...Taaak.
Ten rozdział. TEN rozdział. Zakończenie trylogii o Jaredzie
Barbarzyńcy. Odcinek, który ostatecznie przekonał mnie podczas
sierpniowej lektury „Intruza”, że Stefa jest jednak w stanie
stworzyć coś bardziej niesmacznego od „Zmierzchu”. Odsłona, w
której Howe dokańcza rozpoczętą dwa tygodnie temu sesję znęcania
się nad Wagabundą, zmieniając wszakże amunicję.
Dziś
nie będziemy bowiem mieli do czynienia z ciosami i siniakami; nasz
ulubiony tru loff starannie przestudiował podręcznik „I ty możesz
zostać czarnym charakterem”, wie zatem, że przemoc fizyczna to
zaledwie pierwszy krok do złamania swej ofiary.
Myśleliście,
że Jared sięgnął dna? Czas zapukać od spodu. Zapraszam do
lektury.
Może
trzeba było uciekać. Lecz tym razem nikt mnie nie trzymał, a słowa
Jareda, choć lodowate i pełne złości, były skierowane do mnie.
Nie
do końca rozumiem związek przyczynowo-skutkowy między zdaniem
pierwszym i zdaniem drugim, ale nieważne; to, co się liczy to fakt,
że w dzisiejszej analizie punkty po raz kolejny rozmnożą się jak
szalone.
Welcome
to Bedrock: 37
Melanie
wyrywała się do przodu jeszcze bardziej ochoczo niż ja.
Ty
masz dyspensę; jeśli chodzi o Melanie...Wyznam Wam, że czuję się
coraz bardziej nieswojo wyśmiewając tę dziewczynę, mam bowiem
rosnące z tygodnia na tydzień podejrzenie, iż jest ona cokolwiek
niedorozwinięta.
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 19
Ian
drepcze za naszą duszką, gotowy w każdej chwili stać się
Frankiem Farmerem dla jej Rachel Marron. Okazuje się jednak, że
wzmożone środki ostrożności nie będą konieczne, albowiem Jared
przykucnął na jednej z mat, wyraźnie nieswój; jak twierdzi, chce
jedynie porozmawiać z „nim”, albowiem obiecał to
Jamiemu. O'Shea chce wiedzieć, gdzie się podziewa jego brat (czy to
nie urocze, że pierwszą myślą bohatera na widok czającego się
do ataku psychopaty jest: „A gdzie mój braciszek? Wszak on NIGDY
nie opuszcza żadnej okazji, by zdobyć nowe organy na czarny
rynek!”?); Kyle najwyraźniej udał się odespać trudny żywot
złodzieja.
–
Nie
kłamię, Ian. Nie chcę zabić pasożyta. Jeb ma rację. Nieważne,
jak bardzo to wszystko jest zagmatwane. Jamie ma tyle samo do
powiedzenia co ja, a skoro dał się całkiem omotać, to chyba
szybko zdania nie zmieni.
Jamie
nie chce też, abyś traktował ciało jego siostry jako worek
treningowy. Czyżbyś cierpiał na tzw. słuch wybiórczy?
Ian
protestuje, że nikt nie został omotany - a co ty możesz o tym
wiedzieć, kochasiu, skoro do tej pory snułeś się po czternastym
planie, będąc tylko trochę bardziej przydatnym od rośliny
doniczkowej? - ale Jared chyżo ucina dyskusję, obiecując, że
robaczkowi nie stanie się żadna krzywda. Adam Milligan postanawia
sprawdzić się w roli dobrego policjanta i zapewnia Wandę, iż ma
pełne prawo zachować milczenie, ta jednak dzielnie postanawia wziąć
udział w dialogu.
Zrobiłam
kolejny kroczek. Jared uniósł dłoń i dwukrotnie skinął
zapraszająco palcami.
...lewą
ręką poprawiając opadający turban, który dopiero co nałożyła
mu na głowę jedna z jego pięćdziesięciu żon. Meyer, odłóż
łaskawie ten harlequin traktujący o niewinnej niewieście porwanej
przez bajecznie bogatego sułtana i skup się na właściwym dziele.
Welcome
to Bedrock: 38
Howe
chce porozmawiać z Wagabundą w cztery oczy, Ian nie ma zamiaru
zostawić duszki samej na pastwę neandertala, Wandzia prosi go, żeby
odszedł precz, bowiem Jared nie złamałby słowa danego Jamiemu.
O'Shea w końcu ustępuje, nie opuszczając wszak sceny bez
ostatniego słowa:
–
To
nie jest żaden on, tylko Wanda. Nie wolno ci jej tknąć. Spróbuj
zrobić jej krzywdę, a połamię ci gnaty.
To
ważny cytat. Wiecie, dlaczego?
Bo
ustanawia moment, w którym Ian staje się kompletnie OOC – albo
też raczej, w rozumieniu Stefy, dopiero teraz PRZESTAJE być OOC.
Do
tej pory młodszy brat Kyle'a był życzliwy duszce, wyraźnie
wstydził się wcześniejszej próby uduszenia dziewczyny i wyrażał
oburzenie zachowaniem Howe'a. Wszystkie te odruchy można złożyć
na karb bycia przyzwoitym facetem nie przepadającym za przemocą.
Ale
to? To jest coś znacznie ostrzejszego w formie i treści. Ian wprost
zagroził Jaredowi pobiciem, jeśli ten podniesie rękę na Wagabundę
– akt, że tak tylko przypomnę, na który nie zdobył się nawet
młodszy Stryder. Dowcip kryje się w tym, że Ian...kompletnie nie
ma powodu, by reagować w ten sposób. Owszem, lubi Wandzię, ale zna
ją zaledwie kilka dni i jest świadomy faktu, że należy ona do
wrogiego mu gatunku. Skąd więc ta reakcja?
Cóż,
to początek transformacji najmłodszego z Winchesterów i jego
przejścia na jedyną słuszną drogę miłowania robali (z Wandą na
czele).
