Meyer,
jeśli nawet tytuł rozdziału daje czytelnikom do zrozumienia, iż
będą mieli do czynienia z tysięcznym już łamaniem ustanowionych
przez ciebie reguł, to wiedz, że coś się dzieje.
Na
samym początku muszę Was poinformować, że jestem chora i trochę
ciężko mi zebrać myśli; ponieważ jednak nie chcę opóźniać
daty publikacji analizy, niniejszy odcinek może być krótszy niż
zazwyczaj. Szczęśliwie nie wydarzy się dziś nic godnego dłuższych
wywodów.
Zacznijmy
od kwestii zasadniczej: ten rozdział nie ma prawa bytu. Wątek ataku
na Wagabundę został ucięty w najgłupszym z możliwych momentów,
kontynuując chwalebną tradycję „Anioła” ze Zmierzchu. Sami
zresztą zobaczcie. Oto, gdzie skończyliśmy tydzień temu:
– Nie! – wykrzyknęłam, nagle odzyskując głos.Zacisnęłam dłonie mocniej na szerokiej piersi i z wielkim trudem przycisnęłam go do skały. Bolały mnie ręce.– Pomocy! – krzyczałam. – Niech mi ktoś pomoże!
A
tym zaczynamy trzydziestkę trójkę:
Kolejny plusk. Ręce powoli opadały mi z sił.– Wanda? Wanda!– Pomocy! Kyle! Podłoga! Pomocy!
Nawet,
gdyby Stefci chodziło o zastosowanie cliffhangera, to ten podział
nie miałby najmniejszego sensu. A wystarczyło nieco przedłużyć
odcinek trzydziesty i zakończyć go na niespodziewanym pojawieniu
się Kyle'a, by następnie skondensować resztę treści (plus
dzisiejszy epizod) w jednym rozdziale. Ale cóż, nieumiejętność
rozłożenia swego dzieła na logiczne części to tylko jeden z
wielu talentów Stefy.
Lecz
któż to przybiegł damie na ratunek? Nikt inny jak jej wierny tru
loff, rzecz jasna. W ręku dzierży miecz
strzelbę (Ian, jeśli podwędziłeś CEBa, czeka nas długa i
nieprzyjemna rozmowa), na pięknym obliczu maluje się gniew. Nie
drżyj, białogłowo, albowiem zjawił się Mężczyzna, by wybawić
cię z opresji!
Dalej
mamy standardową akcję ratowniczą: ponieważ ziemia zapada się
pod nogami naszych bohaterów, O'Shea przeczołguje się na czworaka
do punktu zapalnego i razem z Wandą wciąga brata na brzeg, a
następnie w głąb, do wejścia tunelu, gdzie nie grozi im
spłynięcie z nurtem.
– Co się... stało... u diabła?– Byliśmy... za ciężcy... Podłoga... nie wytrzymała.– Co tam robiliście... na skraju? Z Kylem?Spuściłam głowę, skupiając się na oddychaniu.„No co, powiedz mu.”„Ale co wtedy...?”„Dobrze wiesz. Kyle złamał zasady. Jeb go zastrzeli albo wyrzuci. Może Ian najpierw skopie mu tyłek. Chętnie na to popatrzę.”
No
dobrze, jakby to...
Ten
rozdział ma dwa zasadnicze problemy. Zgaduję, że każdy z naszych
czytelników zdążył już odkryć gdzie kryje się pierwszy:
Wandzia będzie dziś kłamać jak najęta. Nie jest to bynajmniej
pierwszy raz, ale tym razem robaczek osiągnie szczyt
niekanoniczności, albowiem blagi będą wymykać się z jej ust
niczym naboje wystrzeliwane z karabinu maszynowego; gdyby Meyer choć
przez pięć minut przypomniała sobie ustalone wcześniej zasady,
zrozumiałaby, iż taka dawka kłamstw powinna doprowadzić duszkę
do ciężkiej psychozy, jeśli nie poważnych dusznych powikłań
(pamiętajcie: kłamstwa są wbrew
naturze
kosmitów).
No,
ale albo kanon, albo kontynuowanie festiwalu marysuizmu sprzed dwóch
tygodni. Tak, moi drodzy: wątek Waltera to był zaledwie uwerturą
do właściwego spektaklu mającego na celu przekonanie nas o
anielskości Wandzi.
Świat
według Terencjusza: 41
Co
się tyczy problemu nr 2: Wando? Broniąc Kyle'a swoją dziewiczą,
duszną piersią narażasz kilkadziesiąt osób w tej jaskini na
konieczność dzielenia kryjówki z psychopatą, który dopiero co
udowodnił, że nie miałby najmniejszego problemu z wrzuceniem innej
żyjącej istoty do rwącej rzeki, gdzie wnet zakończyłaby żywot
na skutek gwałtownego spotkania z kamienną powierzchnią /
podtopienia. O ile z całego serca przyklaskuję idei pozbycia się
tych ameb z naszej planety, o tyle uważam, że dla tego rodzaju
postępowania (a fakt, iż razem z Wagabundą zginęłoby ciało Meli
nabierze szczególnego znaczenia za kilka rozdziałów) nie ma
żadnego usprawiedliwienia. Kyle jest – i mówię to absolutnie
poważnie – chory psychicznie i śmiertelnie niebezpieczny dla
otoczenia; odchyły Jareda to przy tym mały pikuś.
