niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział XXIV: Zmiana

Przeczytałam rozdział i znowu się  załamałam. W przypływie desperacji napisałam przepełnioną bólem wiadomość do Maryboo, żeby mnie pocieszyła i upewniła w przekonaniu, że kiedyś tam wreszcie coś zacznie się dziać. Zacznie, ale jeszcze nie teraz. Lećcie więc szybciutko po mocną kawę lub herbatę i zaczynamy.




Wandzia wreszcie zdaje sobie sprawę z tego, że po tylu dniach w jaskini jest ufąflana jak nieboskie stworzenie, a do tego śmierdzi na 3 kilometry.



Straciłam już rachubę czasu spędzonego w jaskiniach – ponad tydzień? dwa? – a przez wszystkie te dni nosiłam to samo ubranie co na pustyni. Bawełniana koszulka wchłonęła już tyle potu, że pogięła się i przypominała akordeon. Kiedyś była bladożółta, teraz – całkiem upaćkana, ciemnofioletowa jak skalna podłoga. Moje krótkie włosy były poplątane i zapiaszczone. Czułam, jak sterczą mi na głowie niczym czub kakadu. Dawno nie widziałam swojej twarzy, ale domyślałam się, że dominują na niej dwa odcienie fioletu, które zawdzięczałam jaskiniowemu pyłowi oraz siniakom.



Szczerze mówiąc, oczekiwałam innego słowa po „jaskiniowemu”. Np. „zawdzięczałam jaskiniowemu brutalowi”.



Jak się zapewne domyślacie, owo niesamowite odkrycie niesie za sobą oczywistą scenę. Czas na kąpiel. Wow, toż to następny level w stosunku do korzystanie z kibelka.



Jeb proponuje, żeby Wandzia włożyła ubranie Jamiego, zanim jej własne nie wyschnie po praniu. Oczywiście ultimate mommy mode włącza się natychmiast i Wandzia odmawia, bo nie daj bór, zniszczy lub rozciągnie zapewne maleńkie ubranka swego 14-letniego brata.



Nie ma jak u mamy: 16



Jeb daje w końcu WandzioMeli swoje własne ciuchy i mydło. Duszka tupta za wujciem do jaskiniowej łazienki. Spotykają tam innych ludzi, w tym evil Sharon, ale do żadnych scen nie dochodzi. Dostajemy w prezencie od losu całą stronę poświęconą na opis kąpieli. Jak cudownie.



Wreszcie Wandzia wyłazi z łazienki. Na kąpiel czeka już następne kilka osób, w tym truloff number two.



– Lepiej wyglądasz – zwrócił się do mnie, ale nie potrafiłam odgadnąć, czy jest tym zaskoczony, czy może poirytowany.
Uniósł dłoń i wyciągnął ku mojej szyi długie, jasne palce. Odskoczyłam do tyłu, a wtedy on opuścił rękę.
– Przepraszam – wymamrotał.
Nie wiedziałam, czy przeprasza za to, że mnie przestraszył, czy za sińce na szyi. Ale chyba nie za to, że próbował mnie zabić – wydało mi się to całkiem nieprawdopodobne. Na pewno wciąż życzył mi śmierci.


Oczywiście, bo Ian nie mógł po prostu zmienić zdania i zrozumieć, że sposób załatwiania spraw „na Jareda” to jednak nie to. No wiesz, Wandziu, sumienie i takie tam pierdoły.



Ludzkość ssie: 30



Jeb i Wadzia udają się do kuchni. Pojawienie się duszki, jak zwykle zresztą, ucina wszystkie rozmowy. Jak się jednak zaraz okaże, ten stan rzeczy szybko się zmieni. Na szczęście, albowiem mam już serdecznie dosyć czytania, jak wszyscy i wszystko zamiera na sam widok naszego płatka śniegu.



Nazajutrz po kopaniu pola spędziłam cały dzień obsiewając i nawadniając ziemię. Tym razem pracowali z nami inni ludzie. Domyśliłam się, że obowiązuje tu rotacja. W nowej grupie była Maggie, a także kobieta o karmelowej cerze, ale wciąż nie wiedziałam, jak ma na imię. Przez większość czasu wszyscy pracowali w milczeniu. Była to nienaturalna cisza – wyraz sprzeciwu wobec mojej obecności.
Ian pracował z nami, choć nie była jego kolej. Martwiło mnie to.



TRULOFF ALERT


Sęp zaczyna krążyć koło padl…eee, znaczy książę na białym koniu zbliża się coraz bardziej do swojej wybranki. Ian, zepnij poślady i ruszże się, bo nie mogę się już doczekać przecudnych wielokątów miłosnych. Wszystko tylko nie następne opisy sikania, kąpieli czy prac polowych.


Podczas kolejnego posiłku ludzie w dalszym ciągu siedzą cicho. Tylko Jamie trajkocze jak najęty. Chłopak już na dobre przeniósł się do Wandzi i śpi z nią w łóżku Jareda. Z nią i CEBem, rzecz jasna. Wandzia jest zachwycona. Nie CEBem, ale lulaniem braciszka.


Nie ma jak u mamy: 17


Wandzia zostaje wreszcie zagoniona do kuchni, gdzie uczy się wypiekania bułek. WTEM! Jeb się zmywa i zostawia duszkę z okropnymi człowiekami.


Jeb uśmiechnął się szeroko, zerknął w stronę kobiet, po czym spojrzał na mnie i potrząsnął głową. Obrócił się na pięcie i zniknął, zanim zdążyłam się uwolnić.
Wstrzymałam oddech. Spojrzałam na kobiety – młodą blondynkę z łaźni, matkę o sennych oczach oraz tę z ciemnoszarym warkoczem. Lada chwila powinny się zorientować, że mogą mnie zabić. Nie było Jeba ani strzelby – co mogło je powstrzymać?




No nie wiem, uczucia wyższe? Sumienie? To, że mają cię w dupie? Widocznie skoro Jeb ją toleruje, a nawet może uważa za psiapsiółkę, to co im do tego? Niech się wyżej postawieni przejmują.

Ludzkość ssie: 31


Dziw nad dziwy, kobitki nie rzucają się z wrzaskiem i pazurami na Wandzię. Jeb absolutnie nie spieszy się z powrotem. Duszka, póki co, nie widzi w tym żadnego większego celu. Ufam, że dla Was zamiary wuja są całkowicie jasne.


Iii… znowu posiłek. Żeby nie było za mało monotonnie.


Po raz czwarty miałam zjeść lunch w kuchni.
Jeb, Ian i ja weszliśmy do środka. W dużym, dusznym pomieszczeniu siedziało wiele osób. Rozmawiały półgłosem o mijającym dniu. Weszliśmy – i nic się nie stało.
Nic.


No co ty pierdzielisz? Któżby to przewidział?


Nie zapanowała cisza. Nikt nie przerwał rozmowy, by zmierzyć mnie lodowatym wzrokiem. W ogóle nie zwrócono na nas uwagi.
Jeb posadził mnie na wolnym miejscu i poszedł po pieczywo dla trzech osób. Ian usiadł koło mnie i zagadał do siedzącej obok dziewczyny. Była nią młoda blondynka, którą ostatnio często widywałam. Okazało się, że ma na imię Paige.
– Co tam słychać? Jak sobie dajesz radę bez Andy’ego?
– W porządku, tylko się o niego martwię – odparła i zagryzła wargę.
– Niedługo wróci – uspokajał ją Ian. – Jared zawsze przywozi wszystkich z powrotem. Ma talent. Odkąd jest z nami, nie mieliśmy żadnych wypadków, żadnych problemów. Andy jest bezpieczny.

Bo Jared jest niebezpieczny i w razie czego powybija Łowców spojrzeniem? Lub gołymi rękami? WandzioMela strzyże uszami na wzmiankę o Jaredzie, ale temat się urywa.


Posiłek przebiega w spokoju. Ludzie zachowują się zupełnie normalnie, nie zwracając na duszkę uwagi. Ale to nie koniec niespodzianek.


Bijące dotychczas w szaleńczym tempie serce nieco mi się uspokoiło.
Następnego dnia myliśmy lusterka nad polem kukurydzy. Jeb wytłumaczył mi, że trzeba to robić dość często, gdyż szybko pokrywa je wilgoć i kurz, a rośliny potrzebują dużo światła. Ian, który znów do nas dołączył, wspinał się tym razem po chybotliwej drabinie, a my staraliśmy się utrzymać ją w miejscu. Nie było łatwo, Ian był ciężki, a domowej roboty drabina niestabilna. Na koniec dnia nie czułam rąk, jedynie ból.
Dopiero gdy zbieraliśmy się do kuchni, spostrzegłam, że przy pasku Jeba nic nie wisi.


Wandzia jest przerażona, zszokowana i co tam jeszcze. Jeb za to ma nieziemski zaciesz. Duszka dalej nie kmini.

Zaczęłam się zastanawiać, czy to, że nie wziął dziś broni, i to, że zostawił mnie wczoraj samą, i całe to wpychanie mnie między ludzi nie oznacza, że czeka, aż ktoś mnie zabije, bo nie ma ochoty zrobić tego własnoręcznie? Czy to możliwe, że tylko sobie tę przyjaźń ubzdurałam? Albo że była jednym z wielu kłamstw?




Ludzkość ssie: 32



A może, sparkląca amebo, Jeb chce ci pokazać, że ludzie to wcale nie takie przerażające potwory i cię nie zabiją przy byle okazji? Póki co, duszka nie ma żadnych dowodów na to, że ktokolwiek poza pitekantropem i Bratem Samo Zło chce ją zaciukać. Dość mam tej cholernej martyrologii połączonej z manią prześladowczą. „Jaka je biedna, osaczona”, „wszyscy chcą mnie dopaść”, „jestem jedyną sprawiedliwą wśród dzikich plemion”. Rzygam już tą postawą. Nie nastraja mnie ona pozytywnie do głównej bohaterki (czyt. mam ochotę krowę udusić). Jeb zdaje sobie sprawę, że pewne rzeczy trzeba Wandzi wbić do pustego łba młotem dwuręcznym.



– Jeb, poczekaj.
–Tak?
– Jeb... – Milczałam chwilę, szukając wystarczająco uprzejmych słów.
– Ja... Może to głupie, ale... myślałam, że jesteśmy... choć trochę... przyjaciółmi.
Uważnie przyglądałam się jego twarzy, wypatrując zmiany, jakiegoś znaku, że będzie próbował mnie okłamać. Spoglądał na mnie z serdecznością – ale skąd miałam wiedzieć, po czym poznaje się kłamcę?
– Oczywiście, że jesteśmy.
– W takim razie dlaczego chcesz, żeby mnie zabili?

Ściągnął brwi.
– Powiedz mi, skarbie, skąd ci to przyszło do głowy?

Wymieniłam dowody.
– Nie nosisz dzisiaj broni. A wczoraj zostawiłeś mnie samą.

Jeb szeroko się uśmiechnął.
– Myślałem, że nie lubisz tej strzelby.

Milczałam w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Wando, gdybym chciał, żeby cię zabili, nie przeżyłabyś pierwszej nocy.
– Wiem – odparłam cichutko. Poczułam się nagle zażenowana, nie wiedzieć czemu. – Dlatego się w tym wszystkim g u b i ę.







Cycki opadają, jak to czytam. A jestem zdecydowanie za młoda na opadnięty biust.



Jeb roześmiał się wesoło.
– Ja wcale nie chcę, żeby cię zabili. W tym rzecz, moje dziecko. Muszą się do ciebie przyzwyczaić. Najlepiej, żeby w ogóle o tym nie myśleli. To jak z gotowaniem żaby.
Zmarszczyłam czoło. Nie wiedziałam, o co mu chodzi.
– Jeżeli wrzucisz żabę do gotującej się wody – tłumaczył – to od razu wyskoczy. Ale jeśli włożysz ją do letniej wody i zaczniesz wolno podgrzewać, żaba niczego się nie domyśli, aż będzie za późno. I masz ugotowaną żabę. Trzeba działać stopniowo.
Przez chwilę się nad tym zastanawiałam – pomyślałam o ludziach, którzy nie zwracali na mnie uwagi w czasie lunchu. Jeb ich do mnie przyzwyczaił. Poczułam dziwny przypływ nadziei. Nie było to może zbyt mądre, biorąc pod uwagę moją sytuację, ale czułam, jak we mnie wzbiera i zabarwia myśli na jaśniejszy kolor.
– Jeb?
– Taak?
– Jestem żabą czy wodą?

Jesteś amebą. Co najwyżej.


– Zostawię cię samą z tą zagadką. Ale nie myśl, że jestem bezduszny. – Zaśmiał się jeszcze głośniej. – Że się tak wyrażę.
– Poczekaj... mogę zapytać o coś jeszcze?
– Jasne. Zresztą teraz chyba twoja kolej na zadawanie pytań.
– D l a c z e g o jesteś moim przyjacielem?

Ściągnął usta, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Wiesz, że wszystko mnie ciekawi – zaczął, a ja przytaknęłam. – Długo się wam, duszom, przyglądałem, ale nigdy nie miałem okazji z żadną porozmawiać. Przybywało mi tylko pytań, coraz więcej i więcej... Poza tym zawsze uważałem, że jeżeli tylko ma się dobre chęci, można się dogadać dosłownie z każdym. Lubię wystawiać swoje teorie na próbę. No i popatrz, zjawiasz się tu nagle i okazujesz się jedną z najmilszych dziewczyn, jakie w życiu spotkałem. To wielka frajda mieć duszę za przyjaciela. Czuję się wielkim szczęściarzem, jak sobie myślę, że mi się udało.
Mrugnął do mnie, ukłonił się w pas i odszedł.


Jak myślicie, dotrze wreszcie do tego bezkręgowca? Bo prościej jej tego wytłumaczyć się chyba zwyczajnie nie da. Jeb stosuje metodę małych kroczków. Co rusz wysyła Wandzię po jakieś sprawunki. Duszka ma niekończące się palpitacje. Jednakże ku zdziwieniu wyjątkowego płatka śniegu ludzie już nie padają na pyski na jej widok. Cóż, przedstawienie się skończyło, moja droga diwo.

Tylko raz poczułam, że grozi mi śmierć, a było to wówczas, gdy przerwałam lekcję Sharon, by poprosić Jamiego. Popatrzyła wtedy na mnie takim wzrokiem, jakby za chwilę miała mi się rzucić do gardła. Kiedy jednak wybełkotałam, o co mi chodzi, kiwnęła głową, pozwalając Jamiemu na opuszczenie klasy. Gdy już byliśmy sami, złapał mnie za rękę i powiedział, że Sharon spogląda tak na każdego, kto przerywa jej zajęcia.

Stefka znów wspina się na wyżyny subtelności w opisywaniu antagonistów. Jeżeli w ogóle Sharon można tak nazwać. W tej chwili jako bohaterka jest tak strasznie płaska i jednowymiarowa, że naprawdę nie wiem, czy odegra jakąś rolę, czy robi tylko za kartonowy stojak jakiegoś kreskówkowego villaina. No wiecie, taki jak te, które stoją w kinie. For the evulz, hellyeah!



Najgorsze było jednak szukanie Doktora, ponieważ Ian uparł się, że pokaże mi drogę. Pewnie mogłabym odmówić, ale Jeb wydawał się zadowolony, a zatem musiał ufać, że Ian mnie nie zabije. Była to teoria, której zupełnie nie miałam ochoty testować, ale wyglądało na to, że nie mam wyjścia. Jeżeli Jeb mylił się co do Iana, prędzej czy później i tak bym się o tym przekonała. Potraktowałam więc długi spacer z Ianem w ciemnościach jak próbę ognia.
Do półmetka dotarłam cała i zdrowa. Przekazaliśmy Doktorowi wiadomość. Nie sprawiał wrażenia zdziwionego obecnością Iana. Być może to sobie uroiłam, ale zdawało mi się, że wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Zobaczyłam oczyma wyobraźni, jak przywiązują mnie do jednego ze szpitalnych łóżek.

Wow, kinky!



Doktor, rzecz jasna, nie porywa Wandzi w celu przeprowadzenia eksperymentów.



Wandzia i jej truloff wracają od Doktora. Duszka wreszcie pyta brata Brata Samo Zło, czy nadal chce ją zabić.



– To by nie było w porządku – powiedział w końcu. – Dużo o tym myślałem i nie wiem, co by to miało dać. To tak, jakby rozstrzelać szeregowca za zbrodnie wojenne generała. Nie, żebym wierzył we wszystkie szalone teorie Jeba – nawet bym chciał, ale przecież nie wystarczy chcieć, żeby coś było prawdą. Zresztą, czy Jeb ma rację, czy nie, wcale nie wydajesz się groźna. Trzeba ci przyznać, że naprawdę się troszczysz o młodego. Aż nie chce się wierzyć. W każdym razie, dopóki nic nam z twojej strony nie grozi, zabić cię byłoby... o k r u c i e ń s t w e m. Jeden odmieniec w tę czy we w tę naprawdę nie robi w tym miejscu różnicy.



Szybko zmienił śpiewkę. Cóż za rzeczy ta cała MIŁOŹDŹ robi z człowiekiem. Jeszcze niedawno tak zapamiętale odcinał WandzioMeli dopływ krwi do mózgu, a teraz doszedł do wniosku, że to jednak zupełnie niepotrzebne okrucieństwo. Nic, tylko uronić jedną, kryształową łzę. Chlip. Przepiękny character development. Rozgląda się Przesadziłam z sarkazmem?

Zastanowiłam się nad tym słowem. O d m i e n i e c. Czy to aby nie najtrafniejsze określenie, jakie o sobie słyszałam? Czy kiedykolwiek gdziekolwiek pasowałam?

Ja rozumiem, wolałabyś speshul snowflake.


– Skoro nie chcesz mnie zabić, to czemu poszedłeś ze mną do Doktora?

Znów nie odpowiedział od razu.
– Nie jestem pewien, czy... – Zawahał się. – Jeb twierdzi, że emocje opadły, ale nie jestem tego całkiem pewien. Ciągle jest parę osób... W każdym razie Doktor i ja staramy się mieć cię na oku. Tak na wszelki wypadek. Kiedy Jeb posłał cię samą tak daleko, pomyślałem, że to lekka przesada, kuszenie losu. Ale on już taki jest – kuszenie losu to jego hobby.
– Ty... ty i Doktor mnie o c h r a n i a c i e?







Nic dodać, nic ująć. No może poza:

Ludzkość ssie: 33

za to niesamowite zdziwienie.



Wandzia dochodzi wreszcie do wniosku, że dziwny jest teeeeeeeeen świaaaaaaat!!! I tym pozytywnym (?) akcentem kończymy dzisiejszy odcinek.


Witaj, Morfeuszu : 14


Do zobaczenia za tydzień.


Statystyka:

Adolf approves : 27
Bellanda Wandella van der Mellen : 25
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 13
Ludzkość ssie: 33
Mea culpa: 5
Nie ma jak u mamy: 17
Świat według Terencjusza: 32
Welcome to Bedrock: 13
Witaj, Morfeuszu : 14



Beige

21 komentarzy:

  1. Dziękuję za analizę! Beige, trzeba mieć nerwy ze stali, żeby przedzierać się przez taki nudny rozdział. Podziwiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Istnieją imiona, których Meyer nie powinna niszczyć, wrzucając je do swojej grafomanii. Andy to jedno z nich =.='
    Co do samego rozdziału - nieno, serio? Mamy dwudziesty czwarty rozdział, a tekst nadal babra się w materiale, który dla mnie byłby rozdziałem drugim, góra początkiem trzeciego. To pewnie dlatego nigdy mnie nie wydadzą. Współczuję przedzierania się przez tę śmiertelnie nudną kupę. Od kolejnych opisów przeżyć kibelkowych, prysznicowych i omgludziechcąmniezabić już lepszy byłby miłosny ostrosłup dwudziestokątny foremny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyny ostrosłup foremny jaki istnieje to trójkątny, czyli czworościan. Ostrosłup dwudziestokątny może być co najwyżej prawidłowy. [skrzywienie politechniczne]

      Usuń
    2. Bo Meyer wchodzi na wyższy poziom i przeczy prawom geometrii :P

      Usuń
    3. Lovecraft też lubił teksty o zaprzeczaniu prawom geometrii, więc całkiem możliwe.

      - tey

      Usuń
  3. łoł, dziś mimo że coś tam się działo, to jednak nie działo się nic. ech :/

    powodzenia z kolejnymi rozdziałami! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. TO ma wartości edukacyjne-dowiedziałam się,ze nad kukurydzą są lusterka!
    A poza tym nuda,nuda,nuda.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  5. Nuda, nuda, nuda. Nawet wkuropatwiających treści brak ;(
    Tak przy okazji, nie chcę się czepiać, ale ten fragment jest pełen błędów:
    "Była t o (to) teoria, której zupełnie nie miałam ochoty testować, ale wyglądało na to, że nie mam wyjścia. Jeżeli Jeb mylił się co do Iana, prędzej czy później i tale (tak) bym się o tym przekonała. Potraktowałam więc długi spacer z łanem (Ianem?) w ciemnościach jak próbę ognia.".
    Tak jest w w oryginale/pdf/czymkolwiek innym czego używasz jako źródła tekstu, czy to wina wszechogarniającej senności jaką niesie ta książka?
    Pozdrawiam i dziękuję za ogrom pracy jaki wkładacie w miażdżenie tego tworu :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawione. I owszem, takie kwiatki są w pdfie, a nie wszystkie zauważę, bo jak mam to czytać uważnie więcej niż jeden raz, to czasem mózg odmawia posłuszeństwa.

      Beige

      Usuń
    2. To zupełnie zrozumiałe ;)
      Ale czytelnicy czuwają!

      Usuń
  6. Ojeju... a ja myślałam, że saga Zmierzch jest nudna. Meyer przeszła samą siebie :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Umarłam. Idę poczytać coś interesującego. Może etykietkę domestosa...

    OdpowiedzUsuń
  8. Meyer opisuje kibelkowanie, kąpiel... a co z miesiączką? Chyba te procesy Melce nie stanęły, jak się wprowadziła do niej duszka? Ja chcę opis okresu! A w ogóle, miesiączka to coś, czego pisarze unikają bardziej niż defekowania się, zauważyliście? *takie rozkminy albowiem nudny rozdział*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obstawiam, że gdyby taki wątek by się pojawił, byłaby to:
      a) drama pt. "JAMIE NIE MOŻE SIĘ DOWIEDZIEĆ, PRZECIEŻ TO JESZCZE DZIECKO".
      b) rozkmina pt. "Ci ludzie są ohydni, KREW, KREW, mójboże jakie okropne drapieżniki"
      c) angst pt. "Wreszcie umrę... Jeb będzie zadowolony, pewnie zatruł mi jedzenie... Wszyscy oni chcą tylko mojej śmierci..."

      Usuń
    2. Ahahaha, pomyślałam o tym samym 8D A co kurcze z okresem? Przecież Wandzia już jakiś czas mieszka w Meli i musiała mieć przynajmniej jeden. Borze, to by była przewspaniała komedia, gdyby z powodu tsunami hormonów niewinna jak ta lelija Wandzia dostała stereotypowego PMS'a zamieniającego ją w krwiożerczą bestię. Tyle dużo angstu <3

      "Dawno nie widziałam swojej twarzy, ale domyślałam się, że dominują na niej dwa odcienie fioletu, które zawdzięczałam jaskiniowemu pyłowi oraz siniakom."
      Ja się nie znam na jaskiniach prawie w ogóle, więc pytam - fioletowy pył?

      Krakatoa

      Usuń
    3. samo stwierdzenie, że odcień fioletu zawdzięcza siniakom jest idiotyczne, bo ten odcień fioletu to właśnie SĄ siniaki. czy nikt nie czytał tej książki przed wydaniem? a pył w jaskini oczywiście nie ma prawa być fioletowy

      Usuń
    4. A w ogóle, miesiączka to coś, czego pisarze unikają bardziej niż defekowania się, zauważyliście?
      Tak, w filmach zresztą jest to samo. Tenże proces fizjologiczny nie istnieje. I to nawet w książkach autorstwa kobiet. Taki nowy, utopijny lepszy świat bez miesiączek. (chlip)

      - tey

      Usuń
  9. Krakatoa - oczywiście nie zapominajmy o wstretnych ludziach, których nawet hormony są tak krwiożercze, iż w całym swym okrucieństwie napadają na niewinny pożyczony mózg niewinnej duszki i opanowuja go niczym jakaś straszna trucizna...

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak można tak na niczym się nie znać, tak o niczym nie mieć pojęcia... Pani M. już w Zmierzchu udowodniła, że nie ma pojęcia jaki klimat panuje w jej kraju a teraz dostajemy fioletowy pył! Czy ona widziała chociażby zdjęcia tej pustyni, nie wiem w goglach może... one są czerwone, pomarańczowe.. gdzie ona zobaczyła fioletowy? Skoro już się jej czytać nie chce to niech chociaż na obrazki popatrzy.

    Stefan miesiączkofobię ma już od dawna. W Sadze pada tylko jedno zdanie o okresie. Na te cztery grubaśne księgi - raz Belcia stwierdziła, ze ma regularny okres. Nigdzie w książce nie padło pytanie co Edward czuje kiedy ona krwawi co miesiąc. Niby wiemy z wywiadu, że nic ale dopowiadanie wątków w wywiadach jest nieprofesjonalne.

    Kiedy w tej książce coś się wydarzy... te wielokąty na przykład... chociaż i tak pewnie będzie bez momentów

    OdpowiedzUsuń
  11. oczywiście nie Stefan... sorki za literówki

    OdpowiedzUsuń
  12. Analizatorki, mam do was pewną prośbę. Czy mogłybyście zapoznać się kiedyś z książką pod tytułem "Prawie dobra wróżka", autorstwa Janette Rallison? Dostałam to kiedyś z jakiejś okazji i czytałam już dawno, ale pamiętam, że uznałam to za okropną szmirę.

    OdpowiedzUsuń