niedziela, 28 września 2014

Rozdział LVIII: Koniec

A gdzie tam, przestań nas szczuć, Stefa, to jeszcze nie jest koniec. Ale i tak jesteśmy już naprawdę blisko. Bardzo się cieszę. Mam szczerze dość tego ciągnącego się jak guma od gaci gniota. W dzisiejszym odcinku Stefa skupi się na kolejnym boku swojego kochanego czworokąta. Czas pochylić się nad relacją Jared – Wandzia. Tak, bo takie zestawienie jest nam akurat potrzebne do szczęścia. Pewnie Stefka chce jeszcze przed końcem książki zahaczyć o wszystkie możliwe konfiguracje.



Byłam tak spięta, że krzyknęłam z przerażenia, ale tak przerażona, że mój krzyk okazał się zaledwie cichym piśnięciem.
– Przepraszam! – Jareda objął mnie czule za ramię. – Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć.
– Co ty tu robisz? – zapytałam, wciąż bez tchu.
– Śledzę cię. Cały wieczór.



That’s not creepy at all…



Wahał się przez chwilę, lecz nic zdejmował ze mnie ręki. Wysunęłam się spod niej, a wtedy chwycił mnie za nadgarstek. Ściskał go mocno, nie miałam szans, by mu się wyrwać.



Welcome to Bedrock: 88



– Idziesz do Doktora? – zapytał jednoznacznym tonem. Było jasne, że nie pyta o wizytę towarzyską.
– Oczywiście, że tak – mówiłam syczącym głosem, tak by nie mógł w nim usłyszeć strachu. – Co innego mi zostało po dzisiejszym dniu? Może być tylko gorzej. Ta decyzja nie należy do Jeba.
– Wiem. Jestem po twojej stronie.



To chyba oczywiste, wszak chcesz Melę z powrotem, im szybciej, tym lepiej.



Byłam zła na siebie, że te słowa wciąż sprawiają mi przykrość, wyciskają łzy. Starałam się myśleć o Ianie – był dla mnie ostoją, tak jak wcześniej Kyle dla Sunny – ale nie było to łatwe, gdyż czułam dotyk i zapach Jareda. Równie dobrze mogłabym wsłuchiwać się w dźwięki pojedynczej pary skrzypiec ginące w gęstym łomocie sekcji perkusyjnej...



Po pierwsze



Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 32



Po drugie, szalejące porównania dalej się panoszą. Tym razem nie będzie metalurgicznie, geograficznie czy geologicznie, ale za to muzycznie. Na nieszczęście cały czas jest idiotycznie. Gratuluję konsekwencji.



Wandzia chce, żeby Jared pozwolił jej iść do Doktora i zrobić swoje, skoro jest to w jego najlepszym interesie. Co na to ex-neandertal?



– Powinienem iść z tobą.
– Dostaniesz niedługo Melanie z powrotem – odparowałam. – Proszę tylko o parę minut, Jared. Daj mi choć tyle.
Kolejna chwila ciszy. Nie przestawał ściskać mi nadgarstka.
– Wando, poszedłbym dla ciebie.



Eee… Co go tak nagle przycisnęło do takich wyznań? Też jakiegoś wpojenia doznał, że mu tak na tej amebie zależy? Wandzia też uważa gadanie Jareda za bullshit.



– Ale Wando, ja... Mam ci tyle ważnych rzeczy do powiedzenia.
– Nie chcę twojej wdzięczności, Jared. Wierz mi.
– A czego chcesz? – szepnął napiętym, urywanym głosem. – Dałbym ci wszystko.



Co to jest za facet, bo Jared na pewno nie? Nawet biorąc pod uwagę lifting osobowości, zachowanie Howe’a jest co najmniej dziwne. Ja wiem, wszyscy muszą kochać awatar ałtorki, ale no bez przesady. I uważałbym z tym „Dałbym ci wszystko”. Wandzia może mieć różne pomysły. W końcu i tak się żegna, więc co jej tam szkodzi zażyczyć sobie bór wie czego.



Otarłam łzy wolną ręką, ale w ich miejsce od razu popłynęły następne. Nie, tam, dokąd się wybierałam, nie mogłam zabrać nawet wspomnienia.
– Co mogę ci dać, Wando? – nalegał.



