*
wzdycha ciężko* Chciałoby się.
Meyer
nie ma dla nas litości; ostatnie rozdziały “Intruza” są
najkoszmarniejszymi w całej książce, o czym zresztą
przekonaliście się tydzień temu. Ten odcinek jest równie okropny,
co jego poprzednik i to niemal dokładnie z tych samych powodów.
Miejmy
to już za sobą.
Tym
razem sędziów było niewielu, inaczej niż gdy ważyły się losy
Kyle’a. Ian przyprowadził jedynie Jeba, Doktora i Jareda.
No
i to by było na tyle, jeśli chodzi o podjęcie decyzji przez cały
kolektyw. Dobrze wiedzieć, że Ian już nawet nie stara się
stwarzać pozorów obiektywizmu.
Nie
trzeba mu było mówić, że Jamie nie może się o niczym
dowiedzieć.
Jamie...Albo
nie. Jeszcze nie. Poczekam z tym do ostatniej analizy.
Tylko
jedna niebieska lampa, tylko jeden blady krąg światła na kamiennej
podłodze. Siedzieliśmy wszyscy na jego skraju – ja sama,
pozostała czwórka naprzeciw mnie. Jeb przyniósł nawet strzelbę –
jak gdyby była czymś w rodzaju sędziowskiego młotka i przydawała
obradom należytej powagi.
A
nie mówiłam, że CEB to niemal królewskie insygnium?
Wanda
chce wiedzieć, jak czuje się Sunny. Okazuje się, że kosmitka
została już wyjęta z mundurka i lada moment odleci w siną dal
(miejmy nadzieję, że biuro podróży Wanderer Travel znalazło jej
ostatecznie jakąś ciekawą ofertę).
–
Kyle
stwierdził, że to by było okrutne kazać jej dłużej cierpieć.
Była... nieszczęśliwa.
Oho,
Brat Samo Dobro strikes again. Ciekawe, czy zapakował jej kanapki na
drogę.
Niestety,
Jodi nadal nie wybudziła się po wyjęciu ameby. Dowiadujemy się
też, że Trudy zaopiekowała się Uzdrowicielką i razem szukają
dla niej jakiegoś imienia, skoro cierpiąca na amnezję kobieta nie
może przypomnieć sobie własnego.
Doktor
westchnął.
–
Nie
chcę zostawiać Jodi zbyt długo. Może mnie potrzebować.
–
Racja
– przytaknęłam. – Miejmy to za sobą. – Im szybciej, tym
lepiej.
Podpisuję
się obiema rękami. Szczerze mówiąc, osobiście jestem za
całkowitym pominięciem tego żenującego epizodu, który w
założeniu miał być zapewne poważną dyskusją o prawie do życia
i samostanowienia, w praktyce zaś...sami zobaczycie.
…
Nie
chcę się w to zagłębiać. Proszę, nie. Może ktoś z was ma
ochotę mnie zastąpić? Ktokolwiek?
…Nie
to nie. Na pocieszenie pozostaje mi tylko świadomość, że nie jest
to przynajmniej rozdział 59.
...Którym
będę musiała zająć się za dwa tygodnie.
Stanowisko
trojga głównych zainteresowanych w głosowaniu dotyczącym
docelowego miejsca zamieszkania duszki jest jasne: Wagabunda – out,
Jared – out, Ian – nie out.
Jeb
kiwnął głową.
–
Twardy
orzech. Wando, dlaczego uważasz, że powinienem się z tobą
zgodzić?
–
Gdybyś
to był ty, chciałbyś odzyskać ciało. Nie możesz tego odmówić
Melanie.
–
Ian?
–
Musimy
brać pod uwagę nasze wspólne dobro. Wanda zapewniła nam zdrowie i
bezpieczeństwo, o jakich wcześniej mogliśmy tylko pomarzyć. Jest
kluczem do przetrwania naszej wspólnoty – i całej ludzkości. Nie
może tu rozstrzygać los jednej osoby.
Ian,
powiem ci coś w sekrecie: ostatni rozdział sprawił, że w mojej
prywatnej tabeli „Najgorszy tru loff w historii literatury YA”
spadłeś mniej więcej dziesięć oczek niżej od Jareda –
troglodyty umilającego sobie czas wolny treningiem bokserskim z
kobietą w roli worka.
