niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział XLIX: Przesłuchanie



Ogłoszenie techniczne: w kolumnie po prawej stronie pojawił się link do Wywiadera (na razie tylko mojego, być może dołączy tam i koleżanka współanalizatorka), którego założyłam dobry rok temu, po czym zapomniałam o nim na śmierć. Jeśli ktoś chce połechtać moją próżność pytając, skąd czerpię inspirację dla swych genialnych analiz i co jadam na śniadanie, to jest właściwe miejsce.
A bardziej poważnie: być może czasem ktoś z Was ma jakieś pytanie nie dotyczące bezpośrednio danej analizy, a naszej pisaniny jako takiej i nie chce zamieszczać go w komentarzach – będzie mi bardzo miło odpowiedzieć.


To ja zabiłam Wesa.
Moje dłonie, podrapane, poobijane i umazane fioletowym pyłem w trakcie gorączkowego rozładunku, równie dobrze mogłyby być zbroczone jego krwią.
Wes zginął i była to od początku do końca moja wina, tak jakbym sama pociągnęła za spust.

Po pierwsze primo: Uczcijmy minutą ciszy pamięć tego niezwykłego statysty, który różnił się od reszty bezbarwnych gąb jedynie tym, iż wdał się w związek ze starszą od siebie kobietą.


Po drugie primo: Stefa, miejże litość, to dopiero początek rozdziału, taka dawka angstu jest toksyczna.

Mea culpa: 32

Nasz kwartet spożywa kolację razem z resztą uciekinierów (minus Andy i Paige, którzy poszli odstawić auto i Lily, która z oczywistych przyczyn nie ma ochoty na jakiekolwiek towarzyskie brylowanie), a Jeb i Doktor streszczają wydarzenia dni poprzednich.

Wesa pochowano obok Waltera w ciemnej jamie. Zginął cztery dni temu, tego samego wieczora, gdy przyglądałam się z Jaredem i Ianem rodzinie na placu zabaw. Miałam już nigdy więcej nie zobaczyć przyjaciela, nigdy więcej nie usłyszeć jego głosu...

Ach, te długie pogawędki o życiu i śmierci, ta beczka soli, którą razem zjedliście...I pomyśleć, że co najmniej połowa naszych czytelników nadal musi używać Google'a w celu rozpoznania, kto zacz.

Nie było Aarona i Brandta.
Brandt nosił pod lewym obojczykiem okrągły, różowy ślad po kuli. Minęła o włos płuco oraz serce i ugrzęzła w łopatce. Doktor zużył większość Zdrowego Ciała, żeby go wyratować. Teraz Brandt miał się dobrze.
Pocisk, który ugodził Wesa, był lepiej wymierzony. Przeszył mu wysokie, oliwkowe czoło i wyleciał z tyłu głowy. Doktor nie mógł nic zrobić, nawet gdyby miał cały galon Zdrowego Ciała i mnie do pomocy.

Innymi słowy, ktoś tu ostro (i w jednym przypadku, ze skutkiem śmiertelnym) poharatał naszych chłopców. No dobrze, ale kto właściwie jest winien tej ohydnej zbrodni?

Nie mogłam się pogodzić z tym, że pod czysto liczebnym względem nic się w jaskiniach nie zmieniło. Trzydzieści pięć żywych ciał, zupełnie jak zanim się tu zjawiłam. Nie było już Wesa i Waltera, ale byłam ja.
I była Łowczyni.
Ta sama.

Ta daaam! Oto rozwiązanie zagadki. To Łowczyni! Ta czarna, czarna, niegodziwa istota! Nasz główny antagonista!

...Po prostu udawajcie, że pamiętacie, o kim mowa.

Skąd jednak Łowczyni wzięła się w kryjówce? Cóż, użyła Zakazanej Sztuki zwanej dedukcją:

Gdybym się tutaj nie znalazła, gdybym nie dostarczyła Łowczyni niezbędnych wskazówek, wówczas Wes byłby nadal wśród żywych. Rozszyfrowanie tych znaków zajęło jej więcej czasu niż mnie, ale kiedy w końcu się z tym uporała, od razu podążyła ich śladem. Przeorała pustynię jeepem, znacząc delikatny krajobraz świeżymi bruzdami, z każdym kolejnym przejazdem coraz bardziej zbliżając się do celu.
Musieli coś zrobić. Musieli ją powstrzymać.
Zabiłam Wesa.

Beige uprzedziła Was w poprzedniej analizie, iż od teraz zaczynamy zupełnie nową kategorię. Będziemy w niej naliczać punkty za każdym razem, gdy autorka postanowi wyrzucić za jednym zamachem do kosza: logikę, kanon, prawdopodobieństwo psychologiczne i dotychczasowy przebieg fabuły. Odliczanie czas zacząć!

Problem nr 1: Jakim cudem Wes i Brandt w ogóle dali się postrzelić Łowczyni?

Sytuacja przedstawia się następująco: Aaron, Brandt i Wes odkrywają, że ktoś zaczaja się na kryjówkę, postanawiają powstrzymać agresora...po czym zostają wystrzeleni jak kaczki (no, Aaron najwyraźniej się wywinął, nie słyszymy bowiem nic na temat jego ewentualnych ran) przez siedzącą za kółkiem, samotną Łowczynię.

Powtórzmy: Trzech zdrowych, silnych, sprawnych facetów zostało załatwionych przez jedną kobietę która, sądząc z opisu, w momencie konfrontacji nadal znajdowała się w aucie.

