Drużyna
Pierścienia w składzie: nasz robal, Jeb z CEBem na ramieniu,
zdziecinniały gimnazjalista, Adam Milligan z fałszywym ID i
o-mój-losie-Meyer-w-tej-powieści-mamy-już-wystarczającą-liczbę-dewiantów
kontynuuje zwiedzanie jaskini.
Nie mogłam się już skupić na spacerze. Ani na drugim ogrodzie – w gorącym blasku luster rosła tu sięgająca pasa kukurydza
Kukurydza,
powiadasz?
Ciekawe,
kiedy Ian zarzuci Wagabundzie, że ma go za głupiego dzikusa.
– ani na szerokiej i niskiej grocie, którą nazwał „salą gier”.
Niestety,
muszę Wam zepsuć niespodziankę – nie chodzi o automaty i
cymbergaja. Mówimy o starym, dobrym boisku, na którym w swoim
czasie rozegra się bodaj najbardziej kuriozalna scena „Intruza”.
Ta ostatnia znajdowała się głęboko pod ziemią, w zupełnych ciemnościach, ale – jak mi [Jeb] tłumaczył – kiedy mieli ochotę się wyluzować, przynosili ze sobą lampy. Słowo „wyluzować” jakoś mi nie pasowało do tej bandy gniewnych ludzi, ale nie wnikałam w szczegóły.
Cóż,
Wagabundo, wszystko zależy od tego, jak pojemna jest twoja definicja
luzu. Jestem przekonana, że Jared z Kylem upuszczają sobie pary
dorabiając manekinom oczy z folii aluminiowej, a następnie
torturując je na wszelkie możliwe sposoby.
A
tak w ogóle, to nasza rasa jest ponura i nie wie co to prawdziwy
fun.
Ludzkość
ssie: 20
Jeb
dalej przewodzi wyciecze krajoznawczej, Kosmitka zaś konstatuje, że
Ian i Doktor zachowują się nadspodziewanie dobrze i nie wykazują
najmniejszej chęci zaatakowania jej. Mimo tego ciemność panująca
w tunelach nastraja dziewczynę pesymistycznie i każe jej wierzyć,
że lada chwila skończy jako obiekt eksperymentalny dla Doktorka.
A
właśnie – zauważyliście może, że ten zawód także jest
pisany dużą literą, mimo tego, że tutejszy lekarz jest
człowiekiem? Mało tego – nigdy nie poznajemy jego właściwego
imienia (być może jest bardzo głupie i facet był z jego powodu
szykanowany w szkole, więc woli używać zawodowego tytułu). Nie
wiem, z czego to wynika, ale to nieistotne. Już dawno znalazłam
idealny pseudonim dla pana znachora.
Brzmi
on „Carlisle”.
Do
tej pory Doktor był postacią dziesiątoplanową i nie poświęcałyśmy
mu z Beige zbyt wiele uwagi; niestety, im dalej w las, tym większe
znaczenie dla akcji będzie miała jego postać. Piszę „niestety”,
albowiem uważam, że „Intruz” jest wypełniony psychopatami w
stopniu większym niż wystarczający i naprawdę nie potrzeba nam do
szczęścia kolejnego egzemplarza; w dodatku egzemplarza będącego
dokładną kopią najbardziej przeze mnie znienawidzonego bohatera
sagi Zmierzch.
Nie
będę się na razie wdawać w szczegóły, ale wierzcie mi na słowo
– w moim prywatnym rankingu nienawiści ten człowiek idzie łeb w
łeb ze starszym O'Sheą, ustępując jedynie głównemu tru loffowi.
Wróćmy
jednak do Wagabundy i jej obaw o swoje bezpieczeństwo:
„Masz paranoję”, skwitowała Melanie.„Jeżeli to jedyny sposób na przeżycie, to czemu nie.”
Niestety,
złotko, nawet największa ostrożność nie uchroni cię przed z
góry przypieczętowanym losem; inna sprawa, że galopująca
bezmyślność także nie uczyni większej różnicy twemu położeniu,
ale o tym za momencik.
„Szkoda, że nie słuchasz uważniej tego, co mówi wuj Jeb. To fascynujące.”
Pełna
zgoda – ja tez wolałabym słuchać wywodów Jeba, choćby miały
one dotyczyć historii powstawania kanalizacji na terenie Ohio, niż
waszego jojczenia.
„Rób co chcesz ze swoim własnym czasem.”„Widzę i słyszę tylko to co ty, Wagabundo.”
Ha!
A zatem wyjaśniły się moje wątpliwości sprzed kilku rozdziałów;
Wizja i fonia Melanie jest ograniczona do tego, co zdoła usłyszeć
i zobaczyć jej najeźdźca.
I
wiecie co? To jest absolutnie przerażający, ale przy tym
fascynujący pomysł.
Większość
ludzi szybko przegrywa walkę z duszami, nie mają zatem wątpliwej
przyjemności sprawdzić jak to jest, gdy ktoś kieruje twoim ciałem
wbrew twojej woli. Poddanie się bez walki nie jest zapewne zbyt
honorowe, ale na dłuższą metę jest zdecydowanie lepszym wyjściem
niż to, co zgotowała Meli Wagabunda.
Meyer
od początku książki usilnie próbuje nas przekonać (głęboko w
to zresztą wierząc), że dusze są milutkie i słodziutkie niczym
Troskliwe Misie. My jednak potrafimy czytać i doskonale widzimy, że
dusze do psychopaci, którzy traktują nas jak skafandry kosmiczne i
za nic mają uczucia organizmów, które okupują.
A
teraz wyobraźcie sobie, że jeden z tych potworów użył Was w roli
swojego mundurka.
Od
tej chwili jesteście zdani na jego łaskę i niełaskę. Nie możecie
umrzeć – ponieważ technicznie rzecz biorąc nie istniejecie – i
nie możecie w żaden sposób odciąć się od otaczającej Was
rzeczywistości (pomijam tu całkowicie nielogiczną kwestię snów,
albowiem Stefa nigdy nie precyzuje, czy Mela oddala się w objęcia
Morfeusza niezależnie od zmęczenia kosmitki, czy też „wyłącza”
się razem ze swoim-nie swoim ciałem). Mało tego – Wasza
orientacja zależy od woli Waszego lokatora. Nienawidzicie oglądać
horrorów? Ups – duszka je uwielbia (tak, wiem, że technicznie to
niemożliwe, to jedynie przykład). Nie macie ochoty słuchać
sąsiedzkich pogaduszek, traktujących o losie duszy nr 24436, która
jeszcze niedawno była sympatycznym staruszkiem z mieszkania obok,
codziennie wychodzącym na spacer ze swoim jamnikiem? Wasz problem.