Nie
żartuję. Howe jest prostakiem i brutalem, ale ma chociaż tę
zaletę, że potrafi się uczyć na błędach. Jak się wkrótce
przekonamy, Jared wcale nie chce pozbywać się Wandy – zaproponuje
alternatywne rozwiązanie które, choć moralnie mocno wątpliwe,
będzie przynajmniej próbą uszanowania obu dziewczyn. Ukochany Mel
dorósł na przestrzeni powieści przynajmniej na tyle, by zacząć
traktować Wagabundę jako żywą i czującą istotę.
O'Shea
nie osiągnął nawet tego poziomu.
Wagabunda
podjęła decyzję. Ian może się z nią nie zgadzać, ale NIE
ma
prawa
próbować na nią wpływać poprzez obrzydliwą manipulację, która
polega na przedstawianiu siebie jako ofiary wagabudzinego
okrucieństwa. Tak, decyzja Wandy jest piramidalnie głupia, ale Ian
zna jedynie jej ocenzurowaną wersję i nie wie, że duszka zamierza
ze sobą skończyć; z tego, co mu wiadomo, Wandzia postanowiła po
prostu oddać ciało i życie dziewczynie, do której się
przywiązała i wobec której odczuwa wyrzuty sumienia.
I
tu przechodzimy do wątku Melanie.
Jared
osiągnął na przestrzeni książki jako-taką nić porozumienia z
Wandą (tu Maryboo dziękuje losowi, że oszczędził jej
przynajmniej konieczności analizowania następnego rozdziału i
współczuje Beige dokładnie z tego samego powodu), traktuje ją jak
niezależną istotę. Ian robi wszystko, co w jego mocy, by nie
musieć się przyznawać samemu przed sobą, że ktoś taki jak Mel w
ogóle istnieje. O'Shea ma Melanię kompletnie w odwłoku; nie
interesuje go, że dziewczyna jest wciąż uwięziona w swoim ciele,
że tęskni za rodziną i ukochanym, w końcu – że jako jednostka
ludzka ma prawo odzyskać swoje życie. Jeżeli Howe zdaje się
przynajmniej mieć wyrzuty sumienia z powodu konieczności odesłania
Wagabundy w celu odzyskania swojej dziewczyny, to Ian nie ma żadnego
problemu z tym, by Melanie spędziła resztę życia jako więzień w
swojej głowie, jeśli tylko oznacza to, że dalej będzie mógł
obmacywać się z jej ciałem...to jest, Wandzią.
Gratulacje,
Meyer. Udało ci się skutecznie zepsuć do cna kolejną postać
męską. Powinnaś dostać jakiś medal.
Mój
ssskarb :
26
Jared
chce wiedzieć, co o tym wszystkim myśli Mel; Melanie pragnie
zagłosować przeciw wyprowadzce Wandy ale, jak to zwykle z nią
bywa, dostaje mentalnego orgazmu wpatrując się w facjatę swego tru
loffa.
Cała
reszta mnie lgnęła do Jareda – rozpaczliwie, szaleńczo
zgłodniała, zupełnie jak wtedy, gdy ujrzałam go w jaskiniach po
raz pierwszy. To ciało w zasadzie nie należało ani do mnie, ani do
Mel, lecz właśnie do niego.
Hip-hip-hurra
dla uprzedmiotowienia kobiet i zredukowania ich roli do erotycznych
zabawek płci brzydkiej!
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem :
30
Welcome
to Bedrock:
82
– Melanie
chce mieć swoje ciało z powrotem. Chce mieć z powrotem swoje
życie.
„Łgarz.
Powiedz im prawdę.”
„Nie.”
Świat
według Terencjusza:
95
–
Kłamiesz
– stwierdził Ian. – Widzę, że się z nią kłócisz. Jestem
pewien, że się ze mną zgadza. To dobra osoba. Wie, jak bardzo
jesteś nam potrzebna.
Primo:
wygląda
na to, że już nawet postacie drugoplanowe postanowiły machnąć
ręką na gwałt na kanonie przejawiający się wybiórczą
uczciwością dusz.
Świat
według Terencjusza:
96
Secundo:
Ian?
Trzeba
mieć doprawdy nieskończone pokłady tupetu by oznajmić, że osoba
więziona od miesięcy w swoim ciele z pewnością nie ma nic
przeciwko byciu pacynką w rękach kosmicznego organizmu i z radością
zgodzi się na dalsze pogwałcanie swej wolności.