Jak to w ogóle jest możliwe? Czy panowie wyszli jej na spotkanie machając białą flagą, bezbronni i pełni ufności, iż na widok ich szczerych, ludzkich twarzy serce Łowczyni stopnieje niczym wosk? Uciekinierzy mają znacznie więcej broni niż zdołałby zabrać ze sobą jedna dusza, posiadają kilka aut, znają teren i są silniejsi fizycznie. Owszem, w sytuacji jeden na jednego z uzbrojonym przeciwnikiem mieliby marne szanse przetrwania, ale skoro widzieli, że czarna, czarna niewiasta jest coraz bliżej, logicznym wydaje się, iż czym prędzej sięgnęli po broń i ustawili się w strategicznych punktach tak, by nie zostać ustrzelonymi już na starcie. Trzeba by naprawdę niezłej gimnastyki umysłowej aby uwierzyć, że kuriozalne starcie: grupka obytych w survivalu facetów vs. kręcąca się w aucie po ciemnej jak rzyć Murzyna pustyni Łowczyni (wszak Wandzia wspomina, iż cała akcja miała miejsce wieczorem) mogłoby skończyć się masakrą naszych – no, chyba że założymy, iż Łowczyni strzelała na ślepo, a chłopcy akurat stanęli na trasie kul...

Problem nr 2: Po diabła wcielali się w Rejtana?

Wes i spółka postanowili, że nie dopuszczą Łowczyni do kryjówki, będącej wszak ich wspólnym domem. Bardzo to poruszające, sęk w tym, iż zarazem kompletnie idiotyczne ze strategicznego punktu widzenia.

Jak wiemy z opisów, jaskinia składa się z mnóstwa korytarzy, które dla nowo przybyłego są niczym ten labirynt Minotaura. Rozwiązanie? Kobiety i dzieci barykadują się w odległym końcu schronienia (proponuję salę gier i zabaw), a panowie zaczajają się z CEBem, maczugami i kijami baseballowymi w strategicznych punktach tuneli. Efekt? Kiedy zmęczona i wkurzona Łowczyni zacznie wyć z frustracji po tym, jak po raz trzeci źle skręci na rozdrożu, któryś z panów zachodzi ją od tyłu i daje jej przez łeb. The end.
Ale nic z tego; zamiast powyższego scenariusza mamy kuriozum w postaci męskiej części brygady najwyraźniej szarżującej na metaforyczny czołg z równie metaforycznymi szablami.

Problem nr 3: Dlaczego Łowczyni w ogóle postanowiła kropnąć Wesa i Brandta?

Oczywiście, można argumentować, iż nie miała wyboru; skoro (jak się zaraz przekonamy) reszta dusz wypięła się na ekspedycję, nie miała możliwości zaaresztować całej brygady i pozostał jej jednie strzał w potylicę.

Moje pytanie brzmi jednak: Dlaczego Łowczyni w ogóle postanowiła jechać śladami Wagabundy, skoro wiedziała, iż nie zdoła przywieźć żadnych nowych mundurków?

Dusze nie zabijają ludzi. Z ich perspektywy jest to zupełnie nieopłacalne, albowiem martwy ludź = brak nowych egzemplarzy do zasiedlenia. To, na czym powinno zależeć Łowczyni, to wykoszenie rasy ludzkiej poprzez całkowite przerobienie jej na mieszkania dla ameb. Zabójstwo jest marnotrawstwem. W momencie, kiedy stało się dla niej jasne, iż w Arizonie wciąż przebywają człowieki, Łowczyni powinna była stanąć na głowie by przekonać współpracowników do swojej racji i zabrać ich ze sobą. Co by jej szkodziło, na ten przykład, po raz kolejny wynająć helikopter i postarać się zrobić odpowiednie zdjęcia z powietrza? I skąd w ogóle ów sceptycyzm wśród Łowców, skoro, po pierwsze: doskonale wiedzą oni, iż nie cała Ziemia jest jeszcze skolonizowana (wszak Wagabundę sprowadzono do nas właśnie po to, by odnalazła ludzkich niedobitków), a po drugie, szeregowe dusze (vide policjant z poprzedniej analizy) biorą sobie głęboko do serca informacje o możliwym kontakcie z naszą rasą?

Ten wątek nie ma sensu. Analizując go, nie można oprzeć się wrażeniu, iż Stefa nagle przypomniała sobie, iż powinna zawrzeć w swym dziele jakąkolwiek bądź akcję oraz na powrót wprowadzić główny czarny charakter, ale nie miała bladego pojęcia, jak to zrobić. W efekcie otrzymujemy jeden z bardziej kuriozalnych powrotów stefowych antagonistów, a trzeba pamiętać, że mówimy tu o kobiecie, która kazała Volturi przybyć do domostwa Cullenów miesiąc po wydaniu na rodzinę Carlisle'a wyroku śmierci.

O jasna paszcza!: 2

Dlaczego musiała mnie znaleźć?” – jęczałam.Przecież w zasadzie, będąc tutaj, nie szkodzę innym duszom. Mało tego, ratuję im życie, powstrzymując Doktora przed kolejnymi beznadziejnymi eksperymentami. Dlaczego musiała mnie znaleźć?”

Albowiem jakiś nieszczęsny edytor nareszcie zdołał przebić się przez barierę samouwielbienia autorki i uświadomić jej, że skoro już wprowadziło się na scenę antagonistę, to wypadałoby go jakoś wykorzystać w dalszej części powieści.