NAPRAWDĘ nie chcecie uprawiać seksu z tym facetem? Cóż, zagryźcie
zęby i myślcie o Anglii. Od dziś, aż do końca życia okupującego
Was robala jesteście niewolnikami jego kaprysów; w momencie zaś,
gdy ów robal będzie zbliżał się do opuszczenia tego padołu łez,
szybko wskoczy w kosmiczną kapsułę, która wyśle go na inną
planetę, wy natomiast spędzicie swoje ostatnie chwile jako
pozbawione świadomości kukły.
Stefcia
nigdy nie patrzy na kwestię kolonizacji w ten sposób. Panna Stryder
często i gęsto narzeka na swą sytuację, ale bądźmy szczerzy –
jej marudzenie w większości przypadków brzmi tak, jakby w
najgorszym przypadku musiała dzielić sypialnię z nielubianą
współlokatorką. Żaden z jej monologów nie oddaje w pełni grozy
sytuacji, w jakiej się znajduje, w związku z czym trudno winić
przeciętną fankę twórczości Smeyer, że nie jest w stanie
dostrzec, jak głęboko przerażającą książką jest „Intruz”.
Z
powrotem do fabuły. Duet W&M komentuje, że Jamie jest jakiś
niewyraźny i przydałby mu się rutinoscorbin (myśl kompletnie bez
związku: o co chodzi z tymi imionami? Jamie, Jeb, Ian, Jared.
Wygląda to tak, jakby podczas wyszukiwania nazw dla męskiej części
obsady Stefci zawiesił się internet na wybranej podstronie „Behind
the name”). Tymczasem okazuje się, że Jeb doprowadził duszkę na
południowy skraj jaskini, gdzie znajduje się szpital.
-(...)To tu pracuje Doktor.Krew zastygła mi w żyłach, stawy zlodowaciały. Zerkałam przestraszonymi oczami to na Jeba, to na Doktora.A więc to wszystko podstęp? Poczekali, aż uparty Jared zniknie, żeby móc mnie tutaj sprowadzić? Nie mogłam uwierzyć, że przyszłam tu z własnej, nieprzymuszonej woli. Jaka ja byłam głupia!Melanie również nie posiadała się ze zdumienia. „Mogłyśmy się jeszcze dla nich zapakować!”
Że
tak użyję wyszukanej retoryki: WTF? Jak bardzo pokręconym torem
idą myśli tej niewiasty? Przecież to nie ma najmniejszego sensu!
A więc to wszystko podstęp?
Wagabundo,
odpowiedz mi na jedno proste pytanie. PO CO wuj Jeb miałby bawić
się w podchody z wywabianiem cię z legowiska, następnie
organizować paradę, w skład której wchodzą wszystkie liczące
się w tej kryjówce persony minus Maggie i Sharon (nie żartuję; na
tym etapie poznaliście już wszystkich istotnych bohaterów
powieści, pomijając pewnego męża, który zaistnieje przez chwilę
tylko po to, by podkreślić swoją osobą zajefajność naszego
robaczka), po czym przyjacielsko zagadywać przez całą drogę,
tylko po to, by w końcu oddać cię Doktorowi? Podstęp ma rację
bytu tylko wtedy, gdy jest jedyną lub najbezpieczniejszą drogą ku
osiągnięciu celu. Ty zaś jesteś samotna, nie posiadasz broni i
ledwo zipiesz; wszystko, co musiałby zrobić Jeb, by pozbyć się
ciebie raz na zawsze, to zastrzelić na miejscu lub przerzucić przez
ramię i zanieść do szpitala. Skarbie, wiem, ze lubisz się czuć
wyjątkowa, ale przyhamuj, proszę; tutejsza ludność naprawdę ma
(a przynajmniej powinna mieć) ważniejsze rzeczy do roboty, niż
łamać sobie głowy nad tym, jakby tu najsubtelniej pozbawić cię
życia.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 23
Poczekali, aż uparty Jared zniknie, żeby móc mnie tutaj sprowadzić?
Zacznijmy
od tego, że postać Jareda jest, delikatnie rzecz ujmując, bardzo
niespójna w pewnych aspektach. Zakładam, że fakt, iż wciąż
utrzymuje duszę przy życiu ma pokazać jego wewnętrzny konflikt i
nadzieję na odzyskanie Melanie; problem polega na tym, że
postępowanie pitekantropa od początku tej książki można by
zawrzeć w jednej maksymie: „najpierw atakuj, później zadawaj
pytania”. Nieważne, czy w grę wchodzi obcałowywanie obcych
dziewczyn, czy też pierwsze spotkanie z dawno niewidzianą ukochaną
– u Jareda czyny zawsze wyprzedzają pomyślunek. W związku z
powyższym obawiam się, iż jedyną rozsądną odpowiedzią na
pytanie: „Dlaczego Jared nadal nie poderżnął Wagabundzie
gardła?” jest „Ponieważ Meyer nie zarobiłaby kolejnych
milionów”.
Niezależnie
od braku psychologicznego prawdopodobieństwa u Howe'a, fakt
pozostaje faktem – to on ma, ekhm, „prawo do ciała”. Wiemy
już, że księżniczka Jaredina dostaje ataku wścieklizny za każdym
razem, gdy ktoś ośmieli się ją choćby upomnieć; jak sądzisz,
Wagabundo, jak zareagowałby nie-twój tru loff na informację, że
ktoś odstrzelił ci łeb bez jego pisemnego pozwolenia? Nie ma
znaczenia, czy byłoby to po jego myśli, czy wręcz przeciwnie;
Jared nienawidzi bycia lekceważonym. Nie sądzę, by ktokolwiek
wśród uciekinierów miał wystarczająco mocne nerwy, by wytrzymać
kilka tygodni jego ataków furii przeplatanych z histerią.
Nie mogłam uwierzyć, że przyszłam tu z własnej, nieprzymuszonej woli. Jaka ja byłam głupia!
Rozumiem
czucie się głupio z powodu własnej naiwności i ułatwienia
(domniemanemu) wrogowi zadania, ale poważnie: jaką miałaś
alternatywę? Schować się pod łóżkiem? Spójrz prawdzie w oczy,
skarbie, jesteś tu na przegranej pozycji.
Melanie również nie posiadała się ze zdumienia. „Mogłyśmy się jeszcze dla nich zapakować!”
A
tu trochę z innej beczki. Melu, znasz swego wujka od dzieciństwa i
wiesz, że cię uwielbiał, w dodatku zdaje się darzyć sympatią i
samą Wagabundę. Naprawdę uważasz, że on – i Jamie! - radośnie
maszerowaliby przez całą jaskinię, tylko po to, by zakończyć ten
wesoły pochód egzekucją istoty zamieszkującej twoje ciało?
Doktor
i Jeb nie wiedzą, o co chodzi naszej stonodze, ale Jamie prędko
uspokaja Wagabundę, że nikt nie ma zamiaru zrobić jej krzywdy (co
potwierdza sam właściciel kryjówki).
