niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział XLVIII: Wpadka


W dzisiejszym odcinku wystąpi coś, czego pewnie wielu z was się nie spodziewało. Napięcie! Poważnie, przestańcie się śmiać! To znaczy, to jest dalej Stefa, ma się rozumieć, więc nie ma co liczyć na jakąś konkretną ekszyn, gdzie tam. To by był cud, a cudów w tym barachle nie uświadczysz. Ale napięcie dziś jest. Absolutnie minimalne.



Napięcie nie polega jednak na tym, że WandzioMela zległa wreszcie z truloffami i teraz nie wie, który z nich jest jej babydaddym. Nie o taką wpadkę chodzi. Jak pamiętacie z zeszłego tygodnia, coś idzie nie tak podczas jednej z jakże świetnie zaplanowanych akcji naszych złodziei. Nikt nie powinien być tym zdziwiony. Nie dochodzi co prawda do spektakularnego rypnięcia się całej przykrywki z powodu nieuwagi w motelu, co powinno być naturalną koleją rzeczy. Nie, nasi bohaterowie wpadają z jeszcze głupszego powodu. Jared przekracza dozwoloną prędkość na drodze. Mhm.



Nie żeby dzisiejszy rozdział miał jakiś większy sens. Wygląda to tak, jakby Stefcia zdała sobie sprawę, że napisała cegłę bez krztyny akcji, a przecież to scifi, a ona poważną autorką jest, więc trzeba szybciutko dopisać (na kolanie zapewne) coś na kształt konfliktu. Trochę późno. Poza tym musicie wiedzieć, że dotarliśmy wreszcie do równi pochyłej. Od teraz sensu będzie coraz mniej, rządzić będzie zatem ogólny WTF. Be prepared.



Czerwono-niebieskie światła obracały się w rytm dźwięków syreny. Zanim na Ziemię przybyły dusze, te sygnały zwiastowały tylko jedno. Obrońców prawa, stróżów porządku, tropicieli przestępców.
Również teraz kolorowe migotanie i wściekłe wycie oznaczały tylko jedno. Prawie to samo. Stróżów porządku. Tropicieli przestępców. Łowców.
Co prawda nie był to już tak częsty widok jak kiedyś... Policja była potrzebna jedynie w razie wypadku lub innych wyjątkowych sytuacji. Większość pojazdów służb cywilnych nie miała syren, chyba że był to ambulans lub wóz strażacki.
Ale ten niski, lśniący samochód nie jechał do wypadku. Był to pojazd pościgowy. Nigdy wcześniej takiego nie widziałam, jednak od razu pojęłam, co się dzieje.



UPS.



Wandzia i Jared nie mają zbyt wielu wyjść z tej sytuacji, bo znajdują się zbyt blisko ludzkiej kryjówki, a nie mogą ryzykować życie mieszkańców jaskini. Co więc pozostaje? Ano cyjanek oczywiście.



Czas na rzewne wyznania miłości.



– Masz truciznę? – wydusił z siebie.
– Tak – odszepnęłam.
– Czy Mel mnie słyszy?
„Tak.” Melanie zaniosła się płaczem.
– Tak – odparłam łamiącym się głosem.
– Kocham cię, Mel. Przepraszam.
– Kocha cię. Najbardziej na świecie.

Krótka, bolesna cisza.
– Wando... na tobie też mi zależy. Jesteś dobrą osobą. Zasługujesz na więcej, niż mogłem ci dać. A już na pewno nie zasłużyłaś na taki koniec.


Wszyscy się tam wraz kochają, jakie to pienkne. Ciosy w ryj zbliżają ludzi jak nic innego.



Jared już się bierze za zatrzymanie samochodu i połykanie kapsułki, jednak Wandzia ma inny pomysł. Duszka ma zamiar nakłamać Łowcy i wyciągnąć całą paczkę z tej kabały. Plan jest po prostu świetny. Wiemy, że Wandzia kłamać tak naprawdę nie umie. Nabajdurzyła tym laskom z kliniki, ale one były łatwowierne jak szczeniaczki. Podobno Łowcy jako jedyne duszki kłamać potrafią i rozpoznać kłamstwo też powinni. I jak sobie Wandzia to wyobraża? Oczywiście, każdy plan warto wypróbować zanim zeżre się cyjanek, w sumie co im tam szkodzi, co nie zmienia faktu, że plan Wandzi nie powinien się udać. Wiadomo, że się uda, bo przed nami ponad 10 rozdziałów, ale mimo wszystko… Eh.