To
dobra osoba
Zapamiętajcie,
drogie dzieci: jeżeli będziecie kiedyś zmuszone walczyć o
ocalenie swego życia, natychmiast przestańcie. Tak robią tylko źli
ludzie.
Wie,
jak bardzo jesteś nam potrzebna.
Ian,
zamknij się. Po prostu się zamknij. Guzik cię obchodzą losy
ludzkości, ty chcesz po prostu mieć na podorędziu (nie)swojego
lachona.
Mój
ssskarb : 27
– Mel
wie wszystko to, co ja. Będzie umiała wam pomóc. Poza tym macie
byłą Uzdrowicielkę. Wie rzeczy, o których ja nie mam żadnego
pojęcia. Radziliście sobie świetnie, zanim do was przyszłam.
Poradzicie sobie znowu.
Wando,
przestań używać rozumu, bo O'Shea z wściekłości, że wytykasz
mu nielogiczność gotów znów paść na kolana i zanieść się
szlochem.
Jeb
wydmuchnął powietrze z ust, marszcząc brwi.
–
No
nie wiem, Wando. Ian ma trochę racji.
(...)
–
Jeb
– protestował Jared. – Decyzja może być tylko jedna. Dobrze o
tym wiesz.
–
Czyżby,
chłopcze? Ja bym powiedział, że jest ich bez liku.
–
To
ciało Melanie!
–
I
Wandy.
Mój
ssskarb :
28
Nie,
u diabła, to NIE
JEST, NIE BYŁO I NIGDY NIE BĘDZIE CIAŁO WANDY. JEGO JEDYNĄ I
PRAWOWITĄ WŁAŚCICIELKĄ JEST MELANIE.
– Nie
wolno ci trzymać Mel w zamknięciu – to prawie jak morderstwo,
Jeb.
Ian
pochylił się ku światłu. Nagle twarz znów płonęła mu
wściekłością.
–
A
jak nazwiesz to, co chcesz zrobić z Wandą, Jared? Z nami
wszystkimi, na dobrą sprawę, skoro chcesz nam ją odebrać?
Chłopie,
skończ już z tym upieraniem się, jakoby ktokolwiek poza tobą miał
problem z Wandą na powrót stającą się Delfinem czy innym
Jednorożcem. Doskonale potraficie już posługiwać się duszkową
medycyną i wyjmować ameby z mundurków; Wandzia nie jest już
potrzebna do niczego poza zaspokajaniem twojej chuci.
A
tak w ogóle, to nie ma to jak dobry cockfight. Coś czuję, że
niedługo oblicze O'Shei zyska zupełnie nową barwę; ostatecznie,
Jared nie przyłożył nikomu już od kilku dobrych tygodni i z
pewnością świerzbią go rączki.
Mój
ssskarb :
29
Welcome
to Bedrock: 83
–
Nie
udawaj, że przejmujesz się wszystkimi! Chcesz tylko zatrzymać
Wandę kosztem Melanie – nic innego się dla ciebie nie liczy.
–
A
ty chcesz mieć Melanie kosztem Wandy – nic innego dla c i e b i e
się nie liczy! A skoro tak, skoro nasze racje nawzajem się znoszą,
to zadecydować powinno dobro ogółu.
Patrz
komentarz wyżej.
Mój
ssskarb :
30
Welcome
to Bedrock: 84
Obaj
teraz kucali, gotowi w każdej chwili wstać, dłonie mieli
zaciśnięte w pięści, a twarze wykrzywione szałem.
No
po prostu czyści jaskiniowcy.
Welcome
to Bedrock: 85
Jeb
przerywa awanturę i wtrąca swoje trzy grosze:
-
Wanda ma rację – powtórzył, gdy jego polecenie zostało
wykonane. – Mel musi odzyskać ciało. Ale – dodał szybko,
widząc, że Ian znów się zżyma – ale nie zgadzam się z resztą,
Wando. Uważam, że diablo cię potrzebujemy, drogie dziecko. Polują
na nas Łowcy, a ty nie musisz się przed nimi chować. Nikt inny nie
może z nimi rozmawiać. Ratujesz ludziom życie. Muszę się
troszczyć o swój dom i jego mieszkańców.