O czym wy mówicie? – mruknął za moimi plecami niezadowolony Ian.(...)–Aha – odezwał się Ian, zrozumiawszy, o czym mowa, i roześmiał się. – Niczego sobie plan. Że też na to nie wpadłem.
Ian,
bez obrazy, ale jesteś trochę głupi. Powyżej wykazałam, dlaczego
tego rodzaju podchody byłyby bez sensu; nie wierzę, że to mówię,
ale chyba powinieneś udać się do swojego brata na korepetycje jak
szybko i skutecznie eliminować ewentualne zagrożenie.
Jeb
tłumaczy, że szpital to raczej ambulatorium, bo w obecnych
warunkach Doktorowi ciężko byłoby uleczyć jakiekolwiek
poważniejsze schorzenie; dusze wyrzuciły wszystkie ludzkie
lekarstwa i zastąpiły je swoimi.
Pytacie,
w czym problem? Cóż...nie ma problemu. Stefa wprowadziła ten wątek
tylko z jednego powodu – dla teh
dramy! pod
koniec książki, która ma ostatecznie gloryfikować Wagabundę na
najwspanialszy wytwór Wszechświata od czasu internetu i wycisnąć
nam łzy z oczu. Nie wyciska, bo ów twist fabularny jest tak durny,
nielogiczny i szyty grubymi nićmi, ze będę miała wiele radości
podczas rozszarpywania go na kawałki.
– Co wiesz o waszej medycynie? – zapytał nagle Doktor, obracając głowę. Spoglądał mi w twarz z nieskrywaną ciekawością. Patrzyłam na niego oniemiała.
...No
i macie uwerturę do psycho-działań Cullena bis. Meyer, przestań.
Ta niezdrowa fascynacja twoich pacynek szeroko pojętą tematyką
życia i śmierci jest co najmniej niepokojąca. Tu nie wygląda to
jeszcze tak źle, ale im dalej w las...
Wagabunda
kręci głową, chcąc przekazać, że nie wie nic, Ian źle
odczytuje jej mowę ciała i zżyma się, że kosmitka nie chce
podzielić się sekretami duszek w dziedzinie medycyny, wszyscy są
zdezorientowani upartym milczeniem dziewczyny – sugeruję, żebyście
przestali wgapiać się w nią jak sroka w gnat, mnie też byłoby
nieprzyjemnie – Wagabunda zaś w końcu się łamie:
– Nie jestem Uzdrowicielką. Nie wiem, jak działają te lekarstwa. Wiem jedynie, żed z i a ł a j ą – nie tylko zwalczają objawy, ale naprawdę leczą. Są niezawodne. Dlatego wyrzucono wszystkie wasze leki.
Swoją
drogą, czy to nie głupie – Wagabunda odwiedziła tysiąc pięćset
sto dziewięćset planet, bijąc wszystkie rekordy w dziedzinie
turystyki...i nigdy nie miała ochoty sprawdzić się w nowej roli
czy zawodzie?
...Zaraz.
Moment. Jaki zawód? Glony nie potrzebują Uzdrowiciela, delfiny i
ważki takoż. Lekarze to ludzki wynalazek.
Skąd
zatem, u czorta, biorą się kosmiczni Uzdrowiciele?
Ktoś
powie – przejmują ciała ludzkich doktorów, a więc i ich pamięć.
Byłoby to logiczne, gdyby nie fakt, że, jak przed chwilą oznajmiła
nam Wagabunda, kosmiczna medycyna nie ma nic wspólnego z naszą. A
więc...GDZIE wykształciły się te dusze?
Świat
według Terencjusza: 31
(A
tak swoją drogą, spoiler alert – w tym akurat wypadku studia nie
byłyby koniecznością. Medycyna duszek jest tak banalna i
deusexmachinowata, że w roli znachora poradziłby sobie nawet
przedszkolak).
A
teraz...och. OCH. To TEN cytat.
– Tak naprawdę nie zmieniło się zbyt wiele – rzekł po chwili Jeb z zadumą. – Tylko sposoby leczenia, no i macie statki kosmiczne zamiast samolotów. Poza tym życie toczy się jak dawniej... przynajmniej na pierwszy rzut oka.– Nie chcemy zmieniać światów, tylko je przeżywać – odszepnęłam. – Zdrowie jest pewnym wyjątkiem od tej filozofii.
…
…
Meyer?
Jeśli jeszcze raz zobaczę gdziekolwiek twoje brednie o złotych
serduszkach dusz, kupię papierową kopię „Intruza” tylko po to,
żeby porwać ją na kawałki i oddać przyjaciółce na opał do
kominka.
Powtarzałam
kilkakrotnie na przestrzeni naszych analiz, że Stefa jest swoją
własną metą; nigdy wcześniej nie osiągnęła jednak takiego
mistrzostwa w ukazywaniu, jak bardzo chorzy i pokręceni są jej
protagoniści.
Pamiętacie
bajeczki o uzdrawianiu przeżartych złem i nieszczęściem światów?
Wiele osób wskazywało bezsens takiego rozumowania w przypadku
chociażby planety wodorostów. Cóż, teraz oficjalnie możemy
wyrzucić wszystkie wymówki za okno. Z ust samej duszki, kochani:
DUSZE
PRZEJMUJĄ OBCE ŚWIATY, MORDUJĄ ICH MIESZKAŃCÓW I WYKORZYSTUJĄ
DOTYCHCZASOWE DOKONANIA W DZIEDZINIE SZEROKO POJĘTEJ NAUKI I SZTUKI
– NIE DOKŁADAJĄC W ZAMIAN NIC OD SIEBIE – PONIEWAŻ
JE TO BAWI.
Moja
teoria o hałaśliwym gościu na przyjęciu właśnie została
poparta twardymi dowodami. Dusze to PASOŻYTY. Traktują kosmos jak
wielki plac zabaw lub szwedzki stół, wybierając sobie przypadkową
planetę do kolonizacji, po czym bez skrupułów pozbawiają życia
rdzennych mieszkańców; a wszystko to bez żadnego konkretnego celu.
Robale nie potrzebują Ziemi jako wojskowej bazy czy kopalni
surowców; dla nich to taki Ciechocinek, do którego przylatują
sobie na kilkadziesiąt lat, by zaznać przyjemności uczestniczenia
w piknikach i chodzenia na długie spacery do lasu.
SPN-owskie
anioły niewiele mają wspólnego z postaciami z sielskich obrazków;
są zarozumiałe, przekonane o własnej wspaniałości i traktują
ludzkość jak nieco bardziej rozwinięte małpy, które nadają się
wyłącznie do przerobienia na vessele - ale nawet one nie przejmują
kontroli nad czyimś ciałem dla zabawy.
Adolf
approves : 22
Zamknęłam raptownie usta. Powinnam bardziej uważać. Ludzie raczej nie oczekiwali wykładów na temat filozofii dusz. Nigdy nie wiadomo, co ich rozzłości, kiedy puszczą im nerwy.
