niedziela, 11 maja 2014

Rozdział XLI: Zniknięcie


Ogłoszenie techniczne: Demokratyczna większość zdecydowała, że przywracamy poprzednie komentarze. Decyzja nie podlega apelacji.


W dzisiejszym rozdziale Stefa porusza kwestie natury moralnej.

I to już wszystko ode mnie, jeśli chodzi o tak zwany wstęp. Nie mam nic więcej do dodania. Korci mnie, aby pierwsza połowa analizy składała się wyłącznie z cytatów i punktów, bo naprawdę nie mam pojęcia jak skomentować ów festiwal hipokryzji, który będzie atakował nas dosłownie w każdym ustępie. Gify nie wystarczą. Caps lock na nic się nie przyda. Nie jestem ani wściekła (jak to bywa przy opisach przemocy fizycznej), ani rozbawiona (jak to bywa przy rozlicznych debilizmach). Jestem zdegustowana i zmęczona twórczością Stefy. Mam do tego prawo, bo baruję się z jej wątpliwej jakości dziełami od 2009 roku, a „Intruz” jest najbardziej obrzydliwą ze wszystkich powieści. Proszę zatem o wyrozumiałość, jeśli dzisiejszy odcinek Was nie rozbawi; doprawdy, nie jest mi do śmiechu.


Ian siedział ze mną w ciemnościach przez trzy dni. Czasem tylko wychodził na kilka minut, by przynieść jedzenie i wodę. Z początku jadł przy mnie, mimo że odmawiałam posiłku. Później, gdy zorientował się, że nie poszczę z braku apetytu, również przestał jeść. Korzystałam z krótkich chwil jego nieobecności, załatwiając w siarkowym źródełku potrzeby fizjologiczne, choć te zanikały w miarę trwania postu.

Nie wiem, co rozczula mnie bardziej w tym fragmencie; poświęcenie tru loffa, któremu w imię solidaryzowania się ze swoją panią kiszki grają żałobnego marsza, czy fakt, że Wagabunda sprawia wrażenie stereotypowego emo robiącego przedstawienie z rzeczywistej tragedii. Powinny sobie podać ręce z Bellą; panna Swan była niedościgniona w przekręcaniu każdej sytuacji w taki sposób, by w ogólnym rozrachunku to jej uczucia znalazły się w centrum powszechnego zainteresowania.

Bellanda Wandella van der Mellen : 59

A co do najnowszej diety naszego robaczka...Człowiek jest ponoć w stanie przeżyć bez wody od czterech do siedmiu dni. To oznacza, że naszemu duetowi zostało jeszcze trochę czasu, co nie zmienia faktu, iż na tym etapie W&M są już solidnie odwodnione i osłabione.

MELANIE jest solidnie odwodniona i osłabiona.

Oczywiście, jestem w stanie postawić wszystkie pieniądze świata, że duszkę niewiele obchodzi stan jej mundurka; dobrze tak przebrzydłemu przedstawicielowi morderczej rasy. Fakt, iż takie myślenie stawia kosmitkę na równi z „naszymi” zabójcami, najwyraźniej nigdy nie zaświtał w jej pustej łepetynie.

Adolf approves : 45

Nie mogłam nie spać, ale odmawiałam sobie wszelkiej wygody.

Ów gest z pewnością znacząco zmieni położenie duszki-niemowlaka, rozerwanej na części.

Mea culpa: 28

Ustalmy coś: każdy człowiek ma prawo opłakiwać innych w dowolny sposób i przez dowolnie długą ilość czasu. Problem w tym, że zachowanie Wandy wcale nie wskazuje na to, że jest pogrążona w cierpieniu. Jak już wspomniałam, z tego opisu wyjawia się obraz marudnej nastolatki, która w ramach swego młodzieńczego buntu przeciw niesprawiedliwości na tym świecie zamierza doprowadzić rodziców do przedwczesnego siwienia, zamykając się w pokoju na siedem dni i siedem nocy. To nie jest obraz żałobnika; to wcielenie attentionwhore'yzmu.

Okazuje się, że Ian uparcie próbuje wmusić w Wagabundę jakikolwiek posiłek.

- Proszę cię, wybacz mi. Tak mi przykro. Gdybym wiedział… to bym ich powstrzymał. Nie pozwolę, żeby to się powtórzyło.

WTF? Meyer, co niby próbujesz nam przekazać w tym fragmencie? Oczywiście, że O'Shea wiedział, co się wyprawia w szpitalu. Wagabunda wie, że O'Shea o tym wiedział, a my wiemy, że Wagabunda wie, że O'Shea o tym wiedział. Kto tu kogo próbuje oszukać i w jakim celu?

Nie powstrzymałby ich.

I dobrze.

Tak, przyznaję: nie mam serca. Nie ruszają mnie zdjęcia śmiesznych kotów, jestem zdania, iż gwałciciele i pedofile powinni być wrzucani do mrocznego lochu z dzbanem zatęchłej wody tuż po ogłoszeniu przez sąd dożywocia, a gdyby nasz glob najechały sparklące ameby, byłabym jedną z pierwszych osób, które zgłosiłyby się do eksterminacji tych potworów z ludzkich ciał.

Nikt nie zmusza dusz do przebywania na Ziemi. Mało tego – zdają one sobie w pełni sprawę z tego, iż tutejsi obywatele są trudni do spacyfikowania, w przeciwieństwie do innych gatunków, które nie mają nic przeciwko najazdom.

Powtórzmy to: dusze wiedzą (i były świadome tego faktu już od przybycia na błękitną planetę pierwszej fali kolonizatorów w formie Łowców), że ludzie nie chcą służyć za mundurki. I bynajmniej nie muszą udawać się do nas na wakacje.

W uniwersum „Intruza” mamy przynajmniej kilka innych planet, na które może się udać nowo narodzona duszka; planet, których faunie i florze jest absolutnie obojętne, czy ktoś przejmuje nad nimi kontrolę. Dusze mogą zostać delfinami, Troskliwymi Misiami, glonami i tysiącem innych rzeczy. Mogą w końcu siedzieć na rzyci na rodzimym terenie i latać sobie po nim na golasa.

Nie ma żadnego powodu, dla którego jakakolwiek ameba musiałaby udać się akurat do nas. Żadnego.

Gdy uświadomimy sobie ten fakt, uderzy nas pewna zabawna myśl: cała fabuła niniejszej książki nie ma najmniejszego sensu. Dusze miały być z definicji dobrymi, miłującymi pokój istotami brzydzącymi się przemocą.

Jak owo założenie ma się do tego, co wyprodukowałam powyżej?

Dusze nie są dobre. Dusze nie są prawe. Dusze to banda obłudnych sukinsynów, które w pełni zasługują na pocięcie na kawałki i przerobienie na błyszczące łańcuchy choinkowe – wyjątek stanowią tu osobnicy, którzy przyszli na świat na Ziemi i nie znają żadnej alternatywy (pamiętacie Roberta?).

 
DUSZE TO MORDERCY Z WYBORU.

 
I nie zasługują na żadną taryfę ulgową.


Poza tym, jak powiedział Jared, wcześniej mu to nie przeszkadzało.

Cóż, najwyraźniej od jakiegoś czasu panowie przestali zwozić z wypraw pornosy...

Byłam tu wrogiem. Nawet w najbardziej współczujących ludzkich sercach miłosierdzie było zarezerwowane tylko dla ludzi.

Ja (mimo braku serca) współczuję kalekim zwierzętom i lasom zniszczonym kwaśnymi deszczami. Nie współczuję za to zabójcom, którzy dla zabawy doprowadzają do anihilacji połowę kosmosu.

Ludzkość ssie: 45

Wiedziałam, że Doktor nigdy nie skrzywdziłby rozmyślnie drugiego człowieka. Pewnie nawet nie zniósłby tego widoku, był w końcu bardzo wrażliwy. Ale robala, pasożyta? Czemu miałby się przejąć agonią całkiem obcej istoty?

Agonia potrąconego przez samochód psa może doprowadzić do fontanny łez; agonia sparklącej galarety, która dopiero co odebrała jakiemuś mężczyźnie ukochaną żonę powinna automatycznie skutkować organizacją imprezy do białego rana.

Ludzkość ssie: 46

Czemu miałby odczuwać opory przed zamordowaniem niemowlęcia – pokrajaniem go nożem, kawałek po kawałku – skoro nie miało ludzkiej twarzy i nie mogło krzyczeć?

Bo nie wie, że to niemowlę?

