnych żywicieli.



Adolf approves : 74
Bellanda Wandella van der Mellen : 94



Ja jej opowiem, ja! – Jamie wcisnął się obok Mel.



Pamiętacie, jak obiecałam w poprzednich analizach, że dziś ponownie skupimy się na Jamiem? Dotrzymam słowa, obiecuję.



Cześć, Wanda! Fajnie, co? Jesteś teraz mniejsza ode mnie! – Wyszczerzył triumfalnie zęby.
Ale wciąż starsza. Mam już prawie... – Urwałam jednak i zaczęłam nowe zdanie. – Za dwa tygodnie mam urodziny.
Może i czułam się nadal nieco zdezorientowana, lecz nie byłam głupia. Doświadczenie Melanie nie poszło na marne, wyciągnęłam z niego naukę. Ian był równie honorowy jak Jared, a ja wcale nie miałam ochoty przeżywać tych samych frustracji co Mel.
Dlatego skłamałam, dodając sobie jeden rok.
Skończę osiemnaście lat.



Świat według Terencjusza: 104




...







Meyer? Ja wiem, że dusze liczą sobie tysiące lat. Ale przykro mi – to nadal jest obleśne. A staje się podwójnie obleśne w obliczu dziecinnej buźki nowego mundurka Wandy i tego, kogo reprezentuje ona w „Intruzie”. Serio, wiek wiekiem – czy Ian naprawdę ma ochotę bzykać się z kimś, kto wygląda jak przedszkolak? Skoro uciekinierzy już i tak przebierali w potencjalnych żywicielach jak w koszu z jabłkami, to nie mogli wybrać takiego, który w normalnych okolicznościach nie ściągnąłby na O'Sheę uwagi stosownych służb mundurowych? Wybaczcie, moją bezpośredniość, ale czy Ianowi naprawdę stanie na widok kogoś, kto sam opisuje się słowami: bladoróżowe usta, pełne i prawie okrągłe, przypominały buzię niemowlęcia”? Bo jeśli tak...Wandziu, radzę ci ci z całego serca – poszukaj sobie nowego partnera.







A teraz wrócimy na sekundkę do jednego z cytatów:



Staraliśmy się jej nie przestraszyć – mówił Jamie. – Wyglądała na taką... no wiesz, delikatną. I miłą. Znaleźliśmy ją razem, ale pozwolili mi zadecydować! Mel powiedziała, że musimy znaleźć kogoś młodego, kto dłużej był duszą, czy jakoś tak. Ale nie zbyt młodego, bo wiedziała, że nie chcesz być dzieckiem. I wtedy Jaredowi spodobała się ta twarz, bo powiedział, że budzi zaufanie. Wyglądasz zupełnie niegroźnie. Jared powiedział, że każdy, kto cię zobaczy, będzie chciał cię bronić, prawda, Jared? Ale potem dali mi ostatnie słowo, bo ja szukałem kogoś, kto będzie wyglądał jak ty. I pomyślałem, że ta dziewczyna wygląda jak ty. Bo wygląda trochę jak anioł, a ty jesteś taka dobra. No i jest naprawdę ładna. Czułem, że musisz być ładna. – Uśmiechnął się szeroko. – Ian nie pojechał z nami. Czekał tu z tobą – powiedział, że nie obchodzi go, jak będziesz wyglądać. Nie dał nikomu dotknąć twojej kapsuły, nawet mnie i Mel. Ale Doktor pozwolił mi tym razem popatrzeć. To było super, naprawdę. Nie wiem, czemu wcześniej nie kazałaś mi patrzeć. Ale nie chcieli, żebym pomógł, Ian nie pozwalał nikomu cię dotykać.



Za terytorializm O'Shei:



Mój ssskarb : 32



Ale jak się zapewne domyślacie, prawdziwym bohaterem tego cytatu jest Jamie.



O młodym Stryderze powiedziałyśmy już chyba wszystko, co się dało. Przeczytajcie jeszcze raz tę wypowiedź: taki ciąg wyrazów byłby akceptowalny w ustach nadmiernie rozentuzjazmowanego siedmiolatka, a nie osobnika dwa razy starszego.



