Zanim zagłębię się w następny rozdział wypocin Stefy, chciałabym serdecznie podziękować mojej drogiej współanalizatorce za to niesamowite poświęcenie, jakim było przeczytanie całego Intruza. Dzięki niej nie będę musiała męczyć się z tym barachłem dwa razy, zawsze mogę skonsultować z Maryboo ewentualne wątpliwości co do zasadności czepialstwa. W trosce o moje zdrowie psychiczne Maryboo zabroniła mi nawet torturować się Intruzem, czytając całość od razu. W związku z tym mam dla naszej bohaterki e-słodkości w celu złagodzenia traumy wywołanej obcowaniem ze stefciową ksionżkom i to w wakacje.
Is all that we see or seem
But a dream within a dream?
Sny, sny, sny. A jakże, sny prorocze, sny koszmarne, sny o przeszłości. Stefcia lubi sny, tak sobie myślę.
Dzisiejszy rozdział składa się z dwóch części. Pierwsze to tytułowy sen, który ma Wandzia, a który przedstawia zdarzenie z przeszłości Meli i z tej właśnie perspektywy jest napisany. Cóż to za wydarzenie, pytacie. Ano najważniejsze ze wszystkich. Spotkanie truloffa! Fanfary!
Druga część opisuje reakcję Wandzi na sen. Zaczynajmy zatem.
Rzecz dzieje się kilka lat przed wszczepieniem Wandzi. Mela zakrada się do domu jakiejś starszej pary dusz, żeby zwędzić trochę jedzenia dla swojego dziewięcioletniego brata Jamiego i dla siebie. Brat czeka na nią w jaskini.
Para wyjeżdża gdzieś na wieczór, a jako że nie mają psa, Mela postawia działać. Drzwi są oczywiście otwarte, bo skoro dusze są takie cudowne, to przecież się nie włamią do cudzego domu, a ludzi i tak już prawie nie ma. Mela zabiera tyle jedzenia i wody, ile może. Dziewczyna ma już brać nogi za pas, gdy nagle ktoś pojawia się przed domem. W okamgnieniu nieznajomy dopada do Meli, brutalnie łapie ją i przykłada jej do szyi nóż.
– Otwórz tylko usta, a zginiesz. – Przykłada mi do szyi cienką, ostrą krawędź, wrzynającą się w skórę.Czegoś nie rozumiem. Dlaczego daje mi wybór? Kim jest ten potwór? Z tego, co mi wiadomo, one nigdy nie łamią zasad. Mogę odpowiedzieć tylko w jeden sposób.
– Śmiało – wyrzucam z siebie przez zęby. – No, śmiało. Nie chcę być pasożytem!
Czekam, aż podetnie mi gardło, i czuję ból w sercu. Każde jego uderzenie jest jak imię. Jamie. Jamie. Jamie. Co się teraz z tobą stanie?
– Sprytne – mamrocze nieznajomy, jakby w ogóle nie do mnie mówił. – To pewnie Łowca. Niezła pułapka. Skąd wiedzieli? – Odejmuje mi nóż od szyi, ale zaciska na niej dłoń twardą jak stal.
Ledwie oddycham.
– Gdzie reszta? – pyta stanowczo, nie zmniejszając uścisku.
Ok., czyli obojgu coś nie gra z duszą, na którą się nadziali, ale żadnemu nie przejdzie przez łeb, że to jednak może być człowiek. Tym bardziej, że oboje mówią rzeczy, których dusza raczej by nie powiedziała.
– Jestem sama – odpowiadam z trudem. Nie mogę go zaprowadzić do Jamiego. Co zrobi Jamie, gdy nie wrócę? Jest głodny!
Akurat to będzie wtedy jego najmniejszy problem.
Uderzam go z całej sity łokciem w brzuch i od razu tego żałuję. Bolało. Ma tam tak samo twarde mięśnie jak w ramionach. Dziwne. Takie mięśnie zawdzięcza się ciężkiej pracy albo obsesyjnemu treningowi, a przecież pasożytów nie dotyczy ani jedno, ani drugie.On nawet nie drgnął. Zrozpaczona wbijam mu piętę w śródstopie. To go zaskoczyło, chwieje się, a ja próbuję się wyrwać, ale chwyta za torbę i przyciąga z powrotem do siebie. Jego dłoń znowu ląduje na moim gardle.
– Krewka jesteś jak na pasożyta. A podobno nie lubicie przemocy.