Serio – czym niby rożni się ameba-dziecko od ameby-dorosłego? Krótszymi nibynóżkami?Dusze mają po kilka tysięcy lat; kiedy w ogóle można u nich mówić o dzieciństwie? Ich wiek wcale nie musi odpowiadać biologicznemu wiekowi żywiciela, wątpliwe zresztą, żeby Jared i spółka porywali przedszkolaki w roli królików doświadczalnych.

Ale duszkowe dzieci to temat na oddzielną analizę.

Ludzkość ssie: 47

Ian nadal nie jest w stanie przekonać Wagabundy do posilenia się, więc zniechęcony odchodzi.

Targały mną sprzeczne emocje. Poczułam nienawiść do tego ciała. To wszystko nie miało sensu. Dlaczego przygnębiło mnie, że sobie poszedł? Dlaczego upragniona samotność sprawiała mi teraz ból? Chciałam, by ten potwór wrócił, i miałam to sobie za złe.

Ludzkość ssie: 48

Samotność nie trwa długo; w odwiedziny wpada wuj Jeb. I jeśli ktokolwiek z Was nadal nie wie, dlaczego lubię tę postać, to po dzisiejszym odcinku nie powinniście mieć w tej kwestii żadnych wątpliwości. Jeb:


- A więc chcesz się zagłodzić? Taki masz plan?
Utkwiłam wzrok w skalnej podłodze. O ile byłam uczciwa wobec samej siebie, moja żałoba dobiegała już końca.

Powód nr 1: Jeb ma w nosie nastoletnie fochy.

Oddałam szacunek zgładzonym duszom. Nie mogłam opłakiwać w nieskończoność kogoś, kogo nie znałam.

Dziewczyno, dajże spokój. Przyznaj po prostu, że uwielbiasz, gdy inni chodzą wokół ciebie na paluszkach i z troską pochylają się nad twoją delikatną psychiką.

Bellanda Wandella van der Mellen : 60

- No, bo wiesz, jeśli naprawdę chcesz umrzeć, to są łatwiejsze i szybsze sposoby.
Jak gdybym nie miała okazji się przekonać.
- Śmiało, dajcie mnie Doktorowi – zachrypiałam.
Nie zdziwiło go, że przemówiłam. Przytaknął głową, sam do siebie, jakby właśnie to spodziewał się usłyszeć.

Powód nr 2: Jeba bawi twój pseudoangst.

-Myślałaś, że się tak po prostu poddamy, Wagabundo? – Głos Jeba zabrzmiał surowiej i poważniej niż kiedykolwiek wcześniej. – Nie doceniasz naszego instynktu przetrwania. Oczywiście, że chcemy znaleźć sposób na odzyskiwanie ciał. Każdy z nas może być następny. Straciliśmy już tylu bliskich. Nie twierdzę, że to łatwe. Doktor strasznie przeżywa kolejne niepowodzenia – sama widziałaś. Ale taka to rzeczywistość, Wando. W takim świecie przyszło nam żyć. Przegraliśmy wojnę. Jesteśmy na skraju wymarcia. Szukamy sposobów, by się uratować.

Powód nr 3: Jeb mówi za nas wszystkich.

Po raz pierwszy Jeb rozmawiał ze mną jak z duszą, a nie jak z człowiekiem. Odniosłam jednak wrażenie, że zawsze był w pełni świadom tej różnicy. On też był potworem, tyle że uprzejmym.

Ludzkość ssie: 49

Nie mogłam zaprzeczyć prawdziwości jego słów ani podważyć ich sensu. Otrząsnęłam się już z szoku i byłam znowu sobą. Uczciwość leżała w mojej naturze.

Powód nr 4: Nawet najwięksi hipokryci padają jak muchy pod ciężarem logicznych argumentów Jeba.

Paru spośród tych ludzi potrafiło zrozumieć mój punkt widzenia, chociażby Ian. W takim razie ja również mogłam spojrzeć na to wszystko z ich perspektywy. Byli potworami, ale może przynajmniej mieli jakieś usprawiedliwianie.

Wybacz, Wandziu, muszę zadać to pytanie: a jakież to usprawiedliwienie ma WASZA RASA?

Ludzkość ssie: 50

Oczywiście wydawało im się, że przemoc jest jedyną możliwą odpowiedzią. Nie byli w stanie wyobrazić sobie innego rozwiązania. Czy mogłam ich winić za to, że właśnie tak byli zaprogramowani?

Ten fragment jest fenomenalny z wielu względów. Primo:

Ludzkość ssie: 51

Secundo: Nie ma to jak słuchać wykładu o przemocy z ust istoty, której gatunek doprowadził do harakiri jedną rasę, aktywnie pozbywa się innej (Płonące Kwiotki, anyone?) i jest na ukończeniu procesu całkowitego zgładzenia trzeciej.

Tertio: Wagabundo, jak sądzisz, dlaczego ludzie kroją twoich krajan (język polski jest naprawdę uroczy) na kawałki? Ponieważ nikt nie wytłumaczył im, co robią nie tak. Wiesz, jak można by temu zaradzić? Tłumacząc im, co robią nie tak. Nasi nie znęcają się nad amebami ze złośliwości (choć nawet gdyby tak było, ciężko byłoby ich winić) – oni po prostu nie wiedzą, jak skutecznie przeprowadzić operację wyciągania duszy z mundurka.

A ty znasz rozwiązanie tego problemu.

Tak, moi drodzy: Wanda (podobnie jak wszystkie dusze) WIE, co należy zrobić, by właściwie przeprowadzić tego rodzaju zabieg. I...nie zamierza się z nikim dzielić owymi informacjami. Na razie nie mogę Wam zdradzić nic więcej, ale zapewniam; jeśli do tej pory sądziliście, że nie przepadacie za naszą protagonistką, to wkrótce zaczniecie jej życzyć długiej i bolesnej śmierci.

- Nikogo nie uratujecie, zarzynając niewiniątka, Jeb. Teraz wszyscy są martwi.
Milczał przez chwilę.
- Nie potrafimy odróżnić waszych małych od dorosłych.

Powód nr 5: Jeb posiada skill zwany logiką i nie zawaha się go użyć.

- Wiem.

WIESZ?! Ale...ale w takim układzie dlaczego...skąd ta cała drama dotycząca mordowania niewiniątek?!



- Wy nie oszczędzacie naszych dzieci.
- Ale ich nie torturujemy. Nigdy nie sprawiamy nikomu celowo bólu.
- Robicie coś gorszego. Unicestwiacie je.

Adolf approves : 45

Powód nr 6: Jeb powie ci prosto w twarz, że jesteś pokrętną, złą i popieprzoną kreaturą.

A tak w ogóle... „Nigdy nie sprawiamy nikomu celowo bólu.” Śmiało, kochani; wymieńcie wszystko, co jest nie tak z tym stwierdzeniem. Nie ograniczajcie się, mamy dużo czasu.

- Wy robicie jedno i drugie.
- Owszem, ponieważ nie mamy wyjścia. Musimy się bronić. Inaczej nie potrafimy. Albo będziemy walczyć, albo zginiemy. – Spojrzał na mnie z uniesioną brwią.

Powód nr 7: Jeb jest badassem.

- To wam nic nie da, Jeb. Możecie nas kroić na kawałki, ale zabijecie w ten sposób jeszcze więcej żywych istot obu gatunków. Nie mamy zwyczaju nikogo zabijać, ale też nie jesteśmy bezbronnymi stworzeniami.

To absolutnie najbardziej niesamowity eufemizm, na jaki natrafiłam w ciągu całej mojej czytelniczej kariery. Skarbie, powtarzaj za mną: jesteście chędożonymi MORDERCAMI.

Adolf approves : 46

Nasze wici może i wyglądają jak miękkie, srebrne włosy, ale są bardzo silne. Tak się właśnie dzieje, prawda? Doktor tnie moich braci i siostry, a wtedy oni wbijają się w mózg waszych braci i sióstr.
- Jak w masło – przyznał.

Powód nr 8: Jeb nigdy nie owija w bawełnę

Żołądek podszedł mi do gardła, chwilę później przebiegł mnie deszcz.
- Też mi się robi niedobrze na samą myśl – powiedział. – Doktor naprawdę źle to znosi. Za każdym razem wydaje mu się, że znalazł sposób, a potem znowu wszystko bierze w łeb. Próbował już wszystkiego, co mu przychodzi do głowy, ale dusza zawsze rozgniata mózg na miazgę. Twój gatunek nie reaguje na zastrzyki środka usypiającego… ani trucizny.
- Oczywiście, że nie – odparłam przejętym głosem. – Mamy zupełnie inny skład chemiczny.