Cóż,
na przykład brutalne przypomnienie nam, że ludzie stracili rodziny
i przyjaciół na rzecz grupy stonóg, które miały ochotę
zobaczyć, jak to jest robić zakupy w Walmarcie. Przyznaję, że
trochę nas to drażni.
Adolf
approves : 23
Ludzkość
ssie: 21
Nasza
grupa kontynuuje spacer; Wagabunda zwierza się czytelnikom, że nie
może rozgryźć wuja Jeba i jego beztroskiego stosunku do świata.
Bohaterowie dochodzą do kolejnego pola (tym razem marchewkowego),
Jeb każe Ianowi i Doktorowi zająć się czymś pożytecznym –
słuszny komentarz, biorąc pod uwagę, że ich obecność w
pochodzie była całkowicie zbędna – po czym prowadzi Jamiego i
Wagabundę z powrotem do nowego pokoju tej drugiej.
– Mam trochę pracy, chłopcze – zwrócił się Jeb do Jamiego. – Jedzenie samo się nie zrobi, że tak powiem. Postoisz na straży?– Jasne – odparł Jamie z promiennym uśmiechem, nadymając chudą klatkę piersiową. Zobaczyłam, że Jeb podaje mu strzelbę, i otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.– Zwariowałeś?! – wykrzyknęłam tak głośno, że w pierwszej chwili nie poznałam własnego głosu.
O,
nie. Znów ta sama śpiewka.
Niewiele brakowało, a chwyciłabym za lufę i wyrwała małemu strzelbę z dłoni. Powstrzymała mnie nie tyle świadomość, że przypłaciłabym to życiem, ile moja własna słabość. Nawet dla ratowania Jamiego nie potrafiłam się zmusić do złapania za broń.
Pamiętajcie
– Wagabunda nie używa broni. Nigdy. Z wyjątkiem tych chwil, gdy
Meyer postanowi wyrzucić kanon do kosza dla zwiększenia wypaśności
swojego awatara.
– Co ci strzeliło do głowy? Dawać broń dziecku? Przecież może się zabić!– Jamie to już mężczyzna. Jest młody, ale wiele przeżył. Zna się na rzeczy, potrafi obchodzić się z bronią.
Zauważyliście
pewien interesujący szczegół? Osobą, która nie bierze udziału w
tej wymianie zdań jest...sam Jamie.
Biedny,
biedny chłopak. Wyobraźcie sobie – być do tego stopnia
przyzwyczajonym do fetyszu siostry, by nawet nie protestować, gdy
daje ci się do zrozumienia, że jesteś dzidzią, która nie powinna
dotykać zabawek dla dużych chłopców.
Nie
ma jak u mamy: 8
Wagabunda
panikuje, że jeśli po nią przyjdą (niby kto? Jedyni damscy
bokserzy w tej książce wyjechali w trasę), to bez wątpienia
zaatakują Jamiego, by usunąć go z drogi; na zapewnienia Jeba, że
nic w tym rodzaju nie będzie miało miejsca, dostaje ataku histerii:
Mój głos odbijał się echem od ścian korytarza – ktoś na pewno mnie usłyszał, ale mało mnie to obchodziło. Nawet lepiej, żeby przyszli, dopóki jest z nami Jeb. – Skoro nie mam czego się bać, to zostaw mnie tu samą. Niech się dzieje, co ma się dziać. Ale nie ryzykuj jego życia!– Boisz się o niego, czy może raczej jego? – zapytał Jeb niemalże ospale.
Po
pierwsze: dziewczyno, łyknijże jakiś Persen. Jak już wspomniałam,
jedyni troglodyci w tej jaskini są tymczasowo nieobecni; głęboko
wierzę, że reszta mieszkańców ma wystarczająco dużo rozsądku i
empatii, by w razie ataku na Wagabundę po prostu odsunąć smarkacza
z drogi/pozbawić go tymczasowo przytomności (tak, wiem, że chłopak
jest w posiadaniu CEBa. Ale CEB zyskuje magiczne właściwości
jedynie w rękach prawowitego właściciela).
Po
drugie: He he, ktoś tu chyba zapomniał, że Jamie nie ma robić za
ochroniarza, ale za strażnika. Zaufanie zaufaniem, nikt cię,
złotko, nie zostawi bez nadzoru.
Po
trzecie: Odpowiedź Jeba jest wytrychem do kolejnego jakże
subtelnego foreshadowingu:
Potrzebowałam chwili, żeby się pozbierać. Tymczasem twarz Jeba przybrała nowy wyraz. Oczy miał teraz skupione, usta zaciśnięte – jak gdyby miał lada chwila dopasować ostatni element frustrującej układanki.
Stefa,
powtarzaj za mną: Nie. Piszesz. Scenariusza. Pierwszoosobowy
narrator NIE MA prawa wiedzieć , że Jeb próbuje rozgryźć
Wagabundę. Może się, oczywiście, domyślać tego faktu – ale na
litość, trochę subtelności!
Duszka
prosi, by wuj dał strzelbę komukolwiek innemu; Jeb uśmiecha się
szeroko i oznajmia, że jest
szefem wszystkich szefów to
jego dom i to on ustala reguły, po czym odchodzi.
Kiedy zniknął, zwróciłam twarz w stronę Jamiego. Patrzył na mnie spochmurniały.– Nie jestem dzieckiem – odezwał się cicho głosem głębszym niż zwykle, wystawiając zadziornie podbródek. – A teraz lepiej wracaj... wracaj do pokoju.
*
wzdycha * Jamie, doceniam starania, ale to bezcelowe. Meyer wciąż
uważa, że byłbyś bardziej uroczy jako wyrośnięty sześciolatek;
nie możesz wygrać tej bitwy, stary.
Wagabunda
siada na rzyci (i na kamiennej podłodze) i planuje oddać się w
ręce ewentualnych napastników, nim ci zdążą zaatakować młodego
Strydera, który to plan aprobuje Melania. Tymczasem Jamiemu szybko
nudzi się stróżowanie, toteż w końcu siada obok kosmitki i
rozpoczyna rozmowę.
– Ta planeta, na której byłaś wcześniej – odezwał się. – Jaka ona była? Taka jak ta?Zaskoczył mnie wyborem tematu.– Nie – odparłam. Teraz, gdy byłam z nim sama, nie miałam oporów przed mówieniem normalnym głosem. – Nie, była zupełnie inna.– Opowiesz mi o niej? – zapytał, nadstawiając ucha, tak jak zwykł to robić, kiedy Melanie mówiła mu na dobranoc szczególnie ciekawą historię.
Aaa....
Stefciu,
nie. To nie jest normalna reakcja człowieka rozmawiającego z
mordercą ukochanej siostry. Nawet, jeśli założymy, że Jamie
wciąż wierzy, iż Melanie jest ukryta gdzieś w środku, to
pogawędki z Wagabundą nadal powinny być ostatnią rzeczą, na
którą miałby ochotę. W ramach przypomnienia - ta dziewczyna
reprezentuje tę samą rasę, która pozbawiła go rodziców i
zmusiła do życia na gigancie od najmłodszych lat.