To, co mówi, nie ma sensu. Myślałam, że wszyscy obcy są tacy sami. Najwidoczniej jednak i wśród nich zdarzają się pomyleńcy.
„Coś jest nie tak” - ciąg dalszy. Ja rozumiem, że czasy ciężkie, okupacja, itd., trzeba być ostrożnym, ale dlaczego facet nawet nie sprawdzi, czy to na pewno jest dusza? W końcu koleś zakradł się do czyjegoś domu i dostrzega kogoś, kto ewidentnie nie jest jego mieszkańcem i myszkuje w nim po ciemku. Skoro dusze są takie praworządne, to można założyć, że domu nie obrabia inna dusza, tylko człowiek. No dobra, pomyślał, że to pułapka, ok. Ale nie lepiej najpierw sprawdzić, a dopiero potem starać zabić? Zresztą gdyby naprawdę to była zasadzka, to pewnie natychmiast wyskoczyłoby na niego kilku Łowców i nawet nie zdążyłby kwiknąć.
Nie martwmy się jednak na zapas, to nie pierwszy, ani nie ostatni przykład na to, że truloff Meli to jaskiniowiec.
Nareszcie kolesiowi coś świta. Bezceremonialnie łapie Melę za włosy i zaczyna obmacywać jej kark w poszukiwaniu nacięcia po wszczepieniu duszy.
Coś upada z hałasem na podłogę. Upuścił nóż? Zaczynam się zastanawiać, jak po niego sięgnąć. Może gdyby udało się schylić. Jego dłoń nie zaciska mi się mocno na karku, dam radę się wyrwać. Chyba słyszałam, w którym miejscu upadł nóż.
Przynajmniej Mela ma trochę ikry, czego nie można powiedzieć o bezwolnej Belce. Plany spacyfikowania napastnika nożem nie zostają jednak wcielone w życie, gdyż ten obraca do siebie Melę i świeci jej latarką w oko, upewniając się, że nie jest ona wcale robalem. I co robi nasz przyszły truloff, rycerz na białym koniu?
Obejmuje dłońmi moją twarz i gwałtownym ruchem przyciska usta do moich.Na chwilę zastygam w bezruchu. Nikt mnie nigdy nie pocałował. Nie w taki sposób. Znałam tylko pocałunki w policzek i w czoło, które przed wieloma laty dostawałam od rodziców. Nie sądziłam, że kiedykolwiek coś takiego poczuję. Nawet teraz nie wiem do końca, jakie to uczucie. Jestem zbyt przerażona.
…
Czyli Edzio był jednak tak jakby dżentelmenem. Przynajmniej w porównaniu z tym troglodytą. Napaść na tle seksualnym na dzień dobry. Ja pierdzielę.
Wymierzam z zaskoczenia cios kolanem.Udało się, zaparło mu dech w piersi, jestem wolna. Nie rzucam się jednak ponownie ku drzwiom frontowym, tak jak mógłby się spodziewać, lecz przemykam mu pod ramieniem i wybiegam przez otwarte drzwi do ogrodu. Chyba jestem w stanie mu uciec, nawet z ciężarem na plecach.
Dobra strategia. Ale idę o zakład, że kiedy Mela zrozumie, że koleś jest człowiekiem i jak sobie wszystko wytłumaczą, to się okaże, że nasz jaskiniowiec jest taaaki samotny, więc Mela mu zaraz wybaczy i będzie więcej truloffowych buziaczków.
Póki co Mela ucieka.
– Poczekaj! – krzyczy.
Zamknij się, myślę, ale mu nie odpowiadam.
Biegnie za mną. Jego głos się zbliża.
– Nie jestem jednym z nich!
Akurat. Biegnę dalej, nie odrywając wzroku od ziemi. Mój tata zawsze mi powtarzał, że biegam jak lampart. Zanim nadszedł koniec świata, byłam mistrzynią stanu.
– Posłuchaj! – nie przestaje krzyczeć na cały głos. – Udowodnię ci. Zatrzymaj się i popatrz!
Niedoczekanie. Zbaczam ze ścieżki i wbiegam pomiędzy zarośla.
– Myślałem, że zostałem sam! Chcę z tobą porozmawiać! Proszę cię!
Zaskoczyło mnie, jak blisko jest za mną.
– Przepraszam, że cię pocałowałem! To było głupie! To przez samotność!
OF COURSE!