Jared zatrzymuje samochód, po czym zamienia się miejscami z Wandzią. Duszka każe truloffowi zamknąć oczy, odwrócić głowę i udawać, że śpi.



Zapięłam pasy i oparłam głowę o fotel.
Wiedziałam, że muszę kłamać całym ciałem. To była zwyczajnie kwestia odpowiednich ruchów. Naśladowania. Jak aktorzy w tamtym serialu, tylko że lepiej. Jak ludzie.
– Pomagaj mi, Mel – wymamrotałam.
„Nie umiem ci pomóc być bardziej duszą, Wando. Ale wiem, że potrafisz. Uratuj go. Wiem, że możesz to zrobić.”
Bardziej duszą. Musiałam po prostu być sobą. Było późno. Byłam zmęczona. Przynajmniej tego nie musiałam udawać. Pozwoliłam, żeby opadły mi powieki, żebym zapadła się w fotel. Żal. To też było do zrobienia. Przecież właśnie tak się teraz czułam. Zrobiłam gapowatą minę.



Cóż, tu jej muszę pogratulować. Gapowata mina pasuje do Wandzi jak ulał.



Nie bardzo rozumiem, co duszka chce osiągnąć. Normalne kłamanie jej nie wychodzi, a co dopiero „kłamanie całym ciałem”.



Samochód Łowców nie zatrzymał się za nami, tak jak się tego spodziewała Mel. Zaparkowali na poboczu po drugiej stronie jezdni, odwrotnie do kierunku ruchu. Z okna pojazdu wystrzelił strumień oślepiającego światła. Zamrugałam, po czym opieszale uniosłam dłoń, osłaniając twarz. Spuściłam wzrok na asfalt i ujrzałam na nim słaby odblask własnych oczu.



Eee, what? W asfalcie odbijają się srebrne (lekko srebrne, trzeba dodać) ślepia Wandzi?



Nie musiałam kłamać ciałem. Wystarczyło, że mówiłam nim prawdę. Miałam coś wspólnego z dzieckiem w parku sprzed paru dni: byłam czymś niespotykanym.



I’m confused. To będzie kłamać, czy nie? Weź się, Stefciu, zdecyduj.



Aha, no i oczywiście:

Bellanda Wandella van der Mellen : 74



za to, jaka Wandzia jest speshul.



Łowca podchodzi do Wandzi.



– Wszystko w porządku, młoda damo? – odezwał się z odległości dwóch kroków. – Jechała pani zdecydowanie za szybko. Wie pani, że to niebezpieczne.
Oczy miał rozbiegane. Najpierw zbadał mój wyraz twarzy – miałam nadzieję, że senny – następnie omiótł wzrokiem cały pojazd, zerknął w ciemności za autem, potem w drugą stronę, na odcinek jezdni oświetlony naszymi światłami, wreszcie znowu na moją twarz, zaczynając jeszcze raz od nowa.
Był zaniepokojony. Poczułam zimny pot na dłoniach, ale starałam się mówić bez emocji.
– Strasznie przepraszam – powiedziałam głośnym szeptem. Zerknęłam na Jareda, jakbym sprawdzała, czy się nie obudził. – Zdaje się, że... chyba przysnęłam. Nie wiedziałam, że jestem taka zmęczona.



I od tego zmęczenia tak mi noga opadła na pedał gazu. Ofkors. Wandzia sama wie, że jej głos brzmi sztucznie i zupełnie nieprzekonująco. Czy Łowca zwraca na to uwagę? Pff, a gdzie tam. Duszkowy stróż prawa kieruje swoje zainteresowanie w stronę „drzemiącego” Jareda. Wandzia stara się zagadać Łowcę, żeby przestał zwracać uwagę na Howe’a.



– Jak się pani nazywa?
Głos Łowcy nie był ani surowy, ani serdeczny. Tym razem jednak odezwał się ciszej.
– Liście o Zmroku – odparłam, posługując się imieniem z ostatniego motelu. Czy będzie chciał sprawdzić, czy mówię prawdę? Jeśli tak, mogę go tam odesłać.



- Obsydianowy Trawnik, miło mi! – wykrzyknęła analizatorka, wyskakując z bagażnika. – Cool imię, nie? No co wy tacy zdziwieni? Przecież mówiłam, że zabieram się z wami, żeby pośmiać się z waszej głupoty. Toż to idealny moment.



Łowca rozpoznaje imię jako pochodzące z planety Kwiatów. Znaczy imię Wandzi, nie moje… Okazuje się, że partnerka Łowcy też tam mieszkała. Dobra, do rzeczy, nic nas to nie obchodzi. Dajcie sobie spokój z tym smalltalkiem.