Opowiedziałam.O Wodorostach i ich podwodnym świecie. O dwóch słońcach, orbicie w kształcie elipsy, szarych wodach, nieruchomych korzeniach, tysiącu oczu i wspaniałych widokach; o długich rozmowach pomiędzy milionem bezgłośnych istot.
Wiecie
co? To przerażające, jak bardzo pozbawiona wyobraźni jest Stefa.
Zacznijmy od samych określeń – Wodorosty, Pająki, Pędy.
Zrozumiałabym, gdyby Wagabunda po prostu upraszczała terminy, aby
Jamie mógł przyrównać obce formy życia do czegoś najbliżej je
przypominającego na jego własnej planecie – ale my nigdy nie
poznajemy oryginalnych nazw owych gatunków! Na litość, czy to
naprawdę takie trudne zbić ze sobą kilka liter (nie proszę nawet,
by było to poparte jakąkolwiek logiką, nie wymagajmy zbyt wiele)?
Ale furda z nazwami – ten świat jest NUDNY. To po prostu korzenie
z gałkami ocznymi na dnie oceanu, nad którym krążą dwa słońca.
Fascynujące. Stefciu, co ty na to, żeby zamiast raczyć nas setnym
opisem spaceru do toalety lub urody Jareda, opisać ze szczegółami
którąkolwiek z owych planet? Wierz mi, twojemu dziełu wyjdzie to
wyłącznie na dobre.
– Są jeszcze jakieś planety? – odezwał się, gdy umilkłam. Usilnie zastanawiał się, o co by jeszcze zapytać. – Czy Wodorosty to jedyna obca rasa?Zaśmiałam się.– O nie, wierz mi, że nie.– Opowiedz.Więc opowiedziałam o Nietoperzach na Planecie Śpiewu – o tym, jak to jest żyć w zupełnych ciemnościach i fruwać wśród dźwięków muzyki. Później mówiłam o Planecie Mgieł – o tym, jak się czułam, mając grube białe futerko i cztery serca, dzięki którym było mi ciepło, i o tym, jak omijałam szerokim łukiem szponowce.
Znów
to samo – planeta Batmana, na którą ktoś najwyraźniej
postanowił podrzucić nasze nietoperki. Zaczynam wierzyć, że
Wagabunda pobiła rekord odwiedzonych planet tylko dlatego, że
reszta dusz zdała sobie sprawę, że mogą obejrzeć wszystkie te
cuda nie ruszając się z Ziemi.
Ostatni
ze światów pomijam celowo – zajmiemy się nim w swoim czasie.
– A te zielone ludki z trójkątnymi głowami i wielkimi czarnymi oczami? No wiesz, te, co się kiedyś rozbiły w Roswell – to byliście wy?– Nie, to nie my.– Czyli to wszystko ściema?– Nie wiem, może tak, a może nie. Wszechświat jest duży i ma wielu mieszkańców.
Tłumacząc
z meyerowego na nasze: Nie mam pojęcia, jak odnieść się do
szeroko pojętej kultury UFO, więc zręcznie pominę ten temat.
Macie, oto nowa porcja opisów złocistej opalenizny Jareda!
– W takim razie, jak tu przylecieliście? Skoro nie byliście zielonymi ludkami, to kim? Musieliście mieć jakieś ciała, żeby móc się poruszać i w ogóle, prawda?
Uwaga,
bajka będzie długa, więc polecimy streszczonkiem.
Pierwsze
dusze przybyły na Ziemię w postaci Pająków. Pająki miały trzy
supermózgi, które były tak super, że rozwiązywały za dusze
wszelakie problemy, zanim te w ogóle się pojawiły (jak wiecie, mam
skłonność do używania w swych analizach hiperboli, ale
przyrzekam, że to bardzo akuratny przekaz tekstu źródłowego).
Pająki w ogóle były super – nie przeszkadzała im obecność
dusz, a wręcz były wdzięczne za towarzystwo, nie to, co te podłe
człowieki.
Ludzkość
ssie: 22
Nie,
ja też nie wiem, na jakiej zasadzie to działa, skoro w momencie
przejęcia kontroli przez dusze pająk wewnątrz Pająka powinien
zrobić kaput. Tak czy inaczej, Pajączki widziały wszystko w czerni
i bieli (co, nawiasem mówiąc, było głównym powodem, dla którego
Wagabunda opuściła ich planetę; biedaczce brakowało kolorów i
uczuć), a każde kolejne pokolenie było mądrzejsze od
poprzedniego, ponieważ automatycznie dziedziczyło wiedzę przodków
i dokładało własną cegiełkę.
No
dobrze, ale co z tą kolonizacją?
...Nie,
nie jestem tego w stanie streścić. Musicie na własne oczy ujrzeć
ten fragment, inaczej uznacie, że się upiłam.
Pająki były naszymi najlepszymi inżynierami – na zbudowanych przez nich statkach kosmicznych mogliśmy śmigać niezauważeni wśród gwiazd. Ciała Pająków były niemal tak użyteczne jak ich umysły: każdy segment poruszał się na czterech długich nogach – stąd właśnie taka ziemska nazwa tych istot – a każda noga była zakończona dwunastoma palcami. Palce miały po sześć stawów, były wąskie oraz mocne jak stal i można było nimi wykonywać zadania wymagające największej precyzji. Pająki ważyły mniej więcej tyle co krowa, ale były niskie i chude. Pierwsze wszczepienia przebiegły bezproblemowo. Pająki były silniejsze i inteligentniejsze od ludzi, no i przygotowane...
Pająki-inżynierzy
konstruujące najlepsze statki (kto robi te gorsze, Wodorosty czy
tamte kwiotki od połykania ognia?). Pająki-mutanty o ciężarze
krowy, które jakimś cudem przyleciały na Ziemię i zaczęły od
tak łazić sobie między tłuszczą, wybierając ofiary (w tym
momencie wizualizuje mi się scena najazdu kosmitów z „Kurczaka
Małego”). Pająki-mutanty, które przybyły na naszą planetę...w
sumie nie wiadomo jak i po co. Jeżeli mówimy tu o duszach, to
dlaczego Wagabunda wciąż adresuje je jako odrębny gatunek? Nasza
rasa jakoś nie doczekała się takiego przywileju. No i w ogóle
skąd się nagle wzięła idea kolonizacji za pomocą statków
kosmicznych? Do tej pory dusze podróżowały w kapsułach, co
zresztą będzie mieć bardzo duże znaczenie w dalszej części
książki. Nie słyszeliśmy ani słowa o UFO-podobnych sposobach. Ja
rozumiem, że Stefa nagle odkryła, że zapędziła się w kozi róg
z tą amebiastą formą dusz i musiała na chybcika wykombinować
jakieś wyjaśnienie, ale...Krowopająki. To wszystko, co mam do
powiedzenia. Krowopająki.