Ian,
jak wszyscy wiemy, jest Jacobem. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę
z faktu, że jest on de facto kompilacją dwóch Jacobów – tego z
„Księżyca w Nowiu” oraz tego z „Przed Świtem”. Pierwszy
jest oczywisty – oto na horyzoncie pojawia się nowy tru loff,
wpatrzony w Mary Sue niczym w dzieło sztuki. Cały cymes polega na
tym, że facet ma jeszcze drugą stronę osobowości: jest Blackiem
Zreformowanym, osobnikiem, który poprzez przebywanie z wampirami
(oraz wpojenie, ale to akurat zostanie nam oszczędzone...nie licząc
nieszczęśliwych implikacji, które pojawią się pod koniec
„Intruza”) zdołał pokonać uprzedzenia.
Pomińmy
na chwilę fakt, iż zarówno meyepiry, jak i dusze są niczym więcej
jak obrzydliwymi pasożytami, które należałoby raz na zawsze
zmieść z powierzchni Ziemi. Jake miał czas, by pokonać swe
uprzedzenia w stosunku do wrogiej mu rasy; Ian...zaczyna uwielbiać
Wagabundę, by popchnąć fabułę naprzód.
Naprawdę,
kochani: spójrzcie na ten cytat, spójrzcie na fragmenty z
poprzedniego rozdziału traktujące o tym, jak to O'Shea niemal
wprost uznaje ludzkość za bandę morderców i sami wyciągnijcie
wnioski. Ian przeszedł ekspresowe, niczym nie uzasadnione pranie
mózgu, albowiem Stefcia potrzebowała osobnika który jednocześnie
zapewni szkielet do trójkąta miłosnego i stanie się jej pacynką
do wygłaszania peanów pod adresem jej najnowszych abominacji. Facet
jest gotów bić się za duszkę i awansował na szefa fanklubu
kosmicznych ameb, chociaż póki co nie wydarzyło się NIC, co
mogłoby go skłonić do tak drastycznej zmiany światopoglądu.
Przyczyna jest bardzo prosta – Meyer nie ma ochoty babrać się w
prawdopodobieństwie psychologicznym i powoli rozwijać swych postaci
w pożądanym przez siebie kierunku. Nasza autorka chce jak
najszybciej (tak, ja też dostrzegam ironię takiego stwierdzenia)
przejść do najbardziej ją interesującego aspektu całej powieści,
zatem prędziutko dostosowuje osobowość O'Shei do tkwiącego w jej
głowie scenariusza, nie bacząc na logikę i ustanowiony przez
siebie kanon. Że brat Kyle'a (co, jak się w przyszłości okaże,
powinno mieć spory wpływ na postrzeganie dusz przez Iana), że
wybicie ludzkości, że konieczność życia w ukryciu, że – jak
widać z poprzednich rozdziałów – długo pielęgnowana niechęć
do robali? Kogo to obchodzi? Czas na miłosne figury geometryczne!
It's morphin' time, Ian O'Shea!!!
Młodszy
brat Brata Samo Zło opuszcza scenę, Jared staje się naszą metą i
komentuje jego niezwykłą zapalczywość, po czym klepie miejsce
obok siebie, dając Wandzi znak, by się przysiadła.
…
…
Nie chcę
się w to wgłębiać. Wciąż mam analizatorskiego kaca po rozdziale
dwudziestym siódmym; dlaczego, miast dostać w nagrodę za
poniesiony trud jakiś miły odcinek traktujący o Jebie polującym
na Kyle'a za pomocą CEBa i lassa, muszę się męczyć z czymś
JESZCZE gorszym?
…
…
Po
chwili zastanowienia usiadłam pod tą samą ścianą, lecz na drugim
końcu posłania, niedaleko wejścia do groty. Melanie była
niepocieszona, chciała mieć go bliżej, czuć jego ciepło i
zapach.
Cóż,
to się da załatwić. Sprowokuj go, to nietrudne – wystarczy, byś
zaczęła zbyt głośno oddychać. Już Jared zadba o to, by jego
pięść znalazła się tak blisko twojej twarzy, jak to tylko
możliwe.
Ja
tego nie chciałam. Nie bałam się, że zrobi mi krzywdę – złość
mu przeszła, wyglądał jedynie na zmęczonego.
Czy
to nie cudowne, gdy narrator uspokaja czytelników, że tym razem
główny tru loff nie zacznie okładać protagonistki, albowiem jest
zbyt zmęczony, by podnieść na nią rękę?
Welcome
to Bedrock: 39
Przyglądał
mi się z twarzą obróconą w bok.
A
to ci akrobata.
(…)
–
Przepraszam
za wczoraj – za to, co ci zrobiłem. Nie powinienem.
Tak.
To już wszystko. To CAŁE przeprosiny za rzucenie o ścianę,
zawalenie pudłami wypełnionymi zapasami i nieustanne groźby
śmierci. Co, że trochę za mało? Dajcie spokój, doceńcie fakt,
że panicz z własnej woli otworzył usta, by przeprosić
zmaltretowaną przez siebie kreaturę! Wszak mógł przy okazji ją
opluć.
Popatrzyłam
na swoje dłonie, złączone na kolanach w pięść.
–
Nie
musisz się mnie bać.
(...)
Atmosfera nienawiści była tak gęsta, że nie potrafiłam wydobyć
z siebie głosu.
Cóż,
chyba jednak musi. Ale dobrze wiedzieć, że jeden, umierający w
samotności neuron przesyła tej lebiedze sygnały, iż znajdowanie
się sam na sam w pomieszczeniu z tym psycholem to nie najlepsze
rozwiązanie.
Welcome
to Bedrock: 40
Usłyszałam,
że się poruszył. Dźwignął się na ramieniu i przysunął
bliżej. Siedział teraz obok mnie, tak jak sobie tego życzyła
Melanie. Zbyt blisko – trudno było mi się skupić, a nawet
normalnie oddychać – lecz nie potrafiłam się od niego odsunąć.
