niedziela, 8 września 2013

Rozdział VI: Gość

NA WIELKIEGO, ZNIECIERPLIWIONEGO CTHULHU! Niech wreszcie coś się zacznie dziać! Ja chcę tylko trochę akcji, czy to naprawdę tak wiele? 



Chyba domyślacie się na postawie tego wybuchu, że dzisiejszy rozdział do frapujących nie należy. Ta książka nie potrzebuje prawie sześćdziesięciu chapterów! Nie przy takim tempie rozwoju wydarzeń. 



W dalszym ciągu jesteśmy w scenie z Pocieszycielką, która stara się pomóc Wandzi w batalii z oporną żywicielką. Pani terapeutka proponuje włączenie do pomocy innych. Nie ma jednak na myśli Pocieszycieli, za to uważa, że Wandzi przydadzą się znajomi. 



– Twój problem tak bardzo ci doskwiera, że nie potrafisz się skupić na niczym innym. Spróbuj może mniej się na nim koncentrować. Wspominałaś, że Melanie się nudzi, kiedy pracujesz... że jest wtedy niemrawa. Może gdyby udało ci się nawiązać więcej kontaktów, znudzi się jeszcze bardziej.



Eee… myślę, że to kiepski pomysł. Interakcje z innymi duszami i patrzenie, jak to nasi najeźdźcy świetnie się bawią, gdy ludzie cierpią, raczej by Melę bardziej uruchomiło. Już lepiej zaczytywać się w podręcznikach fizyki kwantowej, skoro żywicielka ma się znudzić.



Ale to nie wszystko, oj nie. 



– Kolejna rzecz to fizyczne instynkty tych ciał. Pod względem siły nie mają sobie równych. Pamiętam, że na początku kolonizacji jedną z największych trudności było dla nas okiełznanie popędu płciowego. Nie było łatwo, ale nie mieliśmy wyboru, jeżeli nie chcieliśmy zwracać na siebie uwagi. – Uśmiechnęła się szeroko i przewróciła oczami, jakby przypomniało jej się coś zabawnego. Nie doczekawszy się spodziewanej reakcji, westchnęła i założyła ręce na piersi. – Och, proszę cię, moja droga. Musiałaś zauważyć.
– No tak, oczywiście – wymamrotałam. Melanie poruszyła się niespokojnie. – Naturalnie. Opowiadałam ci moje sny...
– Nie chodzi mi teraz o wspomnienia. Nie spotkałaś nikogo, kto działałby pobudzająco na twoje ciało? Chodzi mi o reakcję czysto chemiczną.
Dokładnie przemyślałam jej pytanie.
– Nie wydaje mi się. W każdym razie nie zauważyłam.
– Wierz mi, że zauważyłabyś – odparła z kamienną twarzą i potrząsnęła głową. – Być może powinnaś się bardziej rozglądać. Dobrze ci to zrobi.



Waaait. Czy pani profesjonalna terapeutka właśnie poradziła naszej duszyczce, żeby dała się porządnie zerżnąć, to się jej od razu polepszy? Oj, Stefciu, tego się po Tobie nie spodziewałam. Nie no, seks to dobra rzecz, różne fajne hormony się wydzielają itd., ale zdaje mi się, że problem Wandzi jest cośkolwiek za bardzo skomplikowany, żeby trochę gimnastyki go rozwiązało. 



Moje ciało aż się wzdrygnęło. Melanie była zniesmaczona, ja sama wcale nie mniej.
Kathy wyczytała to z mojej twarzy.
– Nie pozwól jej decydować o twoich kontaktach z własnym gatunkiem, Wagabundo. Nie pozwól jej decydować o twoim życiu.



No pewnie, to w końcu tylko jej ciało, w którym zresztą nadal przebywa. Ale widać Pocieszycielka nie przejmuje się takimi drobnostkami, jak gwałt na żywicielce Wandzi. Naprawdę tych duszyczek się nie da nie kochać. 



Za mało creeptastyczności? Już podaję dokładkę. 



- Jeżeli Melanie osłabnie i ucichnie, może uda ci się zainteresować innym mężczyzną, a jeśli nie... cóż, Łowcy są bardzo skuteczni. Już go szukają. A jak jeszcze przypomnisz sobie coś, co im pomoże...
Zastygłam w całkowitym bezruchu, lecz najwyraźniej uszło to jej uwadze.
– Może w końcu go znajdą i będziecie mogli być razem. Jeżeli jego uczucie jest równie silne, to jego nowa dusza raczej nie stanie na przeszkodzie.



