Przyznajcie
– wszyscy na to czekaliście. Po trzydziestu sześciu rozdziałach
i trzystu czterdziestu pięciu stronach wreszcie nadeszła ta chwila
– czas na oficjalne rozpoczęcie wątku wielokąta miłosnego.
Jeśli ktoś z Was nie jest za pan brat z twórczością Stefy,
wyjaśniam: wątek romansowy w wykonaniu tej pani zasadniczo oznacza,
iż od tej chwili będziemy zmuszeni przedzierać się przez
nieustającą litanię uwielbienia pod adresem Meyerowego
self-insertu w wykonaniu męskiej części obsady.
Jak
mawiał Krecik: Ah, jo.
Wciąż
znajdujemy się w sali gier i zabaw:
Wynikami meczów rządziła pewna prawidłowość. Kiedy Jared i Kyle grali w jednej drużynie, wygrywali. Kiedy Jared był z Ianem, również wygrywał. Miałam wrażenie, że jest nie do pokonania – dopóki nie zobaczyłam, jak bracia grają razem.
No
być nie może! Czyżby jednak istniała dziedzina, w której główny
tru loff nie dzierży palmy pierwszeństwa? Wstyd, panie Howe –
proszę czym prędzej udać się na korepetycje do Warda.
Z początku wydawało się to trudne, przynajmniej dla Iana, grać w tym samym zespole co Kyle.
Dzisiejszy
odcinek funduje mi szokujące informacje dosłownie co akapit. Kto by
pomyślał, że granie w jednej drużynie z członkiem rodziny który
okazał się być psychopatycznym mordercą może wywołać uczucie
dyskomfortu?
Jednak po kilku minutach gonienia po ciemku za piłką wpasowali się w pewien schemat, istniejący na długo przed tym, jak przybyłam na Ziemię.Kyle zdawał się wiedzieć, co za chwilę zrobi Ian, i odwrotnie. Rozumieli się bez słów.
Stefciu,
jeśli będę chciała spędzić czas czytając historię o silnej
braterskiej więzi, to znajdę sobie w odmętach internetu dobrego
fica traktującego o Winchesterach. Ty skup się na tym, co ci
wychodzi najlepiej, czyli opisach przystojnych facjat ukochanych W&M.
Wierz mi, tak będzie lepiej dla wszystkich.
Duet
O'Shea jak nic w czasach pokoju zarabiał na życie w barwach Realu
Madryt, albowiem z łatwością doprowadzają swoich ludzi do
zwycięstwa. Jeb zarządza koniec gry i wyczerpani zawodnicy
rozchodzą się po jaskini.
Kiedy Jeb zarządził koniec meczu, Kyle chciał przybić „piątkę“, ale Ian przeszedł obok, nie zwracając na niego uwagi. Wtedy Kyle złapał brata za ramie i obrócił, Ian odepchnął jego dłoń. Napięłam mięśnie ze zdenerwowania. Zanosiło się na bójkę – i w pierwszej chwili właśnie tak to wyglądało.
Cóż,
nie dziwota; Kyle zrobił wszak wszystko, co w jego mocy, by
zniszczyć istniejące między nimi zaufanie...
Kyle próbował uderzyć Iana w brzuch, lecz ten z łatwością zrobił unik i zrozumiałam, że nie był to prawdziwy cios. Kyle roześmiał się i wyciągnął długie ramię, by potargać bratu włosy pięścią, Ian odtrącił ją, ale tym razem prawie się uśmiechnął.– Dobry mecz, braciszku – powiedział Kyle. – Nie zapomniałeś, jak się gra.– Jesteś idiotą – odparł Ian.– Ty jesteś bystry, a ja przystojny. To chyba sprawiedliwe. Kyle wyprowadził kolejny słaby cios. Tym razem Ian złapał brata za nadgarstek, po czym założył mu chwyt. Teraz już się uśmiechał, a Kyle jednocześnie śmiał się i przeklinał.
...Co?
Wszystko to wydawało mi się bardzo gwałtowne i przyglądałam się temu w napięciu, marszcząc brwi. Zarazem jednak przywiodło mi to na myśl wspomnienie Mel: widok trzech szczeniaków turlających się na trawie, ujadających zaciekle i szczerzących kły, jak gdyby chciały się pozagryzać.„Tak, wygłupiają się”, potwierdziła Melanie. „Więź braterstwa jest bardzo silna.”
Stefa,
na wszystko, co święte....
Nie.
Po prostu, zwyczajnie – nie. Brat czy nie brat, ludzka psychika tak
nie działa.
Pozwólcie,
że w ramach analogii posłużę się przykładem z mojego ukochanego
serialu. Gdy pod koniec sezonu czwartego Sam uznał, że wie
najlepiej co należy zrobić, by uratować świat przed zagładą,
jego wizja znacznie odbiegła od scenariusza ustalonego przez Deana i
sprawy przybrały naprawdę kiepski obrót. Tego
typu sytuacji było w SPN kilka – ostatnia stanowi wręcz szkielet
dziewiątego sezonu. Dlaczego o tym mówię? Bo każdy, kto jest choć
marginalnie zaznajomiony z „Supernatural” wie doskonale, że
bracia zrobią dla siebie wszystko, z przehandlowaniem duszy
włącznie. Nie zmienia to jednak faktu, że Winchesterowie są
ludźmi i jako tacy czasem (najczęściej nieumyślnie) zawodzą się
nawzajem. Tak, braterska miłość zawsze na końcu zwycięża, nie
zmienia to jednak faktu, iż Sam i Dean potrafią być na siebie
porządnie wkurzeni (i to przez dłuższy czas). Jest to zresztą
zrozumiałe, jako że to zdrada ze strony najbliższych boli
najmocniej.