Wandzia pyta, czy powinna zawrócić do Tucson, bo jest bliżej niż Phoenix. Łowca prawie wpada w histerię (badass jakich mało).



– Nie! – przerwał mi, podnosząc głos.
Drgnęłam przestraszona, wypuszczając kapsułkę z trucizną spomiędzy palców. Upadła na podłogę z prawie bezgłośnym brzękiem.



Brawo, świetna jesteś w terenie. Nawet kapsułki z trucizną ci powierzyć nie można.



Reakcja Łowcy spowodowana jest zniknięciem, do którego doszło w pobliżu.



To mógł być wypadek... ale możliwe też, że... – Zawahał się, szukając innych słów. – W tej okolicy mogą być ludzie.


GASP!



– Ludzie? – pisnęłam.

Usłyszał strach w moim głosie i zinterpretował go w jedyny sensowny dla siebie sposób.
– Nie ma na to dowodów, Liście o Zmroku. Nikt ich nie widział. Proszę się nie martwić. Ale powinna pani od razu ruszyć w dalszą drogę do Phoenix.
– Oczywiście. A może do Tucson? To bliżej.
– Nie ma takiej potrzeby. Nie musi pani zmieniać planów.
– Jeżeli jest pan pewien...

– Jestem o tym przekonany. Proszę się tylko nie zapuszczać w głąb pustyni. – Uśmiechnął się. Jego twarz wydawała się teraz cieplejsza, serdeczniejsza. Taka jak u wszystkich innych dusz, z jakimi miałam tu kontakt. Nie bał się mnie, lecz o mnie. Nie nasłuchiwał kłamstw, a nawet gdyby to robił, pewnie i tak by ich nie rozpoznał. Był taki jak inne dusze.



Czyli był kretynem. Sam przed chwilą przyznał, że w okolicy mogą grasować te straszne człowieki, ale nie sprawdzi np., czy pasażer duszki nie jest przypadkiem jednym z tych potworów. Mógłby np. zastraszyć duszkę i zmusić ją do współpracy, stąd jej nieudolne kłamstwa. Blizna na jego szyi, którą widać wyraźnie, bo Jared jest odwrócony, nic tak naprawdę nie znaczy. Każdy może sobie ją zrobić.



W oddali pojawiają się światła ciężarówki. Zbliżają się bracia O’Shea. Sytuacja się zagęszcza.



Zamiast jednak brać się do roboty, Łowca bawi się w dilera.



– Mam coś, co pomoże – powiedział, nadał uśmiechnięty, choć spoglądał teraz w dół, szukając czegoś w kieszeni.



Koka, ecstasy, dopalacze?



Nie zauważył zmiany na mojej twarzy. Starałam się zapanować nad mięśniami i je rozluźnić, ale nie potrafiłam się wystarczająco skupić. Spojrzałam w lusterko. Światła były coraz bliżej.
– Nie powinna pani tego używać zbyt często – ciągnął Łowca, przeszukując drugą kieszeń. – Oczywiście to nic szkodliwego, inaczej Uzdrowiciele nie kazaliby nam tego rozdawać. Ale jeżeli będzie go pani stosować regularnie, może przestawić pani zegar biologiczny. O, jest... Proszę. Nazywa się Przebudzenie.



Następny cudowny duszkowy specyfik z jakże rewolucyjną nazwą. No i chwilunia, Uzdrowiciele kazali to rozdawać? W celu? Żeby przesłuchiwani byli bardziej przytomni? Sleep deprivation jak w Guantanamo? Czy po prostu Łowcy to taki full-service, łącznie z rozdawaniem kofeinopodobych środków? Kawka i pączki, psze pani? Dobrze rozumiem?



Światła za nami nieco zwolniły.
„Niech przejadą obok, modliłam się w myślach. Nie zatrzymujcie się, nie zatrzymujcie, nie zatrzymujcie.”
„Oby to Kyle prowadził,” dodała błagalnie Melanie.
– Proszę pani?

Zamrugałam.
– Uhm. Przebudzenie?
– Wystarczy wciągnąć do płuc.
Trzymał w dłoni wąską puszkę aerozolu. Rozpylił lek w powietrzu, a ja posłusznie wychyliłam się i wzięłam głęboki wdech, jednocześnie zerkając w lusterko.
– O zapachu grejpfruta – powiedział Łowca. – Ładny, prawda?
– O tak, bardzo. – Umysł natychmiast mi się rozjaśnił. Ciężarówka zwolniła, po czym zatrzymała się za nami.