Normalnie brak mi słów na te patologie. Nie martw się, kochana, skoro przez połączenie z Melą zaczęłaś się pośrednio durzyć w tym kolesiu, to ci go dostarczymy. Tzn, jego ciało, oczywiście. Jego nowego lokatora to się jakoś przekona, w razie gdyby samo sprzężenie z ciałem Jareda nie zawróciło mu w głowie i będziecie żyli długo i szczęśliwie. Dwoje dusz związanych jakimiś powidokami uczuć ciał ich żywicieli. Boru Wszechlistny. 



Mela i Wandzia są tym planem oburzone, więc nasz duecik wybiega we łzach.



Nie odezwałam się, tylko obróciłam i ruszyłam biegiem w stronę drzwi, tłumiąc słowa, które nie miały prawa paść z moich ust. Słowa, które nie mogły być moje. Które miały sens wyłącznie jako jej słowa, a mimo to czułam się tak, jakby były moje. Nie mogły być moje. Nie mogły być wypowiedziane.
"To tak jakby go zabić! Sprawić, że przestanie istnieć! Nie chcę nikogo innego. Chcę Jareda, a nie kogoś o jego wyglądzie! Bez niego samo ciało jest nic niewarte."


No co Ty, Stefciu? Człowiek to więcej niż tylko ciało? Rewolucja. Dodać do tego jeszcze należy fakt, że Mela dzieliłaby się ciałem Jareda z Wandzią, no i byłaby zmuszona związać się również z zasiedlającą go duszą, czyli kompletnie obcym kolesiem. A gdyby Jaredowi jednak udało się zostać w ciele przytomnym, to… Jeżu, aż mi niedobrze od tych wszystkich wielokątów, a to dopiero początek. Jakby nie spojrzeć, każde z czwórki takiego układu ma kompletnie przesrane. Toć w tym związku nie byłoby ani grama wolnej woli. Przerażające. 



Wandzi zbiera się na torsje. Jako że zna to uczucie z pamięci Meli, nie powoduje to żadnego szoku. How convenient.



Świat Według Terencjusza: 17



Podczas szukania miejsca na rzyg Wandzia nadziewa się na kogoś. Nie może jednak się już powstrzymać i elegancko zwraca treść żołądkową na oczach… DUN DUN DUN Łowczyni. Tej Łowczyni, rzecz jasna. 



Mela bo i się, że Łowczyni ma złe wiadomości o jej bracie lub truloffie, co udziela się również Wandzi. 



– O co chodzi? – wydusiłam z siebie głosem słabym ze strachu i choroby. – Co tu robisz? Co się stało? – W głowie dudniły mi złowróżbne słowa Pocieszycielki.
Przez długie dwie sekundy wpatrywałam się w dłonie zaciśnięte na kołnierzu czarnej marynarki Łowczyni, aż w końcu uprzytomniłam sobie, że należą do mnie.
– Przestań! – Na jej twarzy widniało wzburzenie. Głos dziwnie drżał. 
Potrząsałam nią.
Oderwałam od niej ręce i chwyciłam się za twarz.
– Przepraszam! – wyrzuciłam z siebie, dysząc ciężko. – Przepraszam. Nie wiem, czemu to zrobiłam.



Jak to czemu? To przez okropną żywicielkę tak bestialsko się zachowujesz, to chyba oczywiste. 



Łowczyni nieszczególnie przejmuje się wybuchem Wandzi. Nalega, żeby dusza dała się zbadać, bo ciało może być na coś chore. O mundurek trzeba wszak dbać, prać, prasować, przyszywać odpadające guziki. Wandzia nie chce żadnego Uzdrowiciela i kieruje się do domu. Łowczyni podąża za nią. 



Już dawno zrozumiałam, że winę za łagodną sprzeczkę, której byłam świadkiem tuż po przebudzeniu w szpitalu, ponosiła Łowczyni. Była to najbardziej kłótliwa dusza, na jaką natknęłam się w ciągu moich dziewięciu żyć. Mój pierwszy lekarz, Fords Cicha Toń, był wyjątkowo łagodny, uprzejmy i mądry, nawet jak na duszę, a mimo to nie potrafił utrzymać przy niej nerwów na wodzy. Kiedy sobie o tym przypomniałam, spojrzałam łagodniejszym okiem na własne zachowanie.