Dlaczego wzięli ją żywcem?” – zapytała Mel, wzburzona.Dlaczego od razu jej nie zabili? Albo powoli – wszystko jedno jak. Dlaczego jeszcze żyje?”

Wiecie co? Pomijając mordercze zapędy Melanie, to całkiem rozsądne pytanie. Skoro Łowczyni zdołała ranić Wesa i Brandta, to można spokojnie założyć, że rozegrała się tu jakaś mała strzelanina - no, chyba, że trzymamy się mojej poprzedniej teorii, zgodnie z którą panowie nie zabrali ze sobą nawet patelni. Jeśli jednak wykazali się minimalną inteligencją i osaczyli duszę dzierżąc w rękach pistolety, to zaiste dziwnym zdaje się fakt, iż Łowczyni wyszła z tego wszystkiego bez szwanku.

Oczywiście należało się obawiać, że jej zniknięcie może nam sprowadzić na głowę innych Łowców. Wszyscy się tego bali. Widzieli, jak głośno obstawała przy swoim podczas poszukiwań mojego ciała. Próbowała przekonać pozostałych, że na pustyni ukrywają się ludzie. Wtedy nikt nie potraktował jej poważnie. Odjechali, została sama.

Albowiem Łowcy znani są z tego, że ignorują wszelakie oznaki ludzkiej działalności, a godziny przeznaczone na pracę spędzają grając w makao.

...Stefa. Mogłaś wymyślić wszystko. Szef dowodzenia dusz mógł być niedysponowany z powodu meczu koszykówki w szkole syna. Być może akurat wypadł piątek trzynastego, a dusze zasiedliły ciała wyjątkowo przesądnych osób i uznały, że nie będą ryzykować swego bezpieczeństwa, skoro nie sprzyjają im gwiazdy. Wystarczyłoby ostatecznie wspomnieć na początku książki, iż Czarna Łowczyni (dla wygody określana odtąd akronimem CŁ) jest paranoiczką i po dziewiątym z rzędu fałszywym ataku reszta współpracowników przestała traktować ją poważnie. WSZYSTKO byłoby lepsze od sugerowania, że dusze wybrały relaks z pączkiem i kawą w dłoni nad wykonywanie swojego (niezwykle ważnego dla dusznego społeczeństwa) obowiązku. Na litość, jednym z powodów, dla którego Wanda pojawiła się na Ziemi była jej renoma w związku z liczbą skolonizowanych planet – liczono wszak, iż szybko rozgryzie, gdzie znajdują się ludzkie niedobitki. Głównym (i jedynym) zadaniem Łowców jest kolonizacja nowo podbitych światów – DLACZEGO ni z tego, ni z owego postanowili machnąć ręką na swoje Powołanie, skoro doskonale wiedzą, że na terenie Ameryki nadal przebywają osobnicy bez wszczepionego tasiemca???



Teraz jednak przepadła bez śladu, szukając mnie na własną rękę. To wiele zmieniało.
Jeb i reszta porzucili jej samochód daleko stąd, na pustyni po drugiej stronie Tucson. Upozorowano zniknięcie podobne do mojego: dookoła porozrzucano skrawki jej torby, puste opakowania po jedzeniu. Tylko czy dusze uwierzą w taki zbieg okoliczności?

Myślę, iż mogłyby mieć z tym pewną trudność, albowiem nawet ja nie wiem, co takiego właściwie próbowaliście upozorować.

Postawcie się w sytuacji pana Łowcy lub pani Łowczyni. CŁ udaje się, o czym wszyscy doskonale wiedzą, na samotną wyprawę w poszukiwaniu ludzi. Nie pojawia się przez ładnych kilka tygodni; w końcu wysyłacie brygadę ratunkową, która raportuje wam, iż odnalazła auto wraz z rzeczami osobistymi. Nigdzie ani śladu ciała. Do jakich wniosków dochodzicie?

a) CŁ doznała olśnienia i postanowiła wyzwolić się ze szponów przesyconej konsumpcją egzystencji, oddając się medytacji na pustyni
b) CŁ stwierdziła, iż wygodniej będzie jej polować na ludzi bez zbędnego balastu w stylu broni lub prowiantu
c) W okolicy faktycznie są ludzie; musieli porwać CŁ, trzeba ją ratować!

Jeśli zaznaczyliście a) lub b) – gratulacje! Możecie wstąpić w szeregi Łowców, albowiem ponieważ gdyż:

Wiadomo już było, że nie. W każdym razie nie całkiem. Patrolowały okolicę. Czy miały w planach nasilenie poszukiwań?

Spoiler alert: Nie. Nikt nie będzie szukał CŁ. Nawet, jeśli jakiś Łowca z poczucia obowiązku zapuści się w okolice kryjówki, nie zostanie przeprowadzona żadna poważna akcja ratunkowa. Ów scenariusz staje się szczególnie idiotyczny w obliczu faktu, iż nie mówimy tu o typowej, naiwnej duszy, ale o doskonale zaprawionej w bojach Łowczyni; można by pomyśleć, że skoro z radaru znika postać zawodowo zajmująca się anihilacją innych gatunków (a więc w domyśle: zaradna i doskonale radząca sobie w przypadku konfrontacji z niebezpieczeństwem), to reszta w Łowców tym bardziej zacznie bić na alarm, uświadomiwszy sobie, że coś tu jest mocno nie halo.