Upupianie Jamiego to nic nowego; już dawno stwierdziłyśmy, że ten chłopak w wyobrażeniach Meyer musi być o połowę młodszy i czort wie, dlaczego w druku uparcie widać liczbę „14”. Ale dzisiaj chcę zwrócić Waszą uwagę na co innego.



Jamie to czternastolatek. Dziecinny, infantylny, traktowany jak bobas Stryder ma czternaście lat...



...jest zatem zaledwie trzy lata młodszy od Edwarda Cullena.



Edwarda, będącego w zamyśle wymarzonym tru loffem wszystkich kobiet na Ziemi.



Edwarda, regularnego źródła orgazmów u awatara Stefy (oraz samej Stefy).



Edwarda, męża i ojca.



I nie, nie ma znaczenia, że Wardo jest wąpierzem od ponad stu lat; Meyer wyraźnie napisała, że jej pijawki przestają dojrzewać psychicznie w momencie przemiany. Edek jest i zawsze będzie siedemnastolatkiem.



Którego od młodszego brata Meli dzielą zaledwie dwie-trzy szkolne klasy.



Śmiało kochani; niech świadomość tego faktu powoli wsiąknie w Wasze serca i umysły. Później możecie schować się z krzykiem pod kołdrą.



Nie ma jak u mamy: 29



Ale to nie koniec perełek z powyższego cytatu.



(...)powiedział, że nie obchodzi go, jak będziesz wyglądać.



Chciałabym w to wierzyć. Naprawdę, chciałabym wierzyć w to, że tru loff stworzony przez Meyer jest w stanie kompletnie zignorować zewnętrzną powłokę i skupić się na wnętrzu. Niestety, wiem, w jakim uniwersum się znajduję. Dlatego pytam wszystkich naszych czytelników razem i każdego z osobna: jak, Waszym zdaniem, zareagowałby kanoniczny Ian, gdyby przywieziono mu nowe ciało dla Wagabundy – owszem, kobiece, owszem, w dogodnym przedziale wiekowym, ale wyjątkowo nieatrakcyjne lub odstające od kanonów piękna na skutek blizn lub poparzeń?



Spójrzmy prawdzie w oczy: bohaterowie Stefy są przeraźliwie powierzchowni. O'Shea zachwyca się Wandzią, gdy ta przesiaduje w atrakcyjnym ciele Mel lub funkcjonuje jako brokatowy kabel USB, ale wielce wątpliwym jest, czy nadal tak desperacko walczyłby o jej przeżycie, gdyby swojego czasu zjawiła się w jaskini w postaci bezzębnej, wybiedzonej narkomanki. Oczywiście, wygląd człowieka wpływa w jakimś stopniu na to, jak go postrzegamy, ale skoro Ian upiera się, że wystarczy mu sama, nomen omen, duchowość, to jestem więcej niż chętna przetestować tę teorię w praktyce. Prawdziwa miłość oparta na przyjaźni, porozumieniu i szacunku zapewne byłaby w stanie pokonać aspekt wizualny; mam jednak dziwne wrażenie, iż związek O'Shei i Wandy nie zawiera żadnego z powyższych elementów.



Ian ścisnął mnie za dłoń i nachylił się, by szepnąć mi coś na ucho przez gąszcz włosów. Mówił tak cicho, że nikt poza mną nie mógł nic słyszeć.
Trzymałem cię w ręce, Wagabundo. Byłaś przepiękna.



- Jesteś najpiękniejszą błyszczącą stonogą w historii błyszczących stonóg; długość twoich witek jest poza wszelką konkurencją.



Podoba ci się, prawda? – zapytał Jamie, nagle zatroskany. – Nie gniewasz się na nas? Nikogo tam z tobą nie ma, prawda?



Cóż, najważniejsze, to rychło w czas upewnić się, czy nikt przypadkiem nie powtórzy losu Melanie. Ale spokojnie; jestem pewna, że gdyby jakiś ludź jednak raczył się odezwać w głowie Wagabundy, to Ian i Jared bardzo szybko i skutecznie wytłumaczyliby mu, żeby siedział cicho i nie dręczył naszego kwiatuszka.



Adolf approves : 75



Nie to, że się gniewam – odszepnęłam. – I... nie, nikogo więcej tu nie czuję. Tylko wspomnienia Pet. Żyła w tym ciele od... tak dawna, że nie pamiętam niczego, co było wcześniej. Nie pamiętam żadnego innego imienia.