Ta scena jest przezabawna. Z jednej strony Wandzia wciąga jakieś grejpfrutowe bór wie co od dilującego dopalacze Łowcy, a z drugiej strony cała misterna, ekhm, ekhm, intryga zaraz się rypnie, bo panowie O’Shea w ciężarówce to idioci. Stefciu, chyba też coś wciągałaś, żeby napisać takie bzdury.



Na szczęście dla naszych bohaterów Łowca nie zmądrzał przez ostatnią chwilę i dalej jest naiwny jak owieczka. Nie dość, że nie sprawdza, po co ciężarówka się zatrzymała, to jeszcze wręcz pogania kierowcę, żeby jechał. Od razu przypomina mi się skecz Monty Pythonów pt. Secret Service Dentists:



                                       



Arthur: Wait a minute, there's something going on here.
Bookseller: What, where? You didn't see anything did you?
Arthur: No, but I think there's something going on here.
Bookseller: No no, well there's nothing going on here at all and he didn't see anything. Good morning.
Arthur: There is something going on.
Bookseller: Look there is nothing going on. Please believe me, there is abso...lutely nothing going on. Is there anything going on?
Van der Berg: No there's nothing going on.
Bookseller: See there's nothing going on.



Ciężarówka odjeżdża.





– I jak się pani czuje?
– Bardzo przytomnie – odparłam Łowcy.
– Przestanie działać za jakieś cztery godziny.
– Dziękuję.
Łowca zaśmiał się cicho.
– To ja dziękuję, Liście o Zmroku. Kiedy zobaczyliśmy pani pędzące auto, pomyśleliśmy, że to może ludzie. Trochę się spociłem, i to wcale nie od upału!



Ojejciu, jakie to straszne. Pff, z tych kolesi tacy Łowcy jak z koziej dupy trąbka.


– Proszę się nie martwić. Nic pani nie grozi. Możemy nawet jechać za panią aż do Phoenix.
– Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba. Proszę się nie kłopotać.
– Miło było panią poznać. Nie mogę się doczekać, aż wrócę do domu i powiem partnerce, że spotkałem kogoś z Planety Kwiatów. Na pewno się ucieszy.
– Uhm... proszę jej ode mnie powiedzieć „słońce jasne, dzień długi” – odrzekłam, tłumacząc na język Ziemian powszechnie używane wśród Kwiatów pozdrowienie.



Taa, i niech moc będzie z wami. Łowcy odjeżdżają nieświadomi niczego. Okazuje się więc, że właściwie głupota naszych włamywaczy ustępuje miejsca bezmyślności Łowców i nie trzeba się było o nic martwić.



– Pojechali – szepnęłam przez szczękające zęby.

Usłyszałam, jak Jared przełyka ślinę.
– Niewiele brakowało – odparł.
– Myślałam, że Kyle się zatrzyma.
– Ja też.
Oboje mówiliśmy szeptem.
– Łowca wszystko łyknął. – Jared wciąż nerwowo zaciskał zęby.

– Tak.
– Ja na jego miejscu nie dałbym się nabrać. Ciągle nie umiesz udawać.



Czy ja to muszę komentować? Jak te sparklące galarety opanowały Ziemię, skoro są tak łatwowierne i zwyczajnie głupie?



- Nie mogą mi nie wierzyć. Jestem... jestem czymś, co nie ma prawa istnieć. Czymś niemożliwym.
– Czymś niewiarygodnym – przyznał. – Wspaniałym.



Bellanda Wandella van der Mellen : 75




‘Nuff said.



– Tak naprawdę Łowcy są tacy sami jak reszta – powiedziałam pod nosem. – Nie ma co się ich bać.
Pokiwał wolno głową.
– Właściwie to możesz wszystko, prawda?



Pewnie, Wandzia jest tak zajebista, że sama byłaby w stanie wywalić dusze z Ziemi i przywrócić ją ludziom. Tylko jej się nie chce. 

Bellanda Wandella van der Mellen : 76

Aha, no i czy Łowcy nie mieli być jednak trochę inni od reszty sparklącego pomiotu? Stefciu, znów sobie przeczysz.



Wandzia i Jared dojeżdżają do ciężarówki Kyle’a. Cała grupa postanawia wracać do domu, są bowiem pewni, że ci kretyni (a.k.a. Łowcy) na pewno ich nie śledzą. Skąd ta pewność? Może Łowcy chcieli uśpić waszą czujność, odwalając amatorszczyznę, żeby potem potuptać za wami wprost do kryjówki? Nie, to byłoby przebiegłe, a Stefka chyba nie słyszała o takim koncepcie.