Jeb,
no przestań, ty też? Przecież już ustaliliśmy, że człowieki
mogą podkradać leki ze skrzyń bez kontaktu z duszami, a Doktor
jest obecnie mistrzem używania Kryształowego Oddechu i innych
śmiesznych specyfików. Wandzia przydaje się co najwyżej do
zakupów, a i z tym – jak udowadniałam w odcinku 47 – nasi
poradzą sobie bez niej.
– To
oczywiste – powiedział Jared przez zęby. – Znajdźmy jej inne
ciało.
Doktor
podniósł zafrasowaną twarz. Gąsienicowate brwi Jeba prawie
dotknęły białych włosów. Ian otworzył szeroko oczy i zacisnął
usta. Spoglądał na mnie w zamyśleniu...
To
smutne, kiedy pitekantrop okazuje się być bardziej pomysłowy od
przedstawicieli homo
sapiens.
Nie
zrozumcie mnie źle: zabieranie życia innemu człowiekowi byłoby
równie wielką zbrodnią, jak więzienie Melanie. Ale chcę mieć
(naiwną) nadzieję, że Howe w przebłysku geniuszu wpadł na to, o
czym będę perorować w przedostatnim odcinku na tym blogu.
– Nie!
Nie! – Potrząsnęłam energicznie głową.
–
Dlaczego
nie? – zapytał Jeb. – To chyba wcale niegłupi pomysł.
Przełknęłam
ślinę i wzięłam głęboki oddech, żeby mój głos nie zabrzmiał
histerycznie.
–
Jeb.
Posłuchaj mnie uważnie. Mam dość bycia pasożytem. Rozumiesz?
Myślisz, że mam ochotę wejść w inne ciało i zaczynać to samo
od nowa? Już zawsze mam się czuć winna tego, że kradnę komuś
życie? Zawsze ktoś ma mnie nienawidzić? Już prawie przestałam
być duszą – za bardzo pokochałam was, okrutnych ludzi. Czuję
się nie na miejscu i fatalnie mi z tym.
To
takie frustrujące, kiedy cały dramatyzm serii opiera się na
idiotyzmie protagonistów. Więcej na ten temat już wkrótce, choć
zaręczam – nie ma czego wyczekiwać.
Aha,
jeszcze jedno:
Już
prawie przestałam być duszą – za bardzo pokochałam was,
okrutnych ludzi.
Och,
biedactwo.
Ludzkość
ssie: 66
– Zresztą,
co jeśli coś się zmieni? Jeżeli wsadzicie mnie w jakieś inne
ciało, ukradniecie czyjeś życie, i nagle wszystko wymknie się
spod kontroli? Co, jeśli to ciało zaciągnie mnie z powrotem do
świata dusz w poszukiwaniu innej miłości? Co, jeśli nie będziecie
mi już mogli zaufać? Co, jeśli was zdradzę? Nie chcę was
skrzywdzić!
Najsampierw:
Mea
culpa:
36
Co,
jeśli to ciało zaciągnie mnie z powrotem do świata dusz w
poszukiwaniu innej miłości?
Wandzia
poruszyła tu pewną bardzo intrygującą kwestię, o której
wspomnimy pod koniec analizy. Pamiętajcie: ciało-ją, a nie
ona-ciało.
Ale
poza tym: WTF? Od kiedy to CIAŁO ma wpływ na zachowanie żywiciela?
To DUSZA ma kontrolę nad mundurkiem. Żaden człowiek nie będzie w
stanie siłą zaprowadzić ją tam, gdzie nie będzie chciała iść.
No
i...dlaczego niby Wanda miałaby ich zdradzić? Myślałby kto, że
jeżeli człowiek przejmie jednak kontrolę nad tasiemcem, to będzie
raczej próbował torpedować duszkowe mordercze zapędy względem
naszej rasy, a nie je do tego zachęcać.
Nawet Mel nigdy nie miała pełnej kontroli nad Wandzią; Wagabunda
mogła „kochać” Jamiego i Jareda, ale gdyby uparła się
współpracować z Łowczynią, to groźby i prośby Melanie zdałyby
się na nic. Skąd zatem te obawy?
Świat
według Terencjusza: 97
Zaczęłam
od czystej, niczym nieubarwionej prawdy, ale potem kłamałam już
jak z nut.
