Moi
drodzy, Jamie umiera.
...Tak,
to był ten moment, w którym mieliście się przejąć.
Przed wejściem do naszego pokoju zgromadził się tłum ludzi. Jared, Kyle i Ian dopiero co wrócili z rozpaczliwego wypadu, niestety z pustymi rękoma. Przez trzy dni narażali życie, lecz jedyną rzeczą, jaką udało im się zdobyć, była przenośna lodówka wypełniona kostkami lodu. Trudy robiła teraz zimne kompresy i kładła je Jamiemu na czole i piersi, a także pod kark.
Aaach.
A więc wreszcie dotarliśmy do TEGO momentu powieści. Pamiętacie,
jak przy wątku Waltera obiecałam Wam, że w swoim czasie skupimy
się na idiotyzmie związanym z brakiem medykamentów wśród
uciekinierów? Cóż, właśnie nadeszła właściwa chwila. Od razu
jednak mówię: tym razem nie będzie długiego wywodu na wzór moich
narzekań o czworokącie miłosnym czy Jaredzie - troglodycie. Nie ma
ku temu podstawy, bo owa kwestia nie jest niesmaczna czy oburzająca;
jest po prostu...głupia.
To ja zmieniałabym mu okłady, gdyby nie to, że nie mogłam się ruszyć. Gdybym się ruszyła, rozpadłabym się na mikroskopijne kawałki.
Nie,
nie pominęłam tu żadnej wzmianki o tym, że Wanda jest
sparaliżowana/straciła władze w nogach i porusza się na wózku.
To metafora na wzór słynnej Dziury pod Cyckiem z Nju Muna.
Przekładając
z Meyerowego na nasze: Wagabunda jest zbyt pochłonięta
angstowaniem, by ulżyć w cierpieniu swemu konającemu bratu.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 63
– Nic? – wymamrotał Doktor. – A sprawdziliście...– We wszystkich miejscach, jakie nam tylko przyszły do głowy – przerwał mu Kyle. – Antybiotyki to nie środki przeciwbólowe ani narkotyki, ludzie nigdy nie mieli powodów, by trzymać je w ukryciu. Gdyby ciągle istniały, leżałyby na wierzchu. Ale już ich nie ma.
Jeszcze
chwilka, jeszcze momencik...
Z
Jamiem jest coraz gorzej, do tego stopnia, iż nie jest w stanie
przełknąć wody, którą podsuwa mu Doktor.
Miałam wrażenie, że już nigdy nie będę w stanie się ruszyć. Że stanę się częścią skalnego muru. Pragnęłam być skałą.Pomyślałam, że jeśli wykopią na pustyni dół dla Jamiego, będą mnie musieli zakopać razem z nim.
Skarbie,
jeśli dorzucicie tam Howe'a i parę O'Sheów, to będzie to
najpiękniejsze zakończenie książki, z jakim kiedykolwiek miałam
do czynienia.
A
tak w ogóle, z kim Wam się kojarzą te rozegzaltowane teksty?
Bellanda
Wandella van der Mellen : 64
Mela,
w przeciwieństwie do duszki, nie ma zamiaru bezczynnie patrzeć na
umierającego brata:
„Starali się.”„Samo staranie się niczego nie rozwiąże. Jamie n i e m o ż e umrzeć. Muszą szukać dalej.”„Po co? Nawet gdyby znaleźli te wasze stare antybiotyki, jakie są szanse, że będą wciąż dobre? Zresztą i tak miały niską skuteczność. Są niewiele warte. Jamie nie potrzebuje waszych lekarstw. Potrzeba mu czegoś więcej. Czegoś, co naprawdę działa...”Nagle mnie olśniło. Oddech mi przyspieszył, stał się głębszy.„Potrzeba mu moich lekarstw”, uświadomiłam sobie.
To
naprawdę smutne, kiedy najinteligentniejszą jednostką wśród
uciekinierów okazuje się być galaretopodobny twór.
Otworzyłam skamieniałe usta.– Jamie potrzebuje prawdziwych lekarstw. Takich, jakich używają dusze. Musimy je zdobyć.Doktor zmarszczył brwi.– Nie wiemy nawet, jak działają.– Czy to ważne? – Mój głos przechodził powoli gniewem Melanie. – Najważniejsze, że działają. Mogą uratować mu życie.
Dla
was może nie bardzo, dla mnie i czytelników – wprost przeciwnie.
Meyer, to doskonałe pytanie: JAK działają lekarstwa dusz?
Pomyślcie
tylko. Kosmici sami w sobie nie chorują, nie potrzebują więc
żadnych farmaceutyków. Z leków nie korzystała żadna z dotychczas
skolonizowanych ras. Ludzie to jedyny gatunek, który wytwarza
lekarstwa, ale ponieważ dusze gardzą naszymi dokonaniami w tej
dziedzinie, kompletnie nie interesuje ich działanie ziemskich
antybiotyków i produkują własny towar...Z czego? W jaki sposób?