– Jak myślisz, co się stało? – zapytał Jared, przerywając mi rozmyślania.
– To znaczy?
– Chodzi mi o to zniknięcie, o którym mówił Łowca.

Zapatrzyłam się w dal.
– Chyba mówili o mnie...?

Oczywiście, zawsze wszystko musi być z tobą związane! Cały świat kręci się wokół Wandzi. Jaasne.



Bellanda Wandella van der Mellen : 77



– Nie sądzę, Wando. Powiedział, że to było ostatnio. Poza tym nie patrolowali autostrady przed naszym wyjazdem. To coś nowego. Szukają nas.
Przymrużył oczy, a ja otworzyłam swoje szerzej.
– Co oni zmajstrowali? – wybuchnął nagle, uderzając otwartą dłonią o obudowę deski rozdzielczej, aż podskoczyłam.
– Myślisz, że Jeb i reszta coś... zrobili?



Wandzia zaczyna obracać trybikami w czaszce. Dochodzi wreszcie do wniosku, że pewnie pod jej nieobecność Doktorek i Jeb znów zaczęli bawić się w wyciąganie duszyczek przemocą z ich żywicieli. Wandzia zaczyna więc oczywiście ryczeć. Jared proponuje, że to on poprowadzi.



I tym razem potrząsnęłam głową. Mimo łez widziałam całkiem dobrze. Nie sprzeciwiał się.



Bullshit. W ciemności ze ślepiami zalanymi łzami Wandzia akurat będzie dobrze widzieć drogę.



Wreszcie cała czwórka dociera do jaskiń. Wandzia ryczy dalej. Jared próbuje ją przeprosić i uspokoić.



Ian szybko do niego dołączył. Rzucił okiem na moją twarz, na wciąż załzawione policzki, na dłoń Jareda na moim barku, po czym podbiegł i wziął mnie w ramiona, przyciskając do siebie. Nie wiedzieć czemu, rozpłakałam się wtedy jeszcze bardziej. Przywarłam do niego, a moje łzy spływały mu na koszulkę.
– Już dobrze. Byłaś świetna. Już po wszystkim.
– Nie chodzi o Łowcę, Ian – odezwał się Jared napiętym głosem, nie zdejmując dłoni z mojego ramienia, choć musiał się teraz trochę przechylać, żeby mnie sięgnąć.



Mój ssskarb : 24



– Jak to?
– Patrolował autostradę nie bez przyczyny. Wygląda na to, że Doktor w czasie naszej nieobecności... pracował.
Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz i zdało mi się, że czuję w gardle posmak srebrzystej krwi.
– A niech to... – Wściekłość odebrała Ianowi głos. Nie mógł dokończyć zdania.
– No pięknie – odezwał się Kyle, zdegustowany. – Idioci. Wystarczyło, że wyjechaliśmy na parę tygodni i już narobili kłopotów. Mogli nam przecież powiedzieć, żebyśmy...
– Zamknij się, Kyle – uciął surowo Jared. – To teraz bez znaczenia. Musimy się szybko rozładować. Nie wiadomo, ilu Łowców nas szuka. Zabieramy tyle, ile zdołamy unieść, a potem bierzemy innych do pomocy.



Ciekawe, kto im te duszki zwoził, skoro najlepsi włamywaczo-porywacze pojechali po cheetosy. Pozostali statyści mają wszak mniejsze skille i łatwiej coś mogło pójść nie tak. Tzn. jeszcze łatwiej.

I czy ja dobrze czytam, Kyle jest niezadowolony z eksperymentów na duszkach? Mam nadzieję, że z powodów czysto logistycznych, a nie dlatego, że mu sumienie magicznie odrosło.


WandzioMela i chórek jej chłopców (Kyle’a też wliczam, w końcu pięknie wpisuje się w zbiór kolesi, którzy zrobili Wandzi jakąś krzywdę) biorą łupy i kierują się do jaskini. Na spotkanie wybiega im Jamie. Nie jest jednak cały w skowronkach na widok siostry i pozostałych.