Załóżmy
teraz, że Kyle i Ian byli ze sobą naprawdę mocno związani. Jak
sądzicie, jak musiałby się poczuć młodszy O'Shea podczas
pamiętnych zapasów nad strumykiem?
Facetowi
właśnie zawaliłby się spory kawałek świata: oto jego braciszek
okazał się być zabójcą i to w dodatku zabójcą nie odczuwającym
żadnych wyrzutów sumienia w związku ze swym przestępstwem. Tego
rodzaju informacja powinna sprawić, że Ian nie byłby nawet w
stanie spojrzeć na Kyle'a, a co dopiero radonie tarzać się z nim
po boisku...na którym, nawiasem mówiąc, jeszcze niedawno apelował
o wygnanie starszego O'Shei.
„I dobrze. Tak powinno być. Jeżeli Kyle naprawdę nas nie zabije, to dobrze się stało.”„Jeżeli”, powtórzyła ponuro Mel.
Kochani,
zatrzymajmy się tu na moment, albowiem muszę uściślić pewną
niezwykle istotną kwestię.
Kyle
nie udaje.
Wiem,
że trudno w to uwierzyć, ale jego nagła zmiana nastawienia nie
jest bynajmniej sprytną próbą uśpienia czujności Wagabundy i
reszty współmieszkańców. To byłoby logiczne i psychologicznie
uzasadnione, a zatem jest absolutnie nieprawdopodobne w kontekście
„Intruza”. Wątek O'Shei – młota na duszki został oficjalnie
zakończony. I nigdy nie doczeka się żadnego konkretnego finału.
Ot, Kyle uznał, że jednak nie będzie próbował pozbyć się
przedstawicielki znienawidzonego gatunku, która w dodatku uczepiła
się jego brata. Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr.
Kurtyna.
Nie,
żebym na obecnym etapie nie była przyzwyczajona do wątków z rzyci
w wypocinach Meyer, ale na litość, istnieją jednak pewne granice
opkowatości, których nie powinno się przekraczać – zwłaszcza,
jeśli nasze dzieło ma zostać opublikowane w kilkudziesięciu
krajach na całym globie.
– Głodna?Podniosłam wzrok i serce zamarło mi na moment. Poczułam lekkie ukłucie w piersi. Wyglądało na to, że Jared wciąż nie zmienił zdania.
To
dobrze. Musicie tylko dopilnować, by pod żadnym pozorem nie
odstawił podwędzonych Kyle'owi psychotropów.
Wyciągnął dłoń.„Weź się w garść”, skarciła mnie Melanie. „Po prostu jest uprzejmy.”„Myślisz, że nie wiem?”Sięgnęłam po jego dłoń, robiąc, co mogłam, by ręce mi się nie trzęsły.
-
To nie moja wina, że rozwinęła się u mnie reakcja bezwarunkowa
oparta na założeniu
Jared
= nowe sińce na twarzy.
Welcome
to Bedrock: 51
Howe
podtrzymuje nieszczęsną poszkodowaną i dopytuje się, dokąd ją
zaprowadzić. Tu napotykamy problem, albowiem Wanda nie wie, gdzie
powinna obecnie spać; ostatecznie sugeruje starą, dobrą spiżarnię,
która służyła jej za noclegownię zaraz po pojawieniu się w
jaskini.
Zobaczyłam, że podobnie jak ja, nie jest tym pomysłem zachwycony. Nagle objęła mnie z tyłu czyjaś silna dłoń, dając mi oparcie.– Ja ją zabiorę tam, gdzie trzeba – odezwał się Ian.Twarz Jareda przybrała powściągliwy wyraz, tak jak za każdym razem, gdy nie chciał, żebym wiedziała, co sobie myśli. Tym razem jednak spoglądał w ten sposób na Iana.
*
wdycha ciężko * No i się zaczyna. A najgorsze dopiero przed
nami...
Nasza
trójca rozważa inne opcje sypialne (ze szpitalem włącznie), ale
O'Shea sugeruje, że ma dla Wagabundy doskonałą miejscówkę.
– Nie chcesz iść na lunch? – zasugerował Ianowi Jared. – Wyglądasz na głodnego. Zabiorę ją, gdzie chcesz...Ian zaśmiał się cicho i ponuro.– Dobrze się czuję. Jared, musisz wiedzieć, że Wanda potrzebuje nieco więcej pomocy niż tylko podania dłoni. Nie wiem, czy... jesteś gotów jej to zapewnić. Bo widzisz...
Subtelna
aluzja jest subtelna. Swoją drogą, Ian jest jeszcze głupszy od
swojego braciszka – po wydarzeniach z ostatnich kilku tygodni
powinien wreszcie zakumać, że drażnienie Jareda to rozrywka która
w 99% przypadków prowadzi do wyładowania przez Howe'a frustracji na
najbliższym dostępnym obiekcie, zazwyczaj będącym Wagabundą.
Ian urwał, nachylił się i żwawym ruchem wziął mnie na ręce. Westchnęłam gwałtownie, czując ból w stłuczonym boku.
