niedziela, 14 września 2014

Rozdział LVI: Jednia

Stefa minęła się z powołaniem. Powinna była zostać chirurgiem. Ma do tego ewidentny talent, co dziś udowodni nam, przeprowadzając udaną operację przeszczepu pierwotnych charakterów Brata Samo Zło i Jareda Neandertala do ciała niejakiego Iana O’Shea.Truloff Wandzi nigdy nie był zbyt porządnym człowiekiem, ale dziś osiągnie dno absolutne. Jako że żaden truloff się u Stefki nie uchowa, wszyscy jak jeden muszą mieć dokumentnie skopane charaktery.



Ian dowiaduje się, że Wandzia ma zamiar dać nogę z naszej planety. O jej jakże zbędnym samobóju na razie nie ma mowy. Na te wieści O’Shea dostaje, delikatnie mówiąc, ciężkiej kurwicy.



Ian spoglądał na nas z góry z taką furią, że Sunny aż zatrzęsła się ze strachu. Stało się coś dziwnego – miałam wrażenie, że Kyle i Ian zamienili się twarzami. Tyle tylko, że twarz Iana była wciąż doskonała, bez skazy. Wściekła, lecz mimo to piękna.



Priorytety, bitch, priorytety!!! Facet wygląda, jakby miał zaraz kogoś zmasakrować, a ta bełkocze o jego nadobnym licu. Ja pierniczę.

Już w drugim zdaniu rozdziału mamy wspomniany przeze mnie przeszczep jaskiniowych zachowań. Teraz już pójdzie z górki.



Ian mówił przez zaciśnięte zęby.
– Wando – warknął, po czym wyciągnął do mnie rękę. Wyglądało to tak, jakby musiał się powstrzymywać, żeby nie zacisnąć jej w pięść.
"O–o", pomyślała Melanie.
Ogarnęła mnie żałość.



Mnie też ogarnęła. Jak widzę, co Stefa robi z charakterami facetów, którzy mają być tymi jedynymi, cudownymi książętami na białym koniu dla jej bohaterek, to aż mi przykro. Oczywiście wandzina żałość nie jest spowodowana odkryciem (jakże późnym), że jej luby to niebezpieczny człowiek, o nie. Duszka po prostu nie chce się z tym furiatem rozstawać. O’Shea zaraz udowodni, że Wandzia powinna zrobić odwrotnie i brać nogi za pas, byle jak najdalej od tego kolesia.



Czas na serię Bedrocków, trzymajcie się.



Zniecierpliwiony Ian chwycił mnie za rękę i podniósł na nogi. Widząc, że Sunny wstaje razem ze mną, pociągnął mnie mocniej, tak by puściła moje ramię.
– Co ci odbiło? – zapytał ostro Kyle.



Welcome to Bedrock: 74



Jeśli Kyle wytyka ci takie rzeczy, to wiedz, że jest naprawdę źle.



Ian zgiął nogę w kolanie i wymierzył Kyle’owi mocnego kopniaka w twarz.


 


Welcome to Bedrock: 75



Reakcja Wandzi? Oburzenie. Serio.



– Ian! – oburzyłam się.
Sunny rzuciła się między nich, chcąc zasłonić drobnym ciałem trzymającego się za nos i próbującego wstać Kyle’a. Stracił przez to równowagę i upadł z jękiem na ziemię.
– Chodź – warknął Ian i pociągnął mnie za rękę, nawet się za siebie nie oglądając.
– Ian...
Wlókł mnie gwałtownie za sobą, nie dając mi się odezwać. W zasadzie mi to nie przeszkadzało. I tak zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć.




Welcome to Bedrock: 76



W sumie ja też nie wiem, co powiedzieć. Przeszczep się w pełni udał. Ten facet ma bardzo niewiele wspólnego z wcześniejszym Ianem. Od takiego gnoja kobieta powinna trzymać się z daleka. Błagam, Stefciu, przestań przedstawiać agresywnych psychopatów jako truloffów. Miotanie lubą po jaskini, żeby udowodnić, jak mu na niej zależy i jak bardzo nie chce jej stracić, jest kompletnie powalone. Niech jej jeszcze w ryj przywali z powodu tego całego manpain’a, wtedy tradycji stanie się zadość.



I ta bezwolność Wandzi… Żadnej reakcji, żadnego protestu. Dookoła pełno ludzi, którzy mogliby jej pomóc. Kij wie, co ten facet chce zrobić. Ale nie, ona daje się potulnie ciągnąć bór wie gdzie. Już jedną taką pannę Stefka stworzyła.



