środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział XXXVIII: Dotyk


W dzisiejszym odcinku, jak się pewnie domyślacie, akcji znowu nie będzie. Będzie za to dużo gadania. Stefka udowodni nam po raz kolejny, że kompletnie nie umie znaleźć się we własnym kanonie i dalej nie ma bladego pojęcia, jak naprawdę działa połączenie Wandzi z Melą i jak się do tego mają ich uczucia, te indywidualne i te zintegrowane. Z Iana wylezie buc na miarę Jareda, eksperymentujący z tym, jak daleko może się posunąć z łapami zanim dostanie od WandzioMeli w ryj. Okaże się też, że pan O’Shea ma chyba małe kompleksy. Będzie też trochę zahaczania o poważne tematy życia i śmierci, żeby było ciekawej. Czyli groch z kapustą. Zaczynajmy więc.


Ian pyta Wandzię, co sądzi o podsłuchanej rozmowie. Duszka elokwentnie odpowiada, że nie wie. Cóż, to będzie temat przewodni tego dialogu.



Jakimś sposobem Ianowi udało się spojrzeć na sytuację z mojej perspektywy, z obcej perspektywy. Uważał, że zasłużyłam na życie.

Ale że był... zazdrosny? O Jareda?
Wiedział, czym jestem. Wiedział, że jestem tylko małą istotą przyczepioną do mózgu Melanie. Robalem, jak nazwał mnie Kyle. Ale nawet Kyle stwierdził, że Ian się we mnie „zabujał”. We mnie? To przecież niemożliwe. A może chciał wiedzieć, co myślę o Jaredzie? O jego eksperymencie? Jak reaguję na dotyk? Otrząsnęłam się.
Może chodziło mu o mój stosunek do Melanie? A może o to, co ona myśli o ich rozmowie? Albo chciał wiedzieć, czy zgadzam się z Jaredem co do jej praw?



Mnóstwo pytań i żadnych odpowiedzi. Ale to trzeba umieć pisać dialogi, więc czego ja oczekuję. Od razu więc przejdźmy do wyznań. Po co tracić czas na rozmowy o ważnych sprawach i character development.



– Bardzo cię lubię, Wando.



Ależ jestem zdziwiona.



Wandzia jest tym wszystkim, rzecz jasna, ogromnie skołowana. Ian postanawia temu zaradzić, dobierając się do niej z łapami, zapominając przy okazji, że maca ciało dziewczyny, która raczej sobie tego dotyku nie życzy.



– To nie jest trudne pytanie.
Nie wypowiedział go od razu. Zamiast tego sięgnął w poprzek wąskiego przejścia po moją rękę. Trzymał ją przez chwilę w obu dłoniach, po czym przeciągnął wolno palcami lewej ręki po mojej skórze, od nadgarstka aż do ramienia i z powrotem, równie powoli. Nie przyglądał się mojej twarzy, lecz gęsiej skórce, która pojawiała się w ślad za jego dotykiem.



Everybody get up
Everybody get up
Hey, hey, hey
Hey, hey, hey
Hey, hey, hey



Z wszystkich możliwych wyjść wybrał najlepsze. Normalnie Jared wersja 2.0.

Welcome to Bedrock: 53


I know you want it
I know you want it
I know you want it
You're a good girl



– Dobrze ci? – zapytał.



Czyżby Ian był z tych, co po seksie muszą się upewnić, czy aby dali radę? Hehe, wiem, że nie o to Stefci chodziło, ale brzmi to dość zabawnie. Tylko troszkę się Ianowi pomyliła kolejność tego pytaj/rób. Zamiast spytać najpierw, czy obie panie nie mają nic przeciwko macanku (mało prawdopodobne w przypadku Meli), a dopiero potem miziać laskę po ręce, ten pacan zrobił odwrotnie. Cóż, Jared też robił seksualne eksperymenty na żywym organizmie, całując WandzioMelę i czekając na reakcję, może truloffy w Intruzie po prostu tak mają.



Mela ucina sobie z Wandzią mini sex-talk. A raczej wstęp do takowej.



„Przecież nie boli,” zaprotestowałam.
„Nie o to pyta. Kiedy mówi „dobrze“... Rany, z tobą jak z dzieckiem!”
„Mam niecały rok, jakbyś zapomniała. A może już cały?” Zaczęłam się zastanawiać, ile minęło czasu.
Melanie była bardziej skoncentrowana. „Kiedy mówi „dobrze”, chodzi mu o to, co czujemy, kiedy dotyka nas Jared.”



Awkward conversation is… awkward. BTW, Wandzia po roku bycia człowiekiem i przeglądania wspomnień Meli nadal jest tak całkowicie niezorientowana? Cóż za światły umysł.



Wspomnienie, którym zilustrowała tę myśl, nie pochodziło z jaskiń, lecz z owego magicznego kanionu o zachodzie słońca. Jared stał za nią, z rękoma opuszczonym wzdłuż jej rąk, od ramion do nadgarstków. Na myśl o tym prostym dotyku przeszły mnie przyjemne ciarki. „Właśnie tak.”
„Ach.”



Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 26



No ale momencik. Czy Wandzia jest w ogóle w stanie się podniecić na własne konto? Czy jest już tak ostro wpojona w Jareda, że żadne inne ciacho już nie zawróci jej w głowie?



– Wando?
– Melanie mówi, że źle – szepnęłam.
– A ty co mówisz?
– Ja... ja nie wiem.



Melanie nie podoba się mizianie Iana, chyba nikt nie jest zdziwiony. Wandzia jak zwykle niczego nie wie. Atmosfera się zagęszcza. Zieeew.



Ponownie powiódł palcami w górę mojej ręki i z powrotem.
– Chcesz, żebym przestał?



I hate these blurred lines
I know you want it
I know you want it
I know you want it



A może Meli się spytaj, hę? Czy ona według ciebie naprawdę nie ma nic do powiedzenia? Wandzia ma dalej mętlik we łbie, a Mela jest coraz bardziej wściekła, o czym duszka usłużnie informuje Iana. Koleś ma czelność zaproponować, żeby Mela sobie, ekhm, poszła, żeby mogli spokojnie z Wandzią porozmawiać, a raczej „porozmawiać”.



"Chyba kpi! Powiedz mu, że mówię, żeby o tym zapomniał! Nie lubię tego faceta."
Zmarszczyłam nos.
– Co powiedziała?
– Powiedziała, że nie. – Starałam się wypowiadać te słowa jak najdelikatniej. – I że... cię nie lubi.
Ian roześmiał się.
– Potrafię to uszanować. Uszanować ją.



Doprawdy? Jakoś tego nie widzę.



- No trudno, przynajmniej spróbowałem. – Westchnął.