A
właśnie, skoro już przy tym jesteśmy – dlaczego nikt nie
wytłumaczył Stefie, że branie na ręce osoby o stłuczonych
żebrach to klasyczny przykład niedźwiedziej przysługi? Zaczynam
podejrzewać, że Ian robi to specjalnie, by spowolnić proces
rekonwalescencji i móc jak najdłużej bezkarnie obmacywać swą
wybrankę.
Jared nie puszczał mojej dłoni. Opuszki palców zaczęły mi czerwienieć.– ...miała już chyba dość sportu jak na jeden dzień. Ty idź do kuchni.Mierzyli się nawzajem wzrokiem, tymczasem koniuszki moich palców zrobiły się fioletowe.
Jared
jest doprawdy niesamowity – nawet walcząc o przychylność kobiety
nie jest w stanie powstrzymać się od robienia jej fizycznej
krzywdy. Może na tym etapie to już najzwyczajniej w świecie odruch
bezwarunkowy?
Welcome
to Bedrock: 52
– Zaniosę ją – powiedział w końcu Jared półgłosem.– Jesteś pewien? – Ian wyciągnął mnie ku niemu.Propozycja.Jared przyglądał mi się przez długą chwilę. W końcu westchnął i puścił moją dłoń.
Primo:
Tylko Meyer jest w stanie przedstawić męskie konkury w sposób,
który nasuwa mi skojarzenie z targiem nad wyjątkowo apetycznym
kawałkiem mięsa.
Secundo:
Wygląda na to, że Howe przesadził z dopuszczalną dawka
psychotropów; miast tylko go uspokoić, odebrały mu jakiekolwiek
siły życiowe i determinację. Niby z jakiej racji ot, tak pozwala
Ianowi na dźwiganie swojej kobiety? Ten typ dostaje mroczków przed
oczami, gdy ktoś odważy się bodaj pomyśleć o sięgnięciu po
jego własność. A teraz raptem usuwa się grzecznie na drugi plan?
„Au, to boli!” – żachnęła się Melanie. Nie chodziło jej o krew wracającą do palców, lecz o nagły ból, który przeszył mi pierś.„Wybacz. Co mam ci na to poradzić?”„On nie jest twój.”„Wiem o tym.”„Au.”„Przepraszam.”
Serio,
Stefciu? „Au”? To jest twój sposób na wyrażanie Weltschmerzu
Meli? Doprawdy, dramatyzm sytuacji aż bije po oczach. Kto by
pomyślał, że uda ci się wymyślić coś głupszego od sławetnej
dziury pod cyckiem z Nju Muna?
No
i obligatoryjnie:
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 25
Mój
ssskarb : 13
Chciałam
w tym miejscu wyjaśnić, że rozumiem złość Melanii z powodu
uczucia, które rozwinęło się u Wandzi. To zupełnie naturalne.
Problem w tym, że Mela nieustannie zachowuje się tak, jakby
kosmitka robiła to celowo, a w dodatku knuła, jakby tu podebrać
pannie Stryder tru loffa...co jest szczególnie komiczne w obliczu
faktu, iż Wagabunda – niezależnie od wmuszonego w nią uczucia –
przez większość czasu najchętniej trzymałaby się od
pitekantropa na bezpieczny dystans.
Ostatecznie
to Ian zabawia się w tragarza, Jared zaś idzie z nimi (a właściwie
za nimi), albowiem ma O'Shei coś do powiedzenia.
– Ufasz Kyle’owi? – zapytał Iana.Ten prychnął.– Mówi o sobie, że jest człowiekiem honoru.
Normalnie uwierzyłbym, że dotrzyma słowa. Ale w tej konkretnej sytuacji... nie zamierzam spuszczać Wandy z oka.– To dobrze.– Nic mi się nie stanie, Ian – powiedziałam. – Nie boję się.– Nie ma powodu. Obiecuję – nic podobnego już cię nie spotka. Dopilnuję, żebyś czuła się tu bezpiecznie.
Przykro
mi, Stefciu, naprawdę chciałam się wzruszyć, ale wszystko, co mam
przed oczami, to:
– Tak – poparł go Jared. – Nic ci nie grozi.Szedł teraz za Ianem. Nie widziałam wyrazu jego twarzy.
Innymi
słowy – czas zacząć się bać.
Niespodzianka!
Okazuje się, że miejscem, do którego prowadził wycieczkę Ian
jest...jego własna sypialnia.
Ten
facet NAPRAWDĘ nie ma za grosz instynktu samozachowawczego.
– Mógłbyś mi otworzyć? – poprosił Jareda, wskazując brodą drzwi.Ale Jared nie ruszył się z miejsca. Ian obrócił się. Teraz oboje go widzieliśmy. Twarz miał znowu nieprzeniknioną.– Twój pokój? To ma być to lepsze miejsce? – W głosie Jareda pobrzmiewało zwątpienie.
...No
tak, zapomniałam, że Jared wciąż jest pod zbawiennym wpływem
Imperatywu z Rzyci.
Swoją
drogą, kochani, zastanówcie się tylko. Mówimy o facecie, który
sprał ciało swej ukochanej, gdy odkrył, że przejął je kosmita,
wydarł się na Jamiego, gdy ten poparł Wagabundę i był na skraju
apopleksji, kiedy Jeb zabronił mu zastrzelić Wandę. Dla Howe'a
utracić kontrolę nad czymś, co uznaje za swoje – nieważne, czy
jest to dziewczyna, czy prawo do ostatniego słowa – to koszmar
gorszy od śmierci.
I
ten sam osobnik reaguje zwątpieniem,
gdy
jego rywal proponuje mu, że umieści niewiastę w swojej alkowie.
