niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział XXIII: Wyznanie

Dla wszystkich, którzy po przeczytaniu zakończenia ostatniego rozdziału oczekiwali Hitchcocka i fajerwerków: przepraszamy. Osobą górującą nad Wagabundą jest Jamie.

Chłopak przeprasza, że napędził stracha kosmitce (nie chciał obudzić Doktora), przysiada obok na materacu i tłumaczy, iż nie mógł zasnąć obok chrapiącego ponad miarę wuja Jeba. Na pytanie Wandy, jak w takim układzie zdołał kimać w jego towarzystwie do tej pory, odpowiada, że dotychczas dzielił sypialnię z Jaredem.

W takim razie czemu nie śpisz w pokoju Jareda? Boisz się spać sam? – Nie uważałam tego za powód do wstydu. Sama bez przerwy wpadałam w popłoch.

Cóż, ty masz całkiem rozsądne usprawiedliwienie; jeszcze do niedawna po jaskini krążyło dwóch socjopatów opętanych żądzą mordu. Dlaczego zdrowy, silny i nie wykazujący żadnych oznak traumy gimnazjalista miałby dzielić twoje obawy pozostaje dla mnie niewyjaśnioną zagadką. Ale śmiało, Wagabundo – nakarm swą wewnętrzną mać i zaproponuj, że zostawisz mu na noc zapaloną lampkę.

Nie ma jak u mamy: 11

Stryder desperacko pragnie przypomnieć czytelnikom, że ukończył już etap przedszkolny, więc obrusza się na ową sugestię i tłumaczy, że właśnie znajduje się w swoim pokoju – co oznacza, że Jeb zakwaterował duszkę w alkowie Howe'a.

Co? Jeb dał mi pokój Jareda?
Nie mogłam w to uwierzyć. Jared mnie zabije. A raczej zabije Jeba, a p o t e m mnie.

Wiecie co? To naprawdę smutne, gdy w odniesieniu do co poniektórych bohaterów czytelnik nie jest w stanie odczytać popularnej figury retorycznej inaczej niż dosłownie.

Okazuje się, że ów pomysł z ulokowaniem Wandzi w jaskini lwa wyszedł od Jamiego – najwyraźniej w chłopaku obudziła się żądza zemsty za krzywdy wyrządzone ludzkości przez robale, albo też nie pojął jeszcze w wystarczającym stopniu, z jak patologicznym typem związała się jego siostra. Stawiam jednak na opcję nr jeden, albowiem ponieważ gdyż:

Jared będzie wściekły – szepnęłam.
Mogę robić z moim pokojem, co mi się podoba – mruknął Jamie buntowniczo, lecz po chwili zagryzł wargę. – Nie powiemy mu. Nie musi wiedzieć.

Pomijając fakt, iż naprawdę nie rozumiem, dlaczego Jared wciąż hasa sobie na wolności, skoro wszyscy wokół zdają sobie sprawę z jego psychozy – cóż, panie Stryder, widzę dwa logiczne błędy w pana rozumowaniu. Po pierwsze, jakkolwiek nie znoszę Howe'a, to nie da się zaprzeczyć, że pokój należy w połowie do niego i facet ma prawo nie życzyć sobie nadprogramowych lokatorów. Po drugie...cóż, nie bardzo wyobrażam sobie, jak można ukryć tego rodzaju informację. Jared nie musi być superszpiegiem, by odkryć, gdzie nocuje Wagabunda - wystarczy, że postanowi położyć się lulu.

Wagabunda wciąż jest niechętna wizji pidżama party z bratem swojego mundurka:

Bo nie będziesz tu bezpieczny. Czasem nocą szukają mnie różni ludzie.
Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
Naprawdę?
Jared zawsze miał przy sobie broń, więc się go bali.
Kto?
Nie wiem. Czasem Kyle. Ale na pewno też tacy, którzy nie pojechali z Jaredem.

Meyer nigdy nie sprecyzowała, ile osób zjawiło się przed grotą Wandy owej pamiętnej doby, ale biorąc pod uwagę, iż słyszeliśmy wyłącznie o Kyle'u, który siłował się z Howem i Ianie, który dusił kosmitkę z siłą godną pięciolatki, musimy uznać, iż a) nie było tam nikogo więcej b) świta starszego O'Shei składa się z przydupasów tak apatycznych, że w razie jakiegokolwiek konfliktu robią za widownię, co oznacza, że dusza nie ma się czego bać.

Jamie deklaruje, że w takim układzie zostanie, by bronić damy; desperacko ratując swą zszarganą męską godność oznajmia też, że jako dżentelmen przekima się na macie, oddając łóżko damie.

Ha. Nie ma mowy, łóżko jest twoje.
Zapomnij. – Położył się na macie i założył ręce na piersi.
I tym razem uznałam, że dalsza kłótnia nie ma sensu. Zresztą wiedziałam, że wystarczy poczekać, aż uśnie. Miał twardy sen. Gdy w niego zapadał, Melanie mogła go nosić na rękach.



Stefa, mam pytanie. Ile lat mają twoi synowie? Jeśli więcej niż dziesięć, sugeruję, byś sprawdziła empirycznie brednie, które wypisujesz w swoich dziełach i spróbowała przenieść któregoś z nich na łóżko. Dla dokładniejszego wyniku eksperymentu poproś o to samo jakąś dwudziestolatkę z sąsiedztwa. Nie, nie zamierzam pokrywać późniejszych kosztów leczenia.

Mówiąc poważnie: jeżeli mieliście jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, że Stefcia nie myśli o tym, co przelewa na klawiaturę, to w tym momencie powinny się one ostatecznie ulotnić. Nasza autorka mogła maznąć w tekście cyfrę czternaście, ale w jej wyobraźni Jamie wciąż ma góra sześć lat. I tu nachodzi mnie pytanie – dlaczego Meyer w ogóle uparła się, żeby zrobić ze Strydera nastolatka? Nasza kategoria w ogóle nie miałaby racji bytu, gdyby Melanie była zmuszona opiekować się bratem od pieluch i w konsekwencji uważać go bardziej za syna niż rodzeństwo - ale jak już udowadniałam w rozdziale XV, nic takiego nie ma tu miejsca. W efekcie dostajemy kuriozum: czternastolatka, który traktuję siostrę jak siostrę, ale jest przez ową siostrę traktowany jak syn; który staje na warcie w jaskini, ale słucha kołysanek przed zaśnięciem; który jest doświadczonym przez życie młodym człowiekiem, przenoszonym jednakże przez niewiasty na łóżko, jeśli zdarzy mu się zasnąć na kanapie czy karimacie.