O dziwo, Melanie, która przecież bardzo tej bliskości pragnęła,
nagle zaczęła się irytować.
„Co
jest?” – zapytałam, zaskoczona siłą tego uczucia.
„Nie
podoba mi się, że siedzicie obok siebie. To nie w porządku. Nie
podoba mi się, że tobie to się podoba.” Po raz pierwszy, odkąd
opuściłyśmy cywilizację, czułam bijącą od niej wrogość.
Byłam w szoku. Poczułam się dotknięta.
Lubię,
gdy życie weryfikuje moją wiarygodność na moją korzyść.
Pamiętacie, co mówiłam o całkowitym zidioceniu Meli, które
sprawi, że stanie się ona – obok swego tru loffa – najbardziej
irytującą postacią „Intruza”?
Oto
dowód.
Tu
macie przedsmak zjawiska, które będziemy zmuszeni obserwować aż
do zakończenia książki; przemiany Melanie w istotę tak pustą,
głupią i złośliwą, że będącą właściwie parodią samej
siebie. Nie chodzi już nawet o fakt, że dziewczyna ma klapki na
oczach i kompletnie nie dostrzega psychozy swego lubego – ten cytat
znakuje początek procesu niszczenia tej postaci, która zdaje się
zupełnie nie pojmować, że Wagabunda nie ma wpływu na swoje
zauroczenie Howem. Chora zazdrość Mel przebija wszystko, co
kiedykolwiek zrodziło się w umyśle Belli – a Bóg mi świadkiem,
że to wręcz niewyobrażalne osiągnięcie.
Niniejszym
pragniemy serdecznie powitać nową kategorię:
Mój
ssskarb.
Będziemy
przyznawać w niej punkty za każdym razem, gdy któryś z
przedstawicieli miłosnego wielokąta (przodować będzie tu
zwłaszcza panna Stryder) wykaże się niezdrową tendencją do
traktowania swego obiektu zainteresowania niczym trofeum, które
trzeba zazdrośnie chronić przed obcymi łapami i które sprawia, że
uczucia innych stają się kompletnie nieważne w obliczu własnej
erotycznej fiksacji.
A
zatem:
Mój
ssskarb : 1
–
Mam
tylko jedno pytanie – przerwał nam Jared.
Spojrzałam
mu w oczy i od razu odwróciłam twarz, uciekając przed jego surowym
wzrokiem, lecz także przed gniewem Melanie.
–
Pewnie
się domyślasz. Jeb i Jamie truli mi całą noc...
Wyczekiwałam
pytania, wpatrzona w stojący naprzeciw worek ryżu, moją wczorajszą
poduszkę. Kątem oka spostrzegłam, że uniósł rękę, i skuliłam
się ze strachu.
Gdybyś
miał IQ choć trochę wyższe od przeciętnego glona, nie
potrzebowałbyś czternastolatka dla rozwikłania tej jakże banalnej
zagadki. Gdybyś nie był socjopatą uparcie zamykającym oczy na
fakty, poszłoby ci jeszcze szybciej. I nie, nie przeoczyłam
ostatniego zdania.
Welcome
to Bedrock: 41
–
Nie
zrobię ci krzywdy – powtórzył trochę zniecierpliwiony, po czym
szorstką dłonią chwycił mnie za podbródek i obrócił twarzą do
siebie, bym na niego spojrzała.
Robisz to właśnie w tej chwili. Trzymaj ręce
przy sobie, do diabła.
Welcome
to Bedrock: 42
– Wando.
– Wypowiedział moje imię powoli, niechętnie – czułam to, mimo
że jego głos był spokojny i beznamiętny. – Czy Melanie żyje –
jest częścią ciebie? Powiedz mi prawdę.
...Beznamiętny.
Facet
właśnie próbuje odkryć, czy jego ukochana wciąż żyje i robi to
beznamiętnie, a jedynym uczuciem, które buzuje w tle, jest
odraza dla intruza. Zero nadziei, żalu, strachu, że wszystko okaże
się ułudą. Beznamiętny.
Czy
naprawdę potrzebujemy dalszych dowodów, że Howe jest –
eufemistycznie rzecz ujmując – cokolwiek upośledzony
emocjonalnie?
Melanie
natarła z siłą buldożera. Próbowała się wydostać, sprawiając
mi fizyczny ból, zupełnie jak nagły atak migreny.
Nie.
Ludzie uwięzieni przez dusze tego nie potrafią. Tymczasowa kontrola
nad ciałem, tak. Ucieczka à la
demon z SPN,
nie.
„Przestań!
Nic nie rozumiesz?”
Patrzyłam
na ułożenie jego warg, na lekko przymrużone oczy, i nie miałam
najmniejszych wątpliwości.
„On
myśli, że kłamię”, tłumaczyłam jej. „Nie chodzi mu o prawdę
– szuka tylko dowodów, chce pokazać Jebowi i Jamiemu, że jestem
kłamcą. Łowcą, i że trzeba mnie zabić.”
Jak
to dobrze, że zdołałam omówić tę akurat patologię dwa tygodnie
temu; moja wytrzymałość też ma swoje granice.
Welcome
to Bedrock: 43
Aha
– owo założenie, jakkolwiek niegłupie, będzie wyglądało
bardzo zabawnie w obliczu tego, co czeka nas pod koniec
rozdziału.
Melanie
nie odpowiadała na moje słowa ani im nie wierzyła. Z najwyższym
trudem powstrzymywałam ją przed odezwaniem się na głos. Jared
zauważył krople potu na moim czole, dreszcze targające plecami, i
przymrużył oczy. Nadal trzymał mnie za brodę, nie pozwalając,
bym odwróciła twarz.
„Jared,
kocham cię”, próbowała wykrzyknąć. „Jestem tu”.
...I
nie pozwalasz jej na to...dlaczego właściwie?
