poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział XVI: Strzelba


Dziś pochylimy się nad rozdziałem, który w dużej mierze poświęcony jest… absolutnie fascynującej wędrówce WandzioMeli na siusiu. Nie, nie żartuję. „Ale jak to, Beż, przecież ostatni odcinek zakończył się burdą i cliffhangerem?” Ano owszem, na początku tego rozdziału Stefka przedstawia nam rozwiązanie akcji (pff, akcji, zabawne) sprzed tygodnia. Co z tego, skoro robi to poprzez drewniane, wkuropatwiające dialogi, a później mamy tylko przydługi opis wycieczki do kibelka? Może od razu zacytuję naszą kochaną Maryboo, która, jak pamiętacie, przeczytała cały ten badziew (uwaga, spojlery, jeśli to kogoś w ogóle obchodzi):



„Pamiętasz, co pisałam o simusoidzie? Cóż, akcja Intruza wygląda tak, że barwne deskrypcje jaskini (co ciekawe - owe deskrypcje, mimo swej długości, są tak pozbawione charakteru, że po pod koniec książki nadal nie będziesz wiedzieć, jak to miejsce właściwie wygląda), podróże do toalety, ścinanie mickiewiczowskich pól malowanych zbożem rozmaitem i ogólne ględzenie od czasu do czasu są przerywane tak miłymi epizodami, jak: próba gwałtu, próba morderstwa, śmierć jedynego porządnego bohatera poza wujem Jebem, mecz piłki nożnej oraz przygody naszego Wesołego Czworokąta. W skrócie: albo będziemy ziewać, albo rwać włosy z głowy.”



No, to teraz wiecie, z czym będziemy się borykać dalej. Żeby nie było, że nie ostrzegałyśmy.



WandzioMela wydostaje się ze swojej celi i rzuca się pomiędzy Jareda i Kyle’a. Tutaj zaczyna się przepychanie, odpychanie i łapanie naszych panienek.



Kyle ocknął się pierwszy. Stałam teraz tuż przed nim, więc jego pierwszym odruchem było odepchnąć mnie na bok. Chwycił mnie za bark i pchnął na ziemię. Nim zdążyłam upaść, coś złapało mnie za nadgarstek i podniosło z powrotem na nogi.
Gdy tylko Jared uświadomił sobie, co zrobił, natychmiast mnie puścił, jak gdyby moja skóra ociekała żrącym kwasem.
– Wracaj tam! – ryknął i popchnął mnie do tyłu, jednak lżej niż Kyle. Zachwiałam się i cofnęłam nieco w stronę ziejącego czernią włazu.



Oh yeah, Neanderthal mode still active. 



Welcome to Bedrock: 4



Otwór znajdował się na końcu wąskiego korytarza, łudząco podobnego do mojej klitki, tyle że wyższego i dłuższego. Jedynym źródłem światła była stojąca na ziemi niewielka lampa, zasilana w nieznany mi sposób. Rzucała na twarze walczących dziwne cienie, nadając im wygląd dzikich bestii.



Ludzkość ssie: 12



Dzikie bestie, wow, to nie tak, że Stefa trzyma w rękach metalową rurę z napisem „Ludzkość to potwory” i wali nas nią po głowach co kilka akapitów, a gdzie tam. Cóż za subtelność. 



Ponownie zrobiłam krok w ich stronę, stając plecami do Jareda.
– To po mnie przyszliście – zwróciłam się do Kyle’a. – Zostawcie go. 
Przez długą sekundę nikt nic nie powiedział.
– Przebiegły ten robal – wymamrotał w końcu Ian z oczami wytrzeszczonymi z przerażenia.
– Powiedziałem, wracaj tam – syknął za moimi plecami Jared. 
Zwróciłam się do niego bokiem, nie tracąc Kyle’a z pola widzenia.
– Nie musisz się dla mnie narażać.
Jared skrzywił się i wyciągnął rękę, chcąc wepchnąć mnie z powrotem do celi.
Uskoczyłam w bok, przez co zbliżyłam się jeszcze do ludzi, którzy chcieli mnie zabić.
Ian chwycił mnie za ręce i skrzyżował je z tyłu. Instynktownie stawiłam mu opór, ale był zbyt silny. Wygiął mi stawy do tyłu tak mocno, że straciłam dech.
– Puść ją! – krzyknął Jared, ruszając do natarcia.



-Tylko ja mogę nią poniewierać – dodał szybko, żeby nie pomyśleli, że mu zależy.



Kyle i Jared się mocują. 



Jared zaskoczył Kyle’a ciosem łokcia w brzuch i wyswobodził się z uścisku, wyrwał się drugiemu napastnikowi, po czym przyłożył Kyle’owi pięścią w nos. Trysnęła ciemna krew, ochlapując ścianę i lampę.
– Ian, wykończ go! – zawołał Kyle, po czym pochylił głowę i zaatakował Jareda, popychając go na trzeciego napastnika.
– Nie! – krzyknęliśmy z Jaredem.
Ian puścił moje ręce i zacisnął mi dłonie na szyi. Wbiłam w nie palce, ale moje krótkie paznokcie nie zdały się na wiele. Wówczas ścisnął mnie jeszcze mocniej i uniósł.



W razie gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, to ten przyjemniaczek będzie truloffem Wandzi. No wiecie, MIŁOŹDŹ ci wszystko wybaczy itd. 



Uścisk na szyi, nagły brak powietrza w płucach – wszystko to bolało. Cierpiałam męki. Rozpaczliwie próbowałam uwolnić się nie tyle nawet ze śmiercionośnego chwytu, co od bólu.



I znowu mamy jakże poukładany i spokojny opis przeżyć osoby na skraju zejścia z tego łez padołu. Dobrze chociaż, że jest krótki i Wandzia nie rozwodzi się przez 3 strony, jak to brakuje jej powietrza, rozmyślając przy okazji o moralności, etyce i filozofii. 



Na nasze nieszczęście to jeszcze nie koniec książki. Ianowi nie udaje się udusić WandzioMeli, gdyż na scenę wkracza… nie kto inny, jak tylko wujcio Jeb i, co ważniejsze, jego sławetna strzelba. Nie żeby Ian zareagował na groźbę zastrzelenia, widać za ostro wczuł się w rolę mordercy. Za to Jared wykorzystuje sytuację, by przydzwonić kolesiowi i uwolnić Wandzię.



Jeb przypomina, że kazał braciom nie ruszać duszki. Kyle pyta, co Jeb ma zamiar zrobić z robalem.



– Jaki masz plan? – domagał się odpowiedzi Kyle. Jego umazana krwią twarz wyglądała makabrycznie. W głosie jednak nie było ani śladu bólu, jedynie wrzenie. – Mamy prawo wiedzieć. Musimy wiedzieć, czy jesteśmy tu nadal bezpieczni, czy może powinniśmy szukać innej kryjówki. Jak długo masz zamiar go tu trzymać? To twoje nowe zwierzątko? Co z nim zrobisz, gdy już ci się znudzi zabawa w boga? Mamy prawo wiedzieć.
Jego słowa dzwoniły mi w głowie echem przy akompaniamencie pulsującej krwi. Miałam tu zostać? Jeb nazwał mnie swoim gościem... może raczej więźniem? Czy to możliwe, że istniało dwóch ludzi, którzy nie chcieli mnie zabić ani torturować? Jeżeli tak, to prawdziwy cud.



Bo ludzie są z gruntu źli, wiemy, słyszeliśmy pierwsze sto razy. 



Ludzkość ssie: 13 



Oho, teraz będzie najlepsze. 



– Ja sam nie wiem, Kyle – odparł Jeb. – To nie ja mam w tej sprawie decydujący głos.[…]
– W takim razie kto ma decydujący głos? – wykrzyknął Kyle. 
Oczy Jeba w końcu drgnęły – spojrzał na inną twarz, po czym znów na Kyle’a.
– Jared.



Eee… what?!



– To ty za nią odpowiadasz – przerwał mu Jeb stanowczym tonem. – Oczywiście poratuję cię w razie kłopotów, tak jak teraz, i pomogę ci jej pilnować. Ale decyzje podejmujesz ty. – Uniósł dłoń, widząc, że Kyle znów chce zaprotestować. – Spójrz na to inaczej, Kyle. Gdyby ktoś w trakcie którejś z wypraw odnalazł twoją Jodi i przywiózł ją tutaj, chciałbyś, żebym o jej losie rozstrzygał ja, Doktor albo głosowanie?



Dawać temu troglodycie moc decydowania o jej życiu to absurd. Ale posłuchajmy wujcia dalej. 




– Jeżeli, choć to mało prawdopodobne, taka sytuacja się powtórzy, decyduje zawsze ten, kto ma prawo do ciała. – Jeb machnął lufą w stronę Kyle’a i wskazał nią korytarz. – No, a teraz wynocha mi stąd. Macie się tu więcej nie pokazywać. Przekażcie wszystkim, że nie wolno tu wchodzić. Nikt nie ma tu nic do roboty oprócz mnie i Jareda, a jeśli kogoś przyłapię, to nie będzie zlituj się. Kapewu? No to jazda. Już – to mówiąc, znów machnął w stronę Kyle’a.



Prawo do ciała! PRAWO DO CIAŁA!!! Czyli że co, właściciel się znalazł, niech decyduje?! Jeb, ty się dobrze czujesz?! 



Stefciu, czy jesteś w stanie nie spierdolić chociaż jednego bohatera? JEDNEGO?!



Chcesz mi wmówić, że jakiś koleś, którego Mela poznała niedługo przed schwytaniem ma więcej do powiedzenia w kwestii życia i śmierci jej ciała lub wręcz jej samej (jeśli zakładamy, że nadal jest gdzieś w środku) niż jej brat, stryj czy chociażby nawet ciotka i kuzynka? Ich zdanie się zupełnie nie liczy? Truloff ponad wszystko i wszystkich?! Wiesz co, Stefciu?







Już pal licho dalszą rodzinę, ale Jamie powinien mieć coś do powiedzenia, wszak ma 14 lat, więc nie jest już dzieckiem, szczególnie, że dorastał w tak ciężkich warunkach. Chłopak powinien móc zabrać głos. 



Naprawdę dla tej kobiety nie liczy się nic innego niż miłość romantyczna. Żadne inne ludzkie relacje nie są dla Stefci wiele warte. To jest chore. Jeżeli nie ma między wami patrzenia głęboko w oczy, miziania i oklepanych wyznań to sorry, nic nie znaczysz, drogi bohaterze.



Jeb wypędza wesołą gromadkę niedoszłych morderców i każe im rozpowiedzieć innym, żeby nie fikali, bo ich ołowiem nafaszeruje. 



Zdumiałam się, patrząc, jak moi niedoszli zabójcy natychmiast karnie ruszają w górę korytarza, nie rzucając mnie ani Jebowi nawet krzywego spojrzenia.
Chciałam wierzyć, że strzelba Jeba to jedynie blef.
Odkąd ujrzałam go po raz pierwszy, zawsze sprawiał wrażenie serdecznego. Ani razu nie był wobec mnie brutalny, nawet nie spojrzał na mnie wrogo. Teraz wydawało się, że jest jedną z zaledwie dwóch osób, które nie chcą mi zrobić krzywdy. Jared wprawdzie walczył w mojej obronie i uratował mi życie, ale bez wątpienia był rozdarty wewnętrznie. 



Eufemizm sezonu. Rozdarty wewnętrznie czy niestabilny furiat to właściwie to samo. 



Czułam, że w każdej chwili może zmienić zdanie. Po twarzy było widać, że jakaś jego część pragnie mieć już to wszystko za sobą. Zwłaszcza teraz, gdy Jeb powierzył mu mój los. Kiedy o tym wszystkim rozmyślałam, Jared spoglądał na mnie ze wstrętem widocznym na każdym skrawku twarzy.
Ale choć bardzo chciałam wierzyć, że Jeb jedynie blefował, to kiedy patrzyłam, jak trzej intruzi znikają w ciemnościach korytarza, stało się jasne, że mówił poważnie. Sądząc po jego słowach, musiał być równie okrutny i niebezpieczny jak cała reszta. Z pewnością użył już kiedyś swej strzelby, nie jako straszaka, lecz do zabijania. W przeciwnym razie nie miałby takiego posłuchu.



Ludzkość ssie: 14



„Trudne czasy,” szepnęła Melanie. „W świecie, który nam zgotowaliście, nie możemy sobie pozwolić na serdeczności. Jesteśmy uchodźcami, zagrożonym gatunkiem. Każda decyzja jest na wagę życia.”
„Cii. Nie mam teraz czasu na dyskusje. Muszę się skupić.”



No pewnie, po co słuchać argumentów drugiej strony, Wandziu. Lepiej brnąć w butthurt i stereotypy rozpowszechnione przez rasę najeźdźców, która na pewno nie ma żadnego interesu, by przekonać wszystkich maluczkich, sparklących rodaków, że ludzie są źli. Mhm.



– Proszę cię, Jeb, nie obarczaj mnie tym – powiedział Jared. – Co do jednego Kyle ma rację: nie potrafię podjąć racjonalnej decyzji.



Delikatnie rzecz ujmując. 



Jeb proponuje, żeby Jared się przez jakiś czas zastanowił. Do tego momentu robalek będzie cały czas pilnowany, aż nasz McBrutal nie zdecyduje, co z nim zrobić. Jeb uważa, że Wandzia i tak nie będzie sprawiać kłopotów, bo i co jej z tego przyjdzie. Także spoko loko, stary.



– Słuchaj, siedziałeś tu całą noc. Pozwól mi teraz przejąć wartę. Prześpij się.
Jared miał już chyba protestować, ale spojrzał na mnie i twarz mu stężała.
– Co tylko chcesz, Jeb. Aha... Nie chcę... Nie mogę wziąć odpowiedzialności za to coś. Zabij go, jeżeli uznasz to za słuszne.



Cud chłopak.



Jared ulatnia się. WandzioMela wraca do swojej klitki, Jeb przejmuje wartę. Nasz duecik zasypia. 



Obudził mnie zapach jedzenia. Tym razem, otwierając oczy, b y ł a m zamroczona i zdezorientowana. Zanim jeszcze całkiem oprzytomniałam, zaczęły mi się instynktownie trząść ręce.



Też wam instynkt trzęsie rękami? Bo mi w tej chwili bardzo. 



Wandzia zjada śniadanko. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pęcherz moczowy. Tak, dziewczynom chce się siusiu, ale Wandzia boi się powiedzieć o tym Jebowi. Na szczęście wujcio domyśla się, że mocz wylewa się już duszce uszami, więc proponuje, że zaprowadzi ją do toalety, która jak się zaraz okaże, znajduje się na drugim końcu kompleksu jaskiń. Stąd właśnie mamy jakże interesujący opis tejże wędrówki. No tak, po takiej ilości napięcia, jakie Stefka serwowała nam do tej pory, przyda nam się trochę wytchnienia.



Oszczędzę wam przynajmniej części tego cierpienia i trochę streszczę resztę rozdziału. 



Jeb prowadzi Wandzię w ciemności, żeby ta nie skapowała się, jaka jest topografia jaskini. To nam właściwie nie przeszkadza, bo jak wspomniała Maryboo, opisy Stefy są zwykle tak nieokreślone, że i tak nie domyślilibyśmy się, jak jaskinia wygląda. 



Ciekawiło mnie, skąd się wzięto to miejsce, jak Jeb je znalazł i jak trafiła tu cała reszta. Nie odzywałam się jednak ani słowem. Milcząc, czułam się bezpieczniejsza. Nie byłam jednak pewna, czego w ogóle się spodziewać. Jeszcze kilku dni życia? Tego, że zostanie mi oszczędzony ból? Czy na coś więcej mogłam liczyć? Wiedziałam tylko, że nie jestem gotowa na śmierć, tak jak powiedziałam Melanie. Instynkt przetrwania miałam rozwinięty na miarę człowieka.



Czy ja mam przez to rozumieć, że dusze takowego instynktu nie posiadają, a Wandzia jest jak zwykle speshul? E tam, bullshit.



Aby dostać się do toalety nasi bohaterowie muszą przejść przez główny plac. Jeb ma nadzieję, że morderczy tercet rozpowszechnił już ogłoszenie płatne, że lepiej nie podskakiwać, ale na wszelki wypadek trzyma strzelbę w pogotowiu. Oczywiście na widok naszego płatka śniegu obecni w głównej grocie ludzie dosłownie zamierają w pół kroku. Dosłownie. 



Z ciemności owych szczelin patrzyło na nas kilka zastygłych w bezruchu osób, akurat skądś przychodzących lub dokądś idących. Na środku jaskini było ich jeszcze więcej – ci również wraz z naszym nadejściem zamarli przy wykonywaniu swoich czynności. Jakaś kobieta schylała się, by zawiązać sobie buty. Jakiś mężczyzna stał z zawieszonymi w powietrzu rękoma, którymi zapewne tłumaczył coś swym towarzyszom. Ktoś inny chwiał się na nodze, wytrącony z równowagi nagłym przystanięciem. Balansował przez moment ciałem, po czym głośno postawił stopę na ziemi i był to jedyny odgłos, jaki dał się słyszeć na całej tej ogromnej przestrzeni. Rozchodził się teraz echem po jaskini.



Nie ma to jak dramatyzm. Rozumiem, że widok duszki może budzić emocje wszelakie, ale żeby aż tak? Nie przesadzasz, Stefciu? W końcu to nie tak, że ci ludzie nie wiedzieli wcześniej o tym, że Mela (lub jej ciało) wróciła z pasażerem na gapę w środku.



Bellanda Wandella van der Mellen : 17



Choć czułam, że jest w tym coś głęboko niewłaściwego, to jednak cieszyłam się, że Jeb trzyma w ręku strzelbę. Wiedziałam, że gdyby nie ona, prawdopodobnie zostalibyśmy zaatakowani. Ci ludzie mogliby nawet zranić Jeba, byle tylko mnie dopaść. Zresztą mogli nas zaatakować i pomimo strzelby. W końcu Jeb mógł strzelać tylko do jednego naraz.
Zaczęły mi przychodzić do głowy makabryczne sceny, więc powściągnęłam wyobraźnię i skupiłam się na tym, co widziałam. Już samo to było wystarczająco groźne.



Dzicy są, dzicy są!
Chyba to są ludzie!
Dzicy są, dzicy są!
Nie jak ja i ty
Nie tacy są jak my
Wynika stąd, że źli są!



… oj, sorki, nie ta bajka. 



Ludzkość ssie: 15



Do żadnych dantejskich scen jednak nie dochodzi. Wygląda na to, że Wandzia będzie mogła się spokojnie wysiusiać. Co za szczęście.



Nie szedł środkiem jaskini, lecz trzymał się jej brzegu. W pierwszej chwili mnie to zdziwiło, wkrótce jednak spostrzegłam, że środek zajmuje wielki kwadrat ciemnej ziemi. Nikt na niej nie stał. Byłam zbyt przerażona, by zastanawiać się dlaczego.



Tak, tak, wiemy, że ludzie to takie monstra, że myśleć nawet przy nich nie możesz. Dobrze, że i tak rzadko to robisz, niewielka zmiana. A co do owego kwadratu, to nie trzeba być Sherlockiem, żeby rozkminić, co to takiego, nawet bez oglądania filmu.



Ludzie wracają powoli do życia. Wandzia zauważa wśród zebranych Sharon i Maggie, które robią miny godne lady Tremaine. Because evil, you see.



Jeb i Wandzia wchodzą do jakiegoś korytarza, zostawiając resztę ludzi za sobą. Dostajemy wreszcie troszkę back story, jak to wujcio Jeb znalazł ten labirynt. 



– Idę o zakład, że nigdy wcześniej nie widziałaś takiego miejsca – powiedział Jeb, tym razem głośniej, z powrotem przybierając charakterystyczny lekki ton. – Robi wrażenie, co?
Zrobił pauzę, jak gdyby czekając na odpowiedź, po czym ciągnął dalej:
– Odkryłem je w latach siedemdziesiątych. Właściwie to samo mnie znalazło. Wpadłem do środka – aż dziw, że się nie zabiłem, no ale pech tak chciał. Nieźle się namęczyłem, zanim znalazłem wyjście. Byłem tak głodny, że mogłem kamienie jeść.
– Mieszkałem już wtedy sam na ranczu, więc nie miałem komu tego pokazać. Złaziłem tu każdy zakamarek. Od początku wiedziałem, co z tym można zrobić. Pomyślałem, że dobrze mieć takie miejsce w zanadrzu, no bo nigdy nie wiadomo. My, Stryderowie, już tacy jesteśmy – lubimy być przygotowani na różne niespodzianki.[…]
– Pewnie zachodzisz w głowę, skąd to wszystko się tu wzięło. – Znowu zrobił pauzę, tym razem krótszą. – Mnie to nie dawało spokoju. Musiałem trochę poszperać. No i okazało się, że tędy płynęła lawa. Wyobrażasz sobie? To był kiedyś wulkan. Właściwie to chyba ciągle jest wulkan. Nie całkiem wygasły, zaraz się przekonasz. Wszystkie te groty i dziury były bańkami powietrza w stygnącej lawie. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat nieźle się tu napracowałem. Niektóre rzeczy były łatwe – łączenie tuneli szło gładko. Ale w paru miejscach musiałem naprawdę ruszyć łepetyną. Widziałaś sufit w dużej jaskini? To mi zajęło parę dobrych lat.



Sam to wszystko zrobił? Nawet biorąc po uwagę, że zajęło mu to sporo czasu, to jest to wyczyn. Nie wiem, czy tak do końca to kupuję. 



Chciałam zapytać, jak to zrobił, ale nie mogłam się przełamać. Najbezpieczniej było milczeć.



Najbezpieczniej było nic nie pisać na ten temat i dobrze, bo jakby Stefka wyjechała ze swoją wiedzą  i znajomością geologii, inżynierii i budownictwa, kulałabym się ze śmiechu albo dostałabym wstrząsu mózgu od headdesków. 



Wreszcie Wandzia i Jeb docierają do jaskiniowej łazienki. Musi to być naprawdę zajebiste miejsce, bo zamiast opisu dostajemy jakże pełen napięcia cliffhanger. Czy Wandzia zrobi wreszcie siusiu, zanim pęknie jej pęcherz? A co z poranną toaletą i letkim makijażem? To już za tydzień.



Adolf approves : 19

Bellanda Wandella van der Mellen : 17

Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 6

Ludzkość ssie: 15

Mea culpa: 2

Nie ma jak u mamy: 6

Świat według Terencjusza: 27

Welcome to Bedrock: 4

Witaj, Morfeuszu : 9



Trzymajcie się

Beige











25 komentarzy:

  1. Prawo do ciała! PRAWO DO CIAŁA!!!

    że kurwa co? Jakie prawo do ciała, toż to 21 wiek! To stwierdzenie wbiło mnie w fotel, aż nie wiedziałam jak zareagować i to powiedział wujek Jeb? Naprawdę straszne. Byłam przekonana, że prawo do ciała ma ten czyj mózg znajduje się w środku a nie postronni. Irytowało mnie, że Bella ciągle podkreślała iż należy do Edzia nie przypuszczałam, ze dosłownie. Mela nie jest psem ani lalką żeby ktokolwiek miał prawo do jej ciała. To nie rzecz tylko żywy człowiek. Nawet jeśli siedzi w niej kosmita jej ciało nie staje się niczyją własnością. Czy Stefa też uważa, ze jej mąż ma prawo do jej ciała i w związku z tym może jej zrobić wszystko na co go najdzie ochota? Jak rozumiem o to w tym chodzi. Twoje ciało należy do mnie i mogę cię stłuc, przelecieć jak będę miał kaprys? Słów brakuje, to jest oburzające. Kto jej to wydał i dlaczego? Dlaczego nie poleciały punkty? Przepraszam za tak emocjonalny komentarz ale trudno przejść obojętnie obok czegoś takiego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawo do ciała?

    Borze wielki i zielony na spółkę z Omem! Zupełnie nie pamiętałam, że Stefa taki absurd walnęła, taką durnotę! Czemu, do jasnej cholery, Jared? Przecież mężem nie jest, znaleźć jej znalazł, toteż nawet jakby duszyczkę traktować jak przedmiot, to prawa znalzcy nie ma, a obok stoi na dodatek cały szwadron rodziny. Jak już traktujemy naszą Wandzię jak rzecz, to tylko wuj Jeb ma do niej prawo, bo ją znalazł na tej pustyni. Ewentualnie jej brat.

    Ja jednak i tak wolę jak dla mnie jeden z najbardziej absurdalnych i dziwnych pomysłów Stefy, czyli ewolucję truloffa samej Wandzi. Wszystko można wybaczyć, najwyraźniej, a reakcje chemiczne mózgu znów się poszły... przejść.

    Ale analiza świetna:) Dokładnie to, czego trzeba po całym dniu nauki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi to prawo do ciała zaleciało Fifty Shades Of Shit ;_;
    W ogóle, to takie sprytne, postawić kibel na drugim końcu jaskini, że jak się ma więźniów, to się ich kilka razy dziennie prowadzi na siusianie. Clever.
    I tak to czytam i czytam.... I ja naprawdę miałam nadzieję,że coś się wydarzy. Ale NIC SIĘ NIE DZIEJE I JESTEM ZAŁAMANA ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czego ty oczekiwałaś? W sadze Zmierzch przez cztery części nic się nie działo :D

      Usuń
    2. Tak, wiem, mea culpa za tę naiwność... Ale Stefa mogła zrobić chociaż jakiś (JAKIŚ!) postęp i... dobrze. Nie pogrążam się.

      Usuń
    3. "W ogóle, to takie sprytne, postawić kibel na drugim końcu jaskini, że jak się ma więźniów, to się ich kilka razy dziennie prowadzi na siusianie. Clever."
      Z tego co pamiętam, jako-takiego więzienia nie mają, tylko trzymają Wandzię w spiżarce. Poza tym, wujek Jeb ma w programie paradowanie z Robalem po jaskini, by reszta bandy przyzwyczajała się do jej osoby.

      Przykro mi to mówić, ale dłuuuuuuuuuugo jeszcze nie będzie się nic dziać. Będzie plewienie roślinek, będzie pieczenie chleba, będzie kąpanie się, będzie robienie mydła, będzie opowiadanie bajek i inne fascynujące rzeczy na poziomie opisu przygotowywania śniadania przez Bellę.

      Z wyrazami szacunku
      Kazik

      Usuń
  4. Mi się prawo do ciała skojarzyło raczej z sytuacją, kiedy ciało denata oddaje się rodzinie, a nie jako prawo własności do osoby. No wiecie, że niby Mela nie żyje, a tym, że w jej ciele zalęgło się robactwo nie będziemy się zbytnio przejmować.

    Nudny ten rozdział. Strasznie nudny. Nawet opis walki był nudny. Ziew...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak pomyślałam, no ale wtedy też wuj Jeb i Jamie mieliby pierwszeństwo do doczesnej powłoki Melanii...

      Usuń
    2. Oczywiście, że tak. Cało to "prawo do ciała" miało być chyba pokazaniem, że wspólnota ocalałych traktuje Jareda jako współmałżonka Melki i, że w ogóle ich miłość jest taka wiecie, och i ach, że nawet rodzina przyznaje jej pierwszeństwo przed sobą.
      Choć patrząc na Zmierzch... Czasem mam wrażenie, że rodzina ma dla S. znaczenie marginalne...

      Usuń
    3. A dziecko jest jedynie sposobem na podwyższenie poziomu zajebistości, ewentualnie ozdobą domu.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Opis drogi do kibelka doprowadzał mnie do rozpaczy podczas czytania tej książki. Najbardziej ze wszystkiego jakoś to najbardziej mi się wyryło w pamięci. Uwierzycie, że dostałam analizę tego właśnie rozdziału w dzień swoich urodzin? Śmiechowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. /spóźnione życzenia mode on/
      Sto lat, sto lat, niech żyje żyje nam!
      Niech Ci się robale z kosmosu w rdzeniu kręgowym nie lęgną i wszelakie brutalne buce niech nie próbują wplątywać Cię w toksyczne związki!

      Najlepszego!
      /spóźnione życzenia mode off/

      Z wyrazami szacunku
      Kazik

      Usuń
  7. Prawo do ciała,tak?Powalające.Niech ktoś skorzysta z prawa do obrony literatury i palnie jej w łeb.Droga do kibelka głupia,no ale realizm chociaż...

    Chomik



    OdpowiedzUsuń
  8. Zastanawia mnie jedno - dlaczego prowadzono Wandziomelę do toalety, zamiast dać jej nocnik.
    (Prawo do ciała zostało trafnie skomentowane powyżej, więc nie będę już się produkować).


    Dziękuję Wam za kolejną fajną analizę!

    Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jest wyjątkowym płatkiem śniegu, a wyjątkowe płatki śniegu nie zhańbią się używaniem nocnika

      Usuń
    2. Przełomem jest, że autorka w ogóle wspomniała o tym, że jej speshul snowflake posiada układ moczowy!

      Usuń
  9. Prawo do ciała... Ja pierniczę... Z jakiej racji ten kmiotek ma mieć prawo do decydowania o jej ciele?! Bo co, bo byli razem przez jakiś czas? Z chęcią dowiedziałabym się, jak wygląda związek pani Meyer i czy jej ciało również należy do jej męża. :/

    OdpowiedzUsuń
  10. ...Prawo do ciała. CO?!
    Jeb, radzę ci jeszcze raz spojrzeć w kalendarz. Który jest rok? Bo 2013, a 1013 to jest różnica. Pomyliłeś sobie tysiąclecia. Nie wierzę po prostu.
    a) Jakim prawem Jared ma prawo do ciała Melanii? Tzn. że może ją pobić, zgwałcić, podpalić/zaprowadzić do jaskini "szczęścia"? Ta, ta ostatnia opcja pasowałaby do tego neandertalczyka. Nie wiem, co Stefa ćpała, ale... niech lepiej przestanie. (Ach, to i tak z góry jest skazane na niepowodzenie).
    b) Wkurza mnie to: Ktoś jest zawsze czyiś. Mela jest Jareda, Bella jest Edwarda itp.
    Według tych książek mienie samca przy boku - jest pragnieniem każdej kobiety i jej życiem. Nie masz chłopaka - możesz już zacząć się ciąć papierem ściernym. Czy aby nie piękniejsza jest śmierć za przyjaciela, niż za kochanka? No, ale taką relacje dużo ciężej opisać, niż mizianie. Za wysoki to dla ciebie próg Stefa - wyraźnie to pokazujesz. Nie mam nic przeciwko wątkom romantycznym - jeśli są dobrze prowadzone. A nie w stylu taniego harlequina.
    c) Zresztą, nie dziwmy się, że Mela i Wandzia mają ograniczone zdolności umysłowe. Normalna i mądra kobieta , nie dałaby się tak wykorzystywać neandertalczykowi. Jared potrzebował jakiejś baby - ciemnoty, która pójdzie za nim choćby i na koniec świata i będzie mu na wszystko pozwalać. Stary motyw. Gdyby Mela i Wandzia miały większe IQ, od razu by zauważyły w nim dupka i by się z nim nie zadawały (szczególnie, wielce zakochana Melanie). A! Nawet gdyby od niego uwolnić się nie mogły, gdyby miały bardziej rozwiniętą inteligencję - zostałyby najprawdopodobniej spalone na stosie (wedle średniowiecznych zwyczajów - kobieta głupia musi być) i oskarżone o negocjacje z Voldemortem. Gdyż, wedle większości samców tej o to książeczki (i aŁtorki), czy Tłajlajtu: Kobieta nie zasługuje na coś więcej, niż opieka nad dziećmi, szorowaniem podłogi, czy dogadzanie swemu truloffowi. Filozofia Stefy. DAT LOGIKA.

    Pozdrawiam. ~LD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się to spostrzeżenie, że każdy do kogoś należy. Tu nawet nie chodzi o sam fakt, że się ma chłopaka, ale o to, że ten chłopak ma dziewczynę. To znaczy ona do niego należy -,-

      Usuń
    2. Czyli ze Stefowego - na nasze: Ten chłopak może zrobić z nią - co mu się żywnie podoba. Może nią pomiatać w 4 strony świata, a ona i tak nie będzie miała nic przeciwko temu, jeszcze nie daj bór - by za sprzeciwianie się, spaliłby ją na stosie. :/

      Usuń
    3. Owszem, Stefka jest chora i z tym nie dyskutuje. Ale nadal upieram się, że to nieszczęsne prawo do ciała to prawo do doczesnej powłoki denata - tak, jak pisałam wcześniej.

      Usuń
    4. @Lena: No, ale jednak mogło to być wyraźniej zaznaczone. Żeby nie budziło wątpliwości
      mur

      Usuń
    5. @LastDay: "Czy aby nie piękniejsza jest śmierć za przyjaciela, niż za kochanka?"
      Też tak sądzę. Przyjaźń jest w sumie czystszym i bardziej bezinteresownym uczuciem niż miłość romantyczna. Ta druga składa się z hormonów, pociągu fizycznego i ma ostatecznie na celu "konsumpcję", czyli fizyczny hedonizm. Od przyjaciela nie oczekuje się żadnych korzyści cielesnych, nie jest ważne piękno zewnętrzne, przyjaźń pozbawiona jest niskich, pierwotnych pierwiastków. Dlatego nie rozumiem tego pędu, natłoku romantycznych (erotycznych) wątków w literaturze.

      - tey

      Usuń
  11. Niektóre rzeczy były łatwe – łączenie tuneli szło gładko.
    No nie wiem, ja geologiem nie jestem. Ale z geografii w podstawówce pamiętam, że skały magmowe (np. granit, bazalt) są piekielnie twarde. Nie sądzę, by Jebowi "łatwo z nimi poszło" - skoro wspomina, że to wulkan, muszą to być skały tego typu. W osadowych, jak np. wapienne, to rzeczywiście łatwo by się dłubało. No ale wulkan i skały wapienne się wykluczają wzajemnie.

    OdpowiedzUsuń