Macie też prosty i uniwersalny sposób na odłączenie się od żywiciela, którym nie chcesz się podzielić z przeróżnych powodów; głównym z nich jest to, że jesteś złośliwą, zakłamaną suką.

Adolf approves : 47

- Raz jedna dusza zrozumiała chyba, co się święci. Porwała mózg na strzępy, zanim Doktor zdążył uśpić ciało. Oczywiście nie wiedzieliśmy tego, dopóki go nie rozciął. Facet po prostu się przewrócił.
Byłam zaskoczona, ale też pełna podziwu.

To tyle w kwestii odczuwania obrzydzenia na myśl o przemocy. Najwyraźniej jedynie ludzkie barbarzyństwo jest całkowicie nieakceptowalne.

Adolf approves : 48

Dusza, o której mowa, musiała być bardzo dzielna.

No ba. Wiecie, ile heroizmu wymaga przerobienie czyjegoś mózgu na mielonkę?

Adolf approves : 49

Ja nie miałam tyle odwagi, nawet na początku, gdy byłam przekonana, że będą mnie torturować, by wydobyć ze mnie właśnie ową tajemnicę. Nie podejrzewałam jednak, że mogliby próbować dojść do tego sami, majstrując przy mnie skalpelem. Taka próba była z góry skazana na niepowodzenie, dlatego nie przyszło mi to do głowy.

Ciekawe, dlaczego nikt do tej pory na to nie wpadł...No tak, racja: ALBOWIEM NIE POFATYGOWAŁAŚ SIĘ, ABY ICH O TYM POINFORMOWAĆ.

Kochani, zlekceważmy na chwilę fakt, że Wagabunda ma w nosie ludzkie życie. Milcząc, naraża resztę swojej „rodziny” na zakończenie żywota w podobny sposób, co mini-ameba: w formie galaretowatych puzzli. Jeb sam przyznał, że nie spoczną, dopóki nie odkryją, jak usunąć pasożyta z człowieczego ciała, a nikomu z uciekinierów najzwyczajniej w świecie nie przyszło do głowy, że istnieje jakiekolwiek rozwiązanie poza stricte siłowym (BTW, bardzo proszę wszystkich znających treść książki o nie spojlerowanie tego wątku; ów idiotyzm jest doprawdy zbyt potężny, by poznawać go za pomocą komentarzy, bez oparcia w postaci właściwego cytatu i – że tak nieskromnie rzeknę – właściwej analizy). To już nie jest kwestia braku solidarności z ludzką rasą; Wandzia oddaje niedźwiedzią przysługę własnym ziomkom.

Adolf approves : 50

- Jeb, jesteśmy stosunkowo małymi istotami, całkowicie uzależnionymi od nieprzyjaznych żywicieli.

Och, biedactwa.



Nie przetrwałybyśmy, nie mając czym się bronić.
- Ja nie twierdzę, że nie macie do tego prawa. Powiedziałem tylko, że będziemy walczyć, na wszystkie możliwe sposoby. Nie zależy nam wcale na wyrządzaniu krzywdy. Improwizujemy. Ale na pewno się nie poddamy.

Powód nr 9: Jeb jest dobrym człowiekiem i ma w sobie gram litości nawet dla agresora.

- Więc może jednak trzeba było mnie pokroić. Jaki inny ze mnie pożytek?
-Oj, Wando. Nie wygłupiaj się. Nie jesteśmy znowu tacy zupełnie racjonalni. Mamy w sobie szersze spektrum dobra i zła niż wy. No, może głównie zła.
Przytaknęłam na te ostatnie słowa, ale mówił dalej, nie zważając na mój gest.

Ludzkość ssie: 52

-Cenimy człowieka jako jednostkę. Może nawet kładziemy zbyt duży nacisk na jednostkę, jak przychodzi co do czego. Ile osób – przypuszczalnie – poświęciłaby… no powiedzmy, że Paige… ile osób poświęciłaby, żeby uratować życie Andy’emu? Odpowiedź wyda ci się absurdalna, jeżeli spojrzysz na ludzkość jak na zbiór równych istot.

Powód nr 10: Jeb jako jedyna postać w tej książce prezentuje inteligentne poglądy w kwestii relatywizmu dobra i zła.

Wuj Jeb podkreśla, że nadal myśli o Wagabundzie jako o przyjaciółce; kosmitka stwierdza jednak, że jest w patowej sytuacji – źle się czuje wśród uciekinierów, ale nie może ich przecież opuścić.

- Jeżeli mam w tej sprawie coś do powiedzenia, to wolałabym już, żebyś mnie zastrzelił – szepnęłam.
Jeb roześmiał się.
- Spokojnie, maleńka. Do moich przyjaciół się nie strzela ani się ich nie kroi.

Powód nr 11: Jeb pozostaje lojalny do samego końca.

Wiem, że nie kłamiesz, Wando. Skoro twierdzisz, że nic w ten sposób nie wskóramy, to może powinniśmy od nowa przemyśleć sprawę. Powiem chłopcom, żeby na razie nie przywozili więcej dusz. Zresztą Doktor ma już chyba nerwy w strzępach. Więcej tego nie zniesie.

Powód nr 12: Jeb potrafi uczyć się na błędach.

- Możecie mnie okłamywać – zauważyłam. – Pewnie bym się nie zorientowała.
- No cóż, moja droga, w takim razie musisz mi zaufać. Bo nie mam zamiaru do ciebie strzelać. Ani pozwolić ci umrzeć z głodu. Zjedz coś, skarbie. Potraktuj to jako rozkaz.

Powód nr 13: Jeb nadal jest tu szefem.

Darzyłam tych ludzi zbyt dużą sympatią. Byli moimi przyjaciółmi. Potworami, ale jednak przyjaciółmi, na których nie potrafiłam spojrzeć chłodnym okiem, przynajmniej w obecnym stanie.

Ludzkość ssie: 53


Jeb wciska Wandzi do ręki papu (chlebek z miodem) i przykazuje myśleć pozytywnie. Do zebranych dołącza Ian, który z pewnością wykorzystał przerwę w czuwaniu nad swą damą na zapchanie rozpaczliwie skamlącego żołądka.


Wszedł w krąg światła, zobaczył, że mam w dłoni chleb, i spojrzał na mnie tak, że ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Jego oczy wyrażały radość i ulgę. Może i nigdy nie sprawiłam nikomu umyślnie fizycznego bólu, ale robiąc krzywdę sobie, skrzywdziłam Iana. Świat ludzkich uczuć był nieprawdopodobnie poplątany. Co za bałagan.

Mea culpa: 29

Ja jednak będę się upierać, że powodem radości O'Shei jest świadomość, że oto może zakończyć swój (nie do końca) dobrowolny post.

- Przepraszam – szepnęłam.
Podniósł rękę wraz z moją dłonią.
- Nie przepraszaj mnie.
- Powinnam była wiedzieć. Jeb ma rację. To oczywiste, że się nie poddajecie. Nie mogę mieć do was o to pretensji.

Eee...Nie, żebym nie doceniała siły perswazji Jeba, ale nasz robaczek nadzwyczaj szybko zmienił front, nie uważacie?

- Twoja obecność wszystko zmienia. Nie powinniśmy byli tego dłużej robić.

Ian, przymknij się.

Wiedziałam jednak, że przeze mnie problem stał się bardziej palący – jak uratować Melanie? Jak się mnie pozbyć i przywrócić jej życie?

Myślę, że ta akurat kwestia trapi O'Sheę w minimalnym stopniu. Stryderowie i Howe mogliby mieć tu co nieco do powiedzenia, ale biorąc pod uwagę iż jesteś, Wandziu, unikalnym płatkiem śniegu, z pewnością nikt nie będzie ryzykował możliwością utraty przywileju obcowania z twą uroczą osobą.

Mea culpa: 30

- Na wojnie wszystko wolno – wymamrotałam, próbując się uśmiechnąć.
Ian odwzajemnił niemrawy uśmiech.
- Na wojnie i w miłości. Nie zapominaj.

Posłuchaj, głąbie...

- Dobra, starczy tego – odezwał się pod nosem Jeb. – Nie skończyłem.

...uff, jednak nie muszę się produkować. Jeb – dziękuję, że jesteś.

Co jednak trapi nestora rodu?

