niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział XXXVI: Wiara


Dzisiejszy rozdział to jeden z większych Stefkowych mindfucków, jakie dotąd napotkałam. Właściwie to nie wiem, co ja takiego przeczytałam. Stefcia serwuje nam niezły mood whiplash po ostatnim, poważnym odcinku. Sensu w tym, rzecz jasna, nie ma żadnego. Zastanawiam się, czy nasza ukochana ałtorka rzeczywiście napisała ten rozdział, czy po prostu Stara Kobieta Bez Twarzy, Która Potajemnie Mieszka W Moim Domu zamieniła te kilka stron Intruza, a w oryginale jest coś zupełnie innego. Tzn. mniej z dupy.



Atmosfera się rozluźniła, po półkolu przebiegł tym razem szmer ożywienia. Spojrzałam na Jamiego. Zacisnął usta i wzruszył ramionami.
– Jeb chce tylko, żeby wszystko wróciło do normalności. To było kilka ciężkich dni. Pogrzeb Waltera...
Skrzywiłam się.
Zobaczyłam, że Jeb uśmiecha się szeroko do Jareda. Ten przez chwilę się opierał, po czym westchnął i przewrócił oczami. Obrócił się i ruszył żwawym krokiem w stronę wyjścia.
– Jared przywiózł nową piłkę? – zapytał ktoś.
– Bosko – skomentował stojący obok mnie Wes.
– Będą grać – zamamrotała Trudy i potrząsnęła głową.
– Jeżeli to pomoże rozładować emocje... – odparła pod nosem Lily, wzruszając ramionami.


Niedawno pochowali Walta, przed chwilą ważyły się losy człowieka (już pomijam, że psychola), a teraz mieszkańcy jaskini będą kopać sprężone powietrze. Ja wiem, że ludzie różnie sobie radzą z trudnymi sytuacjami, ale mimo wszystko WHAT THE FUCK?!



Gracze dobierają się w drużyny.



– Andy kapitanem – zawołał ktoś.
– Ja proponuję Lily – krzyknął Wes, wstając z ziemi, po czym zaczął się rozciągać.
– Andy i Lily.
– Tak, Andy i Lily.
– Biorę Kyle’a – powiedział szybko Andy.
– Ian – odpowiedziała natychmiast Lily.
– Jared.
– Brandt.
Jamie podniósł się z ziemi i stanął na palcach, żeby dodać sobie wzrostu.
– Paige.
– Heidi.
– Aaron.
– Wes.

-WYBIERAM CIEBIE, PIKACHU!



 
-SAILOR NEPTUNE


-TYRANNOSAURUS




Nie, stary, ciebie nikt nie chce w drużynie. Idź sobie.


Wandzia nie może dołączyć do gry, bo ma zepsutą nóżkę. Mela żałuje, bo była dobra w piłkę.



– Ja chyba sobie dzisiaj odpuszczę – rzekł Ian.
– Nie – zaprotestował Wes. – Oni mają Kyle’a i Jareda. Bez ciebie jesteśmy załatwieni.
– Zagraj – odezwałam się do niego. – Ja... będę pilnować wyniku.

Popatrzył na mnie, układając usta w cienką, napiętą linię.
– Nie bardzo jestem w nastroju do gry.
– Potrzebują cię.

Prychnął.
– No dalej, Ian – namawiał go Jamie.



- Ale obowiązki truloffa… Muszę warować przy Wandzi…



Wandzia miłosiernie namawia Iana do udziału w meczu.



Spróbowałam wstać, gdyż siedziałam na samym środku groty. W słabym świetle nikt nie zwracał na mnie uwagi. Atmosfera zdecydowanie się poprawiła, zawodnicy obu drużyn czekali w napięciu na rozpoczęcie gry. Jeb miał rację. Potrzebowali tego, jakkolwiek dziwne mogło mi się to wydawać.
Udało mi się stanąć na czworakach. Wysunęłam zdrową nogę do przodu, opierając się na zranionej. Zabolało. Dalej postanowiłam skakać na jednym kolanie. Trudno mi jednak było utrzymać równowagę.
Już byłabym upadła na twarz, gdyby nie czyjeś silne ręce. Nieco przygnębiona podniosłam wzrok, by podziękować Ianowi za pomoc.
Słowa ugrzęzły mi jednak w gardle, gdy zobaczyłam, że to Jared mnie złapał.


GASP!



– Wystarczyło poprosić o pomoc – zagaił luźnym tonem.



Ciebie? Nie, dzięki, jeszcze byś jej drugą nogę przetrącił. A nie, sorki, przecież Stefka doszła do wniosku, że już czas na wielkie wybuchy uczuć w naszym wielokącie miłosnym, więc trzeba szybciutko zrobić z Jareda słodkiego, puchatego króliczka. Zaraz zobaczycie, jaki neandertal się zrobił do rany przyłóż.



– Tak. – Odchrząknęłam. – Powinnam. Nie chciałam...
– Zwracać na siebie uwagi? – zapytał tak, jakby naprawdę go to ciekawiło. Nie było w tych słowach ani krzty oskarżenia. Pomógł mi doczłapać się do wejścia.
Potrząsnęłam głową.
– Nie chciałam... żeby ktokolwiek robił coś z grzeczności, nie mając na to ochoty. – Nie wyjaśniłam tego najlepiej, ale zdawał się rozumieć, o co mi chodzi.
– Nie sądzę, by Jamie albo Ian mieli ci to za złe.
Zerknęłam przez ramię. Żaden z nich nie zauważył jeszcze w półmroku mojego zniknięcia. Ćwiczyli grę głową i właśnie się roześmiali, bo Wes odbił piłkę twarzą.
– Ale dobrze się bawią. Nie chciałam im przerywać.
Jared przyglądał mi się uważnie. Uświadomiłam sobie, że na mojej twarzy pojawił się tkliwy uśmiech.
– Mały dużo dla ciebie znaczy – powiedział.
– To prawda.