Nie ma jak u mamy: 12

Jamie oddaje Wagabundzie swą poduszkę, prosząc jednocześnie, by rzuciła mu leżący na łóżku jasiek Jareda (nie pytajcie, po co takie kombinacje; być może Howe ma niezwykle wyostrzony zmysł węchu i istnieje obawa, iż wyczuje, że ktoś spał w jego łóżeczku). Nasi bohaterowie wreszcie moszczą się wygodnie w swych pieleszach, czytelnicy mają więc nadzieję, że lada chwila duecik zapadnie w głęboki sen sprawiedliwych i będziemy mogli ruszyć dalej z akcją.

Cóż, tak i nie. Nikt wprawdzie nie zasypia, ale owszem, dzieje się; za chwilę będziemy świadkami jednego z punktów zwrotnych akcji powieści. Zaznaczam to teraz, albowiem istnieje poważna szansa, że w innym wypadku przegapilibyście ów fakt.


Okazuje się, że zgryzota nie daje Jamiemu zasnąć; chłopak dyskutował poważnie z Jebem i dowiedział się od niego, iż:

Wuj Jeb podejrzewa, że Melanie żyje. Że jest tam z tobą w środku.
(...)
Nie wiedziałem, że to w ogóle możliwe. To możliwe?

Uch-och. Houston, mamy problem. Już druga osoba w bunkrze wykazała się dwucyfrowym IQ i zdołała wyczuć, że zachowanie Wagabundy jest wysoce nielogiczne. Cóż, wuj wujem, ale smarkacza można przecież zmylić. Ostatecznie, skoro dziewczyny doszły do wniosku, że konspira to dla nich jedyny ratunek...

Wanda, powiedz, proszę.
Powiedz mu. Proszę, powiedz mu, że go kocham.”

...Że co proszę?

Czemu nie chcesz mi powiedzieć? – Teraz już naprawdę płakał, choć próbował tłumić łkanie.
Zsunęłam się z łóżka, wcisnęłam w twardą szparę między materacem a matą i objęłam go ramieniem. Czułam, jak drży. Dotknęłam twarzą jego policzka i poczułam na szyi ciepłe łzy.
Melanie żyje? Proszę cię, Wanda, powiedz.
Był pewnie mimowolnym narzędziem w rękach Jeba. Stary lis zapewne celowo go przysłał, wiedząc, że przy chłopcu rozwiązuje mi się język. Szukał potwierdzenia swoich domysłów i był gotów w tym celu posłużyć się chłopcem. Ale jak postąpi, gdy już ustali niebezpieczną prawdę? Co z nią zrobi? Nie miał chyba wobec mnie złych zamiarów, ale czy mogłam ufać własnej ocenie? Przecież ludzie to przewrotne, zdradzieckie istoty.

Ludzkość ssie: 26

Nie byłam w stanie ich przejrzeć. Wśród dusz niecne intencje były nie do pomyślenia.

Ludzkość ssie: 27

Jamie cały się trząsł.
Cierpi”, jęknęła Melanie. Rozpaczliwie próbowała odzyskać władzę nad ciałem.
Odezwałam się jednak sama, świadoma odpowiedzialności za to, co mówię.
Obiecała, że wróci, prawda? – powiedziałam cicho. – Przecież zawsze dotrzymuje słowa.
Jamie objął mnie wpół i mocno się przytulił.
Kocham cię, Mel – szepnął po chwili.
Ona ciebie też. Jest bardzo szczęśliwa, że tu jesteś i że nic ci nie grozi.


...



Zabawa w podchody trwająca od rozdziału trzynastego.
Usilne przekonywanie nas – nieważne, jak idiotyczne i na bakier ze zdrowym rozsądkiem – że dziewczyny nie mogą dopuścić do tego, by ktokolwiek poznał ich sekret.
Wszystko to rozwiązane...podczas jednego dialogu z Jamiem.

Gdybym miała z tego oceanu failu wybrać dwa najpoważniejsze problemy, byłoby to, odpowiednio: kompletny brak tzw. tła w powyższej scenie i kompletny bezsens fabularny związany z ową sceną.

Problem nr 1: przeczytajcie jeszcze raz ten dialog. Jakiś kłopot? Być może ten fragment nie przemawia do Was tak, jak teoretycznie powinien, biorąc pod uwagę, że mamy tu do czynienia z teoretycznie bardzo wzruszającym momentem – oto bohater dowiaduje się, że jego ukochana siostra jednak nie umarła, wciąż egzystuje w środku najeźdźcy i jest świadoma wszystkiego, co dzieje się w jej otoczeniu. Jeśli tak, nie przejmujcie się, nie jesteście bezdusznymi potworami. To po prostu efekt kompletnego braku umiejętności Stefy w kreowaniu nacechowanych emocjonalnie dialogów. Nie tak dawno jedna z naszych czytelniczek (Leno, pozdrawiamy) udowodniła w komentarzu, że jest w stanie w kilku zdaniach stworzyć bardziej prawdopodobny psychologicznie obraz osoby umierającej z pragnienia niż Meyer na przestrzeni trzech rozdziałów. Jestem pewna, że spora część z Was byłaby w stanie przepisać tę scenę w taki sposób, by wyciskała czytelnikom z oczu łzy wzruszenia miast łez śmiechu nad patetycznymi jękami Melanii (w filmie owa wymiana zdań była równie sucha, ale przynajmniej odbyła się w pięknych okolicznościach przyrody [świetliki!], co automatycznie dodało jej magii. Niestety, nie mogłam znaleźć klipu na YouTube, ale jeśli macie dostęp do całego filmu, to z całego serca radzę obejrzeć tę scenę, bo jest niesamowita wizualnie).

Ale co tam, o tym, że Stefa pisać nie umie (i raczej już się nie nauczy, do rozwoju warsztatu konieczna jest bowiem umiejętność przyjęcia na klatę krytyki) wiemy nie od dziś. Mam znacznie poważniejszy problem z tym fragmentem, a mianowicie: jest on absolutnie, kompletnie i całkowicie pozbawiony jakiegokolwiek sensu.

W&M przyjęły, że jeśli ludzie odkryją, że w jednym ciele balują dwa organizmy, to niechybnie oszaleją i je zjedzą. Logiki, jak perorowałam na ten temat wcześniej, w tym zero, ale przynajmniej dziewczyny były konsekwentne w swym postanowieniu. Teraz jednak, skuszona kryształowymi łezkami Jamiego, Wagabunda wyznaje prawdę...i cały dotychczasowy koncept sypie się jak domek z kart.