Jakim cudem wiedzą, czego potrzebuje ludzki mundurek? Skąd biorą
surowce?
Stefciu,
to, ze piszesz sci-fi nie oznacza, że możesz machnąć ręką na
powyższe pytania i stwierdzić, że to obca technologia. Ja muszę
ZNAĆ ową technologię, muszę wiedzieć, jakim cudem duszki
wynalazły idealne panaceum na wszelakie możliwe bolączki. Dopóki
mi tego nie wyjaśnisz – sorry, ale znajdujesz się mniej więcej
na tym samym poziomie co niżej podpisana, która w wieku dwunastu
lat wymyśliła Mary Sujkę obdarzoną nieograniczoną mocą
magiczną. Nie trzeba chyba mówić, że ktoś, kto nazywa siebie
pisarzem powinien prezentować nieco wyższy poziom warsztatu.
– Nie mamy jak ich zdobyć – odezwał się Jeb zrezygnowanym tonem, jakby już się poddał. – Możemy się zapuszczać tylko tam, gdzie nikogo nie ma. W szpitalach zawsze ktoś jest. Przez całą dobę. Nie sposób przejść niezauważonym. Nie pomożemy Jamiemu, dając się złapać.(…)– Musi być jakiś sposób.Jared przytaknął, kiwając głową.– Może jakieś małe miejsce. Strzelba narobiłaby zbyt wiele hałasu, ale gdyby było nas dużo, moglibyśmy użyć noży.(…)– Nie ma na to szans, chłopcze. Ktoś by od razu dał cynk Łowcom. Nawet gdyby udało nam się prysnąć, nie daliby nam po czymś takim spokoju. A trudno byłoby w ogóle się stamtąd wydostać. No i ruszyliby za nami w pościg.
No
i dotarliśmy do celu.
Kochani,
przeczytajcie powyższe cytaty, a później przypomnijcie sobie, czym
„zawodowo” zajmuje się męska część populacji zamieszkującej
jaskinię.
Tak.
Jared, Kyle i reszta ferajny przysługują się reszcie komuny
regularnie wypuszczając się na włam do duszkowych miast i wsi.
Ostatnio byli tam kilka dni temu po lód dla Jamiego.
I
nikt z nich ani razu nie wpadł na to, żeby zwędzić jakieś leki.
To
nie jest wpadka w rodzaju tych, które wpędzają mnie w czarną
rozpacz albo w szał. Ja jestem po prostu...zdumiona. To zdecydowanie
najgłupsza z fabularnych dziur z jaką kiedykolwiek miałam do
czynienia w dziełach Meyer, a przecież przerabiałam śmierć przez
głuchy telefon w Nju Munie. Wszystkie z przytoczonych powyżej
argumentów są absolutnie bez sensu.
Owszem,
w dużych szpitalach zapewne nie ma chwili spokoju, ale co z
mniejszymi, prywatnymi klinikami? Dusze nie mają ochrony, nie jest
im do niczego potrzebna. Dlaczego Howe i spółka nie włamią się
do przychodni lub w ostateczności do prywatnego domu jakiegoś
Uzdrowiciela, który powinien mieć (małe, ale jednak) własne
zapasy?
Po
co kogokolwiek zabijać (tak, wiem, to dusze, powyższe pytanie jest
inwalidą)? Chloroform, gaz usypiający – kilka sekund i wszyscy
smacznie chrapią. Wchodzimy, wynosimy lekarstwa, duszki budzą się
po jakimś czasie i nawet nie wiedzą, co zaszło. 1:0 dla naszych.
Nie,
nie byłoby wam się trudno wydostać – dusze (przynajmniej w
teorii) nie są zdolne do agresji. Nikt nawet nie próbowałby was
zatrzymać. Kosmici mogliby wezwać Łowców, ale istnieje spora
szansa, że zanim kawaleria zjawiłaby się na miejscu, bylibyście
już w połowie drogi do kryjówki (ostatecznie nagłe wezwania nie
są czymś powszechnym w Duszkolandii).
Naprawdę,
cały ten konflikt nie ma najmniejszego sensu, ponieważ tu
najzwyczajniej w świecie NIE MA żadnego konfliktu. Mamy
bandę pokojowo nastawionych, naiwnych dusz w starciu ze
zdeterminowanymi i zaprawionymi w bojach ludźmi – szanse
przegranej Howe'a i spółki to mniej więcej 1 do 10000.
A
więc – spytacie – po co ta cała drama?