Nieznajomy wreszcie dogania Melę i co robi? Jak na rasowego neandertala przystało rzuca ją mocno na ziemię, po czym przygniata ją całym ciężarem ciała, a później obraca do siebie i siada na niej okrakiem. Bo oczywiście innego wyjścia nie było. Jasne. Zacytuję może Todda In The Shadows: “That’s a little rapey”. Ale jak wiemy, Stefcia lubi noncony, więc nie powinnam się dziwić.
Nasz wspaniały przyszły truloff pokazuje Meli, że też ma normalne oczy i jest człowiekiem. Przy okazji dostajemy opis jaskiniowca.
Ma mocno zarysowane kości policzkowe, długi, chudy nos, kanciasty podbródek. Usta rozciągają mu się w uśmiechu, jak na mężczyznę ma wydatne wargi. Brwi i rzęsy zbielały mu od słońca.
Czyli może nie adonis, ale żaden brzydal. Nihil novi. Uff, ulżyło mi, że nie będzie szoku dla systemu.
Truloff tłumaczy, że ma na karku bliznę po ranie, którą sam sobie zrobił, aby łatwiej móc oszukiwać dusze.
– Zejdź ze mnie.
Waha się przez chwilę, po czym wstaje jednym zwinnym ruchem, nie używając rąk. Wyciąga do mnie dłoń.
– Proszę, nie uciekaj. I... prosiłbym też, żebyś mnie już więcej nie kopała.
A dlaczego nie? Zasłużyłeś.
Mężczyzna przestawia się.
– Nazywam się Jared Howe. Ostatni raz rozmawiałem z drugim człowiekiem ponad dwa lata temu, więc pewnie mogę ci się wydawać trochę... stuknięty.
Stuknięty to mało powiedziane. Wow, po dwóch latach tak zdziczał? Super. Materiał na towarzysza życia jak znalazł.
– Melanie – szepczę.– Melanie. Nie masz pojęcia, jak mi miło.
Zaciskam kurczowo dłonie na torbie z jedzeniem, nie spuszczając z niego wzroku. Powoli wyciąga dłoń jeszcze bliżej. Chwytam ją.Dopiero widząc nasze dłonie splecione razem, uświadamiam sobie, że mu ufam.
No baaa, a jakże.
Jared chce wrócić od domu po więcej żarcia i prosi, żeby Mela na niego zaczekała.
– W takim razie poczekasz tu na mnie? – pyta łagodnym tonem. – Zajmie mi to tylko chwilę. Zdobędę dla nas więcej jedzenia.
– Dla nas?
– Naprawdę myślisz, że pozwolę ci teraz odejść? Będę szedł za tobą, nawet jeśli mi zabronisz.
A bo to pierwszy raz, gdy faceci u Stefki nie liczą się ze zdaniem kobiet? Rozumiem, że ludzie powinni trzymać się razem, ale może Mela woli być sama niż zadawać się z takim kolesiem.
No ale człowiek to człowiek, a poza tym przyszły truloff, więc Mela się zgadza, ale mówi, że nie ma za dużo czasu, bo jej brat na nią czeka. Jared obiecuje podwieźć Melę.
Ciągle trzyma moją dłoń. Wypuszcza ją bez pośpiechu, nie odrywając wzroku od moich oczu. Całuje mnie znowu i tym razem czuję to bardzo wyraźnie. Nawet w tym upale jego miękkie usta wydają się gorące. Instynktownie wyciągam ku niemu ręce. Dotykam jego ciepłych policzków i szorstkich włosów z tyłu głowy. Palce prześlizgują mi się po podłużnym wybrzuszeniu na karku.
Pewnie, a co tam, że przed chwilą zupełnie obcy facet pocałował cię na siłę. To w końcu truloff, a więc MOOOREEE!
Tak przechodzimy do części drugiej.
Wandzia budzi się zlana potem. A jakże. Podobne koszmary dręczą naszą duszyczkę od dłuższego czasu.
Wciąż czułam na ustach żar jego warg. Ręce, nie pytając mnie o zdanie, szukały w skotłowanej pościeli czegoś, czego nie mogły tam znaleźć.
Yyy… Czy tylko mi się skojarzyło…
Wandzia zdecydowanie nie radzi sobie z wspomnieniami Meli i uczuciami, jakie wzbudzają. Dusza postanawia więc napisać raport o zdarzeniach ze swego snu, bo i tak już tej nocy nie zaśnie.