„Cholera, a już miałem nadzieję, że zaliczę”, pomyślał gorzko O’Shea.



Myślicie, że przesadzam?



– Obecność osób trzecich jakby zamyka temat.




Nie, ty gnoju! Nawet gdyby Mela poszła sobie na chwilę, bór wie gdzie, jeśli to w ogóle możliwe (dalej nie wiem, jak to wszystko działa), to i tak dalej jest jej ciało, a przystawianie się do niego to jest nadal napaść seksualna! Nic to nie zmienia.


Mela już ma prawie pianę na ustach z wściekłości, zupełnie się jej nie dziwię.


Ian daje Wandzi wspaniałomyślnie czas do namysłu nad jej uczuciami. Cóż za bohater, jaki rycerz, ja pierniczę.


Oho, Stefcia wchodzi w następny delikatny temat. Na ile Ian buja się w robalu, a na ile wpływ ma na to całkiem niezłe ciało Meli.



Uświadomiłam sobie nagle, patrząc na jego uśmiech, że zależy mi na tym, by mnie lubił. Co do reszty – dłoni na mojej twarzy, palców na moim ramieniu – wciąż nie miałam pewności. Ale chciałam, żeby mnie lubił i żeby ciepło o mnie myślał. I właśnie dlatego trudno mi było powiedzieć mu prawdę.
– Wiesz, tale naprawdę nie czujesz nic do m n i e – szepnęłam. – Tylko do tego ciała... Jest ładna, prawda?
Kiwnął głową.
– Tak. Melanie to bardzo ładna dziewczyna. A nawet piękna. – Przesunął dłoń i dotknął mojego rannego policzka, pogładził mnie palcami po nierównej, gojącej się skórze. – Pomimo tego, co ci zrobiłem.


Jak ci tak strasznie przykro, to może sobie nie dokładaj win i weź te łapy z łaski swojej.


Normalnie natychmiast bym zaprzeczyła, przypomniała mu, że to nie on ponosi winę za rany na mojej twarzy. Byłam jednak tak zbita z tropu, że kręciło mi się w głowie i nie byłam w stanie zbudować spójnego zdania.
Dlaczego przeszkadzało mi, że uważał Melanie za piękną dziewczynę?

Mój ssskarb : 17


I tak dochodzimy do zazdrości na linii Wandzia-Mela z powodu Iana. Teraz już chyba wszyscy są zazdrośni o wszystkich w każdej możliwej konfiguracji w tym czworokącie. Słodko.



– Ale choćby nie wiem jak była ładna, jest dla mnie kimś obcym. To nie na niej mi... zależy.
Te słowa sprawiły, że poczułam się lepiej. A zarazem jeszcze bardziej zagubiona.
– Ian, wcale nie... Nikt nas tu nie rozróżnia tak, jak należy. Ani ty, ani Jamie, ani Jeb. – Wypowiadałam te słowa prawdy pospiesznie, bardziej rozemocjonowana, niżbym chciała. –

N i e m o ż e ci zależeć na mnie. Gdybyś mógł mnie dotknąć – m n i e! – poczułbyś wstręt. Rzuciłbyś mnie na ziemię i rozdeptał.
Ściągnął krucze brwi, jednocześnie marszcząc blade czoło.
– Nieprawda... nie, gdybym wiedział, że to ty.

Zaśmiałam się, rozbawiona.
– A skąd byś to wiedział? Nie poznałbyś mnie.



I to jest właśnie ciekawy temat. Ile z uczucia Iana to tylko i wyłącznie platoniczna i transcendentalna zapewne MIŁOŹDŹ do sparklącego robala, a ile chęć pohulania sobie z ciałem Meli? Jak znam Stefę, to oczywiście mamy do czynienia jedynie z duchową (nomen omen) więzią Wandzi i Iana, ale ja jestem cyniczna, więc nie kupuję tych bredni, że za świecącą amebą też by tak szalał, gdyby nie miała eleganckiego, ludzkiego wdzianka.



Mina mu zrzedła.
– Zależy ci po prostu na tym ciele – powtórzyłam.
– To nieprawda – zaprotestował. – Nie obchodzi mnie ta twarz, tylko jej wyraz. Nie obchodzi mnie ten głos, tylko to, co mówisz. Nie obchodzi mnie to, jak w tym ciele wyglądasz, tylko co nim robisz. T y jesteś piękna. – Mówiąc, przysunął się bliżej, uklęknął obok mojego łóżka i wziął moją rękę w dłonie.
– Nigdy mi tak na nikim nie zależało.



Jak wyżej, nie kupuję tego. Nie mówię, że Ian ma gdzieś przymioty charakteru Wandzi, myślę, że mu na niej zależy, ale nie sądzę, żeby tak łatwo potrafił oddzielić zupełnie obcą formę życia od ludzkiego ciała, w którym siedzi. Mi to po prostu wygląda na dobry bajer, żeby zmiękczyć oporną pannę. Boru, ale ze mnie romantyczka.


Wandzia drąży temat.


– Ian, a gdybym zjawiła się tutaj w ciele Magnolii?
Skrzywił się, a następnie roześmiał.
– Okej. To dobre pytanie. Nie wiem.
– Albo Wesa?
– Przecież... jesteś kobietą.
– I zawsze proszę o żywiciela odpowiadającego mojej płci. Tak jest chyba... lepiej. Ale mogliby mnie umieścić w ciele mężczyzny i normalnie bym funkcjonowała.
– Ale nie masz ciała mężczyzny.



Ha! I tu cię mamy, Wandzia i ja! Dobra nawijka, stary, ale trochę zaczyna się sypać.



– A widzisz? O tym właśnie mówię. Ciało i dusza. W moim przypadku to dwie różne rzeczy.
– Nie chcę samego ciała.
– Nie chcesz samej m n i e.
Znów dotknął mojego policzka i zostawił na nim dłoń, podpierając mi brodę kciukiem.
– Ale to ciało jest częścią ciebie. Częścią tego, kim jesteś. Kim będziesz już zawsze, o ile nie zmienisz zdania i nas nie wydasz.



No to masz, chłopie, problem, bo, że ci przypomnę po raz setny, tam w środku dalej siedzi Mela, prawowita właścicielka tego ponętnego ciałka. Także tego, ciężko będzie z dojściem do kolejnej bazy. Wiesz, ptysiu, nie chciałabym używać słowa gwałt za często, ale zrobię to, jeśli będę musiała.



Uwaga, teraz zrobi się eschatologiczno-dramatycznie. Od miziania do śmierci. Ładny przeskok.



Ach, to takie definitywne. Tak, umrę razem z tym ciałem. To będzie śmierć ostateczna.

„A ja już nigdy nie będę miała ciała”, szepnęła Melanie.

„Nie tak każda z nas wyobrażała sobie przyszłość, prawda?”