W końcu Łowczyni to samo ZUOOO! Wandzia jest niewinna jak baranek. 



Łowczyni przyszła, żeby oznajmić Wandzi, że… dupa. Nic nie wiedzą, nikogo nie znaleźli, nothing. Ok., fascynujące. Wandzia pyta, co z jej nocnym mailem. Okazuje się, że Łowczyni nie odebrała jeszcze wiadomości. 



– Wysłałam to wcześnie nad ranem – wyjaśniłam. – Byłam półprzytomna. Nie jestem pewna, ile z tego to wspomnienie, a ile sen albo nawet lunatykowanie.
Wymawiałam gładko kolejne słowa – słowa Melanie; na koniec dodałam nawet od siebie własny niewinny śmiech. Byłam nieszczera. Wstyd, niedobrze. Ale nie chciałam, żeby Łowczyni wiedziała, że żywiciel jest ode mnie silniejszy.



Pierdzielisz. Dusze mogą  kłamać w żywe oczy, więc nie powinno cię to tak oburzać, że Mela łże, by ratować brata i truloffa. 



Po raz pierwszy Melanie nie chełpiła się tym, że wzięła nade mną górę. Była zbyt szczęśliwa, zbyt wdzięczna, że jej nie wydałam, i nie zważała na to, że kierowały mną wyłącznie niskie pobudki.



Niskie pobudki, ano właśnie. Dowody, że dusze nie są i nigdy nie były takie kryształowe, mnożą się w zastraszającym tempie. 



Zagryzłam wargę. Melanie bardzo chciała, żebym jeszcze dobitniej zaprzeczyła temu, co napisałam, i powiedziała Łowczyni, że chłopiec tylko mi się przyśnił. Nie bądź głupia, odparłam. To by było zbyt oczywiste. Fakt, iż obie znalazłyśmy się nagle po tej samej stronie, najlepiej świadczył o tym, jak odpychająca była Łowczyni.
"Nienawidzę jej." Syczący szept Melanie był tak przenikliwy, że aż bolał.
Wiem, wiem. Żałowałam bardzo, że... nie mogę się odciąć od tych słów. Nienawiść była czymś niewybaczalnym. Ale Łowczyni... nie dała się lubić. Ani trochę.



Właściwie wychodzi na to, że dusze wiele się od ludzi nie różnią i sprawa naleciałości charakteru żywiciela nie ma tu nic od rzeczy. Umieją kłamać, odczuwają antypatie, jak każdy inny, więc nie ma co udawać, że to jakaś wyższa cywilizacja. 



Wandzia przyznaje, że nic więcej nie udało jej się odkryć, nie wie też, co oznaczają linie, które widywała niejednokrotnie w swoich snach. Łowczyni kpi z tego, że Wandzia nie daje sobie rady z Melą. Aby się uspokoić i nie rozerwać gardła pani śledczej nasza łagodna duszyczka hiperwentyluje się, gapiąc się na gwiazdy. I WTEM! W jej umyśle znów pojawiają się owe linie. Widocznie Melka na moment straciła czujność i odsłoniła przed duszą ów skrywany obraz. 



Pierwsza: łagodna krzywa, skręcająca gwałtownie na północ, później z powrotem na południe i jeszcze raz ostro na północ, dalej znowu na południe, i wreszcie na powrót łagodniejąca.
Druga: nierówny zygzak o czterech spiczastych wierzchołkach i piątym dziwnie zaokrąglonym, jakby złamanym...
Trzecia: łagodna falista linia z wąskim północnym szpikulcem gdzieś w połowie.



Nietrudno chyba rozkminić, że to jakiś krajobraz. Wandzia domyśla się, że to bardzo ważne wskazówki prowadzące do towarzyszy Meli i ma nadzieję, że żywicielka niedługo znów się potknie i odsłoni dalszą część tajemnicy. 



– Więcej się po tobie spodziewałam – westchnęła. – Twój życiorys wyglądał bardzo obiecująco.
– Wielka szkoda, że nie była pani akurat wolna, by podjąć się tego zadania. Nie wątpię, że dla pani zapanowanie nad krnąbrnym żywicielem byłoby dziecinną igraszką – stwierdziłam spokojnym głosem, nie obracając się ani na chwilę w jej stronę.
– Początki kolonizacji były wystarczająco trudne nawet bez opornych żywicieli – prychnęła.
– Wiem, sama kilka razy brałam udział w zasiedlaniu. Łowczyni parsknęła.
– Czyżby trudno było utemperować Wodorosty? Może próbowały uciekać?