No, ale odparowanie brygady Łowców byłoby faktycznym wyzwaniem które kosztowałoby naszych protagonistów mnóstwo wysiłku, jest zatem oczywiste, iż nic podobnego nie może mieć miejsca w tej powieści. Pamiętajcie, każdy akapit poświęcony międzygatunkowej walce to zabranie cennego miejsca, które mogłoby być przeznaczone na opis pięknych facjat naszych tru loffów.

Za cały wątek dusz - bezmyślnych glin rodem z sitcomu:

O jasna paszcza!:3

Ale strach przed samą Łowczynią?... To przecież nie miało sensu. Fizycznie była wątła, chyba jeszcze mniejsza niż Jamie. Byłam od niej szybsza i silniejsza. Otaczali mnie przyjaciele i sprzymierzeńcy, podczas gdy ona była sama, przynajmniej tu, w jaskiniach.

Zacznijmy od tego, że twój lęk przed CŁ był mocno irracjonalny od samego początku powieści, albowiem nigdy nie groziło ci z jej strony żadne niebezpieczeństwo. Swoją drogą, skoro kobieta jest wątlejsza od Strydera, którego W&M były w stanie przenieść do łóżka „na pannę młodą”, to stawiam, że jej waga wynosi jakieś 30 kg.

Okazuje się, iż CŁ jest trzymana pod kluczem ( i lufą). Jedynym powodem, dla którego nasi jej nie ubili jest fakt, iż Jeb podejrzewał, że Wagabunda będzie chciała z nią porozmawiać.

Teraz, gdy już wróciłam, czekała ją niechybna śmierć w przeciągu kilku godzin, niezależnie od tego, czy porozmawiam z nią, czy nie.

To zdanie można odczytać w dwójnasób: albo uciekinierzy uznali, iż kropną ją prędzej czy później i liczyli tylko na to, że Wandzia zdoła wcześniej wydusić z CŁ wszystkie łowieckie sekrety, albo los CŁ spoczywa w rękach Wandy, a ta zdecydowała już, co czeka jej nemezis. Ponieważ, jak się zaraz przekonamy, druga opcja odpada, pozostaje mi wierzyć, iż pomysł torturowania więźniarki poprzez dawanie jej nadziei na przeżycie wyszedł od Doktora (reszta bohaterów lubujących się w przemocy psychicznej brała udział we włamaniach).

Z pewnością nie miałam ochoty na tę rozmowę. Bałam się nawet zobaczyć znowu jej twarz. Jakoś nie potrafiłam sobie wyobrazić na niej strachu.
Wiedziałam jednak, że jeśli powiem, iż nie chcę się z nią zobaczyć, Aaron natychmiast ją zastrzeli. To tak, jakbym wydala mu polecenie. Jakbym sama pociągnęła za spust.

...Cholera, miałam rację. Panowie, ja naprawdę rozumiem chęć zemsty na zabójcy przyjaciela, ale tego rodzaju zagrywki nie świadczą o was zbyt dobrze.

Albo, co gorsza. Doktor mógłby próbować ją wyciąć z ciała. Otrząsnęłam się na wspomnienie jego rąk umazanych srebrzystą krwią. Melanie poruszyła się niespokojnie, próbując uciec od mojego bólu.Słuchaj, Wando, oni ją po prostu zastrzelą. Nie panikuj.”

Czy nie moglibyście po prostu dać jej cyjanku albo któregoś ze środków przeznaczonych do usypiania pacjentów w zwiększonej dawce? Odłożona w czasie egzekucja, polegająca na rozstrzelaniu delikwenta przy ścianie wzbudza u mnie skojarzenia z, eufemistycznie rzecz ujmując, niezbyt pozytywnymi postaciami w historii ludzkości.

Adolf approves : 55

Nie musisz tego oglądać.”
To nie znaczy, że to się nie wydarzy.”
Melanie zaczęła się trochę gorączkować.Ale przecież pragniemy jej śmierci. Tak czy nie? Zabiła Wesa! Zresztą i tak długo nie pożyje. Choćby nie wiem co.”
Miała oczywiście zupełną rację. To prawda, nie było szans na to, by Łowczyni pozostała przy życiu. Gdyby ją uwięzić, zawzięcie próbowałaby uciec. Gdyby ją uwolnić, sprowadziłaby śmierć na moją nową rodzinę.

Biorąc pod uwagę, iż Melanie nigdy nie poświęciła bodaj pół minuty na rozmyślania o Wesie, zaczynam podejrzewać, iż tę dziewczynę połączył z Howem fetysz wyrządzania krzywdy otoczeniu.

Adolf approves : 56

To prawda, że zabiła Wesa. Umarł tak młodo, kochał i był kochany. Jego śmierć zrodziła mnóstwo bólu.

Pokażcie mi jedną – JEDNĄ – osobę w tej jaskini poza Lily, która w ogóle ma podstawy przejmować się śmiercią Wesa. Bazując, rzecz jasna, na do tej pory ustanowionym kanonie. Śmiało, poszukajcie tych...czterech paragrafów...w których ów młodzieniec w ogóle jest wspomniany, a następnie spróbujcie na ich podstawie wykoncypować jego relacje z otoczeniem. Zaręczam, iż nie znajdziecie żadnego dowodu na to, by ktokolwiek w jaskini w ogóle zdawał sobie sprawę, iż znajduje się wśród nich ktoś o takim imieniu.

I tak, wiem, że nie da się zmieścić na przestrzeni jednej powieści miliona wątków pobocznych dotyczących relacji poszczególnych uciekinierów z otoczeniem. Ale na litość, Stefa, jeśli mam uwierzyć, iż bez Wesa słońce już zawsze będzie wschodzić na południu, to daj mi jakiś dowód na to, że faktycznie był lubiany wśród podziemnej społeczności.