Meyer. Jestem świadoma, że podzielenie się sekretem z Jamiem to najrozsądniejsze, co mogła uczynić Wanda. Problem w tym, że powinna to zrobić dobre kilka nocy wcześniej. Nie ma ŻADNEGO powodu, by wykładać karty na stół akurat w tej chwili – a co gorsza, jak się wkrótce przekonacie, nie będzie to miało żadnych istotnych konsekwencji.

Nie żartuję. Decyzja, która w każdej porządnej powieści wywołałaby lawinę reakcji tu zostanie zmieciona pod dywan już w następnej scenie. Stryder odkrywa coś, co powinno stanowić punkt zwrotny „Intruza”...i nikogo, łącznie z samym zainteresowanym, szczególnie to nie porusza. Jamie nie bije na alarm, nie informuje Jareda, nie debatuje z wujem, co zrobić w tej sytuacji – ot, cieszy się chłopina, że jego siostra nie wyzionęła ducha i tyla. Tak naprawdę, Wagabunda mogłaby mu niczego nie zdradzić i niewiele by to zmieniło, biorąc pod uwagę dalszą akcję powieści. Sami rozumiecie – dopóki tajemnicy nie odkryje tru loff (przy podkładzie Zimmera szumiącym w tle), nie należy zbytnio się nią przejmować, a już na pewno nie podejmować jakichkolwiek konkretnych działań.



Czasem żałuję, że nie mamy kategorii na bezsensowne zwroty akcji.


[Jamie] milczał przez dłuższy czas. Jego łzy na mojej skórze zdążyły wyschnąć i został po nich jedynie słony proszek.

Rany koguta, czym płacze to chłopię?!

Czy tak jest ze wszystkimi? – szepnął w końcu, gdy już myślałam, że dawno zasnął.
Nie – odparłam ze smutkiem. – Nie. Melanie jest wyjątkowa.
Jest odważna i silna.

Poprawka – była odważna i silna. A potem na horyzoncie zamajaczyło się widmo pitekantropa...

Jamie, co zrozumiałe, chce wiedzieć, czy istnieje możliwość, że tata Stryder także znajduje się w gronie żywych (tak, tylko tata; najwyraźniej mama Stryder nie jest chłopakowi potrzebna do szczęścia), ale Wanda niszczy jego nadzieje tłumacząc, że gdyby tak było, to już-nie-tata-Stryder nigdy nie zaprowadziłby Łowców do rodzinnego domu państwa S. i nie próbował wydać swych dzieci; Mela wszak broniła swych wspomnień niczym lwica młodych, dopóki nie zaufała duszce.

W pewnej chwili kosmitka zdaje sobie sprawę, że Doktor przestał chrapać i ścisza głos, by nie mógł podsłuchać reszty rozmowy (rychło w czas; po raz kolejny - niech mi ktoś wyjaśni, jakim cudem te ameby zdołały skolonizować chociażby Planetę Glonów, nie mówiąc już o Ziemi).
Jamie chce wiedzieć, dlaczego duszka nie wydała uciekinierów swoim:

Bo... spędziłam z twoją siostrą dużo czasu. Jej wspomnienia i uczucia są teraz jak moje własne. I... ja też cię... kocham.

Wiemy, skarbie. Uwierz mi, analizatorki i czytelnicy „Lokatora” serdecznie ci współczują. Nawet awatar Stefy nie zasługuje na piekło wpojenia.

Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 13

I Jareda?
Zacisnęłam na chwilę zęby. Zaskoczyło mnie, że tak łatwo połączył fakty.

A cóż tu jest do łączenia, na litość? Sama powiedziałaś – uczucia Meli są teraz twoimi uczuciami. Nie trzeba geniusza, by zrozumieć implikację takiego stwierdzenia.

Oczywiście, że nie chcę, żeby coś mu się stało.

Chciałam napisać w tym miejscu, że brak aktywnego życzenia śmierci to jeszcze nie miłość, ale wtedy przypomniałam sobie, o kim mowa. Faktycznie, w przypadku Howe'a nieodczuwanie nienawiści jest takim wyzwaniem, że jedyną alternatywą pozostaje absolutne zaślepienie.

On cię nienawidzi – powiedział smutno Jamie.
Wiem. Jak wszyscy. – Westchnęłam. – Nie mogę mieć do nich o to żalu.
Może jeszcze zmienisz zdanie, jak to przemyślisz.
Przecież nawet nie było cię tutaj w czasie inwazji. Nie wybrałaś sobie specjalnie mojego taty ani mamy, ani Melanie. Byłaś wtedy w kosmosie, prawda?

Meyer, po raz tysięczny w mojej analizatorskiej karierze powtarzam ci: nie bierz się za moralnie ciężkie tematy, bo zwyczajnie nie jesteś w stanie ich udźwignąć. Ostatnie zdanie cytatu wystarczyłoby jako punkt startowy dla poważnej psychologicznej powieści. Czy człowiek jest w stanie rozgraniczyć nienawiść dla okupanta jako całościowej figury i pojedynczego egzemplarza? Stefa spróbuje na nie odpowiedzieć na przestrzeni tej książki i wierzcie mi, jest głęboka prawda w ludowej mądrości, iż mowa jest srebrem, ale milczenie złotem.

Tak, Jamie, ale jestem tym, kim jestem. Robię to, co wszystkie inne dusze. Zanim zamieszkałam w Melanie, miałam wielu innych żywicieli i nigdy nie odczuwałam skrupułów przed... odebraniem życia. My, dusze, po prostu tak żyjemy.

Aaa...Aaa...Aaa...



Wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? To bynajmniej nie jest punkt zwrotny w postrzeganiu świata przez Wandę. To nie przyznanie się do winy. To nie skrucha. To stwierdzenie faktu.

MY, DUSZE, PO PROSTU TAK ŻYJEMY”.

Nie istnieje żaden gif, którym mogłabym podsumować ten cytat. Jeśli sami nie widzicie, dlaczego czuję obrzydzenie przebijając się przez tą książkę, to obawiam się, że nie jestem w stanie Wam pomóc.

Adolf approves : 26

Czy Melanie cię nienawidzi?
Chwilę się zastanawiałam.
Nie tak bardzo jak kiedyś.
Nieprawda. Całkiem przestałam.”

A to z kolei zupełnie inna para kaloszy. Jak się niedługo (niestety, oj, niestety) przekonacie, Mela może wpływać na uczucia kosmitki, ale nie na odwrót - ergo, wszystkie emocje panny Stryder należą tylko i wyłącznie do niej samej. Skąd właściwie ta zmiana frontu w stosunku do duszki? Tak, Wagabunda jest jej sojuszniczką...tylko i wyłącznie dlatego, że jest naćpana emocjonalnymi dragami. Gdyby była w stanie rozumować niezależnie od sygnałów czerpanych od Mel, wydałaby wszystkich uciekinierów w mgnieniu oka. Za co więc Melanie tak ją lubi? No, chyba, że dziewczynę kręci idea posiadania niewolnicy.