Być
może ktoś z Was myśli sobie właśnie, że jestem ohydną
hipokrytką – przecież sama podkreślałam wielokrotnie, że
jedynym, na co zasługują te ameby, to bycie startym w proch. To
prawda, jest jednak pewien szkopuł: przy całej mej niechęci do
pasożytów nie uważam, iż ludzkość powinna być traktowana
ulgowo i stosować nadmierną przemoc tam, gdzie nie jest ona
konieczna. Kyle mógł się pozbyć Wagabundy na sto różnych
sposobów: zastrzelić ją, udusić, dźgnąć nożem. Co robi
zamiast tego? Wciela się w psychola ze slashera, zapędzając ją ze
złowieszczym śmiechem w kozi róg, po czym postanawia – wciąż
żywą – zmusić do zmagania się z żywiołem, z którym nie
sposób wygrać. To nie walka ani nie wymierzanie sprawiedliwości;
to okrucieństwo. Nie toleruję znęcania się nad czującymi
organizmami niezależnie od tego, kto występuje w roli agresora.
Ale
to nie koniec komplikacji. Wyobraźmy sobie, że Kyle doprowadził
swój plan do końca i duet W&M wyzionął, nomen omen, ducha.
Zgadnijcie, kto będzie miał coś do powiedzenia na ten temat?
Jared.
Starszy
O'Shea wie, że Wandzia okupuje ciało ukochanej Howe'a; wie też
(albowiem ciężko przeoczyć ów fakt), że Jared jest control
freakiem, który nie toleruje jakiegokolwiek sprzeciwu i
wtrącania się do jego spraw. Jedną z owych spraw było życie
naszego robaczka. Zgodnie z „prawem ciała” obowiązującym w
jaskini to Jared i Jamie są jedynymi osobami, które mają prawo
decydowania o jej losie. Dodajmy do tego wszystkiego fakt, że obaj
panowie są niemal stuprocentowo pewni, iż Mel jednak żyje.
Rezultat?
Kyle
właśnie zagrał naszemu tru loffowi na nosie, pozbawiając go szans
na odzyskanie ukochanej (o czym nie wiedział) ORAZ możliwości
zabawy w najwyższą instancję (czego jest doskonale świadomy).
Na
obecnym etapie wszyscy znacie już uroczy charakter Howe'a. Jak
sądzicie – jak przyjąłby tego rodzaju rewelację?
W
kryjówce rozpętałoby się piekło. Panowie skoczyliby sobie do
gardeł, ktoś poparłby BSZ, ktoś inny – Jareda. Jaskinia
zamieniłaby się w pole bitwy. W ostatecznym rozrachunku nie obyłoby
się bez ofiar. I tak niewielka liczba uchodźców zostałaby
uszczuplona o kolejne kilka osób, nieważne, czy na skutek śmierci,
czy wygnania. Tego rodzaju społeczności mogą istnieć tak długo,
jak długo utrzymuje się pokój pomiędzy jej członkami; konflikt
jest równoważny z katastrofą. Konflikt, który wciąż ma szansę
się wydarzyć – Kyle nie dał dziś rady zrealizować swego planu,
ale kto zabroni mu próbować aż do skutku?
Czy
Meyer choć przez chwilę pomyślała o długofalowych konsekwencjach
chronienia Brata Samo Zło? Oczywiście, że nie. Podobnie jak wątek
Waltera, cała ta historia ma na celu podkreślenie dobroci
Wagabundy, która nie życzy źle nawet swojemu niedoszłemu zabójcy.
No dobrze – w przeciwieństwie do epizodu chorobowego, akurat te
wydarzenia będą miały swoje konsekwencje dla dalszego przebiegu
akcji...Choć z ręką na sercu wyznam Wam, iż wiedząc, co z tego
wyniknie wolałabym chyba, aby wątek ów także zaginął w tej
samej czarnej dziurze fabularnej, która wkrótce wchłonie
nieszczęsnego staruszka. Tak czy inaczej:
Bellanda
Wandella van der Mellen : 41
Melanie nie mówiła tego serio; w każdym razie nie podejrzewałam jej o to. Po prostu była na mnie wściekła, że ryzykowałam nasze życie, ratując niedoszłego mordercę.
Skąd
ten wniosek? Mela ma pełne prawo myśleć w ten sposób; Kyle
próbował was zabić. Zresztą, jedynym fragmentem
wzbudzającym wątpliwości jest wzmianka o zastrzeleniu napastnika
(wątpliwości na polu moralnym, nie logicznym; pragnienie najwyższej
kary dla tych, którzy próbowali nas skrzywdzić jest częstą
reakcją wśród niedoszłych ofiar). Mało tego; jak wspomniałam
wyżej, pozbycie się Brata Samo Zło jest jedynym słusznym
rozwiązaniem. W małej społeczności, zmuszonej koegzystować na
ograniczonej przestrzeni w trybie 24/7 naprawdę nie ma miejsca dla
tego rodzaju świrów.
„No właśnie”, odparłam. „Jeżeli wyrzucą Kyle’a z mojego powodu... albo zastrzelą...” Zadrżałam. „Nie widzisz, że to nie ma sensu? On jest jednym z was.”