Bellanda Wandella van der Mellen : 87




Zanim Ian wyciągnie Wandzię za włosy, musi jeszcze pokonać ostatniego bossa – Jareda. Nasz ex-neandertal jest zszokowany zachowaniem Iana.



– Odebrało ci rozum, Ian? – zapytał tonem niedowierzania i oburzenia. – Co ty jej robisz?
– Wiedziałeś o tym? – krzyknął Ian, popychając mnie w jego stronę i potrząsając mną. Gdzieś z tyłu rozległo się ciche kwilenie.



Welcome to Bedrock: 77



– Zrobisz jej krzywdę!
– Wiesz, co ona kombinuje?
Z twarzy Jareda zniknęły nagle wszelkie emocje. Spoglądał milcząco na Iana.
– Ianowi wystarczyło to za odpowiedź.
Uderzył Jareda pięścią tak szybko, że nawet nie widziałam ciosu – poczułam jedynie szarpnięcie, a potem zobaczyłam, jak Jared zatacza się w głąb ciemnego tunelu.
– Ian, przestań – odezwałam się błagalnym tonem.
– Sama przestań – odwarknął.



Welcome to Bedrock: 78




Przeciągnął mnie pod łukiem i zaczął prowadzić na północ. Musiałam prawie biec, żeby nadążyć za jego długimi krokami.
– O’Shea! – krzyknął za nami Jared.
– Ja jej zrobię krzywdę? – odryknął mu Ian przez ramię, nie zwalniając tempa. – Ja? Ty obłudna świnio!
Za nami rozciągała się już tylko cisza i ciemność. Potykałam się co chwila, próbując dotrzymać mu kroku.
Jego silny chwyt zaczął mi sprawiać ból. Zaciskał mi dłoń na ramieniu niczym krępulec, z łatwością obejmował je całe swoimi długimi palcami. Ręka powoli mi drętwiała.
Pociągnął mnie do przodu jeszcze szybciej, aż oddech przeszedł mi w jęk bólu.



Welcome to Bedrock: 79




Myślę, że nie ma sensu tego komentować. Facetowi kompletnie odbiło. Rozumiem, że jest zdenerwowany (wiem, że to spory eufemizm), ale nic go nie tłumaczy. Ten człowiek nadaje się do leczenia i to niezwłocznie. Za ten cały fragment dam jeszcze jasną paszczę. Emocjonalna reakcją emocjonalną reakcją, ale to jest po prostu niesamowite. I to nie w pozytywnym sensie.



O jasna paszcza!: 23



Jęk bólu Wandzi otrzeźwia wreszcie Iana. Zamiast więc ciągnąć duszkę za sobą jak bydlę na postronku, postanawia zarzucić ja sobie na plecy jak na jaskiniowca przystało. No dobra, może nie na plecy, przesadzam troszkę, ale blisko. O’Shea bierze Wandzię na ręce i rusza dalej.



Kiedy dotarliśmy do jaskini z ogrodem, biegł dalej, nie zważając na zdumione, a nawet podejrzliwe spojrzenia. W jaskiniach działo się w ostatnim czasie zbyt wiele dziwnych i niechcianych rzeczy. Zgromadzeni tu ludzie – Violetta, Geoffrey, Andy, Paige, Aaron, Brandt i paru innych, których w biegu nie zdążyłam rozpoznać – byli niespokojni. Niepokoił ich widok rozwścieczonego Iana pędzącego między nimi na złamanie karku ze mną na rękach.



Jaskiniowe maniery swoją drogą, ale to musiało wyglądać przezabawnie. Już sobie wyobrażam Iana lecącego jak byk na torreadora i to jeszcze z Wandzią na rękach. Powinien jeszcze się potknąć i zaliczyć faceplanta. Tylko że wtedy Wandzia też by się potłukła, ale może taki slapstick rozładowałby sytuację.



Po chwili byli już daleko za nami. Ian nie zatrzymywał się, dopóki nie dobiegliśmy do pokoju, który dzielił z Kyle’em. Przewrócił kopnięciem czerwone drzwi – wylądowały na podłodze z głuchym hukiem – i opuścił mnie na materac.



O nie, nie, nie. Mam nadzieję, że to nie to, o czym myślę. A myślę jak zwykle o rzeczach najgorszych. Z tym powaleńcem nic nie wiadomo.