- No więc tak. – Wziął głęboki oddech. Postaraj się tym razem nie wpadać w histerię, dobra? – rzekł, spoglądając na mnie.
Zlodowaciałam, ściskając tylko mocniej dłoń Iana. Ian posłał Jebowi zaniepokojone spojrzenie.
- Chcesz jej powiedzieć? – zapytał.
- O czym? – zadyszałam. – O czym znowu?
Jeb po raz kolejny przybrał wyraz twarzy pokerzysty.
- Chodzi o Jamiego.

Czyżby Pierwszą Pierdołę Meyerlandu spotkało kolejne nieszczęście?!



...nie, moment. To wcale nie była moja reakcja na tę rewelację. Szczerze mówiąc, obecnie mam ochotę powtórzyć za Balthazarem:



Naprawdę, nie obchodzi mnie w najmniejszym stopniu, co tym razem odwaliła ta niedojda. Jamie jest tak irytujący, że powoli zaczynam mu życzyć, aby podzielił los O'Sheów i Jareda i skończył w rwącym potoku na tyłach jaskini.

Wagabunda, rzecz oczywista, wpada w histerię.

- Co z jego nogą?
- Wdała się lekka infekcja – wymamrotał Ian. – Doktor każe mu leżeć, inaczej już dawno by tu do ciebie przybiegł. A właściwie to nie przybiegł tylko dlatego, że Jared stoi nad nim i nie pozwala mu wychodzić z łóżka.

* głosem Osła ze „Shreka” * Amputuj! Amputuj!

Jeb kiwnął głową.
- Jared już chciał tu przyjść i zabrać cię do niego siłą, ale powiedziałem mu, żeby pozwolił mi najpierw z tobą porozmawiać. Nie chciałem, żeby mały zobaczył cię w takim stanie. To by mu nie wyszło na zdrowie.

Primo: Jeb, choć ty jeden zadbaj o swojego bratanka i przestań go traktować jak niemowlę. Chłopak naprawdę nie zdoła przeżyć w wojennych warunkach, jeśli wszyscy nieustannie będą się z nim cackać.

Nie ma jak u mamy: 23

Secundo: Jak się za chwilę przekonamy, Jamie nie tyle nie chce, co nie może chodzić, bo zakażenie jest poważne. Dlaczego więc wszyscy upierają się, żeby okłamywać Wandę, skoro dziewczyna i tak za chwilę przekona się, co jest grane?

-Ale chyba coś robicie?
Jeb wzruszył ramionami.
- Niewiele możemy zrobić. Dzieciak jest silny, poradzi sobie.
- Jak to niewiele możecie zrobić? Nie rozumiem.
- To infekcja bakteryjna – wyjaśnił Ian. – A my nie mamy antybiotyków.
- Bo są do niczego – bakterie są sprytniejsze od waszych lekarstw. Musi być coś innego, coś lepszego.

Do wszystkich osób zawodowo związanych z farmacją i medycyną (Beige, buziaki!): Widzicie? Możecie podetrzeć sobie rzycie swoimi dyplomami, bo wasze marne, ludzkie umiejętności nigdy nie dorównają genialności dusz.

Ludzkość ssie: 54

- My nic takiego nie mamy – odparł Jeb. – To zdrowy chłopak. Organizm musi zrobić swoje.
- Zrobić… swoje – wyszeptałam w osłupieniu.
(...)
Jamie był chory. Nie było dla niego lekarstwa. Można było tylko czekać, aż jego organizm zwalczy infekcję. A jeśli nie…
- Nie – wydyszałam.
Miałam wrażenie, że znowu stoję nad grobem Waltera i wsłuchuję się w odgłos rzucanego w czeluść piasku.

Och nie! Jamie może kopnąć w kalendarz! Co na to mój Uczuciomierz?



Przykro mi, nie drgnął nawet o milimetr.

Wandzia nadal panikuje, więc panowie zapychają jej bułką. Podczas gdy ameba przeżuwa wychodzi na jaw, iż chłopak nie przebywa w szpitalu, ino w swej własnej sypialni. Wagabunda szybko kończy posiłek i truchcikiem rusza do pokoju nie-brata. Okazuje się, że na miejscu jest całe zbiorowisko uciekinierów, co nasuwa duszce podejrzenia, że ze Stryderem jest jeszcze gorzej, niż sądziła. Jak jednak prezentuje się nasze niebożątko?

Twarz miał czerwoną, ociekającą potem. Obcięta prawa nogawka dżinsów ukazywała niezabandażowaną ranę. Była mniejsza niż myślałam. Nie wyglądała tak strasznie, jak się tego spodziewałam. Zwykłe kilkucentymetrowe rozcięcie o równych brzegach. Miały one jednak zatrważająco czerwony kolor, a skóra wokół rany była spuchnięta i świecąca.

Rozcięcie może być niewielkie, ale Jamie ewidentnie cierpi. Chłopak ma gorączkę, ale jest przytomny i rzecz jasna cieszy się z odwiedzin kosmitki.

Dotknęłam rozpalonej twarzy Jamiego. Otarłam się przy tym łokciem o Doktora, ledwie tego świadoma. Odsunął się się prędko, ale nie widziałam, z jakim wyrazem na twarzy – wstrętu czy winy.

Ja tam stawiałabym na zmęczenie, jako że facet ma potężne zaległości związane ze snem: najpierw stróżowanie przy Walterze, później operacje na duszach, a teraz opieka nad Stryderem. Ale oczywista – wszystko, ale to absolutnie wszystko co wydarza się w jaskini musi dotyczyć bezpośrednio naszej Marysujki. To elementarne, drogi Watsonie.

Bellanda Wandella van der Mellen : 61
 
- Jamie, skarbie, jak się czujesz?

Nie ma jak u mamy: 24

- Głupio – Odparł uśmiechając się. – Po prostu głupio.

Jamie, to jedno z nielicznych mądrych zdań, które wypowiedziałeś na przestrzeni tej książki.

Muszę jednak oddać Stryderowi sprawiedliwość: nie rozczula się nad sobą i zapewnia nie-siostrę, że lada chwila z tego wyjdzie. Potwierdza się moja teoria, że gdyby odstawić gościa od (metaforycznego, dzięki Siłom Wyższym) cyca, mógłby się jeszcze wyrobić. Jamie wyraża smutek z powodu traumy, jaką ostatnimi czasy przeżyła Wanda.

Żal ściskał mi gardło. Mój mały Jamie potworem? Nigdy.
 
Nie ma jak u mamy: 25

-Słyszałem, że pokazałaś Wesowi, jak się gra w piłkę – powiedział z szerokim uśmiechem, zmieniając temat. – Kurde, szkoda, że tego nie widziałem. Melanie musiała mieć niezłą frajdę.
- O tak.
- Wszystko u niej w porządku? Nie martwi się za bardzo?
- No pewnie, że się martwi – bąknęłam, przyglądając się dłoni ocierającej mu czoło, jakby nie była moja.
Melanie.
Gdzie się podziewała?
Zaczęłam szukać w myślach znajomego głosu. Nic, wszędzie cisza. Czemu jej tu ze mną nie było? Czułam rozpalona czoło Jamiego pod palcami. Powinna panikować z powodu tej gorączki tak samo jak ja.

Dun, dun, duun! Jak nie urok, to przemarsz wojsk: Nie dość, że młody schodzi na gangrenę, to jeszcze Mela dała nogę.

- Wszystko w porządku? – zapytał Jamie. – Wanda?
- Jestem… zmęczona. Przepraszam cię, Jamie. Po prostu… ledwo myślę.

Świat według Terencjusza: 65

Przyjrzał mi się uważnie.
- Nie wyglądasz najlepiej.
Co ja narobiłam?
- Dawno się nie myłam.

Świat według Terencjusza: 66

O'Shea oferuje, że skoczy po posiłek dla chorego, ale Wagabunda wysyła Wesa (odczepcie się wreszcie od tego biedaka, do diabła), a sama zgarnia tru loffa na zewnątrz, wymigując się potrzebą przemycia oblicza.

Świat według Terencjusza: 67

Zawlekłam go [Iana] do wielkiego skrzyżowania tuneli. Następnie, zamiast iść dalej ku jaskini z ogrodem, zaciągnęłam go do pierwszego z brzegu ciemnego korytarza. Był pusty.
- Wando, co…
- Musisz mi pomóc, Ian – powiedziałam przejętym rozgorączkowanym głosem.
- Co tylko zechcesz. Wiesz dobrze.
Położyłam mu dłonie na policzkach i spojrzałam w oczy. W mroku tunelu ich błękit był ledwie dostrzegalny.