Wiem
- sama Was ostrzegałam, że ten osobnik nie ma nic wspólnego z
partnerem Meli...Ale to wciąż nie ma za grosz sensu.
– To teraz jej pokój.Zagryzłam wargę. Chciałam powiedzieć Ianowi, że to z całą pewnością nie jest mój pokój, ale nie zdążyłam, gdyż Jared zaczął go wypytywać.– Gdzie śpi Kyle?– Na razie u Wesa.– A ty?– Jeszcze nie wiem.Spoglądali na siebie badawczym wzrokiem.
„No”,
pomyślał Jared z niechęcią, odkładając uduszenie we śnie na
inną okazję, „Wybrnąłeś”.
A
tak swoją drogą – co też wam wszystkim zrobił nieszczęsny Wes,
że nieustannie traktujecie jego (oraz jego narzeczonej) sypialnię
niczym dworcową poczekalnię?
– Ach – przerwał mi, jakby właśnie sobie o mnie przypomniał... jakbym była tak lekka, że całkiem zapomniał, iż trzyma mnie na rękach. – Jesteś bardzo zmęczona, prawda? Jared, czy mógłbyś otworzyć te drzwi?Jared otworzył czerwone drzwi szarpnięciem, tak że zatrzymały się dopiero na drugich, szarych.
No,
troglodyta powrócił do siłowych argumentów – najwyraźniej
lekarstwa przestają działać.
Wandzia
podziwia pokój Iana (materace, szafka, ubrania oraz, uwaga, talia
kard – czyżby aluzja, że któryś z braci para się hazardem?).
O'Shea kładzie pannę na materacu i widząc, że znajduje się na
skraju odpłynięcia, każe jej się przespać.
– Dziękuję. Ian?– Tak?– To twój pokój – wymamrotałam. – Oczywiście, że śpisz tutaj.– Nie będziesz miała nic przeciwko?– Niby czemu?– Może to i dobry pomysł – będę cię mógł lepiej pilnować. Prześpij się.– Dobrze.
Gdybyście
byli ciekawi – tak, Jared nadal tu jest. I nie, ja też nie wiem,
co i w jakich ilościach musiał zażyć ten chłop, skoro póki co
nikt z biorących udział w tej scenie nie skończył z połamanymi
kończynami.
„Co ty wyprawiasz?” – zapytała gwałtownie Melanie.„Jak to? Co takiego znowu zrobiłam?”„Wando, jesteś... zasadniczo człowiekiem. Chyba zdajesz sobie sprawę, jak Ian potraktuje to zaproszenie?”
Ian
jak Ian, ja na waszym miejscu martwiłabym się o reakcję drugiego
członka pochodu...
„Zaproszenie?” Zaczynałam rozumieć, do czego zmierza. „To nie tak. To jego pokój. Są tu dwa łóżka. Mają za mało pokojów, żebym dostała cały dla siebie. To oczywiste, że trzeba je dzielić. Ian o tym wie.”
Cóż,
zawsze jest jeszcze Wes i jego sypialnia przerobiona z magicznego
namiotu Artura Weasleya.
„Czyżby? Otwórz oczy, Wando. On zaczyna... Jak mam ci to wytłumaczyć, żebyś mnie dobrze zrozumiała? Zaczyna czuć do ciebie... to, co ty czujesz do Jareda. Nie widzisz tego?”Zanim zdołałam odpowiedzieć, serce zabiło mi dwa razy.„To niemożliwe”, powiedziałam w końcu.
Meyer,
istnieje zasadnicza różnica między wynikającą ze skromności
nieświadomością a całkowitą bezmyślnością i zdolnością
obserwacji na poziomie pantofelka. Tego rodzaju reakcje naprawdę nie
czynią z Wandy czystej i niewinnej; sugerują raczej, że jest
cokolwiek przygłupia.
– Myślisz, że to, co się stało rano, wpłynie jakoś na Aarona albo Brandta? – zapytał Ian półgłosem po drugiej stronie drzwi.
-
Cóż – odparł z zadumą Jared. - Lily studiowała psychologię.
Jeśli wpadną w depresję, poprosimy ją, by służyła im duchowym
wsparciem.
– To, że Kyle’owi się upiekło?– Tak. Do tej pory nie... musieli nic robić. Myśleli, że Kyle zrobi to za nich.
Czyli
Aaron i Brandt to tacy Crabbe i Goyle Meyerlandu, którzy bez swojego
przywódcy nie są w stanie nawet samodzielnie odkręcić słoika z
dżemem?
– No tak. Pogadam z nimi.– Sądzisz, że to wystarczy? – zapytał Ian.– Obydwu uratowałem życie. Mają u mnie dług wdzięczności.
Rany
koguta, wolałabym już chyba skończyć u Piotrowej Bramy, niż być
cokolwiek dłużna temu typowi.
Aha
– gdybyście byli ciekawi, cały ten dialog dotyczy tego, czy para
przydupasów postara się dokończyć dzieło Kyle'a, skoro szef
obiecał, że od dzisiaj będzie grzeczny i skończy z zaczepianiem
innych dzieci.
No
dobrze kochani, skupcie się. Czas na TĘ scenę.
Ci
z Was, którzy oczekują powiewu nowości srodze się rozczarują –
Stefa skopiowała bowiem dwudziesty drugi rozdział „Zaćmienia”
i kazała naszej heroinie udawać, że smacznie chrapie, aby dać tru
loffom możliwość tworzenia hymnów pochwalnych na jej cześć tuż
pod jej nosem.
