niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział XXII: Zgoda

Wujek Jeb nie jest idiotą. Mam nadzieję, że nikt się nie zdziwił. W dzisiejszym rozdziale Jeb udowodni, że domyśla się wielu rzeczy, więc WandzioMela mocno się przeliczyła, wymyślając cały genialny plan pt. „Nie mówimy im, że Melanie nie zniknęła”. Oh well.


– Dużo myślałem o tym, jak to jest – no wiesz, jak cię złapią. Nieraz już to widziałem na własne oczy, a parę razy niewiele brakowało, a i mnie by dopadli. Zastanawiałem się, jak by to było. Włożyliby mi coś do głowy – czy to by bolało? Widziałem, jak to robią.
Otworzyłam szeroko oczy z wrażenia, ale nie zauważył tego.
– Zdaje się, że używacie jakiegoś znieczulenia – to znaczy, mogę się tylko domyślać. Ale nikt się nie wydzierał z bólu ani nic z tych rzeczy, więc to nie mogła być żadna straszna tortura.
Zmarszczyłam nos. Tortury. O nie, to akurat nie nasza specjalność.

Ludzkość ssie: 24




– Strasznie ciekawe rzeczy opowiadałaś małemu.

Zesztywniałam, a wtedy zaśmiał się lekko.
– Tak, podsłuchiwałem. Przyznaję się. I nie żałuję – to były naprawdę niezłe opowieści, a ze mną byś tak nie porozmawiała. Słuchałem z wypiekami na twarzy. O tych wszystkich nietoperzach, roślinach, pająkach.


No fakt, stary, też bym miała wypieki na twarzy. Ze śmiechu.


Jeb opowiada, jak to on, a później również Jamie, czytał wiele książek scifi, więc kulawe opowiastki duszki bardzo go interesują. Wujcio uskutecznia klasyczne lizodupstwo, zapewniając Wandzię, że świetnie opowiada, aby skłonić ją do dalszej paplaniny na duszane tematy.



Nie podniosłam wzroku, ale czułam, że mięknę, daję się udobruchać. Udzieliła mi się ludzka słabość do pochlebstw.


Och, jakie to straszne.

Ludzkość ssie: 25


Jeb zaczyna zastanawiać się na głos, po co właściwie Wandzia przybyła do ludzi, jeśli nie po to, by doprowadzić do nich Łowców.



– No bo w jakim innym celu? – Nie dostrzegł mojego zdenerwowania, a może po prostu się nim nie przejął. – Ale oni myślą utartymi schematami. Tylko ja tu zadaję pytania... Na przykład: co to za plan, zabłądzić na pustyni i nie mieć jak wrócić? – Zachichotał. – Aż taką Wagabundą to chyba nie jesteś, co, Wando?



Nikt nie mówił, że jest mądra. Ale pytanie jak najbardziej na miejscu.






– O mały włos to by była udana próba samobójcza. Chyba się ze mną zgodzisz, że nie tak pracują Łowcy. Próbowałem to wszystko rozgryźć, No wiesz. Wziąć to na logikę.



Logika?! Jeb, daj buziaka!





- A więc, skoro nie miałaś wsparcia, a raczej nie miałaś, i nie miałaś jak wrócić, to musiałaś tu przyjść w jakimś innym celu. Od początku byłaś małomówna, nie licząc rozmów z małym, ale gdy już coś mówiłaś, uważnie cię słuchałem. No i wychodzi mi, że po prostu bardzo chciałaś odnaleźć Jamiego i Jareda, i to dla nich prawie postradałaś życie na pustyni.
Zamknęłam oczy.
– Tylko dlaczego c i na tym tak bardzo zależało? – rzekł Jeb, bardziej rozmyślając na głos niż zadając pytanie. – No więc oto jak ja to widzę: albo jesteś naprawdę niezłą aktorką, jakimś super-Łowcą, nową, przebieglejszą odmianą, i knujesz coś, czego nie rozumiem, albo nie udajesz. To pierwsze nijak nie tłumaczy niektórych twoich zachowań, więc raczej odpada. Ale skoro nie udajesz...
Zamilkł na chwilę.
– Długo się przyglądałem waszej rasie. Czekałem, aż zaczniecie się inaczej zachowywać – no wiesz, aż przestaniecie udawać, bo już nie będzie przed kim. Czekałem i czekałem, a wy ciągle zachowywaliście się jak ludzie. Żyliście w tych samych rodzinach co wcześniej, jeździliście w weekendy na pikniki, sadziliście kwiaty, malowaliście obrazy i tak dalej. W końcu zacząłem się zastanawiać, czy wy się przypadkiem nie zamieniacie w ludzi. Czy to nie jest tak, że jednak mamy na was jakiś wpływ.
Zamilkł w oczekiwaniu na odpowiedź, ale nie odezwałam się ani słowem.
– Parę lat temu zobaczyłem coś, co zapadło mi głęboko w pamięć. To była starsza para, mężczyzna i kobieta, to znaczy ciała mężczyzny i kobiety. Byli tak długo po ślubie, że mieli na skórze ślady obrączek. Trzymali się za dłonie, on pocałował ją w policzek, a ona cała się zarumieniła pod tymi wszystkimi zmarszczkami. I wtedy dotarło do mnie, że macie te same uczucia co my, bo jesteście nami, a nie tylko rękami w pacynkach.
– Tak – odszepnęłam. – Doznajemy tych samych uczuć. Ludzkich uczuć. Nadziei... bólu... miłości.
– A zatem, skoro nie udajesz... no to dałbym głowę, że ich kochasz. T y, Wanda – a nie tylko ciało Mel.



Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 12



Czyli wujcio Jeb rozkminił wszystko w trymiga. Jeden z głową na karku, no brawo. Czy tylko mi się wydaje, że Stryder nawet współczuje robalom z powodu tej całej dość makabrycznej transplantacji uczuć z mundurka na kosmitę?






– Tyle, jeśli chodzi o ciebie. Ale myślę też dużo o mojej bratanicy. Jakie to było dla niej przeżycie, jak by to było, gdyby to się przytrafiło mnie. Wkładają ci kogoś do głowy i co... znikasz? Nie ma cię? Jakbyś umarła? A może to bardziej jak sen? Może zdajesz sobie sprawę z tego, że ktoś tobą steruje? A ten ktoś zdaje sobie sprawę z twojego istnienia? I jesteś tam uwięziona, możesz tylko krzyczeć, ale nikt cię nie słyszy?
Siedziałam nieruchomo z kamienną twarzą, a przynajmniej taki był mój zamiar.
– Pewnie tracisz wtedy pamięć i kontrolę nad ciałem. Ale świadomość... Nie wydaje mi się, żeby wszyscy poddawali się bez walki. Ja tam bym się bronił – łatwo nie odpuszczam, każdy ci to powie. Walczę do końca. My wszyscy, którzy przetrwaliśmy, jesteśmy tacy. I wiesz, co ci powiem? Zdziwiłbym się, gdyby Mel była inna.






No łza się w oku kręci, jak to czytam. I nie jestem jedyną osobą pod wrażeniem.



„Skąd nam przyszło do głowy, że jest wariatem?” – zastanawiała się Mel. „On widzi wszystko jak na dłoni. To geniusz.”
„Geniusz i wariat.”
„Tak czy inaczej, może nie musimy już teraz milczeć. Skoro wie.” Wstąpiła w nią nadzieja. Ostatnio była bardzo wyciszona, wręcz nieobecna. Odkąd się uspokoiła, trudniej było jej się skoncentrować. Wygrała najważniejszą potyczkę. Przyprowadziła mnie w to miejsce. Jej sekrety były tutaj bezpieczne, wspomnienia nie mogły już nikomu zaszkodzić.



Boru, po prostu się przyznajcie, nic wam nie zrobi, przecież już to udowodnił. Zresztą milczenie Wandzi podczas wywodów Jeba jest już i tak dużą wskazówką.





„Jeb wie, owszem. Tylko czy to cokolwiek zmienia”
Przypomniała sobie, jak reszta spoglądała na Jeba. „No tak. Westchnęła. Ale Jamie chyba... to znaczy, nic nie wie ani się nie domyśla, ale wydaje się, że coś wyczuwa.”
„Być może. Czas pokaże, czy to dobrze. Dla niego, dla nas.”