Z moją żywicielką, Melanie Stryder, był ktoś jeszcze.
Pisałam od razu na temat, nie bawiąc się w formułki powitalne.
Nazywa się Jamie Stryder, jest jej bratem.
Uświadomiłam sobie, jaka jest silna, i przejęła mnie nagła trwoga. Przez cały ten czas nawet przez myśli mi nie przeszło, że mógł z nią być mały chłopiec – nie dlatego, że mało dla niej znaczył, lecz przeciwnie, dlatego że strzegła go bardziej niż innych tajemnic, do których udało mi się dotrzeć. Ile jeszcze miała takich sekretów? Tak ważnych, tak jej drogich, że pilnowała, aby nie pojawiły się nawet w moich snach? Czy była, aż tak silna? Pisałam dalej drżącymi palcami.
Teraz pewnie jest już nastolatkiem. Może mieć jakieś trzynaście lat. Mieszkali w prowizorycznym obozowisku na północ od miasta Cave Creek w Arizonie, tak mi się wydaje. Ale to było kilka lat temu. W każdym razie można poszukać na mapie linii, o których wspominałam wcześniej. Jeżeli dowiem się czegoś więcej, oczywiście dam znać.
Nacisnęłam „wyślij”. Nie minęły dwie sekundy, a ogarnęła mnie trwoga.
Tylko nie Jamie!
Jej głos rozbrzmiał w mojej głowie tak wyraźnie, jakbym sama się odezwała.
Wandzia jest rzecz jasna nieźle przestraszona siłą woli Melanie.
Oprócz obezwładniającego strachu poczułam też nagle absurdalne pragnienie napisania drugiego e–maila i przeproszenia Łowczyni za to, że wysłałam jej swoje bzdurne sny. Chciałam napisać, że byłam na wpół nieprzytomna, i poprosić, żeby zapomniała o tych głupotach.To pragnienie nie było moje.Wyłączyłam komputer.
Nienawidzę cię, warknął głos w mojej głowie.
– W takim razie może powinnaś się wynieść – odgryzłam się. Na dźwięk mojego własnego głosu przeszedł mnie dreszcz.Nie mówiła nic do mnie od tamtych pierwszych chwil w szpitalu. Dopiero teraz zrozumiałam, że jest coraz mocniejsza. Zupełnie jak te sny.
Zdaje się, że dialogi między naszymi paniami zaczęły się na dobre. Uff, nareszcie, bo nuda jak nie wiem.
Wandzia postanawia iść ze swoim problemem do swej Pocieszycielki, czyli po naszemu terapeutki. Tak kończy się rozdział.
Poznaliśmy wreszcie naszego truloffa. Cóż, I’m not impressed. Jeżeli koleś się nie poprawi, jak nic dostanie kategorię. Wychodzi na to, że Edek to jeszcze nie jest największy buc. Jestem zszokowana.
Dodam jednego małego Morfeuszka, bo co prawda poznajemy trochę backstory, ale nadal nic się nie dzieje.
+1 Witaj, Morfeuszu
Buziaki i do zobaczenia.
Świat według Terencjusza: 11
Adolf approves : 6
Bellanda Wandella van der Mellen : 4
Witaj, Morfeuszu : 4
Beige
Dziękuję Beige, że analiza jest jeszcze dziś <3
OdpowiedzUsuńA tak poza tym "Knight Rider" <3
NIECH W TEJ KSIĄŻCE ZACZNIE SIĘ COŚ WRESZCIE DZIAĆ, DO CHOLERY.
OdpowiedzUsuńPóźniej z Tru Loffa wyłazi Edziowatość - czyli bucowatość, skłonność do przemocy, stawianie na swoim dla samej idei stawiania na swoim, wiecznie obrażony/zły na wszystko i wszystkich, co nie przeszkadza środowisku podziwiać go, bo taki męski, wyjątkowy i z tragicznym rysem. I oczywiście Melanie (która ma ciut więcej ikry niż Bella - do czasu...) wyłącza się przy nim mózg. Dosłownie.
Z wyrazami szacunku
Kazik
NIECH W TEJ KSIĄŻCE ZACZNIE SIĘ COŚ WRESZCIE DZIAĆ, DO CHOLERY
OdpowiedzUsuńCo jest,list do Mikołaja?