Czy
Meyer naprawdę nie widzi, jak groteskowa jest ta sytuacja? Wagabunda
na przestrzeni kilku ostatnich rozdziałów nabrała zwyczaju
opowiadania na prawo i lewo o dzieleniu mundurka z poprzednią
właścicielką. W obecnej chwili zdają sobie sprawę z tego faktu
już trzy osoby, a nie ma żadnego powodu, dla którego Jamie lub Jeb
nie mieliby podzielić się tą informacją z Maggie i Sharon. Jeśli
Sharon powie Doktorowi, będziemy mieli już sześć osób świadomych
tej maskarady. Zakładam, że do końca tygodnia jedynymi
niedoinformowanymi będą kręcące się po jaskini dzieci. Mało
tego – Jared TEŻ zna ową teorię.
WSZYSCY
liczący się bohaterowie
„Intruza” wiedzą już, że Melania żyje.
*
głęboki wdech *
NA
LITOŚĆ BOSKĄ, PO PROSTU MU O TYM POWIEDZ! POWIEDZ MU, ŻE
MELANIE WCIĄŻ JEST W ŚRODKU! NA OBECNYM ETAPIE WSZYSTKO, CO MUSISZ
ZROBIĆ, TO POTWIERDZIĆ JEGO PRZYPUSZCZENIA! TA TAJEMNICA
PRZESTAŁA BYĆ TAJEMNICĄ W TEJ SAMEJ CHWILI, GDY DOWIEDZIAŁ SIĘ O
NIEJ WUJ JEB! JEDYNE, CO OSIĄGASZ MILCZENIEM, TO UTWIERDZANIE HOWE'A
W PRZEKONANIU, ŻE ROBISZ RESZTĘ UCIEKINIERÓW W TRĄBĘ, CO W
KONSEKWENCJI TRAFIA RYKOSZETEM W CIEBIE I MELĘ!
SKOŃCZCIE
WRESZCIE Z TĄ WYMUSZONĄ DRAMĄ!!!
Każda
minuta ciszy dłużyła się w nieskończoność. Obrzydzenie, z
jakim na mnie patrzył, wyczekując odpowiedzi, rozdzierało mi
serce. Jak gdyby tego było mało, Melanie nie przestawała dźgać
mnie od środka swym gniewem. Jej zazdrość wezbrała i zalała mnie
potężną falą, przetoczyła się przez moje ciało, trwale je
zanieczyszczając.
Ten
fragment jest absolutnie fantastyczny. Gdybym miała stworzyć w
Wikipedii hasło „ciągnie swój do swego”, wybrałabym go na
cytat przewodni. Chyba nigdzie indziej nie stykają się tak
perfekcyjnie obie patologie – ślepa nienawiść Jareda i
patologiczna zazdrość Meli. Ci dwoje zaiste są sobie przeznaczeni.
I
tak, dobrze zrozumieliście – panna Stryder jest wściekła,
ponieważ Howe trzyma Wagabundę za brodę i wpatruje się jej w
oczy...z nieukrywaną odrazą.
Mój
ssskarb : 2
Wandzia
nadal milczy jak zaklęta, więc zniechęcony Jared wreszcie ją
puszcza i obydwoje oddają się przemyśleniom. Szczęśliwie nie
wiemy, co dzieje się w głowie pitekantropa, natomiast W&M raczą
nas...flashbackiem.
No
nie, bez żartów. Myślałam, że przynajmniej ten zapełniacz mamy
już za sobą.
Wspomnienie
dotyczy włamu na mieszkanie dusz, kiedy to Jared i Jamie postanowili
chwilę odsapnąć pod nieobecność gospodarzy i obejrzeć sobie
mecz koszykówki. Mamy całkiem zabawny opis dwóch graczy, którzy
grzecznie przekonują siebie nawzajem, że faul w żadnym wypadku nie
był winą przeciwnika, po czym:
Jared
przeskakuje kilka kanałów i zatrzymuje się na transmisji z zawodów
lekkoatletycznych. Na Haiti odbywają się właśnie igrzyska
olimpijskie. Wygląda na to, że pasożyty bardzo się nimi
emocjonują. Wielu zatknęło przed domami olimpijskie flagi. Trochę
się jednak pozmieniało. Teraz każdy uczestnik olimpiady dostaje
medal. Żałosne.
Zapomnijmy
przez chwilę o fakcie, iż tego rodzaju zabieg byłby bezsensem,
albowiem dusze przejmują zasady współżycia od mundurków i w
związku z tym musiałyby przestrzegać reguły dotyczącej trzech
miejsc na podium i skupmy się na czymś innym.
Igrzyska
olimpijskie. Stefa właśnie potwierdziła, że dusze opanowały całą
planetę i współpracują między sobą dokładnie tak jak za
ludzkich czasów.
I...tyle
w tym temacie.
Tak.
To wszystko. Nigdy nie dowiemy się, jak wygląda kwestia kolonizacji
na innych kontynentach, czy działają tam inne ruchy oporu, a jeśli
tak – to czy mają możliwość kontaktu między sobą. Ta
informacja jest kompletnie nieistotna dla dalszej fabuły powieści.
Brawo,
Stefa. Nawet, gdy przez przypadek uda ci się stworzyć zalążek
interesującej historii, to wnet zadbasz o to, by został on
pogrzebany pod górą pseudo angstu.
Flashback
w ciągu, Melanie wspomina swojego ojca i jego śmieszne powiedzonka
i twierdzi, że tęskni za niewinnymi, bezpiecznymi czasami –
niestety, ciężko mi uwierzyć w jej nieutulony żal po rodzicach,
skoro jest to dokładnie trzeci raz, kiedy zostają oni bodaj
wspomnieni w narracji – a następnie przechodzi do tego, co
naprawdę ważne: komplementowania tru loffa.
Wiem, że
nawet gdybyśmy [Melanie i Jamie] radzili sobie jakoś przez
następnych dwadzieścia lat, nigdy nie zaznalibyśmy tego uczucia.