Ok, jest pewna innowacja – każdemu z nich chodzi o inną
pannę. Reszta natomiast...Cóż, przekonajcie się sami.
– Co? – zapytał Ian. – Chcesz mi coś powiedzieć, Jared?– Ta dziewczyna... – zaczął powoli Jared.– Tak?– To ciało nie jest jej.– No i?– Trzymaj ręce przy sobie. – Ton Jareda był stanowczy.
Mój
ssskarb : 13
No,
wracamy na stare śmieci terytorializmu. Niby wiem, skąd bierze się
taka a nie inna postawa Howe'a, jednak nie mogę oprzeć się
wrażeniu, że jego plan ma pewne techniczne wady. Jared, mój ty
pitekantropku – nie wystarczy, że zagrozisz Ianowi spaleniem jego
ulubionej talii kart. Do tanga trzeba dwojga, więc jeśli naprawdę
chcesz się upewnić, że ciało panny Stryder nie zacznie wymieniać
płynów ustrojowych z innym mężczyzną, proponowałabym rozmówić
się w tym temacie także i z Wagabundą.
Ian zaśmiał się pod nosem.– Jesteś zazdrosny, Howe?– Nie w tym rzecz.– Doprawdy. – Ian przybrał sarkastyczny ton.
Ian,
w mojej prywatnej klasyfikacji wyprzedzasz Jareda tylko dlatego,
że...no cóż...nie jesteś Jaredem. Zrób mi tę przyjemność i
postaraj się jak najbardziej oddalić od siebie moment, w którym
ostatecznie staniesz się nie-Jacobem z „Zaćmienia” - osobnikiem
równie antypatycznym, jak nie-Edward Cullen.
Uwaga,
będzie przemowa.
– Wygląda na to, że Wanda i Melanie jakoś się dogadują. Trochę jakby... się przyjaźniły. Ale oczywiście to Wanda podejmuje decyzje. Postaw się teraz na miejscu Melanie. Jak byś się czuł? Gdybyś to ty miał w sobie.. intruza. Gdybyś był uwięziony we własnym ciele, a ktoś inny kierowałby jego ruchami? Gdybyś nie mógł nawet się odezwać? Nie chciałbyś, żeby twoja wola – na tyle, na ile można by ją ustalić – została uszanowana? Przynajmniej przez innych ludzi?
Także
ten...
Postaw się teraz na miejscu Melanie.
Mądre
słowa, panie Howe. A teraz cofnij się do rozdziału czternastego i
zastosuj się do własnej rady.
Jak byś się czuł? Gdybyś to ty miał w sobie.. intruza. Gdybyś był uwięziony we własnym ciele, a ktoś inny kierowałby jego ruchami? Gdybyś nie mógł nawet się odezwać?
Pewnie
kiepsko, ale nie w tym rzecz. Jedyną postacią, która nigdy nie
zwracała uwagi na ów etyczny aspekt sprawy...jest sam autor owej
wypowiedzi.
Jeb
i Jamie lubią Wandę, ale wciąż pamiętają o swej
bratanicy/siostrze. Mieszkańcy jaskini nie wiedzą, że Mela nadal
jest wśród nich. Ian jest tego świadomy, ale choć nie wydaje się
tym faktem zbyt przejęty, póki co nie robi niczego przeciw
oryginalnej właścicielce ciała.
Jared
jest jedynym osobnikiem, któremu od dłuższego czasu tłumaczono,
że jego bezsilna ukochana wciąż żyje i który mimo to nie miał
żadnego problemu ze spraniem rzeczonej ukochanej na kwaśne jabłko.
Naprawdę,
czy ktoś może mi wytłumaczyć ów dziwny przypływ iluminacji u
Howe'a? Póki co wygląda na to, że facet albo jest damskim bokserem
(pobił kosmitkę w ciele dziewczyny, bo było mu wszystko jedno, czy
partnerka siedzi w środku, czy też nie), albo cierpi na
schizofrenię, albo jest tak głupi, że nawet nie zdaje sobie
sprawy, że właśnie kręci bicz na własny zad.
Nie chciałbyś, żeby twoja wola – na tyle, na ile można by ją ustalić – została uszanowana? Przynajmniej przez innych ludzi?
Primo:
patrz wyżej. Secundo: Meyer, zdajesz sobie sprawę, że ten cytat
brzmi tak, jakby Ian aktywnie planował seksualną napaść na duet
M&W? Póki co facet nie zrobił absolutnie nic, by zasłużyć
sobie na tego rodzaju uwagę. Pewnie, lepiej zapobiegać niż leczyć,
tyle tylko, iż (jak już wspominałam) chęć na amory musi ogarnąć
obie strony, żeby cokolwiek z tego wyszło. No, chyba że O'Shea nie
przejmuje się takimi drobiazgami jak pozwolenie ze strony obiektu
zainteresowania.
Odpowiedź
Iana na tę – bądź co bądź – logiczną tyradę?
– No dobrze, dobrze. Rozumiem. Będę to miał na uwadze.– Co to znaczy „będę to miał na uwadze”?– To znaczy, że to przemyślę.
Przemyśli
sobie. O'Shea przemyśli
sobie, czy
aby na pewno powinien w przyszłości napastować ciało niezdolnej
do sprzeciwu dziewczyny.