Nie pamiętam skąd to cytat,ale jakiś facet w książce (chyba
"Autostopem przez Galaktykę")mówił że szkoda,ze nie ma córki,mógłby jej zabronić wyjść za tego gościa.
Dean zawsze słodki.
Chomik
Dobra, ten cały Jared rzeczywiście wydaje się być gorszą wersją Edzia, ale na podstawie filmu i dotychczas zanalizowanym rozdziałów wnioskuję, że przynajmniej Melanie ma więcej charakteru niż Bella, a to pocieszające. Co do Wagabundy, ona zdaje się przynajmniej mieć jakiś charakter, więc w stosunku do zmierzchu jest duży postęp. Teraz pozostaje mieć nadzieję, że ciąg dalszy książki nie niszczy tego skądinąd przyjemnego wrażenia. Miło byłoby też, gdyby książka okazała się choć odrobinę ciekawsza od filmu, ale to już byłyby ciut za wysokie wymagania, w końcu to twór Stefy. No, pożyjemy, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńJakby to...Nienawidzę zawodzić naszych czytelników, ale proszę mi wierzyć: te dziewięć procent, które otrzymał film na Rotten Tomatoes? Wzrosło by co najmniej do dwudziestu, gdyby recenzenci byli zmuszeni przed projekcją przeczytać materiał źródłowy. Sama nie wierzę, że to piszę, ale Andrew Niccol powinien otrzymać medal za desperackie próby tchnięcia w tego gniota choć odrobiny akcji.
UsuńEkranizacja "Intruza" - dzieło, które wywoływało u mnie histeryczne napady śmiechu na zmianę z facepalmami - jest znacznie bardziej zajmująca niż sama powieść. Płynące z tego wnioski pozostawiam Wam.
Maryboo
Naprawdę? Książka jest aż tak histerycznie nudna? Byłam zaskoczona, jak bardzo w tym filmie nic się nie dzieje. Jeśli rzeczywiście w tej książce dzieje się jeszcze mniej, a nie mam powodu, by nie wierzyć Twojemu osądowi w tej kwestii, to serdecznie Ci współczuję, że musiałaś przez to przebrnąć. Ja mam przynajmniej na pociechę Wasze analizy, które skutecznie umilają czytanie. Serdecznie Wam obu za to dziękuję.
UsuńA w ogóle to o co chodzi z tymi oczami? Że niby kolor tęczówek się zmienia kiedy człowiek zostaje nosicielem? Pewno na srebrny... Ewentualnie przez źrenicę widać w oku falujące, robalowate macki, ale to by było zbyt fuj jak na Stefę.
OdpowiedzUsuńKrakatoa
W oczach jest, o ile dobrze pamiętam, jakiś srebrny połysk. Jak Stefcia dokładnie to sobie wyobraziła, nie wiem.
UsuńWłaśnie sobie przypomniałam, jak bardzo nienawidzę Jareda, grr. Coś mi się kołacze, że Ten Drugi (trólower Wandzi) był jakiś taki bardziej cywilizowany, ale może to tylko złudzenie... A zresztą, niewiele trzeba, by być bardziej cywilizowanym od tego neandertalczyka :P.
OdpowiedzUsuńA poza tym, zgadzam się z przedpiśczyniami - NIECH W TEJ KSIĄŻCE ZACZNIE SIĘ COŚ WRESZCIE DZIAĆ, DO CHOLERY!
Gwath
Bardziej cywilizowany, co? Tak, był. A potem okazało się, że to tru lover i ten "bardziej cywilizowany" się zmył. Stefa zaś spie***liła postać na buca, jak było z Jacobem.
UsuńTo tyle całego rozdziału? Zieeeeeeeew! Normalnie w tym tempie to analiza mnie znudzi, jak nic nie zacznie się dziać... a że przeczytałam kilka pierwszych rozdziałów (sny Wandzi i wspomnienia Melki pomijałam, bo mnie nuuuudziły) to wiem, że jeszcze się nic specjalnie nie zadzieje w następnym odcinku... może przynajmniej jakieś punkciki będą. Oby Beige i Maryboo wytrwały w analizie!
OdpowiedzUsuńO w mordę... i to wszystko w tym rozdziale? Oczywiscie popieram przedpiśców(?) - proszę o jakąś akcję. Bardzo ładnie proszę. Desperacko prawie ;)
OdpowiedzUsuńBtw: dobrze zrozumiałam, że ma być JESZCZE JEDEN truloff?