Ja wiem, czego ona chce, wy też wiecie. Jared się może chociaż domyśla.



Następna scena to jeden wielki WTF. Rozumiem, że Jared po przekazaniu swojego charakteru Ianowi zrobił się przytulaśny i mógł mimo całego tego bałaganu odkryć w sobie jakieś cieplejsze uczucia dla Wandzi, ale żeby aż tak… Sami zobaczcie.



– Podaruj mi kłamstwo, Jared. Powiedz mi, że chcesz, żebym została.
Tym razem nie wahał się ani chwili. Objął mnie w ciemnościach obiema rękoma i przytulił do piersi. Przycisnął mi usta do czoła, a potem przemówił. Czułam we włosach jego oddech.
Melanie wstrzymywała swój. Próbowała znowu się schować, obdarować mnie wolnością na tych ostatnich kilka chwil. Może bała się słuchać tych kłamstw. Nie chciała tego pamiętać.
– Zostań, Wando. Zostań z nami. Z e m n ą. Nie chcę, żebyś odchodziła. Proszę. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Nie widzę tego. Nie wiem, jak... jak... – Głos mu się załamał.
Umiał świetnie kłamać. Musiał być naprawdę, naprawdę pewien niezłomności mojego postanowienia, mówiąc mi te rzeczy.
Stałam jeszcze przez chwilę wsparta o jego pierś, ale czułam, jak czas mnie od niego odrywa. Czas minął. Czas minął.
– Dziękuję – szepnęłam, próbując się uwolnić.



Nie mam zielonego pojęcia, czemu to wszystko ma służyć. Wątpię, żeby po tej szopce łatwiej było Wandzi odejść. Plus to całe udawanie (albo i nie, sama już nie wiem, Imperatyw wszak mówi wyraźnie, że Mary Sue trzeba kochać bezwarunkowo) wygląda na wyciągnięte zupełnie z dupy.



Bellanda Wandella van der Mellen : 90



Ale nie, to nie koniec. It gets better.



Naprężył ramiona.
– Jeszcze nie skończyłem.
Nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry. Zbliżył do mnie usta i nawet tu i teraz, będąc o krok od ostatniego oddechu na tej planecie, nie mogłam mu się oprzeć. Jak iskra i benzyna – znowu eksplodowaliśmy.
Tym razem było jednak inaczej. Czułam to. Całował teraz mnie. To moje imię wyszeptał zdyszany, chwytając to ciało, i myślał o nim jak o moim ciele, jak o mnie. Wyczuwałam tę różnicę. Przez chwilę byliśmy sami we dwoje, Jared i Wagabunda, oboje w płomieniach.



O jasna paszcza!: 26



Ja pierdzielę. Czyli Jared właśnie zdradza Melę pod jej nosem. Z robalem, który ukradł jej ciało. Bo? Bo tak. W końcu skoro Wandzia wyjeżdża (ekhm, ekhm, mniej lub bardziej permanentnie), to wszystkie chwyty dozwolone, no nie?! Co z tego, że jego dziewczynie się to nie ma prawa spodobać. To tylko przysługa. 


Rozumiem, że z kolei Mela się na to wszystko zgadza w ramach ostatniego życzenia Wandzi przed śmiercią. Jeju jeju, jacy oni wszyscy wyrozumiali i gotowi na wszelakie poświęcenie dla Wandzi.


Bellanda Wandella van der Mellen : 91


Nie ogarniam tej kuwety po prostu. Jeżeli to w założeniu miało być wzruszające, to albo Stefie znowu coś nie wyszło, albo ja nie mam serca. Mnie interakcje w tym czworokącie po prostu odrzucają, w którą stronę nie spojrzeć.

Udało mi się oderwać od niego usta. Dyszeliśmy w ciemnościach, czując na twarzach swoje oddechy.
– Dziękuję – powiedziałam raz jeszcze.
– Poczekaj...



- A może jeszcze mały pity fuck? Myślałem, że przede wszystkim o to ci chodziło – Jared wydawał się bardzo zawiedziony.



Wandzia prosi Jareda, żeby jej nie towarzyszył. Howe się oczywiście zgadza.