Przytaknął głową.
– A Ian?
– Ian jest... Ian mi wierzy. Opiekuje się mną. Potrafi być bardzo serdeczny... jak na człowieka. – Miałam ochotę dodać, że jest prawie jak dusza. Ale nie zostałoby to chyba właściwie odebrane.
Jared parsknął.
– Jak na człowieka. Nie wiedziałem, że to takie ważne rozróżnienie.



Ludzkość ssie: 42



Widzicie? Jared zachowuje się, jak normalny człowiek. Pomaga Wandzi chodzić, rozmawia z nią o Jamiem i Ianie. Żadnej agresji, wyrzutów, podejrzeń. Po prostu chłopa podmienili. 


Opuścił mnie na krawędź wejścia, która posłużyła mi za wklęsłą ławkę, nieco wygodniejszą niż płaska skalna podłoga.
– Dziękuję – powiedziałam. – Jeb słusznie postąpił.
– Mam inne zdanie. – Ton jego głosu był łagodniejszy niż same słowa.
– I jeszcze dziękuję... za to, co było wcześniej.



Za te ciosy w ryj?



- Nie musiałeś mnie bronić.



Aaa, za to. No tak.

Wandzia postanawia zrobić to, co umie najlepiej, czyli zacząć przepraszać, że żyje.



– Rzeczywiście, nigdy nie zrobiłabym niczego, co mogłoby kogoś tu skrzywdzić. Na pewno nie umyślnie. Przepraszam, że cię zraniłam, zjawiając się tutaj. Ciebie i Jamiego. Tak mi przykro.



Mea culpa: 27



– Szczerze mówiąc... – Zawahał się. – Mały się rozpogodził, od kiedy tu jesteś. Prawie zapomniałem, jak wygląda, kiedy się śmieje.
Śmiech Jamiego właśnie niósł się echem po grocie; wyróżniał się na tle niskiego rechotu dorosłych.
– Dziękuję, że mi to powiedziałeś. To moje... największe zmartwienie. Bałam się, że może na trwałe coś zepsułam.
– Dlaczego?
Spojrzałam na niego zagubiona.
– Dlaczego go kochasz? – zapytał zaciekawionym, lecz spokojnym głosem.
Zagryzłam wargę.
– Możesz mi powiedzieć. Ja... – Długo szukał właściwych słów. – Możesz mi powiedzieć – powtórzył w końcu.
– Po części z powodu Melanie – odparłam, nie podnosząc wzroku. Nie zerknęłam, by zobaczyć, czy jej imię zrobiło na nim wrażenie. – Pamiętałam go takim, jakim ona go zapamiętała... To potężna siła. No a potem go tu zobaczyłam... – Wzruszyłam ramionami. – Nie potrafię go n i e kochać. To jest we mnie, w każdej komórce tego ciała. Wcześniej nie doceniałam wpływu żywiciela. Może to tylko te ludzkie ciała. A może tylko Melanie.

Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 24


Jared nie wydaje się być szczególnie zdziwiony wpojeniem duszki. Taktownie nie pyta o siebie. W końcu powinien się domyślić, że skoro duszka przejęła uczucie Meli do brata, to też, biorąc na logikę (trudne słowo, Stefciu, wiem), musiała doświadczyć miłości do pitekantropa. Jared jednak nie drąży tej kwestii, tylko zmienia temat. Pyta o to, czy Mela porozumiewa się z Wandzią. Duszka odpowiada, że owszem, Mela mówi, ale dziś nie odzywa się za dużo, bo jest zła na Wandzię. Howe domyśla się od razu, że Mela jest wściekła na duszkę za to, że broniła BSZ-a.



– Bywa... agresywna – przyznałam. Uśmiechnęłam się, by złagodzić oskarżenie.
Wcale jednak nie odebrał tego jako zarzutu.

– Naprawdę? Kiedy?
– Chce, żebym się broniła. Ale ja... nie potrafię. Nie umiem walczyć.
– To widać.


Fakt, on wie najlepiej, w końcu tyle razy ją atakował.



Dotknął mojej sponiewieranej twarzy opuszką palca. – Przepraszam.
– Nie. Każdy zachowałby się tak samo.



Nie, moja droga, nie każdy. No, chociaż przeprosił. Ale to i tak marna pociecha.



– Ty byś się tak nie...
– Gdybym była człowiekiem, owszem. Zresztą, nie to miałam na myśli... Myślałam o Łowczyni.
Zesztywniał.
Ponownie się uśmiechnęłam, żeby rozluźnić atmosferę.
– Mel chciała, żebym ją udusiła. Naprawdę jej nienawidzi. I jakoś... nie potrafię jej za to potępić.
– Ciągle cię szuka. Ale chyba musiała w końcu oddać helikopter. Przynajmniej tyle.
Zamknęłam oczy, zacisnęłam pięści i przez parę chwil koncentrowałam się na oddechu.
– Kiedyś się jej nie bałam – szepnęłam, – Nie wiem, dlaczego teraz tak bardzo mnie przeraża. Gdzie ona jest?
– Nie martw się. Wczoraj jeździła tylko wzdłuż autostrady. Nie znajdzie cię.


O Łowczyni zapominam bezustannie. Stefka zepchnęła wszelkie niebezpieczeństwo ze strony tej ekhm, ekhm antagonistki (od siedmiu boleści) na daleki plan, żeby móc spokojnie rozwodzić się nad czwórką truloffów. Zupełnie nie czuć, że komuś coś tak naprawdę grozi. Wiecie, nie ma to jak budowanie napięcia.



– Czy... słyszysz teraz Mel? – zapytał cicho.

Nie otwierałam oczu.
– Czuję jej obecność – odrzekłam po chwili wahania. – Słucha nas uważnie.
– Co sobie myśli? – szepnął.
„Wreszcie masz swoją szansę”, odezwałam się do niej. „Co chcesz mu powiedzieć?”
Tym razem była wyjątkowo ostrożna. Nasza rozmowa ją zaniepokoiła. „Dlaczego? Dlaczego teraz ci wierzy?”


Bo Stefka stwierdziła, że wielokąty miłosne czas zacząć.