Celnie. Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze polubię czarny charakter bardziej niż te pierwszoplanowe mameje. Cóż, nie byłby to pierwszy raz. 



I tutaj dochodzimy do jakże łzawej i pełnej angstu opowieści o kolonizacji planety Wodorostów. Nie dowiemy się niestety, jak logistycznie duszyczki doprowadziły do przeszczepienia pierwszych dusz temu zielsku, ale widać dla Stefki takie techniczne pierdoły nie są istotne. Liczy się angst!



– Na biegunie południowym nie mieliśmy żadnych trudności. Na północnym, oczywiście, sytuacja rozwinęła się inaczej. Popełniono poważne błędy. Straciliśmy cały las. – W moim głosie pobrzmiewał smutek tamtych dni. Tysiąc świadomych istot wolało na wieczność zamknąć oczy niż nas przyjąć. Zwinęły liście, którymi czerpały pokarm, i umarły z głodu.



Zbiorowe samobójstwo Wodorostów, wtf?! Ja wiem, smutne i nawet zrozumiałe w ich sytuacji, ale i tak brzmi to dosyć zabawnie. Albo może ja po prostu jestem nieczułym głazem. Whatever. Już widzę oczami wyobraźni Wodorosty ze sklapniętymi listkami robiące jebut o glebę. (BTW w rozumieniu ziemskiej biologii wodorosty nie mają podziału na organy, ale może Wodorosty to tylko ksywa dla tych kosmitów i mają zupełnie różną budowę od naszych alg.)



Adolf approves: 11



"Szczęśliwe istoty", szepnęła Melanie. Jej ton nie był ani trochę jadowity, wyrażała tylko aprobatę i oddawała cześć ofiarom tamtej tragedii.
To była wielka strata. Przypomniałam sobie dojmujący smutek i ból, jaki czuliśmy, kiedy cały las bratnich istot, połączonych z nami myślami, umierał w naszej obecności.



I kija was to nauczyło. Nic to, że spora cześć planety postanowiła się wziąć i powyzdychać, dalej nie widzicie w swym działaniu niczego złego. Ot, nieumiejętność przeprowadzenia inwazji. Big deal. 



Adolf approves: 12



– Tak – przyznała z pewnym zażenowaniem. – Nie zrobiono tego tak jak należało.
– Pewne działania należy podejmować z dużą ostrożnością. Niestety niektórzy nie chcą przyjąć tego do wiadomości.
Nie odpowiedziała, usłyszałam tylko, jak cofa się o parę kroków. Wiadome było, że winę za masowe samobójstwo ponoszą Łowcy, którzy uznali, że skoro Wodorosty są nieruchome, to nie będą próbowały uciekać. Przystąpili więc do pierwszego etapu zasiedlania, zanim jeszcze osiągnęliśmy na miejscu liczebność umożliwiającą asymilację całej planety. Kiedy w końcu zorientowali się, do czego zdolne są Wodorosty, do czego są gotowe się posunąć, było już za późno. Kolejny transport dusz był zbyt daleko – zanim dotarł do celu, straciliśmy cały północny las.



Niech mi to ktoś przedstawi na schemacie, bo dalej nie jarzę, jak dokładnie ten cały plan zasiedlenia zielska miał wyglądać. 



No i oczywiście, cała wina spada na Łowców, to zło najgorsze, reszta duszyczek jest czysta jak łza. Hejt, heeejt!



Wandzia przeprasza, że nie może bardziej pomóc. Łowczyni oznajmia, że będzie w pobliżu, gdyby Wandzia sobie coś nowego przypomniała. Koniec rozmowy i rozdziału. 



Boru, co za nuda. Dalej mamy tylko dialogi na cztery nogi tych samych bohaterów w tych samych dekoracjach. Wściec się można.



Witaj, Morfeuszu: 5



Dusze robią się coraz bardziej milusie, mamy zapowiedź creeptastycznych wielokątów miłosnych i nic więcej. Już Zmierzch mnie bardziej zainteresował niż to badziewie. Ratunku!