Opowieść
zostaje brutalnie przerwana, gdy Wagabunda dostrzega samotną,
kryształową łzę spływającą po policzku Jamiego:
„Idiotka”, zganiła mnie Melanie. „Nie przyszło ci do głowy, jak się poczuje?”„A tobie nie przyszło do głowy ostrzec mnie wcześniej?”
Cóż,
obie jesteście siebie warte. Melu – jako następczyni
Superniani powinnaś uważniej kontrolować, czego słucha twój
maluch
brat.
Wagabundo – wiem, że proszę o wiele, ale wystarczyło wykazać
odrobinę zdrowego rozsądku oraz empatii, by oszczędzić chłopakowi
przykrości.
Jamie
tłumaczy, że nie ma żalu – w końcu sam zapytał. Nieszczęsna
łza wciąż jednak spływa po policzku, więc Wagabunda, kierując
się swym macierzyńskim instynktem (nie, nie poprawię tego
stwierdzenia, to kanon; przepraszam, jeśli kogoś zniesmaczyłam)
kładzie mu rękę na policzku. W odpowiedzi Stryder kompletnie się
rozkleja i przytulając się do morderczyni swej siostry (za to NIE
przeproszę) zaczyna gorzko płakać.
Nie były to łzy dziecka, lecz tym potężniejszą miały wymowę – to, że przy mnie płakał, świadczyło o ogromie bólu. Był to smutek mężczyzny stojącego nad grobem rodziny.
...Meyer,
znam cię na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie mogę żądać cudów.
Dlatego proszę: bądź chociaż konsekwentna w swoich fetyszach.
– Przepraszam – powtórzyłam kilka razy. Przepraszałam za wszystko. Za to, że nasz gatunek znalazł tę planetę. Że wybrał ją do zasiedlenia. Że zabrałam ciało jego siostry. Że przyprowadziłam ją tutaj i ponownie go skrzywdziłam. Że sprawiłam mu przykrość, opowiadając te straszne historie.
Ohohohoho.
Za to, że nasz gatunek znalazł tę planetę. Że wybrał ją do zasiedlenia.
Uważasz,
że jesteśmy bandą potworów i Ziemia stała się znacznie lepszym
miejscem, odkąd zajęliście ją dla siebie. Przestań kłamać w
żywe oczy.
Że zabrałam ciało jego siostry.
Nie
zabrałaś. Wsadzili cię do środka bez twojej woli i świadomości,
a opuszczenie Mel nie wchodziło w grę ze względu na Łowczynię.
Że przyprowadziłam ją tutaj i ponownie go skrzywdziłam.
Możesz
łatwo naprawić szkodę i wyznać chłopakowi, że Melanie wciąż
żyje; nie powstrzymuje cię nic poza Imperatywem z Rzyci.
Że sprawiłam mu przykrość, opowiadając te straszne historie.
Masz
emocjonalną głębię tostera, ale cóż, nie twoja wina, że taką
cię stworzyła natura.
Nie opuściłam rąk, nawet kiedy już się uspokoił. Nie chciałam go puszczać. Miałam wrażenie, że moje ciało czekało na to od samego początku, po prostu wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy. Tajemnicza więź pomiędzy matką a dzieckiem – tak potężna na tej planecie – przestała być dla mnie zagadką.
Stefa?
Zmieniłam zdanie. Żadnych fetyszy więcej.
Nie
ma jak u mamy: 9
Nie było wspanialszej więzi nad tę, która kazała poświęcić życie dla drugiej osoby. Rozumiałam to już wcześniej, lecz do tej pory nie rozumiałam, d l a c z e g o tak jest. Teraz wiedziałam już, czemu matka jest gotowa oddać życie za dziecko, i to odkrycie miało na zawsze zmienić moje spojrzenie na wszechświat.
a)
Osoba nie równa się dziecku.
b)
Ja nadal nie wiem, dlaczego. To znaczy, wiem, ale nijak nie wynika to
z treści tej książki. Jesteś gotowa oddać życie za Jamiego, bo
tak pięknie wygląda, kiedy płacze?
Nie
ma jak u mamy: 10
A
kuku! Moment słabości naszych gołąbków przerywa powrót Jeba.
Mężczyzna strofuje (aczkolwiek ewidentnie tylko dla zasady)
Strydera, że musi byś twardy, a nie miętki i lepiej pilnować
broni. Następnie...Jamie odkrywa, że nie zna imienia robala
zamieszkującego jego siostrę (NIE przeproszę).
Wagabunda
się przedstawia, a Jeb (już z CEBem w dłoni) dosiada się do
naszej parki.
– Ciekawe imię – stwierdził. Najwyraźniej wrócił mu rozmowny nastrój. – Może kiedyś opowiesz mi, skąd się wzięło. To musi być nie lada historia. Ale, ale, jest trochę długaśne – Wagabunda. Nie sądzisz?Patrzyłam na niego z uwagą.– Co byś powiedziała, gdybym mówił na ciebie Wanda? Tak będzie wygodniej.
Tadaam!
I tak oto Wagabunda zyskała zupełnie nowe imię. To wielki krok –
jeżeli coś nazywamy, to się do tego przywiązujemy i okazujemy
owemu czemuś sympatię, spytajcie tylko Deana Winchestera i do
diabła, Smeyer, przestań zżynać z „Supernatural”, bo brakuje
ci do tego talentu.
Wuj
Jeb konstatuje zadowolony, że zwracanie się po imieniu to oznaka
zażyłości, co prowadzi do takiego oto monologu wewnętrznego
zamykającego ten rozdział:
Znów uśmiechnął się całą twarzą, szczerząc zęby. Odpowiedziałam smutnym uśmiechem. Dziwne, przecież Jeb powinien mnie traktować jak wroga. Co za szalony człowiek. Tak czy inaczej, był moim przyjacielem. Nie znaczyło to, że mnie nie zabije, gdy sprawy przybiorą zły obrót, ale uczyni to niechętnie. Czego więcej można było oczekiwać od przyjaciela, który jest człowiekiem?
Meyer?
Zamilcz
wreszcie, proszę. Po prostu zamilcz.
Ludzkość
ssie: 23
I
to już wszystko na dziś. W następnym odcinku przekonamy się ostatecznie,
co przez cały ten czas chodziło po głowie Jebowi. Do zobaczenia!
Statystyka:
Adolf
approves : 23
Bellanda
Wandella van der Mellen : 23
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 11
Ludzkość
ssie: 23
Mea
culpa: 4
Nie
ma jak u mamy: 10
Świat
według Terencjusza: 31
Welcome
to Bedrock: 13
Witaj,
Morfeuszu : 12
Maryboo
A ponieważ to ostatnia analiza przed świętami, życzymy Wam, kochani, radosnej Gwiazdki spędzonej w gronie najbliższych Wam osób, mnóstwa udanych prezentów oraz szalonego Sylwestra. Dziękujemy, że wspieracie naszą analizatorską działalność i w ramach świątecznego życzenia trzymamy kciuki, abyście kontynuowali z nami podróż poprzez otchłanie "Intruza" także w przyszłym roku.