Uczucia bezpieczeństwa. A nawet czegoś więcej – szczęścia.
Bezpieczeństwo i szczęście – dwie rzeczy, które uważałam za
bezpowrotnie stracone.
Jared
daje nam obie, i to nawet szczególnie się nie wysilając – po
prostu jest sobą.
Upajam
się zapachem jego skóry i rozkoszuję ciepłem jego ciała. Jared
sprawia, że wszędzie jest bezpiecznie. Nawet w domach.
Koniec
reminiscencji.
Primo:
Czy ty poważnie zasugerowałaś, że chciałaś ciągnąć Jamiego
na smyczy aż po trzydziestkę? I pomyśleć, że niektórzy wskazują
na Deana Winchestera jako modelowy przykład toksycznych relacji w
rodzinie.
Secundo:
...Nie. Nie będę się rozwodzić nad Jaredem – dobrym duchem
domowego ogniska. Nie ma mowy.
...A
niech to.
„Ciągle
czuję się przy nim bezpieczna”, uprzytomniła sobie Melanie,
czując ciepło ramienia, którym prawie się ze mną stykał. „Choć
nie wie nawet, że tu jestem”.
Coś
czuję, że nawet zwalanie winy na chorobę psychiczną nie uratuje
cię przed moim gniewem, żabko.
Za
to ja nie czułam się bezpieczna. Moja miłość do Jareda wydawała
mi się bardziej niebezpieczna niż cokolwiek innego.
A
poważnie – to jest bardzo, bardzo smutny fragment.
Wagabunda
NIE CHCE kochać Jareda, bowiem posiadając resztki zdrowego rozsądku
zdaje sobie sprawę, że jest zmuszona darzyć uczuciem chorego na
umyśle damskiego boksera.
I
nie może nic na to poradzić. Jest niewolnikiem sygnałów
wysyłanych przez Melanie, których nie jest w stanie zlekceważyć
ani zwalczyć. Nie może uciec ani się odkochać; jest zupełnie
bezbronna.
W
razie, gdybyście zapomnieli – to bardzo romantyczne.
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 20
Zastanawiało
mnie, czy kochałybyśmy Jareda, gdyby zawsze był taki jak teraz,
nigdy taki, jakim go pamiętałyśmy, uśmiechnięty, opiekuńczy i
czyniący cuda. Czy poszłaby za nim, gdyby zawsze był tak szorstki
i cyniczny? Gdyby utrata ojca i braci podziałała na niego tak jak
utrata Melanie?
„Oczywiście,
że tak.” Melanie nie miała wątpliwości. „Kochałabym go w
każdej postaci. Kocham go nawet takiego jak teraz.”
…Poważnie,
Melu?
Pokochałabyś
człowieka, który na powitanie zdzieliłby cię w twarz?
Który
nieustannie czyhałby na okazję, by cię zabić?
Który
nie robi nic poza gapieniem się na wszystkich wilkiem i darciem
paszczy na otoczenie?
Który
zmienił twoje oblicze w paletę malarską?
Nie
mam więcej pytań.
Mea
culpa: 17
Bo
to przecież nie wina Howe'a, iż jest groźnym dla otoczenia
sukinsynem.
Zastanawiałam
się, czy to samo dotyczy mnie. Czy kochałabym go, gdyby właśnie
taki był w jej wspomnieniach?
...Tak.
Albowiem, jak sama właśnie zauważyłaś, MELANIE nadal by go
kochała, ergo: nie miałabyś nic do powiedzenia w tej kwestii.
Na
litość, Meyer, czy możesz przestać obdarzać swoje kukiełki
zanikiem pamięci godnym rybki Dory?
Nie
dane mi jednak było pomyśleć o tym dłużej. Jared przemówił
znienacka, jak gdyby zaczynał od połowy zdania.
–
I
dlatego Jeb i Jamie są przekonani, że można mniej lub bardziej
zachować świadomość nawet po... schwytaniu. Są pewni, że Mel
ciągle walczy.
Delikatnie
popukał mnie pięścią w głowę. Odsunęłam twarz, a wtedy
założył ręce na piersi.
Dlaczego
jakoś nie dowierzam owej delikatności?
–
Jamie
twierdzi, że z nią rozmawia. – Przewrócił oczami. – To
naprawdę nie fair, wykorzystywać go w ten sposób. No, ale
rozumiem, że odwołując się do moralności, grzeszę naiwnością.
Raczej
moralnością Kalego.
Jared
przyznaje, że teoria o duszy-superłowcy nie trzyma się kupy:
–
Może
mają rację... Przynajmniej co do tego, żeby cię nie zabijać.
Poczułam
całkiem niespodziewane muśnięcie jego palców na skórze, a raczej
na gęsiej skórce, o jaką przyprawiły mnie te słowa. Kiedy
odezwał się znowu, jego głos zabrzmiał łagodniej. – Nikt ci
nie zrobi krzywdy. Jeżeli tylko nie będziesz sprawiała kłopotów...
Miałam
na razie nie poruszać tego tematu, jestem jednak świadoma, że pod
koniec rozdziału czeka nas jeszcze większy problem do
przeanalizowania, więc obawiam się, że muszę jednak pochylić się
nad tą kwestią już teraz.
Jak
wspomniałam na początku, Jared zmienił broń; tym razem, zamiast
spuścić Wagabundzie manto, stosuje wobec niej przemoc psychiczną.
Przeczytajcie
jeszcze raz cytaty związane z rozmową tych dwojga. Zauważyliście
coś ciekawego? Howe przyjął całkowicie nową taktykę. Nie
krzyczy, nie podnosi głosu, jest apatyczny, opanowany, ogranicza
kontakt fizyczny do minimum...a jednocześnie bardzo dba o to, by
atmosfera w jaskini była tak gęsta, jak to tylko możliwe.
Wagabunda
jest przerażona. A Jared doskonale o tym wie.