Stał teraz nade mną, ciężko dysząc ze zmęczenia i złości. Odwrócił się tylko na chwilę, by jednym zwinnym szarpnięciem postawić z powrotem drzwi, po czym znowu utkwił we mnie groźne spojrzenie.

Wzięłam głęboki oddech, podniosłam się na kolana i wyciągnęłam przed siebie otwarte dłonie, próbując coś wyczarować – coś, co mogłabym mu dać albo powiedzieć. Ale moje ręce były puste.

– Nie. Zostawisz. Mnie. – Oczy mu świeciły; płonęły błękitnym ogniem, jaśniej niż kiedykolwiek.

To. Wcale. Nie. Brzmi. Jak. Groźba.



– Ian – szepnęłam. – Musisz sobie zdawać sprawę, że... nie mogę zostać. Wiem, że to rozumiesz.
– Nie! – krzyknął na mnie.

Odskoczyłam do tyłu, a wtedy Ian nagle osunął się na kolana, a potem na mnie. Oparł głowę na moim brzuchu i zacisnął mi ramiona wokół talii. Trząsł się gwałtownie, a z piersi wydobywało mu się głośne, rozpaczliwe łkanie.
– Nie, Ian, nie – prosiłam. To, na co teraz patrzyłam, było o wiele gorsze niż gniew. – Proszę cię, przestań.
– Wando – jęknął.
– Ian, proszę. Nie płacz. Proszę. Tak mi przykro.
Ja także płakałam i także się trzęsłam, choć możliwe, że to on mną potrząsał.
– Nie możesz odejść.
– Muszę, muszę – szlochałam. Potem długo płakaliśmy bez słów. Ian przestał pierwszy. Wyprostował się i wziął mnie w ramiona. Poczekał, aż byłam w stanie mówić.
– Przepraszam – wyszeptał. – Źle się zachowałem.


No coś ty? 







– Nie, nie. To ja przepraszam. Powinnam była ci powiedzieć wcześniej, skoro widziałam, że niczego się nie domyślasz.



Boś ty głupi jak noga od stołu. Ta powyłamywana.


Mea culpa: 35
– Od kiedy? Od kiedy to planujesz?
– Od czasu Łowczyni – odparłam szeptem.
Kiwnął głową, jakby spodziewał się takiej odpowiedzi.
– I uznałaś, że musisz wyjawić swoją tajemnicę, żeby ją uratować. Potrafię to zrozumieć. Ale to wcale nie znaczy, że musisz stąd zniknąć. To, że Doktor teraz już wie... to niczego nie zmienia. Gdyby choć na moment przyszło mi to do głowy, że jedno równa się drugiemu, nie stałbym wtedy bezczynnie i nie patrzył, jak mu to tłumaczysz. Nikt cię nie zmusi do tego, żebyś oddała mu się pod skalpel! Niech tylko spróbuje cię tknąć, a połamię mu ręce!



Welcome to Bedrock: 80



Wandzia stara się wytłumaczyć Ianowi, że nikt jej do niczego nie zmusza, to jest jej decyzja. Duszka chce zrobić to dla Meli.

– Ona jest we mnie zamknięta, Ian. Jak w więzieniu – albo jeszcze gorzej. Nie potrafię tego nawet opisać. Jest jak duch. A ja mogę ją uwolnić. Mogę sprawić, że odzyska siebie.
– Ty też zasługujesz na życie, Wando. Zasługujesz, żeby tu zostać.



A Mela zasługuje na odzyskanie swojego ciała i życia. I to zasługuje bardziej.



– Ale ja ją k o c h a m, Ian.
Zamknął oczy, a blade usta całkiem mu pobielały.
– Ale ja kocham ciebie – szepnął. – To się nie liczy?
– Oczywiście, że się liczy. I to bardzo. Nie widzisz? Ale to tylko... utwierdza mnie w mojej decyzji.
Podniósł gwałtownie powieki.
– To dla ciebie nie do zniesienia, że cię kocham? O to ci chodzi? Mogę zamilknąć, Wando. Nigdy więcej ci tego nie powiem. Możesz być z Jaredem, jeżeli tego właśnie pragniesz. Ale zostań.



Człowieku, naprawdę uważasz, że to jest rozwiązanie? Tu w ogóle nie chodzi o Jareda, kretynie! Matko, jaki ten facet jest głupi. No ale tak to jest, jak się przyjmuje, że jedyną prawdziwą motywacją dla kobiety musi być mężczyzna. Bo co tam więź między kobietami. Bez sensu.