Mela chce wiedzieć, co takiego wyprało mózg neandertalowi i sprawiło, że jest taki milusi i kochany. Cóż, ja też chcę wyjaśnień w tej sprawie.



– Złożyło się na to parę rzeczy. Byłaś taka... troskliwa wobec Waltera. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktokolwiek prócz Doktora okazywał komuś tyle współczucia. No i uratowałaś życie Kyle’owi, podczas gdy większość z nas choćby dla własnego bezpieczeństwa pozwoliłaby, żeby się utopił. A poza tym zupełnie nie potrafisz kłamać. – Zaśmiał się krótko. – Wmawiałem sobie, że to wszystko zasłona dymna. Może gdy obudzę się jutro rano, znowu będę tak myślał.



Rozdwojenie jaźni, jako żywo.



– Ale kiedy zaczęli cię dzisiaj atakować... coś we mnie pękło. Zobaczyłem w nich wszystko to, czego nie powinno być we mnie. Zrozumiałem, że już wcześniej ci uwierzyłem, tylko byłem po prostu uparty. Okrutny. Ale wydaje mi się, że zacząłem wierzyć – to znaczy trochę – już tamtej pierwszej nocy, gdy chciałaś mnie obronić przed Kyle’em. – Roześmiał się, jakby nie uważał go za kogoś groźnego. – Tyle że jestem lepszym kłamcą niż ty. Potrafię nawet okłamywać samego siebie.


Aha, czyli jej właściwie wierzył, tylko musiał sobie zdać z tego sprawę. No to charakteryzacja tej postaci została właśnie wywalona do kosza. Bo tak. Bo przecież główny truloff nie może być gnojem. Bo Stefcia tego nie przemyślała. Bo… Chociaż właściwie skoro tak naprawdę jej wierzył, to całe jego zachowanie jest jeszcze gorsze niż gdyby był na mur beton przekonany, że Wandzia to zło najczystsze. Czyli fail jeszcze większy. Tak to jest, jak się pisze i nie wraca do poprzednich scen, żeby sprawdzić, czy wszystko się trzyma kupy.



– Mel ma nadzieję, że nie zmienisz zdania. Boi się tego.

Zamknął oczy.
– Mel.
Serce zabiło mi szybciej. Sprawiła to jej radość, nie moja. Na pewno się domyślał, że go kocham. Po tym, co mu powiedziałam o Jamiem, musiało to być dla niego jasne.
– Powiedz jej... że nie zmienię.
– Słyszy cię.
– Jak... bezpośrednie macie połączenie?
– Słyszy i widzi to co ja.
– I czuje to co ty?

– Tak.
Zmarszczył nos. Po raz kolejny dotknął mojej twarzy, delikatnie, czule.
– Nie masz pojęcia, jak mi przykro.



Nie masz pojęcia, jak mi to wisi. I tak cię już nie polubię, choćbyś na rzęsach stanął.



Jego dotyk rozpalał mi skórę i było to przyjemne uczucie, ale słowa, które wypowiedział, paliły mnie bardziej. Oczywiście, że było mu przykro głównie ze względu na nią. Oczywiście. Nie powinnam się tym przejmować.


Mój ssskarb : 11



– Jared, no chodź! Gramy!
Oboje podnieśliśmy wzrok. To Kyle wołał. Sprawiał wrażenie zupełnie odprężonego, jak gdyby wcale przed chwilą nie ważyło się jego życie. Może wiedział, że wszystko pójdzie po jego myśli. Może szybko się z tego otrząsnął. W każdym razie zdawał się mnie teraz w ogóle nie zauważać.


Chill motherfucker jak nic. Albo po prostu psychol. Albo idiota. Sama już nie wiem.

Wandzia zauważa, że Jamie przygląda się scenie rozmowy z zadowoleniem.



Musiał go ten widok radować. Ale czy słusznie?

„Co masz na myśli?”
„Co widzi, kiedy na nas patrzy? Odzyskaną rodzinę?”
„A nie jest tak? W pewnym sensie?”
„Szkoda, że pojawił się w niej ktoś nieproszony.”
„I tak jest dużo lepiej niż wczoraj.”
„W sumie...”
„Wiem”, przyznała. „Cieszę się, że Jared o mnie wie... ale wciąż nie podoba mi się, że cię dotyka.”
„A mnie to się podoba za bardzo.” Czułam przyjemne łaskotanie na skórze w miejscu, gdzie mnie dotknął. „Przepraszam.”

Mój ssskarb : 12



„Nie mam do ciebie żalu. W każdym razie wiem, że n i e p o w i n n a m mieć.” 



Nie powinnaś, czyli jednak masz. Nas nie oszukasz, bąbelku.


Nie tylko Jamie nam się przyglądał.Również Jeb był wyraźnie zaciekawiony, znów uśmiechał się leciutko zza brody.
Sharon i Maggie spoglądały na nas złowrogo. Miały identyczny wyraz twarzy, przez co Sharon, pomimo młodzieńczej cery i jaskrawej fryzury, wyglądała równie staro jak jej szpakowata matka.



Evil bitches, evil bitches!!! W dalszym ciągu nie wiem do końca, po co to wszystko, ale evil bitches to w końcu podstawa każdego opka.



Ian był zaniepokojony. Miał przymrużone oczy i wyglądał, jakby miał za chwilę do nas podejść i po raz kolejny stanąć w mojej obronie, upewnić się, że Jared nie sprawi mi żadnej przykrości. Posłałam mu kojący uśmiech. Nie odwzajemnił go jednak, a jedynie ciężko westchnął.



Oj, nie zaliczę, jak się facet będzie tak koło niej kręcił, pomyślał Ian smutno.



– Okej – zagrzmiał Kyle i obrócił się w stronę piłki, ustawionej w najjaśniejszym punkcie groty. – Poradzimy sobie bez ciebie.
– Idę! – Jared posłał mi – nam – na pożegnanie tęskne spojrzenie i dołączył do drużyny.