„Tak, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie mamy żadnej przyszłości.”



Eee, Wandziu, Mela ma chyba jednak gorzej. Ty się w razie czego jednak możesz zwinąć na inną planetę i zostać wielorybem, jaszczurką, orangutanem czy innym cholerstwem i dalej sobie egzystować. Mela nie ma takiego luksusu, a poza tym myśli, że całą resztę życia spędzi zamknięta we własnym ciele bez możliwości jakiegokolwiek nad nim panowania. Wiemy, albo się chociaż domyślamy, że tak nie będzie, ale panna Stryder tego nie wie. Dlatego to ona ma raczej przesrane, nie ty. Przestań biadolić, bo mam dość.



– Znowu sobie rozmawiacie? – domyślił się Ian.
– Rozmyślamy o naszej śmiertelności.
– Gdybyś stąd odeszła, mogłabyś żyć wiecznie.
– To prawda. – Westchnęłam. – Musisz wiedzieć, że ludzie żyją najkrócej ze wszystkich gatunków, jakimi byłam, nie licząc Pająków. Macie tak mało czasu.
– Nie wydaje ci się w takim razie... – Ian zatrzymał się i pochylił w moją stronę, tak że nie widziałam nic poza jego twarzą, poza śnieżną bielą, szafirem i czernią jego oczu. – Że może powinnaś ten czas jak najlepiej wykorzystać? Że powinnaś żyć pełnią życia, dopóki możesz?








Nie spodziewałam się tego, co miało nastąpić, tak jak to było z Jaredem. Nie znałam Iana na tyle dobrze. Melanie odkryła jego zamiar pierwsza, na sekundę przed tym, jak mnie pocałował.
"Nie!"
Czułam się inaczej niż całując Jareda. Wtedy nie myślałam, kierowało mną niedające się okiełznać pożądanie. To było jak iskra w zetknięciu z benzyną. Tym razem nie wiedziałam, co czuję. Miałam mętlik w głowie.

Usta miał miękkie i ciepłe. Przycisnął je lekko do moich, po czym zaczął ocierać się nimi o moje wargi.



Czyli co, dalej mam nucić te cholerne Blurred Lines? Boję się, do czego Ian posunie się za chwilę.


Welcome to Bedrock: 54



Możecie sobie, panowie, z Jaredem przybić piątkę. Bo oczywiście musi być równowaga. Jak Jared normalnieje (przynajmniej relatywnie), to ktoś musi robić za naczelnego truloffowego buca. A jest tylko jeden kandydat.



– Przyjemnie czy nie? – szepnął, nie odrywając ode mnie ust.






"Nie, nie, nie!"
– Nn... nie wiem. Nie mogę myśleć. – Kiedy ruszałam ustami, poruszał się wraz z nimi.
– To chyba... dobrze.
Naparł nieco mocniej. Chwycił ustami moją dolną wargę i delikatnie za nią pociągnął.
Melanie chciała go uderzyć – o wiele bardziej niż wtedy Jareda. Chciała go odepchnąć, a potem kopnąć w twarz. Był to okropny obraz, ostro kontrastujący z dotykiem ust Iana.



No nie mów, robalku, że się dziwisz? Mela ma święte prawo tak reagować, ty bezwolna amebo. A stój tak dalej, zobaczymy jak daleko zajdzie Brat Coraz Większe Zło.



– Proszę – szepnęłam.

– Tak?
– Proszę, przestań. Nie mogę myśleć. Proszę.



I co w ogóle jest z tym niemyśleniem Wandzi? Skąd tak nagle dotyk Iana wyłącza jej całkowicie mózg? Czy to Mela coś kręci, żeby skołować tę idiotkę, czy to ma być według Stefy dowód MIŁOŹDZI duszki do Iana?



Natychmiast usiadł z powrotem na łóżku i złożył dłonie.
– Dobrze – powiedział rozważnym tonem.
Przycisnęłam dłonie do twarzy, żałując, że nie mogę wypchnąć jej gniewu na zewnątrz.
– Przynajmniej nie dostałem pięścią w twarz. – Ian uśmiechnął się.



Szkoda.



– Na tym by nie poprzestała. Uch. Nie cierpię, gdy jest zła. To jak ból głowy. Gniew jest czymś... paskudnym.
– To dlaczego mnie nie uderzyła?
– Bo nie straciłam panowania. Dochodzi do głosu tylko, gdy jestem bardzo... poruszona.



Czy jak cię Kyle mordował, to nie byłaś poruszona na tyle, by Mela przejęła kontrolę nad ciałem i się aktywnie broniła? No tak, to się wszystko trzyma kupy. Jasne.



„Uspokój się”, błagałam Mel. „Przecież mnie nie dotyka.”

„Chyba zapomniał, że tu jestem. Ma to gdzieś? To przecież jestem ja, to ja!”
„Próbowałam mu to wytłumaczyć.”



Jakoś tak słabo ci to szło, Wandziu. Better luck next time. Mela postanawia zagrac niezbyt czysto.



„A co z tobą? Zapomniałaś o Jaredzie?”Zaatakowała mnie wspomnieniami, tak jak to zwykła robić kiedyś, tyle że teraz naprawdę były jak ciosy. Biła we mnie jego uśmiechem, oczami, pocałunkami, dotykiem jego rąk...„Oczywiście, że nie. A ty zapomniałaś, że nie chcesz, żebym go kochała?”


Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 27



To jest wszystko popierdzielone i to w nie bardzo interesujący sposób. Chociaż nie będę jechała po Meli za to, że się broni przed Ianem, manipulując Wandzią, nawet jeśli jest przy tym niekonsekwentna. Raczej nie ma innego wyjścia.



– Mówi do ciebie.
– Krzyczy na mnie – poprawiłam.
– Teraz już potrafię to poznać. Widzę, że się skupiasz. Wcześniej tego nie dostrzegałem.
– Nie zawsze jest taka elokwentna.
– Przepraszam cię, Melanie. Naprawdę. Wiem, że to musi być dla ciebie bardzo trudne.



Co ty nie powiesz? W tej chwili przyczyniasz się wielce do tych trudności. Pewnie, najpierw się do nich bez pytania dobiera, a potem się dziwi, że Mela ma ochotę urwać mu jaja. Kretyn.

Mela ma w rzyci przeprosiny Iana.



– Chyba nie przyjmuje przeprosin.

Potrząsnęłam głową.

– Więc czasami dochodzi do głosu? Kiedy jesteś bardzo poruszona?