– Nie, Ian! – Wzięłam jego twarz w dłonie – skóra była twarda w dotyku, mocno naciągnięta na kości. – Nie. Ja... ja też cię kocham. Ja, mała srebrna glista z tyłu jej głowy. Ale moje ciało cię nie kocha. Nic potrafi cię pokochać. W tym ciele nigdy nie będę mogła cię kochać, Ian. Czuję się przez nie rozdarta. Dłużej tego nie zniosę.
Mogłabym to znieść. Ale nie zniosłabym tego, że przeze mnie cierpi. Ponownie zamknął oczy. Gęste czarne rzęsy miał mokre od łez. Patrzyłam, jak lśnią.
„No dobra,” westchnęła Mel. „Róbcie, co chcecie. Ja... wyjdę do drugiego pokoju,”dodała ironicznie.
„Dzięki.”

Tylko nie przesadźcie z tym „róbta, co chceta”, bo Mela teraz daje nogę z dobrej woli, ale jak wróci i się okaże, że posunęliście się za daleko, nie będzie zachwycona.



Zarzuciłam mu ręce na szyję i przysunęłam się, tak że zetknęliśmy się ustami.
Objął mnie mocno i przycisnął do siebie. Nasze usta stanowiły jedność, scaliły się tak, jakby miały się już nigdy nie rozdzielić, jakby rozstanie wcale nie było nieuniknione. Czułam smak naszych łez. Moich i jego.
Poczułam, że coś się zmienia.



Lamo, proszę wyjdź z pokoju, to nie ta książka. Przerabialiśmy już ten temat.



Kiedy ciało Melanie dotykało Jareda, wybuchało ogniem, który rozprzestrzeniał się lotem błyskawicy – niczym pożar, co mknie po pustyni, trawiąc wszystko na swojej drodze.
Z Ianem było inaczej, zupełnie inaczej, ponieważ Melanie nie kochała go tak jak ja. Dlatego kiedy mnie dotykał, doświadczałam czegoś głębszego i wolniejszego, przypominającego bardziej podziemną wędrówkę płynnych skał, ukrytych zbyt głęboko, by można było poczuć ich żar, lecz zarazem pozostających w ciągłym ruchu, który kształtuje od nowa posady świata.



Yyy… co ja czytam, boru…



Moje ciało stało między nami jak całun gęstej mgły – wystarczająco jednak przezroczystej, bym mogła ją przejrzeć i odgadnąć, co się dzieje.
Zmieniałam się ja, nie Mel. Był to proces niemalże metalurgiczny, zachodzący głęboko we mnie, zaczęty dawno i zbliżający się ku końcowi. Ten długi pocałunek zwieńczył dzieło – zanurzył rozżarzone ostrze w zimnej wodzie, nadając mu trwały, niezniszczalny kształt.



Jeżu, jaka transcendencja. Nic nie rozumim. Znaczy chodzi o MIŁOŹDŹ, jak mniemam, ale te opisy są cokolwiek zbyt górnolotne jak na Stefę i przez to brzmią idiotycznie. Metalurgiczna chuć, tego jeszcze nie grali.



Znowu zaczęłam płakać, gdyż uświadomiłam sobie, że podobna zmiana musi zachodzić również w nim – w tym oto mężczyźnie, tak dobrym, że mógłby być duszą, i zarazem tak silnym, jak tylko człowiek być potrafi.








Zbliżył usta do moich oczu, lecz było już za późno. Stało się.
– Nie płacz, Wando. Nie płacz. Zostaniesz ze mną.
– Osiem pełnych żyć – szepnęłam łamiącym się głosem, tuląc usta do jego policzka. – Przez osiem pełnych żyć nie spotkałam nikogo, dla kogo zostałabym na jednej planecie, za kim powędrowałabym gdziekolwiek. Nigdy nie znalazłam sobie partnera. Dlaczego teraz?



I dlaczego takiego kutasa?



– To niesprawiedliwe – obruszyłam się, powtarzając słowa Sunny. To nie było sprawiedliwe. Znaleźć coś takiego, odnaleźć miłość – teraz, w ostatniej chwili – i musieć odejść? Czy to sprawiedliwe, że moja dusza i ciało nic mogły żyć w zgodzie? Czy to sprawiedliwe, że musiałam kochać również Melanie?