Tego
rodzaju taktykę można zaobserwować w różnego rodzaju thrillerach
i horrorach, kiedy główna bohaterka jest więziona przez
psychopatycznego oponenta. Ów charakter jest uprzedzająco grzeczny
i niezwykle spokojny; już na samym początku informuje swą ofiarę,
że absolutnie nie chce jej zrobić krzywdy, potrzebuje po prostu
pewnych informacji. Jeśli tylko „gość” zechce współpracować,
wszystko skończy się polubownie i dziewczyna będzie mogła wrócić
do swoich spraw; jeśli nie, cóż...
Szczerze?
Wolałabym chyba, aby Howe wrócił do naparzania Wandy, bo to, co
robi teraz jest jeszcze bardziej obrzydliwe. Dwa odcinki temu facet
przynajmniej działał w afekcie; teraz sprawia wrażenie
szwarccharakteru, który z premedytacją stara się złamać swoją
ofiarę.
Niech
to się wreszcie skończy.
– Nawet
rozumiem, o co im chodzi, i może w jakimś chorym sensie to
rzeczywiście byłoby złe. Może faktycznie nie ma wystarczającego
powodu, żeby... Nie licząc tego, że Jamie...
No
być nie może! Jared, czy ty właśnie przyznałeś, że
zamordowanie z zimną krwią czującej istoty jest nie do końca w
porządku?! (tak, wiem, że mówimy o duszach. Ale to Howe, a ja nienawidzę Howe'a, zatem):
Adolf
approves : 40
Jared oskarża Wandzię, że urobiła sobie młodego i starego Strydera, po
czym:
– Jedno
mnie męczy: co, jeśli oni mają rację? Skąd u diabła ja mam to
wiedzieć? Wkurza mnie, że wszystko, co mówią, trzyma się kupy.
Musi być jakieś inne wytłumaczenie.
Howe?
'Nuff
said.
Jared
odsunął plecy od ściany, zwracając się całym ciałem w moją
stronę. Przyglądałam się temu kątem oka.
–
Co
ty tu robisz? – szepnął.
Spojrzałam
ukradkiem na jego twarz. Była łagodna, dobra, prawie taka jak we
wspomnieniach. Poczułam, że tracę panowanie, że drżą mi usta.
Mnóstwo wysiłku kosztowało mnie utrzymanie rąk na wodzy.
Pragnęłam dotknąć jego twarzy. Ja, Wanda. Melanie była zła.
Nie,
nie ty...A zresztą, chrzanić to. Zaczynam brzmieć jak zdarta
płyta. Jeśli Stefa nie przejmuje się własnym kanonem, to dlaczego
ja powinnam?
„Skoro
nie pozwalasz mi się odezwać, to chociaż trzymaj ręce przy
sobie”, syknęła.
„Staram
się. Przepraszam”. Naprawdę było mi przykro. Sprawiałam jej
ból. Obie cierpiałyśmy, każda inaczej. Trudno było powiedzieć,
która bardziej.
Ty,
bo jesteś naćpana. Melanie nie cierpi, no, chyba że za cierpienie
uznamy poziom zazdrości przekraczający wszelkie dopuszczalne normy.
Swoją
drogą – czy Mela naprawdę jest taka głupia? Ile razy
trzeba jeszcze powtórzyć tej amebie, że jedynym sposobem, by Wanda
odkochała się w Jaredzie jest wyrzucenie go ze swojego serca przez
pannę Stryder?
–
Powiesz
mi? – zapytał łagodnie. – Wiesz, Jeb sobie ubzdurał, że
przyszłaś tu dla mnie i Jamiego. Czy to nie chore? Poczułam, jak
otwierają mi się usta. Zagryzłam szybko wargę.
Jared
pochylił się wolno i wziął moją twarz w dłonie. Zamknęłam
oczy.
–
Powiesz
mi?
Kiwnęłam
przecząco głową. Sama już nie wiedziałam, czy to ja dałam znak
– że nie powiem, czy Melanie – że nie może.
Poczułam,
jak zaciska mi palce na policzkach. Otworzyłam oczy i zobaczyłam,
że nasze twarze dzielą zaledwie centymetry. Serce mi zatrzepotało,
żołądek się skurczył – próbowałam złapać oddech, lecz
płuca odmawiały mi posłuszeństwa.
O,
nie.
O,
nie.
Nie.
Widziałam
po jego spojrzeniu, co zamierza zrobić. Wiedziałam, jaki wykona
ruch i co poczuję, gdy przywrze do mnie ustami. A mimo to, kiedy
mnie pocałował, było to dla mnie czymś zupełnie nowym i nie dało
się porównać z niczym innym.
Chciał
chyba jedynie dotknąć delikatnie moich ust, lecz gdy tylko
zetknęliśmy się wargami, rozpętała się burza. Gwałtownie
przylgnął do mnie twarzą, poruszając naszymi ustami w szaleńczym
rytmie. Było zupełnie inaczej, niż gdy to sobie przypominałam, o
wiele intensywniej. Wirowało mi w głowie.
Ciało
przestało się mnie słuchać. Nie miałam już nad nim kontroli –
to ono kontrolowało mnie. To nie była Melanie – ciało było
teraz silniejsze od nas obu. Moje dzikie dyszenie i jego głośny,
prawie warczący oddech odbijały się echem od ścian.
Mój
ssskarb : 3
Welcome
to Bedrock: 44
Ochłonęliście
po tej zniewalającej jak na Stefcię dawce erotyzmu? To dobrze, bo
zabawa dopiero się rozkręca.
Straciłam
panowanie nad ramionami. Lewa ręką sięgnęła jego twarzy i
zagrzebała się w brązowych włosach.
Moja
prawa ręka była szybsza. I nie była moja.
Wściekła
pięść Melanie z głuchym odgłosem wylądowała mu na szczęce.
Mój
ssskarb : 4
Siła
uderzenia nie odrzuciła go zbyt daleko, lecz gdy tylko nasze usta
się rozdzieliły, odskoczył ode mnie gwałtownie, spoglądając na
mnie przerażonymi oczami. Moja twarz musiała być równie
przerażona.