Tęskne spojrzenie? WTF!? Widzicie to, ludzie? Zaraz jej będzie poezję miłosną cytował, zobaczycie. I tak Stefa wystarczająco dużo czasu straciła na rozwijanie akcji (hahaha, wiem, przezabawne), teraz już tylko romans.



Pilnowanie wyniku nie szło mi najlepiej. Z miejsca, gdzie siedziałam, nie było zbyt dobrze widać piłki. Mrok sprawiał, że słabo widziałam nawet samych zawodników, chyba że akurat znaleźli się tuż pod którąś z lamp. Musiałam się wszystkiego domyślać po zachowaniu Jamiego. Gdy jego drużyna strzelała gola, wydawał okrzyk zwycięstwa, a gdy traciła – głośno jęczał.



No któż by się domyślił, co takie reakcje oznaczają? Jesteś niesamowicie mądra, Wandziu.



Grali dosłownie wszyscy. Maggie stała na bramce w drużynie Andy’ego, a Jeb u Lily.



Maggie na bramce. No wiecie, Maggie.






Wow.



Oboje spisywali się nadspodziewanie dobrze. Widziałam ich postacie w świetle rzucanym przez lampy, poruszali się bardzo zwinne, jakby mieli dużo mniej lat. Jeb nie bał się rzucać na podłogę, by obronić strzał, Maggie grała mniej ofiarnie, lecz równie skutecznie. Przyciągała niewidzialną piłkę jak magnes. Za każdym razem, gdy Ian lub Wes strzelali na bramkę... pac! – piłka trafiała jej do rąk.



Ha, najlepsi bramkarze Champions League mogą się schować przed ciotką Maggie. Hellyeah!!!

Trudy i Paige zeszły z boiska po upływie pół godziny i opuściły grotę, przechodząc obok mnie, pochłonięte żywą rozmową. Niewiarygodne, że ten dzień zaczął się od sądu. Tak czy inaczej, owa skrajna zmiana nastrojów bardzo mnie cieszyła.


A mnie zrobiła mindfucka. I to mi się nie podoba.



Wkrótce kobiety wróciły, dźwigając mnóstwo pudełek. Batoniki musli, te z nadzieniem owocowym. Zawodnicy przystanęli. Jeb ogłosił przerwę i wszyscy zaczęli się pospiesznie schodzić po śniadanie.



Szkoda, że nie schodzili NA śniadanie, ale rozumiem, w jaskini ciężko o porządne schody.



Dzielono je na środku groty. W pierwszej chwili zapanował straszny zamęt.
– Wanda, to dla ciebie – powiedział Jamie, wydostawszy się z tłumu. Ręce miał pełne batoników, a pod pachami ściskał butelki wody.
– Dzięki. Fajnie się gra?
– Super! Szkoda, że nie możesz.
– Następnym razem.
– Proszę bardzo... – Ian pojawił się nagle z garściami batoników.
– Ha, byłem pierwszy – odezwał się Jamie.
– O – powiedział Jared, ukazując się po drugiej stronie chłopca. Również on trzymał w dłoniach więcej batoników, niż potrzebował.
Ian i Jared wymienili długie spojrzenia.

Bellanda Wandella van der Mellen : 53


Zaraz powinna przyjść jeszcze Trudy, wujek Jeb, duch Mufasy i pan Zdzicho Zdzichowski ze Zdzichowa, żeby usłużyć naszej Marysi Zuzannie.



– Co się stało z jedzeniem? – zapytał gniewnie Kyle. Stał nad pustym pudełkiem i rozglądał się po grocie w poszukiwaniu winowajcy.
– Łap – zawołał Jared, rzucając mu szybko batony, jeden za drugim, niczym noże.
Kyle chwytał je z łatwością. Potem podbiegł, by sprawdzić, czy Jared nie przywłaszczył sobie zbyt wielu.
– Masz – odezwał się Ian i rzucił bratu połowę swoich, nawet na niego nie spoglądając. – A teraz znikaj.
Kyle zignorował go. Po raz pierwszy dzisiaj spojrzał na mnie. Jego oczy wydawały się czarne na tle świecącej za nim lampy. Nie mogłam odczytać wyrazu jego twarzy.



Ha, a teraz przed nami największy twist tego rozdziału, czyli rozmowa Brata Samo Zło i jego niedoszłej ofiary.



Nie usłyszał żadnej odpowiedzi.
– Niczego nie żałuję – zwrócił się do mnie. – Nadal uważam, że zrobiłem to, co należało.
Ian odepchnął brata. Kyle zatoczył się do tyłu, lecz po chwili znowu podszedł bliżej.
– Poczekaj. Nie skończyłem.
– A właśnie, że skończyłeś – odparował Jared. Dłonie miał zaciśnięte w pięści, skóra bieliła mu się na knykciach.



- A właśnie, że nie – Kyle wywalił język i tupnął nóżką.



– A właśnie, że nie. (o, widzicie) – Kyle uniósł ręce w pojednawczym geście, po czym kontynuował: – Uważam, że miałem rację, ale uratowałaś mi życie. Nie wiem, dlaczego to zrobiłaś, ale stało się. A więc – życie za życie. Nie zabiję cię. Tak spłacę dług.



Ahahahahahahahaha!!!







Yyy… On tak na poważnie?



Jeszcze chwila, a zaproponuje Wandzi, że zostaną przyjaciółmi, będą rozmawiać o chłopcach, pleść warkocze i piec babeczki.



– Powiem ci, dlaczego – przemówiłam, głośniej niż chciałam. Odniosło to jednak zamierzony skutek. Ian, Jared i Kyle spojrzeli w moją stronę, zapominając na chwilę o kłótni.
Poczułam napięcie. Odchrząknęłam.
– Nie pozwoliłam ci wpaść do wody, bo... bo nie jestem taka jak ty. Nie chodzi mi o to, że nie jestem... jak ludzie. Są tu tacy, którzy na moim miejscu postąpiliby tak samo. Ludzie dobrzy i serdeczni. Na przykład twój brat, Jeb, Doktor... Chcę powiedzieć, że nie jestem taką o s o b ą jak ty.