Do czego jednak potrzebny jej jest O'Shea? Trzymajcie się mocno krzeseł, kochani,albowiem...

- Musisz mnie pocałować. Teraz. Proszę.


Skąd ten nagły przypływ erotyzmu? Przekonamy się już za tydzień. I uwierzcie mi, moi drodzy – macie na co czekać.


Statystyka:

Adolf approves : 50
Bellanda Wandella van der Mellen : 61
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 27
Ludzkość ssie: 54
Mea culpa: 30
Mój ssskarb : 20
Nie ma jak u mamy: 25
Świat według Terencjusza: 67
Welcome to Bedrock: 64
Witaj, Morfeuszu : 16

Maryboo

43 komentarze:

  1. Ehhh... Już mi brakuje sił na komentowanie tego. Chociaż trzeba przyznać, że był to wyjątkowo udany rozdział (oczywiście pod względem analizy, nie zniosłabym samego dzieua Stefy). A Wandzia faktycznie średnio dba o higienę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Borze, to było straszne. Tu już nawet więcej gifów by nie pomogło.
    Popo
    PS. Oczywiście analiza wciąż cudowna, o to się nie martwcie. Po prostu to coś, co analizujecie. Koszmar.

    OdpowiedzUsuń
  3. Powtórzmy to: dusze wiedzą (i były świadome tego faktu już od przybycia na błękitną planetę pierwszej fali kolonizatorów w formie Łowców), że ludzie nie chcą służyć za mundurki. I bynajmniej nie muszą udawać się do nas na wakacje.
    Najlepsza recenzja tej książki ever.

    Agonia potrąconego przez samochód psa może doprowadzić do fontanny łez; agonia sparklącej galarety, która dopiero co odebrała jakiemuś mężczyźnie ukochaną żonę powinna automatycznie skutkować organizacją imprezy do białego rana.
    Bardzo dobrze napisane.
    Musisz mnie pocałować. Teraz. Proszę.
    Fsrószajace.
    Prądem,zarazę i niech powie jak się dusze wydobywa,a potem do żelatyny i pozamiatane.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, nie, nie, nie. Czy ona chce, by Ian de facto zmolestował ciało Meli, by Mela się objawiła? UGH. ;/
    Ogólem gratuluję analizy, wydaje mi się, że to jedna z lepszych Intruzowych analiz od początku. :)
    Btw, Mikael z TVD <3 Znaczy Balthazar, znaczy Sebastian Roche, whatever, uwielbiam gościa. <3
    Adria

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no, to jest o klasę obrzydliwsze, niż saga "Zmierzch". Aż brak słów na bezczelność Wandy. Że też ona śmie nazywać któregokolwiek człowieka "potworem"...

    Wypłosz

    OdpowiedzUsuń
  6. >Osoby wrażliwe na wulgaryzmy uprasza się o oddalenie od tego komentarza<

    Aaaaaa!!!
    Kurwa, ja pierdolę, kurwa mać! Nie wierzę, po prostu nie ogarniam, w żaden sposób nie jestem w stanie przetworzyć faktu, że dorosła kobieta nie widzi tego ogromu hipokryzji! Z każdą analizą upewniam się w przekonaniu, że z mentalnością autorki musi być coś nie halo.
    Wanda to pieprzona suka. Dusze miażdżące mózgi to... Uff. Takie dobre i tulaśne, tak? Skoro ZORIENTOWAŁY się, co się dzieje, to co im dało zmiażdżenie mózgu żywiciela? Satysfakcję, że okej, mnie wywloką (w kawałkach), ale człowieka też nie uratują? I co to za pierdolenie, że duszek nie można znieczulic, ani uśpić? Doktor wyłączył Wandziomelę z obiegu przy pomocy morfiny - nie było tak, że Wanda jest świadoma, tylko nie ogarnia ciała, OBIE dziewczyny były nieprzytomne. Więc jak to nie można? Budzą się pod wpływem nacięcia na skórze? WYTŁUMACZ to Stefka!

    Wiem, jak na Wandziuni można wymusić zeznania tak, żeby nie zmieniła mózgu Meli (Meli, Ian, tak jak całe ciało jest Meli, ogarniaj to gnoju!) w żarcie dla kotów - trzeba wziąć Jareda lub Jamiego, obgadać sprawę, a następnie posadzić Wandunię na krześle i poddać jej ukochanie (nie ją samą) jakimś torturom, lub zaaranżować jakąś inna scenkę, która przekonałaby robala do zeznań, żeby chronić tych, w których się wpoiła. W sumie lepiej Jareda, bo Jamie to taka pizda, że gotów się wygadać. I problem byłby rozwiązany. Potem wyciągamy Wandę (wciąż pod grozą tego, że jeśli mózgowi Mel coś się stanie to jej "ulubiony potwór" zginie w męczarniach) i do spirytusu (sposób na pacyfikowanie dusz wynaleziony w późniejszych rozdziałach jest taki głupi... ale o tym pod właściwą analizą). I tyla.

    Mam jeszcze kilka uwag, co do wydłubywania dusz, ale nie chcę spojlerować.

    Przepraszam za język, ale innym nie byłam w stanie wyrazić swojej frustracji.

    OdpowiedzUsuń
  7. Analizy "Intruza" czytam od początku, ale jakoś nie mogłam zebrać się w sobie, żeby skomentować. Aż do dzisiaj.
    Chciałam zacząć od tego, że podziwiam obie autorki za wykonywaną robotę - serio dziewczyny, jesteście po prostu wielkie! Biorąc pod uwagę nagromadzenie patologii i idiotyzmów, osobiście rzuciłabym to w cholerę po trzecim rozdziale. Naprawdę, macie mój szacunek.
    Książki co prawda nie przeczytałam, ale obejrzałam film, bo po którejś z kolei analizie doszłam do wniosku, że nie wytrzymam, muszę wiedzieć, jak to się skończy (tak, masochistyczne zapędy). Gdyby była to adaptacja czegokolwiek innego, to powiesiłabym twórców za rozwiązania fabularne, podejrzewając, że zbytnio uprościli niektóre wątki. Jednak mając świadomość, że to przecież Meyerland ze sparklącymi potworami wersja 2.0, nie pozostało mi nic innego, jak przesiedzieć te dwie godziny z jednym wielkim WTF wypisanym na twarzy, bo śmiem twierdzić, że film był nad wyraz wierny pierwowzorowi. I tak szczerze, to zastanawia mnie jedno. O ile nastolatki, które mogły nie mieć wcześniej styczności z naprawdę dobrymi książkami, mogę zrozumieć (z trudem, ale zawsze) z całym ich zachwytem nad tworami pani Meyer (wciąż jest szansa, że dojrzeją, dojdą do wniosku, że to wcale nie jest takie cudowne itp.), tak nie dociera do mnie, jak dorosłe, rzekomo oczytane i inteligentne osoby uważają Stefkę za wspaniałą autorkę. No jak?! I jak te same osoby mogą twierdzić, że takie to wszystko tró, logiczne, żadnych patologii, miłoźdź epicka, a boChaterka wspaniała? *potrzebuje pocieszenia*
    Sama analiza po prostu świetna i czekam na następną. Natomiast Stefanii i większości stworzonych przez nią boChaterów życzę odpowiednio dostania w łeb czymś ciężkim i długiej, bolesnej śmierci.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę wytrwałości.
    Panna M.

    OdpowiedzUsuń
  8. O, jak fanie. Pod poprzednią częścią narzekałam na brak postaci która wytknęłaby Wandzi hipokryzje i oto powraca wujek Jeb. :) Szkoda tylko że pojawia się tak rzadko, jako jedyny nie popada w żadne skrajności w stosunku do duszki i miło czyta się takie zrównoważone wypowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Jeb to Duch Zaginionej Logiki, ostoja prawych i światłych, opoka dla walczących ze SMeyer i jedyny prawdziwy bohater, dla którego warto nie zrzucać bomby wodorowej na tę jaskinię patologii.
      Popo

      Usuń
    2. A ja pytam jak Smeyer udało się stworzyć postać tak cudowną, tak mądrą, tak inspirująca i ogólnie tak wspaniałą jak Jeb? On jest normalny, ludzki ma jaja, że się tak wyrażę, dostrzega hipokryzję dusz... Jakim cudem Smeyer, która usiłuje nam sprzedać "och duszki są kochane, ojejćiu!" udało się jednocześnie wytknąć sobie swoje błędy tworząc Jeba? Ja nie ogarniam tej kuwety...
      Analiza jak zwykle cudna i współczuję dziewczynom, że borykają się z tym obrzydlistwem dla naszej (komentujących) masochistycznej przyjemności.
      Dusze są odrażające. Pokroili jakieś galaretowate dziecię? Och jaka szkoda... z drugiej strony w jednym miocie jest ich tyle na Ziemi nie ma tylu ludzi by dla każdej ameby wystarczyło. Mózgi im przebijają? dla rozrywki chyba, bo ich sytuacji to nie zmieni. Obrzydliwe.
      Wiem, że nieskładnie ale jest wstrząśnięta - jak można wydawać coś takiego...