Wzruszyłam ramionami.
– Czasem, gdy dam się zaskoczyć, bo mocno coś przeżywam. Silne uczucia mnie rozpraszają. Ale ostatnio jej się to nie udaje. Tak jakby dzieliły nas zamknięte drzwi. Nie wiem czemu. Sama próbowałam ją uwolnić, gdy Kyle... – Urwałam gwałtownie, zaciskając zęby.
– Gdy Kyle próbował cię zabić – dokończył za mnie beznamiętnym tonem. – Chciałaś ją uwolnić? Dlaczego?
Patrzyłam tylko.
–Żeby się broniła?

Milczałam.

Westchnął.
– Okej. Nie musisz mi mówić, Jak myślisz, dlaczego... te drzwi są zamknięte?

Bo Stefci raz wygodnie jest, żeby Mela nie mogła, a raz, żeby mogła. To elementarne.


– Nie wiem. Może to przez upływ czasu... Martwi nas to.
– Ale raz się przebiła, żeby uderzyć Jareda.
– Tak. – Wzdrygnęłam się na wspomnienie tego ciosu.
– Bo byłaś wtedy poruszona i zdekoncentrowana?
– Tak.



Czyli dekoncentracja i poruszenie hot ciachem są silniejsze od zagrożenia życia. Nie ogarniam tej kuwety.



Kiwnęłam twierdząco głową.
Ian drgnął, przymrużył oczy.
Co? – zapytałam. – O co chodzi?
– Kiedy całuje cię Jared, rozpraszają cię... silne uczucia.
Patrzyłam na niego, zmartwiona wyrazem jego twarzy. Za to Melanie była w końcu zadowolona. "Właśnie tak!"

Westchnął.
– A kiedy ja cię całuję... nie jesteś pewna, czy ci się podoba. Nie jesteś... poruszona.
– Ach. – Ian był zazdrosny. Co za dziwny świat. – Przepraszam.
– Nie masz za co. Powiedziałem, że dam ci czas, mogę poczekać, aż się namyślisz. Nie mam z tym żadnego problemu.


Po pierwsze

Mój ssskarb : 18

Po drugie Ian, słonko, wiesz… jakby ci to powiedzieć… To nie jest jej decyzja!!! Możecie do siebie wzdychać, ile wlezie, ale wiem, że nie o to ci chodzi. Wara z łapami!



-Widzę, jak bardzo kochasz Jamiego. To było oczywiste od początku. Ale powinienem też chyba zauważyć, że kochasz Jareda. Może nie chciałem tego widzieć. Ale to ma sens. Znalazłaś to miejsce ze względu na nich. Kochasz ich obu, tak samo jak Melanie. Jamiego jak brata. A Jareda...Nie patrzył na mnie, lecz na ścianę. Ja także odwróciłam wzrok. Zapatrzyłam się w plamę słońca na czerwonych drzwiach. 
– Ile w tym jest Melanie? – zapytał. 
– Nie wiem. Czy to ważne?


Ważne, bo my też nie wiemy. A chcemy. Przynajmniej ja chcę, ale skoro sama Stefcia nie ma pojęcia, to na co ja właściwie liczę?



– Czas działa na moją korzyść – powiedział, szczerząc zęby. – Mamy na to całe życie. Kiedyś będziesz się zastanawiać, co takiego widziałaś w Jaredzie.



Może i tak, choć nie wiem, na jakiej zasadzie to wpojenie miałoby wyparować. Poza tym gdyby i Mela odkochała się w Jaredzie, to i tak nie zmieniałoby to faktu, że dziewczyna nadal będzie w swoim ciele. Czy ten buc naprawdę nie widzi w tym najmniejszego problemu?



„Możesz sobie tylko pomarzyć.”



Mela w dalszym ciągu jest w wojowniczym nastroju, ale Ian i Wandzia wydają się być znowu w dobrym humorze. Wtem na scenę wkracza Jamie, który ma dla Wandzi wiadomość od Jareda.



-Jared przy lunchu powiedział, że to niesprawiedliwe, żebyś musiała się wyprowadzać z pokoju, do którego się przyzwyczaiłaś. Mówi, że to by było nieuprzejme. I że powinnaś znowu ze mną zamieszkać. Super, co? Zapytałem go, czy mogę iść od razu ci powiedzieć, i powiedział, że to dobry pomysł. I że znajdę cię tutaj.
– Jakoś mnie to nie dziwi – bąknął pod nosem Ian.



Mój ssskarb : 19



– Cieszysz się, Wanda? Będziemy znowu spać w jednym pokoju!
– Ale Jamie, co z Jaredem? Gdzie będzie spał?
– Czekaj, niech zgadnę – przerwał Ian. – Na pewno powiedział, że zmieścicie się we trójkę. Zgadza się?
– Tak. Skąd wiedziałeś?
– Strzelałem.
– Fajnie, prawda, Wanda? Będzie tak samo jak kiedyś!


Yyy… awkward.



Słysząc te słowa, poczułam się, jakby ktoś przejechał mi brzytwą między żebrami – ból był zbyt ostry i wyraźny, by można go było porównać do uderzenia lub pękania.
Jamie wystraszył się, widząc moją zbolałą minę.
– Nie, nie. Chciałem powiedzieć, że z tobą też. We czwórkę, rozumiesz. Będzie fajne.
Próbowałam śmiać się mimo bólu – nie robiło mi to większej różnicy.

Ian ścisnął mnie za dłoń.
– We czwórkę – wymamrotałam. – Tak, fajnie.
Jamie podczołgał się do mnie, przewijając się obok Iana, i zawiesił mi się na szyi.
– Przepraszam. Nie bądź smutna.
– Nie martw się.
– Przecież wiesz, że ciebie też kocham.



Wandzia dostaje z emocji jakiejś gorączki Zachodniego Nilu, bo jak inaczej wytłumaczyć:



Jamie nigdy wcześniej nie powiedział mi tych słów. Temperatura ciała skoczyła mi nagle o kilka stopni.



Stefciu, uspokój się. To nie było dramatyczne, tylko idiotyczne.

W ramach rodzinnej miłości międzygatunkowej Jamie namawia Wandzię, żeby zgodziła się spać z nim i Jaredem w pokoju.

Mela, rzecz jasna, nie posiada się z radości. Prawem wpojenia duszka się zgadza. Ian jest naturalnie równie wniebowzięty.



– Skoro tego chcesz. Jamie. Dobrze.
– Łuuhuu! – zapiał mi do ucha. – Super! Powiem Jaredowi! I przyniosę ci coś do jedzenia, dobra? – Był już na nogach, sprężynując nimi tak, że czułam w żebrach drganie materaca.
– Dobra.
– Ian, chcesz coś?
– O tak. Powiedz ode mnie Jaredowi, że nie ma wstydu.
– He?
– Nic, nic. Przynieś Wandzie lunch.



Mój ssskarb : 20



Nie mówcie mi tylko, że teraz zaczną się cockfighty pomiędzy Jaredem i Ianem i wyrywanie sobie z rąk zabaweczki na poziomie przedszkola. Tego mi jeszcze brakuje do pełni szczęścia.