Musimy go uratować – powiedziałam, tym razem głośniej.Jeb spojrzał na mnie.– Skarbie, nie możemy tak po prostu tam wejść i poprosić o pomoc.Wtedy dotarła do mnie kolejna prosta i oczywista prawda.– Wy nie. Ale ja tak.
Ta
daam! Oczywista – chodzi o awatara Stefy. Widzicie, z twórczością
Meyer jest ten problem, że autorka desperacko stara się wykreować
każdego ze swych self-insertów na heroinę, która w kryzysowym
momencie ratuje sytuację. Ponieważ jednak owe self-inserty są,
delikatnie mówiąc, dosyć niezaradne życiowo i cokolwiek
przygłupie, Stefcia daje im możliwość wykazania się poprzez
drastyczne obniżenie IQ u całej reszty bohaterów. Gdyby Jared i
reszta zebrali się do kupy i najechali na pierwszą lepszą aptekę,
Wagabunda nie miałaby się czym wykazać, wobec czego Meyer
tymczasowo czyni z panów naiwne strachajły – i Voilà! Nasz
specjalny płatek śniegu jako jedyny ma w sobie dosyć męstwa, by
stawić czoło zagrożeniu. Zupełnie jak u Belli, jej odwaga bazuje
tylko i li na bezmyślności tych wokół niej (Alice i Jasper
chowający się w hotelu, podczas gdy James przeglądał kolekcję
VHS w Swan Manor, anyone?).
Bellanda
Wandella van der Mellen : 65
Tak,
moi drodzy – śmierć Waltera i choroba Jamiego, dwa (było nie
było) potężne wątki fabularne istnieją tylko po to, by Stefa
mogła masturbować się do wspaniałości swojego awatara. Och, w
tym drugim przypadku będziemy mieli do czynienia z odrobiną rozwoju
na tle psychologicznym, ale nie zmienia to faktu, iż cel
wprowadzenia owych wydarzeń był jasny – dać Wandzi szansę na
udowodnienie swej zajefajności.
Aha,
mam tu jeszcze jeden smakowity cytat:
– Ja też nie chcę, żeby chłopak umarł, ale nie możemy dla jednej osoby ryzykować życia nas wszystkich – stwierdził Kyle. – Ludzie umierają, zdarza się. Nie dajmy się zwariować z powodu jednego dziecka.Miałam ochotę go udusić, odciąć mu dopływ powietrza, by zatrzymać ten chłodny potok słów. Ja – nie Melanie, To j a chciałam sprawić, żeby posiniał na twarzy. Melanie czuła podobnie, ale wiedziałam, jaka część tej agresji pochodzi bezpośrednio ode mnie.
To
by było na tyle, w kwestii dobrej i pokojowej natury dusz. Ale nie
martwcie się, największy fail tej powieści ciągle przed nami.
Świat
według Terencjusza: 68
Wróćmy
do głównego wątku. Plan Wandy okazuje się być...
...no
cóż.
...Wiecie
co? To chyba pierwszy raz, kiedy Meyer tak uroczo wpadła w sidła
zastawione przez swoje własne niedbalstwo i brak poszanowania dla
kanonu. Naprawdę, kiedy zdałam sobie z tego sprawę przy czytaniu,
na mojej twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha. Uwaga, będzie
dłuższy cytat, ale proszę: zapoznajcie się z nim dokładnie.
– Dusze nie są ani trochę podejrzliwe. Wcale nie muszę umieć dobrze kłamać, i tak niczego się nie domyślą. Do głowy im nie przyjdzie, że coś przed nimi kryję. Oczywiście, że nie. Jestem jedną z nich. Zrobią wszystko, żeby mi pomóc. Mogę im powiedzieć, że zrobiłam sobie krzywdę, chodząc po górach, albo coś w tym rodzaju... Potem postaram się zostać na chwilę sama i zabiorę tyle lekarstw, ile dam radę schować. Pomyślcie tylko! Mogę zabrać tyle, by starczyło wam na długie lata. I Jamie będzie zdrowy! Czemu wcześniej o tym nie pomyślałam? Może nawet Waltera dałoby się uratować.Dopiero teraz podniosłam wzrok i rozejrzałam się błyszczącymi oczami po pokoju. Co za doskonały plan!Tak doskonały, tak nieskazitelnie słuszny, tak w moim mniemaniu oczywisty, że minęło pół wieczności, zanim zrozumiałam ich miny. Gdyby nie złowieszczy grymas Kyle’a, pewnie zajęłoby mi to jeszcze więcej czasu.Nienawiść. Podejrzliwość. Strach.Nawet pokerowa twarz Jeba na niewiele się tym razem zdała. W jego przymrużonych oczach widniało niedowierzanie.Każda z tych twarzy mówiła „nie“.