Jak się... jak się czuje?
Cieszy się, że tu jest. Bardzo się cieszy, że cię znalazła. Nie przejmuje się tym, że nas zabiją.

Diabli by to...a ta znowu swoje. Aniołeczku, powtarzaj za mną: Jared jest w trasie, nikt nie zrobi mi krzywdy, Jared jest w trasie...

Jamie wpada w histerię i zawodzi, że nie mogą skrzywdzić Wandy, skoro w środku wciąż siedzi jego siostra:

Nikt nie uwierzy – szepnęłam do chłopca. – Pomyślą, że kłamię, że próbuję cię oszukać. Jeżeli im powiesz, jeszcze bardziej będą chcieli mnie zabić. Bo tylko Łowcy kłamią.

Oto osoby, które do tej pory uwierzyły Wagabundzie:

a) Jeb, właściciel tego cyrku i posiadacz CEBa, który osobiście decyduje, kto jest godzien mieszkać pod jego dachem
b) Jamie, brat Melanie, który zna ją od urodzenia i natychmiast rozpoznałby ewentualny fałsz w słowach przekazywanych przez duszę.

Nie wiem jak Wy, ale ja sądzę, że to całkiem niezłe poparcie.

Jamie obiecuje, że nie da skrzywdzić naszego duetu, Wagabunda po raz kolejny panikuje, że w takim układzie duzi chłopcy na pewno zrobią kuku jej skarbowi (używając przy tym określenia „mały chłopiec”).

Nie ma jak u mamy: 13

Jared coś wymyśli. Jak zawsze.
Jared też ci nie uwierzy. Wścieknie się najbardziej ze wszystkich.
Nawet jeśli nie uwierzy, będzie ją chronił. Na wszelki wypadek.

Och, Jamie, dobrze ci radzę: nie próbuj odgadywać, co dzieje się w duszy Howe'a. To mroczne i ponure miejsce.

Stryder zasypia, przygnieciony ilością otrzymanych informacji,a Wandzia:

Odczekałam trochę, chcąc mieć pewność, że śpi twardo, po czym stanęłam nad nim na czworakach i bardzo ostrożnie przeniosłam go na łóżko. Był cięższy niż kiedyś, ale jakoś udało mi się go nie zbudzić.

Właściwie, nasze drogi czytelniczki w przedziale wiekowym 20-25 też mogłyby wykonać wspomniany przeze mnie wyżej eksperyment, ale mimo wszystko odradzam; zdrowiem nie wolno szafować.

Nie ma jak u mamy: 14


Wagabunda także udaje się do krainy Morfeusza; o poranku nie-rodzeństwo budzi głos wuja Jeba, kurtuazyjnie dopytującego się, czy kosmitka dobrze spała (a i owszem) oraz rugającego Jamiego z powodu jego braku manier (dziewczyna przysnęła na gołej ziemi).

To nie jego wina – odezwałam się. – Upierał się, że będzie spał na macie. Przeniosłam go, jak zasnął.
Jamie prychnął.
Zupełnie jak Melanie.

Jamie, nie chcę cię martwić, ale jesteś w wieku, w którym tego rodzaju zachowanie u siostry powinno budzić twój sprzeciw i głębokie zażenowanie. Nie winię cię jednak, w końcu to nie twoja wina, że Melanie wyprała ci mózg i zinfantylizowała do potęgi entej.

Nie ma jak u mamy: 15

Okazuje się, że Jamie zaspał do szkoły (a właściwie na prywatne lekcje, które prowadzi jego kuzynka):

Przespałeś już jedną lekcję. Sharon będzie zła. Lepiej się uwijaj.
Sharon zawsze jest zła – poskarżył się Jamie, ale natychmiast wstał.

Drodzy czytelnicy, jak sądzicie: czy Sharon w prakanonie nazywała się Jessica, czy też może Rosalie? Ciężko mi się zdecydować, albowiem charakterystyka tej postaci pasuje do obu niewiast; przez całą książkę będziemy bombardowani informacjami o tym, jaka to zła, zła, po stokroć zła z niej kobieta, choć jej rola w „Intruzie” ogranicza się do stania na tylnym planie i atakowania Bellandy nienawistnymi spojrzeniami. Szczerze mówiąc, jestem trochę niesprawiedliwa; jakkolwiek Meyer nie darzyła ciepłymi uczuciami ani panny Stanley, ani panny Hale, bohaterki „Zmierzchu” miały przynajmniej stołową łyżeczkę osobowości (Rosalie wręcz łychę wazową, ale to akurat wyszło Stefie nienaumyślnie); Sharon natomiast jest jeszcze bardziej karykaturalna niż O'Shea Samo Zło.

Stryder biegnie zaczerpnąć ze źródła wiedzy, a Jeb oznajmia Wagabundzie, że okres ochronny minął, nikt nie ma czasu jej niańczyć, a w jaskini czeka robota, zatem dalej żwawo w teren! Oczywiście, duszka nie jest zachwycona koniecznością bratania się z ludem, ale posłusznie drepcze za wujem na pole, gdzie, jak się okazuje, ma pomóc w przygotowaniu gleby do siewów. Po drodze mijają mnóstwo człowieków (wszyscy bezimienni, nie muszę więc kłopotać się z opisami; wierzcie mi na słowo, w ciągu następnych plus minus 350 stron powieści pojawią się zaledwie dwie osoby, które będą miały jakiekolwiek znaczenie dla dalszej akcji dzieła - na obecnym etapie znamy już właściwie 98% bohaterów). Wśród uciekinierów znajduje się też Ian, który postanawia połączyć siły z naszym duetem i cała trójka raźno rusza w stronę wschodniego pola. Bohaterowie idą i idą, mijają Wesa (ciemny kołtun na głowie, nieco starszy od Jamiego; nie, nie musicie zapamiętywać tej postaci) i Doktora (o nim, niestety, zapomnieć się nie da). Doktorek wita Wandę, używając jej nowego imienia, co budzi zdziwienie Iana.

W końcu docieramy na teren upraw; haruje tam już czternaście innych mężów(oraz dam), którzy

(…) na mój widok przerwali pracę i, rzecz jasna, skrzywili się.

Stefciu, zmiłujże się, twój robal mieszka w tej jaskini już od ładnych kilku dni, a większość rebeliantów nawet nie kojarzy Meli sprzed okresu uprowadzenia. Krzywe spojrzenia to jedno, ale w obecnym momencie naprawdę nikomu nie chciałoby się urządzać cyrku z teatralnym zamieraniem na sam widok duszki. Ale wiem, wiem – niepodobna nie okazać Mary Sue należnej jej z tytułu atencji.