Bo sama moralność by nic nie dała, trzeba kochać żywiciela, żeby chcieć dla niego sprawiedliwości. Nie ma miłości, nie ma litości. Sumienie widać nie wystarczy. Bo go pewnie nie ma.



Czy to sprawiedliwe, że Ian musiał cierpieć? Jeżeli ktoś zasługiwał na szczęście,

t o w ł a ś n i e o n.



Nawet jeżeli z jakiegoś powodu ten psychol zasługuje na szczęście, to nie kosztem Meli.



– Kocham cię – wyszeptałam.
– Nie mów tego tak, jakbyś się żegnała.

Kiedy musiałam.
– Ja, dusza, której na imię Wagabunda, kocham ciebie, człowieka o imieniu Ian.



Lamo, przestań dyszeć mi na plecy. Wiem, że przyzywa cię dramatyzm, ale uspokój się trochę.



Wandzia jest krok od zawycia „And IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII will always love youuuuuuuuuuu!!!” Ian próbuje przekonać Wandzię, że wspólnota jej potrzebuje, więc nie może odejść.



Pocałował mnie znowu, tym razem bardziej porywczo. Zacisnął mi dłoń na włosach i odsunął od siebie moją twarz na parę centymetrów.
– Dobrze ci? – zapytał.



This shit again? Nie każcie mi znowu śpiewać Blurred Lines.



Tym razem jednak Wandzia entuzjastycznie podchodzi do kwestii całowania Iana. Wymienianie śliny nie trwa jednak długo. Ian wstaje i znów bez ceregieli ciągnie Wandzię za sobą. O co tym razem chodzi?



– Dokąd? – naciskałam.
– Idź wschodnim tunelem za pole kukurydzy, do samiutkiego końca.

– Do sali gier?
– Tak. Masz tam czekać, dopóki nie zbiorę reszty.
– Dlaczego? – Jego słowa nie miały żadnego sensu. Chciał zagrać w piłkę? Żeby rozładować emocje?
– Bo to trzeba przedyskutować. Zwołuję naradę. Będziesz musiała uszanować naszą decyzję.



Welcome to Bedrock: 81


Twoja decyzja jest nieważna, dobro Meli jest nieważne. Ja jestem ważny! Ty nie masz nic do powiedzenia. Zwołujemy naradę. Rzekłem.

Jeszcze się teraz powinien zacząć bić po cycach i wyć jak Tarzan.



Co zdarzy się podczas narady jaskiniowej wspólnoty? Dowiemy się za tydzień.



Oh boy, przepraszam bardzo za to, że zacytowałam prawie cały rozdział, ale tego nie dało się opisać, to trzeba było przeczytać. Nie sądzę, żeby ktokolwiek z Was lubił Iana po jego licznych wtopach, ale ta akcja bije na głowę wszystko. Ostatnie resztki sympatii, jakie można było mieć dla niego, zostały zdeptane przez drogą ałtorkę. Przerażające jest to, że Stefa takie zachowanie uważa za romantyczne. Wszak Ian bardzo kocha Wandzię i cierpi z powodu jej wyjazdu tak straszliwie, że jego reakcja jest naturalna (przecież prawdziwy mężczyzna to buzujący testosteron i 3 tony agresji) i usprawiedliwiona. MIŁOŹDŹ = manpain = zaborczość i wybuchy kurwicy. Nie pojmuję, jak można coś takiego traktować jako dowód wielkiego, wszechogarniającego uczucia. Nie pojmuję. Ja bym się takiego kolesia zwyczajnie bała. To nie jest komplement, gdy facet ma taką obsesję na punkcie kobiety, że jak coś idzie nie po jego myśli, koleś ma ochotę rozwalać wszystko dookoła. Nierzadko jest wtedy tak, że bęcki dostaje ukochana, bo się akurat nawinęła. Tym razem wpierdziel dostały inne samce, stojące Ianowi na drodze, ale gdyby byli z Wandzią sam na sam, to mogłoby być różnie. Zresztą ciągnięcie na siłę przez całą jaskinię to też przemoc. To nie jest zdrowe. Ktoś to wreszcie uświadomi Stefce? Bo to nie pierwszy taki przypadek w jej książkach. Ech, smutno mi. 

I to wszystko na dzisiaj.

Do zobaczenia.