Kyle zamiast się wściec, jak wynikałoby z jego dotychczasowej charakteryzacji, robi coś zupełnie innego. Ofkors.



Kyle wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę, aż w końcu zarechotał.
– Auć – powiedział, nie przestając się śmiać. Następnie odwrócił się uznawszy widocznie, że przekazał mi wszystko, co miał do powiedzenia, i poszedł napić się wody. – Życie za życie! – zawołał jeszcze przez ramię.



Czy ktoś coś z tego rozumie? Jeszcze niedawno Kyle nie miał żadnych problemów z zaciukaniem duszki. Ba, chciał się nawet jeszcze wcześniej nią pobawić, torturując Wandzię psychicznie. A teraz wszystko jest nagle ok., już cię nie dotknę, pośmiejmy się razem. Bo nie dała ci spaść? Co z tego, jesteś przecież niezrównoważony. Ja pierniczę. Ot był konflikt i po konflikcie. Ze Stefki znowu wyłazi lenistwo, ałtorka załatwia wszystko 3 zdaniami i uważa, że świetnie sobie poradziła z wątkiem BSZ-a. Nie kupuję tego. Wandzia zresztą też ma spore wątpliwości co do cudownej zmiany nastawienia Kyle’a.



Nie byłam wcale pewna, czy mu wierzę. Starałam się nie zapominać, że ludzie to doskonali kłamcy.



Dam obligatoryjne



Ludzkość ssie: 43



Ale w sumie nie dziwię się duszce. Też bym się zastanawiała, co jest grane, że mu się tak nagle odmieniło. Kyle wie, że jeśli czegoś znów spróbuje, nie ujdzie mu to płazem, ale i tak jego nawrócenie nie ma najmniejszego sensu. Przynajmniej nie w taki sposób powinno być opisane.


Koniec rozdziału. Nie dam Morfeuszka, bo mimo iż nic się dziś nie działo, to przynajmniej ogólny whatthefuck nie pozwolił mi przysnąć. Nie wiem, co Stefcia ćpa (morfinę?hehe), ale ja tego nie chcę. 


Ałtorka po raz setny udowodniła nam ponad wszelką wątpliwość, że nie umie budować postaci tak, by ich postępowanie miało jakikolwiek sens. Po co nam jakieś prawdopodobieństwo charakterologiczne, skoro lepiej, żeby wszyscy uwielbiali główną bohaterkę? Kto by się przejmował własnym kanonem? Maryboo zapewniła mnie, że to i tak jest dopiero przedsmak prawdziwego mindfucku. Ostateczny mord na kanonie jeszcze przed nami. Cieszycie się? Do tego czasu musicie się jednak uzbroić w cierpliwość, trzymajcie się więc i trwajcie z nami.

Statystyka:
Adolf approves : 44
Bellanda Wandella van der Mellen : 53
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 24
Ludzkość ssie: 43
Mea culpa: 27
Mój ssskarb : 12
Nie ma jak u mamy: 22
Świat według Terencjusza: 58
Welcome to Bedrock: 50
Witaj, Morfeuszu : 14


Beige





41 komentarzy:

  1. Ale że Stefka pozwoliła babeczkom grać? Przeca te wszystkie... jakkolwiek się tam nazywają, nie są zrobione z niezniszczalnych kryształów Swarovwskiego, a przecież sport jest tylko dla panów, za wyjątkiem damskich mejerpirów. I oczywista panie pogrzały po jedzonko, jakżeby inaczej. Ech, Jared, Jared, co tam w tobie się ulokowało? I teraz jest BSZ - Stefci musiało się nudzić *podświadomie czeka na sześciokąt miłosny z kolejną Bellandą w Meli*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nową koncepcję na temat nagłej przemiany Jareda - może facet zwyczajnie któregoś ranka się obudził i zrozumiał co oznacza fakt, że Mel jest więźniem własnego ciała? Nagle oświeciło go, że wyrządzając fizyczną krzywdę Wandzi, tak naprawdę zadaje ból swej wybrance.
    Jestem w stanie kupić ten dialog, w którym neandertal przeprasza, ale jedynie przy założeniu, że tak naprawdę nie przeprasza duszki, lecz Melę. A te batoniki... poza pełnieniem funkcji takiego bardzo-ha-ha-śmiesznego Elementu Komicznego, są chyba nie tyle oznaką sympatii do Wandzi, ile troski o ciało i jego oryginalną właścicielkę. Jedyne czego nie jestem w stanie łyknąć, to tego zapałania nagłą sympatią do sparklącej ameby.. Naprawdę wszyscy muszą kochać pasożyta? W Meyerlandzie chyba nawet tasiemce zasługują na przyjaciół.
    A tak jeszcze z innej beczki - jestem Wam bardzo wdzięczna za piękny tekst z lutowej analizy, wytykający absurd koncepcji Jareda jako Deana Winchestera i całkowicie zgadzam się z opinią, że jest to po prostu profanacja. Ale gdybym mogła wybierać, wolałabym nie wiedzieć o chorych tworach fandomu Intruza... przede wszystkim dlatego, że na moje nieszczęście właśnie tak od tamtej pory wyobrażam sobie Howe'a. Jest to tym bardziej uciążliwe odkąd zaczęłam oglądać SPN :( Bul i beznadziejia.
    Tak czy siak - za Jaredem-jaskiniowcem tęsknić nie będę. Już lepszy ten podmieniony.
    Dziękuję za ogrom pracy jaki wkładacie w analizy. Pozdrawiam i dużo cierpliwości życzę!a

    OdpowiedzUsuń
  3. A może Kyle po prostu nieco za mocno uderzył się w głowę podczas akcji w jaskini? *z nadzieją* I ma teraz jakieś poważne zaburzenia, którymi nikt się nie przejmuje, bo nikt tego psychola nie lubi? Z drugiej strony, może to i lepiej, może dzięki temu choć na trochę zniknie ze sceny? Za to Jared mnie przeraża, nawet bardziej, niż w poprzednich rozdziałach i na miejscy Wandy umierałabym ze strachu - wcześniej był przynajmniej przewidywalny w swojej agresji, teraz kompletnie nie wiadomo, co mu odbiło i do czego może się posunąć. W sumie... wcale bym się nie zdziwiła, gdyby próbował wykorzystać sytuację z Kyle'm, żeby samemu pozbyć się naszej duszki, a winę zwalić na "recydywistę".
    A scena z batonikami tak słodka, że cukrzycy można dostać.
    Analiza jak zawsze cudna, podziwiam wytrwałość w brnięciu przez "Intruza", sama kiedyś próbowałam, ale wymiękłam przy trwającym wieki umieraniu na pustyni.