Widzicie,
kiedy oznajmiałam Wam, iż Jared niedługo zniknie ze sceny,
zapomniałam wspomnieć o pewnym istotnym fakcie: Ian będzie robił
wszystko, co w jego mocy (minus przemoc fizyczna) by dorównać swemu
przeciwnikowi we wdrapywaniu się na szczyt bucery.
– Tu nie ma o czym myśleć – odparował Jared. Potrafiłam wyobrazić sobie jego twarz na podstawie głosu – zaciskał zęby, napinał szczękę. – To ciało i uwięziona w nim osoba należą do mnie.
Z
pierwszym zdaniem się zgadzam; jeśli zaś chodzi o drugie...
Mój
ssskarb : 14
Kobieta
to nie niewolnik czy zwierzę, mój drogi. Do ciebie należy co
najwyżej para gaci opinająca twój tyłek; wszystko inne jest z
tobą związane na zasadzie wzajemnego porozumienia.
- Jesteś pewien, że Melanie wciąż czuje...- Melanie zawsze będzie moja. A ja zawsze jej.
No,
widzę, że ego nadal słusznych rozmiarów.
Mój
ssskarb : 15
Jak
sądzicie, co zrobiłby Jared, gdyby Melanie oznajmiła mu po
odzyskaniu ciała, iż po jazdach, które zafundował jej w ciągu
ostatnich tygodni nie ma najmniejszego zamiaru dalej się z nim
wiązać?
„Zawsze.”Znalazłyśmy się nagle z Melanie na przeciwnych biegunach. Ona niemal fruwała w uniesieniu, a ja... a ja nie.
Słodki
Panie, zapatrzenie tej dziewczyny sprawia, że nawet Bella wydaje się
przy niej być rozsądną i obiektywnie oceniającą swego ukochanego
niewiastą. Melu, skarbie, patrz mię na usta: Howe właśnie
oznajmił, że jesteś częścią jego dobytku obok paczki cheetosów
i jedwabnych bokserek.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 54
A
co się tyczy ciebie, Wandziu – nie przejmuj się, ty też kiedyś
staniesz się czyjąś własnością.
Ian
kontratakuje:
– A teraz postaw się na miejscu Wandy – powiedział Ian prawie szeptem. – Co by było, gdyby wsadzono cię do ludzkiego ciała i kazano żyć na Ziemi, i okazałoby się, że czujesz się zagubiony wśród własnej rasy? Gdybyś był tak dobrą... osobą, że spróbowałbyś ocalić życie, które zabrałeś, i zwrócić tego człowieka rodzinie, prawie przy tym ginąc? A potem znalazłbyś się wśród obcych, brutalnych istot, które cię nienawidzą, krzywdzą i co jakiś czas próbują zabić? – Głos na chwilę mu się załamał. – A mimo to robiłbyś, co w twojej mocy, żeby tym ludziom pomóc? Nie zasługiwałbyś wtedy na własne życie? Nie należałoby ci się choć tyle?
Także
tego...
Co by było, gdyby wsadzono cię do ludzkiego ciała i kazano żyć na Ziemi, i okazałoby się, że czujesz się zagubiony wśród własnej rasy?
Błąd.
W przeciwieństwie do czytelników O'Shea nie ma pojęcia, iż
Wagabunda jest specjalnym płatkiem śniegu, który czuje się
niewyraźnie nawet wśród innych dusz.
Gdybyś był tak dobrą... osobą, że spróbowałbyś ocalić życie, które zabrałeś, i zwrócić tego człowieka rodzinie, prawie przy tym ginąc?
Ian
zapewne nie jest w pełni świadomy tego faktu, ale niestety –
jedyną motywacją Wandy była jej-nie jej miłość biorąca źródło
we wspomnieniach Meli. Gdyby nie narzucone odgórnie emocje, ptysiu,
twoja ameba wydałaby was wszystkich w przeciągu pięciu minut.
A potem znalazłbyś się wśród obcych, brutalnych istot, które cię nienawidzą, krzywdzą i co jakiś czas próbują zabić?
Nie
przesadzajmy z tą liczbą mnogą, w jaskini jest zaledwie dwóch
psychopatów, z czego tylko jeden posunął się do przemocy
fizycznej (drugi nie zdążył dokończyć dzieła). Cała reszta
uciekinierów nieledwie wielbi duszkę na klęczkach.
A mimo to robiłbyś, co w twojej mocy, żeby tym ludziom pomóc?
No...Wandzia
musi odrabiać pańszczyznę w polu, bo należy to do obowiązków
wszystkich mieszkańców jaskini; bez pracy nie ma papu. Jeśli
chodzi o idiotyczne krycie Kyle'a, to jest to raczej wynik jej natury
(oraz debilizmu), a nie dobrego serduszka.
Nie zasługiwałbyś wtedy na własne życie? Nie należałoby ci się choć tyle?
Nie.
Przykro
mi, ale taka jest prawda – Wagabunda bezprawnie odebrała życie
innej czującej istocie, która na domiar złego nie zginęła na
skutek napaści i wciąż mogłaby odzyskać swoje ciało. Owszem, to
nie wina duszki, nie zmienia to jednak faktu, iż kosmitka korzysta z
przywilejów, które żadną miarą jej się nie należą.