Beige & Maryboo
Zastanawiam się, dlaczego właściwie Wandzia nie powie im o Melanii. Umknął mi jakiś arcyważny powód czy może po prostu go nie ma? :D
OdpowiedzUsuńWam również Wesołych. Oby wena dopisywała, cięte komentarze nigdy się nie stępiły i zasoby cierpliwości nie skończyły (połetyzm bardzo). Dzięki za waszą pracę :)
Bardzo dobre analiza,dużo fajnych,logicznych uwag.
OdpowiedzUsuńWszystkiego naj na Święta i Nowy Rok,wiele ciekawego materiału do analiz,cierpliwości,czasu dla siebie i sukcesów.
Chomik
Chyba coś przeoczyłam. Czy Wandzia już wcześniej się zaczęła na poważnie zastanawiać nad tym, czy zachowanie robali jest złe? Bo dla mnie te nagłe przeprosiny, łezki i tak dalej są z rzyci wzięte.
OdpowiedzUsuńAleż ona przeprasza Jamiego tylko dlatego, że widzi jego łzy; emocjonalne uzależnienie od Melanii sprawia, iż Wagabunda nie może ścierpieć, gdy Stryder jest nieszczęśliwy.
UsuńNie mogę napisać nic więcej w tej kwestii, albowiem mówimy tu o największym problemie całego "Intruza", nad którym pochylimy się dopiero w końcowych rozdziałach, ale proszę mi wierzyć; zachowanie Wagabundy nie ma nic wspólnego z wyrzutami sumienia.
Maryboo
A ja mam pytanko: o co chodzi z tym myśleniem o Anglii? Znaczy się - wielokrotnie widziałam takie odwołanie (nazwijmy to tak z braku lepszych określeń) i nie wiem, przez te głupoty mózg mi się całkowicie zagotował i nie wyjmie tej informacji?
OdpowiedzUsuńNatomiast analiza rozdziału przednia, wciąż nie wiem, jak to jest, że gdy się czyta coś dla przyjemności (choć czytanie tego aż taką przyjemnością nie było, trzeba to przyznać), to nie wyłapuje się tylu rzeczy. Pełen szacunek za pracę, dziewczyny, i wesołych!
to z historii...
UsuńKrólowa Wiktoria tak powiedziała swojej córce przed nocą poślubną.
UsuńTo chyba takie wiktoriańskie powiedzenie matek do panien młodych przed nocą poślubną:Zamknij oczy i myśl o Anglii.
OdpowiedzUsuńChomik
W jaki sposób Stefa zżyna z Supernatural w tym fragmencie z imieniem?
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że chodzi o Castiela, którego Dean ochrzcił imieniem Cas, ale nie jestem pewna ;)
UsuńJa pierdolę. Przepraszam, ale ta książka nie ma najmniejszego sensu. Próbuję sobie łopatologicznie rozrysować w głowie filozofię dusz i cały ten ich przelot z planety wodorostów(czy one zbudowały kapsuły z koralowców, czy co?) i nie tylko, i nic. Nie dziwi mnie, że Stefa się pogubiła, robiła to już przy Zmierzchu, ale tam jeszcze szło wszystko ogarnąć, a teraz nic, dostaję tylko bólów głowy, gdy próbuje rozszyfrować jej sposób myślenia.
OdpowiedzUsuńanaliza jak zwykle borska ale mnie nurtuje pytanie kiedy rozszarpiecie wątek macierzyństwa?
OdpowiedzUsuńNo i wszystkiego naj w nowym roku i udanych świąt w rodzinnej atmosferze. Dzięki za waszą ciężką pracę nad tym gniotem
Świąt zdrowych, pozbawionych zUych do szpiku, gwałtownych i agresywnych ludzi, matek, które zaangażowaniem dorównują jednej z bohaterek "Ciemno prawie noc", kolonizujących planety dla przyjemności kosmitów, pełnych spokoju oraz radości poziomem dorównującej histerycznemu potencjałowi wiadomych bohaterek wraz z podziękowaniami za rok uświetniony wspaniałymi analizami życzy Juliza.
OdpowiedzUsuńAnaliza jak zwykle przednia, pogratulować.
OdpowiedzUsuńAle, ale! Przecież dowiadujemy się w końcu, jak Doktor ma na imię. I dlaczego woli, żeby go nazywać Doktorem.
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt, cobyście odsapnęły od meyerowej logiki choć na chwilę ;).
Ja czytałam Intruza jeszcze zanim wsiąknęłam w seriale...
OdpowiedzUsuńWięc won mi od Doktora z dużej litery Meyer! Poszła won! Doctor był pierwszy, a twój "wcale-nie-Carlisle" musi zadowalać się małą literką. To sadystyczne stworzenie nie ma prawa się nazywać po Władcy Czasu.
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku życzę!
Ponieważ jakoś przebrnęłam przez Intruza, to tylko sprostuję, że imię nieCarlisla jest gdzieś tam pod koniec podane.
OdpowiedzUsuńAnaliza jak zwykle cudowna, nie mogę się doczekać następnej. Dopiero niedawno doszłam do momentu, od którego muszę czekać tydzień na dalszą część i nie mogę się przestawić. Ach, gdzie się podziały te czasy, kiedy czytałam po cztery analizy dziennie...
-Tauremornalome
Wesołych!
OdpowiedzUsuń(Psychopatyczn i protagoniści są źli bo są psychopatyczni, czy dlatego, że autor może sam tego nie zauważyć?)
Doktor ma na imię Eustazy.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAch, pod koniec? Wybaczcie - końcówka tego dzieła jest tak głupia ( dla tych, którzy nie czytali książki: w skali swego idiotyzmu przebija zakończenie "Przed Świtem". Sądzę, że to wystarczy w ramach wyjaśnienia), że musiałam wyprzeć tę informację pod natłokiem bezsensu o większej skali. Tak czy inaczej, dziękuję za korektę!
OdpowiedzUsuńMaryboo
Analiza naprawdę świetna! I Wam też spokojnych świąt i dużo weny do dalszych analiz!!! :)
OdpowiedzUsuńA jeżeli Doktor to tak na prawdę Carlise, który jako jedyny oparł się duszyczkom z całej Cullen Family dzięki swojej silnej woli? I teraz chce zbadać dusze? A może cały Sarkle Team się rozdzielił i poukrywał? Są pod ziemią więc skóra nie błyszczy...
OdpowiedzUsuńDobra, stop. Już nic nie mówię.
Wesołych Świąt i dobrej książki pod choinką. ^^
"Wiem jedynie, że d z i a ł a j ą – nie tylko zwalczają objawy, ale naprawdę leczą. Są niezawodne. Dlatego wyrzucono wszystkie wasze leki."