Co, jak już wspominałam, jest kompletnie pozbawione jakiejkolwiek logiki.



Świat według Terencjusza: 105



Okazuje się, że nowy mundurek Wandy nie był jedynym, który przegrał walkę z amebą; mimo starań naszych, Jodi się nie wybudziła. A niech to, Meyer, musisz mordować wszystkich porządnych bohaterów tej książki?



Wandzia informuje nas, że wokół niej znajduje się całkiem znaczne grono statystów (nie pytajcie, gdzie byli do tej pory; najprawdopodobniej uznali, że poczekają grzecznie w cieniu, aż autorka skończy nas prowadzić za rączkę); w grono postaci drugoplanowych wmieszał się także Jared z Melą w objęciach.



Wiedziałam, że jej ciało – moje ciało! – to jedyne miejsce, przy którym mogą się znajdować jego dłonie. Że już zawsze będzie ją trzymał blisko przy sobie, najbliżej, jak się da. Poczułam z tego powodu rozdzierający ból. Delikatne serce zadrżało mi w wątłej piersi. Nigdy wcześniej nikt go nie złamał, nie rozumiało tego wspomnienia.
Zasmuciło mnie, że wciąż kocham Jareda. Nie uwolniłam się od tego uczucia, od zazdrości wobec ciała, które darzył miłością. Przeniosłam wzrok na Mel, ujrzałam na twarzy, która niegdyś była moja, minę pełną żalu i wiedziałam, że rozumie, co czuję.







Nie mogłaś się powstrzymać, prawda, Meyer?



Wiecie, o co tu chodzi? Autorka próbuje nam udowodnić, że Wanda – a razem z nią czytelnicy – się mylili. Że uczucie do Jareda wyewoluowało niezależnie od udziału mundurka. Że Wagabunda kocha Jareda sama z siebie – na bo jak tu nie kochać tak wspaniałego osobnika?



Śledziliście nasze analizy; czytaliście moje wywody na ten temat. Nie mam nic więcej do dodania. Nie, Stefciu, Wandzia nie kocha Howe'a. Nie ma najmniejszego powodu, by go kochać; ich relacja w najlepszych momentach opierała się na ledwo co zbudowanej sympatii. Wagabunda może lubić ukochanego Mel, od kiedy zaczął traktować ją z większą kurtuazją, ale od porozumienia do miłości daleka droga. Wszystkie romantyczne myśli na temat Jareda w tej książce ZAWSZE wypływały od Meli; Wanda nigdy nie była nim zainteresowana na polu uczuciowym, o ile jej punktem widzenia nie sterowała Mel bądź nie ukazywały jej się wspomnienia dotyczące Jareda przefiltrowane przez emocje panny Stryder. Nawet w ostatnim rozdziale, kiedy to Melanie siedziała cicho jak mysz pod miotłą podczas wymiany płynów ustrojowych miedzy Jaredem i tasiemcem, połączenie między dziewczynami wciąż istniało; Wagabunda nie była wolna od uczuciowych kaprysów swojego mundurka, jak długo dzieliły wspólną jaźń. 
Niestety, tworząc ten wątek Meyer zapędziła się w mysią dziurę zapominając, że zgodnie z kanonem Wagabunda przestanie czuć cokolwiek do Howe'a (a także Jamiego) w tym samym momencie, w którym zostanie wyjęta z Mel. Nie pozostało jej zatem nic poza zastosowaniem Imperatywu z Rzyci, zgodnie z którym Miłoźdź Wandy do jaskiniowca i psychicznie opóźnionego Strydera była tak silna, że przetrwała nawet przeprowadzkę. O ile przywiązanie do nie-dziecka jestem w stanie przełknąć, wieczną zagadką pozostanie dla mnie, dlaczego Wandzia miałaby wzdychać za typem, który swojego czasu przerobił jej twarz na wzór palety malarskiej.



No, ale co tam logika i kanon gdy u Meyer włącza się jej wewnętrzna autoreczka i dziecinne pragnienie by wszystkie, ale to absolutnie wszystkie kobiety darzyły uczuciem forsowany przez nią ideał męskości?



Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 34

Mój ssskarb : 33

O jasna paszcza!: 29

Świat według Terencjusza: 106



Wracamy do Jodi; dziewczyna nie przyjmowała pokarmów, Doktor bał się atrofii mięśni. Co zatem uczyniono?



Jodi stała przytulona do boku Kyle’a. Patrzyła na mnie.
Uśmiechnęła się nieśmiało i wtedy ją rozpoznałam.
Sunny!
Jednak zostałam – powiedziała, nie całkiem uradowana, ale też nie smutna. – Tak jak ty. – Zerknęła na twarz Kyle’a – bardziej stoicką, niż zdążyłam się przyzwyczaić – i głos jej posmutniał. – Ale się staram. Szukam jej. Będę jej dalej szukać.
Kyle kazał nam włożyć Sunny z powrotem, gdy wyglądało na to, że stracimy Jodi – dodał cicho Doktor.



Chciałabym wierzyć, że Kyle zrobił to tylko z powodu braku alternatywy, licząc, ze duszka zdoła odnaleźć jego narzeczoną, ale nic z tego; jestem pewna, iż Brat Samo Dobro i ameba okupująca jego ukochaną będą odtąd żyć długo i szczęśliwie.



O jasna paszcza!: 30



Wandzia nadal czuje się średnio na jeża – najwyraźniej zmiana mundurka w obrębie jednego gatunku jest trudniejsza niż przeprowadzka międzygatunkowa, diabli wiedzą, czemu – w dodatku jest naćpana duszkowymi lekami. Trudy, Heidi, Heath, Andy, Paige, Brandt, Mandy, Lily, Jeb, Doktor (zagadka – pomijając trzy ostatnie imiona, postarajcie się dopasować jakąkolwiek bądź charakterystykę do pozostałych postaci) – wszyscy, po prostu wszyscy otaczają naszą duszkę, ściskają ją i cieszą się z jej powrotu (no, Maggie i Sharon tu nie ma, ale to żadna niespodzianka). Ian zaczyna macać lubą po twarzy; chce się upewnić, czy Wandzia dobrze czuje się w swoim nowym mundurku i czy zamierza zostać z nim na Ziemi.



Chyba mogę – szepnęłam. – Jeżeli tego chcesz.
Obawiam się, że to nie wystarczy – odparł Ian. – Ty też musisz tego chcieć.
Nie potrafiłam mu patrzeć w oczy dłużej niż parę sekund. Uczucie wstydu, zupełnie dla mnie nowe i kłopotliwe, kazało mi za każdym razem spuszczać wzrok na kolana.
Chyba będę chciała – przytaknęłam. – Chyba nawet bardzo.



Skarbie, z was dwojga to nie ty powinnaś się wstydzić faktu, że kogoś tu świerzbią rączki do jak najbliższego kontaktu z osobą wyglądającą na pierwszą klasę podstawówki.



Rozdział kończymy jakże romantycznym:



Ian podniósł moją twarz, zmuszając mnie, żebym spojrzała mu w oczy, i jeszcze bardziej się zarumieniłam.
W takim razie zostaniesz.
Pocałował mnie na oczach wszystkich, ale szybko zapomniałam, że mamy widownię. To było łatwe i oczywiste – koniec z rozdarciem, zagubieniem, sprzeciwem – byliśmy tylko ja i Ian. Płynna skała rozlewała się po moim nowym ciele, czyniąc je stroną zawartej umowy.
Zostanę.
Tak zaczęło się moje dziesiąte życie.






I tak zarazem kończy się moja praca na tym blogu. Dziękuję Wam wszystkim za miesiące, które spędziliście razem z nami, za Wasze uwagi i komentarze. Gdyby nie Wy, nigdy nie dotarłybyśmy z Beige tak daleko z naszymi analizami.



A za tydzień – epilog i oficjalny koniec naszej przygody z „Intruzem”. Zostańcie z nami!



Statystyka:
Adolf approves: 75
Bellanda Wandella van der Mellen: 94
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem: 34
Ludzkość ssie: 68
Mea culpa: 37
Mój ssskarb: 33
Nie ma jak u mamy: 29
O jasna paszcza!: 30
Świat według Terencjusza: 106
Welcome to Bedrock: 90
Witaj, Morfeuszu: 19



Maryboo