      Usuń
    3. Może postać Jeba dopisał jej mąż albo synowie? :) Ewentualnie SMeyer ma rozdwojenie jaźni, a ta normalna strona się rzadziej odzywa
      Popo

      Usuń
  9. Dobrze, że stara forma komentarzy pozostaje : ) Chciałam tylko zwrócić uwagę na to, że kolejne linijki dzisiejszej analizy tak jakoś na siebie... wjeżdżają
    PS. Ta pokojowa dusza raduje się wspomnieniem o rozrywaniu mózgu. Aha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem - to wynik pisania w innym niż dotychczas programie. Od następnej analizy powinno być ok.

      Maryboo

      Usuń
  10. Ja tak się zastanawiam: WTF z tym Jebem? I mean, to dobrze napisana, porządna postać, ciężko żeby wyszła przez przypadek taka... Jakim cudem udało się stworzyć Smeyer taką fajną, zwartą i spójną postać? I jakim cudem skoro jedna postać jest spójna i w porządku - dlaczego inne takie być nie mogą? Bo tu mamy Jeba, była Brygada w Tłajlajtach... Więc ciężko tu mówić o jednej przypadkowo dobrej postaci, przy okazji spójnej. Więc ktoś mi wytłumaczy, dlaczego pisze Smeyer tak złe postaci, kiedy może pisać dobre? Albo co ona sobie myślała, stwarzając Jeba, który wyszedł dobrze? Wtf?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjaśnię: Jeb jest aseksualny. Tak samo jak Billy i Charlie w Tłajlajcie. Osoby aseksualne mają prawo być spójne, bo nie miłości, która prałaby im mózg. Simple.
      Popo

      Usuń
    2. Aseksualność nie wyklucza miłości, to po prosto brak popędu seksualnego ;)

      Usuń
    3. W twórczości S. Meyer miłość sprowadza się głównie do popędu. W ostatnim tomie sagi "Zmierzch" Bella wydaje się być serio rozdarta między alternatywą: zajęcie się córką, czy też chędożonko z Edwardem.
      Także tego...

      Usuń
    4. Też racja.

      Usuń
    5. @Popo: Nie do końca. Zarówno Charlie, jak i Billy mieli żony (Charlie chajta się drugi raz pod koniec serii); żonę ma, jak wiemy, Emmett. Jedynym zdeklarowanym singlem w całej obsadzie jest Jeb.

      Tak naprawdę odpowiedź na pytanie postawione przez Hyou jest prosta: postacie pozytywne to te, z którymi mamy się nie zgadzać. Naprawdę. Logika Stefy jest tak zwichrowana, że bohaterowie, którzy są powszechnie uwielbiani przez antyfanów (do listy można by dopisać jeszcze Rosalie i Leah) to ci, którzy w założeniu mają wywoływać w nas niechęć. Mamy być źli na Charliego i Billy'ego, ponieważ stawiają Belli granice, obrażać się na Emmetta, ponieważ posiada poczucie humoru i jaja oraz najwyraźniej złościć na Jeba, bo ośmielił się nazwać po imieniu ludobójstwo, jakie popełniają duszki. To jest cały klucz do zrozumienia Meyer - w jej założeniu te postacie są GORSZE od protagonistów.

      Maryboo

      Usuń
    6. Chodziło mi po prostu o to, że protagonistka nie uważa ich za obiekt pożądania - źle to nazwałam, używając słowa "aseksualność" :) Kajam się
      Popo

      Usuń
    7. Nie wiem, może faktycznie w założeniu mamy czuć niechęć, ale jakoś tego nie kupuję. Ok, w przypadku Meli sie zgodzę - na początku mieliśmy poczuć do niej niecheć żeby pokazać że duszka jest dobra, ale potem mieliśmy jej współczuc wiec przeszla pranie mózgu. Ale Jeb? Wydawalo mi sie od poczatku ze mial byc dobrym bohaterem, byl okreslany przez sama duszke jako ekscentryk/szaleniec I geniusz, bronił Meloduszy wiec byl przedstawiany raczej jako postac pozytywna. Więc dlaczego mielibyśmy czuc niechec do niego? Nie kupuję tego.

      Usuń
    8. Charlie i Billy - nie mówiąc o Emmecie - to też postacie pozytywne. Stefa jest jak dziecko karmione Disneyem, u niej złe są tylko podkręcające wąsa czarne charaktery (Łowczyni, Volturi). Ale u Meyer istnieje wyraźna hierarchia ważności i postać postaci nierówna. Jeśli ktokolwiek staje po przeciwnej stronie barykady niż avatar autorki, musimy z automatu się z nim nie zgodzić, albowiem racja zawsze stoi po stronie Mary Sue. Tu nie chodzi o to, że Jeb jest antagonistą, ale o fakt, że mamy traktować jego logiczny wywód z pewną dozą niezadowolenia, albowiem wnioski, które wysnuwa, ranią Wandzię.
      Ktoś mógłby powiedzieć, że tego rodzaju starcie jest czymś normalnym w powieściach i służy do otworzenia oczu bohaterowi; zgadza się, problem w tym, iż - jak się niestety przekonamy - Wandzia może i przyznała częściowo Jebowi rację, ale w praktyce jego wywody nie na wiele się zdadzą.

      Maryboo

      Usuń
  11. Po dzisiejszej analizie mam do powiedzenia tylko dwie rzeczy:
    Jeb <3;
    Wanda, ty zakłamana, złośliwa, upiorna i przebrzydła suko. Z każdą jej wypowiedzią mój wkurwometr osiąga niebezpieczne rejestry. Miotam się jak dzika z bezsilnej wściekłości, toczę pianę z ust i rzucam wszetecznicami dookoła, ale i tak nie jestem w stanie wyrzucić z siebie tej piekącej frustracji i złości, jakie wywołuje we nie ta "protagonistka". Jedno wielkie BLEH.
    Przepraszam za tę falę hejtu, ale musiałam się podzielić moim jakże głębokimi przeżyciami. I to wszystko z powodu jednej, głupiej książki... Wypociny Stefy są szkodliwe i rzucają się człowiekowi na kulturę osobistą.

    OdpowiedzUsuń
  12. Chwila chwila... Ten dzieciak, który urodził się na Ziemi... Jak? Aj min, ,,matki" są raz na miliard miliardów dusz, tak? I z jednej ,,rodzi się" ich ok. Miliona? I co, jakaś inna niż Wagabunda matka- która chyba nie istniej, nie?- rozciulała się w te milion dzieci, które wsadzili w milion ciał? Tak bez przygotowania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, Robert "począł" się w inny, nie-tradycyjno-duszkowy sposób. Na razie nie mogę powiedzieć nic więcej, to jest - niestety - temat na osobną analizę.

      Maryboo

      Usuń
  13. Jeb <3
    Moim zdaniem Stefa zrzyna pomysły od kogoś, ewentualnie ma ghostwritera który pisze jej konspekty fabularne, które ona następnie morduje dodając tróloff, marysuizm i pozostałe patologie. Ten fragment z duszami rozrywającymi mózgi jest kawałkiem rodem z przyzwoitego SF, w którym ludzie zostają najechani przez obcą cywilizację i szukają sposobu na walkę z najeźdźcą. Tylko Stefa macza to w sparklącym sosie i nieudolnie odwraca wszystkie wektory. To by tłumaczyło postać Jeba - Stefa nie miała pomysłu jak go przerobić, więc pozostał w wersji oryginalnej. Poza tym ktoś musi posuwać szczątki fabuły do przodu...
    Może synowie Stefy sobie skrobią do szuflady opowiadanka SF/fantasy i ona im podkrada pliki...? Stąd Team Emmet w Sadze i Jeb w Intruzie.