Wciąż trzymał mnie mocno w ramionach.
– Wiesz, że Ian będzie chciał mnie zabić za to, iż ci nie przeszkodziłem? Może powinienem mu pozwolić.



Jasne, Mela będzie zachwycona, jak się obudzi.



- No i Jamie. Nigdy nam tego nie wybaczy.
– Nie mogę teraz o nich myśleć. Proszę cię, puść mnie.

Opuszczał ramiona powoli, z wyczuwalną niechęcią, która ogrzała trochę zimnej pustki w mojej piersi.
– Kocham cię, Wando.



What? WHAT!? Nie no, stary, wzruszające pożegnania to ważny element wszystkich historii z rodzaju „M jak mydło”, ale chyba odrobinę przesadzasz.



Westchnęłam.
– Dziękuję, Jared. Wiesz, że ja ciebie też. Całym sercem.



Ofkors. Ian Ianem ale prania mózgu nie odwróci.



Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 33



– Co się dzieje, kiedy spada deszcz? – zapytałam szeptem. – Gdzie wszyscy śpią?
Potrzebował chwili, żeby mi odpowiedzieć, a kiedy już się odezwał, słyszałam w jego głosie łzy.
– Wszyscy... – Przełknął głośno ślinę. – Wszyscy przenosimy się do sali gier. Tam śpimy.
Kiwnęłam głową sama do siebie. Ciekawiło mnie, jaka wtedy panuje atmosfera. Niezręczna? W końcu to tyle ludzi, tyle różnych charakterów w jednym miejscu. A może to dla nich przyjemna odmiana i jest wesoło? Jak na imprezie piżamowej?
– Dlaczego? – szepnął.
– Po prostu chciałam móc to sobie... wyobrazić. – Życie i miłość trwały i będą trwać nadal. Choć już beze mnie, ta myśl i tak napawała mnie radością. – Żegnaj, Jared. Mel mówi, że niedługo się zobaczycie.
„Ty łgarzu.”



Świat według Terencjusza: 102



Po tej dziwnej wstawce Wandzia wreszcie postanawia na serio wziąć się za wykonanie swojego planu. Zostawia więc Jareda i pędzi do szpitala.



Weszłam do szpitala, do miejsca, którego zawsze się bałam, szybkim krokiem, wyprostowana. Doktor miał już wszystko gotowe. W ciemnym kącie groty stały połączone dwa łóżka, na których leżał śpiący Kyle, obejmując ręką nieruchomą postać Jodi. Drugą ręką wciąż trzymał przy sobie kapsułę z Sunny.



Następny wielokącik się szykuje? Stefa naprawdę ma jakiś fetysz.



Wandzia bierze Bezból w oczekiwaniu na operację. Doktorek ewidentnie nie chce przeprowadzać zabiegu, ale duszka jest nieugięta. Wandzia prosi Doktora o podanie jej chloroformu. Dobra, super, jedźmy z tym koksem. Światełko w tunelu coraz bliżej.



– Jesteś najszlachetniejszą i najczystszą istotą, jaką kiedykolwiek poznałem. Bez ciebie wszechświat będzie gorszy i smutniejszy – wyszeptał.



Po pierwsze bullshit! I to ogromny bullshit! Udowodniłyśmy to już wiele razy. Po drugie



Bellanda Wandella van der Mellen : 92




„Dziękuję, Wando. Siostro. Nigdy cię nie zapomnę.”



Boru, boru, mam flashbacki z „Przed Świtem” i słynne edziowe „Mój bracie, mój synu” skierowane do futrzaka, który chciał rypać mu żonę, a zaraz będzie rypać mu córkę. Właściwie pasuje, bo Mela ma mniej więcej takie powody nazywać pasożytniczą amebę siostrą jak McSparkle Dżejka bratem lub synem.



„Bądź szczęśliwa, Mel. Ciesz się życiem. Doceniaj je.”

„Będę,” obiecała.
„Żegnaj”, pomyślałyśmy obie naraz.



Wow, jestem tak strasznie niewzruszona. Wręcz kibicuję Meli, żeby odzyskała ciało, za to Wandzia może spadać w cholerę. Nie znoszę tego zakłamanego, dwulicowego bezkręgowca. Jak tak bardzo chce, to niech ją rozdepczą po wyjęciu, wisi mi to. I znów Stefce nie udała się emocjonalna w założeniu scena, bo skoro odchodząca bohaterka jest nielubiana, to cały tragizm o kant dupy rozbić. Nikt tego nie kupi.