Ach, zatem to miało być kłamstwo? W takim razie zmieniam pytanie - jakim cudem nikt z obecnych nie wytknął Wandzie nielogiczności wypowiedzi (oraz kłamstwa)?
Świat
według Terencjusza: 98
Tak
naprawdę nigdy nie mogłabym ich skrzywdzić. To, co mi się tutaj
przydarzyło miało
na zawsze we mnie pozostać, tkwiło w atomach, z których składało
się moje małe ciało.
Skarbie,
tu nie ma co się tłumaczyć Miłosną Siłą Miłości; nie
pozwoliłaby ci na to zwykła logika świata przedstawionego.
Moje
kłamstwa chyba po raz pierwszy podziałały.
Skoro
tak twierdzisz.
Świat
według Terencjusza: 99
Nie
przeszło im to przez myśl – że mogę stracić ich zaufanie, stać
się zagrożeniem.
I
słusznie, bo to niemożliwe.
Ian
już przy mnie siadał, żeby wziąć mnie w ramiona. Otarł mi łzy
własną piersią.
–
Już
dobrze, skarbie. Nie musisz być nikim innym. Nic się nie zmieni.
Po
pierwsze: Czy potraficie sobie wyimaginować ocieranie łez piersią?
Ja nie bardzo. To znaczy, w sumie nawet mogę, ale ów obraz jest
dosyć...kuriozalny.
Po
drugie: Mam rozumieć, że Howe jeszcze nie przemienił się w Hulka,
mimo że O'Shea tuż pod jego nosem obmacuje ciało jego lubej?
– Chwileczkę,
Wando – odezwał się Jeb, spoglądając nagle jakby bystrzej. –
Co to zmieni, że polecisz na inną planetę? Tam też będziesz
pasożytem, moje dziecko.
(...)
Nie
miałam zamiaru wyjawić im prawdy. Starałam się jednak mówić
same prawdziwe rzeczy.
To
musi być dla ciebie nie lada wyzwanie, biorąc pod uwagę, że od
początku tej powieści łżesz jak z nut.
–
Na
pozostałych planetach jest inaczej, Jeb. Żywiciele nie stawiają
oporu. W ogóle są całkiem inni. Nic różnią się między sobą
tak bardzo jak ludzie, doznają o wiele łagodniejszych uczuć. Nie
ma się wrażenia, że kradnie się komuś życie. Nie tak jak tutaj.
Nikt nie będzie mnie tam nienawidzić.
Pamiętacie
te glony, które popełniły masowe harakiri by uniknąć
przerobienia na mundurki? Ja pamiętam.
Adolf
approves :
70
Towarzystwo
nadal jest niezdecydowane, więc Wandzia prosi, by odłożono decyzje
na jutro; ma to na celu wyłącznie uniknięcie kłótni, albowiem
duszka podjęła już decyzję – każe Doktorowi wyjąć się z
Meli już tej nocy.
Kłamstwa.
Czy potrafili je poznać?
Świat
według Terencjusza: 100
– Doktorze,
jak tylko zjem, przyjdę ci pomóc z Jodi. Na razie.
–
Dobrze
– odparł niepewnie.
Dlaczego
nie potrafił odpowiedzieć normalnym tonem? Był przecież
człowiekiem – powinien umieć kłamać.
Albowiem
my, ludzie, mamy podłość we krwi; prawdomówni osobnicy po prostu
się nie zdarzają.
Ludzkość
ssie: 67
Wandzia
idzie na pole kukurydzy i prosi Iana, by przyniósł jej tam kolację,
albowiem nie chce zderzyć się z Jamiem; jedzą, a następnie udają
się do szpitala. Okazuje się, że Sunny jest już w kapsule
hibernacyjnej, a Doktor bada nieprzytomną Jodi. Kapsułą opiekuje
się BSD, jednocześnie trwając wiernie przy łóżku narzeczonej:
– Uważam
na nią [Sunny]. Po prostu... nie chciałem jej tam zostawiać samej.
Była taka smutna i taka... słodka.
Widzę,
że uspokajacze nadal trzymają się mocno.
O
jasna paszcza!: 24
Kyle
chce wiedzieć, czy może jakoś pomóc Jodi. Wagabunda radzi mu, by
mówił do niej i wspominał rzeczy i epizody, które powinna
pamiętać.