Bellanda Wandella van der Mellen : 25

Wujo każe jej nie zwracać uwagi na pozostałych, po czym przynosi sprzęt w postaci kilofa i dwóch łopat.

Reszta nadal spoglądała na mnie z narzędziami w dłoniach. Miałam świadomość, że kilofy i motyki używane do przekopywania ziemi mogą równie dobrze posłużyć do rozorania mi czaszki. Sądząc po niektórych twarzach, nie tylko ja wpadłam na ten pomysł.

Dziewczyno, dajże spokój, Jeb ma przy sobie CEBa. (Siłowy) argument reszty jest inwalidą.

A tak w ogóle, to jesteśmy koszmarni i używamy szkieł powiększających do podpalania mrowisk.

Ludzkość ssie: 28

Swoją ścieżką, Wagabundo – słyszałaś kiedyś takie powiedzenie „głodnemu chleb na myśli”? Jak na miłującego pokój robala wykazujesz zadziwiające skłonności do fantazjowania na temat różnego rodzaju morderstw.

Jeb wrócił i podał mi łopatę. Złapałam za wytarty drewniany uchwyt i zważyłam narzędzie w dłoni. Po tym, jak ujrzałam w oczach ludzi zew krwi, trudno było nie myśleć o nim jak o broni. Brzydziłam się jednak tym pomysłem. Raczej nie byłabym w stanie wykorzystać łopaty w taki sposób, nawet do zablokowania ciosu.

Meyer, ustalmy coś raz na zawsze.

Obrona własna to nie przemoc.

Mam serdecznie dosyć wzorców, które wpychasz do swojej pisaniny. Jakby nie wystarczył fakt, że na podstawie Edzia i Belli tworzone są odczyty traktujące o toksycznych związkach, teraz znalazłaś sobie nowy fetysz w postaci lansowania postawy całkowitej bierności wobec agresora i brania na siebie winy za postępki innych.

Nie ma znaczenia, że dusze brzydzą się brutalnością – zablokowanie ciosu to nie walka, to próba ratowania życia. Instynkt samozachowawczy to bardzo fajna rzecz – dzięki występującej u naszych przodków chęci ratowania swojego zadka w obliczu niebezpieczeństwa gatunek ludzki przetrwał po dziś dzień. Czym innym jest bowiem chociażby gotowość oddania życia za swoją wiarę lub przekonania, czym innym zaś – bycie mentalną wycieraczką, która w kryzysowej sytuacji potrafi jedynie kulić się pod ścianą i płakać nad swym ciężkim losem.

Mea culpa: 5

Aha, Stefa – zbieram sobie wszystkie twoje kwiatki na temat łagodności Wagabundy, segreguję niczym kolekcjoner znaczki. Użyję tej amunicji pod koniec dzieła i będzie to bardzo bolesny strzał.


Ostatnią stronę dzisiejszego rozdziału można by streścić w kilku słowach: nasi bohaterowie odchodzą pracować w najdalszy kąt pola; po jakimś czasie zlany potem Ian zdejmuje koszulę (motorów nie ma, ale też jest zajebiście); kosmitka wciąż drży z obawy, że ktoś jej zrobi kuku, więc O'Shea idąc po wodę, którą rozdaje jedna z kobiet, bierze od razu hurtem dla całej drużyny; Wandzia wącha starannie zawartość butelek, coby się upewnić, że nikt nie chce jej otruć; dzień pracy dobiega końca (jutro przyjdzie czas na nowe atrakcje, jak obsiewanie i podlewanie); Wagabunda marudzi w wewnętrznym monologu, albowiem nie ma ochoty spędzać kolejnego dnia wśród człowieków (wewnętrzny troll wuja Jeba wszystkiego się domyśla i obdarza ją radosnym uśmiechem).

[Jeb] mrugał teraz do mnie. Co za dziwny człowiek. Po raz kolejny uprzytomniłam sobie, że po ludzkiej przyjaźni nie należy się zbyt wiele spodziewać.

Ludzkość ssie: 29

Rozdział kończymy, nomen omen, pożegnaniem z duszką:

Do jutra, Wando! – zawołał Ian z drugiego końca groty i zaśmiał się sam do siebie.
Wszyscy spojrzeli zdziwieni.


I to wszystko na dziś. Do zobaczenia za tydzień!


Statystyka:

Adolf approves : 27
Bellanda Wandella van der Mellen : 25
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 13
Ludzkość ssie: 29
Mea culpa: 5
Nie ma jak u mamy: 15
Świat według Terencjusza: 32
Welcome to Bedrock: 13
Witaj, Morfeuszu : 13


Maryboo

32 komentarze:

  1. Wow, analiza tak szybko, wow wow, uszanowanko. Tak dużo się dzieje, argumentów tyle mądrych, wow. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do 20-latki noszącej 14-latka... Jakkolwiek sam pomysł nie byłby dziwaczny, jest to całkiem realne bez uszczerbków zdrowotnych, o ile ta pierwsza jest dobrze zbudowana, silna i względnie masywna xD
    (mówię chyba o sobie)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, nie róbmy już z kobiet takich łamag. Zobaczcie sobie, jak ciężko fizycznie pracują kobiety w innych krajach, na innych kontynentach. Przecież Melanie musi być dość silna, żyjąc w tak trudnych warunkach. Nie jest wychuchaną, wiotką panienką, malującą tipsy i przeglądającą zdjęcia kotów w sieci.

      (Jakkolwiek sama scena jest nieco hmm... zaskakująca, to fizycznie możliwa, wg mnie)

      Usuń
  3. ;____; Człowiek płacze. W wieku czternastu lat bez problemu potrafilam zająć się rodzeństwem przez dwie doby, podobnie jak reszta moich znajomych. Tak po ludzku, bez stylizowania sie na matkę. A Jamie jest zanoszony na rączkach do łóżeczka. Boję się Stefci. Melanie może i zajęła drugie miejsce w jakimś stanowym konkursie z bieganiem i jest silną babką, ale nawet ona tak łatwo nie przenioslaby typowego czternastolatka. Celowo sprawdziłam - uważam sie za osobę całkiem silną - i nie dałam rady. Chyba to wątek z braciszkiem jest dla mnie najgorszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Wyobraziłam sobie samą siebie niosącą czternastoletniego brata mojej koleżanki. Chłopak ma dwa metry wzrostu, ja - dwudziestolatka - tylko 163 cm. To była ciekawa wizja.
      Już mniejsza o wzrost i ciężar, kto nosi dzieciaka, który uważa się już praktycznie za dorosłego(zwłaszcza w takich okolicznościach jak okupacja kosmitów) do łóżeczka, bo o mój borze!, plecki go rozbolą od leżenia na macie.