Statystyka:
Adolf approves : 69
Bellanda Wandella van der Mellen : 87
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 29
Ludzkość ssie: 65
Mea culpa: 35
Mój ssskarb : 25
Nie ma jak u mamy: 28
O jasna paszcza!: 23
Świat według Terencjusza: 94
Welcome to Bedrock: 81
Witaj, Morfeuszu : 18



Obsydianowy Trawnik


34 komentarze:

  1. Obrzydliwe. Nienawidzę Iana, nienawidzę sposobu w jaki mówią o Mel. Co za pierdoły z tą naradą. Serio, ktoś będzie głosował za tym, zeby Mel nadal tkwiła w więzieniu, bo Ian koniecznie chce poruchać?

    OdpowiedzUsuń
  2. Chlip, a ja tak liczyłam na to, że chociaż Ian da się lubić... Nie żeby był jakoś szalenie sympatyczny, ale na tle brata i Jareda wypadał mimo wszystko lepiej. Z drugiej strony, to było nawet do przewidzenia, skoro dwóch naczelnych psychopatów przeszło na psychotropy i przestali stanowić zagrożenie, ktoś musiał wyrównać poziom "Bedrocków".
    A tak swoją drogą, akurat z tym, że Ian jest w tym rozdziale tak dobry, że mógłby być duszą, to się zgodzę - ten sam poziom hipokryzji, egoizmu i zakłamania.
    Smutne jest też to, że to mogłaby być naprawdę ładna scena. Gdyby została odpowiednio napisana i gdyby zmienić postacie na jakiekolwiek sensowne twory, mógłby być z tego ciekawy dylemat i wzruszająca scenka. Ale nie jest. Bo to Stefa i jej zdolność skopania absolutnie wszystkiego. Szkoda...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie poruchać, tylko podziemną wędrówkę płynnych skał uskutecznić...Wychodzi na to,że szlachetny pasożyt jest sensowniejszy od ludzi....Mel uwolnić, glistę przenieść do ciała
    60-letnego pijaka w ostatnim stadium delirki i niech se Ian miłuje.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny pomysł, zatwierdzam :D Pieczęć aprobacji leci.
      Popo

      Usuń
    2. Właściwie to kwestia, która nurtowała mnie podczas czytania Intruza: Ian tak ochoczo zarzeka się, że kocha Wandę samą w sobie, a nie jej ciało, ciekawa jestem jednak, jak jego true miłoźdź sprawdziłaby się, gdyby ostatecznie nasz robaczek świętojański skończył, dajmy na to, w męskim ciele. Bo takie kochanie wyłącznie za charakter brzmi pięknie, nawet jeśli wygłasza je skończony buc i psychopata, ale jednak pewne granice trudno przeskoczyć. Zwłaszcza jeśli to Ian, który faktycznie zachowuje się, jakby chciał tylko poruchać.

      Usuń
    3. Nie musimy nawet iść w takie ekstremy: i porządniejszym, szczerze kochającym ludziom mogłoby być ciężko, gdyby ich partner nagle zmienił płeć, a Wanda czuje się kobietą. Wsadźmy ją zatem w ciało...nieatrakcyjnej dziewczyny. Tylko tyle. To wystarczyłoby, aby skutecznie zabić pseudo-uczucie Iana. Wiem, co mówię, a i Wy będziecie musieli przyznać mi rację, gdy dojedziemy do ostatniego rozdziału tej książki.

      Maryboo

      Usuń
    4. Wandzia czuje się kobietą - nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że tylko dlatego, że, jak to sama powiedziała, "może wydać na świat potomstwo", czy jakoś tak. Normalnie bym się nie czepiała, ale jednak tu drażni mnie niemiłosiernie, bo wciąż nie otrzepałam się z podejścia do macierzyństwa zaprezentowanego w "Przed świtem". Jakoś w przypadku Meyer strasznie jestem podejrzliwa i wszędzie widzę spiski.
      Ponieważ znam zakończenie, pozostaje mi jedynie westchnąć nad milionowym już chyba zmarnowanym pomysłem. Choć nie wiem, może to tylko ja chciałabym w końcu przeczytać jakiś romans (choćby jako poboczny wątek) z brzydką dziewczyną w roli głównej. Brzydką - nie "oh, jestem taka nijaka, taka przeciętna, a jakimś dziwnym trafem wszyscy faceci na mnie lecą...". Taki odwrócony schemat Pięknej i Bestii mi się marzy... Zna ktoś książkę/film/komiks/cokolwiek, gdzie coś takiego występuje? Przyjmę bardzo ochoczo!
      A avatar Stefy nie może nie być perfekcyjny, bo nie i już.