Fakt,
wszyscy jesteśmy braćmi. Nie zmienia to faktu, iż niektórzy z nas
muszą pro publico bono egzystować z dala od większych
ludzkich skupisk, w przytulnych instytucjach zwanych psychiatrykami i
zakładami karnymi. I skończ już z tym nieznośnym epatowaniem
swoją wyrozumiałością, bardzo cię proszę.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 42
Mea
culpa: 24
„Naraziłaś nasze życie, Wando.”„To także moje życie. Nie potrafię nie być... nie być sobą.”
Wiecie
co? Dopiero teraz odkryłam, jak bardzo pokręcona jest logika duszy.
Nie mogła zamachnąć się na Kyle'a, ponieważ nie jest w stanie
zabić człowieka?
Fantastycznie.
W takim razie to Melanie
będzie musiała pożegnać się z życiem.
Wagabunda
jest w bardzo specyficznej sytuacji – jej żywiciel nie zmarł po
procesie wszczepiania i wciąż egzystuje w swym ciele, które w
teorii nadal może odzyskać. Odmawiając jej prośbie o samoobronę,
Wanda bezpośrednio wydaje wyrok śmierci na dziewczynę, która
chciałaby
walczyć o przetrwanie.
Jestem
dziwnie przekonana, że gdybym przedłożyła powyższy argument
Stefie, jej mózg wybuchłby na skutek nieudanej próby przetworzenia
tej przykrej informacji.
Adolf
approves : 41
– Wando? – rzucił pytająco Ian.– Nic – odparłam pod nosem.– Kłamiesz jak najęta.
Ożywmy
nieco tę stronę – dziś każde kłamstwo będziemy podsumowywać
stosownym gifem:
Świat
według Terencjusza: 42
– Co ci zrobił?– Nic – skłamałam. Nieprzekonująco.
Świat
według Terencjusza: 43
Lepiej
się przyzwyczajcie – to motyw przewodni analizy.
– Krew ci leci z nosa. – Obrócił mi głowę. – I masz krew we włosach.– Uderzyłam się... kiedy skała się zawaliła.
-
Na dole strumienia znajdziesz talerz z niedojedzoną zupą.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 43
Mea
culpa: 25
Świat
według Terencjusza: 44
Wandzia
sugeruje, że Brat Samo Zło powinien być zabrany do szpitala. Ian z
oczywistych powodów jest skonfundowany i chce wiedzieć, dlaczego
duszka troszczy się o los swego niedoszłego mordercy.
Do tej pory jedną ręką obejmował Kyle’a – tak usiadł i nie miał siły się ruszyć. Teraz jednak gwałtownie odepchnął nieprzytomnego brata i odsunął się od niego ze wstrętem. Przycisnął mnie do piersi. Czułam jego nierówny oddech.Było mi dziwnie.– Powinienem go tam zaciągnąć z powrotem i wrzucić do wody.Potrząsnęłam gwałtownie głową, aż odezwał się w niej pulsujący ból.– Nie.
Cóż,
chłopak się zdenerwował, nic więc dziwnego, że plecie w gniewie,
co mu ślina na język przyniesie...
– Po co marnować czas. Jeb jasno powiedział, jakie są zasady. Jeżeli próbujesz zrobić komuś krzywdę, czeka cię kara. Trzeba zwołać sąd.
….Poważnie?
Meyer.
Zdaję sobie sprawę, iż odkrycie, że twój bliski jest niedoszłym
zabójcą to ogromny szok. Nie zmienia to jednak faktu, że jeszcze
pięć minut temu Kyle był (mniej lub bardziej, ale jednak)
kochającym i kochanym bratem. Uczuć nie da się wyłączyć na
zawołanie. To zdanie:
„Po co marnować czas”
sugeruje,
że Ian naprawdę rozważa wrzucenie BSZ do rwącej rzeki, co czyni z
niego istotę jeszcze podlejszą od starszego O'Shei – mówimy
wszak o rodzinie. Adam Milligan ma pełne prawo stracić do braciszka
całe zaufanie i ograniczyć ich wzajemne kontakty do minimum, ale
rozważanie zemsty a'la kodeks Hammurabiego jest...cokolwiek
ekstremalne.
...A
także bezsensowne, gdyż dalsza część wypowiedzi ewidentnie
zaprzecza owemu konceptowi. Chłopak ma rację – w jaskini są
zasady, a jedna z nich głosi, że nad losem sprawiających kłopoty
osobników muszą pochylić się dorośli mieszkańcy jaskini z Jebem
na czele. Angażując się w bratobójstwo, Ian sam skończyłby
przed obliczem władzy sądowniczej jaskini.
– Nie. Nie wolno ci tego zrobić. Nikt nie złamał zasad. Podłoga się zawaliła, to wszystko.
Stefciu,
po raz kolejny – to nie jest dowód na czyste serce, ino na
niewyobrażalną naiwność i brak wyobraźni. Wagabunda właśnie
daje Kylowi pozwolenie na to, by dalej mógł beztrosko planować
zamach na nią i Melę.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 44
Świat
według Terencjusza: 45
– To twój brat.– Wiedział, co robi. Tak, to mój brat, ale zrobił to, co zrobił, a ty jesteś... jesteś moją przyjaciółką.– Nic nie zrobił. Jest człowiekiem
Meyer,
ostrzegam cię...
– odszepnęłam. – Jego miejsce jest tutaj z wami.