Potrafiłam zrozumieć sens ludzkiego poczucia sprawiedliwości, które nakazywało odebrać jej życie.
To prawda, że pragnęłam jej śmierci.

Wiecie już, rzecz jasna, w jakiej kategorii przyznam punkcik. Mam jednak do Was drobną prośbę: zapamiętajcie ten cytat. Tym razem nie mamy bowiem do czynienia z pospolitymi kłamstwami; chodzi o znacznie poważniejsze zjawisko, jakim jest życzenie śmierci swojemu bliźniemu. Ten krótki fragment, na razie zaledwie irytujący z powodu niekanoniczności, stanie się o wiele bardziej mroczny w obliczu tego, co czeka nas za kilka tygodni.

Świat według Terencjusza: 79

Rozmyślania Wandy przerywa Jeb, który oznajmia dziewczynie...A zresztą, sami zobaczcie:

Chłopcy chcą wiedzieć, czy masz jakieś pytania do Łowczyni.
Dotknęłam czoła, próbując odgonić kłębiące mi się w głowie obrazy.
A jeśli nie mam?
Chcieliby skończyć z pełnieniem straży. To trudne dni. Woleliby teraz być z innymi.

Zostawmy w spokoju moralnie dwuznaczny wątek dotyczący odpłacania CŁ zgodnie z maksymą „oko za oko”. Można by się spierać w nieskończoność na temat słuszności takiego rozwiązywania konfliktów, a i tak nie doszlibyśmy do jednoznacznych wniosków, jest to bowiem wysoce indywidualna kwestia. Skupmy się na czymś innym.

Jeb właśnie oznajmił Wandzie, że jeśli nie ma ochoty na rozmowę z CŁ, to panowie sprzątną ją raz na zawsze. Innymi słowy długość życia CŁ – kobiety, której Wanda gorąco nie znosi i na którą nie ma najmniejszej ochoty patrzeć – zależy (przynajmniej chwilowo) od naszego robaczka.

Zapomnijmy na chwilę o tym, że (jak widzieliśmy przed chwilą i jak przekonamy się ponownie już za kilka analiz) wstręt Wandzi do przemocy jest u niej cechą wyłącznie deklaratywną i wyobraźmy sobie, że nasz robaczek faktycznie jest typową, brzydzącą się fizycznym atakiem duszą.

Jak sądzicie – jak musiałaby się poczuć w takiej chwili?

To przecież trochę tak, jakby poprosić osobę z lękiem wysokości o stanięcie bez zabezpieczeń na szczycie Pałacu Kultury i oznajmić, że oczywiście nie musi tego robić, ale w takim przypadku zostanie rozstrzelanych pięciu przypadkowych przechodniów. To nie jest wybór – to najobrzydliwsza z możliwych form szantażu. Nie ma żadnego powodu, aby wciągać w środek tej kołomyi Wandę. Z jakiej racji zmusza się ją do podjęcia pośredniej decyzji dotyczącej życia i śmierci innej jednostki?

Adolf approves : 57

Wagabunda rzecz jasna deklaruje, iż chce porozmawiać z CR, mimo że nie ma żadnych pytań. Melanie oskarża ją, iż próbuje odsunąć nieuniknione i zachęca swego tasiemca, by pozwolił ludziom zmieść CR z powierzchni Ziemi.

Jamie złapał mnie mocno za rękę, ale mu się wyrwałam.
Zostań tu. Jamie.
Pójdę z tobą.
Wybij to sobie z głowy. – Tym razem mój głos zabrzmiał bardziej stanowczo.
Przez chwilę patrzeliśmy sobie w oczy, aż w końcu wygrałam. Wysunął zadziornie podbródek, ale usiadł z powrotem, opierając się o ścianę.

A nie zrobił przy tym ust w podkówkę i nie wsadził sobie piąstek w oczy?

Okazuje się, że CŁ jest niełatwym lokatorem; nieustannie narzeka na warunki w kryjówce i grozi, że inni Łowcy przybędą jej na ratunek (łudź się dalej, nieszczęsna...).

Ale nie próbowała uciekać. Dużo gada, ale nic nie robi. Na widok uniesionej lufy od razu spuszcza z tonu.
Wzdrygnęłam się.
Jak na mój rozum, bardzo nie chce się rozstawać z życiem – wymamrotał pod nosem.

Jestem dziwnie przekonana, iż zawodowi żołnierze, międzynarodowi szpiedzy i komandosi także nie mają zbyt wielkiej ochoty na kopnięcie kalendarz, ale gdyby paraliżował ich sam widok broni, nie doszliby daleko w swym fachu. Wygląda na to, iż Meyer zapomniała, że Łowcy to kosmiczna odmiana brygady do zadań specjalnych, która nie odnotowałaby zbytniego sukcesu w dziedzinie kolonizacji, gdyby jej członków dało się zastraszyć pierwszą lepszą spluwą.

Aha, dowiadujemy się też, iż Jeb wyznaje filozofię „najciemniej pod latarnią”, zgodnie z którą cela CŁ (a wcześniej Wandy) znajduje się tuż przy wejściu do kryjówki. A to dopiero szczwany lis z tego Jeba.