I
proszę mi nie mówić, że jestem potworem bez serca, który skazuje
niewinną istotkę na poświęcenie swojego nowo odnalezionego
szczęścia. Sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby Mel
oddała (nomen omen) ducha, a jej ciało stałoby się tylko pustą
muszlą, z której Wanda postanowiłaby skorzystać. Melania wciąż
żyje. Każda chwila, w której Wagabunda użytkuje organizm Meli to
moment wycięty z życiorysu Melanie; moment, którym oryginalna
właścicielka już nigdy nie będzie mogła się nacieszyć. Ten
problem można by rozwiązać przy minimalnej ilości dobrej woli –
o czym pomówimy w swoim czasie – ale w obecnej sytuacji żadną
miarą nie jestem w stanie trzymać z pasożytem, który przybył na
Ziemię ze świadomością, że jego przeprowadzka będzie kosztowała
jakiegoś człowieka jego istnienie.
– Rozumiesz? – naciskał Ian.– Muszę to przemyśleć.– I bardzo słusznie.– Ale tak czy inaczej...Ian przerwał mu, wzdychając.– Nie masz co się tak denerwować. Wanda niezupełnie jest człowiekiem, mimo że ma ciało. Nie zauważyłem, żeby reagowała na... dotyk tak jak ludzie.
a)
Właśnie zasugerowałeś Jaredowi, że obściskiwaliście się z
laską, która w jego własnych słowach jest częścią jego
majątku. Gratulacje, panie O'Shea, jest pan naszym faworytem do
nagrody Darwina.
b)
Nie mówiąc już o tym, iż z powyższego cytatu wynika, że
oziębłość Wandy to jej jedyna ochrona przed lepkimi łapami Iana.
Tym razem to Jared się zaśmiał.– Czy to twoja teoria?– Co w tym śmiesznego?– Wierz mi, potrafi reagować na dotyk – zapewnił go Jared, przybierając na powrót poważny ton. – Jest pod tym względem wystarczająco ludzka. A przynajmniej jej ciało.
Uff,
a już się bałam, że ktoś jednak zdoła pobić Jareda w jego
prostactwie.
Zrobiło mi się gorąco na twarzy.
A
gdzie Mel? Można by się spodziewać, że na takie dictum
zareaguje sceną godną
przedszkolaka.
– Jesteś zazdrosny, O’Shea?– Wyobraź sobie... że tak. Dziwne, prawda?
A
skąd, mówimy przecież o awatarze Stefy. Jestem pewna, że Brandt i
Wes też ślinią się do niej po nocach.
– Skąd o tym wiesz?Teraz to Jared się zawahał.– To był... taki eksperyment.– Eksperyment?...
-
No wiesz, obiecałem jej, że jak pójdziemy na ubocze, to z
następnej wyprawy przywiozę jej dżinsy...
– Skończył się inaczej, niż przypuszczałem. Mel walnęła mnie w twarz. – Słyszałam, że się uśmiecha, i wyobrażałam sobie, jak wokół oczu pojawiają mu się maleńkie zmarszczki.– Melanie... cię... walnęła?– Jestem pewien, że to nie była Wanda. Musiałbyś widzieć jej twarz... Co? Hej, wyluzuj, człowieku!– Pomyślałeś choć przez chwilę, jak się musiała poczuć?– Mel?– Nie, idioto! Wanda!
-
Kto by się tam przejmował dziewuchą uwiezioną wewnątrz swego
ciała?
A
tak na poważnie: ta wymiana zdań jest koszmarna. W założeniu
chodziło o to, byśmy rozpływali się w zachwycie, jak to każdy z
tru loffów broni swej wybranki własną piersią. W praktyce
otrzymujemy dwóch zidiociałych buców, którzy kompletnie nie
przejmują się kwestią napaści seksualnej, o ile tylko nie dotyczy
ona ich panny.
Ian
każe Jaredowi iść precz do jadalni i przemyśleć swoje
zachowanie, a sam wchodzi do pokoju.
Obrócił się i natrafił na moje spojrzenie. Sądząc po jego minie, był zaskoczony tym, że nie śpię. Zaskoczony i zmartwiony. (…)– Chyba rozmawialiśmy głośniej, niż mi się wydawało – powiedział.
Pomijając
już fakt, że darli się z Howem jak przekupy na targu – czy Ian
poważnie zakładał, że Wagabunda uda się do krainy Morfeusza w
ciągu tych kilku sekund, które minęły od opuszczenia pokoju do
rozpoczęcia dyskusji na korytarzu?
– Dźwięk się niesie w tych jaskiniach – szepnęłam.Kiwnął twierdząco głową.– A więc... – odezwał się w końcu. – Co ty o tym myślisz?
No
właśnie: co o tym wszystkim myślą same zainteresowane? O tym w
następnym odcinku.