      Usuń
    5. Takich z brzydką dziewczyną nie znam, ale jeśli ktoś lubi jaojce, to Spiderman i Deadpool mogą się spodobać. Deadpool brzydki jak cholera, a i przeszłości nie ma ładnej, a mimo to on i Spiderman to niemal kanon w universum Marvela. Niemal, bo firma jest chętna do zrobienia z nich pary w komiksach, jeśli będzie dość chętnych do czytania.

      Usuń
    6. A ja znam! "Zakochany hrabia", jeśli dobrze mi się kojarzy. Bardzo sympatyczna książka, nawet dla kogoś, kto nie jest fanów romansów. Jest nawet gdzieś nawet w necie do poczytania online. Dobra na nudę.
      Jeśli jednak przekręciłam nazwę, to najwyżej sprawdzę i się poprawię :)
      Popo

      Usuń
    7. "Scarlett O'Hara" nie była piękna"

      Chomik

      Usuń
    8. Brzydka też nie była.

      Usuń
    9. Nie była piękna, ale kto żyw, to się zachwycał.
      U Sapkowskiego w Tandaradei była laska rozpaczliwie przeciętna, ale potem i tak ewoluowało w zjawisko.

      Usuń
  4. Nie dam rady tego skomentować. Nie dam rady. Z Meyer jest bardzo źle. I z jej fankami również jest bardzo źle, skoro to czytają i potakują. Mnie słabo, ja mdleję, ratujcie.
    I ta... Metafora... O skałach... O matko. O jeżu. Niech ta ksionrzka się skończy.
    Popo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja siostra (lat prawie trzydzieści!) twierdzi, że Intruz to jej ukochana książka, a kiedy podsyłam jej fragmenty analiz, strzela fochy i mówi, że "one się nie znają!!11oneoneeleven", "wszystko jest wyrwane z kontekstu!!!!111", "Ian jest wspaniały i one nie rozumieją, dlaczego on się tak zachowuje, nie umieją czytać ze zrozumieniem!!11", serio. Potrzebuję pomocy, chociaż nie wiem, czy w ogóle można kogoś wyciągnąć na prostą po takim praniu mózgu, jakie serwuje Stefa... Chyba pozostaje mi nie mieć siostry :c.
      Metafora o skałach 10/10.

      Usuń
  5. O matko, czytając fragment o ciągnięciu Wandy po jaskini miałam ochotę rytmicznie walić głową w biurko, ale sam tekst wystarczająco mnie zamroczył, więc wolałam nie ryzykować. Mam przed oczami wizję Iana ciągnącego Wandomelę po ziemi za włosy - dziewczyna malowniczo obija się o kamienie i co jakiś czas odnotowuje jakie jej pan ma zgrabne i długie palce, a tymczasem Ian toruje sobie drogę niczym czołg (sądzę, że jakby po drodze trafił się jakiś kotek to i jemu by się dostało). Kiedy Wanda trafiła na rączki wyobraźnia odmówiła mi współpracy, bo zwyczajnie popłakałam się ze śmiechu :D

    Niezwykle trafne komentarze. Uwielbiam Was czytać, ale tym razem zaczęłam się cieszyć, że ten twór się kończy.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Nie, nie. To ja przepraszam. Powinnam była ci powiedzieć wcześniej, skoro widziałam, że niczego się nie domyślasz."
    Mea culpa? Wybacz, że musiałeś bić się z bratem i kumplem, ciągnąć mnie i nosić po jaskini oraz wyważać drzwi! Przebacz!
    A metafora códnej órody, tylko rozdzialik krótki i nudny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, zapomniałam wkleić punkcik za ten tekst. Zaraz to naprawię.

      O.T.

      Usuń
  7. Boru... To jest obrzydliwe. Zastanawiam się czy powodem tego, że Stefa uważa takie zachowania za normalne jest to, że u niej w domu i środowisku występują podobne. Jeśli tak to jest mi bardzo przykro i ktoś powinien się zainteresować czy pani Meyer nie pada ofiarą przemocy. Jeżeli jednak to wynika z jej głupoty, ktoś jej powinien zadać pytanie, czy ona chciałaby by ktoś ją zlał w imię miłości. Może zrozumiałaby co pisze.