Doktorek traktuje Wandzię chloroformem, ta odpływa. Koniec rozdziału. Uff. Jeszcze tylko ostatni rozdział i epilog i całe to barachło z głowy. Nie macie pojęcia, jak się cieszę. Jestem pewna, że Maryboo podziela moje zdanie. Szampan już się chłodzi, żeby oblać koniec tej męczarni.



Dzisiejszy odcinek był niemożebnie nudny. Niecałe 6 stron i jedyne, co mi minimalnie podniosło ciśnienie (a tylko taki wyznacznik zainteresowania istnieje w książkach Stefki, przynajmniej dla mnie), to udawana/nieudawana (cholera już teraz wie, co ałtorka miała na myśli) MIŁOŹDŹ Jareda do Wandzi. Niestety za mały to whatthefuck, żeby mnie zaintrygować. A to oznacza jedno



Witaj, Morfeuszu : 19



Za tydzień dostaniemy odpowiedź na nurtujące wszystkich pytanie, czy Wandzia naprawdę dokona żywota z rąk Doktorka. Myślę, że nie muszę przedstawiać testu jednokrotnego wyboru. I tak wiecie dobrze, jak to się skończy. Ale zostańcie z nami, nie wolno się teraz poddawać. Buziaki.



Statystyka:
Adolf approves : 71
Bellanda Wandella van der Mellen : 92
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 33
Ludzkość ssie: 68
Mea culpa: 37
Mój ssskarb: 30
Nie ma jak u mamy: 28
O jasna paszcza!: 26
Świat według Terencjusza: 102
Welcome to Bedrock: 88
Witaj, Morfeuszu : 19



Obsydianowy Trawnik

8 komentarzy:

  1. Też odetchnę z ulgą, jak ten tFór się skończy. W ogóle, "– Kocham cię, Wando.", WTF? Przeraża mnie ten czworokąt.
    Już się boję tego ostatniego rozdziału i epilogu, znając Stefkę, można przygotowywać się na najgorsze.
    Mam tylko nadzieję, że po Intruzie będziecie dalej analizować, bo robicie to świetnie. Kiedyś dwa razy próbowałam go przeczytać, ale w obu przypadkach poległam na początku, dopiero z waszymi analizami odważyłam się wrócić do tego... czegoś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, kolejny znakomity i porywający za serce rozdział. Ma ktoś chusteczki, bo się popłakałam...
    *sarkazm mode off*
    To skojarzenie z Edziowym "Mój bracie, mój synu" to kolejny dowód na to, że wszystkim zrobiono lobotomię i najprawdopodobniej jeszcze szpikulcem do lodu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz zostało wam tylko po jednej analizie :D Dobra robota, dziewczyny!
    Ten Jared... Czy tylko ja chichotałam jak głupia, gdy czytałam te, ach, porywające dialogi? Wybaczcie, ale nie dałam rady wziąć tego na poważnie, bo... To chyba nie było pisane na poważnie, prawda? Nie można aż tak sknocić własnych postaci i końca książki
    Popo

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez chwilę byliśmy sami we dwoje, Jared i Wagabunda, oboje w płomieniach.
    Wzruszające.Tyle że nie.
    Te perwersje Stefy na dłuższą metę nudne są.
    To gratuluję dotarcia do końca.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ale wizja Jareda i Wagabundzi stojących razem w płomieniach (najlepiej stosu) jest piękna...
      Ta książka budzi we mnie sadystyczne odruchy

      Usuń
  5. Finisz. Koniec. Obstawiam, że następny rozdział będzie się nazywał Zakończenie, a epilog - Końcówka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na miejscu Meli, gdybym oczywiscie jeszcze miała jakieś złudzenia co do Jareda, po przebudzeniu unikałabym go jak ognia. Niech ta książka się już kończy, bo chociaż uwielbiam Wasze analizy potworków Meyer, to życzę Wam długiego odpoczynku od tego typu tfu!rczości. Po tylu latach zasługujecie na medal i długi relaks.

    OdpowiedzUsuń