Dotknęłam
delikatnie ręki Jodi. Pod pewnymi względami bardzo przypominała
Lacey. Była drobnej budowy, miała oliwkową karnację i czarne
włosy. Mogłyby pewnie nawet być siostrami, tyle że śliczna,
smutna twarzyczka Jodi nie miała w sobie nic z odpychającego
grymasu Lacey.
Albowiem
Lacey jest ZUA i swym ZUEM zaraziła Bogu ducha winny mundurek. Tak,
Meyer, rozumiemy.
Ludzkość
ssie: 68
–
Spróbuj
tak – powiedziałam. Zaczęłam głaskać ją po ręce. - Jodi?
Jodi, słyszysz mnie? Kyle na ciebie czeka, Jodi. Bardzo się
natrudził, żeby cię tu ściągnąć – wszyscy chcą go teraz
sprać na kwaśne jabłko. – Uśmiechnęłam się do niego
ironicznie, a kąciki jego ust uniosły się lekko, choć ani na
chwilę nie podniósł wzroku.
–
Nie
żeby cię to dziwiło, prawda? – odezwał się Ian obok mnie. –
Czy kiedykolwiek było inaczej, Jodi? Dobrze cię znowu widzieć.
Chociaż ty pewnie jesteś innego zdania. Musiało ci być dobrze z
dala od tego idioty.
Kyle
nie zdawał sobie dotychczas sprawy z obecności brata, uczepionego
mojej ręki jak imadło.
–
Na
pewno pamiętasz Iana. Nigdy nie potrafił mi w niczym dorównać,
ale ciągle się stara. Hej, Ian – dodał Kyle, nadal nie odrywając
wzroku – nie masz mi czasem nic do powiedzenia?
–
Raczej
nie.
–
Czekam
na przeprosiny.
–
Czekaj
zdrów.
–
Ten
drań kopnął mnie w twarz, wyobrażasz to sobie, Jodi? Bez
najmniejszego powodu.
–
Po
co komu do tego powód, co, Jodi?
Wygląda
na to, że Jodi jest naprawdę wyjątkową osobą: obaj bracia zdają
się przy niej być normalnymi jednostkami ludzkimi. Dlaczego nie
mogliśmy czytać o niej, zamiast o duecie W&M?
Aha
– za to, iż młodszy O'Shea najwyraźniej nadal nie widzi nic
niestosownego w fakcie, iż bez powodu brutalnie skopał brata po
obliczu:
Welcome
to Bedrock: 86
Było
w tym przekomarzaniu się braci coś miłego. Obecność Jodi
sprawiała, że wszystko toczyło się w atmosferze lekkości i
żartu. Już bym się na jej miejscu obudziła. Już bym się
uśmiechała.
A
nie mówiłam?
Wandzia
zastanawia się, czy po opuszczeniu tego padołu łez mieszkańcy od
razu zaakceptują Melę jak swoją; ta zapewnia duszkę, iż rzecz
jasna wszyscy będą za nią tęsknić.
„Wszyscy
najwartościowsi ludzie odczują to jak stratę.”
Jak
dla mnie, jedynymi wartościowymi ludźmi w tej kryjówce są lub
byli: Jeb, Jodi (nieprzytomna), Wes (nie żyje), Walter (takoż) i
ewentualnie, twarda mimo utraty tru loffa, Lily (nadal potajemnie
opłakuje Wesa, ciężko zatem powiedzieć, czy odejście Wagabundy
zrobi na niej kolosalne wrażenie). Nie przesadzałabym zatem z tym
publicznym darciem szat.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 88
– Wando?
– zagaił Kyle.
–
Tak?
-
Przepraszam.
–
Yyy...
za co?
–Że
próbowałem cię zabić – odparł beztrosko. – Chyba jednak się
myliłem.
Ianowi
zaparto dech.
–
Doktorze,
proszę, powiedz, że masz tu jakiś dyktafon.
Nie
ma to jak żartować sobie z próby zabójstwa.
Adolf
approves : 71
–
Ten
moment należałoby uwiecznić. Nie sądziłem, że dożyję dnia, w
którym Kyle O’Shea przyzna się do błędu. Słyszałaś to, Jodi?
Dziwię się, że to cię nie obudziło.