W końcu docieramy do celi CŁ, która w proteście przeciwko godzącym w prawa dusz warunkom rzuca miskami z jedzeniem o ścianę. Jej cela wygląda całkiem elegancko, zapewniono jej nawet karimatę oraz poduszkę oraz pozwolono chodzić wzdłuż korytarza.

Patrzyłam ze zdziwieniem na te względnie komfortowe warunki i po czułam dziwny ból w żołądku.
Czy my kogoś zabiłyśmy?” – żachnęła się cicho Melanie. Ona również poczuła się dotknięta.
Chcesz z nią pogadać? – zapytał Brandt i znowu dopadł mnie ten sam ból. Czy Brandt kiedykolwiek powiedział o mnie „ona“? Nie dziwiło mnie, że Jeb traktuje Łowczynię jak kobietę, ale pozostali?
(…)
Była brudna, umazana fioletowym pyłem i zaschniętym potem. Poza tym jednak nie było na niej żadnych śladów. To także mnie zabolało.

To bardzo ciekawy fragment. Ponieważ trudno przyjąć, iż Brandt z jakiegoś niezrozumiałego powodu traktuje istotę która próbowała go zabić z większym szacunkiem niż Wandę, która nigdy nie uczyniła mu krzywdy, wypadałoby poszukać wyjaśnienia dla tego fenomenu na zewnątrz.

I wiecie co? Dochodzę do bardzo, bardzo przykrych wniosków. Wygląda na to, iż CŁ ma zapewnione doskonałą opiekę, ponieważ...nie okupuje niczyjej ukochanej.

Kochani, pomyślcie tylko. Wagabunda w porównaniu z CŁ jest niewinna jak baranek; jej jedynym grzechem było to, że wsadzono ją w czyjeś ciało. Łowczyni natomiast aktywnie poszukuje ludzkich niedobitków w celu ich asymilacji, odnosi się do naszego gatunku z pogardą, poważnie raniła Brandta i zabiła Wesa. Mimo to ma zapewniony znacznie lepszy areszt, nikt nie używa wobec niej przemocy fizycznej i wszyscy zwracają się do niej zgodnie z płcią, którą przyjęła razem z mundurkiem.

Dlaczego? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Lily jest po prostu mniej mściwa od Jareda.

Naprawdę. To jedyny sensowny wniosek. Pomijając Howe'a i rodzinę Stryderów, nikt z uciekinierów nie miał powodu, by odnosić się do Wandy z wrogością. Z perspektywy czasu wygląda to tak, jakby to Jared (z drobną pomocą ze strony Maggie i Sharon) nastawił wszystkich przeciw naszej heroinie, tylko i wyłącznie dlatego, iż okupuje ona jego ukochaną. Za dwa tygodnie usłyszymy co prawda zupełnie inne usprawiedliwienie zachowania uciekinierów, ale niestety - moja wersja nadal ma przerażająco dużo sensu.

Meyerland – kraina, w której morderstwo nie dorasta do pięt przestępstwu, jakim jest stanięcie na drodze prawdziwej miłości.


Wandzia wchodzi do celi i zaczyna dyskusję z CŁ. Nie będę kłamać – ta rozmowa nie jest zbyt pasjonująca. CŁ najpierw naigrawa się z Mel, że zdołała przezwyciężyć duszę (choć jest to raczej z jej strony bezsilny krzyk wściekłości), po czym naigrawa się z Wandy, gdy okazuje się, że to duszka siedzi za sterami i złośliwe podjudza ją, aby zaczęła wreszcie tortury lub proces zabójstwa, albowiem CŁ woli zginąć w męczarniach, niż zdradzić swoją rasę i ulec człowieczej dominacji.

Masz mi coś do powiedzenia?
Przełknęłam ślinę.
Zastanawiałam się... – Miałam tylko jedno pytanie, to, na które sama nie umiałam znaleźć odpowiedzi. – Dlaczego? Dlaczego nie pogodziłaś się z moją śmiercią, tak jak inni? Dlaczego tak ci zależało, żeby mnie wytropić? Nie chciałam nikogo skrzywdzić. Chciałam tylko... pójść własną drogą. Wspięła się na palcach, nachylając twarz ku mnie. Ktoś za mną się poruszył, ale nie usłyszałam nic więcej – wszystko zagłuszył jej krzyk.
Bo miałam r a c j ę! – wrzasnęła. – Mało tego! P o p a t r z na nich! To gniazdo zaczajonych morderców! Jest tak, jak sądziłam, tylko jeszcze gorzej! W i e d z i a ł a m, że tu z nimi jesteś. Że jesteś jedną z nich. O s t r z e g a ł a m ich! O s t r z e g a ł a m!

Z CŁ mam dokładnie ten sam problem, co z Volturi – nie mam pojęcia, które z jej zachowań powinnam brać na serio, a które są wynikiem pisarskiej niekompetencji Meyer. Co właściwie ma na celu owa scena? Czy chodzi o pokazanie niestabilności psychicznej CŁ? Czy ów akt hipokryzji z jej strony to działanie zamierzone przez autorkę, czy też Stefa sama nie widzi, iż Łowczyni jest raczej odrażającą postacią nawet jak na duszkowe standardy? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Tak czy inaczej:

Ludzkość ssie: 60

Ale cię nie posłuchali. Więc sama po nas przyjechałaś.
Łowczyni milczała. Zrobiła kolejny krok do tyłu, widziałam, że się waha.
Przez sekundę sprawiała wrażenie dziwnie bezbronnej, jak gdyby moje słowa pozbawiły ją tarczy, za którą się chowała.
Będą cię szukać, ale tak naprawdę ani przez chwilę ci nie wierzyli, prawda? – dodałam, patrząc jej w oczy. Zdawały się potwierdzać każde słowo. Poczułam się dużo pewniej. – Więc nie będą szukać nikogo więcej. Stwierdzą w końcu, że przepadłaś bez śladu, i dadzą sobie spokój. My będziemy ostrożni, jak zawsze. Nie znajdą nas.
Po raz pierwszy ujrzałam w jej oczach prawdziwy strach. Przerażającą dla niej świadomość, że mam rację. Czułam się lepiej na myśl o moim ludzkim gnieździe, o mojej nowej rodzinie. Wiedziałam, że się nie mylę. Nic im nie groziło.