Starałam się opanować emocje na czas powitania, żeby go nie zmartwić, bo spodziewałam się, że będzie uradowany. Tymczasem twarz miał od razu smutną, pobladłą i napiętą, a oczy zaczerwienione. Na umorusanych policzkach widniały jasne smużki; były to ślady łez.
– Jamie? – powiedzieliśmy jednocześnie Jared i ja. Oboje upuściliśmy pudła na ziemię.
Jamie przypadł do mnie i objął mnie w pasie.
– Och, Wanda! Och, Jared! – szlochał. – Wes nie żyje! Nie żyje! Zabił go Łowca!


Ojej. Jak mi przykro. Gdybym tylko pamiętała, który to statysta… To nie był aby ten koleś, który miał jako chyba jedyny normalnie funkcjonujący związek? Czas na risercz.



Guglu, guglu…



Taak, to ten, co kochał się w starszej od niego (gasp!) Lily. Nie żeby to cokolwiek zmieniało, i tak mi wisi, jak i cała reszta wyciętych z kartonu stojaków robiących za postaci drugo- i trzecioplanowe. Oh well.



Rozdział kończy się tym jakże fascynującym cliffhangerem.



Cóż mogę dodać? Rozdział się nie klei w ogóle do czegokolwiek, jakby został wyjęty z du… z innej książki. Stefce przypomniało się, że panuje jakaś wojna (a raczej końcówka tejże) ludzi z najeźdźcami z Kosmosu i może by jednak coś z tym zrobić. To się nie mogło udać. Nie wciska się takich scen bez planu. A założę się, że ałtorka w szale twórczym pisała toto o 3 nad ranem na kibelku. Cóż, widać za mało drzew zginęło w tej sprawie. Właściwie po co ta scena była, nie wiem. Ani nikogo Łowcy nie schwytali, nie przesłuchiwali, żadnych ofiar nie było. Kojarzycie może scenę pościgu z filmu? Właśnie. Tutaj mamy tylko pogawędkę i trochę dilerki (o co z tym kaman, też nie ogarniam). I’m confused. Again. A Maryboo ostrzegła mnie, że będzie jeszcze durniej.



Dlatego też postanowiłyśmy z moja drogą współanalizatorką dodać nową kategorię punktową, prawdopodobnie ostatnią. Będzie ona nam służyć do wykazania wszystkich whatthefucków, które są przed nami. Przy okazji czytania tego rozdziału przypomniał mi się okrzyk mojej wykładowczyni z farmakologii, którym kwitowała co dziwniejsze wydarzenia. Na pewno już go użyłam w którejś analizie. Dziś dostanie on upgrade do statusu kategorii. Zatem, aby oddać nasze skonfundowanie zaczynamy używać:



O jasna paszcza!



Także za dzisiejszy odcinek:



O jasna paszcza!: 1



I to tyle. Trzymajcie się, Misie – Pysie.



Statystyka:

Adolf approves : 54
Bellanda Wandella van der Mellen : 77
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 28
Ludzkość ssie: 59
Mea culpa: 31
Mój ssskarb : 24
Nie ma jak u mamy: 28
O jasna paszcza!: 1
Świat według Terencjusza: 78
Welcome to Bedrock: 70
Witaj, Morfeuszu : 17




Obsydianowy Trawnik



23 komentarze:

  1. Wow, nowa kategoria, tak bardzo fajna, wow :)
    Ta książka (ksionżka?) jest nader irytująca. Oni doskonale wiedzą, że duszkowa policja nie zatrzymuje każdego po kolei, a tylko tych którzy się wyróżniają na drodze - np. "zatrzymaliśmy pana, bo widzimy, że ma pan stłuczony reflektor. Czy byłby pan na tyle miły, że uda się pan do najbliższego warsztatu samochodowego? Bylibyśmy niezmiernie szczęśliwi, wiedząc, że jeździ pan sprawnym samochodem", więc CO ROBIĄ? Jeżdżą nieprzepisowo. No jasne... Dlaczego oni nie połknęli tego cyjanku? DLACZEGO?
    Akcja z dupy, Wes też z dupy, wszystko z dupy. Jest tak kijowo, że aż niemoc chwyta me palce uderzające w klawiaturę. Nie dam rady komentować :(
    Popo

