niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział XVII: Odwiedziny

Kochani, mam problem. Z racji ciągnięcia studiów podyplomowych w mieście znacznie oddalonym od mojego miasteczka, co miesiąc zmuszona jestem poświęcić jeden weekend na sprawy stricte naukowe; a ponieważ i studia dzienne wymagają ode mnie ostatnimi czasy wzmożonej pracy, dzisiejszy rozdział będzie zaserwowany w nieco innej formie, niż zazwyczaj. Pierwsza jego część (cztery strony e-booka) zostaną przeze mnie streszczone, miast zanalizowane. Wiecie, czemu?

Bo Meyer poświęciła je na opisanie szaletu i sikającej Wagabundy.

Przysięgam, że nie żartuję. Tu po prostu nie ma czego komentować; ta książka sprawia, że „Zmierzch” zaczyna jawić się czytelnikowi jako dzieło fascynujące i pełne przygód.

Nie wierzycie mi, co? No to zaczynamy:

  • strona pierwsza : Dowiadujemy się, że w łaźni uciekinierów jest duszno i wilgotno niczym w saunie, dźwięk świetnie się niesie, a pseudo-sufit dostarcza mnóstwo światła. Układ jaskini jest wprost idealny, zwłaszcza w kwestii szeroko pojętej higieny. Fakt ten raduje wuja Jeba, a złości analizatorki, które są już nieco zmęczone trwającym od kilku lat pobytem w Meyerlandzie i ucieszyłyby się, gdyby choć raz nasi protagoniści zmuszeni byli zmagać się z jakimkolwiek prawdziwym problemem, choćby związanym z nieprzyjemnymi kwestiami wydalania.
  • strona druga: Wspomniane wyżej para i gorąc pochodzą od płynącej środkiem groty rzeki. Rzeka jest rwąca i jak się do niej wpadnie, to nie będzie co zbierać (i NIE, to NIE JEST subtelny foreshadowing, a teraz siedźcie cicho i podziwiajcie genialne pióro Stefy). Poza rzeczką mamy jeszcze wypływające z niej strumyki; jeden z nich przepływa przez grotę pełniącą funkcję wanny (nazywanej dalej Grotą A), oraz grotę służącą za kibelek (nazywaną dalej Grotą B). Woda z Groty B kończy swą podróż pod ziemią, dzięki czemu Stefcia nie musi kłopotać się kwestią ewentualnych wiader. Czy to nie wspaniały zbieg okoliczności? Gwiazdy nie sprzyjały nam w tak wielkim stopniu od czasów Nabuchodonozora i daty jej ostatecznych urodzin, szczęśliwie wypadającej na okres nastoletni (ale na tyle późnonastoletni, żeby Jacob mógł ją chędożyć, nie obawiając się wizyty wydziału ds. nieletnich)!
  • strona trzecia: Jeb pożycza Wagabundzie latarkę, coby nie nabiła sobie guza podczas podróży do wychodka (wygląda na to, że świetlisty sufit nie obejmuje żadnej z Grot). Wagabunda idzie się załatwić i po drodze konstatuje, że ktoś mógłby się tu skryć, żeby ją capnąć, a głośny szum wody uniemożliwiłby Jebowi usłyszenie wołania o ratunek (NIE, do diabła, przecież powiedziałam Wam, że to NIE jest foreshadowing!). W Grocie A przypatruje się czarnej, czarnej wodzie i zauważa, że gdyby ktoś chciałby się pod nią schować, nie udałoby się go dojrzeć z brzegu (Nie zamierzam powtarzać tego po raz trzeci; to Wasza wina, że mnie nie słuchacie. Nawiasem mówiąc, wygląda na to, że znaleźliśmy miejsce w sam raz dla naszej Łowczyni). Wagabunda przechodzi do Groty B i sika (cała rzecz odbywa się za kulisami, do tego stopnia, że przez długi czas nie byłam pewna, czy biedaczce w ogóle udało się opróżnić pęcherz). Duszka wraca biegiem do wuja Jeba, po czym oboje wracają (na Wagabundzine kwatery). Jeb przeprasza za kiepskie lokum i wyraża nadzieję, że z czasem uda im się zorganizować coś lepszego. Proponuje też dziewczynie, żeby zamiast kisić się w swej jamie, przesiadywała z nim w głównych pomieszczeniach kryjówki.
  • strona czwarta: Kosmitka, wciąż mając w pamięci atak furii swego pitekantropa, poprzez pokrzepiające poklepanie stryjecznej dłoni daje do zrozumienia, że nie będzie się wychylać, coby nikt nie musiał zamykać bestii w klatce po kolejnym ataku wścieklicy. Jeb rzuca dosyć niepokojącą uwagę o tym, że nie odda Wagabundy Doktorowi, bo jest dużo ciekawsza żywa (nie martwcie się, wuj nie jest psychopatą. Już niedługo odkryjemy, co tak naprawdę chodzi mu po głowie). Dusza obawia się, że poglądy Jeba nie na wiele zdadzą się w obliczu Jareda i jego prawa do zabawy w Sąd Najwyższy, jako, że chłop może ją w przypływie złego humoru skazać na śmierć lub tortury. Wagabunda i wuj wchodzą na Główny Plac (wybaczcie, te wielkie litery są konieczne dla jako-takiej orientacji w terenie; w przeciwieństwie do autorki lubię wiedzieć, gdzie rozgrywa się akcja powieści), tam zaś złe, niedobre człowieki znów wpatrują się ze złością w naszego robaczka. Są tak wściekli, że – nie żartuję – syczą za Wagabundą niczym węże, gdy nasza parka znika w jednej z odnóg jaskini. Jeb z niewiadomego powodu uważa to za niezwykle zabawne i autorytatywnie stwierdza, że za jakiś czas mieszkańcy podziękują mu za dostarczenie im rozrywki. Dla własnego komfortu psychicznego będę udawać, że chodzi mu o sprowokowanie Kyle'a i następującą po nim grę w polowanie, podczas której rebelianci będą konkurowali ze sobą o to, kto najszybciej zdoła pojmać młodocianego psychopatę i poddać go lobotomii (Jared jest wykluczony z zabawy; zwycięzca będzie mógł oddać jeden strzał w kierunku niebios ze sławetnej strzelby). Nasza parka idzie, idzie, idzie, mija ostatni zakręt i...

...tu kończy się etap streszczania; czas zabrać się do faktycznej roboty. Najpierw jednak rozdamy punkciki:

Ludzkość ssie: 16
Witaj, Morfeuszu : 10

No dobrze, oddaliśmy cesarzowi, co cesarskie, wracamy do fabuły. Jak sądzicie, kto czeka na nas za rogiem?

Przykro mi, to pytanie było tak proste, że nie będzie żadnej nagrody za prawidłową odpowiedź. Okazuje się, iż wbrew jasnemu zakazowi Jeba któryś z mieszkańców kryjówki wypaplał Jamiemu, że do jaskini przybyła jego już-nie-siostra.

Melanie, rzecz jasna, reaguje podobnie jak w przypadku pierwszego spotkania z Jaredem, tj. szlochem z radości i chęcią natychmiastowego rzucenia się chłopcu na szyję; Wagabunda jednak, będąc znacznie silniejszą niż podczas pamiętnego rendez-vous z lubym, tym razem powstrzymuje krnąbrną żywicielkę przed przejęciem kontroli nad ciałem, choć jest jej przykro, że poprzez hamowanie Meli uniemożliwia jej kontakt z bratem. Kosmitka wykazuje się godną pochwały dozą rozsądku, tłumacząc Melanii, że jeden fałszywy gest może się dla nich skończyć tragedią; niestety, Mela jest zbyt poruszona widokiem Jamiego, by zdobyć się na cokolwiek poza zawodzeniem niczym banshee.

Próbowałam spojrzeć na niego z dystansem – ujrzeć jedynie opartego o ścianę ponurego nastolatka ze sztywno założonymi rękoma. Starałam się widzieć w nim obcą osobę i tak też go traktować. Starałam się, ale nie umiałam. To był Jamie, byłam nim zachwycona, a moje ręce – moje, nie Melanie – chciały go uściskać. Łzy stanęły mi w oczach i pociekły po twarzy.

Meyer, mam pytanie. Czy ty NAPRAWDĘ nie widzisz, że to, co wypisujesz nie ma sensu? Wagabunda nie ma najmniejszego powodu, by być zachwyconą Jamiem. Nic. Nada. Null. Cała czułość, jaką odczuwa względem nastolatka bierze się tylko i wyłącznie z emocjonalnych wspomnień pobieranych od żywicielki...co sama podkreśliłaś dwa rozdziały temu, pisząc o uczuciach duszki względem Howe'a. Naprawdę, przestań nam wreszcie wmawiać, że kosmitka rozwinęła ów afekt wobec Strydera niezależnie od swego mundurka, gdyż dany wątek:

a) podkopuje twój (już i tak ledwo zipiący) kanon
b) jest głupi
c) sprawia, że Wagabunda zaczyna zachowywać się jak rasowy stalker.

Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 7

Jeb – przywitał się oschłe Jamie. Omiótł mnie przelotnym spojrzeniem, po czym odwrócił wzrok.
Miał taki głęboki głos! Czy to możliwe, że tak urósł? Uświadomiłam sobie z bólem, że niedawno skończył czternaście lat. Melanie pokazała mi datę. Okazało się, że było to w dniu, w którym po raz pierwszy mi się przyśnił.

Primo: pamiętajcie – czternaście. 14. Ta liczba pojawia się po raz kolejny, musimy więc z bólem serca wykluczyć ewentualny błąd w druku.

Secundo: Czepiałam się tego już w jednej z pierwszych analiz – jak właściwie wygląda „pokazywanie” duszy czegoś w rodzaju daty urodzenia? Mela wyświetla jej obraz paszportu chłopaka, otwartego na stronie z danymi osobowymi? I po co w ogóle dawać jej cokolwiek do oglądania, skoro dziewczyny przez większość czasu komunikują się ustnie?

Świat według Terencjusza: 28

Wagabunda wyrzuca sobie, iż nieświadomie wydała Jamiego Łowczyni akurat w jego urodziny (słynny wieczorny mail), podczas gdy nieletni Stryder wścieka się na Jeba, że nie poinformował go o nowym lokatorze.

No dobrze, czyli już wiesz. I po co ci to było? My tylko...
Chcieliście mnie chronić? – dokończył za niego chłopiec.
Skąd było w nim tyle goryczy? Czy to moja wina? Oczywiście, że moja.

A skąd znowu zaświtał waćpannie ów koncept? Jedynymi winnymi są tu krewni Melanie i ewentualnie Jared. Stefa, przestań zmuszać swoją najnowszą pacynkę, by brała na siebie odpowiedzialność za wszystkie grzechy tego świata; wbrew temu, co sądzisz, takie zachowanie naprawdę nie wzbudza niczyjego podziwu. Stawianie się w pozycji męczennika, gdy nie ma ku temu żadnego powodu nie jest szlachetne; jest durne i irytujące.

Mea culpa: 3

Melanie zaczęła głośno szlochać w mojej głowie. Rozpraszało mnie to i sprawiało, że słyszałam głosy Jeba i Jamiego jakby z daleka.

A teraz nasze banshee nabrało nowej umiejętności – zagłuszania rzeczywistych dźwięków. Stefa, ja cię błagam, na wszystko zaklinam – zdecyduj się wreszcie, jak wielką moc sprawczą ma opętany człowiek i gdzie kończą się jego możliwości w oddziaływaniu na najeźdźcę, bo z każdym kolejnym rozdziałem wprowadzasz coraz większe zamieszanie w tej kwestii.

Szczwany Jeb jest szczwany; miast awanturować się z gówniarzem, kapituluje i pyta się, czego ten właściwie sobie życzy, skoro już zdołał odkryć tajemnicę. Jamie przez chwilę się waha, wyraźnie zbity z tropu, ale wnet odzyskuje równowagę i żąda możliwości rozmowy z nowo przybyłą duszką.
Wuj Jeb przystaje na prośbę chłopaka i odsuwa się na bok, sadowiąc się nieopodal rodzeństwa z zamkniętymi oczami i strzelbą na kolanach. Mela rozpoczyna kolejną zwrotkę „Lamentu za utraconym mężczyzną”, a Wagabunda, nie ufając swym zdradliwym, trzęsącym się kolanom idzie w ślady wuja i siada na ziemi.

Jamie bacznie mi się przyglądał; w końcu zrobił cztery małe kroki naprzód, aż stanął nade mną. Rzucił jeszcze okiem na wciąż nieruchomego Jeba i klęknął obok mnie. Jego twarz przybrała nagle wyraz skupienia, nadając mu doroślejszy wygląd. Ujrzałam w nim smutnego mężczyznę i serce zabiło mi mocniej.

Stefa, co ja ci mówiłam o ciasteczku? Albo mężczyzna, albo wyrośnięty osesek. Zaraz zresztą zobaczycie, która z tych opcji jest bliższa prawdzie.

Jamie konstatuje, że Melania to nie Melania, Wagabunda potakuje, Jamie chce wiedzieć, co jej się stało w twarz:

Wzruszyłam ramionami. Nie widziałam swojej twarzy, ale domyślałam się, jak wygląda.

Zapewne jak paleta malarska; Howe niedawno odkrył w sobie twórczą pasję.

Kto ci to zrobił? – dociekał Jamie. Wyciągnął ku mnie palec i prawie dotknął mojej szyi, ale się zawahał. Siedziałam spokojnie – akurat tej ręki się nie bałam.
Ciotka Maggie, Jared i Ian – wyliczył Jeb znużonym głosem. Oboje aż podskoczyliśmy. Ale Jeb nawet się nie poruszył, a oczy miał ciągle zamknięte. Na jego twarzy malował się spokój. Można by pomyśleć, że odpowiedział przez sen.

Biorąc pod uwagę, jak naiwna jest ta dwójka aż dziw, że zdołali przeżyć tyle lat w ukryciu (chociaż z drugiej strony, Mela nie odzywa się w tej scenie, zapewne zbyt zajęta wyciem i wylewaniem morza metaforycznych łez).

Aha, Jeb - nie kłam. Po Ianie powinny jej raczej zostać ślady na gardzieli.


Jamie chce wiedzieć, czy Wagabunda wie, kim jest (wie) i co się stało z Melanie (tu następuje tysięczne już w „Intruzie” streszczenie sceny samobójstwa Mel).

Nie zginęła?
Nie. Mamy bardzo dobrych Uzdrowicieli. Szybko ją wyleczyli. Potem umieścili mnie w jej ciele. Myśleli, że im powiem, jak udało jej się tak długo przetrwać. – Zorientowałam się, że powiedziałam więcej, niż zamierzałam, i gwałtownie zamknęłam usta. Jamie tego nie zauważył, ale Jeb otworzył z wolna oczy i utkwił we mnie wzrok. Reszta jego ciała pozostała nieruchoma. Jamie niczego nie spostrzegł.

Meyer, tego rodzaju sceny działają tylko w filmie, gdy główny bohater NIE domyśla się, że jedna z pobocznych postaci zaczyna mieć co do niego podejrzenia – bo fakt ten jest wiadomy jedynie widzom. W zasadzie mogłaś równie dobrze napisać: „Wuj Jeb odgadł, że nie jestem zwyczajnym robalem”. Oszczędziłabyś nam czasu.

A co do przetrwania Mel – cóż, nie będę spoilerować; wyobraźcie sobie po prostu najgłupsze możliwe wytłumaczenie tego fenomenu, a gwarantuję Wam, że traficie w dziesiątkę.

Dlaczego nie pozwoliliście jej umrzeć? – zapytał. Musiał przełknąć ślinę, głos zaczynał mu się załamywać. Było to dla mnie tym boleśniejsze, że nie był to płacz wystraszonego dziecka, lecz głębokie cierpienie dojrzałego człowieka.

Och, Stefa, przestań wkładać mi broń do ręki.

Wagabunda wyznaje, że nie miała z tym nic wspólnego, jako, że w owym czasie wciąż tkwiła w kapsule hibernacyjnej.

A teraz uwaga, moi drodzy, skupiamy się. Przed chwilą ujrzeliście dwa akapity, w których autorka próbowała nam wmówić, że tęsknota za siostrą pozwoliła Jamiemu na szybsze osiągnięcie dojrzałości. Chłopak właśnie dowiedział się, że Melania straciła życie podczas próby samobójczej, tylko po to, by zostać odratowaną i zmuszoną do funkcjonowania jako kosmiczny mundurek. Jego reakcja?

Skąd przyleciałaś? – zapytał.
Uśmiechnęłam się wbrew sobie, widząc w jego oczach zainteresowanie.
Z daleka. Z innej planety.
Jakie tam... – zaczął, lecz nagle rozległo się inne pytanie.

...Tak. Najbardziej interesuje Strydera to, jakie rodzaje fajnych stworzonek żyją na planecie mordercy jego siostrzyczki.

Chciałam tu napisać, że to kolejny dowód na to, że Jamie w podświadomości autorki ma nie więcej niż sześć lat, ale wtedy przypomniałam sobie „Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku” i uświadomiłam sobie, że nawet małe dzieci wychowane w wojennych warunkach miały większą zdolność zrozumienia powagi sytuacji, gdy w grę wchodziła śmierć bliskich, niż to chłopię. Meyer, ostatnimi czasy przechodzisz samą siebie.

Oczywiście, może być jeszcze inny powód. Ostatecznie, Wagabunda, podobnie jak Bella, pełni rolę awatara naszej ulubionej autorki - w mniejszym stopniu, niż jej poprzedniczka, ale zawsze. Nie możemy w związku z tym pozwolić, by ktokolwiek z pozytywnych bohaterów NIE zachwycał się naszym płatkiem śniegu, prawda? Cóż znaczy utrata siostry, gdy można spijać słowa z ust samej Mary Sue!
 
Bellanda Wandella van der Mellen : 18

Kto jednak wtrącił się do dyskusji?

-Co u licha? – krzyknął wściekle Jared. Stał jak wryty w głębi tunelu, zaraz przy zakręcie.

* wzdycha ciężko * Wygląda na to, że dla Stefci rozdział bez Howe'a jest rozdziałem straconym.

Jared dostaje wścieklizny (nihil novi), Wagabunda kuli się pod ścianą niczym żona przemocowca, Jeb jest wyraźnie znudzony atakami furii pitekantropa, a Jamie, o dziwo, przeciwstawia się tru loffowi siostry:

Jeb wcale mnie nie przyprowadził. Ale ty powinieneś!

Ale Jared dopiero się rozkręca:

Chcesz nas zabić? – niemal wrzasnął na Jeba, gwałtownym ruchem wpychając mu strzelbę do rąk.
Uspokój się, Jared – odparł Jeb zmęczonym głosem, chwytając broń jedną dłonią. – Nie dotknęłaby jej, nawet gdyby leżała tu całą noc. Nie widzisz? – Machnął lufą w moim kierunku, aż zadrżałam. – To nie jest Łowca.
Jeb, zamknij się, do diabła!

Głęboko wierzę, że podobnie jak w przypadku gry w „Dopadnij Kyle'a”, Jeb znosi tego histeryka tylko dlatego, iż żywi nadzieję, że pewnego dnia Jared przeciągnie strunę i będzie można go zastrzelić bez wyrzutów sumienia.

Welcome to Bedrock: 5

Tak sobie myślę, że w dotychczasowych analizach nie podkreśliłyśmy wystarczająco wyraźnie jednego z punktów kanonu „Intruza”, należy więc to nadrobić teraz. Dla waszej informacji: jedyne z dusz, które są zdolne do używania jakiejkolwiek broni, to Łowcy. Pozostali do tego stopnia brzydzą się cierpieniem, że nie są w stanie nawet dotknąć noża czy pistoletu (choćby w obronie własnej)...

...a przynajmniej tak będzie wyglądać sytuacja aż do rozdziału 51, w którym Meyer po raz kolejny udowodni, że działa pod prawem Murphy'ego: jeśli można spieprzyć jakikolwiek wątek, to z pewnością zostanie on spieprzony. Nie zamierzam psuć Wam niespodzianki; powiem tylko, że niebywały altruizm i niezdolność do samoobrony Wagabundy będzie wyglądać bardzo zabawnie w zestawieniu z tym, czego dowiemy się o jej przeszłości.

Zostaw go! – krzyknął Jamie. – Nie zrobił nic złego.
A ty – odkrzyknął Jared, zwracając się do zezłoszczonego chłopca – wynoś się stąd natychmiast, albo pożałujesz!
Jamie zacisnął dłonie w pieści i stał twardo w miejscu.
Byłam tak przerażona, że nie mogłam się ruszyć. Jak oni mogli tak na siebie krzyczeć? Byli rodziną, łączyły ich więzy silniejsze niż krew. Przecież Jared nie uderzyłby Jamiego – nie mógłby!

No...rodzina też czasem na siebie krzyczy. Posiadanie bliskich nie oznacza życia w teletubisiowej komunie; cały cymes w tym, żeby umieć przepracować ewentualne kłótnie i niesnaski, zrozumieć drugą stronę i wybaczyć sobie, a z tym u naszych bohaterów nie najlepiej.

Ale mniejsza o to. Dlaczego duet W&M tak strasznie boi się o Jamiego? Załóżmy, że Howe jednak go uderzy (co, biorąc uwagę jego czarujący charakter, jest bardzo prawdopodobne). Meyer, wiesz, co w takim przypadku powinien zrobić zdrowy, sprawny czternastolatek, naznaczony „dojrzałym cierpieniem”?

Oddać mu.

O tym właśnie marudzę przez cały czas; Jamie może oficjalnie czternastolatkiem, ale w rozumieniu Meyer nadal nie przekroczył etapu zerówkowicza, którego nieustannie trzeba chronić przed złym i groźnym światem. Pamiętam moich znajomych z okresu gimnazjum – nie każdy z nich rwał się bójki i zdecydowanie nie każdy dałby radę trzydziestolatkowi, ale z pewnością żaden z nich nie wymagał parasola ochronnego w sytuacjach konfliktowych. Spuść wreszcie biedaka z tej pseudo-matczynej smyczy, Mel; gwarantuję, że nic mu się nie stanie.

Nie ma jak u mamy: 7

Trzeba było niczego przede mną nie ukrywać – powiedział Jamie przez zęby. – I nie robić jej krzywdy. – Rozluźnił zaciśniętą dłoń i wskazał na moją twarz.
Jared splunął na ziemię.
To nie jest Melanie. Melanie już nie wróci, Jamie.
To jej twarz – obstawał przy swoim Jamie. – I jej szyja. Nie przeszkadzają ci te sińce?

- Nie. A teraz zejdź mi z drogi, smarkaczu, muszę podpalić jakąś wioskę.

Ponieważ Jamie okazał się jednak mieć krztynę charakteru (czytaj: nie drży ze strachu na widok naszego opalonego na złoto Hulka), Jared w te pędy zmienia taktykę i zaczyna grać zranioną liliję:

- (…) Mam już dosyć, rozumiesz? Więcej w tej chwili nie zniosę. Czy możemy odłożyć tę rozmowę na później? – Otworzył z powrotem oczy i zobaczyłam w nich ból.

Stryder jest wrażliwym chłopcem, więc w te pędy przestaje martwić się o siniaki na twarzy siostry i składa broń, deklarując jednak wzorem Terminatora, że jeszcze tu wróci. Teraz pozostaje jedynie pozbyć się Jeba; mężczyzna nie protestuje zanadto i oddala się, zatrzymuje go jednak wołanie Howe'a:

Jeb? – zawołał za nim Jared.
Ta?
Gdybym kazał ci go zastrzelić w tej chwili, zrobiłbyś to?
Jeb nie zatrzymał się ani nie obejrzał, lecz jego słowa zabrzmiały bardzo wyraźnie.
Nie miałbym wyjścia. Przestrzegam własnych reguł. Dlatego dobrze się zastanów, zanim mnie o to poprosisz.
Po chwili rozpłynął się w ciemnościach.

* wzdycha jeszcze ciężej * Słuchajcie, rozumiem, o co chodzi Jebowi. Chce, żeby Jared przeszedł przyspieszony kurs dojrzewania i zrozumiał, że przemocą niczego nie ugra, a może jedynie stracić wszelkie ewentualne szanse na odzyskanie dziewczyny. Jest tylko jeden problem – ten facet jest chory psychicznie i ewidentnie nie panuje nad swoimi emocjami. Prowadzenie z nim tego rodzaju rozgrywki przypomina drażnienie się z lwem. Nie daje się mocy decydowania o życiu i śmierci szaleńcowi. Jeb, doceniam twój kodeks moralny, ale tym razem naprawdę powinieneś wyrzucić go za okno.

Odcinek kończymy posępnym:

Jared spoglądał za nim. Postanowiłam nie czekać, aż zmierzy mnie złowrogim wzrokiem. Wcisnęłam się do mojej niewygodnej kryjówki i skuliłam w najdalszym kącie.

To już wszystko na dziś; mam jednak dla Was mały bonus.

Tydzień temu mieliście okazję po raz pierwszy poznać młodszego brata Kyle'a i przyszłego tru loffa Wagabundy – Iana O'Sheę. Charakter ów, będący Jacobem w peruce (szczęśliwe, w każdym aspekcie poza pedofilią) blednie zdecydowanie przy schizach Jareda...a raczej stało by się tak, gdyby nie pewien szczegół. Oto, kto kreuje tę postać w ekranizacji „Intruza”.




Dla tych, którzy nie rozumieją dowcipu, wyjaśniam: pan Jake Abel znany jest wśród społeczności fanów „Supernatural” jako Adam Milligan, alias trzeci z braci Winchesterów (i w tenże sposób będziemy go nierzadko określać w naszych analizach). Dlatego też mam małą radę dla wszystkich miłośników SPN:
Za każdym razem, gdy akcje Iana będą Was doprowadzały do szału - mam tu na myśli głównie momenty wychwalania wspaniałości Wagabundy i/lub zachowywanie się jak Howe w ułagodzonej wersji beta – wyobraźcie sobie, że Adam wydostał się z klatki i dołączył do braterskiej drużyny łowców. Jego pierwszym zadaniem jest zlikwidowanie wyjątkowo uporczywego pasożyta, okupującego młodą kobietę należącą do ruchu rebeliantów – a czy istnieje lepszy podstęp, niż udawanie zakochanego?

I tym optymistycznym akcentem kończymy dzisiejszy rozdział. Buziaki!


Statystyka:

Adolf approves : 19
Bellanda Wandella van der Mellen : 18
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 7
Ludzkość ssie: 16
Mea culpa: 3
Nie ma jak u mamy: 7
Świat według Terencjusza: 28
Welcome to Bedrock: 5
Witaj, Morfeuszu : 10

Maryboo

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział XVI: Strzelba


Dziś pochylimy się nad rozdziałem, który w dużej mierze poświęcony jest… absolutnie fascynującej wędrówce WandzioMeli na siusiu. Nie, nie żartuję. „Ale jak to, Beż, przecież ostatni odcinek zakończył się burdą i cliffhangerem?” Ano owszem, na początku tego rozdziału Stefka przedstawia nam rozwiązanie akcji (pff, akcji, zabawne) sprzed tygodnia. Co z tego, skoro robi to poprzez drewniane, wkuropatwiające dialogi, a później mamy tylko przydługi opis wycieczki do kibelka? Może od razu zacytuję naszą kochaną Maryboo, która, jak pamiętacie, przeczytała cały ten badziew (uwaga, spojlery, jeśli to kogoś w ogóle obchodzi):



„Pamiętasz, co pisałam o simusoidzie? Cóż, akcja Intruza wygląda tak, że barwne deskrypcje jaskini (co ciekawe - owe deskrypcje, mimo swej długości, są tak pozbawione charakteru, że po pod koniec książki nadal nie będziesz wiedzieć, jak to miejsce właściwie wygląda), podróże do toalety, ścinanie mickiewiczowskich pól malowanych zbożem rozmaitem i ogólne ględzenie od czasu do czasu są przerywane tak miłymi epizodami, jak: próba gwałtu, próba morderstwa, śmierć jedynego porządnego bohatera poza wujem Jebem, mecz piłki nożnej oraz przygody naszego Wesołego Czworokąta. W skrócie: albo będziemy ziewać, albo rwać włosy z głowy.”



No, to teraz wiecie, z czym będziemy się borykać dalej. Żeby nie było, że nie ostrzegałyśmy.



WandzioMela wydostaje się ze swojej celi i rzuca się pomiędzy Jareda i Kyle’a. Tutaj zaczyna się przepychanie, odpychanie i łapanie naszych panienek.



Kyle ocknął się pierwszy. Stałam teraz tuż przed nim, więc jego pierwszym odruchem było odepchnąć mnie na bok. Chwycił mnie za bark i pchnął na ziemię. Nim zdążyłam upaść, coś złapało mnie za nadgarstek i podniosło z powrotem na nogi.
Gdy tylko Jared uświadomił sobie, co zrobił, natychmiast mnie puścił, jak gdyby moja skóra ociekała żrącym kwasem.
– Wracaj tam! – ryknął i popchnął mnie do tyłu, jednak lżej niż Kyle. Zachwiałam się i cofnęłam nieco w stronę ziejącego czernią włazu.



Oh yeah, Neanderthal mode still active. 



Welcome to Bedrock: 4



Otwór znajdował się na końcu wąskiego korytarza, łudząco podobnego do mojej klitki, tyle że wyższego i dłuższego. Jedynym źródłem światła była stojąca na ziemi niewielka lampa, zasilana w nieznany mi sposób. Rzucała na twarze walczących dziwne cienie, nadając im wygląd dzikich bestii.



Ludzkość ssie: 12



Dzikie bestie, wow, to nie tak, że Stefa trzyma w rękach metalową rurę z napisem „Ludzkość to potwory” i wali nas nią po głowach co kilka akapitów, a gdzie tam. Cóż za subtelność. 



Ponownie zrobiłam krok w ich stronę, stając plecami do Jareda.
– To po mnie przyszliście – zwróciłam się do Kyle’a. – Zostawcie go. 
Przez długą sekundę nikt nic nie powiedział.
– Przebiegły ten robal – wymamrotał w końcu Ian z oczami wytrzeszczonymi z przerażenia.
– Powiedziałem, wracaj tam – syknął za moimi plecami Jared. 
Zwróciłam się do niego bokiem, nie tracąc Kyle’a z pola widzenia.
– Nie musisz się dla mnie narażać.
Jared skrzywił się i wyciągnął rękę, chcąc wepchnąć mnie z powrotem do celi.
Uskoczyłam w bok, przez co zbliżyłam się jeszcze do ludzi, którzy chcieli mnie zabić.
Ian chwycił mnie za ręce i skrzyżował je z tyłu. Instynktownie stawiłam mu opór, ale był zbyt silny. Wygiął mi stawy do tyłu tak mocno, że straciłam dech.
– Puść ją! – krzyknął Jared, ruszając do natarcia.



-Tylko ja mogę nią poniewierać – dodał szybko, żeby nie pomyśleli, że mu zależy.



Kyle i Jared się mocują. 



Jared zaskoczył Kyle’a ciosem łokcia w brzuch i wyswobodził się z uścisku, wyrwał się drugiemu napastnikowi, po czym przyłożył Kyle’owi pięścią w nos. Trysnęła ciemna krew, ochlapując ścianę i lampę.
– Ian, wykończ go! – zawołał Kyle, po czym pochylił głowę i zaatakował Jareda, popychając go na trzeciego napastnika.
– Nie! – krzyknęliśmy z Jaredem.
Ian puścił moje ręce i zacisnął mi dłonie na szyi. Wbiłam w nie palce, ale moje krótkie paznokcie nie zdały się na wiele. Wówczas ścisnął mnie jeszcze mocniej i uniósł.



W razie gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, to ten przyjemniaczek będzie truloffem Wandzi. No wiecie, MIŁOŹDŹ ci wszystko wybaczy itd. 



Uścisk na szyi, nagły brak powietrza w płucach – wszystko to bolało. Cierpiałam męki. Rozpaczliwie próbowałam uwolnić się nie tyle nawet ze śmiercionośnego chwytu, co od bólu.



I znowu mamy jakże poukładany i spokojny opis przeżyć osoby na skraju zejścia z tego łez padołu. Dobrze chociaż, że jest krótki i Wandzia nie rozwodzi się przez 3 strony, jak to brakuje jej powietrza, rozmyślając przy okazji o moralności, etyce i filozofii. 



Na nasze nieszczęście to jeszcze nie koniec książki. Ianowi nie udaje się udusić WandzioMeli, gdyż na scenę wkracza… nie kto inny, jak tylko wujcio Jeb i, co ważniejsze, jego sławetna strzelba. Nie żeby Ian zareagował na groźbę zastrzelenia, widać za ostro wczuł się w rolę mordercy. Za to Jared wykorzystuje sytuację, by przydzwonić kolesiowi i uwolnić Wandzię.



Jeb przypomina, że kazał braciom nie ruszać duszki. Kyle pyta, co Jeb ma zamiar zrobić z robalem.



– Jaki masz plan? – domagał się odpowiedzi Kyle. Jego umazana krwią twarz wyglądała makabrycznie. W głosie jednak nie było ani śladu bólu, jedynie wrzenie. – Mamy prawo wiedzieć. Musimy wiedzieć, czy jesteśmy tu nadal bezpieczni, czy może powinniśmy szukać innej kryjówki. Jak długo masz zamiar go tu trzymać? To twoje nowe zwierzątko? Co z nim zrobisz, gdy już ci się znudzi zabawa w boga? Mamy prawo wiedzieć.
Jego słowa dzwoniły mi w głowie echem przy akompaniamencie pulsującej krwi. Miałam tu zostać? Jeb nazwał mnie swoim gościem... może raczej więźniem? Czy to możliwe, że istniało dwóch ludzi, którzy nie chcieli mnie zabić ani torturować? Jeżeli tak, to prawdziwy cud.



Bo ludzie są z gruntu źli, wiemy, słyszeliśmy pierwsze sto razy. 



Ludzkość ssie: 13 



Oho, teraz będzie najlepsze. 



– Ja sam nie wiem, Kyle – odparł Jeb. – To nie ja mam w tej sprawie decydujący głos.[…]
– W takim razie kto ma decydujący głos? – wykrzyknął Kyle. 
Oczy Jeba w końcu drgnęły – spojrzał na inną twarz, po czym znów na Kyle’a.
– Jared.



Eee… what?!



– To ty za nią odpowiadasz – przerwał mu Jeb stanowczym tonem. – Oczywiście poratuję cię w razie kłopotów, tak jak teraz, i pomogę ci jej pilnować. Ale decyzje podejmujesz ty. – Uniósł dłoń, widząc, że Kyle znów chce zaprotestować. – Spójrz na to inaczej, Kyle. Gdyby ktoś w trakcie którejś z wypraw odnalazł twoją Jodi i przywiózł ją tutaj, chciałbyś, żebym o jej losie rozstrzygał ja, Doktor albo głosowanie?



Dawać temu troglodycie moc decydowania o jej życiu to absurd. Ale posłuchajmy wujcia dalej. 




– Jeżeli, choć to mało prawdopodobne, taka sytuacja się powtórzy, decyduje zawsze ten, kto ma prawo do ciała. – Jeb machnął lufą w stronę Kyle’a i wskazał nią korytarz. – No, a teraz wynocha mi stąd. Macie się tu więcej nie pokazywać. Przekażcie wszystkim, że nie wolno tu wchodzić. Nikt nie ma tu nic do roboty oprócz mnie i Jareda, a jeśli kogoś przyłapię, to nie będzie zlituj się. Kapewu? No to jazda. Już – to mówiąc, znów machnął w stronę Kyle’a.



Prawo do ciała! PRAWO DO CIAŁA!!! Czyli że co, właściciel się znalazł, niech decyduje?! Jeb, ty się dobrze czujesz?! 



Stefciu, czy jesteś w stanie nie spierdolić chociaż jednego bohatera? JEDNEGO?!



Chcesz mi wmówić, że jakiś koleś, którego Mela poznała niedługo przed schwytaniem ma więcej do powiedzenia w kwestii życia i śmierci jej ciała lub wręcz jej samej (jeśli zakładamy, że nadal jest gdzieś w środku) niż jej brat, stryj czy chociażby nawet ciotka i kuzynka? Ich zdanie się zupełnie nie liczy? Truloff ponad wszystko i wszystkich?! Wiesz co, Stefciu?







Już pal licho dalszą rodzinę, ale Jamie powinien mieć coś do powiedzenia, wszak ma 14 lat, więc nie jest już dzieckiem, szczególnie, że dorastał w tak ciężkich warunkach. Chłopak powinien móc zabrać głos. 



Naprawdę dla tej kobiety nie liczy się nic innego niż miłość romantyczna. Żadne inne ludzkie relacje nie są dla Stefci wiele warte. To jest chore. Jeżeli nie ma między wami patrzenia głęboko w oczy, miziania i oklepanych wyznań to sorry, nic nie znaczysz, drogi bohaterze.



Jeb wypędza wesołą gromadkę niedoszłych morderców i każe im rozpowiedzieć innym, żeby nie fikali, bo ich ołowiem nafaszeruje. 



Zdumiałam się, patrząc, jak moi niedoszli zabójcy natychmiast karnie ruszają w górę korytarza, nie rzucając mnie ani Jebowi nawet krzywego spojrzenia.
Chciałam wierzyć, że strzelba Jeba to jedynie blef.
Odkąd ujrzałam go po raz pierwszy, zawsze sprawiał wrażenie serdecznego. Ani razu nie był wobec mnie brutalny, nawet nie spojrzał na mnie wrogo. Teraz wydawało się, że jest jedną z zaledwie dwóch osób, które nie chcą mi zrobić krzywdy. Jared wprawdzie walczył w mojej obronie i uratował mi życie, ale bez wątpienia był rozdarty wewnętrznie. 



Eufemizm sezonu. Rozdarty wewnętrznie czy niestabilny furiat to właściwie to samo. 



Czułam, że w każdej chwili może zmienić zdanie. Po twarzy było widać, że jakaś jego część pragnie mieć już to wszystko za sobą. Zwłaszcza teraz, gdy Jeb powierzył mu mój los. Kiedy o tym wszystkim rozmyślałam, Jared spoglądał na mnie ze wstrętem widocznym na każdym skrawku twarzy.
Ale choć bardzo chciałam wierzyć, że Jeb jedynie blefował, to kiedy patrzyłam, jak trzej intruzi znikają w ciemnościach korytarza, stało się jasne, że mówił poważnie. Sądząc po jego słowach, musiał być równie okrutny i niebezpieczny jak cała reszta. Z pewnością użył już kiedyś swej strzelby, nie jako straszaka, lecz do zabijania. W przeciwnym razie nie miałby takiego posłuchu.



Ludzkość ssie: 14



„Trudne czasy,” szepnęła Melanie. „W świecie, który nam zgotowaliście, nie możemy sobie pozwolić na serdeczności. Jesteśmy uchodźcami, zagrożonym gatunkiem. Każda decyzja jest na wagę życia.”
„Cii. Nie mam teraz czasu na dyskusje. Muszę się skupić.”



No pewnie, po co słuchać argumentów drugiej strony, Wandziu. Lepiej brnąć w butthurt i stereotypy rozpowszechnione przez rasę najeźdźców, która na pewno nie ma żadnego interesu, by przekonać wszystkich maluczkich, sparklących rodaków, że ludzie są źli. Mhm.



– Proszę cię, Jeb, nie obarczaj mnie tym – powiedział Jared. – Co do jednego Kyle ma rację: nie potrafię podjąć racjonalnej decyzji.



Delikatnie rzecz ujmując. 



Jeb proponuje, żeby Jared się przez jakiś czas zastanowił. Do tego momentu robalek będzie cały czas pilnowany, aż nasz McBrutal nie zdecyduje, co z nim zrobić. Jeb uważa, że Wandzia i tak nie będzie sprawiać kłopotów, bo i co jej z tego przyjdzie. Także spoko loko, stary.



– Słuchaj, siedziałeś tu całą noc. Pozwól mi teraz przejąć wartę. Prześpij się.
Jared miał już chyba protestować, ale spojrzał na mnie i twarz mu stężała.
– Co tylko chcesz, Jeb. Aha... Nie chcę... Nie mogę wziąć odpowiedzialności za to coś. Zabij go, jeżeli uznasz to za słuszne.



Cud chłopak.



Jared ulatnia się. WandzioMela wraca do swojej klitki, Jeb przejmuje wartę. Nasz duecik zasypia. 



Obudził mnie zapach jedzenia. Tym razem, otwierając oczy, b y ł a m zamroczona i zdezorientowana. Zanim jeszcze całkiem oprzytomniałam, zaczęły mi się instynktownie trząść ręce.



Też wam instynkt trzęsie rękami? Bo mi w tej chwili bardzo. 



Wandzia zjada śniadanko. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pęcherz moczowy. Tak, dziewczynom chce się siusiu, ale Wandzia boi się powiedzieć o tym Jebowi. Na szczęście wujcio domyśla się, że mocz wylewa się już duszce uszami, więc proponuje, że zaprowadzi ją do toalety, która jak się zaraz okaże, znajduje się na drugim końcu kompleksu jaskiń. Stąd właśnie mamy jakże interesujący opis tejże wędrówki. No tak, po takiej ilości napięcia, jakie Stefka serwowała nam do tej pory, przyda nam się trochę wytchnienia.



Oszczędzę wam przynajmniej części tego cierpienia i trochę streszczę resztę rozdziału. 



Jeb prowadzi Wandzię w ciemności, żeby ta nie skapowała się, jaka jest topografia jaskini. To nam właściwie nie przeszkadza, bo jak wspomniała Maryboo, opisy Stefy są zwykle tak nieokreślone, że i tak nie domyślilibyśmy się, jak jaskinia wygląda. 



Ciekawiło mnie, skąd się wzięto to miejsce, jak Jeb je znalazł i jak trafiła tu cała reszta. Nie odzywałam się jednak ani słowem. Milcząc, czułam się bezpieczniejsza. Nie byłam jednak pewna, czego w ogóle się spodziewać. Jeszcze kilku dni życia? Tego, że zostanie mi oszczędzony ból? Czy na coś więcej mogłam liczyć? Wiedziałam tylko, że nie jestem gotowa na śmierć, tak jak powiedziałam Melanie. Instynkt przetrwania miałam rozwinięty na miarę człowieka.



Czy ja mam przez to rozumieć, że dusze takowego instynktu nie posiadają, a Wandzia jest jak zwykle speshul? E tam, bullshit.



Aby dostać się do toalety nasi bohaterowie muszą przejść przez główny plac. Jeb ma nadzieję, że morderczy tercet rozpowszechnił już ogłoszenie płatne, że lepiej nie podskakiwać, ale na wszelki wypadek trzyma strzelbę w pogotowiu. Oczywiście na widok naszego płatka śniegu obecni w głównej grocie ludzie dosłownie zamierają w pół kroku. Dosłownie. 



Z ciemności owych szczelin patrzyło na nas kilka zastygłych w bezruchu osób, akurat skądś przychodzących lub dokądś idących. Na środku jaskini było ich jeszcze więcej – ci również wraz z naszym nadejściem zamarli przy wykonywaniu swoich czynności. Jakaś kobieta schylała się, by zawiązać sobie buty. Jakiś mężczyzna stał z zawieszonymi w powietrzu rękoma, którymi zapewne tłumaczył coś swym towarzyszom. Ktoś inny chwiał się na nodze, wytrącony z równowagi nagłym przystanięciem. Balansował przez moment ciałem, po czym głośno postawił stopę na ziemi i był to jedyny odgłos, jaki dał się słyszeć na całej tej ogromnej przestrzeni. Rozchodził się teraz echem po jaskini.



Nie ma to jak dramatyzm. Rozumiem, że widok duszki może budzić emocje wszelakie, ale żeby aż tak? Nie przesadzasz, Stefciu? W końcu to nie tak, że ci ludzie nie wiedzieli wcześniej o tym, że Mela (lub jej ciało) wróciła z pasażerem na gapę w środku.



Bellanda Wandella van der Mellen : 17



Choć czułam, że jest w tym coś głęboko niewłaściwego, to jednak cieszyłam się, że Jeb trzyma w ręku strzelbę. Wiedziałam, że gdyby nie ona, prawdopodobnie zostalibyśmy zaatakowani. Ci ludzie mogliby nawet zranić Jeba, byle tylko mnie dopaść. Zresztą mogli nas zaatakować i pomimo strzelby. W końcu Jeb mógł strzelać tylko do jednego naraz.
Zaczęły mi przychodzić do głowy makabryczne sceny, więc powściągnęłam wyobraźnię i skupiłam się na tym, co widziałam. Już samo to było wystarczająco groźne.



Dzicy są, dzicy są!
Chyba to są ludzie!
Dzicy są, dzicy są!
Nie jak ja i ty
Nie tacy są jak my
Wynika stąd, że źli są!



… oj, sorki, nie ta bajka. 



Ludzkość ssie: 15



Do żadnych dantejskich scen jednak nie dochodzi. Wygląda na to, że Wandzia będzie mogła się spokojnie wysiusiać. Co za szczęście.



Nie szedł środkiem jaskini, lecz trzymał się jej brzegu. W pierwszej chwili mnie to zdziwiło, wkrótce jednak spostrzegłam, że środek zajmuje wielki kwadrat ciemnej ziemi. Nikt na niej nie stał. Byłam zbyt przerażona, by zastanawiać się dlaczego.



Tak, tak, wiemy, że ludzie to takie monstra, że myśleć nawet przy nich nie możesz. Dobrze, że i tak rzadko to robisz, niewielka zmiana. A co do owego kwadratu, to nie trzeba być Sherlockiem, żeby rozkminić, co to takiego, nawet bez oglądania filmu.



Ludzie wracają powoli do życia. Wandzia zauważa wśród zebranych Sharon i Maggie, które robią miny godne lady Tremaine. Because evil, you see.



Jeb i Wandzia wchodzą do jakiegoś korytarza, zostawiając resztę ludzi za sobą. Dostajemy wreszcie troszkę back story, jak to wujcio Jeb znalazł ten labirynt. 



– Idę o zakład, że nigdy wcześniej nie widziałaś takiego miejsca – powiedział Jeb, tym razem głośniej, z powrotem przybierając charakterystyczny lekki ton. – Robi wrażenie, co?
Zrobił pauzę, jak gdyby czekając na odpowiedź, po czym ciągnął dalej:
– Odkryłem je w latach siedemdziesiątych. Właściwie to samo mnie znalazło. Wpadłem do środka – aż dziw, że się nie zabiłem, no ale pech tak chciał. Nieźle się namęczyłem, zanim znalazłem wyjście. Byłem tak głodny, że mogłem kamienie jeść.
– Mieszkałem już wtedy sam na ranczu, więc nie miałem komu tego pokazać. Złaziłem tu każdy zakamarek. Od początku wiedziałem, co z tym można zrobić. Pomyślałem, że dobrze mieć takie miejsce w zanadrzu, no bo nigdy nie wiadomo. My, Stryderowie, już tacy jesteśmy – lubimy być przygotowani na różne niespodzianki.[…]
– Pewnie zachodzisz w głowę, skąd to wszystko się tu wzięło. – Znowu zrobił pauzę, tym razem krótszą. – Mnie to nie dawało spokoju. Musiałem trochę poszperać. No i okazało się, że tędy płynęła lawa. Wyobrażasz sobie? To był kiedyś wulkan. Właściwie to chyba ciągle jest wulkan. Nie całkiem wygasły, zaraz się przekonasz. Wszystkie te groty i dziury były bańkami powietrza w stygnącej lawie. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat nieźle się tu napracowałem. Niektóre rzeczy były łatwe – łączenie tuneli szło gładko. Ale w paru miejscach musiałem naprawdę ruszyć łepetyną. Widziałaś sufit w dużej jaskini? To mi zajęło parę dobrych lat.



Sam to wszystko zrobił? Nawet biorąc po uwagę, że zajęło mu to sporo czasu, to jest to wyczyn. Nie wiem, czy tak do końca to kupuję. 



Chciałam zapytać, jak to zrobił, ale nie mogłam się przełamać. Najbezpieczniej było milczeć.



Najbezpieczniej było nic nie pisać na ten temat i dobrze, bo jakby Stefka wyjechała ze swoją wiedzą  i znajomością geologii, inżynierii i budownictwa, kulałabym się ze śmiechu albo dostałabym wstrząsu mózgu od headdesków. 



Wreszcie Wandzia i Jeb docierają do jaskiniowej łazienki. Musi to być naprawdę zajebiste miejsce, bo zamiast opisu dostajemy jakże pełen napięcia cliffhanger. Czy Wandzia zrobi wreszcie siusiu, zanim pęknie jej pęcherz? A co z poranną toaletą i letkim makijażem? To już za tydzień.



Adolf approves : 19

Bellanda Wandella van der Mellen : 17

Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 6

Ludzkość ssie: 15

Mea culpa: 2

Nie ma jak u mamy: 6

Świat według Terencjusza: 27

Welcome to Bedrock: 4

Witaj, Morfeuszu : 9



Trzymajcie się

Beige