Cóż, wasza niezwykle sprytna konspiracja była tym, co naprowadziło CŁ na wasz ślad w pierwszej kolejności, dlatego nie przesadzałabym z tym hurraoptymizmem. Co do reszty cytatu – szczęśliwie rozprawiłam się już z tą kwestią nieco wyżej.

Wagabunda nie ma więcej pytań, co oznacza, iż egzekucja zbliża się wielkimi krokami.

Patrzyłam na jej gniewną, zlęknioną twarz i czułam, jak bardzo jej nienawidzę. Jak bardzo nie chcę jej nigdy więcej oglądać, ani w tym życiu, ani w żadnym innym.
I ta nienawiść sprawiała, że nie mogłam dopuścić do wykonania wyroku.

Świat według Terencjusza: 80

Duszka jest przeciwna rozstrzelaniu CŁ, choć jednocześnie wie, że czarna niewiasta powinna ponieść karę. Niestety, nie przychodzi jej do głowy żadne rozwiązanie.

Nie chciałam... żeby Łowczyni umarła? Nie. To nie była prawda.
Nie chciałam... jej nienawidzić? Nienawidzić tak bardzo, że pragnęłam jej śmierci. Nie chciałam, żeby zginęła znienawidzona przeze mnie. Zupełnie jakby miała umrzeć z p o w o d u mojej nienawiści.
Jeżeli rzeczywiście nie chciałam, żeby ją zabito, czy byłam w stanie znaleźć dla niej ratunek? Czy to moja nienawiść mi na to nie pozwalała? Czy będę odpowiedzialna za jej śmierć?

Sprzeciw, Wysoki Sądzie, jest stanowczo zbyt gorąco na rozgryzanie filozofii by Stephenie Meyer. Mogę za to dać punkciki.

Mea culpa: 33
Świat według Terencjusza: 81

Melanie, rzecz jasna, jest wściekła z powodu wewnętrznej rejterady tasiemca i tłumaczy jej, że jeśli CŁ pozostanie przy życiu, to wszyscy uciekinierzy prędzej czy później skończą albo w piachu, albo jako stylowe suknie wieczorowe i fraki.

Ale... może nie muszę wybierać? Może mogę uratować jej życie i jednocześnie zapewnić nam wszystkim bezpieczeństwo?”
Nagle ujrzałam rozwiązanie, w którego istnienie tak bardzo nie chciałam wierzyć. Przez żołądek przetoczyła mi się potężna fala mdłości.
Jedyny mur, jaki kiedykolwiek postawiłam między sobą a Melanie, obrócił się w pył.

Aaaach. A więc wreszcie dotarliśmy do TEGO fabularnego koszmarku.

Pamiętacie może, jak zżymałam się na lament Wagabundy nad wyciągniętymi z mundurków duszami i nazywałam ją hipokrytką za określanie naszych mianem morderców? Cóż, w najbliższych odcinkach wreszcie zrozumiecie, skąd brała się moja frustracja. I zapewniam Was, iż jeśli nadal żywicie jakiekolwiek ciepłe uczucia do Wandy, to lada moment wasz stosunek do niej zmieni się o 180 stopni.

Nie!” – wydyszała Mel. A potem krzyknęła: „NIE!”

Ponieważ wiem, co chodzi po głowie robaczkowi, doprawdy nie mam pojęcia, skąd bierze się przerażenie Meli. No, chyba, że to ten żal z powodu utraty możliwości wzięcia udziału w krwawej jatce.

Rozdział kończymy tajemniczym:

Oczywiście, że mogłam ocalić Łowczynię. Ale wymagało to ode mnie poświęcenia. Wymiany. Jak powiedział Kyle? Życie za życie.
Ciemne oczy Łowczyni mierzyły mnie spojrzeniem pełnym jadu.


Co chodzi po głowie Wagabundzie? Przekonacie się już niedługo.


Statystyka:

Adolf approves : 57
Bellanda Wandella van der Mellen : 77
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 28
Ludzkość ssie: 60
Mea culpa: 33
Mój ssskarb : 24
Nie ma jak u mamy: 28
O jasna paszcza!: 3
Świat według Terencjusza: 81
Welcome to Bedrock: 70
Witaj, Morfeuszu : 17


Maryboo

16 komentarzy:

  1. "Beige uprzedziła Was w poprzedniej analizie, iż od teraz zaczynamy zupełnie nową kategorię."
    To błąd rzeczowy, Maryboo! Nie ma Beige, jest Obsydianowy Trawnik!
    Dwa razy walnęłaś też CR zamiast CŁ, ale to drobny szczegół, chociaż jestem ciekawa powodu pomyłki, bo "r" i "l" są daleko od siebie na klawiaturze.
    Analiza jak zwykle świetna. Sam rozdział znajduję zabawnym. Te dywagacje na temat życia i śmierci, choć powinny walić obuchem w nasze poczucie moralności i ogólne spojrzenie na świat, są tak płaskie i bzdurne, że aż żal je w książce zamieszczać. Redaktor powinien je wyciąć i pozwolić SMeyer dalej pisać iluzoryczne peany na cześć tru loffów. Zacznijmy od tego, czego ty nie chciałaś nawet komentować - powodu, dla którego Wanda nie chce śmierci CŁ. To wcale nie dlatego, że należy do altruistycznej rasy, która dostaje z automatu wylewu na widok choć najmniejszego cierpienia swoim pobratymców. I też nie dlatego, że nawet zwykła ludzka dobroć i współczucie, choć w klasyfikacji stojące o wiele niżej od duszkowych, powodowałaby burzę uczuć podobną do tych zachodzących na Jowiszu. To nie jest też jakikolwiek inny logiczny powód - to, wybaczcie za określenie, zwyczajne kurestwo naszej głównej bohaterki. Chce, żeby CŁ sobie zdechła i to jak najszybciej (bardzo miłe i ogólnie promieniujące czystym dobrem zachowanie), tylko jest jej trochę głupio, że tak nie lubi Łowczyni. To ją stawia trochę w złym świetle, nieprawdaż? Może gdyby była bardziej obojętna, bez problemu można zlać na problem, bo przecież to nie ona w ten sposób - ani bezpośredni, ani pośredni, ani wyimaginowany - przyczyniła się do śmierci CŁ. Tak ja to widzę. Może posunęłam się trochę za daleko w swoim rozumieniu tego krótkiego fragmenciku, ale Borze liściasty, przez krótką chwilę chciałam udusić Wandę garotą.
    No i oczywiście czekam na kolejny bullshit tej książki. Już za tydzień, tak?
    Popo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, skąd to CR - podejrzewam, że to autokorekta Open Office'a ;)

      A co do duszenia Wandzi...Och, kochani, tylko poczekajcie. Jeśli sądziliście, że Wagabunda była irytująca do tej pory, to wnet zażyczycie sobie powrotu do dotychczasowej fabuły książki. Stefa zaiste kończy "Intruza" z przytupem, z tym, że chyba nie o taki efekt jej chodziło.

      Maryboo

      Usuń
  2. Bez problemu łykam późniejsze wytłumaczenie, czemu CŁ ma lepsze warunki, niż Wandomela. Wanda była pierwsza, należała do wrogiej rasy itd., oswoili się z nią, więc Łowczyni już tak nie przerażała. Poza tym głównych agresorów nie było w domu, nie miał kto jej obijać gęby.

    Rozumiem też, że miała iść na odstrzał. Nie bardzo rozumiem, czemu z tym czekali. W senie: jakie poważne pytania mogła mieć Wanda, że nie ubili CŁ od razu?

    Angst Meli przez następne strony będzie czymś wprawiającym mnie w absolutny stupor. Nie ogarniam tak bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem Stefie nie chodziło o żadne wyciąganie informacji z CŁ - po prostu ludzie są tacy wspaniałomyślni, że pozwolili Wandzi na osobiste spotkanie się, wybaczenie/obrzucenie błotem itp.

      Usuń
    2. Również przypuszczam, że to nie o informacje chodziło. I dlatego zastanawiam się, co tak istotnego mogły sobie panienki powiedzieć, że aż odwlekano egzekucję z tego powodu.

      Usuń
  3. "Tajemniczym". Chyba wszyscy, którzy nie czytali książki, domyślili się już, co chce zrobić Wanda.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Byłam od niej szybsza i silniejsza" - rozumiem pozostałe argumenty przeciwko obawianiu się CŁ, ale czy Wanda rozważa tu swoje szanse w ewentualnej konfrontacji fizycznej?

    OdpowiedzUsuń
  5. najmniej połowa naszych czytelników nadal musi używać Google'a w celu rozpoznania, kto zacz.
    Ja na pewno.
    Ta Łowczyni jakoś blado wypada.
    Analiza fajna jak zwykle.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  6. "Doktor nie mógł nic zrobić, nawet gdyby miał cały galon Zdrowego Ciała i mnie do pomocy."
    Dodałabym punkcik w kategorii "Bellanda Wandella van der Mellen". Co tam superleki duszek, gdyby Wandzia tam była!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wpadlam w bezowego tumblra i predko z niego nie wyjde:P

    OdpowiedzUsuń
  8. Pocisk, który ugodził Wesa, był lepiej wymierzony. Przeszył mu wysokie, oliwkowe czoło -czy Wy też tak mówicie o śmierci znajomych?


    chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ogóle, to się działo wieczorem, nie? On miał czoło fluorescencyjne, czy jak?

      Usuń
  9. Dzisiaj w pracy zetknęłam się z butelką "czystego parkietu" (nazwa własna) i od razu mi się przypomniała "czysta rana". Czyżby Stefa miała przypływ inspiracji podczas sprzątania? :)
    Popo

    OdpowiedzUsuń
  10. Mogę prosić kogoś miłego o spoiler co W zamierza zrobić? Oglądałam film, ale jeśli dobrze pamiętam to tam po prostu wyjęli Łowczynię z mundurka i byl koniec jej wątku. Wiec niby jak Wanda chce się poświęcić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poświęcenie Wandy nie jest bezpośrednio związane z osobą łowczyni. Głębia jej planu zostanie wyjaśniona w najbliższej analizie.

      Maryboo

      Usuń