–
Jodi,
słonko, nie weźmiesz mnie w obronę? Powiedz Ianowi, że do tej
pory zawsze miałem rację. – Zachichotał.
Ponieważ
polubiłam Jodi i jej zbawienny wpływ na otoczenie, chcę wierzyć,
że kiedy związała się ze starszym O'Sheą był on jeszcze
psychicznie stabilny i nie stanowił zagrożenia dla innych.
Nie
mogłam tu nic więcej zdziałać. Nie było sensu, żebym stała
całkiem bezużyteczna. Jodi albo się przebudzi, albo nie; cokolwiek
się stanie, mój los jest już przesądzony.
Pozostała
mi do zrobienia tylko jedna rzecz: skłamać.
No
ba.
Świat
według Terencjusza:
101
Wandzia
twierdzi, że jest zmęczona, czego ewidentnie nie kupuje Doktor; Ian
jednak odprowadza ją posłusznie do sypialni, pozostawiając brata i
niemal – szwagierkę w szpitalu.
Dość
zwlekania. Trzeba to było zrobić tego wieczoru i Mel również o
tym wiedziała. Dzisiejsze zajście z Ianem było na to dowodem.
Czułam, że im dłużej tu pozostanę, tym więcej będzie z mojego
powodu łez, kłótni i bójek.
Wagabunda
i Bella są najwyraźniej duchowymi bliźniaczkami: obie posiadają
niezrównaną umiejętność umniejszania swojej osoby przy
jednoczesnym podkreślaniu swego olbrzymiego wpływu na losy
otoczenia.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 89
Mea
culpa: 37
Mel
chce wiedzieć, czy może coś zrobić dla Wandy:
„Opiekuj
się nimi”.
„To
bym zrobiła tak czy siak.”
„I
Ianem też.”
„Jeżeli
mi pozwoli. Coś mi mówi, że nie będzie za mną przepadał.”
Czy
ja wiem? O'Shea sam kiedyś przyznał, że na jego uczucie do Wandy
wpływ miało też zgrabne ciało jej mundurka. Jeżeli uda ci się,
Melu, nakłonić Jareda na trójkącik (nie powinno to być
szczególnie trudne, ci dwaj ewidentnie dążą do kontaktu
cielesnego w dowolnej formie), to Ian może być całkiem zadowolony
z nowego układu.
Nasze
gołąbeczki decydują się spędzić tę noc razem (nie, nie w tym
sensie; najwyraźniej Stefa nie wiedziała, jakby tu zastosować
literackie „zaciemnienie obrazu” - o seksie nie napisałaby
wprost nigdy – zatem zadowoliła się wspólnym chrapaniem).
–
Wszystko
będzie dobrze, Wando. Wiem, że znajdziemy jakieś wyjście,
–
Kocham
cię, Ian. – Tylko tak mogłam mu powiedzieć dobranoc. Tylko tych
słów pragnął. Wiedziałam, że później to wspomni i zrozumie. –
Kocham cię całą duszą.
–
Ja
też cię kocham, moja Wagabundo.
Ha!
Kalambur! Widzicie, jaka Stefa jest bystra? Widzicie, widzicie?!
Ale
co tam gry słowne, skupmy się na tym zdaniu:
–
Kocham
cię, Ian.
Ktoś
powie, że to nic nowego. Ja jednak chciałabym wykorzystać ten
moment, aby zwrócić Waszą uwagę na pewien ciekawy fakt.
Pamiętacie,
co napisałam wyżej: że Wandzia obawiała się, iż nowy mundurek
każe jej się zakochać w kimś nowym, ale ani przez chwilę nie
rozważała faktu, że to ONA mogłaby zmusić mundurek to ślinienia
się na widok Iana? Połączcie to z faktem, że Wanda kocha Jareda i
Jamiego, ale Ian jest Meli najzupełniej obojętny i otrzymujemy
ciekawy fenomen:
Dusze
kontrolują ludzkie ciała, ale to ludzie kontrolują duszkowe
emocje. Dusze nie są w stanie zmusić nas, byśmy czuli, to co one;
my jak najbardziej możemy przelać na nie własne emocje.
Pomyślcie
o tym. Ameby przez cały czas muszą uważać, by ich żywiciele nie
przejęli nad nimi kontroli; mogą lubić to, co my, wzruszać się z
tego samego powodu (patrz Pocieszycielka Kathy), a nawet kochać
naszych bliskich. Z drugiej strony, kiedy Wagabunda opłakiwała
Waltera czy Wesa, Melanie zdawała się kompletnie nie przejmować
zgonem tych dwóch. Tak naprawdę tasiemce nie mają władzy nad
niczym poza ciałem. Tak, wiem, że impulsy płyną do naszego ciała
z mózgu, ale obawiam się, iż Meyer nie jest tego świadoma; mówimy
o kobiecie, która nie rozumie, że Jasper Hale kontrolując czyjeś
reakcje i emocje musi mieć wpływ na procesy zachodzące wewnątrz
głowy danego osobnika, ergo – jego moce nie miały prawa działać
na Bellę i jej super szczelną łepetynę.
Biorąc
to wszystko pod uwagę...jakim cudem możemy mówić o duszkach jako
o groźniejszej rasie?
Pytam
poważnie. Stefa chce, byśmy uważali ameby za najwspanialsze,
najsilniejsze twory we Wszechświecie, którym nie oprze się żadna
planeta. Tyle tylko, że jej tasiemce są odpowiednikiem miliardera,
który kupuje sobie dla kaprysu tropikalną wyspę, po czym miast
wypoczywać w cieniu palm spędza całe dnie zwalczając kryjące się
w zaroślach pająki. Jaki jest sens kolonizować dany świat, skoro
w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że nasz żywiciel ma nad
nami większą kontrolę, niż my nad nim? Jasne, dusza może w końcu
zdusić człowieka, żeby nie wrzeszczał jej nad uchem, ale jak
widzieliśmy na przykładzie Sunny, nawet po wyciszeniu oryginalnego
właściciela ameba nadal odczuwa jego oryginalne emocje. Po diabła
zatem się tak męczyć?
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem :
31
O
jasna paszcza!:
25
Zbliżył
do mnie twarz, znalazł moje usta, a potem zaczął mnie całować,
powoli i delikatnie, jak płynna skała falująca łagodnie w
ciemnościach ziemi, aż powoli przestałam się trząść.
Posłuchaj,
ośle, to, że Mela
raz
pozwoliła
wam na miziu-miziu nie oznacza, że możesz pchać się z dziobem
przy każdej nadarzającej się okazji. TO.
JEST. NARUSZENIE. GRANIC. PANNY. STRYDER. ŁAPY
PRZY SOBIE.
Welcome
to Bedrock: 87
Na
szczęście O'Shea zasypia, oszczędzając czytelnikom wątpliwej
przyjemności czytania o procesie gwałtu na Meli; Wandzia stwierdza,
iż nadszedł czas, aby pożegnać się z życiem.
Nie
było bardzo późno, jaskinie jeszcze nie opustoszały. Słyszałam
niosące się głosy, dziwne echa dochodzące nie wiadomo skąd. Nie
spotkałam jednak nikogo, dopóki nie weszłam do jaskini z ogrodem.
Geoffrey, Heath i Lily wracali właśnie z kuchni. Spuściłam wzrok,
choć bardzo się ucieszyłam, widząc Lily. Pozwoliłam sobie tylko
na jedno małe zerknięcie, ale widziałam, że przynajmniej stoi
prosto, nie garbi pleców. Lily była twarda. Tak jak Mel.
A
nie mówiłam, że Wes znalazł sobie porządną partnerkę?
Rozdział
kończymy tajemniczym:
Pospieszyłam
w stronę południowego tunelu i odetchnęłam z ulgą, gdy już
znalazłam się w jego bezpiecznym mroku. Z ulgą, lecz także z
trwogą. To już naprawdę koniec.
„Tak
się boję”, zakwiliłam.
Zanim
Mel zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, poczułam na ramieniu czyjąś
ciężką dłoń.
–
Wybierasz
się gdzieś?
Kto
przydybał Wandę? Dowiecie się w następnym odcinku.
Statystyka:
Adolf
approves : 71
Bellanda Wandella van der Mellen : 89
Gotuj z
Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 31
Ludzkość
ssie: 68
Mea culpa: 37
Mój ssskarb: 30
Nie ma jak u mamy:
28
O jasna paszcza!: 25
Świat według Terencjusza: 101
Welcome
to Bedrock: 87
Witaj, Morfeuszu : 18
Maryboo