    OdpowiedzUsuń
  2. "– No pięknie – odezwał się Kyle, zdegustowany. – Idioci. Wystarczyło, że wyjechaliśmy na parę tygodni i już narobili kłopotów. Mogli nam przecież powiedzieć, żebyśmy..."
    "I czy ja dobrze czytam, Kyle jest niezadowolony z eksperymentów na duszkach? Mam nadzieję, że z powodów czysto logistycznych, a nie dlatego, że mu sumienie magicznie odrosło." - Podejrzewam, że - wierząc w swój profesjonalizm w tym zakresie - zamierzał powiedzieć, że łatwiej byłoby po prostu dopisać duszki do listy zakupów, ale ponieważ sumienie kazało Jaredowi się wtrącić, to pewności nigdy nie będzie. Nie w tej książce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wydaje, że on chciał raczej powiedzieć: "Mogliby nam powiedzieć, żebyśmy wrócili później." Wiecie, jak już zrobią swoje, odnotują kolejną porażkę i posprzątają gabinet Doktorka po wszystkim.
      Wiecie, co jest kosmicznie zabawne i dotarło do mnie dopiero teraz? Że zanim Wandzia zaczęła się wozić z człowiekami na zakupy, oni mieli z tym tak wielką konspirę i byli tak niemożebnie ostrożni, ale umieli przy okazji ot tak, z miejsca porywać kilka duszek dla Doktora? Nie mieści mi się to w głowie. Zupełnie. Czy ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego porwanie duszy było dla nich łatwiejsze niż kradzież zapasów? Będę stokrotnie wdzięczna.

      Usuń
    2. Nieee, po prostu teraz Stefa lubi BSZ, poza tym przyszły szwagier Wandy nie może być przeciwko niej. Zobaczycie, że mam rację, kiedy Kyle w jedyny słuszny sposób znajdzie sobie dziewczynę. :D

      Usuń
  3. Analiza wyborna, Stefa nadal irytująca i głupia ponad wszelką miarę. Nie mam nic do dodania. Poza tym, że ja guglując Wesa odkryłam, że tego dzieła mają być jeszcze dwa tomy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawi mnie, czy Stefa zobaczyła na oczy chociaż jeden tom Harry'ego Pottera. Do diabła, jakim cudem Rowling mogła tak napisać historię, że czytelnika (no, przynajmniej mnie) smuci śmierć SOWY, a w przypadku Meyerowej mam niekiedy wręcz nadzieję, że połowa obsady pójdzie do piachu (z głównom bohaterkom na czele)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, to po prostu zajebistość sów, którą ciężko zepsuć.
      http://stream1.gifsoup.com/view6/4783830/cute-owl-o.gif
      http://www.tentacl.com/site/image/?id=3486fd42fd7163f47d66b17e68ce267e_o.gif&v=1401199911

      Usuń
  5. Jak czytam o tym, jak to niby Wandzi noga na gaz opadła ze zmęczenia, to mi się jakoś przypomina facet, który twierdził, że jechał szybko, bo noga mu gaz docisnęła, kiedy się przeciągał. XD

    Nazwa nowej kategorii genialna. :D Czyżby to z jej powodu nie było dzisiaj żadnego Terencjusza?

    OdpowiedzUsuń
  6. W sumie, aż dziwne, ze się kategoria wcześniej nie pojawiła, przy wszystkich biologicznych failach - why not? Why now? Mam wrażenie, ze za każdym razem, gdy któraś z was krzyczała, Stefa, EXPLAAAAIN możnaby punkciki z tej kategorii powstawiać za wtf.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie racja :) Dacie może tej kategorii z 20 punktów tak ze względu na stare dobre czasy? :D
      Popo

      Usuń
    2. Nie. Ta kategoria od początku była przemyślana na rozdziały 48 +, z jednego prostego powodu - jak się wkrótce przekonacie, ta część książki jest kompletne pozbawiona zarówno elementarnej logiki, jak i prawdopodobieństwa psychologicznego. Tutaj po prostu wszystko bierze w łeb, kanon ląduje w koszu, część postaci staje się OOC, a pozostali zmieniają się - nie da się tego określić inaczej - w istne potwory.

      Maryboo

      Usuń
    3. Chyba jestem masochistką, ale nie mogę się doczekać :)
      Popo

      Usuń
    4. Maryboo - na przykład Doktorek, co? :D

      Usuń
    5. Też nie mogę się doczekać :).