Ale po co czekać? Jeb i tak się domyśla, więc dlaczego mu nie powiedzieć. Najlepiej z góry zakładać, że to nic nie zmieni. Nie to, żeby Jeb był jej wcześniej nieprzychylny, ale WandzioMela miałaby wreszcie prawdziwego sojusznika, w dodatku z CEB-em. No i Jamiemu też może spokojnie powiedzieć. Przecież widać, że to nie dziecko, traumy żadnej nie dostanie, wręcz przeciwnie, tym bardziej, że brat też już coś trybi. To jest komplikowanie sobie życia na siłę. Krycie się miało może miligram sensu, gdy była przekonana, że nikt jej nie uwierzy, choć i tak cały ten plan nie trzymał się kupy (patrz analiza rozdziału XIII). Ale tutaj ma dwóch ludzi, którzy są jak najbardziej w stanie przyjąć, że Mela jest cały czas obecna w swoim ciele i to ona przygnała Wandzię na pustkowie. Jakaś chora ambicja każe Stefci rozdmuchiwać maksymalnie każdy wątek, ale motywacje jej bohaterów są często cienkie jak rosół z paczki. To nie jest budowanie napięcia tylko irytacji u czytelnika.






Jako że Wandzia nie puszcza pary z gęby, Jeb wraca do tematu rozlicznych podróży duszki.

Wandzia odpowiada na pytania o poprzednie mundurki. Myślicie, że dowiemy się teraz czegoś ciekawego i istotnego na temat innych ras zamieszkujących mejerowską galaktykę? Takiego wała! Stefcia rzuca po dwa fakty na temat swych stworzonek, a resztę załatwia narracją pt. „a potem opowiedziałam mu pozostałe rzeczy”. Nie żartuję:



– Więc mówisz, że (pająki) mają trzy mózgi?

Przytaknęłam.
– A ile oczu?
– Dwanaście, po jednym na każdym styku nogi z ciałem. Zamiast powiek mieliśmy mnóstwo stalowych włókien.
Pokiwał głową, oczy mu lśniły.
– Były włochate, jak tarantule?
Oparłam się ciężko o ścianę. Zanosiło się na długą rozmowę.
I taka też była. Zadawał niezliczoną ilość pytań. Chciał znać szczegóły – jak wyglądały pająki, jak się zachowywały, co robiły na Ziemi. Nie wzdrygał się, słuchając o kolonizacji, przeciwnie, ciekawiło go to chyba najbardziej. Gdy tylko kończyłam mówić, od razu zadawał kolejne pytanie, po czym szeroko się uśmiechał. Kiedy wreszcie po paru godzinach wyczerpał temat Pająków, zaczął wypytywać o Kwiaty.
– Niewiele o nich opowiedziałaś – zauważył.

Zaczęłam więc mówić o najpiękniejszej i najspokojniejszej z planet. Niemal za każdym razem, gdy robiłam przerwę na oddech, wtrącał następne pytanie. Lubował się w zgadywaniu i wcale się nie przejmował, gdy musiałam go wyprowadzać z błędu.
– I co, żywiliście się muchami, jak muchołówki? Na pewno właśnie tak było – a może jedliście coś większego, może ptaki – albo pterodaktyle!
– Nie, czerpaliśmy pokarm ze światła słonecznego, tak jak większość roślin na Ziemi.
– Ee, szkoda, moja wersja była ciekawsza.



Lenistwo. ŚMIERDZĄCE LENISTWO!!!




Przechodziliśmy właśnie do Smoków, gdy nagle zjawił się Jamie z posiłkiem dla trzech osób.



Wara mi od smoków! Chociaż i tak pewnie wyglądają jak łasice.

Wandzia wypija zupę, którą przyniósł Jamie. Chłopak wypytuje ją o owe Smoki.


– No w sumie. Rozmawialiście o smokach?
– Tak – odparł entuzjastycznie Jeb – ale nie takich jaszczurowatych, tylko galaretowatych. Umieją latać, wyobraź sobie... no, w pewnym sensie. Powietrze jest tam gęstsze, też galaretowate. Więc trochę jakby w nim pływały. I zieją kwasem – to może nawet lepsze niż ogień, nie sądzisz?

Galareta w galarecie ziejąca kwasem. I to ma być smok?





Dobra, przestrzeliłam może trochę z tą łasicą, ale to nic, bo i tak pomysł Stefci jest jeszcze gorszy. Lame, sooo lame!!!



Naturalnie nie dowiemy się niczego więcej o tych stworzeniach.




– Czyli ten kwas...
Jamie nie był taki dociekliwy, poza tym odkąd się zjawił, odpowiadałam ostrożniej.