Spojrzałam
ze wstrętem na zaciśniętą pięść niczym na skorpiona, który
wyrósł mi z dłoni. Zatrzęsła mną odraza. Schwyciłam prawy
nadgarstek lewą ręką, by nie pozwolić, aby Melanie znowu użyła
przemocy.
Spójrzcie
tylko, to bardzo rzadki okaz Kanoniczności! Bądźmy cicho, nie
możemy go spłoszyć.
Popatrzyłam
na Jareda. Spoglądał na poskromioną pięść, a przerażenie na
jego twarzy ustępowało miejsca zdumieniu. Przez moment miał
całkiem bezbronną minę. Z jego oczu dało się czytać jak z
książki. Nie tego się spodziewał – a czegoś spodziewał się
na pewno. Wystawił mnie na próbę. Myślał, że potrafi
przewidzieć jej rezultat. Zdziwił się jednak.
Ale
czy to oznaczało, że przeszłam ją pomyślnie?
Och,
Jared, nie martw się, twoją „próbą” zajmę się za momencik.
Dostaniesz swój własny akapit, masz moje słowo.
Ból
w piersi nie był dla mnie zaskoczeniem. Zdążyłam się już
przekonać, że pękające serce nie jest jedynie wymysłem poetów.
Fantomowa
dziura z Nju Muna kontratakuje!
Przerażona
Wagabunda rzuca się do ucieczki, przy okazji niechcący zdzielając
Howe'a pudłem (brawo, rybko!) i chowa się głęboko w grocie, po
czym zaczyna analizować swe uczucia.
Dopiero
gdy wcisnęłam się najgłębiej, jak potrafiłam, i przestałam
hałasować, usłyszałam własny szloch i poczułam wstyd.
Wstyd
i upokorzenie. Byłam zatrwożona przemocą, do której dopuściłam,
świadomie czy nie, ale nie dlatego płakałam. Płakałam, ponieważ
Jared poddał mnie jedynie próbie, podczas gdy ja – głupia,
uczuciowa istota! – chciałam, żeby to była prawdziwa namiętność.
...CHCIAŁAŚ
stać się obiektem afektów psychola, który nocą oddaje się
fantazjom na temat twojej śmierci i którego darzysz uczuciem tylko
i wyłącznie z powodu emocjonalnego szantażu?
W
takim razie cofam wszystkie wyrazy współczucia; zasługujesz na
swój beznadziejny los.
Melanie
wiła się w bólu, ale każda z nas miała własny powód do
rozpaczy. Ja cierpiałam, bo pocałunek nie był prawdziwy, a ona
dlatego, że wydał jej się aż nazbyt prawdziwy. Wiele w życiu
wycierpiała, ale dotychczas nikt jej nie zdradził.
Mój
ssskarb : 5
Meyer,
mam pytanie. Czy to znowu twoja pisarska niekompetencja, czy celowo
kreujesz Melanię na upośledzonego emocjonalnie przedszkolaka?
Jedynym
sposobem, aby motywacja Jareda stała się jeszcze bardziej oczywista
byłoby przyniesienie przez niego wielkiego transparentu z napisem:
„Chcę sprawdzić, czy robal nie buja. Ps. Nie przejmuj się, nadal
go nienawidzę.” Nawet Wanda, której zdolność obserwacji i
wnioskowania jest na skraju kompletnego zaniku zdaje sobie sprawę,
że facet najchętniej pozbawiłby ją życia w najokrutniejszy z
możliwych sposobów.
Mela
natomiast jest najwyraźniej przekonana, że Howe chce jej przyprawić
rogi z istotą, do której zwraca się przy użyciu męskiego (w
oryginale: nijakiego) zaimka.
Co
się tyczy Wandzi:
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 21
Kiedy
ojciec nasłał Łowców na nią i brata, nie był już sobą. Była
to tragedia, ale nie zdrada. Ojciec nie żył. Co innego Jared.
...Co?
Czy
ona...czy ona naprawdę powiedziała, że eksperymentalny całus
Jareda, który miał na celu tylko i wyłącznie wybadanie obecności
Melanie zabolał Melę bardziej niż utrata ojca i konieczność
patrzenia, jak już-nie-tatuś sprzedaje ją i jej ukochanego brata
obcym – być może wciąż walcząc w środku i wyjąc z rozpaczy
nad losem swoich dzieci?
„Nikt
cię nie zdradził, głupia”, ofuknęłam ją. Chciałam, żeby się
uspokoiła. Nie mogłam znieść podwójnego ciężaru bólu.
Wystarczał mi własny.
„Jak
on mógł? Jak mógł?” – zawodziła, nie zwracając na mnie
uwagi.
Mój
ssskarb : 6
To
- jak za chwilę udowodnię - bardzo dobre pytanie, ale z nieco
innych przyczyn, niż zakłada panna Stryder.
Nawiasem
mówiąc, Wagabundo, czy mogłabyś wyświadczyć nam przysługę i
spróbować ostatecznie uciszyć tę histeryczkę? Obawiam, się, że
jej dalsze istnienie (i związana z nim możliwość odzyskania
kontroli nad ciałem) może nieść ze sobą groźne konsekwencje, z
przekazaniem swych genów następnym pokoleniom na czele.
Obie
zanosiłyśmy się niekontrolowanym szlochem.
Ze
skraju histerii wyrwało nas jedno krótkie słowo.
Cichy
głos Jareda łamał się i miał w sobie coś dziecięcego.
–
Mel?
Tu
kończy się dzisiejszy rozdział.
No
dobrze, panie Howe; czas zająć się pańskim przypadkiem.
Nie
ma żadnego znaczenia, że koniec końców Wagabunda odwzajemniła
pocałunek, bowiem w chwili rozpoczęcia aktu Howe nie miał pojęcia,
iż dziewczyna (poprzez uzależnienie od Mel) darzy go jakimkolwiek
uczuciem. Z tego, co mu wiadomo, Wanda to po prostu jeden z tysiąca
robali, który został wsadzony do jego partnerki i który być może
nie zdołał jeszcze owej partnerki stłamsić. Zdaniem Jareda,
cechami charakterystycznymi dusz są:
a)
brak uczuć wyższych
b)
bezpłciowość (co wyjdzie na jaw w swoim czasie)
c)
niemożność obrony przed agresorem.
Innymi
słowy, Jared Howe z zimną krwią dokonał seksualnej napaści na
istocie, która z definicji nie może w żaden sposób obronić się
przed jego amorami.
Gwałciciele
nie są romantyczni, Meyer. Nie mam nic więcej do dodania w tej
kwestii. Zaczęłaś przeciągać strunę już w przypadku Jacoba
rzucającego się na Bellę wbrew jej woli, ale widzę, że
postanowiłaś pójść o krok dalej.
Bella
była sobą i dzięki temu była w stanie jasno zakomunikować swoje
granice poprzez zdzielenie natrętnego delikwenta w oblicze. Gdyby
Melanie nie znajdowała się w środku, Wanda nie miałaby żadnych
szans na ratunek. A kto wie jak daleko posunąłby się Jared,
próbując „wyciągnąć” Mel? Ostatecznie, skoro buziak nie
zadziałał, może potrzebne są silniejsze bodźce....
To
naprawdę zdumiewające, jak obrzydliwą postacią jest główny tru
loff tej książki. Jesteśmy dopiero w połowie „Intruza” i
jedyne, czego brakuje mu do zostania kompletnym potworem to pobicie
jakiegoś ciężko chorego starca oraz utopienie niemowlaka w potoku.
Ale
to nie jedyny problem, jaki mam z tą sceną. Czy ktoś może
wyjaśnić mi na co, u licha, liczył Howe rzucając się na
Wagabundę? Jakiego rezultatu oczekiwał, przeprowadzając test à
la książę ze „Śpiącej królewny”?
Jared
postanawia przyssać się do Wandy...i co dalej? Mogła go spotkać
jedna z dwóch reakcji:
a)
Wandzia zastygłaby w przerażeniu jako ta żona Lota
b)
Otrzymałby jakiś znak, iż ktoś inny pociąga za sznurki.
O
nieszczęśliwych implikacjach pierwszego już wspomniałam, zajmijmy
się drugim. Jared otrzymuje ów znak, a nawet dwa – kosmitka
odwzajemnia pocałunek, po czym daje mu w twarz. Cóż, w takim
układzie eksperyment się udał – powie ktoś z Was. Dostał
sygnał, że Wandzia nie jest taką sobie zwykłą duszką i co jest
nie tak!
Fantastycznie.
Sęk w tym, że wnioski, do których dochodzi Howe są całkowicie
sprzeczne z dotychczasowym kanonem powieści.
Pamiętacie
może, że istnieją dusze, które są w stanie atakować i kłamać?
Cóż, Howe grzecznie zapomniał o tym fakcie na czas owego
incydentu, aby nie psuć atmosfery romantyzmu. Robal ni z tego, nie z
owego oddaje mu całusa i przystępuje do obrony własnej – a mimo
to facetowi ani razu nie zaświtała w głowie myśl, że w takim
razie jego dotychczasowa teoria się potwierdziła i Wagabunda
rzeczywiście jest podstępnym Łowcą.
Gdyby
w owym teście chodziło właśnie o to – sprawdzenie, czy
anielskość Wandy nie jest tylko przykrywką – kupiłabym ten
zamysł. Niestety, Jared ani przez chwilę nie rozważa takiej
możliwości. Owa akcja miała na celu tylko i wyłącznie wybudzenie
królewny Melanii ze snu.
I
tu całą akcję trafia szlag, albowiem jest kanonicznie
potwierdzone, że Jared i spółka NIE WIEDZĄ, że człowiek
może przejąć kontrolę nad pasożytem. Wujek Jeb jest uznawany za
fantastę tylko dlatego, że wierzy w samo istnienie Mel –
jak dotąd nikt z uciekinierów nie podejrzewał nawet, że uwięziony
człowiek może posunąć się w walce o niezależność jeszcze
dalej. Pamiętajcie – to my, czytelnicy, dzięki historii
opowiedzianej przez Łowczynię na początku książki wiemy, że
zdarzają się przypadki buntu wśród mundurków. Howe nie jest tego
świadomy.
Więc
pytam po raz kolejny – NA CO liczył Jared pchając się z dziobem
do Wagabundy?
Zgodnie
z tym, co wiadomo mu na tym etapie, nawet jeśli Mela wciąż żyje,
to nie ma możliwości komunikacji z zewnętrznym światem. W efekcie
jedyne, co osiągnąłby nasz tru loff poprzez swoją napaść,
byłoby doprowadzenie Wagabundy na skraj histerii oraz zmuszenie swej
bezradnej ukochanej do obserwowania, jak jej luby obcałowuje obcą
istotę mieszkającą w jej ciele. I nie, proszę mi nie mówić, że
Jared wierzył w magiczne przebudzenie Melanie, albowiem
dotychczasowe rozdziały wyraźnie pokazują, iż jego wiara w swą
połowicę, jej wolę walki i determinację wynosi mniej niż zero.
Nie
dość, że cały ten fragment jest ohydny, to w dodatku całkowicie
pozbawiony sensu. Gratulacje, Stefa – ostatnio naprawdę
przechodzisz samą siebie.
I
to już wszystko na dziś. Do zobaczenia za tydzień.
Statystyka:
Adolf
approves : 40
Bellanda Wandella van der Mellen : 30
Gotuj z
Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 21
Ludzkość
ssie: 39
Mea culpa: 17
Mój
ssskarb : 6
Nie ma jak u mamy: 19
Świat według
Terencjusza: 35
Welcome to Bedrock: 44
Witaj, Morfeuszu : 14
Maryboo