– Jasne. I poproszę Wesa o jeszcze jedno łóżko. Kyle może tu wrócić i wszystko będzie tak, jak powinno.
– Znakomicie – odparł Ian i choć nie spoglądałam mu w twarz, wiedziałam, że wywraca oczami.
– Znakomicie – szepnęłam i znowu poczułam ostrze brzytwy.



Cóż za zakończenie rozdziału. Wybaczcie, wiem, że to nie ta analiza, ale nie mogę się powstrzymać.








Ha, nasz czworokącik działa aż miło. Mamy zazdrość, macanie bez pozwolenia, zupełny brak konsekwencji w zachowaniu bohaterów, a to dopiero początek. Z Iana wyszedł obrzydliwy gnojek, któremu wygodnie nie pamiętać o Meli. Skoro Wandzia i tak pewnie zostanie na Ziemi, to w końcu zmięknie. A wtedy lepiej, żeby Mela nie miała nic do powiedzenia. Cóż za szlachetny plan, aż mam mu ochotę przywalić. Troszkę też O’Shea zapomina o Jaredzie, który raczej nie będzie spokojnie patrzył, jak Ian obściskuje jego pannę. Szczególnie, że ma do niej dość terytorialny stosunek.



A swoją drogą to dość przykre, że dla Stefki to właśnie jest wyznacznik fabuły – emocjonalne przewalanki pomiędzy czwórką nudnych jak flaki z olejem bohaterów. Cała reszta to tylko otoczka, wszak w jakieś realia trzeba było wsadzić tę patologię. Trafiło nieszczęśliwie na scifi i to chyba tylko ze względu na to, żeby Stefa miała pretekst do wsadzenia dwóch dziewuch w jedno ciało. Instant drama. Tyle że nie.



Co dalej z naszym kwartetem międzygalaktycznym? Zostańcie z nami (czyt. nie zostawiajcie nas z tym!!!), żeby się dowiedzieć, jak potoczą się fascynujące losy naszych ukochanych bohaterów.

Witaj, Morfeuszu : 15



Statystyka:

Adolf approves : 44
Bellanda Wandella van der Mellen : 54
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 27
Ludzkość ssie: 43
Mea culpa: 27
Mój ssskarb : 20
Nie ma jak u mamy: 22
Świat według Terencjusza: 58
Welcome to Bedrock: 54
Witaj, Morfeuszu : 15



Beige

27 komentarzy:

  1. Kiedy czytałam Intruza, to było jeszcze w gimnazjum chyba, lubiłam Iana. Teraz kompletnie nie wiem za co, zwłaszcza po tym rozdziale. Ale nie dziwi mnie ta jego bucowatość zbytnio, bo Stefcia normalnych bohaterów tworzy przypadkiem, kiedy nie skupia się na robieniu z nich idiotów.

    OdpowiedzUsuń
  2. O God, te "rozterki" Iana, czy kocha Wandę, czy czuje pociąg do Meli, przywodzą mi na myśl Destiela. Tylko że Destiel to po stokroć lepsza historia miłosna, a to tylko fanon jest.

    OdpowiedzUsuń
  3. I co tu począć, czytać analkę czy pisać opko? Decyzje, decyzje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to, jaka 15:45! Jest pierwsza w nocy, cosik wam tutaj nie gra z tą godziną komentarzy, no ale trudno. Nucenie Blurred Lines było jak najbardziej na miejscu, ohydna piosenka w stu procentach pasowała do ohydnego Iana, a gif kolesia z One Direction po prostu mnie zabił. Nie wiem, czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach (dobrodusznie pominę dzikie lata gimbazy) kupiłby ten kit, który próbował Wandzi wcisnąć O'Shea, czy jak mu tam. Serio, gdyby Wandzia trafiła w ciało kolesia, cholera, w ciało MAGNOLII, ta książka byłaby 100.000.000 razy lepsza i na pewno ciekawsza, a ci damscy bokserzy i przyszli gwałciciele trzymaliby się na odległość, no bo przecież nie zakochaliby się w facecie - Wandziognolia nie byłaby dostatecznie zajebista, cycka też by jej trochę brakło.

      Usuń
  4. Sialalala, jak ja nienawidzę tego gnojka!!! Oto nadeszła chwila od której będę intensywnie marzyła o interwencji Jareda.
    Jak ktoś może uważać, że ten zasraniec jest pozytywną postacią? Oh, Meli się nie podoba. Sorry Mel, ale wiesz, Wandzia ma prawo do życia (w twoim ciele, którego bodźce wciąż odbierasz, ale tam, pierdołami się zajmować nie będziemy...), a że sama nie wiem, czego chce, to pewnie uda mi się ją przekonać, że chce tego, co ja, czyli Wspaniały Ian, Buc z Chojolandii.
    Nawet Kyle da się lubić w porównaniu z tym kutasem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu tak mało "witaj morfeuszu"? Wiem, ze jest 8 rano, ale pomimo Iana- molestatora wynudziłam sie na tym rozdziale jak nigdy.
    Omg, jak strasznie źle trzeba pisać zeby KOLEJNE opisy molestowania podane na talerzu źle pojetego romantyzmu nudziły miast oburzać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Stefcia jest geniuszem, serio. Jeszcze nie widziałam osoby, która w swojej karierze tak bardzo rozminęła się z prawdziwym powołaniem. Przysięgam, że nie widziałam tak genialnej książki, która z powodzeniem mogłaby być podręcznikiem do psychologii, psychiatrii, resocjalizacji czy prawa we wszystkich krajach świata i opisywałaby wszelkie rodzaje odchyłów, nagłych metamorfoz i z takim powodzeniem łamała chyba wszystkie prawa człowieka - od wypięcia się na obecność Meli przez Iana aż po obsesyjną kontrolę Edzia nad Belką. Po co tracić czas na latanie po bibliotekach, księgarniach i antykwariatach (albo w sieci, czy to będą pliki lub filmy dokumentalne), żeby znaleźć taką a taką książkę poświęconą takim a takim przypadkom psychopatów skoro Stefka wszystko serwuje w tym gniocie i pozostałej brokatowej czwórce. I to byłyby nawet podręczniki ponadczasowe, Stefciu, przypadałaś się na coś.
    Ian, kochanie, mam nadzieję, że kiedyś baaaaaardzo mocno przytuli cię Terminator. Albo Hulk. Baaaaardzo, baaaaaardzo mocno. Tak żeby nawet jadzik brokatowych wąpierzy ci nie pomógł. A pro po Hulka, może Stefka wymarzyła sobie jego żeńską wersję, tylko Hulk duuuuży i taki zielony, i w ogóle nie materiał na Pierwszą Damę w Opałach, że wymyśliła te ameby pokroju Wandzi?
    Chociaż lepiej nie, twórczość Marvela to grzech tak obrażać.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. I teraz nucę cały czas "Blurred lines", a tak tej piosenki nie znoszę! :/