      Usuń
    3. Nie można mieć ciasteczka i zjeść ciasteczka, Jamie - menszczyzna taki odważny, Jamie - takie słit dziecko.

      Usuń
  4. Dwudziestu lat co prawda nie mam, tylko siedemnaście, ale jestem dość wysoka i mam masywną budowę, więc chyba wychodzi na jedno ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja mam 21 lat i siostrę w wieku 13. wzrostu mam 175ona ma ok 160 kilku i już ona lekka nie jest a co dopiero starszy od niej chłopak.
    Nie wiem co tu jest najbardziej przerażające. Stefa ma bogatą kolekcję patologii. hmm mnie chyba jednak najbardziej drażnią zachowania określone jako kategoria ludzkość ssie. Chociaż matczyny instynkt Meli wcale nie jest gorszy. Wandzi uzależnionej od jej uczuć mi nie szkoda nikt jej nie zapraszał. Podejrzewam, ze będąc na miejscu Melani specjalnie myślałabym o czymś okropnym jak chociażby 2 wojna światowa, żeby duszce nie było przyjemne. (ale zemnie podły ludź). Stefa mnie przeraża. Kiedy sobie wyobrażę, ze ona ma takie poglądy i ma przy tym dzieci...

    OdpowiedzUsuń
  6. http://bunburyinthestacks.com/wp-content/uploads/2013/01/Challenge-Accepted.jpg

    ― Czy ona… jest tam, w... tobie?
    Jego głos załamał się przy końcu.
    Siedział zaledwie kilka kroków ode mnie, przyglądając mi się – nie byłam pewna, co dokładnie odbija się w jego oczach, tak jasno lśniących w ciemności. Jakie uczucia targają nim teraz od środka? Nadzieja? Strach?
    Melanie szarpnęła się wewnątrz mnie, utrzymałam ją jednak w ryzach. Nie mogłam pozwolić jej ujawnić nas – teraz, kiedy zabrnęłyśmy tak daleko. Czułam jednak, jak jej emocje zmieniają także moje podejście – ona chciała tego. Chciała przytulić Jamiego, chciała mu powiedzieć, że jest tu, tuż obok, przy nim. We mnie.
    A on chciał to usłyszeć.
    ― Ona… ― Zacięłam się.
    Patrzył na mnie. Jego oczy były takie wielkie, takie… wyczekujące, czy to słowo pasowało?, chyba tak, pasowało. Wyczekujące. Nadzieja i wyczekiwanie.
    Nie mogłam go oszukać. Nie byłam w stanie i to nie tylko ze względu na Melanie.
    Zacisnęłam palce na kocu, którym mnie przykrył, i wbiłam wzrok w zbielałe knykcie.
    ― Ona jest tutaj ― wymamrotałam z napięciem.
    Przez chwilę panowała absolutna cisza. Czas jakby zatrzymał się w miejscu, a wraz z nim zamarło moje serce. I byłam pewna, że serce Jamiego też.
    Potem usłyszałam, że się przysuwa. Gdy podniosłam spojrzenie, klęczał tuż obok. Przyglądał mi się inaczej niż wcześniej. Uważnie badał wzrokiem każdą część mojej twarzy, próbując na nowo odnaleźć swoją siostrę. Nie dowierzał, widziałam to. Może bał się uwierzyć. Obawiał się, że zaraz to wszystko okaże się być snem, a on obudzi się i Melanie znowu… nie będzie.
    Wyciągnął dłoń powoli, ale nie dotknął mnie.
    ― To ty… ― zawahał się. ― Mel…?
    Melanie we mnie zawyła.

    Nie wiem, jak Meyer to robi, ale jej postaciami pisze się koszmarnie. Naprawdę człowiek uświadamia sobie, jak bardzo oni wszyscy są kukłami, gdy próbuje ich wrzucić w jakąś konkretną akcję. Jaki w ogóle charakter ma Wandzia?! D:
    Dzisiejszy rozdział mnie rozbroił. Osoba Jamiego mnie rozbraja. [A że się jeszcze nie odzywałam, to] Ta książka też mnie rozbraja. W zasadzie cała przypomina bardzo zły fanfik. Jest zabawna i żenująca równocześnie. \o/
    A to, że ją analizujecie, jest wspaniałe. Wykonujecie kawał dobrej roboty. Inteligentna krytyka rządzi. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, i przyłączając się do dyskusji, co jest najbardziej denerwujące: dla mnie to jednak będzie "ludzkość ssie". Nigdy nie zapomnę radosnego fragmentu z pesymistycznymi nagłówkami gazet i w sumie w kontekście najnowszego cytatu ("nigdy nie odczuwałam skrupułów przed... odebraniem życia", ja pierpraszam, powiedziała to wprost!) denerwuje to bardziej niż kiedykolwiek. Inne patologie mogą być na swój ironiczny sposób zabawne (bzdury w "Nie ma jak u mamy" rozbrajają mnie cały czas, ale to już ten poziom patologii, którego chyba nie da się wziąć na poważnie?), podczas kiedy "ludzkość ssie" to... taka cholernie jawna prezentacja spaczonych poglądów Meyer. Na swój sposób współczuję tej kobiecie.

      Usuń
    2. Chyba na koniec analiz będę musiała tym z Was, którzy w pocie czoła starają się uczynić dzieło Stefy lepszym zafundować jakąś nagrodę. *oklaskuje Kohaku*

      Co do charakterów - nie ma ich, ponieważ Meyer nie jest w stanie stworzyć postaci będącej czymś więcej niż chodzącym archetypem (Wagabunda - Mary Sue/wycieraczka do podłogi, Jared - Prince Charming/psychopata, Ian - Ten Trzeci, Sharon - Scary Sue, Łowczyni - disneyowski villain....). Mało tego - jeśli przeczytało się Zmierzch, to zna się wszystkie z postaci, jakie pojawią się na kartach "Intruza". Stefa po prostu zmienia im imiona i kolor włosów. Jeśli będziecie się kiedyś nudzili, możecie dopasować sobie nasze kukiełki w pary; ostrzegam jednak, to bardzo proste ćwiczenie, nie nadaje się zatem do dłuższego zabijania wolnego czasu.

      Jeszcze drobna uwaga w związku z noszeniem czternastolatka na rękach - wierzę, że niektóre z naszych czytelniczek są na tyle silne i wysportowane, by dokonać takiej sztuczki. Mówiąc szczerze, bardziej zajmuje mnie kwestia, czy ich nastoletnie rodzeństwo czułoby się komfortowo w takiej sytuacji...Biedny, upupiany Jamie. I to jeszcze nie koniec tej farsy.