    OdpowiedzUsuń
  4. fajni tak jezdzic po ksiazce?? jak wam sie nie podoba to nie czytacie!! moze macie jakis porblem ze soba ze wam tak nie pasujez e stephanie meyer osiagnela sukces ze swoja ksiazka?? nie macie co robic w domu?? to sie rozbierzcie i popolnujcie ubrania moze xd ?? tak proponuje! stephanie meyer wydala duzo ksiazek a wy co zrobilyscie w zyciu? bloga zalozylas? woww buhahhaahhaa ZALOSNE JESTETEE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodkie :)
      A teraz przeczytaj bloga jeszcze raz i zwróć uwagę, że one nie "jeżdżą", a krytykują - piętnując głupotę, lenistwo, brak rozeznania w temacie o którym chce się pisać i przedstawianie kompletnych patologii w myśl idealnych relacji międzyludzkich, czyli rzeczy, które należy piętnować.
      Wiem jak działa rynek wydawniczy, wiem, że wydawnictwa padają jedno po drugim i wiem, że redaktorzy/edytorzy olewają swoją robotę, lub jej nie dostają. Wiem doskonale, że dobra literatura ma coraz mniejszą siłę przebicia, a rozreklamowany badziew znajdzie nabywców choćby dlatego, że odwołuje się do ich emocji nie angażując zbytnio mózgu. Ale dlaczego mamy łykać bez popitki ten szajs, który zyskuje miano bestsellera, zanim jeszcze na dobre opuści drukarnię?
      A tak na marginesie - proponowałabym odpuścić sobie personalne wycieczki - zwykle spływają po adresacie, a źle świadczą o nadawcy.

      Usuń
    2. a po autorce Intruza mozna personalnie wycieczkac???

      Usuń
    3. I wogole zastanow sie nad soba bo ja jakso nie widze zeby ona pisala glupio :) ksiazka mi sie mega podobala!!!!!!! Pisalam oniej na polski i pani powiedziala ze jest super ... hmm.. ciekawe kto sie bardziej zna?? pani do polskiego czy wy!!!

      Usuń
    4. Kiepski troll. Nie karmić.

      Usuń
    5. http://sieciaki.files.wordpress.com/2012/12/depositphotos_5139896-green-troll.jpg :D

      Usuń
    6. jasne :)) najlepiej obrazic od troli.... dziwneze zadna ie powiedziala co o tym myslie ze moje polonistce ta ksiazka sie podobala hmmm? za mocny argument??? moze?

      xdd

      Usuń
    7. Bo zasada jest taka, że troli się nie karmi i się z nimi nie dyskutuje. Zgłoś się, jak zaczniesz pisać poprawnie i gramatycznie.
      Ale "personalnie wycieczkac" mnie ubawiło, udało cie się zrobić mi dzień.

      Usuń
    8. czemu nazywasz mnie troll? nie widzialas mne nawet

      tak se napisalam xd

      Usuń
    9. Ehhh... Przeczytaj najpierw swoje komentarze jeszcze raz (a najlepiej czytaj je PRZED publikacją), a potem zastanów się, czemu nikt nie chce podjąć się dyskusji z tobą...

      Usuń
    10. cuz... nikt was nie umie odp dlaczego polonisci oceniaja ta ksiazke dobrze. ciekawe kto sie bardziej zna polonsci czy jakies dzieci :)
      pzddr

      Usuń
    11. Polonista to polonista - wiele książek mogą oceniać dobrze, ale mało który z nich jest krytykiem literackim. Parafrazując, kto się zna bardziej - polonista czy krytyk literacki? Można iść dalej i sprawdzić jak "Intruza" i Stephanie Meyer oceniają naprawdę wybitni pisarze? I który z nich jest polonistą?

      Usuń
    12. Polonistka to nie jest żadna wyrocznia. Gdybym miała polegać na mojej polonistce z gimnazjum, to do dziś żyłabym w przekonaniu, że "włanczać" to poprawna forma.

      Usuń
    13. No tak się składa, że ja jestem polonistką. I nie ma tak niskiej oceny, żeby móc ją wystawić "Intruzowi".
      I, jako się rzekło - polonista to nie wyrocznia.

      Usuń
    14. No patrz, a ja z pierwszej wypowiedzi na ten temat zrozumiałam, że polonistka powiedziała, że to twoja praca "jest super". (Tu miałam zamiar napisać coś o ortografii itd., ale nie chcę po tobie "personalnie wycieczkać".)

      Usuń
    15. "personalnie wycieczkać" rządzi! Dziewczyny, musicie tego użyć w jakiejś analizie! W dziele Stefy na pewno ktoś po kimś personalnie wycieczka. :D

      Usuń
  5. Ian też się w końcu okaże panem-na-plantacji-Edzisławem w przebraniu. Także ten... Meyer chyba nie umie tworzyć troskliwych facetów. Albo inaczej - odnoszę wrażenie, że dla niej troskliwy = wywierający niedopuszczalną presję (fizyczną lub psychiczną).

    No i jasne - ja po sądzie rozstrzygającym moje być albo nie być na pewno chciałabym grać z lożą przysięgłych w piłkę. No sorry, ale nawet kompletny dupek musiałby mieć żal do brata, że stanął po stronie oskarżającej. A Kyle potraktował to jak dyskusję o tym, kto znów zeżarł dżem ze spiżarni i z lekkim sercem poszedł kopać piłę... Cuda panie tego...