    Dodam jeszcze że po tej analizie przeczytałam Intruza do końca, zaintrygowana zapowiedziami dotyczącymi wyciągania duszek, i kwiczę wewnętrznie nie mogąc sie doczekać analiz kolejnych rozdziałów! Beige i Maryboo, jesteście dzielne!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem niezły pomysł z tym ghostwriterem/synami Stefy. ;)
      Adria

      Usuń
  14. Zaraz, zaraz. Dusze uważają się za takie prawe, że nigdy krzywdy nie robią, nie mordują, a gdy przychodzi do ochrony własnego tyłka to nagle: Lol, autodestrukcja! Jeśli ja nie mogę mieć tego człowieka, to nikt nie będzie miał!
    To jest chore. Wiem, że już wcześniej dusze wykazywały się hipokryzją, ale mogę uwierzyć w to, że one naprawdę uważają, że robią ludziom przysługę przejmując nad nimi kontrolę. Ale jaką rwa mać przysługę im oddają, zabijając ich?
    Cały czas mam nadzieję, że Duszami włada banda krwiożerczych świrusów, które chcą przejąc władzę nad światem, a one nic o tym nie wiedzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mi nasuwa pewien koncept - a co jeśli dusze tak naprawdę są dobre i prawe, tylko same mają w sobie jakiegoś ześwirowanego pasożyta? *philosoraptor mode on*

      Usuń
  15. Jest mi bardzo przykro, bo uwielbiam Was i Wasze analizy, przeczytałem wszystkie, etc., ale dzisiaj po raz pierwszy poczułem się zniesmaczony. Chodzi mi dokładnie o ten jeden fragment:

    "dusze wiedzą (i były świadome tego faktu już od przybycia na błękitną planetę pierwszej fali kolonizatorów w formie Łowców), że ludzie nie chcą służyć za mundurki. I bynajmniej nie muszą udawać się do nas na wakacje."

    Rozumiem potrzebę chronienia ludzkości, mnie też ciągle wkurza fakt, że Stefa nazywa ludzi "potworami", "bestiami", jednak nie mogę pozbyć się uczucia, że dusze też są ofiarami swego systemu. I nie potrafiłbym NIENAWIDZIĆ ich za to, że używają ludzi jako mundurków - tak samo jak nie nienawidzę wypijania krwi przez Adama i Evę z najnowszego filmu Jarmusha, tak samo jak nie nienawidzę ludzi za to, że piją olej z wątroby rekina, noszą buty z cielęcej skóry czy WYTWARZAJĄ JEBANE OZDOBY Z KŁÓW SŁONI. Codziennie większość z nas popełnia tę samą zbrodnie, co dusze - pozbawianie życia żywego stworzenia (lub przyczynianie się do tego). I nie, nie ma znaczenia, czy te stworzenia są czy nie są inteligentne - ponieważ porównując je do nas, możemy uznać, ze są głupie - jednak my również wiele tracimy w stosunku do nich (zwłaszcza do ssaków morskich, ale to inna historia).

    Nie próbuję tu nikogo konwertować na wegetarianizm - sam jem mięso. Po prostu wszyscy należymy do pewnego łańcucha biologicznego, mamy tam swe miejsca, a dusze najwyraźniej są po prostu LEPIEJ PRZYSTOSOWANE do życia niż my. Ludzkość również ma biologiczne prawo walczyć z najeźdźcą - robimy to od dawna, po to mamy układ immunologiczny.

    Po drugie, zwyczajne dusze nawet NIE ZDAJĄ SOBIE sprawy, ze popełniają błąd - jedna Wanda po pobycie wśród prawdziwych ludzi rozumie, ze akurat ta planeta radzi sobie dobrze sama. Większość dusz czerpie informacje o ludzkości zapewne z wiadomości (oklepany motyw w świecie sci-fi), po implantacji od razu kasuje nosiciela. Te dusze nie są złe - nie wiedzą, jak wielką szkodę czynią i czemu ludzie mieliby być bardziej wyjątkowi niż inne gatunki. Złe byłyby dusze, które wiedziałyby, jak potrafi prosperować ludzka osada, rozumiałyby, ze ludzie to nie krwiożercze monstra, i nadal próbowałyby podbijać Ziemię.

    Po trzecie, co do eksterminacji innych gatunków - przyjmę ten argument dopiero wtedy, gdy ludzie przestaną DLA ZABAWY polować na zagrożone gatunki (a najlepiej na jakiekolwiek zwierzęta) - oczywiście wyłączam z tej grupy myśliwych z papierkiem, którzy dla ekosystemu mają bardzo ważną rolę - wypełniają lukę w łańcuchu pokarmowym, którą stworzyliśmy, przerzucając się na hodowlę - to też temat na inną dyskusję.

    Podsumowując, można by przy NIE TAK WIELKICH nakładach pracy przerobić "Intruza" na doskonałe, filozoficzne sci-fi, którego osią byłby dialog dwóch zupełnie odmiennych ras (Enderverse, anyone?), podczas którego obie story doszłyby do wniosku, że żadna z ras nie jest święta i każda popełnia błędy. Można by. Tym bardziej boli kompletny brak umiejętności pisarskich Stefy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Po prostu wszyscy należymy do pewnego łańcucha biologicznego, mamy tam swe miejsca, a dusze najwyraźniej są po prostu LEPIEJ PRZYSTOSOWANE do życia niż my."

      Dusze nie należą do naszego ekosystemu. Dusze nie należą do żadnego ekosystemu - są kosmicznym odpowiednikiem pasożytów nawiedzających inne planety.

      Mało tego - w łańcuchu biologicznym wszystko ma swoje miejsce i służy innym, chociażby rozkładając się na czynniki pierwsze po śmierci. Dusze nie mają ŻADNEGO wkładu w utrzymanie stabilizacji w naturalnym porządku świata, bo po tym, jak ich mundurkowi kończy się termin ważności najzwyczajniej w świecie uciekają na inną planetę. Niczego nie produkują, nie próbują udoskonalić ziemskich technologii - po prostu radośnie korzystają sobie z naszych dokonań i naszej natury, a gdy już im się znudzi, wyrzucają zbędny balast w postaci ciała i lecą balować gdzie indziej.

      Ty to nazywasz przystosowaniem. Ja morderstwem.

      "Po drugie, zwyczajne dusze nawet NIE ZDAJĄ SOBIE sprawy, ze popełniają błąd - jedna Wanda po pobycie wśród prawdziwych ludzi rozumie, ze akurat ta planeta radzi sobie dobrze sama. Większość dusz czerpie informacje o ludzkości zapewne z wiadomości (oklepany motyw w świecie sci-fi), po implantacji od razu kasuje nosiciela."

      Nie. Kasowanie dysku człowieka, jak wiemy z opowieści pani psycholog, potrafi trwać miesiącami. Dusze mają dostęp do wszystkich uczuć żywiciela, jego wspomnień i upodobań. Potrafią wręcz obdarzyć afektem ten sam obiekt, co ich mundurek. Zenonie, nie mam pojęcia, dlaczego uparłeś się, aby przedstawiać duszki jako chodzące niewiniątka, skoro kanon nie ukrywa, jak wygląda ich sposób myślenia. Dusze uważają nas za złą, okrutną rasę, której NALEŻAŁO SIĘ przerobienie na suknie wieczorowe. Nawet wtedy, gdy dostają własnego żywiciela i naocznie przekonują się, że wielu z nas to dobrzy ludzie którzy nie chcą skończyć jako opakowania zastępcze nie wpadnie im do głowy, że mogłyby dać nam święty spokój i lecieć na inną planetę. Dlaczego? Cóż, mamy taki ładny plac zabaw, że aż szkoda wyjeżdżać.

      "Po trzecie, co do eksterminacji innych gatunków - przyjmę ten argument dopiero wtedy, gdy ludzie przestaną DLA ZABAWY polować na zagrożone gatunki."

      Eee...Wybacz, nie nadążam za Twoją logiką. Na Ziemi istnieją kłusownicy - a więc w imię równości, gdy jakiś kosmita wpadnie do Twojego mieszkania i użyje twojej matki/siostry/żony jako mundurka, przyklaśniesz mu z uśmiechem oddasz bliskiego do użytkowania?

      Maryboo

      Usuń
    2. "Codziennie większość z nas popełnia tę samą zbrodnie, co dusze - pozbawianie życia żywego stworzenia (lub przyczynianie się do tego). "

      Owszem, to prawda. Ale przy tym nikt z nas nie uważa, że rasa ludzka jest najlepsza, bez skazy, nie zdolna do zła. Zdajemy sobie sprawę z popełnianych błędów i przynajmniej część z nas stara się te błędy naprawiać, a osoby, które bez powodu wykorzystują inny gatunek, czy się nad nim bezmyślnie znęcają, są (z większym lub mniejszym powodzeniem) karane.

      Dusze natomiast przy całym swym okrucieństwie nie zauważają w swoim zachowaniu nic złego. Nawet Wagabunda, która spędziła tyle czasu z ludźmi nie potrafi dostrzec, że sama popełnia gorszą zbrodnię niż niektórzy ludzie (więzienie Meli we własnym ciele).

      I oczywiście - można powiedzieć, że są "ofiarami systemu". W pewnym sensie tak. Ale jako istoty myślące powinny, po zetknięciu ze wspomnieniami żywiciela, zacząć coś kumać. Z przykładu ludzkiego: mimo że wychowanie odgrywa ogromną (kluczową) rolę w kształtowaniu zachowań, psychiki, systemu moralnego, to jednak wielu ludzi potrafi mieć zupełnie inne poglądy od swoich rodziców.

      Usuń
    3. No i ludzie nie twierdzą, że zwierzę, które zaatakuje myśliwego w obronie swojego życia/swoich młodych jest "bestią", "potworem", etc.
      Chyba.

      Ukłony

      Usuń
    4. Ale chyba jednak przyznacie, że większość ludzi wyznaje ideologiczny antropocentryzm i uważa, że człowiek ma odgórne prawo do panowania nad innymi zwierzętami. Wierzący uważają nawet, że człowiek został stworzony osobno od innych zwierząt, na podobieństwo istoty wyższej. Do dziś cierpienie krowy jest w wielu krajach mniej istotne od czyichś urojeń religijnych (ubój rytualny). Ludzie wyniszczają planetę, eksperymentują na zwierzętach (z dwojga złego wolałabym za jednym zamachem całkowicie stracić świadomość niż zostać królikiem doświadczalnym na stole do wiwisekcji), zdzierają z żywych norek skórę, żeby jakaś nadęta paniusia mogła się pochwalić futerkiem. My uważamy, że nam wolno, a dusze uważają, że im wolno.

      Usuń
    5. @Wika: Nie, CZĘŚĆ z nas uważa, że nam wolno - w przeciwieństwie do pierdyliarda ekologów i obrońców praw zwierząt, którzy mają inne zdanie na ten temat. Wanda zaś jest JEDYNĄ duszą która widzi coś niewłaściwego powolnym, metodycznym pozbawianiu ludzkości bliskich,własnego ciała i ostatecznie życia.

      Maryboo

      Usuń
    6. Ekolodzy i obrońcy praw zwierząt są w mniejszości. Zdecydowana większość ludzi uważa, że mamy prawo dowolnie kolonizować Ziemię. Człowieka uważa się za najlepszy gatunek, koronę stworzenia. Cierpienie zwierząt jest dla większości z nas niczym w porównaniu do cierpienia (a nawet zwykłego dyskomfortu!) człowieka.

      Większość ludzi doskonale wie (choć nie chcą o tym myśleć), jak łamie się psychikę słoniom zanim te trafią na cyrkową arenę. A jednak radość jakiegoś zasmarkanego bachora na widowni jest ważniejsza niż cierpienie słonia albo lwa. Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność.

      Duszki oczywiście są złe, ale czasem dosyć trafnie (jak na umiejętności pisarskie Meyer) nas oceniają. Sama nie jestem święta. Patrzę na świat przez pryzmat ekonomii i denerwują mnie ekolodzy, którzy bojkotują budowę fabryki, która da ludziom pracę.

      Usuń
    7. @Wiko: Wciąż omijasz zasadniczy problem. Oczywiście, że ludzie mają swoje na sumieniu. Tyle, że nasz gatunek ma jednak na tyle rozsądku, by - w znakomitej większości - nie pogrywać z naturą ze złośliwości i nudy. Jak sama piszesz, fabryki dają ludziom pracę. Wszelakie ingerencje w naturalny porządek zawsze mają jakiś konkretny cel (czy konieczny, to już inna para kaloszy). Żaden bogaty inwestor nie decyduje się na zaoranie ogromnych połaci ziemi z nudy. Tymczasem dusze nie mają ŻADNEGO celu w kolonizowaniu naszej planety, poza faktem, że mamy ładną roślinność, więc chętnie przezimują u nas kilka pokoleń, do imentu wytępiając ludzkość. Nawet nasz daleki od perfekcji gatunek wie, że podobna polityka anihilacji jest niedopuszczalna.
      Jeśli chodzi o cyrk - nie znoszę tego miejsca z identycznego powodu, co ty. Pogląd ten podziela moja rodzina, mnóstwo moich znajomych i zapewne jeszcze parę tysięcy innych ludzi. Powtarzam - ŻADNA dusza nie odczuwa wyrzutów sumienia z powodu kolonizacji.
      W końcu - ludzkość, jeśli nawet postępuje niegodnie ze zwierzętami (co w ogóle nie powinno mieć miejsca), to nie dlatego, że denerwują ją słonie czy pandy. Lubię myśleć, że nie jesteśmy kompletnie wyprani z uczuć i generalnie nie krzywdzimy nikogo i niczego dla kaprysu (a dla jednostek nieformowalnych społecznie mamy nagrody w postaci kar pieniężnych oraz odpowiednich placówek). Tymczasem dusze zerknęły na Ziemię i postanowiły zabawić się w Pana Boga, uznając, że coś tak ładnego po prostu się nam nie należny, bo jesteśmy co do jednego okropni i zepsuci. Bez zastanowienia, bez restrykcji, bez wyrzutów sumienia - kasujemy tę rasę, i tak są nieprzydatni i nic z nich nie będzie.

      Nie chodzi o to, że ludzie są idealni. Nie są. Ale, cytując pewnego archanioła z mojej ulubionej serii, próbują; próbują być lepsi, doskonalić ten świat (choćby przez wprowadzanie organizacji w rodzaju PETY), naprawiać swoje błędy. Dusze natomiast to bezmyślni i beznamiętni mordercy, stanowczo przekonani o swojej nieomylności, których nigdy nie nachodzi refleksja, że być może to, co robią jest jednak ociupinkę nie w porządku,

      Maryboo

      Usuń
  16. Zastanowiło mnie teraz jedno - skoro duszom pozbycie się świadomości człowieka zabiera miesiące, i w tym czasie przejmują jakieś ich uczucia, to czemu nie przejmują ludzkiego spojrzenia na tę duszną inwazję? Czemu nie dociera do nich, że robią źle? Kij tam, niech nawet tego nie rozumieją, ale tak jak Wandzia się bezwolnie wpoiła, tak inne dusze powinny bezwolnie przejść w tryb "cóżeśmy uczynili?!" i się wynieść. Czemu sama Wandzia tego nie przejęła od Meli, skoro przejęła miłoźdź? Czemu Mela nie skorzystała z okazji i nie zawaliła Wandzi porównaniami dusz do nazistów?
    I co do wcześniejszego odcinka - dusze to dosyć małe stworzonka. Więc skąd w tym mikrobie wystarczająca ilość krwi aby zachlapać nią niemal cały szpital?

    Krakatoa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam wrażenie, że pisząc ten fragment Smeyer już wyobrażała sobie jak będzie on przedstawiony w filmie - a dużo krwi = więcej dramy, i tyle.

      Usuń
    2. Odpowiedź jest jedna - ponieważ autorką tego opka jest Stephenie Meyer.

      Usuń
  17. Cóż, skolonizowanie Ziemi nie jest dla duszek ostatnią deską ratunku, więc oczywiście są one mordercami z wyboru i to wyjątkowo obrzydliwymi. Dobrze byłoby to kiedyś uświadomić Stefie. Szkoda, że nie piszecie po angielsku.

    Jeb jest naprawdę porządną postacią. Może nawet go polubię. ;)

    Wanda rozpacza chyba przede wszystkim dlatego, że to były duszkowe niemowlęta. Stefa często jak chce, żeby jej bohaterka popłakała nad czyimś losem, to sięga po małe dziecko. Przecież Mary Sue nie może wylewać swoich kryształowych łez z byle powodu. Jak już ma płakać, to musi dziać się coś ekstra, a przecież dorośli to w jej książkach padają jak muchy i nikogo to nie interesuje.

    OdpowiedzUsuń
  18. Trzynaście nowych powodów żeby lubić Jeba. Tak jakbyśmy ich potrzebowali :)

    OdpowiedzUsuń