    Chore, Intruz bije na głowę wszystkie patologie Zmierzchowej sagi...
    rose 29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie, miałam teorię, że te dzieua pani Meyer są właśnie taką zaszyfrowaną formą wołania o pomoc. Ale niestety świat źle zrozumiał :(

      Usuń
    2. Spokojnie, Stefa regularnie przedstawia Pancha - swojego męża - w wywiadach jako osobę przyziemną i nie dorastającą do pięt Edwardowi/Jacobowi (swego czasu słynna była jej wypowiedź, że gdyby któryś z owych tru loffów zjawił się w jej drzwiach, zostawiłaby małżonka w sekundę, na co Pancho miał podobno odpowiedzieć: "Szerokiej drogi". Zdobył tym moją szczerą sympatię). Można więc bezpiecznie założyć, że w przeciwieństwie do idealnych tru loffów Pancho nie spędza wolnych chwil maltretując żonę psychicznie i/lub fizycznie.

      Maryboo

      Usuń
    3. N...Naprawdę? Tak powiedzieć o własnym mężu w wywiadach? Że woli się swój mokry sen od realnego człowieka?
      Już nawet pomijając ten kompletny absurd, to czy ona choć przez chwilę pomyślała, jak jej dzieci się poczują, gdy za x lat sobie poczytają jej słowa? Przecież to koszmar. Biedny mąż i biedne dzieci. Ależ im musi być wstyd, cholera jasna.
      Popo

      Usuń
    4. Stefa, kobieto... Wstyd mi.

      Usuń
    5. "I think one of the most frustrating things about my confident, self-assured husband is that he is not in the least bit threatened by my devotion to Edward and Jacob, though I have told him many times that if either one of them showed up at the door, I would leave without looking back. Pancho just grins and says, 'You do that, Steph.'" - dokładny cytat.

      Maryboo

      Usuń
    6. Wstydziłabym się pierniczyć takie głupoty publicznie. Czy ja dobrze zrozumiałam, że frustruje ją fakt, iż małżonka nie frustruje fakt, że małżonka chciałaby dymać się z potworem i niewiele sobie robi z jej deklaracji w tym temacie?

      Usuń
    7. Dokładnie, nie inaczej. To jest tak niewłaściwe, że nie mam słów, mówić o tym publicznie w wywiadach, praktycznie się kompromitować przed całym światem przyznając, że nad własnego męża stawia się swoje mokre fantazje.

      Usuń
    8. Aha... czyli ona jest po prostu bezdennie głupia... to bardzo smutne

      rose29

      Usuń
    9. Pancho wykazał się sassem godnym Emmetta czy Jeba. Honorowe członkowstwo w Drużynie R? ;D

      Adria

      Usuń
    10. W drużynie N.
      Popieram!

      Usuń
  8. Ja naprawdę szczerze współczuję mężowi Stefy i jej synom. Jak można wytrzymać pod jednym dachem z lubującą się we wszelkiego rodzaju patologiach osobą? Wydawca po przeczytaniu wypocin Meyer powinien od razu skierować ją na jakąś terapię, gdzie wytłumaczono by jej, że złe rzeczy są złe i nic ich nieusprawiedliwia, a już na pewno nie z rzyci wzięta miłoźdź. Ja już nie wiem czy śmiać się, czy płakać. Myślałam, że nie da się stworzyć niczego gorszego od Zmierzchu, ale niestety się myliłam. Oby na tym skończyła się pseudoliteracka działalność Stefy. Błagam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno mają być następne części Intruza, hehe. Jej działalność skończy się nieprędko, imho.

      Usuń
    2. Czy ja wiem, czy będzie? Straszą już tymi kolejnymi częściami i straszą, a jakoś nie widać, żeby coś realnie się zapowiadało. Od razu jednak zaznaczam, że nie siedzę w temacie i nie sprawdzam stron o Smeyer.
      Popo

      Usuń
    3. No,widzisz, ona przynosi do domu kupę kasy....

      Chomik

      Usuń
  9. Stefa znów prezentuje sobą taką mentalną gimbazę... Jeszcze rozumiem, że niedoświadczone i wychowane na komediach romantycznych nastki mogą podniecać się facetem, który się o nie bije, ogólnie zachowuje się jak agresywny bezmózg, ale żeby dorosła kobieta...

    OdpowiedzUsuń
  10. O,przepraszam,źle się wkleiło:moja wypowiedź dotyczyła rodziny Stefy:matka/żona zarabia kupę kasy,to niech se pisze dyrdymały..

    Chomik

    OdpowiedzUsuń