      Usuń
  7. Na analizę natknęłam się niedawno, ale pozwolę sobie tu napisać komentarz ogólny, jako iż jest to najświeższy post.
    Duszyczki. Wkurzają mnie jak mało co - a najlepsze jest to, że dzięki jednemu prostemu manewrowi (+ umiejętnościom pisarskim) naprawdę dałoby się zrobić tak, żebyśmy mogli poczuć odrobinę współczucia dla tego czegoś. Załóżmy, że oryginalnej planecie duszyczek grozi niebezpieczeństwo - wybuch ich słońca czy inne wchłonięcie przez czarną dziurę (w przypadku słońca nawet niepotrzebne byłyby jakieś skomplikowane przyrządy). Przerażone duszyczki zaczynają się modlić i bach! pojawiają się Sępy, możliwe nawet, że w dobrych zamiarach i wtem duszyczki odkrywają rozkosze pasożytowania. Może nawet zawarły jakiś układ, niestety, okazuje się, że na innej planecie nie są w stanie egzystować bez żywicieli (ot, inne środowisko, skład atmosfery itd) i w ten sposób, kierowane instynktem przetrwania zasiedlają kolejne planety. Jakby jeszcze Wandzia okazała w którymś momencie nieco skruchy: "Tak, wiem, że to okropne, co robimy, ale zrozumcie - nie mamy się gdzie podziać, musimy tak żyć, co byście zrobili na naszym miejscu?". Tadaaa, odpada cały bullshit z tym, że to wszystko dla dobra planety, blablabla, mielibyśmy ciekawy konflikt i dylemat moralny - jak daleko można się posunąć, żeby przetrwać? Naprawdę, przy odrobinie dobrej woli autora moglibyśmy współczuć tym świecącym robalom. Ale nieee, wszak wielokąty miłosne to o wiele ciekawszy temat niż jakaśtam wojna z Ufolami. Po diabła cała ta otoczka sci-fi (raczej fikszyn bez sajensu), nie mam pojęcia. Toż WandzioMela mogłaby cierpieć na najzwyklejsze rozdwojenie jaźni - o, to też by było ciekawe - jeden chłop loffcia jedną osobowość, inny drugą. Ech... Jak można tyle potencjału spieprzyć...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten rozdział wcale nie powstał tylko po to, żeby Wandzia mogła być jeszcze bardziej zajebista. No skądże, Stefciu, wcale a wcale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakkolwiek Stefa się nie stara i tak słowo "zajebista" jest ostatnim, co przychodzi mi na myśl, kiedy wyobrażam sobie Wandzię...
      Popo

      Usuń
    2. niemniej zamierzenie autorki było właśnie takie ^^

      Usuń
  9. Przepraszam za komentarz zbaczający z tematu odcinka, ale myślałam o Sharon i doszłam do wniosku, że wątek protagonisty i Scary Sue da się poprowadzić dobrze. Na przykład w Harrym Potterze Draco Malfoy kwalifikuje się na Scary Sue, przy czym Rowling bardzo logicznie skonstruowała obie postacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie, Draco był jedną z ważniejszych postaci na początku, a później się tylko tak malowniczo rozmył. A szkoda, bo miałam nadzieję na jakiś większy wątek z nim.
      Ale co racja to racja - Malfoya przynajmniej da się lubić (za coś tam), ale Sharon nie, ponieważ ona nie ma żadnych interakcji poza "gromieniem wzrokiem" i takimi tam. Przecież ona się nie odezwała więcej niż raz lub dwa!
      I od razu kojarzą mi się słowa Kinga, że różnica między Rowling a Meyer jest taka, że Rowling umie pisać, a Meyer nie :)
      Popo

      Usuń
  10. Ostatnio wpadło mi do głowy - skoro duszyczki mają inny skład chemiczny to skąd pewność, że cyjanek zadziała na Wandzię? Zabije Melanie, owszem, ale dlaczego jest pewna, że siebie także? Przecież Wandzia miała użyć trucizny, gdy byłaby między duszyczkami, więc wyjęliby Wandzię z jej mundurka i włożyli do innego. Chyba że się mylę, to proszę o sprostowanie : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Magia sci fi*! A na serio, to podobno duszka bez żywiciela umiera błyskawicznie, wiec jak zostanie w martwym zywicielu, to moze tez umrze, z braku środowiska do zycia...?

      Usuń
    2. Była tam akcja z ratowaniem jakiejś duszyczki na planecie szponowców (ok, nie pamiętam dokładnie - ktoś serio pamięta? - ale Wandzia kiedyśtam się tym popisywała), gdzie chodziło o szybkie przeniesienie bo żywiciel umierał. Wandzia wspomniała też, że gdyby została Matką, to jej pierdyliard młodych byłby skazany na śmierć z braku żywiciela.
      A nawet gdyby zdążyli uratować Wandzię - przecież duszki są takie dobre, że nie posunęłyby się do torturowania jej czy wymuszania zeznań w jakikolwiek sposób. Tylko z człowieka można wyciągnąć wspomnienia, żywa Wandzia z martwą Melanie byłaby im na nic.

      Usuń