LENISTWO!!! ARGH!!! Ale co ja się dziwię. Oczywiście, że dostajemy tylko urywki ze stefciowego bestiariusza, bo pani Meyer się nie chciało wysilać, żeby stworzyć jakieś pełne i spójne światy oraz istoty mające choć odrobinę sensu. Ale to trzeba i trochę biologii postudiować i zastanowić się dłużej niż 3 minuty. Too much work! Po co, skoro można wsadzić bohaterkę w jakieś wodorosty czy galaretę rzygającą kwasem lub delfinoważki. Potencjał zmarnowany w zalążku. Straszne.



– Masz dar opowiadania, Wando – powiedział, gdy wszyscy troje skończyliśmy się przeciągać.



Again show, don’t tell!!! Skąd mam wiedzieć, że ona ma dar opowiadania, skoro nie mogę przeczytać jej opowieści, bo dostaję tylko „ a następnie odpowiedziałam na wszystkie ich pytania”!





– Na tym polegała moja praca. Byłam wykładowczynią na uniwersytecie w San Diego. Uczyłam historii.
– Wykładowczynią! – powtórzył Jeb podekscytowany. – No proszę, świetnie! Możesz nam się przydać. Mamy tu trójkę dzieci, uczy je Sharon, córka Mag, ale nie na wszystkim się zna. Najlepiej radzi sobie z matematyką i tym podobnymi. Ale historia...
– Uczyłam tylko n a s ze j historii – przerwałam mu w końcu. Od dłuższej chwili czekałam na próżno, aż zrobi pauzę, by zaczerpnąć powietrza. – Nie będzie tu ze mnie pożytku. Nie mam żadnego przygotowania.

Wandzia wykręca się, jak tylko może, że właściwie się na niczym nie zna (w to akurat uwierzę bez problemu) i prowadziła tylko pogadanki dla mniej obytych w galaktyce robali. Jeb daje jej więc spokój w tym temacie.



- Teraz lepiej powiedz, dlaczego nazwali cię Wagabunda. Słyszałem już kilka dziwacznych imion – Sucha Woda, Palce na Niebie, Szum Przestworzy – oczywiście wszystkie w połączeniu z całkiem normalnymi, jak Pam i Jim. Wierz mi, to jedna z tych zagadek, od których można umrzeć z ciekawości.



Sucha Woda? Palce na Niebie? Stefciu, błagam, odstaw te wszystkie narkotyki. To nie jest poezja, to jest heroina. (See, what I did there?;)





Teraz wreszcie dowiadujemy się, o co kaman z tą Wagabundą. Otóż Wandzia jest koszmarnie wybredna.



– No więc zwykle jest tak, że dusza próbuje życia na paru planetach, najczęściej na dwóch, a potem osiedla się na stałe na jednej z nich. Kiedy ciało jest już bliskie śmierci, przenosi się do nowego żywiciela tego samego gatunku. Przenosiny do ciała innego gatunku są dezorientujące, większość dusz bardzo tego nie lubi. Niektóre w ogóle nie opuszczają planety urodzenia. Czasem zdarzy się, że ktoś ma kłopot ze znalezieniem sobie odpowiedniego miejsca i zmienia planetę więcej niż raz. Poznałam kiedyś duszę, która była na pięciu, zanim zamieszkała wśród Nietoperzy. Mnie też się tam podobało – gdybym miała gdzieś zostać, to najprędzej właśnie tam. Gdyby nie to, że Nietoperze są ślepe...



Wiecznie jej coś nie pasuje, malkontentka chędożona. No i zwróćmy uwagę, jak łatwo nasze duszki zmieniają mundurki. Byle tylko w obrębie jednego gatunku, żeby nie było nieprzyjemnie. Tylko skoro zasiedliły już całą planetę, czyli jak rozumiem wszystkich mieszkańców, skąd biorą nowych żywicieli? Hodują ich jakoś? Może coś mi umknęło w tym natłoku bzdur, ale tu i tak nic się kupy nie trzyma. Tak czy owak:

Adolf approves: 24




– A ty na ilu byłaś planetach? – zapytał Jamie ściszonym głosem. Dopiero teraz spostrzegłam, że trzymam go za rękę.
– To moja dziewiąta – odparłam, delikatnie ściskając mu palce.
– Łał, dziewiąta!

Wow, you’re so special!


Bellanda Wandella van der Mellen : 24



– Dlatego chcieli, żebym prowadziła wykłady. Każdy może uczyć suchych liczb, ale nie każdy widział na własne oczy większość planet, które... przejęliśmy. – Zawahałam się przy ostatnim słowie, ale Jamie wcale się tym nie przejął. – Nie byłam tylko na trzech – no, teraz już czterech. Właśnie zaczęto zasiedlać kolejną.