Statystyka:
Adolf
approves : 44
Bellanda Wandella van der Mellen : 54
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 25
Ludzkość ssie: 43
Mea culpa: 27
Mój ssskarb : 15
Nie ma jak u mamy: 22
Świat według Terencjusza: 58
Welcome to Bedrock: 52
Witaj, Morfeuszu : 14
Bellanda Wandella van der Mellen : 54
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 25
Ludzkość ssie: 43
Mea culpa: 27
Mój ssskarb : 15
Nie ma jak u mamy: 22
Świat według Terencjusza: 58
Welcome to Bedrock: 52
Witaj, Morfeuszu : 14
Maryboo
Borze! Umiejętność tej kobiety do wybierania momentu zakończenia rozdziału jest powalająca! Czy jej się wydawało, że pisze scenariusz do serialu? O.o
OdpowiedzUsuńNo i te okropne tytuły rozdziałów... Niby powinny w jakiś sposób oddawać to, co w tym rozdziale się znajduje, ale te tutaj mi się wydają zwyczajnie prostackie. :/
Analiza, jak zwykle, rzeczowa i zabawna. Choć wciąż nie mogę uwierzyć, że przeczytałam tę książkę w całości i bez nieustannego uczucia zażenowania. Gdzie był mój mózg?! ;___;
Jeśli cię to pocieszy, ja bez zażenowania przeczytałam cztery tomy Zmierzchu plus "Drugie życie...". W dodatku aż do czwartego tomu twierdziłam, że ten szajs nie jest takie zły. Dzięki Bogu człowiek z wiekiem mądrzeje ;)
UsuńNie pociesza mnie niestety, bo ze "Zmierzchem" miałam tak samo ;__;
UsuńJa tam nienawidzę Iana bardziej niż Jareda. Mam wrażenie, że nasz troglodyta jest po prostu tępawy i ma pewne (khem, khem...) braki w kwestii empatii - nadal go nie lubię, ale Ian, który tak broni praw Wandzi do ciała Meli i prowadzenia w nim własnego życia, pomimo tego, że Mel nadal odbiera bodźce ciała... Plus zakończenie historii. No, w moim prywatnym rankingu fiutów bezsprzecznie wygrywa
OdpowiedzUsuńMały błąd się Wam wkradł. Statystyka "Mój ssskarb" ma już 16, a nie 15, punktów.
OdpowiedzUsuńDziękuję, poprawimy w kolejnej analizie (z niewiadomego powodu próba edycji postu zawsze kończy się u mnie rozstrzeleniem linijek).
UsuńMaryboo
"Sięgnęłam po jego dłoń, robiąc, co mogłam, by ręce mi się nie trzęsły.
OdpowiedzUsuń- To nie moja wina, że rozwinęła się u mnie reakcja bezwarunkowa oparta na założeniu Jared = nowe sińce na twarzy.
Welcome to Bedrock: 51"
Ja zrozumiałam tę scenę tak, że Wandzi trzęsą się łapki, bo tak straaasznie kocha Jareda i tęskni za dotykiem jego aksamitnych dłoni... Stefa już przecież zapomniała, że Jaredowi "zdarzyło się" posunąć do rękoczynów.
Może mi też ktoś wyjaśnić, za co jest punkt "Bellanda Wandella van der Mellen : 54"? Za głupotę M&W?
Chciałam również zgłosić, że w tym rozdziale punkt 13. w kategorii "Mój ssskarb" został przyznany dwa razy. Manipulacja statystyką? ;)
*kaszle* talia kart *kaszle*
OdpowiedzUsuńAnaliza zacna, ale czy tylko mnie denerwuje te kompletnie nieumiejętne prowadzenie wątku miłosnego? Czy to naprawdę takie trudne ustalić komuś charakter, a później się go trzymać - ewentualnie rozwijać, kiedy zajdzie taka potrzeba? Dlaczego SMeyer nam to robi? :<
Szkoda też, że nie będzie seksów w następnym odcinku :D
Popo
To ciało i uwięziona w nim osoba należą do mnie.
OdpowiedzUsuńJaka męska mężczizna,jak to w serialu o Dyźmie powiedzieli...
I proszę mi nie mówić, że jestem potworem bez serca, który skazuje niewinną istotkę na poświęcenie
Nikt tego nie mówi..
Tak, braterska miłość zawsze na końcu zwycięża, nie zmienia to jednak faktu, iż Sam i Dean potrafią być na siebie porządnie wkurzeni (i to przez dłuższy czas).
Ludzka rzecz.Scenarzyści Supernatural umieli stworzyć postacie z charakterem,Stefa nie umie.I jest ból (czytelników).
(Każde Twoje odniesienie do SPN czytam z przyjemnością)
Chomik
Ooo tak! Odniesienia do SPN są przecudowne i wzbudzają we mnie podejrzenie, niemal graniczące z pewnością, że Stefa skrycie jest wielką fanką tego serialu i pewne motywy nieudolnie próbuje przenosić do swoich ksiopek.
OdpowiedzUsuńAnaliza jak zwykle niezwykle merytoryczna. Dziękuję <3
"Co by było, gdyby wsadzono cię do ludzkiego ciała i kazano żyć na Ziemi, i okazałoby się, że czujesz się zagubiony wśród własnej rasy?"
OdpowiedzUsuńAle ej, Wandzi na siłę nikt do Meli nie wsadzał i nie zagrożono jej duszkowym łagrem jak się na Ziemię nie przeniesie. Ona sama się wyniosła z poprzedniej planety, na pewno wiedziała gdzie się udaje, jakie są tam warunki i jakim gatunkiem są nosiciele (jeśli się przyznała wcześniej, że wiedziała, to przepraszam za moje gdybanie, ale w ogóle nic takiego nie potrafię sobie przypomnieć), i sorry, ale taki ich sposób na życie, więc zmuszania żadnego nie było, albo włazi, albo zdycha. Co prawda Ian nie musi o tym wiedzieć (chyba że znowu nie pamiętam, że Wandzia się przyznała w trakcie swych fantastycznych opowieści dlaczego opuściła poprzednią planetę), ale to inwazja jest. Przylatują, przejmują ciała ludzi i spokojnie sobie dalej żyją, nikt by mi w takiej sytuacji nie wmówił, że duszki są z obowiązkowego poboru. No ale, chłopakowi się już tru loff rzucił na mózg, i niżej.
Krakatoa