Statystyka:



Adolf approves : 12
Bellanda Wandella van der Mellen : 7
Świat według Terencjusza: 17
Witaj, Morfeuszu : 5



Beige



20 komentarzy:

  1. Nieee... To ja odświeżałam cały czas stronę PO TO? Przecież tu się NIC nie dzieje! Ja chcę akcji, proooszę!
    No nic, pozostaje mi tylko czekać do przyszłego tygodnia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nienawidzę zawodzić naszych czytelników, ale...ta książka ma zasadniczo dwa tryby operacyjne: "nudne" i "obrzydliwe". Moja i Beige analizatorska praca to naprzemiennie ziewanie i metaforyczne (jako, że korzystamy z wersji elektronicznej) rzucanie tym tworem o ścianę. Proszę mi wierzyć, iż staramy się jak możemy uczynić lekturę interesującą, ale niestety, czasami po prostu nie da się przeskoczyć materiału źródłowego...

      Maryboo

      Usuń
    2. Pytanie niezwiązane z rozdziałem: Maryboo, zamierzasz jeszcze pisać fanfiki o Volturi? Bo bardzo mi się spodobały twoje teksty. Nie mam co prawda pojęcia, jaka mogłaby być ich fabuła, ale pewnie coś byś wymyśliła.
      Wiem, napisz humorystyczny fic o uroczym tytule "Co by było gdyby Chelsea lubiła yaoi".

      Usuń
    3. Szczerze? Nie mam pojęcia. Z jednej strony Volturi są wspaniałym źródłem inspiracji, z drugiej - jestem teraz skoncentrowana na Intruzie i robię sobie detoks po Zmierzchu ;). Jeżeli coś miałoby się pojawić w związku z naszymi analizami, to ewentualnie w formie crossoveru ;)

      Maryboo

      Usuń
  2. Łowczyni jest taka disneyowska. Autorka mogłaby w którymś rozdziale zaimplementować jej mroczną pieśń w stylu Skazy czy Frollo.

    Pozdrawiam i kłaniam się nisko

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie dość,ze podejrzane moralnie,to jeszcze nudne..

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  4. "I kija was to nauczyło. Nic to, że spora cześć planety postanowiła się wziąć i powyzdychać, dalej nie widzicie w swym działaniu niczego złego. Ot, nieumiejętność przeprowadzenia inwazji. Big deal."
    Nie, nie. To Wodorosty nie zrozumiały, jak wielki zaszczyt kopnął je w dupę. Dusze chciały dobrze, szerzą pokój. Bo przecież Wodorosty to krwiożercze, skłonne do wojen potwory, które trzeba ucywilizować nim zawładną całą galaktyką!
    "No i oczywiście, cała wina spada na Łowców, to zło najgorsze, reszta duszyczek jest czysta jak łza. Hejt, heeejt!"
    Niby Łowcy tacy źli, ale jakoś nikt nie narzeka i ochoczo wysyłają ich w pierwszym szeregu, a potem reszta Dusz zbiera po nich żniwa. Równie dobrze ja mogłabym się brzydzić, że wojsko zabija ludzi i niszczy całe miasta, a mimo to dalej iść za nimi okradając trupy i dobijając ocalałych.
    Dusze są naprawdę obrzydliwe.

    Kae

    OdpowiedzUsuń
  5. Dusze rzeczywiście są obłudne, obrzydliwe i okrutne, trudno zaprzeczyć. Podobają mi się natomiast postaci Mel i jej młodszego brata. Może to mylne wrażenie, ale nasza ludzka heroina wydaje się być porządną osobą -silną, potrafiącą zadbać o siebie i swoich bliskich, wcale nie sztucznie przesłodzoną (patrz: sceny, gdy chce zabić Kayla i Łowczynię, przed czym w obu przypadkach powstrzymuje ją tylko Wanda). Wyprowadźcie mnie z błędu, jeśli się mylę, ale przynajmniej pod tym jednym względem 'Intruz' wydaje mi się lepszy od 'Zmierzchu'. Co nie zmienia faktu, że większość bohaterów jest odpychająca, fabuły nie ma, relacje między bohaterami są toksyczne, a cała książka zieje nudą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na razie Mel jawi się tylko jako nużąco złośliwa komentatorka. Jej uwagi nie są ani śmieszne, ani specjalnie celne ani nawet dające do myślenia Wandzi. Chociaż nie, gdyby pojawiło się to ostatnie to mogłabym uznać, że mam do czynienia z przyzwoitą książką.

      I jeszcze jedno, czy tylko mnie nienawiść do Łowczyni wydaje się być... absurdalna? Przyznaję, nie pamiętam dokładnie treści książki, ale z tego, co przefiltrowały dziewczyny wyciągam, iż Wandzia jedzie po antagonistce z dwóch powodów:
      a) Łowcy to ZUOOOO i koniec.
      b) Evilka miała kłótnię z doktorem Samo Dobro.