...no,
masz szczęście, że wybrnęłaś.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 45
– Nie zamierzam z tobą znowu o tym dyskutować. Widocznie masz inną definicję człowieka niż ja. Dla ciebie to słowo jest... obelgą. Dla mnie – komplementem. Według mnie ty jesteś człowiekiem, a on nie jest. Nie po tym, co zrobił.– „Człowiek” wcale nie jest dla mnie obelgą.
Oczywiście,
że nie. Nieustanne podkreślanie, że jesteśmy żądnymi krwi
monstrami to z twojej strony tylko takie przyjacielskie
przekomarzanie.
Poznałam was lepiej.
No
i? Przypomnieć waćpannie, że jeszcze niedawno wyobrażała sobie,
jak uciekinierzy używają narzędzi polowych, by rozłupać jej
czaszkę? Spójrz prawdzie w oczy, słonko: o ile ktoś nie jest
przystojnym tru loffem lub obiektem, na którym możesz realizować
swe matczyne fiksacje (Jamie, Walter), automatycznie zostaje przez
ciebie zakwalifikowany do kategorii „potwór”.
-(...) Ale, Ian, to przecież twój brat!– Wstydzę się tego.
Spójrzmy
na to z jaśniejszej strony: zawsze mogłeś być jeszcze
spokrewniony z Jaredem.
Nasi
bohaterowie wreszcie podnoszą się z ziemi; duszka wydaje okrzyk
bólu.
-Wszystko w porządku?– Chyba tak. Musimy znaleźć Doktora, ale nie wiem, czy dam radę iść. Ude... uderzyłam się w nogę.
Przykro
mi, nie odpuszczę.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 46
Świat
według Terencjusza: 46
Ian
tymczasowo wciela się w znachora i obmacuje kończynę; złamania
nie stwierdzono, ale istnieje podejrzenie stłuczenia.
(...)– jak to się stało?– Musiałam... uderzyć się o skałę, jak upadłam.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 47
Świat
według Terencjusza: 47
-Dobra, idziemy do Doktora.– Kyle bardziej potrzebuje pomocy.– I tak muszę najpierw znaleźć Doktora albo kogokolwiek. Nie zaniosę Kyle’a tak daleko, a ciebie mogę.
Że
co? Mam rozumieć, że gdyby Kyle zemdlał na skutek nieszczęśliwego
wypadku (Wandzię wyłączamy ze scenariusza), brat po prostu
zostawiłby go na pastwę losu, bo nie chciałoby mu się dźwigać
zadka BSZ?
Aha,
Ian – dwa tygodnie temu przeniosłeś na rękach zdrowego
czternastolatka. Gwarantuję, że dasz radę jakoś zaciągnąć
Kyle'a do szpitala.
Młodszy
O'Shea wraca do pieczary...nie, nie po braciszka – on naprawdę
zostawił Kyle'a na pastwę losu (dodajmy, że niezwiązanego;
jestem pewna, że gdy BSZ się obudzi, będzie w doskonałym humorze
i spokojne przedyskutowanie z nim kilku kluczowych faktów stanie się
dziecinnie proste) – a po CEBa.
Bez namysłu podał mi broń. Wpadła mi w otwarte dłonie, ale nie potrafiłam ich zacisnąć. Doszłam jednak do wniosku, że to zasłużona kara. Ian zaśmiał się pod nosem.– Nie rozumiem, jak można się ciebie bać – powiedział cicho.
Cóż,
nie sądzę, żeby Kyle czegokolwiek się bał – on po prostu lubi
zabijać. Właściwie nie wiem, dlaczego Jared tak się upiera przy
odzyskaniu swej lubej; wszak jego druga połówka jest tuż na
wyciągnięcie ręki.
– Czemu masz takie mokre rzeczy? – zapytał. Mijaliśmy akurat jeden z otworów w suficie i zobaczyłam na jego bladych ustach ponury uśmiech.– Nie wiem – odparłam cicho. – Od pary?
Bellanda
Wandella van der Mellen : 48
Świat
według Terencjusza: 48
Stefciu,
wiem, ze twoje pacynki nie grzeszą ilorazem inteligencji, ale nawet
one powinny być w stanie dostrzec różnicę między ciuchami lekko
zwilgotniałymi od pary a całkowicie mokrymi na skutek taplania się
w rzeczce.
Ian
wyznaje, że cieszy się, iż cała przygoda nie skończyła się
gorzej; gołąbeczki docierają do ogrodu, gdzie czeka na nich
wkurzony Jeb.
Proszę,
niech się okaże, że Jebediah zamierza zaprowadzić porządek w
swym domu na modłę klasycznych westernów.
– [Kyle] Jest nieprzytomny – odparłam pospiesznie. – Trzeba wszystkich ostrzec, że urwał się kawałek podłogi nad rzeką. Może tam być niebezpiecznie. Kyle uderzył się mocno w głowę. Potrzebuje pomocy.
To
bardzo ciekawy fragment. Wiecie, dlaczego? Ponieważ po raz pierwszy
w tym rozdziale Meyer zdołała wybrnąć z głową z kwestii
bajdurzenia. Spójrzcie tylko: każde z tych zdań jest szczerą
prawdą. Wandzia ukryła jedynie przyczynę omdlenia BSZ i osunięcia
się gruntu. Nie można by tak częściej?
– To jej wersja – uściślił Ian, nie kryjąc wątpliwości. – Upiera się przy niej.
A
was kompletnie to nie dziwi.
Kochani,
pomyślcie tylko. Z Melanią w środku czy nie, dusza nie może
kłamać. To jedna z jej cech gatunkowych. Tymczasem Ian spokojnie
stwierdza, że wszystko, co wychodzi z jej ust to bajki...
...i
ani trochę go to nie niepokoi. Ian, wiesz, które z dusz potrafią
zmyślać? Łowcy.
Czy
któremuś z bohaterów zapala się w tej sytuacji ostrzegawcza
lampka? Czy zaczynają poważnie rozważać punkt widzenia Jareda,
który od początku podejrzewał robaczka o szpiegostwo? A figę.
Ostatecznie, bohaterowie mogą być spostrzegawczy jedynie w takim
stopniu, w jakim spostrzegawcza jest ich twórczyni.
Jeb
zabiera ze sobą Andy'ego i Brandta (zły pomysł, przydupas zawsze
stanie po stronie szefa) i rusza po starszego O'Sheę, a nasza para
kontynuuje wyprawę.
Czy Kyle umierał pomimo moich starań? Może doszedł do siebie i znowu mnie szuka? Co z Walterem? Ciągle śpi? Co, jeśli... już go nie ma? A Łowczyni? Poddała się czy znowu dziś przyleci?
To
wszystko całkiem rozsądne pytania. A co do dodania ma druga z
protagonistek?
„Czy Jared nadal jest u Doktora?” – dodała od siebie Melanie. „Czy będzie zły, gdy cię zobaczy? Czy mnie pozna?”
Tak.
Howe – nawet, gdy nie zaszczyca nas swą obecnością i trzyma się
z dala od głównego wątku - wciąż jest jedynym obiektem
zajmującym myśli Meli.
Mój
ssskarb : 9
Ian
wreszcie wnosi (albowiem całą tę drogę pokonał, dzielnie
dzierżąc niewiastę w swych silnych, męskich ramionach) duszkę do
szpitala, gdzie czekają Jared, Doktor i (wciąż żywy, choć
pogrążony we śnie) Walter.
– Co tym razem? – zapytał Doktor wzburzonym tonem. Sekundę później pochylał się już nade mną i wycierał mi krew z policzka.Twarz Jareda zastygła w wyrazie zaskoczenia.
„Cholera!
Był szybszy!”
– Kyle – odparł Ian.– Podłoga... – powiedziałam równo z nim.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 49
Świat
według Terencjusza: 49
Ian,
nie bacząc na głupawe wykręty duszki streszcza Doktorowi zajście
nad rzeką (i gdybym posądzała Meyer o bodaj gram sprytu,
zaczęłabym podejrzewać, że młodszy O'Shea sam brał udział w
spisku, albowiem jego opis idealnie odzwierciedla sytuację nad
rzeczką, której wszak nie był naocznym świadkiem), oraz wymienia
liczne obrażenia. W skrócie: ledwo dziewczyna trochę wypoczęła
po sparingu z Howem, a znów wygląda jak ostatnie nieszczęście, z
twarzą przypominającą malarską paletę i zranioną nóżką.
Doktor podciągnął mi koszulkę, a wtedy Ian i Jared zasyczeli, przejęci tym, co zobaczyli.– Niech zgadnę – odezwał się Ian lodowatym głosem. – Przewróciłaś się.– Właśnie – przytaknęłam na bezdechu.
-
A przecież mówił, że drugie danie ma stać na stole na czas.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 50
Mea
culpa: 26
Świat
według Terencjusza: 50
– To może być nawet złamane żebro, ale nie jestem pewien – wymamrotał w końcu. – Żałuję, że nie mogę ci dać nic przeciwbólowego...– Nie martw się, Doktorze – wydyszałam. – Nic mi nie jest. Jak się czuje Walter? Budził się w ogóle?
Widzicie,
jaka jestem bezinteresowna? Widzicie? WIDZICIE?
Bellanda
Wandella van der Mellen : 51
Jak
już wspominałam, Walter śpi, powalony morfiną. Doktor kontynuuje
oględziny i oznajmia, że Wanda musi się przespać; O'Shea szybko
protestuje, jako że za chwile w szpitalu ma zjawić się jego
niezrównoważony brat (którego Doktor obiecuje przypilnować, a
nawet związać – Ian, mam wrażenie, że niedługo twoje rodzinne
konflikty zostaną rozwiązane raz na zawsze, a ty będziesz oglądał
Kyle'a w formie poszczególnych narządów zatopionych w formalinie i
umieszczonych w przezroczystych słoikach). Wandzia upiera się
jednak, że chce zostać z Walterem, by móc się z nim pożegnać.
Ian kiwnął głową ze zrozumieniem. Po chwili spojrzał na Jareda.– Mogę ci zaufać?Jared zaczerwienił się ze złości. Ian podniósł dłoń w pojednawczym geście.
Jared
Howe – psychopata, damski bokser, furiat, ćwierćinteligent oraz
hipokryta.
Ian zawahał się.– Pamiętaj, że przeszła piekło.Jared kiwnął głową, wciąż zaciskając zęby.
Spokojnie,
Ian; Jared nie lubi na wpół zużytego towaru, bawi go jedynie
niszczenie nowych i w pełni sprawnych zabawek.
O'Shea
wychodzi, a wcześniej zapewnia swą damę, iż niedługo wróci i
składa pożegnalnego całusa na jej czole, co wywołuje głuche
stęknięcie u Jareda. Tymczasem do siedziby Doktora dociera Jeb z
ludźmi (niespodzianka – nie ma wśród nich Brandta. Czyżby potok
stał się jednak mimowolnym sprawcą czyjegoś zgonu?) oraz
nieprzytomnym Kylem. Doktorek chce się dowiedzieć, jak dawno temu
BSZ stracił kontakt ze światem, ale wuj Jeb po raz kolejny włącza
tryb Niesamowitości i nie bawiąc się w subtelności chlusta O'Shei
w twarz wodą, przywracając mu świadomość.
– Co się stało? Gdzie pasożyt? – Zaczął się wiercić, próbując rozejrzeć się po grocie. – Podłoga... się wali... Na dźwięk jego głosu ogarnęła mnie panika i zacisnęłam palce na bokach materaca. Bolała mnie noga. Czy dałabym radę uciec, kuśtykając? Może niezbyt szybko...– Spokojnie – powiedział ktoś cicho. Nie, to nie był żaden ktoś. Poznam ten głos zawsze i wszędzie.Jared stanął pomiędzy naszymi łóżkami, plecami do mnie, twarzą do Kyle’a.
Jared,
obrońca kobiet – nowa wersja żartu o lisie pilnującym kurnika.
– Jesteś bezpieczna – oznajmił Jared, nie spoglądając w moją stronę. – Nie bój się.
Czy
ja wiem, stoisz ciut za blisko...
Melanie pragnęła go dotknąć. Opierał się ręką o brzeg mojego łóżka. Była tak blisko.„Proszę cię, nie”, powiedziałam. „I tak już boli mnie twarz.”
…
…
...
Gif
potrafi wyrazić więcej, niż tysiąc słów.
Welcome
to Bedrock: 48
„Nie uderzy cię.”„Być może. Nie mam ochoty sprawdzać.”
Welcome
to Bedrock: 49
Melanie westchnęła. Tęskniła do niego. Pewnie jakoś bym to zniosła, gdyby nie to, że czułam się podobnie.
Biedne,
biedne stworzenie.
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 23
„Daj mu trochę czasu”, poprosiłam. „Niech się do nas przyzwyczai. Poczekajmy, aż naprawdę uwierzy.”
Stefa,
zdajesz sobie sprawę, że brzmi to trochę jak tresowanie
zwierzęcia, prawda?
Rozdział
kończymy mocnym akcentem:
– Cholera! – warknął Kyle. Spojrzałam mimowolnie w jego stronę. Jared mi go zasłaniał, widziałam jedynie lśniące oczy. Wpatrywały się we mnie z furią. – Nie spadł!
Czy
Brat Samo Zło zdoła dokończyć dzieła? O tym już za tydzień.
Statystyka:
Adolf
approves : 41
Bellanda
Wandella van der Mellen : 51
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 23
Ludzkość
ssie: 41
Mea
culpa: 26
Mój
ssskarb : 9
Nie
ma jak u mamy: 22
Świat
według Terencjusza: 50
Welcome
to Bedrock: 49
Witaj,
Morfeuszu : 14
Maryboo
Zdrowiej Maryboo. I niech moc kanonu będzie z Tobą. ^^
OdpowiedzUsuńMoże temat był poruszany, ale planujcie może zaszczycić Pyrkon?
Ja się nie wybieram, nie wiem, jak Beige.
UsuńMaryboo
Mnie też nie będzie.
UsuńBeige
Zdrowiej, zdrowiej! Pyrkon blisko.
OdpowiedzUsuńŚwiętsza ta duszyczka od wszystkich papieży.Dobijcie ją,niech się nie męczy.
Chomik
Z jakiego filmu jest ony kłamliwy gif?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i kłaniam się nisko, Wypłosz
Wujek Google twierdzi, że z "American horror story" ;)
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=4kdoqbn4mTo
Powitajcie nową czytelniczkę :). Zmęczona PLUSem szukałam ostatnio innej analizatorni, może z odrobinę innym podejściem do tematu i trafiłam do was. I bardzo dobrze się złożyło. To, co robicie, jest wprost fenomenalne. Czytałam Intruza, ale nie wyłapałam tych wszystkich patologii. Niektóre owszem, czy wszystkie smaczki? Z całą pewnością nie. Macie bardzo dobrze napisane, logiczne wywody. Czy któraś z was interesuje się psychologią, czy po prostu piszecie "na prosty chłopski rozum"?
OdpowiedzUsuńNo i sam Intruz. Swego czasu powiedziałam, że jedyne, co czyni to dziełko znośniejszym od Zmierzchu jest to, że Stefa skondensowała 4 tomy do 1. Mniejsza objętość = mniej możliwości angstu oraz irytowania i zadręczania czytelnika. Wciąż podtrzymuję to zdanie, ale teraz jeszcze bardziej się cieszę, że nie zapowiada się na kontynuację. Biedne nastolatki kochające się w takich Jaredach. Przecież to, co robi Meyerowa wypisując swoje fantazje, to zwykła krzywda dla tych dzieciaków.
Chciałam się nawet pokusić o to, żeby przepisać dialog Wandzi i Iana, ale... Przecież to był Imperatyw Blo... ekhm, Narracyjny, że Ian wychwalał tak robala, porzucił brata i zadawał pytania w ten sposób, żeby pasożyt był "zmuszony" kłamać. Tego się nie da poprawić. Musiałabym zmienić cały zamysł Meyerówny i zrobić z Wandzi i Iana ludzi, a nie kukiełki, którym Ałtorka zapomniała powstawiać jakieś połączenia między synapsami. Zgroza.
W dzisiejszej analizie pojawiło się (tylko) 9 gifów z warczącą kłamliwą panią. Macie zamiar korzystać z jej usług również w przyszłych analizach? Ciekawe, ile by się uzbierało ;)
OdpowiedzUsuńTrochę nie rozumiem waszego sprzeciwu wobec wrzucenia Wandy do rzeki. Ja bym dokładnie tak z nią postąpiła, a nawet uśmierciła ją w dużo brutalniejszy sposób. Dla mnie te kosmiczne pasożyty są jak hitlerowcy.
OdpowiedzUsuńNo nie. Sama często proponuję zanurzenie tego robactwa w kwasie, ale tak naprawdę skazanie na męki żywego, czującego stworzenia jest niedopuszczalne. Walka o przetrwanie w tak nierównej wojnie to potworna rzecz i rozumiem, że morderstwa są nieuniknione, ale jak Maryboo zauważyła, BSZ mógł zajść Wandę po cichu i dać jej w łeb, a nie pastwić się nad nią psychicznie i fizycznie. Od kiedy zaczyna się zbrodnia karana torturami, bo dla jednego będzie to bolesne eliminowanie zbrodniarzy wojennych (którzy potrafili być prywatnie wspaniałymi ludźmi - po prostu nadano im, lub sami sobie nadali prawo do znęcania się nad innymi), a dla drugiego oblanie psa kwasem, bo pogryzł nowe meble.
UsuńSkazywanie na męki kogokolwiek jest nie do przyjęcia; moim zdaniem jest domeną zwyrodnialców.
Zgadzam się z Leną; prawa do samoobrony i przetrwania nie można nadużywać, jak to mówią: "nasz wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innego człowieka". Fakt, dusze ludźmi nie są, ale mimo wszystko to czujące i myślące (od czasu do czasu, jak im Stefa pozwoli) istoty. Poza tym, nawet jeśli dusze "są jak hitlerowcy", zniżenie się do poziomu przeciwnika zawsze z pewien sposób oznacza przegraną. Nie mówiąc już o tym, że jednocześnie zarzucając duszą, że skazują na okrutny los rozumne istoty i robiąc dokładnie to samo, ludzkość wskoczyłaby na pierwsze miejsce w dziedzinie hipokryzji.
UsuńJasne, możemy być skrajnymi pacyfistami i nawet obronę własną uznać za nadużywanie przemocy. Powiedzenie liberałów "nasza wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innego człowieka" nie odnosi się do duszek, ponieważ one właśnie zamachnęły się na czyjąś wolność i muszą zostać ukarane. Można zadać pytanie "ale dlaczego zaraz kara śmierci?" - ano dlatego, że za zbrodnie przeciwko ludzkości taka kara powinna być zasądzona. Ja wiem, że w dzisiejszych czasach mamy mnóstwo nowoczesnych moralistów, którzy uważają, że wyrok w Norymberdze był okrutny; niektórzy nawet usprawiedliwiają hitlerowców! Ale dla mnie sprawa jest jasna - nie widzę nic złego w ukaraniu tych duszek. Co do samej formy kary, to mówi się trudno. Polacy jak dorwali gestapowca to też nie zawsze zabijali go "humanitarnie", też kopa taki nieraz dostał i w życiu nie powiedziałabym, że to było nieetyczne.
UsuńAle widzisz, nawet przy założeniu, że masz rację (nie do końca, nie jest tak, że na okrucieństwo należy odpowiadać równym okrucieństwem, prowadzi to tylko do eskalacji tego zjawiska, w dodatku odbiera nam jakąkolwiek przewagę moralną nad przeciwnikiem - zrównuje z nim, co w zasadzie sprawia, że zasługujemy się na całe to okrucieństwo, które nas spotyka), to źle na to patrzysz. To, co mnie najbardziej w tej sytuacji przeraża, to nie fakt, że Kyle, robi to WANDZIE, ale inaczej: KYLE robi to Wandzie - to samo zdanie, a nacisk jest gdzie indziej. Bardziej niż o nią chodzi tu o niego, nie o to, komu to robi, a o to, że jest do tego zdolny. Kyle nie tyle jest psychopatą, bo okrutnie morduje (a przynajmniej takie ma intencje) duszkę, tylko dlatego, że jest w stanie kogoś okrutnie mordować. No, na zachowanie normalnego człowieka to na pewno nie wygląda...
UsuńO ile sama na miejscu Kyle'a wrzuciłabym duszę do strumienia to sposób przedstawiony przez Meyer oznacza, że Kyle posiada inteligencję pierwotniaka, albo jest sadystycznym psychopatą. Wybierzcie swoją wersję.
UsuńMoim zdaniem wrzucenie Wandzi do wody jest sensownym posunięciem - teorytycznie możliwość łatwego upozorowania wypadku (jakby co koledzy zapewnią alibi) i uniknięcia odpowiedzialności za swój czyn.
Praktycznie po zajściu jej jako Ian powinien ją ogłuszyć, zabić i pozbyć się martwego ciała. Wyjście bezbolesne i gwarantujące skuteczność.
Floréal - martwi mnie to, że Twoim zdaniem stosowna kara wobec mordercy (a duszki niewątpliwie są mordercami) jest jakąś formą zezwierzęcenia (w świecie zwierząt i prymitywnych ludów nie ma przecież prawa w sensie przedmiotowym, jakie my znamy) i zrównania organów wymiaru sprawiedliwości z mordercą. Duszka nie została oczywiście sprawiedliwie osądzona, ale wojna rządzi się swoimi prawami. Wiem, że w zachodnim świecie panuje taka tendencja do rozszerzania praw morderców kosztem praw ofiar, ale ja tego nie kupuję.
UsuńPodtrzymuję, że Kyle faktycznie ma coś z głową, ale tylko dlatego, że jest postacią Meyerowej, a nie dlatego, że ma zamiar ukatrupić duszkę.
Problem z Kylem nie polega na tym, że chce zabić duszkę, a na tym, że sam proces zabójstwa niesamowicie go bawi.
UsuńGdyby BSZ uważał się za ostatniego strażnika porządku na zaludnionym duszami świecie (a jak dowiemy się w przyszłości, facet też przeszedł swoje z amebami) i uparł się, że Wandzia przybyła tylko po to, by wydać ich wszystkich w ręce Łowców, to cóż - może oddać szybki strzał w tył głowy, dźgnąć ją nożem, w wersji łagodniejszej: pozbawić przytomności - a PÓŹNIEJ upozorować wypadek na rzeką.
Ale nie. Kyle, podobnie jak Jared, lubuje się w psychologicznej torturze, zalicza więc wszystkie obowiązkowe punkty psychopatycznego mordercy z horroru, zaczajając się na Wagabundę w ciemnym miejscu, wołając za nią słodko "hop, hop!" i zapędzając przerażoną dziewczynę w kozi róg.
Takie zachowanie nie ma nic wspólnego z chęcią obrony swojego gatunku; to czysty, niczym nie usprawiedliwiony sadyzm.
Maryboo
To ja może się wtrącę i napiszę łopatologicznie. Drogi anonimie: nie burzą się o to, że Kyle zabija, ale JAK zabija. Bo on nie "zabija" tylko "męczy torturuje zabija".
UsuńI zgadzam się, że "kara śmierci" w takich warunkach nie czyni z nikogo psychopaty, ale "kara śmieci w mękach" już czyni.
Ok, ok. Już wszystko sobie wyjaśniłyśmy. :)
Usuń>> „Proszę cię, nie”, powiedziałam. „I tak już boli mnie twarz.” <<
OdpowiedzUsuńJa pierniczę. ;/
Chociaż nie lubię Wandy i Melanie, to... to jest obrzydliwe. Okropne. A ludzie shippują Jareda z OFIARĄ JEGO PRZEMOCY?!
ugh, ugh, ugh.
Sama analiza jak zwykle świetna, muszę przyznać, że ze znanych analizatorni Was lubię najbardziej, ze względu na rozbudowany komentarz i rzeczywistą analizę tekstu, plus subtelny humor. ;)
Pozdrawiam, Adria
A ja proponuję dodać jakąś kategorie "Lies". Jak same zauważyłyście, motyw powtarza się często. Zasługuje na kategorię.
OdpowiedzUsuńTo byłoby chyba bez sensu, skoro kłamstwa podlegają kategorii "świat według Terencjusza". Tak mi się przynajmniej wydaje.
UsuńMasz rację, ale ten gif jest tak sympatyczny, że aż chciałoby się zliczyć ile razy został zamieszczony :)
UsuńJa może nie w temacie, ale czuję potrzebę napisania tego. Meyerowa w ogólności i Wasze analizy w szczególności dają mojej wenie niesamowitego kopa i właśnie opracowuję tekst fantasy, w którym obca rasa będzie zachwycała się cały czas, jak bardzo ludzkość jest zajebista i jak to cudowanie byłoby być człowiekiem. O.
OdpowiedzUsuńPowodzenia życzę :) Zamierzasz to wydać?
UsuńChyba mi się nie chce, wolę publikować na blogasku :P
UsuńNiofomune jak zaczniesz koniecznie podaj adres
UsuńTak tylko swoją drogą powiem, że w odcinku 27 prosiłyście, aby ktokolwiek powiedział Wam z jakiego powodu powinnyście lubić Jared'a. Do tego 27 rozdziału, a więc całą połowę książki to jedna z niewielu postaci (no, prócz Jeba) jest konsekwentnie prowadzona od początku do końca. Nie wiem czy tak jest dalej, bo jeszcze nie czytałem, ale wydaję mi się, że to ten jeden z niewielu momentów, w którym jakiś bohater jest konsekwentnie taki, jaki jest od początku do połowy (a może i końca) książki. Pomijając fakt, że to ponoć ma być kolejny romans (COOO?!), to to akurat się udało.
OdpowiedzUsuńOdnoszę wrażenie, że Stefce brakuje wrażeń w życiu. Być może skrywa głęboko w sobie wyuzdane fetysze z byciem sponiewieraną, bitą, porwaną suką, a nie ma kto spełnić tak nietypowych fantazji i przelewa swoje fetysze na kartki papieru. To, że jej skill można porównać do trzynastoletniego dziecka, to już inna inszość.
Przykre jest to, że sam pomysł tej książki jest interesujący. Dusze, najazd, te sprawy. Bardzo fajny wątek. Chyba właśnie dlatego realizacja tak bardzo kuleje.
Pozdrawiam i życzę zdrowia ;)