Jak
się zaraz przekonamy, celem tej konfrontacji jest pokazanie, jak to
złe, złe człowieki nie ufają naszemu robaczkowi o złotym
serduszku. W tym momencie mamy znielubić całą ludzkość (tak,
Jeba też to dotyczy), która woli zaryzykować życie Jamiego, niż
uwierzyć na słowo zapewnieniom Wandzi, że chce im pomóc.
Z
ową sceną wiążą się dwa problemy: nie mam pojęcia, czy Stefcia
była świadoma istnienia pierwszego; jestem absolutnie pewna, iż
nie zdaje sobie sprawy z istnienia drugiego.
Problem
nr 1: Biorąc
pod uwagę wydarzenia z rozdziałów 40-41, uciekinierzy nie mają
żadnego powodu, by ufać Wagabundzie.
Przypomnijcie
sobie tylko scenę, jaką urządziła kosmitka, jej spazmy i
określanie mieszkańców jaskini mianem morderców. Wszystko to
miało miejsce zaledwie kilka dni wcześniej. Czy naprawdę można
się dziwić Jebowi i spółce, iż podejrzewają Wandę o chęć
doniesienia swoim na „zabójców”? Dziewczyna wykrzyczała im w
twarz, że uważa ich za bezduszne monstra, które czerpią radość
z beznamiętnego zabijania niemowląt. Wniosek nasuwa się sam –
duszka utraciła resztki sympatii do naszych i desperacko szuka
okazji, by uciec do przedstawicieli swojego gatunku. Naprawdę,
Doktor, Jared i nawet Kyle nie wetują propozycji Wandzi z małpiej
złośliwości: na ten moment jest to po prostu jedyne logiczne
wytłumaczenie jej zachowania.
Problem
2: Ktoś
tu złapał się w zastawione przez siebie wnyki.
Czy
ktoś z Was dostrzegł już drobny problem w rozumowaniu Wandy? Jeśli
nie, pozwólcie, że dam Wam wskazówkę:
Dusze nie są ani trochę podejrzliwe. Wcale nie muszę umieć dobrze kłamać, i tak niczego się nie domyślą. Do głowy im nie przyjdzie, że coś przed nimi kryję.
Wagabundo?
TY
jesteś duszą.
W tej
jednej wypowiedzi zaprzeczyłaś sama sobie. Jeśli jesteś w stanie
wykoncypować, jak z premedytacją oszukać swoich krajan, to znaczy,
że leży to w twojej naturze, a zatem pojęcie matactwa znajduje się
w słowniku przeciętnej duszy – ergo, nie jesteście tak niewinni,
jak lubicie to wmawiać światu.
Ale
niech tam, załóżmy, że tylko nasz płatek śniegu jest w stanie
zniżyć się do czegoś tak strasznego i ludzkiego, jak kłamstwo.
Mogę im powiedzieć, że zrobiłam sobie krzywdę, chodząc po górach, albo coś w tym rodzaju...
Innymi
słowy, skłamiesz. Przekonująco czy nie, to nie ma większego
znaczenia – grunt, że powiesz komuś w oczy nieprawdę.
Czego
oficjalnie nie
jesteś w stanie
uczynić.
Wagabunda
właśnie przyznała, że powszechna wiedza o prawdomówności dusz
to bujda. Przyznała, że kosmici są w stanie skłamać – a
przynajmniej, że ona jest w stanie to uczynić.
Pamiętajcie,
my jako czytelnicy wiemy od początku, iż z ust robaczka zazwyczaj
wylewa się potok blag, ale mieszkańcy jaskini nie są tego świadomi
– często żartują, że Wandzia kłamie, by kogoś obronić, ale
oficjalnie tego rodzaju zachowanie nie jest możliwe.
O
ile ich informacje o duszach nie są mylne...Lub Wagabunda nie jest
Łowcą.
Tak
czy inaczej – brawo, robaczku. Właśnie osobiście wcisnęłaś
ludziom broń do ręki, oznajmiając, iż przez cały ten czas
kłamałaś w kwestii kłamstw i/lub swej prawdziwej natury.
Naprawdę, nie mam pojęcia, dlaczego w takiej sytuacji wszyscy
zbiorowo nie rzucają się gratulować ci wspaniałego pomysłu.
Świat
według Terencjusza: 69
„Czy oni są nienormalni? Nie widzą, jak bardzo wszyscy byśmy na tym skorzystali?”„Nie ufają mi. Myślą, że chcę ich wydać, że chcę wydać Jamiego!”
Cóż,
lepiej dmuchać na zimne. Oczywiście, śmierć niewinnego chłopaka
jest czymś tragicznym, ale niestety, Brat Samo Zło ma nieco racji:
w czasach walki o przetrwanie narażanie dobra ogółu dla jednostki
zazwyczaj prowadzi do katastrofy, niezależnie od tego, jak bardzo
krajałoby nam się serce.