Ja pierniczę, jeszcze tym robalom mało. No niech mi tylko Wandzia nie wmawia, że nie robią tego dla sportu.


Adolf approves : 25





Jeb pyta, czy Wandzia nie chciałaby zostać na Ziemi.


– Ziemia jest... bardzo ciekawa – wymamrotałam. – Trudniejsza niż wszystkie inne miejsca, w których byłam.
– Nawet to z mrozem i szponowcami?
– Na swój sposób tak. – Jak miałam mu wytłumaczyć, że na Planecie Mgieł niebezpieczeństwo groziło mi tylko i wyłącznie z zewnątrz? Że czymś o wiele gorszym jest atak od wewnątrz?
"Atak", prychnęła Melanie.
Ziewnęłam. "Nie myślałam akurat o tobie. Chodziło mi o gwałtowne uczucia, które ciągle mnie zdradzają. Ale ty też mnie atakowałaś. Wspomnieniami."


A ty się dalej o to ciskasz, jakby Mela nie miała powodu. Ech.




"Wyciągnęłam z tego naukę", zapewniła mnie oschle. Poczułam, że skupia się bardzo na dłoni, którą trzymam w ręku. Narastało w niej jakieś nienazwane uczucie. Coś przypominającego gniew, ale zaprawiony szczyptą tęsknoty i rozpaczy.
"Zazdrość", oświeciła mnie nagle.


Aha, czyli cały czas to uczucie było ci absolutnie obce? Nie kupuję tego, sorry mała.


Świat według Terencjusza: 32




Wandzia robi się śpiąca, więc Jeb proponuje, aby udali się na spoczynek. Jak na komendę zjawia się Doktor (ugh…), który ma pilnować duszki. Wandzia jak zwykle dostaje palpitacji na jego widok. Doktorek obiecuje, że nie zrobi duszyczce żadnej krzywdy. Jeb i Jamie odchodzą. Wandzia czeka, aż Doktor zaśnie.



WTEM!



Chrapanie Doktora mi nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Być może miało uśpić moją czujność, ale przynajmniej go słyszałam i wiedziałam, gdzie jest.
Niezależnie od tego, jaki los mnie czekał, pozostało mi położyć się spać. Byłam wypompowana, jak by to powiedziała Melanie. Materac był cudownie miękki. Ułożyłam się wygodnie, powoli się w niego zapadając...
Nagle usłyszałam ciche szuranie – rozległo się gdzieś w pokoju. Otworzyłam oczy i zobaczyłam pomiędzy sobą a księżycowym sufitem jakiś cień. Doktor wciąż chrapał na korytarzu.

DUN! DUN! DUN!



Któż to, ach któż to zbliża się do wrót siedziby naszej duszyczki? Dowiecie się za tydzień. Za brak interesujących opowieści o innych planetach wrzucę jeszcze małego Morfeuszka.

Witaj, Morfeuszu : 13


Teraz możecie spokojnie iść się najeść. Do zobaczenia i wszystkiego dobrego w Nowym Roku.


Statystyka:

Adolf approves : 25
Bellanda Wandella van der Mellen : 24
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 12
Ludzkość ssie: 25
Mea culpa: 4
Nie ma jak u mamy: 10
Świat według Terencjusza: 32
Welcome to Bedrock: 13
Witaj, Morfeuszu : 13



Beige


11 komentarzy:

  1. Z przykrością stwierdzam,że po Świętach całe to jedzenie mnie nie rusza.Podobnie jak ta wybitna fabuła.
    Fajna analiza,jak zwykle.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  2. Pornofood <3
    Nieważne, ile się obżarłam w Święta, dobrutkie sushi jest zawsze mile widziane na moim języku.

    Niech się lepiej Stefa trzyma fantasy - kaleczy bo kaleczy, ale i tak mniej niż SF. Wiadomo wszak, że to tylko podnóżek romansu.

    Gdyby nie Jeb, zbiorowe IQ postaci byłoby jednocyfrowe i wciąż by spadało.