OdpowiedzUsuńOch, cóż za zaskoczenie, ktoś tu - znowu - popisał się nieznajomością medycyny. Tak, żadne nasze leki nie zwalczają przyczyn chorób. Ciekawe z jakich znachorskich usług korzysta pani M. i jej rodzina, bo z takim hejterskim nastawieniem na ludzi i nasze osiągnięcia nie widzę jej pod skalpelem i grzecznie łykającej antybiotyki.
W ogóle wut, w jaki sposób jakieś kosmiczne coś ma pomagać ludzkiemu, skomplikowanemu organizmowi? Te ich kosmiczne leki muszą być przystosowane do naszych ciał, inaczej mogłyby wyrządzić niesamowite szkody bezcennym mundurkom. Medycyna to nie jest takie hop siup, że dam komuś jakieś super zaawansowane zastrzyki i tadam, rak, padaczka i hiv uciekną przed robaczkowatą zajebistością.
"Pająki w ogóle były super – nie przeszkadzała im obecność dusz, a wręcz były wdzięczne za towarzystwo, nie to, co te podłe człowieki."
"Pająki były silniejsze i inteligentniejsze od ludzi, no i przygotowane..."
Wait, wut? No bo... Ten drugi cytat jest z nieco późniejszego fragmentu kiedy to Wandzia opowiada jakie były pająki, i to o ich przygotowaniu chyba odnosi się do tego, że były przygotowane aby wyruszyć na inną planetę, ale ja to odebrałam jako przygotowanie pająków do bycia skolonizowanymi przez błyszczące robaczki. To by znaczyło, że duszki (jakoś nie mam ochoty nazywać tego cholerstwa duszami...) wysłały na planetę pająków (ale tu znowu fail z nazewnictwem, ważki nazwano delfinami a stonogopodobne coś pająkami, jasne) kaznodziejów by wyprały pająkom mózgi i uwierzyły, że całkowite przejęcie ich ciał, cywilizacji, całego świata, to błogosławieństwo dla nich. Nie widzę innej możliwości, bo jak istoty rozwinięte lepiej od ludzi miałyby się godzić na zatracenie siebie, a nawet samobójstwo, skoro sami prymitywni ludzie nie godzą. Ja wiem, inny gatunek, inne normy etyczne, moralne i w ogóle, ale instynkt przetrwania jest uniwersalny i potrzeba rozwijania się, a oddanie wszystkiego pasożytom które nic nie robią tylko korzystają i zmieniają miejsce zamieszkania bo o, gdzieś jest wygodniej, jest potężnym krokiem wstecz.
Kurde, to ja bym wolała żeby mi się do mózgu Goa'uld z "Gwiezdnych Wrót" przyczepił. Przynajmniej bujałabym się po całej galaktyce zajebiaszczym Ha'takiem i miała całą armię Jaffa. I oni przynajmniej nie są takimi hipokrytami i porządnie wykorzystują pozyskane zasoby.
Życzę Wam dziewczyny żebyście się trzymały ciepło, dobrze, i szlag Was od tego szajsu nie trafił.
Krakatoa
"Medycyna to nie jest takie hop siup, że dam komuś jakieś super zaawansowane zastrzyki i tadam, rak, padaczka i hiv uciekną przed robaczkowatą zajebistością."
UsuńNie, żebym broniła Meyerowej, ale nasza medycyna ostatecznie nie jest idealna. Mnóstwo leków powoduje skutki uboczne albo wpędza w inną chorobę. Niektóre schorzenia są nieuleczalne, a pazerność firm farmaceutycznych to już legenda. Oczywiście pigułki i skalpel to i tak jedyne, co mamy, a nauka nadal się rozwija i będzie coraz lepiej. Ale trzeba utrzymać dystans. Pewnie, że nie ma co hejtować naszych osiągnięć, ale też nie ma potrzeby unosić się świętym oburzeniem, bo ktoś jest mądrzejszy. Nie wiemy, jak działają lekarstwa ameb (wiem, brak warsztatu autorki) - może to coś, o czym nie mamy pojęcia. Jakieś działanie na poziomie molekularnym, a więc uniwersalne. Nie znam się, tylko sugeruję, że nasz poziom wiedzy nie jest wystarczający, żeby coś oceniać.
Jeszcze 150 lat temu nikt by nie uwierzył, że będzie można gnać pociągiem z prędkością 300 km/h i nie umrzeć;)
- tey
To Ian cały czas tam z nimi był na tym spacerku? O.O Nie ogarniam, kto, z kim, kiedy, gdzie, po co.
OdpowiedzUsuńMi także bezimienny doktor od razu skojarzył się z innym Doktorem. Powiem tylko, że niezbyt podobają mi się takie skojarzenia z tą książką.
Te wszystkie obce rasy i planety rzeczywiście są całkowicie od czapy. A szkoda, bo w tym temacie dałoby się wiele wyciągnąć. Same dusze mogłyby być całkiem interesujące, gdyby tylko poświęcić im więcej czasu i uwagi. W ogóle wiele dałoby się z tego wyciągnąć, ale najpierw inna osoba musiałaby wziąć to na warsztat. No ale dobrzy pisarze mają własne i w dodatku dużo lepsze pomysły. Dla Intruza nie ma i nie było żadnego ratunku. Jaka szkoda.
Tylko, że nie.
Wprawdzie już po świętach, więc za późno na życzenia, ale zawsze mogę życzyć hucznego sylwestra. :)
Właśnie ten motyw z uwięzieniem we własnym ciele przejętym przez kosmitę sprawił, że uwierzyłam, że Intruz to coś o niebo lepszego niż Zmierzch - bo nawet jeśli zostałoby to dość słabo opisane, to przecież każdy posiadający choćby odrobinę wyobraźni poczuje zimny dreszcz na samą myśl, że mógłby być się znaleźć w takiej sytuacji, z pełną świadomością i bez żadnych możliwości na poprawę marnego losu. Więc nawet jeśli książka kulałaby jako sf, to wciąż niezły materiał na horror. No i mamy horror i zimne dreszcze - tylko z całkowicie innego powodu niż zakładałam xD
OdpowiedzUsuńSpóźnione życzenia wszystkiego naj naj naj - Vis
W sumie szkoda, bo pomysł jest niezły i gdyby opisał to wszystko autor z dobrym warsztatem, do tego mający niezwichrowaną moralność, "Intruz" byłby ciekawym czytadłem. Należałoby jednak nie przedstawiać dusz jako kochanych istotek (bo to potwory), uwięzienie Melanie potraktować jako tragedię (bo nią jest), zamiast psychopaty Jareda wstawić kogoś normalnego. I pokusić się choć o kilka opisów innych planet i ras. Tyle wystarczyłoby, by książka stała się znośna, jak sądzę.
OdpowiedzUsuń- tey