      Gdzie tu sens? Jak na takie cywilizowane organizmy (jakże lepsze od tych niegodnych ludziów) ocenianie jednej osoby przez pryzmat grupy zawodowej/społecznej zakrawa na kretynizm.
      "Oo, łowcy są źli z definicji, więc nie dam szansy tej zupełnie nieznanej mi kobiecie. Nawet jeśli jest miła i inteligentna, to i tak będę traktować ją jako bestialskiego potwora, bo każdy hunter na to zasługuje!!111!oneone!"
      No i drugi powód, czyli kłótnia z Czystą Tonią, czy jak mu tam było. Czy Duszyczki nigdy się nie kłócą? Nigdy nie różnią się zdaniami?
      Jeśli to się tam u nich zdarza, to wciąż nie widze powodów, dla których Wandzia tak nienawidzi Łowczyni.

      Usuń
  6. Warto wspomnieć o jednym fragmencie (który nie został tutaj napisany):
    "Przechodnie dziwnie na mnie patrzyli. Nie byłam ubrana na sportowo; widać było, że nie uprawiam joggingu, tylko uciekam. Nikt mnie jednak nie zatrzymywał, wszyscy taktownie[!!] odwracali oczy. Musieli rozumieć, że to mój nowy żywiciel i dlatego zachowuję się trochę jak dziecko."

    Skoro dusze są takie dobre, sprawiedliwe, wszystkie sobie pomagają (np. raz na jakiś czas sprzątają ulice - gdzieś w dalszej części książki będzie to napisane) to dlaczego żadna z nich nie spytała chociaż: "Pomóc pani?", "Coś się stało?", "W czym problem?". Jeszcze TAKTOWNIE udawali, że nie widzą, że ktoś ma problemy. No, chyba że pomoc biednym duszom jest zarezerwowana tylko dla Pocieszycielek i Pocieszycieli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ludzie odwracają się od nieszczęścia ktoś wspominał. Jakie ludzkie te dusze. To by było ciekawe gdyby na końcu okazało się, że te dusze to ludzie egzystujący w takiej formie bo w odległej przyszłości rozwalili naszą piękną planetę zwiali w jakiś czasowych wirach i wrócili chcąc naprawić stare błędy. Tyle tylko, że dawno temu ta zła frakcja polityczna przejęła władzę i chcą opanować Ziemię a nowe duszyczki mają wyprane mózgi i o tym nie wiedzą. O patrzcie właśnie wymyśliłam fabułę (teatralnym szeptem) może przesłać ją Stefci, co? eee i tak by to spieprzyła.

      Usuń
    2. To byłby dobry zabieg literacki, ale nie spodziewajmy się tego po pisaninie Stefy...

      Usuń
  7. Ilekroć czytam stefkowe fragmenty, zawsze zadaję sobie jedno szczególne pytanie - "Chryste, kto to wydał?!". Nawet z Waszymi komentarzami to-to nieznośne nudne i BEZSĘSU jest. A stefkowa moralność to już w ogóle kosmos :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Dusze przejęły wydawnictwo...

    chomik

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaczęłam czytać książkę i już miałam pisać, że nie ma tragedii, kiedy dotarłam do rozdziału z pocieszycielką. Cóż... przynajmniej się nie dłuży.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie, może wydawnictwo nie wiedziało, że z tą dobrocią to tak na poważnie (tak, tak ja się wciąż łudzę).

    Nasze kryształowe duszyczki... Nie wie ktoś, czy to było w angielskim "soul" czy "spirit"? Bo to drugie może bym jeszcze przeżyła...

    Mel na razie może wydawać się lepsza i sympatyczna, ale potem... Im bliżej ukochanego, tym gorzej, z tego co pamiętam z lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W oryginalnej wersji dusze to niestety souls.

      Kae

      Usuń
  11. Chwilę! przykro jej z powodu seppuku wodorostów a ludzi traktuje jak... jak aż mi dech zaparło od tej hipokryzji! A w czym ludzie są gorsi od jakiś liści z dna oceanu, co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, gdyby powiedzmy wszyscy mieszkańcy Europy popełnili samobójstwo, Duszyczkom pewnie też szkoda by było tylu dobrych potencjalnych żywicieli...

      Usuń