    OdpowiedzUsuń
  8. Może się nie znam, ale spróbowanie i pocałowanie osoby, którą znasz długo, z którą się lubicie itepeee, kiedy ona dała mu ŻADNYCH sygnałów, że by sobie tego nie życzyła, nie jest gwałtem. Gdyby było, wiele związków by się nigdy nie rozpoczęło. Pomijam tu oczywiście fakt istnienia Meli, z której strony to jest rzeczywiście napaść seksualna, ale skupiam się wyłącznie na Wandzi, tak samo jak Ian. Jest pewna zasadnicza różnica, między sceną z nim a analogiczną z Jaredem. Jared zrobił swoje z wyrachowania, Ian z głupoty. Cała ta sprawa z miłością jaką niby czuje do Wandziomeli to patologia, psychoza i jeszcze kilka epitetów bym dorzuciła, ale nie można mu bronić, że chociaż głupio, bo debil to skończony, ale jednak chciał spróbować. Miał dostać pisemną zgodę na pocałunek? Wandzia mogła się na niego nie zgodzić w każdej sekundzie. I podejrzewam, że jakkolwiek to teraz nie brzmi, Ian by to przyjął na klatę. Jared nie.
    Powinnam wstawić tu chyba tego "unpopular opinion" tukana, czy czym ten ptak nie jest. Potępiam Iana ze względu na Mel. Nie potępiam ze względu na Wandę. I tyle. Gwałt to mocne słowo, nie nadużywajmy go.
    Popo
    PS Nie mam zamiaru wszczynać wojny, po prostu wolałam się podzielić swoją opinią. Nie wszyscy są jednogłośni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Beige stwierdziła przecież, że Ian molestował Melę, nie Wandę. Jest to chyba zgodne z twoją opinią, prawda?

      Usuń
    2. Maskonura.

      Usuń
    3. Tak. Tylko że cały ten ciąg zapominał o tym, że Wandzi to nie przeszkadza. A to też powinno być uwzględnione w mojej opinii oprócz tylko wieszania psów.
      Popo

      Usuń
    4. To niech całuję Wandę w witki czy inne nibynóżki, a od Meli się odchrzani.
      A tak swoją drogą to sama nie wiem, co myśleć o wandziowym przyzwoleniu bądź jego braku. W towarzystwie trulowów zmienia się w większego bezkręgowca niż ten, którym jest z natury, ale nie o to chodzi. Ona - o czym wiemy- nie ogarnia jeszcze człowieczeństwa w całej pełni i wszelkie doznania okołoerotyczne są dla niej totalnym novum. To jak przespać się z dojrzewająca dziewczynką, która ulegnie nie tyle dlatego, ze chce, co dlatego, że nie umie się oprzeć reakcjom swojego ciała. Przynajmniej ja to tak widzę.

      Usuń
    5. "To niech całuję Wandę w witki czy inne nibynóżki, a od Meli się odchrzani."
      Mi się kojarzy od razu sytuacja z bliźniakami syjamskimi. Wiem, że to niewygodne, wiem, że się nie chce, ale nie tylko Wandzia odebrała życie Meli, teraz Mela chce odebrać też szansę na poznanie bycia człowiekiem Wandzie. SMeyer nie umie pisać i nie umie poprowadzić tego wątku, dlatego brzmi to jak brzmi, jest obrzydliwe i patologiczne, ale gdyby poczuć choć trochę empatii, to widać, że Mela zabroniła właśnie Wandzi kochać kogoś innego niż Jared. To jest o wiele bardziej kompleksowe niż się może wydawać - powtarzam, jeśli Meyer by umiała pisać. W tym czworokącie wszyscy są pokrzywdzeni i nie, nie tylko Mela, której odebrano ciało. To jest uogólnienie. Nie chcę tu wspominać o Imperatywie Miłości, ale skoro się już dokonał, to zamiast rzucać talerzami w bohaterów, ja im współczuję, bo to jest dla nich wszystkich zwykła tragiczna farsa. Nawet jeśli żadnego z nich nie da się lubić.
      "To jak przespać się z dojrzewająca dziewczynką, która ulegnie nie tyle dlatego, ze chce, co dlatego, że nie umie się oprzeć reakcjom swojego ciała."
      Znam wiele powodów, dla których dziewczynki sypiają w młodym wieku. Chęć bycia bardziej dorosłą, szantaż emocjonalny, kilka innych czynników. Ale ile jest dziewczyn, które leżą i nic nie robią? Jeśli jakieś znasz, proponuję wysłać je do psychiatry, srlsy. Jestem dobrej wiary i jakkolwiek Wandzia jest kretynką i nie rozumie ludzkich odruchów, to jednak gdyby poczuła wstręt (a pewnie to by poczuła, gdyby obmacywał ją np. Jeb), dałoby się to zauważyć. Nie rozmyślałaby o tym, ach, jakie to jego usta są ciepłe, tylko że są mokre i obleśne. Naprawdę. Nie ma to żadnego związku z rozumieniem tego, co się czuje, to się po prostu czuje. I mówię to jako osoba, która była molestowana. Człowiekowi chce się wtedy rzygać, czuje przerażenie, serce przestaje mu bić, nie wie, co począć. Ile tego zauważyłam u Wandy. Nic w cholerę. Dlatego, proszę uprzejmie, ale zamiast się pieklić, wystarczy pamiętać, że są dwie strony monety, tutaj nawet 4 i każde z nich może mieć własną opinię, nawet jeśli jest bzdurna i niezgodna z naszym rozeznaniem.
      Popo

      Usuń
    6. Wiem, że dziewczynki sypiają z różnych powodów, chodziło mi jednak o sytuację, kiedy idą do łóżka z tego konkretnego, że trafiły na kogoś, kto potrafił wykorzystać ich słabości. Trochę jak panna de Volanges w relacji z Valmontem. Nie chodzi o "leżą i nic nie robią", a o to, że stają się obiektem manipulacji kogoś, kto doskonale wie jak wykorzystać ich naiwność. I choć to nie jest gwałt, to wciąż jest to obrzydliwa i wyrachowana praktyka. A pomijając Wandę, Ian jest nieprawdopodobnie wielkim gnojem, skoro będąc świadom obecności Meli i wiedząc o jej sprzeciwie w ogóle ośmiela się dotykać dziewczyn.