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudna analiza :D Rozbawiła mnie do łez. A że czytałam o 1 w nocy, to i się starać musiałam, by nie ryknąć w głos śmiechem, budząc domowników.
    Drużyna zacna nawet jeśli Pikacz ma słabe staty (znajomość Pokemonów like a boss).
    " – I jeszcze dziękuję... za to, co było wcześniej.
    Za te ciosy w ryj?
    - Nie musiałeś mnie bronić.
    Aaa, za to. No tak. "
    To mnie ómarło. Piękne, po prostu piękne *ociera łzy wzruszenia*. Z tak cudną ironią pokazuje, jak bardzo zdanie normalnego człowieka na temat tego astrolopitka różni się od tego, co próbuje nam wcisnąć Meyer.
    Co do Łowczyni i zerowego napięcia związanego z jej działalnością, to, no cóż. Jeśli Meyer chciałaby opisać jej losy, musiałaby odejść od 1-osobowego narratora, co, jak wiemy, jest niemożliwe. Innego sposobu na chwilę obecną nie widzę, żeby siedząc w jaskini na środku pustyni wiedzieć, co się porabia dziesiątki kilometrów dalej. Oczywiście, gdyby nie to, że bohaterowie tej książki to właściwie rozwielitki, dałabym przykład CB radia, jakiejś komunikacji, czy możliwości sprawdzania położenia wrogich ameb, ale jak widać - zamiast aktywnie walczyć i szukać słabych punktów najeźdźców, czy przynajmniej sprawdzać, czy aby na pewno złe duszki nie węszą za blisko - lepiej sobie pograć w gałę. To takie... bez sensu.
    "I tak Stefa wystarczająco dużo czasu straciła na rozwijanie akcji (hahaha, wiem, przezabawne), teraz już tylko romans."
    Zakrztusiłam się przy tym zdaniu ze śmiechu (ale przynajmniej nie zaplułam!), szczególnie biorąc uwagę, że połączenie słów Meyer i akcja to oksymoron. I to w dodatku przezabawny :D
    Scena z batonikami słodziutka. Nie zrzędzę, bo po pierwsze - lubię słodkości, a po drugie - lepsze to niż dalsze znęcanie się fizyczne i psychiczne. Już chyba wolę womitować od lukru, niż wybijać dziurę w ścianie z frustracji.
    Za to ja powiem inaczej - mi scena z Kyle'em podobałaby się, gdyby rzeczywiście coś knuł (a z tego co ledwie pamiętam z tej książki, to rozwiązanie jego wątku jest o kant dupy...). Ponieważ, jako rasowy psychopata o ciekawym profilu psychologicznym, wiedziałby, że czas zmienić taktykę i rozegrać to pod przykrywką "nawróconego". I zwalić winę na przykład... ups, na brata zdrajcę. Ale niestety brakuje tu dwóch rzeczy: inteligencji i prawdopodobieństwa. Nad czym ubolewam, ponieważ co jak co, ale dobry opisany psychopaty to wręcz perwersyjnie przyjemna sprawa (tylko na piśmie, rzecz jasna, nie w świecie realnym...).
    Popo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Co do Łowczyni i zerowego napięcia związanego z jej działalnością, " - jeśli dobrze pamiętam, to Analizatorki już zwracały na to uwagę. Nie chodzi o to, byśmy mieli wgląd w działania Łowczyni - choć wprowadzenie więcej informacji nie jest niemożliwe (np. więcej uwag o niej ze strony brygady zaopatrzeniowej). Rzecz jest w tym, że Wanda zupełnie zapomina na długi czas o tym, że ktoś ją ściga, nie odczuwa żadnego zagrożenia ze strony Łowczyni - więc i czytelnikowi się nie udziela. zresztą: "– Kiedyś się jej nie bałam – szepnęłam, – Nie wiem, dlaczego teraz tak bardzo mnie przeraża.". Wandziu, nie jesteś w tym sama- my też nie wiemy, czemu nagle zaczęłaś się bać Łowczyni o.O

      Usuń
    2. Trudno nie zapomnieć o kimś, o kim się nie słyszy od miesiąca, może dwóch. Kto jest daleko i choć cię szuka, to pewnie nie znajdzie (próbując wczuć się w bohaterkę).
      Popo

      Usuń
  7. "Zastanawiam się, czy nasza ukochana ałtorka rzeczywiście napisała ten rozdział, czy po prostu Stara Kobieta Bez Twarzy, Która Potajemnie Mieszka W Moim Domu zamieniła te kilka stron Intruza, a w oryginale jest coś zupełnie innego. Tzn. mniej z dupy."

    To chyba jednak robota aŁtorki. Wierzę, że gdyby Stara Kobieta Bez Twarzy, Która Potajemnie Mieszka W Moim Domu znalazła się w pobliżu tej ksiONżki w fazie tworzenia, to zlitowałaby się jednak nad ludzkością i zamiast podmieniać strony, pozbyła by się tego dzieUa. Permanentnie. Poza tym - Stefa i brak elementów z dupy wziętych? Immpossibru!

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyli od teraz Jared będzie już tylko sssskarbem Meli, tak? To chyba pierwsza pozytywna przemiana w książkach Stefy. Jak dotąd wszyscy bohaterowie zmieniali się tylko na gorsze (Jacob, Charlie, Rose...).

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha! A ja wiem, czemu jest ten mecz w takiej chwili! Stefa zaserwowała czytelnikom wielce poetyckie nawiązanie do filmu p.t. „RRRrrrr!”, a konkretnie do sceny, w której tuż po odkryciu pierwszego w dziejach morderstwa bohaterowie radośnie udają się grać w piłkę. Sytuacja z „Intruza” jako żywo skojarzyła mi się z tamtejszym: „Od teraz nic już nie będzie takie, jak dawniej. No to co, zagramy w siatkę?” W dodatku bohaterami tamtego filmu są jaskiniowcy… To nie może być przypadek xD
    Dziękuję za poprawienie humoru gifem z Javertem :D
    A poza tym to chyba najnudniejszy dla mnie rozdział, jaki do tej pory był. No cóż, czekam na dalszą – ekhem – akcję.