Rzecz
jasna, serca i ludzkie bezpieczeństwo mogłyby pozostać w stanie
nienaruszonym, gdyby panowie, miast załamywać rączki, zrobili
krótki i efektowny napad z bronią w ręku. To naprawdę
nie jest patowa sytuacja, niezależnie od tego, co próbuje nam
wmówić autorka.
– Cierpliwa bestia, co? – fuknął Kyle. – Długo czekała na dogodny moment, trzeba jej to przyznać.Znów musiałam się powstrzymywać, żeby nie rzucić mu się do gardła.
Meyer,
chcę się poznęcać nad „niewinnością” Wagabundy w bardzo
konkretnym momencie powieści, nie psuj mi zabawy przez tego rodzaju
wstawki.
Świat
według Terencjusza: 70
– Doktorze? – odezwałam się błagalnym głosem.Nie spojrzał mi w oczy.– Nawet gdybyśmy mogli cię wypuścić na zewnątrz, Wando... I tak nie mógłbym zaufać lekom, o których nie mam żadnego pojęcia.
Och,
nie martw się, Doktorku: to towar importowany z Meyerlandu, jest go
w stanie zaaplikować nawet pięciolatek i leczy wszystko, od
grzybicy stóp po AIDS.
Nie,
to powyżej to nie była ironia. Ale wszystko w swoim czasie.
Niestety,
ostatnia nadzieja Wandzi w postaci Iana i Jareda także głosuje na
„nie” w sprawie wycieczki.
Poczułam, jak uginają się pode mną kolana. Upadłam przed siebie, wyrywając dłoń z uścisku Iana, gdy ten próbował mnie podnieść. Doczołgałam się do Jamiego i odtrąciłam Trudy na bok łokciem. Wszyscy przyglądali się w milczeniu. Zdjęłam mu kompres z głowy i nałożyłam świeży lód. Ani razu nie spojrzałam w żadne z utkwionych we mnie oczu. I tak nic nie widziałam przez łzy.– Jamie, Jamie, Jamie – zawodziłam. – Jamie, Jamie, Jamie.
A
teraz każdy z nas poświęca minutę na wyimaginowanie sobie
powyższej sceny.
…
Meyer,
wydaje mi się, że gromki wybuch śmiechu to nie rezultat, jaki
chciałaś osiągnąć tym opisem. Ale cóż, tradycja bohaterek
które omdlewają pod wpływem stresu trzyma się u ciebie silnie od
lat.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 66
Kiedy pokój prawie całkiem opustoszał, Ian uklęknął przy mnie.– Wiem, że chcesz dobrze... ale Wando, oni cię zabiją, jeżeli spróbujesz – szeptał. – Po tym, co się stało... w szpitalu. Boją się, że masz teraz powód, żeby nas zdradzić...
A,
czyli Stefa jednak zdaje sobie sprawę z Problemu nr 1. Cóż, dobre
i to.
– Przykro mi, złotko – mruknął Jeb, wychodząc za nim.
A
tak swoją drogą – Jeb jest stryjem Jamiego. Gdyby ktoś
zapomniał, w jaskini mieszkają jeszcze inni członkowie klanu
Stryder. Gdzie się podziewają Maggie z Sharon? Można by pomyśleć,
że sztandarowe Scary Sues nie przepuszczą żadnej okazji, by
zmieszać Wandzię z błotem.
Wagabunda
zostaje sama w pomieszczeniu, nie licząc drzemiącego Doktora
(nawiasem mówiąc, poza osobami wymienionymi w cytatach przy łóżku
Jamiego znajdował się jeszcze cały tłum statystów, diabli
wiedzą, po co) i spędza bezsenną noc zmieniając nie-bratu
opatrunki i zastanawiając się, ile jeszcze zostało mu czasu, nim
nieuchronnie pożegna się z tym światem. Jej przemyślenia są
wypełnione górnolotnym angstem, ale z racji specjalnych
okoliczności wyjątkowo jestem w stanie przymknąć na to oko.
Aż
tu nagle!
Nagle Doktor krzyknął. Był to dziwny, przytłumiony odgłos, jak gdyby usta miał przyciśnięte do poduszki.Ujrzałam w ciemnościach ruchome kształty. W pierwszej chwili zdawały się nie mieć sensu. Doktor dziwnie podrygiwał. Zrobił się duży – jakby miał zbyt wiele rąk. Byłam przerażona. Nachyliłam się nad nieruchomą figurą Jamiego, chcąc go ochronić przed niebezpieczeństwem, jakiekolwiek ono było. Nie mogłam uciec, gdy tak leżał bezbronny. Serce tłukło mi o żebra.Po chwili Doktor przestał wymachiwać rękoma. Znowu rozległo się chrapanie, tym razem cięższe i głośniejsze. Osunął się z powrotem na ziemię i ujrzałam, jak wyłania się z niego drugi cień. Ktoś przede mną stał.
Kochani,
powiedzcie, ale tak szczerze: czy wy też patrząc na ten głupawy
opis macie wrażenie, że Doktora zaatakowało coś w rodzaju
Latającego Potwora Spaghetti?
...Cóż,
prawda jest jednocześnie mniej zabawna i dużo bardziej
przerażająca:
– Chodźmy – szepnął Jared. – Nie ma czasu do stracenia.Serce prawie mi wybuchło.Wierzy.Zerwałam się na nogi, siłą woli prostując zdrętwiałe kolana.– Co zrobiłeś Doktorowi?– Chloroform. Długo nie potrzyma.
„Chloroform.
Długo nie potrzyma.”
„Chloroform.
Długo nie potrzyma.”
„Chloroform”
„CHLOROFORM”
Meyer?
Nie. Nie chcę czytać o kombinacji Jared + chloroform, niezależnie
od okoliczności. Pewne obrazy są nawet ponad moją wytrzymałość.
Jared
wyprowadza duszkę do ogrodu, gdzie przewiązuje jej oczka. Następnie
mamy ciągnący się przez tysiąc stron akapit traktujący o podróży
po ciemku przez jaskinię (nie mogę się oprzeć wrażeniu, że
Stefcia najzwyczajniej w świecie skopiowała wcześniejsze ustępy
dotyczące Wagabundzinej podróży po kryjówce). Następnie
docierają na pustynię, skąd muszą się dostać do jeepa. Jest
pewna trudność: czas nas goni i trzeba zejść z oczu naszym (jak
nasi mają ich wyniuchać na pustyni, Meyer niestety nie wyjaśniła),
więc po pierwszym potknięciu dziewczyny Howe zdejmuje jej opaskę i
każde biec najszybciej, jak potrafi.
Biegliśmy mniej więcej godzinę
Biegli
godzinę bez przerwy.
Szybkim
tempem.
Po
pustyni (choćby i z ubitym piachem).
Aha.
Autorko,
zdajesz sobie sprawę, że taki wyczyn wymaga nie lada treningu
kondycyjnego i mało prawdopodobnym jest by W&M, które od
miesięcy kiszą się w jaskini, były w stanie dokonać czegoś
podobnego, prawda?
Docieramy
do kolejnej jaskini z autami...
...Chwila,
moment. Garaż znajduje się godzinę
szybkiego biegu od kryjówki?
Czy
Stefa poświęca bodaj minutę na przemyślenie tego, co radośnie
wystukuje na klawiaturze w twórczym szale? Jak to niby ma wyglądać
z logistycznego punktu widzenia? Panowie targają kilka godzin towary
na plecach niczym muły? A może podjeżdżają pod jaskinię nr 1,
po czym odstawiają auta pod jaskinię nr 2, zostawiając za sobą
malownicze ślady? Zresztą, furda ślady – co w przypadku nagłej
ewakuacji?
Że
tak posłużę się gifem wykonanym kiedyś przez jedną z naszych
czytelniczek:
Para
wsiada do autka:
Przestraszył mnie warkot silnika. Wydawał się bardzo głośny. Tylu ludzi nas teraz szukało.
Skarbie,
jesteś godzinę biegu od kryjówki. O ile Jared nie wmontował
silnika od odrzutowca ośmielam się twierdzić, iż nic wam nie
grozi.
Howe
oznajmia, że wybierają się do Tucson.
– Ale nie Saint Mary’s?Wyczuł niepokój w moim głosie.– Nie, dlaczego?– Znam tam kogoś.Milczał przez parę chwil.– Poznają cię?– Nie. Moja twarz nie będzie nikomu nic mówić. My nie mamy... listów gończych.
To
każe mi się zastanawiać, jakim cudem Łowcy zdołali przez tyle
lat utrzymać w garści swoją fuchę. Serio – jeśli nikomu nie
zależy na schwytaniu wywrotowych jednostek, to jaka jest gwarancja,
że cały system prędzej czy później nie trafi szlag? No i w końcu
– co z osobnikami, które najzwyczajniej w świecie zaginęły?
Przecież według oficjalnej wersji wydarzeń Wandzia rozbiła się
na środku pustyni!
Jared
testuje lojalność duszki, wciskając jej w rękę truciznę i
tłumacząc, że jeśli ktoś ją złapie, ma natychmiast zażyć
kapsułkę, by nie dopuścić do przejęcia ciała Mel przez kolejną
duszę.
Wanda
wybucha śmiechem, Howe chce wiedzieć, o co biega:
– Nie rozumiesz? Nie chciałam oddać życia dla milionów dusz. Dla własnych... dzieci. Bałam się umrzeć na zawsze. A teraz jestem gotowa to zrobić dla jednego obcego dziecka. – Znowu się zaśmiałam. – To absurdalne. Ale nie martw się. Jeśli będzie trzeba, umrę, żeby chronić Jamiego.
Ojej,
Wagabunda jest gotowa oddać życie dla swojego maluszka!
Bellanda
Wandella van der Mellen : 67
Który
nie jest maluszkiem od dobrych ośmiu lat!
Nie
ma jak u mamy: 26
Ale
swoją drogą straszny z niej samolub – żeby nie chcieć dać się
rozerwać na miliony kawałków tylko po to, by stworzyć kolejne
pokolenie dusz, których i tak jest już zbyt wiele?
Mea
culpa: 31
Jared
odjeżdża kilka kilometrów dalej, po czym zatrzymuje auto i podaje
Wandzie nowe, czyściutkie ubranka, coby swą aparycją nie wzbudzała
zdziwienia wśród szpitalnych dusz.
– Włóż.Wahałam się przez chwilę, podczas gdy on zastanawiał się, na co czekam. Zarumieniłam się i obróciłam do niego plecami. Zdjęłam przez głowę zniszczoną koszulę, po czym ubrałam się najspieszniej, jak mogłam.Jared odchrząknął.– A. To ja... pójdę do auta. – Usłyszałam, jak się oddala.
A
gdzie Mela? Można by pomyśleć, że w takiej sytuacji dostanie
regularnego napadu histerii („Rozbierasz się przy nim! Jared,
dlaczego się gapisz?! Jared, dlaczego się nie
gapisz?!”).
Usłyszałam, jak Jared zapala inny samochód, cichszy niż jeep. Obróciłam się i zobaczyłam, jak z głębokiego cienia skały wynurza się skromny sedan. Po chwili Jared wysiadł i przeczepił podarte płachty z jeepa na tylni zderzak auta. Następnie podjechał nim bliżej. Ujrzałam, jak ciężkie płachty zacierają ślad opon i zrozumiałam, do czego służą.
Mamy
więc do czynienia z garażem nr 3. Nie do końca wiem, jak
pragnienie wtopienia się w tłum przekłada się na ciągnięcie za
sobą połaci materiału, no, ale ja nie jestem Pierwszym Włamywaczem
Duszkolandii.
– Jedźmy.– Poczekaj – powiedziałam.Zniżyłam się, by przejrzeć się w bocznym lusterku.Niedobrze. Zaczesałam sięgające mi do brody włosy na policzek, ale to nie wystarczyło. Dotknęłam go zmartwiona, zagryzając wargę.– Jared, nie mogę tam wejść z taką twarzą. – Wskazałam palcem długą, nierówną szramę.– Słucham?– Żadna dusza nie przyszłaby do szpitala z zabliźnioną raną. Takie rzeczy leczy się od razu. Zaczną się zastanawiać, gdzie byłam. Będą zadawać pytania.
Eee...jak
sama stwierdziłaś kilka godzin temu, możesz powiedzieć, że
wybrałaś się na kilkutygodniową górską wycieczkę i zrobiłaś
sobie kuku. Co w tym takiego skomplikowanego?
Jednak
nie martwmy się – nasza heroina znalazła inne, równie
inteligentne rozwiązanie:
– Potrzebuję kamienia. – Westchnęłam. – Będziesz musiał mnie uderzyć.
Czy
Jared skorzysta z propozycji, która jest niczym syreni śpiew dla
jego najgłębszych, instynktownych potrzeb? Czy podstęp się uda?
Przekonamy się już za tydzień.
Statystyka:
Adolf approves : 50
Bellanda Wandella van der Mellen : 67
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 27
Ludzkość ssie: 55
Mea culpa: 31
Mój ssskarb : 22
Nie ma jak u mamy: 26
Świat według Terencjusza: 70
Welcome to Bedrock: 64
Witaj, Morfeuszu : 16
Adolf approves : 50
Bellanda Wandella van der Mellen : 67
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 27
Ludzkość ssie: 55
Mea culpa: 31
Mój ssskarb : 22
Nie ma jak u mamy: 26
Świat według Terencjusza: 70
Welcome to Bedrock: 64
Witaj, Morfeuszu : 16
Maryboo
Najgorsze jest to, że ona z tym kamieniem... Zresztą nieważne. Ja tam współczuję Jamiemu, naprawdę. Został wplątany w Plan Meyer. Jest mi przykro z powodu każdej postaci, która uczestniczy w tej farsie. Oprócz głównej trójki albo czwórki, whatever.