      Co do Wandzi i tego, że jej Mel odbiera prawa do bycia człowiekiem... No, w moim odczuciu Wanda tego prawa nie ma. Nie jest człowiekiem, jest kosmiczną, błyszczącą galaretą, która posiada własną planetę na której może egzystować bez żywiciela, a w ramach turystyki czy innego samorozwoju odbiera życie innym samoświadomym gatunkom na innych planetach. Bliźnięta syjamskie nie mają wpływu na to, że dzielą ciało, to nie jest kaprys żadnego z nich (choć wciąż, w większości przypadków jakie znam, nie dzielą wszystkich odbieranych bodźców - nawet te słynne dziewczyny, które wyglądają, jakby na jednym torsie miały dwie głowy, odbierają bodźce tylko ze swojej połowy; zupełnie na marginesie, zawsze jestem pod ogromnym wrażeniem tego, że tak doskonale potrafią się zgrać). Mel - przynajmniej z tego, co do tej pory Stefka nam pokazała - czuje swoje ciało, tylko nie ma nad nim żadnej kontroli. Ale to wciąż jest jej ciało, którego Wanda jest okupantem, którego właścicielka jest świadoma i które Wanda (spoiler!) doskonale wie, jak opuścić. Tu się właśnie wszystko rozbija. Gdyby dziewczyny znalazły się w jednym ciele w wyniku jakiejś katastrofy, gdyby starały się rozdzielić, ale nie wiedziały jak, gdyby cała ta porąbana sytuacja NIE BYŁA spowodowana niczym nieusprawiedliwioną inwazją, może mogłabym współczuć Wandzie, a nawet jej czasem kibicować. Ale jest jak jest. Wanda jest pasożytem gorszym od tasiemca - bo tasiemiec nie ma wyboru, Wanda ma.

      Usuń
    7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    8. Niby Wanda ma wybór, owszem, ale z drugiej strony nie wydaje mi się to takie proste. Po raz pierwszy trafiła bowiem do świata, w którym ma do czynienia z tyloma bodźcami, emocjami czy przeżyciami. W porównaniu do jej długiego życia na różnych planetach, w różnych żywicielach (nie czepiając się już wszelkich nieścisłości po drodze) to była w jakiś sposób ogromna zmiana. I może Wandzia jest amebą, ale wydaje się też w jakiś sposób... hm, nie chcę tu zarzucić przesadnym słowem, ale zafascynowana? zaintrygowana? Nie jest na pewno na tyle przerażona całym tym ludzkim pakietem, żeby nie chcieć być na Ziemi (again, pomijając nieudolne próby Stefci opisania procesu przyzwyczajania się do nowego ciała i nowego świata; odnoszę się wyłącznie do tu i teraz), powiedziałabym nawet, że do pewnego stopnia wręcz przeciwnie. A jakie ma opcje? Po pierwsze (uwaga, prawdopodobne spojlery, chociaż nie wiem, co u Stefy jest spojlerem, a co nie, takie to wszystko tu przewidywalne): dać się dobrowolnie wyjąć, wsadzić w kapsułę i odesłać Bóg wie gdzie, gdzie raz na zawsze zostanie odcięta od tego ogromu emocji, jakiego doznała po raz pierwszy na ziemi; po drugie: znowu, dać się wyjąć, ale wsadzić w innego żywiciela, co z punktu widzenia samej Wandzi - a przynajmniej z punktu widzenia jej domniemanej, no, nazwijmy to, kreacji - oraz biorąc pod uwagę jej wciąż różne różniaste odczucia wobec ludzkiej rasy, mogłoby w jakimś punkcie wydać się niewłaściwe, może nawet być nadużyciem, biorąc pod uwagę, że już teraz czuje się gdzieś tam źle (tak przynajmniej mi się wydaje), odbierając ciało Meli; po trzecie: dać się wyjąć i zginąć na ziemi, podczas gdy z pewnością jest świadoma, że gdyby została, ogrom doświadczeń i nowości czekałby ją jeszcze na Ziemi; i wreszcie po czwarte: zostać w Meli i dalej przeżywać rozterki. Nie jest to najprostszy wybór. Żeby wiedzieć, czego chce, musiałaby przede wszystkim uporządkować swoje odczucia, a to, bez względu na nieudolne opisy Stefy, nie wydaje się być w tym kontekście takie proste. Pamiętajmy, że Wandzia nie mogła się w najmniejszym stopniu spodziewać, do jak zróżnicowanego i fascynującego świata trafi, przenosząc się na Ziemię. Gdyby trafiła do kolejnych Pająków, Delfinów, czy co tam było, może nie miałaby tylu rozterek, ale nie mogła przewidzieć, że z takowymi przyjdzie jej się zmierzyć na Ziemi. Im dłużej tu pozostawała, tym więcej przeżywała, co z pewnością nie upraszczało sprawy. Dlatego sądzę, że Wanda po prostu jest jeszcze zbyt zagubiona i z jednej strony chciałaby tu pozostać i jeszcze poznać trochę tego nowego świata, z innej czuje się dobrze z Melą, ponieważ w jakimś stopniu jest dla niej przewodnikiem, z innej ma jednak wyrzuty sumienia, odbierając jej ciało, ale znowu decyzja o tym, żeby to wszystko zostawić - to i cały pakiet silnych, ale intrygujących emocji - nie może absolutnie być łatwa do podjęcia. A tym bardziej decyzja o tym, żeby opuścić ciało i umrzeć. Może Stefa faktycznie wyjątkowo kulawo i nieudolnie to opisała, ale gdybym chociaż przez chwilę sama pobyła taką Wandą i na własną rękę odczuła cały tek skomplikowany miszmasz emocjonalno-doświadczeniowy, z pewnością miałabym niezły mętlik w głowie.

      Analiza oczywiście świetna, jak zwykle, pozdrawiam i czekam na więcej ;).
      Carrie

      Usuń
    9. Carrie - twoje rozumowanie ma jedną, poważną wadę - podobnie jak Stefa, zapominasz, że dusze z definicji znają emocje. To jest właśnie największy problem "Intruza": Stefa chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Gdyby (o czym już pisałam) stworzyła byty neutralne z natury, które po raz pierwszy doznają uczuć po przylocie na Ziemię, wszystko wyglądałoby inaczej; niechęć Wandy dla opuszczenia pierwszego świata, który dał jej takie bogactwo byłaby zrozumiała. Problem w tym, że - o czym się w swoim czasie przekonamy - dusze, niezależnie od żywiciela, odczuwają wszystkie przytulaśne emocje jak lojalność, przyjaźń, opiekuńczość itp. Jedynym dodatkiem, który oferuje ludzka powłoka jest pociąg seksualny i atrakcje w postaci naszych najgorszych przywar jak zawiść, złość czy niecierpliwość. Naprawdę, nie ma żadnego powodu - pomijając, rzecz jasna, przywiązanie do swej rodziny i tru loffów - by Wanda nadal chciała męczyć się z tym pakietem emocji, zwłaszcza, że w przeciwieństwie do innych dusz trudniej jej wygaszać negatywne bodźce z powodu "reaktora" w postaci Meli.
      Kwestię opcji, jakie ma Wanda na razie pozostawiam w spokoju - zaręczam, że zajmę się tym w swoim czasie i będzie to bardzo długi wywód.