      Maryboo

      Usuń
    3. Maryboo, próbowałam dopasować wszystkie postaci i zastanawiam się nad Melanie. Ona dzieli się z Wandą byciem Bellą, czy może Mela to Bella, a Wandzia to Nabuchodonozor?

      Usuń
    4. Nie, Nabuchodonozor dopiero się pojawi. Bella dzieli się w "Intruzie" na dwie postaci - Wagabundę oraz Melanie z okresu po ponownym ujrzeniu Jareda. Mela z pierwszych trzynastu rozdziałów z jakiegoś powodu była kreowana na niezależną i silną postać, zatem trzeba było czym prędzej zrównać ją z oryginałem.

      Maryboo

      Usuń
    5. Wandziomela chyba nie będzie w ciąży? Oglądałam film i tam nie była. Nie wiem jak w książkowej wersji tego koszmarka. Ale wyobraźcie sobie jakie by otwierało możliwości do tworzenia kolejnych dewiacji... może w rękach sprawnego pisarza otwierałoby to możliwości na coś ciekawego ale mówimy o Stefie przecież.

      Usuń
  7. nie jesteście bezdusznymi potworami.
    Ja jestem potworem,nie wzruszyłam się Bellą i chętnie udusiłabym tą cała Wagabundę.
    Może mormoni nie uznają obrony koniecznej?

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  8. "– Tak, Jamie, ale jestem tym, kim jestem. Robię to, co wszystkie inne dusze. Zanim zamieszkałam w Melanie, miałam wielu innych żywicieli i nigdy nie odczuwałam skrupułów przed... odebraniem życia. My, dusze, po prostu tak żyjemy."

    Łojmajgad! Tu nawet nie chodzi o to, że ona stwierdza fakt. Że duszki tak po prostu żyją. To jest całkowicie bezpośrednia, w ogóle niczym nie zawoalowana, czyściutka jak po praniu w Vizirze ich HIPOKRYZJA. Tak, capsem, i jeszcze bold by się przydał do podkreślenia tego jak wielka ta pani H. jest. Wandzia przez całą książkę pierdzieli o tym, jak to ludzie są źli bo zabijają, boi się, że ona sama zginie bo ludzie to bestie i zabijają, okrutnie, czym się da. Zostali zaatakowani bo niszczyli swój świat, bo zabijali, nie tylko inne istoty ale też siebie. Zabijanie. Mordowanie. Uśmiercanie. Ludzkość ssie, bo jej sensem życia jest zabijanie. Ło Borze Szumiący, zabijanie jest. Tak. Bardzo. Złe. AAAALE. Teraz bez żadnych problemów czy oporów przyznała, że sama to robiła, co więcej, nigdy nie miała z odbieraniem życia problemów. Jak. Każda. Inna. Duszka. Każda bezproblemowo robiła coś, co według nich jest złe i jest powodem do podbijania innych planet. Tego nie trzeba porównywać z innymi scenami czy analizować aby zrozumieć sens tego wyznania. To jest podane jak na tacy. Meyer nie tylko strzeliła sobie w stopę, ale i przy okazji przestrzeliła kolano na wylot jednym strzałem.

    Krakatoa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale no bo wiesz, duszki nie odbierają życia tak prymitywnie, jak ludzie. Ludzie się dźgają nożami, trują, strzelają do siebie - krew, flaki, brutalność! A duszki sobie włażą do szyi przez otworek, bezboleśnie i milusio. Efekt jest ten sam - odebranie życia, ale JAK? Widocznie sposób zabicia jest kluczowy. Jak wsuwasz komuś kosę w brzuch, to jesteś zły, jale jak się zagnieżdżasz pasożytniczo w cudzym organizmie i niszczysz jego świadomość, to już jest OK.
      Ot, taka chora ideologia. Ciało istnieje, więc wszystko jest cacy i morderstwa nie ma.

      - tey

      Usuń
  9. Och, och, taki fejm, taka chwała :D

    Dobijają mnie duszki, Dobija mnie Stefa i jej totalna ślepota. Nigdy nie pojmę, dlaczego wypierdki jej psychozy zyskały miano bestsellerów.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie jestem w stanie napisać teraz jakiegoś sensownego komentarza. Moja nadzieja zdechła i trzeba niezwłocznie ją pochować nim zacznie śmierdzieć.
    No ale serio, spodziewałam się jakiegoś, nie wiem, żądnego krwi człowieka, a tu Jamie? Nie mają tam więcej porządnych TruLoffów/psychopatów w tej ich kryjówce?
    Co do tej wyciskającej łzy niczym piękna i świeża cebula sceny: przyznam się bez bicia, że gdy czytałam tę książkę (a miałam wtedy jakieś jedenaście lat) poryczałam się na niejednej scenie. Tylko, że wtedy płakałam ze wzruszenia nawet podczas oglądania odcinka Trudnych Spraw, a to jest duży wyczyn. Ach, ta mhroczna przeszłość.

    OdpowiedzUsuń
  11. Obstawiam, że Stefa nigdy nie miała prawdziwego przyjaciela. Biedaczka obserwowała przyjaźń między swoimi 'plebejskimi' koleżankami z klasy (zapewne Angelą i Rose) i nie mogła znieść, że jej nikt nie lubi. W sumie, trochę mi jej szkoda, ale jestem pewna że ciężko sobie na to nielubienie zapracowała. :) Naprawdę, ta kobieta ma chore poglądy. Pal licho Edzia i Belkę, to Stefę ktoś powinien przebadać!

    Mam dwunastoletniego brata i nie ma opcji żebym go przenosiła do łóżeczka. :D Pewnie jestem w stanie go unieść na momencik, ale z trudem i nie obyłoby się bez pobudki.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję za analizę!
    Ale kiedy w końcu zacznie się coś dziać, no nie wiem, kiedy zaczną pojawiać się creepypastyczne czworokąty miłosne?

    OdpowiedzUsuń
  13. ... *Ponad tydzień temu miała 14 lat*
    ... *Ma 177 cm wzrostu*
    ... *A wagę nieliczoną w gramach - Sorry Stefa*
    Wiecie co? Gdybym miała taką "siostrunię" to bym się do niej wolała nie przyznawać. Nawet stojąc na dworcu PKS w Tarnowie byłabym oddalona od niej o 2 m, z obawy - że weźmie mi kocyk do autobusu i zaniesie mnie na rączkach (O zgrozo!) do "krainy tęczy" poprzez piosenki i zabierze ze sobą zapasowe pieluchy "Acitvity Baby" ufundowane przez jednego robala prosto z UFO, oraz praktykantkę na stanowisko "Nadopiekuńczej mamuśki". Nie daj bór - by ktoś kto mnie zna, przechodziłby i zobaczył. Dobrze, że Melcia nie ma dzieci. Takiego losu bym nikomu nie życzyła...