OdpowiedzUsuńMam pomysł, skąd się wzięło to panaceum na wszelkie choroby. Mają przecież wśród mundurków Pająki, bardzo mondre i fokle - wzięli je więc na ziemię, co już wiemy, a te przeczytały całą Wikipedię i dowiedziały się z niej o podstawach medycyny. A że są takie mondre to od razu wpadły na to, z czym ludzie się męczyli wiele tysięcy lat. Piękne, prawda? :D
Wiem, że to nie ma sensu, ale serio? Nawet bym się nie zdziwiła, gdyby Stefa chciała nam coś takiego wkroić.
Co do ogłupiania bohaterów, to się zgadzam, ale dzięki temu zacznie się coś dziać! Jakaś akcja! Cokolwiek. Ile można czytać o Wandziomeli w jaskini? Zero miłosierdzia dla czytelnika.
A na miejscu ludzi najchętniej otoczyłabym Wandzię i kazała jej opowiadać wszystko, co wie i kiedy nauczyła się kłamać. I ile kłamstw im już wkroiła. I tak dalej. Tej małej naprawdę należy się porządne przesłuchanie. Dlaczego nikt do tej pory go nie zrobił?
Znalazłam też drobniutki błąd. Ten gif ze Stefą wcale nie jest gifem, tylko obrazkiem albo memem ewentualnie :)
Popo
...Tak, to był ten moment, w którym mieliście się przejąć.
OdpowiedzUsuńEEee....a jak nie?
Potrzebuję kamienia. – Westchnęłam. – Będziesz musiał mnie uderzyć.
Yessss!!!Kamieniem ją! Górami Stołowymi!
Dusze nie są ani trochę podejrzliwe. Wcale nie muszę umieć dobrze kłamać, i tak niczego się nie domyślą. Do głowy im nie przyjdzie, że coś przed nimi kryję.
Wagabundo?
TY jesteś duszą.
Ale "zmieszaną"z człowiekiem...Nie, no nie szukajmy tu sensu..
Po pustyni (choćby i z ubitym piachem).
To ona nigdy po plaży nie szła?
autorka desperacko stara się wykreować każdego ze swych self-insertów na heroinę, która w kryzysowym momencie ratuje sytuację.
I co,nie uda się jej?Faaascynująąące.
Dzieki za chloroform i gif z SPN.
Chomik
"A tak w ogóle, z kim Wam się kojarzą te rozegzaltowane teksty?"
OdpowiedzUsuńEeeeeee... z Werterem bodajże. O to ci chodziło?
A nie o Bellę?
UsuńWardo też miał swoje płacze i boleści, ale jednak książka była z perspektywy Belli, więc jej rozterek było więcej (i dłużyły się w nieskończoność).
UsuńBiedna Stefa. Z jednej strony musi podkreślić służalczą funkcję kobiet i zrobić ze swoich bohaterek płaczliwe, delikatne istotki, które spełniają się tylko jako matki i żony; z drugiej zaś od czasu do czasu potrzebuje się zaspokoić i pokazać, jaka to Wanda/Bella jest wojownicza. Żenujące to jest.
OdpowiedzUsuńRany, jakie to jest głupie. Dlaczego w tej jaskini nie ma żadnej naprawdę inteligentnej jednostki, tylko sam plebs? Równie genialne, co żyjące setki lat wampiry prowadzące dialogi na poziomie gimnazjalistów. Najlepsi z najlepszych, nie ma co. Powinni się jakoś selekcjonować dla własnego dobra.
OdpowiedzUsuńHio, hio, hio, oto nadchodzi moment, przy którym najbardziej się ukwikłam :)
OdpowiedzUsuńNie do końca załapałam... o co chodzi z tym chloroformem?
OdpowiedzUsuńużywa się go jako rozpuszczalnika, jest toksyczny i kiedyś był wykorzystywany w anestezjologii ale już od dawna nie jest. Zastanawiające jest także skąd nasi jaskiniowcy go wytrzasnęli...
UsuńJakis seryjny gwalciciel musial po szafkach chowac :D
UsuńDobrz że tabletek gwaltu nie zalatwili znikad...
UsuńA skąd wiadomo, czy Jared nie ma swojego małego zapasiku?
Usuń@korano: Bo już dawno by ich użył?
UsuńStawiam na to, że to szybciej Ian by się posunął do ich użycia. Jaredowi by dały i bez tego. Ekhem.
UsuńPopo
Syreni śpiew? Czyżby to odniesienie do poprzednich dzieł Stefy? :D
OdpowiedzUsuńDzisiaj zamiast ludzkość ssie" przeczytałam "łosoś ssie". I zrobiło mi się smutno, bo ja lubię łososie. Ale to tak kompletnie niezwiązane z tematem, żeby dostarczyć rozrywki czekającym na niedzielę. Have fun!
OdpowiedzUsuń