      Popo - Ian macając Wandę nie zwraca uwagi na to, że jednocześnie dobiera się do Meli, która sobie tego nie życzy, co czyni z niego pospolitego gwałciciela. Koniec tematu. Skoro istnieją pary, które są czekać z intymnym kontaktem do ślubu (a nie powstrzymuje ich nic poza kwestiami religijnymi), to tuszę, że O'Shea także mógłby się nauczyć opanowywać swoją chuć i pomny obecności osoby trzeciej w tym układzie trzymać łapy przy sobie. Nie wspominając już o tym, że - jak wykaże kolejna analiza - tego gnojka zdaje się niesamowicie bawić fakt, iż Melanie jest absolutnie niezdolna do obrony przed jego awansami.

      Maryboo

      Usuń
    10. Ja nie pisałam, że nie :<. Po prostu powiedziałam, że ze względu na Wandę to może być inaczej odebrane, a przynajmniej zwróciłam uwagę, jak to chciała SMeyer żebyśmy zrozumieli. Zgadzam się, że to, co zrobił Ian jest złe. Nie usprawiedliwiam go i uważam za psychopatę jak wiele innych postaci tutaj. Ale na chwilę obecną, nie pamiętam serio, co będzie dalej, Ian nie użył mózgu i tyle. Jak na razie nie manipulował Wandzią, nie robił tego, co ona by nie chciała. Pominął tylko w swoich kalkulacjach Melę - i mówię od razu, że to źle, ale jednocześnie... odrobinę ludzkie. W końcu ile Ian wie o tym, co się dzieje tam w środku? Oczywiście, inteligentny człowiek by się zapytał. Moim zdaniem, tu wychodzi brak logiki Meyer i egotyzm Iana, a nie gwałt totalny i olaboga.
      Popo

      Usuń
    11. Zdaję sobie sprawę, że duszom nie były obce emocje - chodziło mi wyłącznie o to, że były obce w takim natężeniu. Jak mówiłam, odnoszę się wyłącznie do tu i teraz, ponieważ ktoś tam wcześniej w komentarzu stwierdził, że Wandzia tu i teraz ma prosty wybór, I też na ten moment takie wydają mi się jej opcje. Godzę się z faktem, że u Stefy to się jeszcze wszystko może przewrócić do góry nogami i znowu wyjdzie niejadalna papka ;).

      Carrie

      Usuń
    12. Ależ Ian wie, co dzieje się w środku, gdyż Wanda za każdym razem uczciwie raportuje mu, że Mela nie życzy sobie jego awansów. Doprawdy, trudno o jaśniejszy komunikat. Ten rozdział nie jest zresztą jeszcze najkoszmarniejszy pod tym względem - radzę wszystkim przygotować się psychicznie na odcinek 39. O ile obecnie O'Shea faktycznie w dużej mierze wygląda po prostu na mocno nierozgarniętego, o tyle kolejna analiza wyraźnie wykaże, że facet dobiera się do W&M z całkowitą premedytacją.

      Maryboo

      Usuń
    13. To jeśli wykażesz mi to z całkowitą premedytacją, że jest gnojem a nie tylko egoistą i kretynem, to z chęcią zdanie zmienię. W końcu krową nie jestem i opinie zdarzają mi wykręcać o 180* :)) A i z tym jasnym raportem Wandy - cóż, czasami jej się udaje powiedzieć coś wprost, a później znowu coś bełkocze bez sensu, więc się to wyrównuje i, przynajmniej ja, nigdy właściwie nie wiem, co ona tak naprawdę, naprawdę myśli o danej sytuacji.
      Popo

      Usuń
  9. Chyba tylko Stefa wierzy w to, że Ian mógłby kochać Wandę, gdyby ta została błyszczącym zlepkiem materii. Ludzie potrafią kochać się do szaleństwa, przeżyć ze sobą kilkanaście lat w dojrzałym związku - a jednak nie móc znieść psychicznie poważnej odczłowieczenia ciała partnera (na przykład w wyniku ciężkiego poparzenia), natomiast Stefa próbuje wmówić czytelnikom, że jakiś niedojrzały chłopiec zechciałby spędzić życie z niedawno poznaną kobietą, gdyby ta zamieniła się w świetlika... No, ludzie. Ja wiem, ze true love i te sprawy, ale kto w to uwierzy?

    PS Idealnie trafiłaś z tym "Blurred lines". ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Do tej pory miałam Iana za nieszkodliwego, wręcz sympatycznego gościa. Widocznie zapomniałam, że mamy do czynienia ze Stefą, która każdą z początku niezłą postać zamienia w odstręczającego typa. I czy tylko mnie zrobiło się niedobrze po przeczytaniu tego: "– Czas działa na moją korzyść – powiedział (Ian), szczerząc zęby. – Mamy na to całe życie. Kiedyś będziesz się zastanawiać, co takiego widziałaś w Jaredzie." ? Przecież ten typ właśnie jasno dał do zrozumienia, że na rękę mu słabnące połączenie między duszką a Melą, że ma nadzieję na jego całkowite zerwanie w przyszłości. De facto życzy Meli... śmierci? Nie wiem jak to inaczej nazwać. W każdym razie ma nadzieję, że Mela zniknie, zostawi swoje ponętne ciałko z naiwną Wandą w środku i wreszcie będzie mógł zaliczyć. Oficjalnie Ian zostaje najbardziej obleśnym, egoistycznym frajerem całej tej pisaniny. Źle mi :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakie to obleśne.. Niby jakiś pomysł jest -dwie świadomości w jednym ciele, ale w wykonaniu Stefy...Czytać przykro.Kocha dusze ,tak?A jakby ta dusza tkwiła w ciele Aliena, to co?

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  12. Swoją drogą, ciut mi szkoda Wagabundy, przepraszam, Wandy. Znaczy, nadal nie lubię tej idiotki, ale świadomość że twoje prawdziwe ,,ja" jest dla ukochanego (ok, tutaj przesadzam, ale wiadomo o co chodzi) obrzydliwe musi naprawdę boleć. A nie oszukujmy się, fraza ,,N i e m o ż e ci zależeć na mnie. Gdybyś mógł mnie dotknąć – m n i e! – poczułbyś wstręt. Rzuciłbyś mnie na ziemię i rozdeptał." jest cholernie prawdziwa, prawdziwa i smutna.

    OdpowiedzUsuń