    Gwathgor

    PS: A może po skończeniu z robalami zanalizowałybyście „Niezgodną”?...

    PPS: „Wycieczkać”! :DDD Ten troll powyżej zrobił mi dzień :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej zanalizujcie "Naznaczoną". W końcu to Mary Sue jak się patrzy ;)

      Usuń
    2. Według mnie dziewczyny koniecznie powinny zanalizować Midnight Sun. Czekam na to od dawna.

      Usuń
    3. Midnight Sun nie jest przecież skończone, plus jak można skazywać dziewczyny na kolejne dzieło o Zmierzchu, a raczej Zmierzch volume 2?
      To podchodzi pod znęcanie się :D.
      Popo

      Usuń
    4. Już przynajmniej ze trzy razy dziewczyny pisały, że za Midnight Sun ani Bree Tanner się nie biorą.

      Jeśli chodzi o Dom Nocy, też jestem za, ale osobiście wolałabym "Niezgodną".

      Gwathgor

      Usuń
    5. A ja ciągle po cichu liczę na Szeptem. Dziewczyny wspominały, że tamtejszy truloff jest jeszcze gorszy od tego - kurcze, wiem że to zUo, ale jednak chciałabym to przeczytać w waszej asyście.
      Ale z drugiej strony, Niezgodna i Naznaczona brzmią kusząco.

      Beige albo Maryboo, co myślicie o wszystkich propozycjach, jakie tu padły?

      Szpik

      Usuń
    6. O, właśnie! Całkiem zapomniałam o Patchu, do którego wzdycha pół funpejdżów książkowych... Co prawda "Szeptem" nie czytałam, ale skoro Trólover gorszy, niż Jared, brzmi ciekawie.
      "Naznaczona" z kolei jest IMO na tyle sztampowo opkowa, że analiza nie byłaby aż tak ciekawa - bucowata Marysójka, przyjaciółka, która nie jest Tró, więc okazuje się wredną biczą, wszyscy najprzystojniejsi faceci lecą na główną bohaterkę, aŁtorki co i rusz dopada skleroza... Z tego względu wolałabym "Niezgodną".

      Gwathgor

      Usuń
    7. Kochani, naprawdę bardzo nas cieszy, że nasze analizy podobają się Wam nam tyle, iż chcecie przedzierać się z nami przez kolejne, nie-Stefciowe idiotyzmy, ale proszę - nie pytajcie nas, co będzie dalej, ponieważ nie potrafimy dać Wam jasnej odpowiedzi. Jesteśmy dopiero w połowie "Intruza", więc póki co nawet nie myślimy o tym, czy zabierzemy się za kolejne dzieło, a co dopiero mówić o jakiejś konkretnej pozycji...Obiecuję, że jeśli coś się wyklaruje, wszyscy się o tym dowiecie. A póki co dobijmy do końca z "Lokatorem".

      Maryboo

      Usuń
    8. Spoko, Maryboo. My nie naciskamy, po prostu tak lubimy Was czytać, że chyba nie wyobrażamy sobie niedzieli bez analizy.

      Szpik

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Osobiście uważam, że to beznadziejne. Jak możesz wyzywać autorkę ? Sam/a byś nie napisała lepiej. Sądzę iż Jej książki są naprawdę dobre i wciągające. Rozumiem, że każdy ma swoje zdanie, i że nie jesteś fanem S. Mayer, i nie podobają Ci się Jej książki. Ale żeby od razu bloga zakładać, który Ją ośmiesza ? Poziom gimbazy normalnie. :)
    Nie, nie jestem wielką fanką Zmierzchu czy tym podobne. Czytałam Jej książki i z czystym sumieniem mogę przyznać, że wciągają. A Ty najwidoczniej nie potrafisz uszanować czyjejś pracy tylko po prostu to obrzucać błotem. Pokłony normalnie będę składać. :>
    Ta strona to jedno wielkie dno. No to teraz czekam na hejty, które padną w moją stronę-bo wyraziłam swoje zdanie.
    Ps. Naprawdę dobrze piszesz, ale ten tekst jest po prostu beznadziejny-na poziomie dziecinnym. Nie wiem jaki ma to przekaz- zniechęcić czytelników ? Czy po prostu dla zabawy aby kogoś poniżyć ? :)) Naprawdę dojrzałe. Pozdrawiam i życzę miłego dnia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekhem. Przypuszczam, że Stephenie Meyer śledziła z zapartym tchem analizy Beige i Maryboo, rozkazała swojemu sztabowi tłumaczy rzucać na biurko świeży tekst pół godziny po opublikowaniu, ba! Nauczyła się polskiego, oczywiście, czytała każdy post na blogach i płakała rzewnymi łzami, nie wierząc, jak ktoś może tak OPLUWAĆ, tak OCZERNIAĆ, tak, powiedziałabym, PROFANOWAĆ jej dzieło! Dziewczyny (tak, analizę przeprowadziły dziewczyny, i to dwie, skoro wczytałaś się tak dokładnie, że jesteś w stanie ocenić poziom literacki tekstu, to jakim cudem tego nie zauważyłaś?), włożyły mnóstwo czasu i pracy w te analizy, zdobyły niemałe grono czytelników, ale co my tam wiemy, w końcu jesteśmy dziecinni, gimbaza normalnie :). Myślę, że pani Meyer nie ma powodu do płaczu, zrobiono jej świetną reklamę w Polsce i wiele osób sięgnęło po jej książki tylko z powodu tekstów Beige i i Maryboo. Na przykład ja - i powiem Ci, że dla mnie nie były tak "dobre i wciągające", jak właśnie analizy na tym "dnie".

      Przyznaj, jesteś trollem?

      Usuń
    2. Co do przekazu... ja na przykład próbuję pisać własną książkę i uczę się na cudzych błędach -jest to dużo łatwiejsze, gdy ktoś te błędy wskaże i opisze :)

      Usuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń