…
…
…
Rok
i trzy miesiące; tyle zajęła nam analiza “Intruza”. Rok i trzy
miesiące, w ciągu których powinnam była psychicznie przygotować
się na ten rozdział.
Nic
z tego. Nadal nie
mam ochoty tego robić. To najbardziej obrzydliwy i niesmaczny odcinek w całej książce; istny anty poradnik, jeśli chodzi o
tworzenie pozytywnych bohaterów i historii z przesłaniem. Ostrzegam
– będę streszczać, co się da, ponieważ chcę poświęcić
cytaty wyłącznie na elementy, które naprawdę mają znaczenie.
Aha
– połowa pięćdziesiątki dziewiątki utrzymana jest w
pseudo-tajemniczym tonie, albowiem Stefa szczerze wierzy, że potrafi
jeszcze czymkolwiek zaskoczyć czytelnika. Ponieważ nie widzę
powodów, by obrażać Waszą inteligencję, od razu napiszę to, co
dla każdego z Was stałoby się jasne już po drugim zdaniu i daruję
nam wszystkim męki związanej z koniecznością udawania kretyna –
Wanda dostała nowy mundurek.
Mam
nadzieję, że nikt z Was nie zemdlał z zaskoczenia.
Wiedziałam, że wszystko zacznie się od końca. Uprzedzono mnie.
To
tak na początek, gdybyście łudzili się, że ten irytujący robal
jednak skończy w piachu.
Mówiłam,
że streszczamy, więc streszczamy. Otrzymujemy krótki fragment
narracji oczyma duszy o nazwie Płatek w Księżycową Noc – w
skrócie Pet. Owa duszka przechadzając się po San Diego spotyka na
swej drodze Melę, która udaje, że dopiero co wprowadziła się do
miasta i zgubiła drogę do domu. Pet, jak to dusza, postanawia ją
odprowadzić; podczas spaceru natykają się na Jamiego i Jareda.
Wyciągam rękę w stronę mężczyzny – stoi bliżej. Chwyta mnie za dłoń, ma bardzo silny uścisk.Przyciąga mnie gwałtownie do siebie. Nie rozumiem tego. Nie podoba mi się to.Serce zaczyna mi szybciej bić, boję się. Nigdy się tak nie bałam. Nic nie rozumiem.Przykłada mi dłoń do twarzy i zatyka usta. Próbuję złapać oddech i wdycham mgiełkę wydobywającą się z jego ręki. Srebrną chmurę o smaku malin.– Co... – próbuję zapytać, ale tracę ich z oczu. Nic nie widzę...
Adolf
approves : 72
Welcome
to Bedrock: 89
Nie,
na razie nie będzie komentarza. Wszystko w swoim czasie. Ale
zapamiętajcie ten fragment, a zwłaszcza jego pogrubioną część.
Wracamy
do POV Wagabundy.
– Wanda? Słyszysz mnie, Wando? – rozległ się znajomy głos.To chyba nie było moje imię...? Moje uszy nie zareagowały, ale coś we mnie – owszem. Przecież nazywałam się Płatek w Księżycową Noc? Pet? Czy właśnie tak? To też nie brzmiało właściwie.
Ten
wątek zostanie jeszcze poruszony w epilogu, ale muszę spytać już
teraz – dlaczego Wanda przejmuje wspomnienia innej
duszy?
Przecież
to nie działa w ten sposób. Ameby pobierają dane wyłącznie od
żywiciela; kawałek dalej mamy przebłyski reminiscencji nowego
mundurka Wagabundy i jest to jak najbardziej w porządku, ale
dlaczego Pet? Dusze są niezależne od siebie, poza tym panna Płatek
już opuściła to ciało. Nie dość, że ów koncept jest sprzeczny
z kanonem, to w dodatku kompletnie bezsensowny.
O
jasna paszcza!: 27
Świat według Terencjusza: 103
Świat według Terencjusza: 103
Wanda
nadal jest dosyć skonfundowana, więc ktoś (czytaj: Doktor) psika
jej w twarz Przebudzeniem, a ktoś inny (czytaj: Ian) postanawia
zabawić się w księcia Filipa ze „Śpiącej Królewny” i
wybudzić ją pocałunkiem. Zgadnijcie, któremu z dżentelmenów
poszło lepiej.
Wagabunda
otwiera oczy i stara się zrozumieć, co jest grane; biorąc pod
uwagę, że zgodnie z umową powinna już nie żyć, nie można jej
zbytnio winić za owo zdezorientowanie.
Ruszyłam znowu ręką, żeby się zasłonić, lecz wtedy wisząca nade mną dłoń ponownie się poruszyła. Zaczęłam się trząść, a wtedy i ona zadrżała.Ach.Otworzyłam ją i zamknęłam, uważnie jej się przypatrując.A więc to m o j a dłoń? Taka mała? Była to ręka dziecka, nie licząc długich, różowobiałych paznokci o idealnie gładkich, zaokrąglonych krawędziach. Skórę miałam jasną, o dziwnie srebrzystym odcieniu, nakrapianą, o dziwo, złotymi piegami.Dopiero ta dziwna kombinacja srebra i złota ożywiła w mej pamięci znajomy obraz twarzy odbitej w lustrze.(…)Duże, okrągłe lustro oplatała metalowa rama w kształcie róż. Także odbita w nim twarz była bardziej okrągła niż owalna. Mała. Cera miała taki sam księżycowo srebrny ton jak ręka, a okolice grzbietu nosa również usiane były złotawymi piegami. Zza szerokich szarych oczu, spod poplątanych złotych rzęs, połyskiwało srebro duszy. Bladoróżowe usta, pełne i prawie okrągłe, przypominały buzię niemowlęcia. Za nimi widać było małe, równe, białe zęby. Dołek w podbródku. I wszędzie, wszędzie złote, faliste włosy, odstające od twarzy niczym aureola i opadające poza lustro.
Taa.
Wygląd duszy i związane z nim nieprzyjemne implikacje to coś, co
pozostawiam na przyszły tydzień Beige. Ale nie daruję sobie
jednej, jedynej uwagi: Pamiętacie jak mówiłam, że Meyer nie
potrafi tworzyć nowych postaci, w związku z czym przebiera w peruki
już istniejące charaktery? To dobrze. A teraz uświadomcie sobie,
że Mela (i jej ciało) przez cały czas pełniły rolę Belli, Jared
był Edwardem, Ian zaś Jacobem.
Jak
zatem sądzicie – czyją kopią jest Wagabunda w ciele Pet?
Jeśli
zrobiło Wam się cokolwiek niedobrze, to gwarantuję, iż wkrótce
zemdli Was jeszcze bardziej. Ujmijmy to tak: tworząc tę postać,
Stefa zerżnęła wszystko
z
BD.
Włącznie
ze wszelkimi nieszczęśliwymi implikacjami.
A
teraz uwaga. Na chwilę porzucamy chronologię wydarzeń. Przeklejam
razem najważniejsze cytaty, tak aby utworzyły pewną całość,
streszczającą proces zdobywania nowego ciała dla Wandzi.
– Gdzie ona jest? – zapytałam piskliwym głosem. – Gdzie jest Pet? – Jej nieobecność napawała mnie strachem. Nigdy nie widziałam bardziej bezbronnej istoty od tego prawie dziecka o twarzy jak księżyc i włosach jak słońce.– Jest tutaj – zapewnił mnie Doktor. – Gotowa do drogi. Pomyśleliśmy, że może nam doradzisz, gdzie najlepiej ją wysłać.(…)– Doktorze! – wydyszałam cienkim, łamliwym głosem. – Doktorze, obiecałeś! (...) Dlaczego? Dlaczego nie dotrzymałeś słowa?(..)Nawet uczciwy człowiek ugina się czasem pod przymusem, Wando.– Pod przymusem – zadrwił inny strasznie znajomy głos.– Nóż przystawiony do gardła chyba się liczy, Jared.– Przecież wiedziałeś, że tego nie zrobię.– Byłeś bardzo przekonujący.(…)– Powiedziałam wam, że nie chcę być pasożytem – szepnęłam.– Przepuśćcie mnie – odezwał się mój stary głos i po chwili ujrzałam moją twarz, silną, opaloną, o prostych czarnych brwiach i piwnych oczach w kształcie migdałów, o wysokich, ostrych policzkach... Ujrzałam ją obróconą, już nie jako lustrzane odbicie.– Posłuchaj, Wando. Dobrze wiem, że nie chcesz. Ale jesteśmy ludźmi i myślimy o sobie, i nie zawsze postępujemy właściwie. Nie pozwolimy ci odejść. Musisz się z tym pogodzić.(…)– Staraliśmy się jej nie przestraszyć – mówił Jamie. – Wyglądała na taką... no wiesz, delikatną. I miłą. Znaleźliśmy ją razem, ale pozwolili mi zadecydować! Mel powiedziała, że musimy znaleźć kogoś młodego, kto dłużej był duszą, czy jakoś tak. Ale nie zbyt młodego, bo wiedziała, że nie chcesz być dzieckiem. I wtedy Jaredowi spodobała się ta twarz, bo powiedział, że budzi zaufanie. Wyglądasz zupełnie niegroźnie. Jared powiedział, że każdy, kto cię zobaczy, będzie chciał cię bronić, prawda, Jared? Ale potem dali mi ostatnie słowo, bo ja szukałem kogoś, kto będzie wyglądał jak ty. I pomyślałem, że ta dziewczyna wygląda jak ty. Bo wygląda trochę jak anioł, a ty jesteś taka dobra. No i jest naprawdę ładna. Czułem, że musisz być ładna.(…)– Nie jesteś pasożytem – rzekła stanowczo Melanie. Dotknęła moich włosów, podniosła pojedynczy złoty kosmyk i pozwoliła mu się wyśliznąć spomiędzy palców. – To ciało nie należało do Pet, ale nie ma już żadnego innego właściciela. Sprawdziliśmy, Wando. Próbowaliśmy ją budzić.
Do
niektórych z powyższych cytatów wrócimy za chwilę - z różnych
powodów. Na razie skoncentrujmy się na historii nowego mundurka
Wandy.
Mela,
Jared, Ian i Jamie uznali, że chcą Wandzię z powrotem, w związku
z czym wybrali się na poszukiwania nowego ciała. Nie mógł to
jednak być pierwszy z brzegu żywiciel; niczym Dżoana Krupa
stworzyli dokładną listę wymagań związaną z wyglądem danej
osoby. Po odnalezieniu odpowiedniej kandydatki uśpili ją,
przywieźli nieprzytomną do kryjówki, wyjęli amebę z ciała, a
następnie usiedli w kołeczku, trzymając mocno zaciśnięte kciuki,
aby ofiara jednak się nie obudziła.
…
Jak
w ogóle można to skomentować?
…
Naprawdę
– co można powiedzieć o tak nieludzkim zachowaniu i potwornie
chłodnej kalkulacji?
A
przecież mogło być inaczej. Wystarczyło napisać, że podczas
rutynowego odduszania jedna z ofiar najzwyczajniej się nie
przebudziła, nasi postanowili zatem użyć już i tak niezdatnego do
funkcjonowania ciała. Jest powiedziane w kanonie, iż niektórzy
ludzie nie są w stanie znieść kosmicznego tasiemca, że ten
niszczy ich wewnętrznie, pozostawiając działające narządy, ale
żadnej świadomości. Śmierć mózgu nie stanowi najwyraźniej
problemu dla duszek, które potrafią go na nowo „uruchomić”.
Ale
nie. Zamiast tego mamy bandę złożoną z psychopatów, przy których
Hannibal i Dexter to przedszkolanki udzielające się charytatywnie w
schronisku dla zwierząt.
Po
kolei.
1)
Jared i spółka mieli w nosie życzenie Wandy.
Możemy
(po tylu miesiącach analiz nie mamy wręcz wyjścia) nie przepadać
za Wagabundą, uważać, że jest rozegzaltowana, zakłamana i
irytująca, ale nie da się zaprzeczyć, że podjęła bardzo istotną
i moralnie trudną decyzję: Nie chciała być pasożytem. Nie
chciała zabrać żadnego więcej życia, skazać nikogo na bycie
więzionym we własnym umyśle.
Nasza
czwórka nie podzielała jej wątpliwości.
Nie,
nie winię ich, za to, że nie chcieli zabić Wandy, sęk w tym, że
wcale nie musieli tego robić. Wandzia sama przyznała, że na wielu
planetach żywicielom jest wsio rawno, czy ktoś ich okupuje; można
było spokojnie wysłać ją do Kwiotków czy Niedźwiedzi.
No
dobrze – powie ktoś – ale przecież ostatecznie nic złego się
nie stało, Wagabunda siedzi w pustym ciele i nikt nie ucierpiał.
Czy jednak na pewno?
2)
Mela i spółka postanowili ruszyć na poszukiwanie mundurka.
Jak
napisałam powyżej – wystarczyło włożyć Wandę do kapsuły i
poczekać; a nuż trafiłoby się jakieś ciało. Racja, to dosyć
makabryczne rozumowanie, ale jeżeli nasi naprawdę nie chcieli jej
ani zabijać, ani odsyłać, ani zamienić się w czarne charaktery z
horrorów, to było to najłagodniejsze z rozwiązań. Niektórzy się
nie przebudzają; czyjeś ciało mogłoby się przysłużyć Wandzie,
gdyby właściciel opuścił ten padół łez.
Ale
nie – drużyna pierścienia wybiera się na polowanie. Postanawiają
samodzielnie znaleźć odpowiedniego żywiciela, nie bacząc na
liczne implikacje i konsekwencje takiej decyzji.
3)
Jamie i spółka uznali, że mundurek ma spełniać określone kanony
piękna.
Nie
godzi się wszak zmuszać tru loffa, by spędzał resztę życia z
kimś grubym i pryszczatym. Miłość miłością, ale opakowanie ma
być jak trzeba; ostatecznie nie po to obmacywało się miesiącami z
czyjąś dziewczyną, by koniec końców wylądować z jakimś
kaszalotem, prawda?
Meyer,
czy ty w ogóle widzisz, co wyłania się spod twoich palców?
Zdajesz sobie sprawę, że Jamie i reszta wychodzą tu na osoby
tragicznie próżne, zainteresowane li i jedynie zewnętrzną
powłoką? Gdyby nasi bohaterowie naprawdę kochali Wandę, mieliby w
nosie, jak będzie wyglądała w nowym wcieleniu. Rozumiem troskę o
płeć (bo Wanda uważa się za kobietę), zdrowie (bo nikt z nas nie
chciałby wsadzać ukochanej osoby w ciało, w którym będzie
cierpieć) czy w końcu wiek (bo nasza ameba raczej nie czułaby się
dobrze jako dziecko lub staruszka). Ale skupiać się na włosach i
rysach twarzy? Bawimy się w jurorów „Top Model”, czy raczej
patrzymy na to, by naszą decyzją nie skrzywdzić jakiejś niewinnej
osoby?
A
tak w ogóle...wyobraźcie to sobie, kochani. Wyobraźcie sobie Melę
i chłopaków idących przez miasto, obserwujących przechodzące
dziewczyny i wymieniających się uwagami: „Nie, ta w żadnym
wypadku, strasznie wredna gęba”; „Ta ma jakieś marne włosy”;
„Tego paszteta nawet nie bierzemy pod uwagę”. Wystawia im to
wprost fantastyczne świadectwo.
Nasi
protagoniści, panie i panowie – osoby porażające swą głębią.
4)
Ian i spółka usypiają duszę eterem, po czym siłą wysyłają ją
w kosmos.
Nie
chodzi mi o sam akt porwania – byłaby to z mojej strony
hipokryzja, albowiem życzę tym tasiemcom jak najgorzej. Ale takie
działanie prędzej czy później kopnie naszą rasę w rzyć.
Pet
była łagodną, wrażliwą dziewczyną. Przypomnijcie sobie Sunny –
nie miała problemu z wyprowadzką jako taką, a jedynie z faktem, że
w kosmosie nie będzie Kyle'a. Pet najwyraźniej nie ma ukochanego;
czy nie byłoby rozsądniej przywieźć ją do jaskini, a następnie
spokojnie wytłumaczyć jej, że powinna opuścić ziemię, bowiem
unieszczęśliwia swojego żywiciela i jego bliskich? Tu nie chodzi o
dobre wychowanie, a o fakt, że za moment będziemy mieli gdzieś we
Wszechświecie całkowicie skonfundowaną duszę, która nie będzie miała
pojęcia, co się z nią stało i dlaczego została nagle wyrwana ze
swojego ciała - i która zapewne będzie chciała do owego ciała wrócić.
Już kiedyś o tym pisałam: jeśli ludzie nie zaczną tłumaczyć
duszom, dlaczego powinny się od nas wynieść (nie, żeby Ian miał
w tej sytuacji jakikolwiek argument poza „podoba mi się twoja
rzyć”), to wszystkie odesłane w pizdu ameby prędzej czy później
do nas wrócą, bo Ziemia to dla nich fajny ośrodek wypoczynkowy.
W dodatku, nauczone doświadczeniem, wrócą bogatsze w wiedzę o
istnieniu ludzkich niedobitków i naszych sposobach manipulacji.
Ale
prawdziwy problem kryje się tutaj:
5)
Towarzystwo wzajemnej adoracji robi to wszystko z nadzieją, że
prawdziwa właścicielka ciała już się nie przebudzi.
Nie
ma znaczenia, że Mela i reszta próbowali wybudzić ciało
dziewczyny; cała ta akcja miała na celu zdobycie mundurka dla
Wandy, a więc było w ich interesie, aby żywicielka Pet się NIE
przebudziła.
Stryderowie,
Howe i O'Shea porwali kogoś nie po to, by go uratować, ale by
przerobić go na żywiciela. Przykro mi Meyer, ale właśnie taką
informację przekazałaś nam poprzez zamieszczone wyżej cytaty; Pet
została wybrana, albowiem spełniała wszystkie punkty na liście
Idealnej Towarzyszki Życia Iana.
I
tu nawiedza mnie dosyć niepokojąca myśl – co zrobiłby miłujący
przemoc Jared i emocjonalnie upośledzony Ian, gdyby dziewczyna
jednak odzyskała świadomość? Pojechaliby po nową ofiarę, czy
też może...ekhm...zadbaliby, aby szybko i bezboleśnie zwolniła
miejsce dla kogoś innego? A może po prostu wepchnęliby do niej
Wandę, niepomni oryginalnej właścicielki?
Teraz
już wiecie, dlaczego tak bardzo nie chciałam znowu się przez to
przedzierać. Stefa, jeśli twoi bohaterowie pod koniec książki
jawią mi się jako prawdziwi antagoniści tego dzieła, to wiedz, że
robisz coś wybitnie źle.
Adolf
approves : 73
Bellanda
Wandella van der Mellen : 93
Mój
ssskarb : 31
O
jasna paszcza!: 28
Welcome
to Bedrock: 90
Wróćmy jeszcze do kilku momentów, które pominęłam składając razem powyższe cytaty.
– Mel? Mel, żyjesz!Uśmiechnęła się i nachyliła nade mną, żeby mnie uściskać. Była większa, niż pamiętałam.– Oczywiście, że żyję. Przecież chyba po to było całe to zamieszanie. Ty też będziesz się dobrze czuć. Działaliśmy z głową. Nie wzięliśmy dla ciebie pierwszego lepszego ciała.
-
Ten model ma atest producenta i gwarancję nieskazitelnej cery na dwa
lata. Był też reklamowany przez Tyrę Banks jako najnowsze
osiągniecie w dziedzinie atrakcyjnych żywicieli.
Adolf
approves : 74
Bellanda Wandella van der Mellen : 94
Bellanda Wandella van der Mellen : 94
– Ja jej opowiem, ja! – Jamie wcisnął się obok Mel.
Pamiętacie,
jak obiecałam w poprzednich analizach, że dziś ponownie skupimy
się na Jamiem? Dotrzymam słowa, obiecuję.
– Cześć, Wanda! Fajnie, co? Jesteś teraz mniejsza ode mnie! – Wyszczerzył triumfalnie zęby.– Ale wciąż starsza. Mam już prawie... – Urwałam jednak i zaczęłam nowe zdanie. – Za dwa tygodnie mam urodziny.Może i czułam się nadal nieco zdezorientowana, lecz nie byłam głupia. Doświadczenie Melanie nie poszło na marne, wyciągnęłam z niego naukę. Ian był równie honorowy jak Jared, a ja wcale nie miałam ochoty przeżywać tych samych frustracji co Mel.Dlatego skłamałam, dodając sobie jeden rok.– Skończę osiemnaście lat.
Świat według Terencjusza: 104
…
...
Meyer?
Ja wiem, że dusze liczą sobie tysiące lat. Ale przykro mi – to
nadal jest obleśne. A staje się podwójnie obleśne w obliczu
dziecinnej buźki nowego mundurka Wandy i tego, kogo reprezentuje ona
w „Intruzie”. Serio, wiek wiekiem – czy Ian naprawdę ma ochotę
bzykać się z kimś, kto wygląda jak przedszkolak? Skoro
uciekinierzy już i tak przebierali w potencjalnych żywicielach jak
w koszu z jabłkami, to nie mogli wybrać takiego, który w
normalnych okolicznościach nie ściągnąłby na O'Sheę uwagi
stosownych służb mundurowych? Wybaczcie, moją bezpośredniość,
ale czy Ianowi naprawdę stanie na widok kogoś, kto sam opisuje się
słowami: „
bladoróżowe usta, pełne i prawie okrągłe, przypominały buzię
niemowlęcia”?
Bo jeśli tak...Wandziu, radzę ci ci z całego serca – poszukaj
sobie nowego partnera.
A
teraz wrócimy na sekundkę do jednego z cytatów:
– Staraliśmy się jej nie przestraszyć – mówił Jamie. – Wyglądała na taką... no wiesz, delikatną. I miłą. Znaleźliśmy ją razem, ale pozwolili mi zadecydować! Mel powiedziała, że musimy znaleźć kogoś młodego, kto dłużej był duszą, czy jakoś tak. Ale nie zbyt młodego, bo wiedziała, że nie chcesz być dzieckiem. I wtedy Jaredowi spodobała się ta twarz, bo powiedział, że budzi zaufanie. Wyglądasz zupełnie niegroźnie. Jared powiedział, że każdy, kto cię zobaczy, będzie chciał cię bronić, prawda, Jared? Ale potem dali mi ostatnie słowo, bo ja szukałem kogoś, kto będzie wyglądał jak ty. I pomyślałem, że ta dziewczyna wygląda jak ty. Bo wygląda trochę jak anioł, a ty jesteś taka dobra. No i jest naprawdę ładna. Czułem, że musisz być ładna. – Uśmiechnął się szeroko. – Ian nie pojechał z nami. Czekał tu z tobą – powiedział, że nie obchodzi go, jak będziesz wyglądać. Nie dał nikomu dotknąć twojej kapsuły, nawet mnie i Mel. Ale Doktor pozwolił mi tym razem popatrzeć. To było super, naprawdę. Nie wiem, czemu wcześniej nie kazałaś mi patrzeć. Ale nie chcieli, żebym pomógł, Ian nie pozwalał nikomu cię dotykać.
Za
terytorializm O'Shei:
Mój
ssskarb : 32
Ale
jak się zapewne domyślacie, prawdziwym bohaterem tego cytatu jest
Jamie.
O
młodym Stryderze powiedziałyśmy już chyba wszystko, co się dało.
Przeczytajcie jeszcze raz tę wypowiedź: taki ciąg wyrazów byłby
akceptowalny w ustach nadmiernie rozentuzjazmowanego siedmiolatka, a
nie osobnika dwa razy starszego.
Upupianie
Jamiego to nic nowego; już dawno stwierdziłyśmy, że ten chłopak
w wyobrażeniach Meyer musi być o połowę młodszy i czort wie,
dlaczego w druku uparcie widać liczbę „14”. Ale dzisiaj chcę
zwrócić Waszą uwagę na co innego.
Jamie
to czternastolatek. Dziecinny, infantylny, traktowany jak bobas
Stryder ma czternaście lat...
...jest
zatem zaledwie trzy lata młodszy od Edwarda Cullena.
Edwarda,
będącego w zamyśle wymarzonym tru loffem wszystkich kobiet na
Ziemi.
Edwarda,
regularnego źródła orgazmów u awatara Stefy (oraz samej Stefy).
Edwarda,
męża i ojca.
I
nie, nie ma znaczenia, że Wardo jest wąpierzem od ponad stu lat;
Meyer wyraźnie napisała, że jej pijawki przestają dojrzewać
psychicznie w momencie przemiany. Edek jest i zawsze będzie
siedemnastolatkiem.
Którego
od młodszego brata Meli dzielą zaledwie dwie-trzy szkolne klasy.
Śmiało
kochani; niech świadomość tego faktu powoli wsiąknie w Wasze
serca i umysły. Później możecie schować się z krzykiem pod
kołdrą.
Nie
ma jak u mamy: 29
Ale
to nie koniec perełek z powyższego cytatu.
(...)powiedział, że nie obchodzi go, jak będziesz wyglądać.
Chciałabym
w to wierzyć. Naprawdę, chciałabym wierzyć w to, że tru loff
stworzony przez Meyer jest w stanie kompletnie zignorować zewnętrzną
powłokę i skupić się na wnętrzu. Niestety, wiem, w jakim
uniwersum się znajduję. Dlatego pytam wszystkich naszych
czytelników razem i każdego z osobna: jak, Waszym zdaniem,
zareagowałby kanoniczny Ian, gdyby przywieziono mu nowe ciało dla
Wagabundy – owszem, kobiece, owszem, w dogodnym przedziale
wiekowym, ale wyjątkowo nieatrakcyjne lub odstające od kanonów
piękna na skutek blizn lub poparzeń?
Spójrzmy
prawdzie w oczy: bohaterowie Stefy są przeraźliwie powierzchowni.
O'Shea zachwyca się Wandzią, gdy ta przesiaduje w atrakcyjnym ciele
Mel lub funkcjonuje jako brokatowy kabel USB, ale wielce wątpliwym
jest, czy nadal tak desperacko walczyłby o jej przeżycie, gdyby
swojego czasu zjawiła się w jaskini w postaci bezzębnej,
wybiedzonej narkomanki. Oczywiście, wygląd człowieka wpływa w
jakimś stopniu na to, jak go postrzegamy, ale skoro Ian upiera się,
że wystarczy mu sama, nomen omen, duchowość, to jestem więcej niż
chętna przetestować tę teorię w praktyce. Prawdziwa miłość
oparta na przyjaźni, porozumieniu i szacunku zapewne byłaby w
stanie pokonać aspekt wizualny; mam jednak dziwne wrażenie, iż
związek O'Shei i Wandy nie zawiera żadnego z powyższych elementów.
Ian ścisnął mnie za dłoń i nachylił się, by szepnąć mi coś na ucho przez gąszcz włosów. Mówił tak cicho, że nikt poza mną nie mógł nic słyszeć.– Trzymałem cię w ręce, Wagabundo. Byłaś przepiękna.
-
Jesteś najpiękniejszą błyszczącą stonogą w historii
błyszczących stonóg; długość twoich witek jest poza wszelką
konkurencją.
– Podoba ci się, prawda? – zapytał Jamie, nagle zatroskany. – Nie gniewasz się na nas? Nikogo tam z tobą nie ma, prawda?
Cóż,
najważniejsze, to rychło w czas upewnić się, czy nikt przypadkiem
nie powtórzy losu Melanie. Ale spokojnie; jestem pewna, że gdyby
jakiś ludź jednak raczył się odezwać w głowie Wagabundy, to Ian
i Jared bardzo szybko i skutecznie wytłumaczyliby mu, żeby siedział
cicho i nie dręczył naszego kwiatuszka.
Adolf
approves : 75
– Nie to, że się gniewam – odszepnęłam. – I... nie, nikogo więcej tu nie czuję. Tylko wspomnienia Pet. Żyła w tym ciele od... tak dawna, że nie pamiętam niczego, co było wcześniej. Nie pamiętam żadnego innego imienia.
Co,
jak już wspominałam, jest kompletnie pozbawione jakiejkolwiek
logiki.
Świat
według Terencjusza: 105
Okazuje
się, że nowy mundurek Wandy nie był jedynym, który przegrał
walkę z amebą; mimo starań naszych, Jodi się nie wybudziła. A
niech to, Meyer, musisz mordować wszystkich porządnych bohaterów
tej książki?
Wandzia
informuje nas, że wokół niej znajduje się całkiem znaczne grono
statystów (nie pytajcie, gdzie byli do tej pory; najprawdopodobniej
uznali, że poczekają grzecznie w cieniu, aż autorka skończy nas
prowadzić za rączkę); w grono postaci drugoplanowych wmieszał się
także Jared z Melą w objęciach.
Wiedziałam, że jej ciało – moje ciało! – to jedyne miejsce, przy którym mogą się znajdować jego dłonie. Że już zawsze będzie ją trzymał blisko przy sobie, najbliżej, jak się da. Poczułam z tego powodu rozdzierający ból. Delikatne serce zadrżało mi w wątłej piersi. Nigdy wcześniej nikt go nie złamał, nie rozumiało tego wspomnienia.Zasmuciło mnie, że wciąż kocham Jareda. Nie uwolniłam się od tego uczucia, od zazdrości wobec ciała, które darzył miłością. Przeniosłam wzrok na Mel, ujrzałam na twarzy, która niegdyś była moja, minę pełną żalu i wiedziałam, że rozumie, co czuję.
Nie
mogłaś się powstrzymać, prawda, Meyer?
Wiecie,
o co tu chodzi? Autorka próbuje nam udowodnić, że Wanda – a
razem z nią czytelnicy – się mylili. Że uczucie do Jareda
wyewoluowało niezależnie od udziału mundurka. Że Wagabunda kocha
Jareda sama z siebie – na bo jak tu nie kochać tak wspaniałego
osobnika?
Śledziliście
nasze analizy; czytaliście moje wywody na ten temat. Nie mam nic
więcej do dodania. Nie, Stefciu, Wandzia nie kocha Howe'a. Nie ma
najmniejszego powodu, by go kochać; ich relacja w najlepszych
momentach opierała się na ledwo co zbudowanej sympatii. Wagabunda
może lubić ukochanego Mel, od kiedy zaczął traktować ją z
większą kurtuazją, ale od porozumienia do miłości daleka droga.
Wszystkie romantyczne myśli na temat Jareda w tej książce ZAWSZE
wypływały
od Meli; Wanda nigdy nie była nim zainteresowana na polu uczuciowym,
o ile jej punktem widzenia nie sterowała Mel bądź nie ukazywały
jej się wspomnienia dotyczące Jareda przefiltrowane przez emocje
panny Stryder. Nawet w ostatnim rozdziale, kiedy to Melanie siedziała cicho jak mysz pod miotłą podczas wymiany płynów ustrojowych miedzy Jaredem i tasiemcem, połączenie między dziewczynami wciąż istniało; Wagabunda nie była wolna od uczuciowych kaprysów swojego mundurka, jak długo dzieliły wspólną jaźń.
Niestety, tworząc ten wątek Meyer zapędziła się w mysią dziurę zapominając, że zgodnie z kanonem Wagabunda przestanie czuć cokolwiek do Howe'a (a także Jamiego) w tym samym momencie, w którym zostanie wyjęta z Mel. Nie pozostało jej zatem nic poza zastosowaniem Imperatywu z Rzyci, zgodnie z którym Miłoźdź Wandy do jaskiniowca i psychicznie opóźnionego Strydera była tak silna, że przetrwała nawet przeprowadzkę. O ile przywiązanie do nie-dziecka jestem w stanie przełknąć, wieczną zagadką pozostanie dla mnie, dlaczego Wandzia miałaby wzdychać za typem, który swojego czasu przerobił jej twarz na wzór palety malarskiej.
Niestety, tworząc ten wątek Meyer zapędziła się w mysią dziurę zapominając, że zgodnie z kanonem Wagabunda przestanie czuć cokolwiek do Howe'a (a także Jamiego) w tym samym momencie, w którym zostanie wyjęta z Mel. Nie pozostało jej zatem nic poza zastosowaniem Imperatywu z Rzyci, zgodnie z którym Miłoźdź Wandy do jaskiniowca i psychicznie opóźnionego Strydera była tak silna, że przetrwała nawet przeprowadzkę. O ile przywiązanie do nie-dziecka jestem w stanie przełknąć, wieczną zagadką pozostanie dla mnie, dlaczego Wandzia miałaby wzdychać za typem, który swojego czasu przerobił jej twarz na wzór palety malarskiej.
No,
ale co tam logika i kanon gdy u Meyer włącza się jej wewnętrzna
autoreczka i dziecinne pragnienie by wszystkie, ale to absolutnie
wszystkie kobiety darzyły uczuciem forsowany przez nią ideał
męskości?
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem :
34
Mój
ssskarb :
33
O
jasna paszcza!:
29
Świat
według Terencjusza:
106
Wracamy
do Jodi; dziewczyna nie przyjmowała pokarmów, Doktor bał się
atrofii mięśni. Co zatem uczyniono?
Jodi stała przytulona do boku Kyle’a. Patrzyła na mnie.Uśmiechnęła się nieśmiało i wtedy ją rozpoznałam.– Sunny!– Jednak zostałam – powiedziała, nie całkiem uradowana, ale też nie smutna. – Tak jak ty. – Zerknęła na twarz Kyle’a – bardziej stoicką, niż zdążyłam się przyzwyczaić – i głos jej posmutniał. – Ale się staram. Szukam jej. Będę jej dalej szukać.– Kyle kazał nam włożyć Sunny z powrotem, gdy wyglądało na to, że stracimy Jodi – dodał cicho Doktor.
Chciałabym
wierzyć, że Kyle zrobił to tylko z powodu braku alternatywy,
licząc, ze duszka zdoła odnaleźć jego narzeczoną, ale nic z
tego; jestem pewna, iż Brat Samo Dobro i ameba okupująca jego
ukochaną będą odtąd żyć długo i szczęśliwie.
O
jasna paszcza!:
30
Wandzia
nadal czuje się średnio na jeża – najwyraźniej zmiana mundurka
w obrębie jednego gatunku jest trudniejsza niż przeprowadzka
międzygatunkowa, diabli wiedzą, czemu – w dodatku jest naćpana
duszkowymi lekami. Trudy, Heidi, Heath, Andy, Paige, Brandt, Mandy, Lily, Jeb, Doktor (zagadka – pomijając trzy ostatnie imiona,
postarajcie się dopasować jakąkolwiek bądź charakterystykę do
pozostałych postaci) – wszyscy, po prostu wszyscy otaczają naszą
duszkę, ściskają ją i cieszą się z jej powrotu (no, Maggie i
Sharon tu nie ma, ale to żadna niespodzianka). Ian zaczyna macać
lubą po twarzy; chce się upewnić, czy Wandzia dobrze czuje się w
swoim nowym mundurku i czy zamierza zostać z nim na Ziemi.
– Chyba mogę – szepnęłam. – Jeżeli tego chcesz.– Obawiam się, że to nie wystarczy – odparł Ian. – Ty też musisz tego chcieć.Nie potrafiłam mu patrzeć w oczy dłużej niż parę sekund. Uczucie wstydu, zupełnie dla mnie nowe i kłopotliwe, kazało mi za każdym razem spuszczać wzrok na kolana.– Chyba będę chciała – przytaknęłam. – Chyba nawet bardzo.
Skarbie,
z was dwojga to nie ty powinnaś się wstydzić faktu, że kogoś tu
świerzbią rączki do jak najbliższego kontaktu z osobą
wyglądającą na pierwszą klasę podstawówki.
Rozdział
kończymy jakże romantycznym:
Ian podniósł moją twarz, zmuszając mnie, żebym spojrzała mu w oczy, i jeszcze bardziej się zarumieniłam.– W takim razie zostaniesz.Pocałował mnie na oczach wszystkich, ale szybko zapomniałam, że mamy widownię. To było łatwe i oczywiste – koniec z rozdarciem, zagubieniem, sprzeciwem – byliśmy tylko ja i Ian. Płynna skała rozlewała się po moim nowym ciele, czyniąc je stroną zawartej umowy.– Zostanę.Tak zaczęło się moje dziesiąte życie.
I
tak zarazem kończy się moja praca na tym blogu. Dziękuję Wam
wszystkim za miesiące, które spędziliście razem z nami, za Wasze
uwagi i komentarze. Gdyby nie Wy, nigdy nie dotarłybyśmy z Beige
tak daleko z naszymi analizami.
A
za tydzień – epilog i oficjalny koniec naszej przygody z
„Intruzem”. Zostańcie z nami!
Statystyka:
Adolf approves: 75
Bellanda Wandella van der Mellen: 94
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem: 34
Ludzkość ssie: 68
Mea culpa: 37
Mój ssskarb: 33
Nie ma jak u mamy: 29
O jasna paszcza!: 30
Świat według Terencjusza: 106
Welcome to Bedrock: 90
Witaj, Morfeuszu: 19
Adolf approves: 75
Bellanda Wandella van der Mellen: 94
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem: 34
Ludzkość ssie: 68
Mea culpa: 37
Mój ssskarb: 33
Nie ma jak u mamy: 29
O jasna paszcza!: 30
Świat według Terencjusza: 106
Welcome to Bedrock: 90
Witaj, Morfeuszu: 19
Maryboo
"Ian był równie honorowy jak Jared, a ja wcale nie miałam ochoty przeżywać tych samych frustracji co Mel.
OdpowiedzUsuńDlatego skłamałam, dodając sobie jeden rok.
– Skończę osiemnaście lat. "
W sensie... Jego honor polegałby na tym, że nie przeleciałby niepełnoletniej? A Wandzia, żeby nie kłopotać Iana moralnymi rozterkami, dodała sobie rok, by... mogli z czystym sumieniem uprawiać seksy? Czy ja to dobrze zrozumiałam i to jest tak chore jak myślę, czy mózg mi już wysiadł przez to ksiopko? Somebody?
Polowanie na mundurek - koszmarek grubymi nićmi szyty. Że niby oh oh, nie martw się, bo okazało się, że to ciało nie ma ludzia w głowie... tylko że... oni tego nie wiedzieli, kiedy porywali tę dziewczynę. A wybierali żywiciela starannie, długo i w ogóle. Mamy wierzyć, że jeśli ta upatrzona dla Wandzi dziewoja obudziłaby się po wyjęciu Petal, to puściliby ją wolno? Ten idealny wandziowy mundurek, młody, o księżycowej cerze, usteczkach, splątanych rzęsach i takie tam? Nooo waaaay. To, że dziewczyna się nie obudziła, przyjęli raczej z myślą "Hmm... W zasadzie to dobrze się składa...". ODRAŻAJĄCE.
Jellycat
Trochę się czuję obrażona przez ten odcinek. Według Maryboo nie mam prawa się podobać, skoro mam dziewiętnaście lat, ale wyglądam na dwanaście.
OdpowiedzUsuńR
Mam podobnie, ale c'mooon... Patrząc na ten opis, Stefa potraktowała określenie "baby face" odrobinkę zbyt dosłownie. Chociaż może to tylko tłumaczenie tak wyszło (let me dream!). I w ogóle - po wuj ten dziecinny wygląd? Nie można było napisać, że niska, drobna i pikna jak diabli, tylko "dziecięce rączki", "niemowlęce usteczka"... ugh. Nie wiem, jak ty, ja bym się tak nie opisała :P
UsuńSss
R - moja własna przyjaciółka, lat dwadzieścia trzy, jest regularnie brana za gimnazjalistkę. Istnieje wszelako subtelna różnica między młodym wyglądem a używaniem w opisie postaci określeń, które robią z tru loffa obleśnego pedofila, śliniącego się do kilkulatki o niemowlęcej twarzy i dziecięcych rączkach. A biorąc pod uwagę, na kim wzorowany jest mundurek Wandy, robi się to obleśne w jeszcze większym stopniu.
UsuńMaryboo
A czy z Pet nie chodziło o to gadkę z pra-początku książki, że jak ktoś miał mundurek oporny, to dawali mu spokojny od dzieciaka? W sensie, Pet była młodziutka. Wyglądała nawet na mniej niż ma. No to uznali, że dostała amebę jako berbeć/parolatka i praktycznie nie ma szans by w środku siedział żywiciel?
OdpowiedzUsuńNie, żeby to mniejsze zło nie było chore do cna, ale jeśli już musieli szukać mundurka dla Wandy, to szukanie dziecka -> które według Wandzi nigdy nie potrafi się utrzymać w ciele - jest najmniej niemoralne.
Tylko czy Wanda mówiła o tym Melanie, żeby ta mogła wszystko wypaplać i z innymi uknuć plan?
Za to dla mnie epilog jest gorszy nawet niż ten rozdział. Ech, ostatni wpis, weźcie nie wyrzekajcie się masochizmu i weźcie na paletę coś innego? Mamy Achaje, Michalak, Greye, popłuczyny po Greyach, Dom Nocy... Dom Nocy tak zły, że aż zabawnie go czytać, może i analizować byłoby nieco lżej.
Mogłoby tak być, ale w tekście nigdy nie znajdujemy poparcia dla tego typu tezy. Prawda jest dużo bardziej prozaiczna: Jared i Stryderowie wypatrzyli ładny mundurek na ulicy, stwierdzili "niezła dupa z twarzy, zaklepujemy" i przywieźli w darze Ianowi.
UsuńSwoją drogą, to zwraca uwagę na kolejny ciekawy fenomen: niemowlęca buźka Pet została uznana za towarzystwo za godną figo-fago z Ianem. Wygląda na to, że wszyscy tutaj (no, może poza opóźnionym Jamiem, którego w wieku 14 lat bardziej od pornosów interesują dobranocki opowiadane przez siostrę) mają dosyć...ekhm...specyficzne kryteria atrakcyjności.
Maryboo
"Mel powiedziała, że musimy znaleźć kogoś młodego, kto dłużej był duszą, czy jakoś tak. "
UsuńŻywicielka Pet ma siedemnaście lat, według naszego prawa za rok byłaby pełnoletnia; tyle samo liczyła sobie Mel, kiedy poznała Jareda. Ciężko tu mówić o wybitnie młodym osobniku - Kevin z początków powieści miał mniej niż sześć lat.
UsuńAle ok, Pet wygląda na mniej, niż ma, mogli uznać, iż nikt nie siedzi w środku...co z kolei oznacza, iż nie mieli żadnego problemu z przywiezieniem Ianowi mocno nieletniego ciała w roli prezentu matrymonialnego. Jak się nie obrócisz, rzyć z tyłu, od patologii w dziełach Stefy nie ma ucieczki.
Maryboo
2) Mela i spółka postanowili ruszyć na poszukiwanie mundurka.
OdpowiedzUsuńTo jest obrzydliwe. Jak ludzie mogliby tak na zimno...?
W sumie nie, nie jestem zaskoczona, że Wanda zostanie, wszystko zmierzało do takiej puenty.Obleśne.
Chomik
Dziękuję za długą i szczegółową analizę : )
OdpowiedzUsuńPS. A może "Niezgodna" na tapetę? ma niezłą merysójkę!
Pożyjemy, zobaczymy ;)
UsuńMaryboo
nie powiedziała nie, jest szansa, że to jeszcze nie koniec!
UsuńAnaliza jak zwykle cudna i bardzo za nią dziękuję, chyba nie dałabym rady tego gniota przeczytać ale film był niewiele lepszy
pozdrawiam
Rose29
"Posłuchaj, Wando. Dobrze wiem, że nie chcesz. Ale jesteśmy ludźmi i myślimy o sobie, i nie zawsze postępujemy właściwie. Nie pozwolimy ci odejść. Musisz się z tym pogodzić." jak dla mnie "Ludzkość ssie" jak nic.
OdpowiedzUsuńZ innej beczki. Pytanie do fanów (fanek) SPN: przetrwałam osiem odcinków i bardzo chciałabym oglądać dalej, ale w tym celu potrzebuję zapewnienia, że nie w KAŻDYM epizodzie występuje gorąca laseczka napalona na Deana (rzadziej Sama), zazwyczaj kończąca ich krótką acz burzliwą znajomość nie-do-końca przyjacielskim buziakiem. No ileż można, ta schematyczność i pochód potencjalnych miss America zohydziły mi całokształt, niestety.
Ogólnie: pozdrawiam gorąco autorki analiz i dziękuję za wiele radosnych wieczorów z Wardo, Nabuchodonozorem oraz sparklącą glistą z przyległościami. Jesteście niesamowite.
Ty się ciesz, że są laseczki, a nie użalanie się i wylewanie uczuć rozmaitych w 9 sezonie...Jak ja bym chciała laseczki! I nowe analizy! A może właśnie analiza SPN?
UsuńChomik
Ha! Czyli pochód laseczek ma swój kres :). No to Chomik wracam z nową nadzieją w serial, dzięki!
UsuńAle nie zostawicie nas? Proszę, nie wytrzymam niedzieli bez Waszych analiz, nie ważne za co się weźmiecie...
OdpowiedzUsuńMiał się tutaj znaleźć jakiś dowcipny komentarz, ale niestety nie mam żadnego pomysłu. Już za czasów czytania tego jako zwykłej książki byłam lekko zniesmaczona, ale teraz po prostu brakuje mi słów. Najbardziej jednak boli fakt, że coś takiego kształtuje sposób myślenia tysięcy osób...
OdpowiedzUsuńBrawo Stefcia, to Ci trzeba przyznać, masz talent do owijania patologii w zgrabny papierek.
Czytam tą analizę od samego początku, choć nigdy nie komentowałam. Jednak skoro już końcówka, to postanowiłam się odezwać ;). Przed analizą czytałam "Intruza" (nie byłam jakąś fanką, Wandziomela często mnie wkurzała, aczkolwiek książka jako taka mi się podobała), ale nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jest aż tak najeżony patologiami i skrzywieniami. Cieszę się jednak, że wasze analizy pozwoliły mi przejrzeć na oczy i dostrzec te wszystkie pokręcone motywy.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetna robota z tymi analizami. Naprawdę podziwiam, że wam się tak chciało babrać z tyloma rozdziałami, nielogicznościami i wkurzającymi bohaterami. Przez ostatni rok co niedzielę czekałam na nowy odcinek, ciekawa, co tam nowego się pojawi, jakie nielogiczności uda wam się odnaleźć.
Dlatego mam nadzieję, że jeszcze kiedyś postanowicie zanalizować jakiś tekst, bo fajnie wam to wychodzi, poczytałabym więcej (analizy wszystkich części "Zmierzchu" też już przeczytałam :)). Może "Dom Nocy"? To jest tak kretyńskie, że nawet "Zmierzch" wydaje się przy tym naprawdę ciekawą i logiczną książką.
A za skłamanie że kończy 18 lat Terencjusz się nie należy? Czy był przyznany?
OdpowiedzUsuńFaktycznie zjadłam. Ale cóż - Wandzia kłamie jak z nut juź od tak dawna, że nawet ja zaczynam to przyjmować za oczywistość...
UsuńMaryboo
Odcinek był tak wyśmienity, że proponuję zrobić konkurs!
OdpowiedzUsuńCo według was było najbardziej obleśne/złe/okropne/bezsensowne w tym rozdziale?
1) Wyszukiwanie mundurka jak w Tap Madl
2) Ian pedofil
3) Nielogiczna miłość Wandzi do Jareda
4) Obrzydliwy związek Brata Samo Dobro z Sunny
5) Całokształt postaci Jamiego
6) Opis wyglądu nowego mundurku Wandzi (przypominam o poplątanych, złotych rzęsach i wojnie słońca i księżyca na mordzie)
7) Nieludzkie zachowanie Jareda i Stryderów w samym fakcie wyjazdu po mundurek
8) A może to, że Meyer uważa, że to wszystko jest normalne i absolutnie niepatologiczne?
Głosować można tylko na jedną rzecz, ponieważ - nie ukrywajmy - gdyby można było wybierać, ile się chce, wszyscy jak jeden mąż (a przynajmniej tak podejrzewam) zagłosowalibyśmy na wszystkie podpunkty.
To może w takim razie zacznę: 6, czyli opis mundurka. Na patologie Meyer już się uodporniłam, ale na... na takie... to co ona zrobiła z, ekhem, "poetyckim" opisem... Przeczytaliśmy to na głos z chłopakiem i omal nie umarliśmy przy natłoku tego chłamu.
Popo
1 for sure - rozumiem, że gdyby nie udało im się znaleźć odpowiedniego mundurka, wsadziliby Wandę w kapsułę i czekali na lepsze rozdanie? Zaprawdę, Ian naprawdę musi kochać naszą amebkę.
UsuńNajgorsze w tym rozdziale jest to, ze w ogole powstal. Tak samo jak ksiazka :)
UsuńSwietna analiza, lezka w oku sie kreci, ze to juz prawie koniec. Tyle niedziel z Waszymi analizami, a ja dalej pragne wiecej.
Najgorsze jest chyba 8. I to, że wielu ludzi nie dostrzega w jej gniotach patologii.
UsuńJeden. Jest chore.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń
UsuńA dla mnie najgorszy jest tu związek Kylego z Sunny. To jest TAK NIEREALNE biorąc pod uwagę wcześniejsze zachowanie Kylego względem Wandy i jego nienawiść do dusz. Oczywiście słuszną. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że ja miałabym tak postąpić na jego miejscu. No taak, mój ukochany wprawdzie się nie obudził, ale mam za to żywe ciałko zdolne do robienia różnych rzeczy.... Brr.
Trudno wybrać jedno, ale jeśli naprawdę muszę to chyba też jestem za 4. Do innych debilizmów i patologii się już mniej-więcej przyzwyczaiłam, a 4 człowieka znienacka atakuje i wali ch*jem po twarzy.
UsuńCzwórka. OHYDA.
UsuńWinszuje ukonczenia! Jak reszta czytelnikow zywie goraca nadzieje, ze nie znikniecie z internetow, bo nie wiem, co bez was zrobie w poniedzialki :D
OdpowiedzUsuńThe world needs you!
Pomijając te wszystkie patologie i ohydztwa, mnie, hm, intryguje ta srebrzysta skóra nowego wdzianka Wandzi. Mlecznobiałą to bym zrozumiała, bycie śnieżnobiałą śnieżką jest dosyć merysujkowate, ale srebrna skóra? Jakiego trzeba być pochodzenia, żeby taką mieć? Albo na co chorować. Srebrnemu najbliżej do szarego, więc panna chyba nie jest okazem zdrowia.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o dalsze analizatorskie przygody Maryboo i Beige - ludzie, miejcie litość. Dziewczyny przez kilka lat męczyły się z tforami Meyer, więc jeśli zdecydują się zabrać za jeszcze coś, niech wezmą na tapetę coś, co w swej głupocie jest bardziej zabawne niż wkurzające, bo jeszcze im nerwy nie wytrzymają. (:
Krakatoa
Właśnie "niezgodna jest bardziej zabawna niż wkurzająca : ) "Domu nocy" nie polecam, ja nie zdzierżyłam
Usuń"Niezgodna" robi się bardziej wkurzająca z tomu na tom, bo pierwszy tom nie był najgorszy, a potem się robią straszne głupoty - zmarnowany potencjał. Przez ostatni tom przebrnęłam z wielkim trudem.
UsuńAle zgadzam się, że byłaby to dobra odmiana, bo książka jest po prostu źle napisana i nieprzemyślana, a nie jest tak usiana patologiami jak dzieła Meyer.
A.
Niezgodna byłaby super.
UsuńMerysójka wysyła Zdradzieckiego Brata na samobójczą misję samym swoim spojrzeniem! : D
UsuńA może coś z polskiej fantastyki? Taką Jadowską np... ;D
OdpowiedzUsuńOptuję za "Domem Nocy". Wszak tamte patologie są tak oczywiste, że nie trzeba się szczególnie wysilać, by je wyszczególnić.
OdpowiedzUsuńJa tam sądzę, że Maryboo i Obsydianowy Trawnik nas czymś znów zaskoczą ;)
OdpowiedzUsuńCzo ta Sztefa to nawet ja nie.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się, że Bedrock przegoni kategorię Terencjusza.
OdpowiedzUsuńMam pomysł by napisać przeróbkę Intruza. Duszki byłyby tam naprawdę dobre i pacyfistyczne, żyłyby w symbiozie z innym gatunkiem na swojej planecie. Byłaby też zła rasa podbijająca galaktykę i oni podbiliby bezproblemowo pokojowe duszki. Wówczas odkryliby że są one w stanie łączyć siè nie tylko z gatunkiem-symbiontem i w innym gatunku mogą przejąć nad ciałem kontrolę.
Potem źli podbijaliby Ziemię i uznaliby że duszki przydadzą się do przejęcia kontroli nad ludźmi, dobre duszki byłyby więc wbrew swojej woli wszczepiane do ludzi...