    No commentm po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale za to Meyerowa ma dzieci :D

      Usuń
    2. No cóż. Nie można mieć wszystkiego : P

      Usuń
  14. Moja siostra chyba popełniłaby moredrstwo w afekcie, gdybym spróbowała ją "przenieść do łóżeczka". Zakładając, że w ogóle bym ją podniosła. Z tego co wiem, to raczej uniesienie kogoś u wymiarach z grubsza dorosłych nie jest takie banalne.

    A jeszcze powiedzcie mi, jak ten chłopak śpi, że podnoszenie go, poprawianie chwytu i tak dalej w ogóle go nie ruszyło? Nawet jako kilkulatek na chwilę stawałam się bardziej przytomna, kiedy ktoś mnie chciał przenosić.

    Mam szczerą nadzieję, że Meyer nie próbowała tak nosić swoich synów.

    Podziwiam za przebrnięcie. Po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ach, nikt tak pięknie nie potrafi wyrazić WTF jak Critic :D
    Mam wrażenie, że ta książka byłaby choć trochę lepsza, gdyby ludzkość rzeczywiście była bandą barbarzyńców żądnych wandzinej krwi, a nie grupką outsiderów uprawiających zboże w wypasionej jaskini. Bardziej przejęłabym się losem Wandzi, gdyby przypadkowo znalazła się we wrogim otoczeniu i rozpaczliwie starała się wrócić do swoich, podczas gdy garstka wściekłych ludzi urządziła sobie na nią obławę - pustynia, niesprzyjające warunki, kompletne nieprzystosowanie duszki do sytuacji, a na dokładkę część jej oprawców (którzy bawią się nią, świadomi, że nie jest w stanie fizycznie ani psychicznie się przed nimi bronić) ma twarz osób, wobec których wbrew własnej woli żywi pozytywne uczucia, a na dokładkę ma przeciwko sobie wściekłą Melanie, która celowo wykorzystuje możliwość wpływania na jej umysł i manipuluje kosmitką na całego , bo nie ma już nic do stracenia.
    Ludzkość ssie chyba zostanie moją ulubioną kategorią, no bo serio, ile pomyj można wylać na własny gatunek zanim skończą się pomysły? Poglądy Meyerowej są tak czarno-białe, że aż nierealne xD
    Pozdrowienia, Vis

    OdpowiedzUsuń
  16. Analiza miodna, ale wpadłam tylko powiedzieć, że chyba rozgryzłam o co chodzi z tą całą konspiracją. No, a przynajmniej tak mi się wydaje. Dodatkowo dosyć to naciągane, ale to chyba i tak nadal lepsza opcja niż wuteefne i nielogiczne prowadzenie akcji przez Smeyer. Ostrzegam, że jeśli ktoś wciągnął się w fabułę i ma niską odporność na spoilery, lepiej niech nie czyta bo ominie go później taki bardzo piękny suspens! <3


    Melka wpływa na Wandzię, by ta nie ujawniła ich super tajnej symbiozy, ponieważ wie co Doktorek robi przechwyconym duszkom. Wie, że te złe-złe człowieki mogą chcieć wywalić Wandzię na siłę i przez to obie będą stracone. Poza tym dobrze wiemy, że Melka ma nie po kolei w głowie i lubi swojego lokatora, wobec czego liczy na to, że i inni ludzie też polubią kosmitę (to Meyerland, nie pytajcie), a to z kolei zmusi ich do poszukania innego sposobu na rozdzielenie naszej parki.

    Ale to chyba zbyt logiczne i z tego co mi się wydaje, Smeyer pięknie zrujnuje całą moją koncepcję (oglądałam tylko film, więc nie wiem jak to jest rozwiązane w książce. Czy Melka nie wie co ludzie robią duszom i też przeżywa szok gdy Wandzia to odkrywa?).

    Pozdrawiam i czekam w końcu na jakąkolwiek akcję w tym koszmarku.

    OdpowiedzUsuń
  17. Tu znowu Vis, tak jeszcze odnośnie tego:
    "Swoją ścieżką, Wagabundo – słyszałaś kiedyś takie powiedzenie „głodnemu chleb na myśli”? Jak na miłującego pokój robala wykazujesz zadziwiające skłonności do fantazjowania na temat różnego rodzaju morderstw." - no przecież Wanda jest niewinna jako ta lelija, to tylko wewnętrzny psychopata Meli przejęty razem z jej ciałem! Przecież Melania jako przykładny ludź bez wątpienia fantazjowała na temat upuszczania krwi niemowlętom i topienia kociaków, a teraz te uczucia docierają do duszki razem ze słabością do przemocowców. Tyle tylko, że Wandzia poddała się temu drugiemu uczuciu - przecież to looooove, czysta i piękna, - a z morderczymi skłonnościami bohatersko walczy, nie to, co te podłe człowieki, co tylko patrzą, aby ją złożyć CEBowi/Doktorowi w ofierze. Pfffffffffff, no na prawdę wfstyd dziewczęta, o takie brzydkie rzeczy kosmitów podejrzewać ;p

    OdpowiedzUsuń
  18. Według mnie sam pomysł zrobienia z ludzi istot nieczułych na krzywdy duszek nie jest zły, a nawet jest dobry i trzyma się to kupy (w końcu duszki to najeźdźcy). Pamiętam scenę z filmu "A.I. sztuczna inteligencja", w której ludzie niszczyli roboty na różne wymyślne sposoby i wtedy było mi naprawdę żal tych robotów. Rozumiałam również postawę ludzi, którzy bali się o swoją cywilizację. Dobra pisarka na pewno wymodziłaby z tej fabuły coś w dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  19. Oczywiście, że dobry autor mógłby zrobić z tego samego pomysłu coś świetnego, niestety mamy tutaj do czynienia ze Smayer. Ale może to i dobrze, bo wtedy Beige i Maryboo nie mogłyby rozerwać tych głupot na kawałki. Chociaż trochę szkoda zmarnowanego potencjału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, może i tak. :) Zresztą, z książek Meyer jest więcej korzyści niż cudowne analizy Beige i Maryboo. Słyszałam od wielu dziewczyn w moim wieku (95 rocznik), że dzięki "Zmierzchowi" zainteresowały się literaturą. Jedna moja znajoma z gimnazjum była wielką fanką "Zmierzchu", a teraz lajkuje na Facebooku książki Bułhakowa... więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

      Usuń