    Z wyrazami szacunku
    Kazik

    OdpowiedzUsuń
  3. Zanim pójdę wypatroszyć lodówkę z tego, co jeszcze zostało po świętach, chciałabym jeszcze raz złożyć na wasze szlachetne, opuchnięte od facepalmów ręce wyrazy szacunku, że przez to brniecie. Na dodatek mam jedno maleńkie pytanie:
    A więc...
    Wandzia nie wyjawiła wszystkim, że Mela nadal żyje, bo bała się, że by jej nie uwierzyli i zatłukli, potem nadal milczała, mimo że byli bliscy zatłuczenia jej (zwłaszcza Jared) potem nadal milczała, mimo że Jeb ją ochraniał, a teraz nadal milczy, mimo że wszystko odkrył...?
    ...
    Chyba jestem za mało inteligentna na tę książkę, nie rozumiem ;_;

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem w niebie... *.* Czy tylko ja jestem nadal nienasycona po świętach? Dobrze, że nie czytałam analka na komputerze, bo inaczej zaśliniłabym sobie monitor. Może zbyt dużo pierogów się najadłam, ale jestem ciekawa, kto tam się skradał. Choć to i tak będzie pewnie coś oczywistego, a ja po prostu mam zbyt wybujałą wyobraźnię i dorabiam jakieś z rzyci wzięte intrygi. Wybaczcie pisanie ciągiem, o zacne persony, ale mój telefon nie opanował tajemnej sztuki entera. Tag bardzo smuteczek... :,(

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech, tak się nakręciłam pierwszymi zdjęciami tego pyszniutkiego jedzenia, że kiedy przyszło do gifu z Doktorem (tym jedynym!) przez chwilę zastanawiałam się, z czym to się je. No cóż.

    Ja też nie ogarniam tego całego utajenia obecności Wandzi. Nie ogarniam też zainteresowania Jeba tymi opowiastami o przestrzeni kosmicznej. Raz, że są bardzo nijakie i płytkie, co raczyłyście wytknąć. Dwa, czy naprawdę tak bardzo zafascynowały ich historyjki najeźdźcy? Rozumiem pytania o technologię, siły, zachowania - w celu pogłębienia swojej wiedzy o przeciwniku. Ale serio, fascynacja historyjkami o PODBOJU innych światów?
    To tak, jakby gość z SS opowiadał aliantom którzy wzięli go w niewolę o tym, jak to fajnie było pacyfikować ludność poszczególnych krajów. No po prostu great story, bro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS: Przepraszam, chodziło mi rzecz jasna o utajnienie obecności Melanie. To jedzenie tak na mnie wpłynęło.

      Usuń
  6. Ja chyba jeden z niewielu razy zacznę wspierać pewien pomysł w Intruzie...

    Mianowicie - niech ludzie będą potworami! Wykończcie tego robala i po kłopocie będzie! Będzie dowód na ostateczne zło drzemiące w ludzich, to Stecia będzie zadowolona, A Wandzi też nie będzie i mózg nie wypłynie mi uszami...

    W sumie to zawsze się zastanawiałam, jak oni pozyskują nowe ciała i doszłam do wniosku, że rodzą sobie dzieci i się w nie wszczepiają. Potem chciałam wysłać Meyer na terapię...

    OdpowiedzUsuń
  7. Akurat tak jak poinformowanie zuych niedobrych ludziuf o obecności Melanie na początku było dobrym pomysłem, tak moim zdaniem teraz wcale takie nie jest- no wiecie, siedzi tu juz tak długo i dopiero teraz nam o tym mówi? Podejrzane. przeciez mogła to zrobić przy pierwszym kontakcie, pewnie siedząc w celi wymyśliła jakiś plan i próbuje teraz wprowadzić go w życie. BUM!!! po problemie. //Rosja

    OdpowiedzUsuń
  8. Tyle jedzeniowej miłości.
    Ale mam pytanie do szanownej Beige: Czyżbyś oglądała Sherlocka i/lub Doctora Who? :) Jeżeli tak, to lubię Cię jeszcze bardziej :D
    Świetna analiza, a teraz pozwólcie, ze pójdę coś zjeść c;
    Szczęśliwego Nowego Roku!
    Seras

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy to makaron z serem? *o*
    Jaj, coś nawet jakby akcja w tym rozdziale! Ale niech mi ktoś rozrysuje te pająki, bo moją wyobraźnie to przerasta xD
    Pozdrawiam i lecę do lodówki, Vis.

    OdpowiedzUsuń
  10. "Wara mi od smoków! Chociaż i tak pewnie wyglądają jak łasice."

    E tam, łasiczki są prześlicznymi stworzeniami. Mają piękne futerka, czarne, bystre oczka, świetnie polują i są zwinne. Gdzie tam nudnym zmyślonym jaszczurkom do nich.

    OdpowiedzUsuń