Tak jest. Stefie znudził się trójkącik z Tłajlajta i postanowiła zainwestować w nieco bardziej wyszukane figury geometryczne. W ogóle, analizy "Intruza" ujawnią dotychczas nieznane pokłady fetyszy Meyer; fetyszy, które - dla dobra wszystkich czytelników - powinna ujawniać tylko i li w obrębie swej alkowy.
UsuńMaryboo
Nie wiem o jakim fetyszu mowa, ale zaobserwowałam u siebie ciekawą reakcję. Z jednej strony chcę koniecznie wiedzieć o co chodzi a z drugiej, cóż... boję się tego, co w przyszłości przeczytam.
UsuńNawiasem, czy tylko ja słyszałam, że Stefcia ma napisać drugiego Intruza?
Trilogy jest planowana :>
UsuńZaraz, czy ja dobrze rozumiem? Jest dwóch facetów, zakochanych w dwóch kobietach dzielących to samo ciało? To tak obrzydliwe, że chcę wrócić do wpojenia ze Zmierzchu! Proszę, niech ktoś mi powie, że źle zinterpretowałam Wasze słowa!
UsuńNiestety, muszę Cię zmartwić, ale tak właśnie jest. Czworokącik i potencjalne noncony, czyli wpojenie to był pikuś.
UsuńBeige
O.O Niby nie powinnam być zaskoczona, bo każda Merysójka (a tu do tej pory naliczyłam dwie) z defaultu ma Truloffa, ale... cóż, jestem. I pomyśleć, że zawsze marudziłam na to, że większość książek "młodzieżowych" jest w gruncie rzeczy taka sama, bo oparta na nieśmiertelnym trójkącie. Nie TO miałam na myśli /headdesk/
UsuńSwoje wcześniejsze porównanie z "Dysfunkcją rzeczywistości" też odwołuję. Różne rzeczy się tam wprawdzie działy, ale Truloffów było jakby mniej.
Eh, zostały mi jeszcze dwie książki w kolejce przed zabraniem się za "Intruza"...
Mimo wszystko ja uważam to za bardzo ciekawy zabieg fabularny, jakkolwiek by był obrzydliwy - jest kurna ciekawy, a to w książkach Stefy zaleta.
OdpowiedzUsuńAle może zostawmy sobie te dygresje na rozdział, w którym będą mieć znaczenie? xD
Właśnie skończyłam czytać Intruza i wiecie co? To chyba rzeczywiście -pod pewnymi względami -lepsze od Zmierzchu. Oczywiście wpieniło mnie parę rzeczy -śmiertelna nuda na każdej stronie, truloff Mel, który przez pozostałą część książki zachowuje się jeszcze bardziej jak neandertalczyk, toksyczna 'miłość' tych dwojga itp. Ale są też pozytywy. Ot, choćby sama Melanie czy nawet Wagabunda albo część bohaterów pobocznych. to nie są tacy idioci jak w Zmierzchu, to myślące istoty z własnym charakterem. Jest też Jamie, młodszy braciszek Melanie, która poświęca mu co najmniej tyle samo uwagi, co Jaredowi. Jest więc całkiem przyjemny motyw miłości rodzinnej, której nie mogłyście się dopatrzeć u egoistycznej Belli. I proces zaaklimatyzowania się Wandy w nowym środowisku, jej stopniowe przekonywanie się do ludzi, budowanie relacji z samą Melanie... To wszystko jest o wiele lepsze niż w Zmierzchu. Całokształt, chociaż nudny do potęgi i miejscami obrzydliwy, wydaje mi się być lepszy niż pierwsza saga Stefy. Ciekawe, czy uda Wam się rozwiać to wrażenie. czekam na ciąg dalszy analizy z niecierpliwością. (Albo lepiej nie, w końcu pojawi się w ostatnim dniu wakacji)
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej podobał się następujący dialog: Jared:'Altruizm przychodzi mu łatwiej niż kłamstwa' (o Wandzie)
UsuńWanda: 'Robisz mi na złość? Bo jeżeli tak, to muszę przyznać, że dobrze ci idzie. Jestem kobietą i mówienie o mnie per 'on' strasznie działa mi na nerwy'
Jared: 'Bo jesteś przebrana w kobiece ciało?'
Wanda: 'Bo jestem sobą'
Jared: 'Według czyjej definicji?'
Wanda: 'Chociażby według waszej. Należę do płci, która wydaje na świat młode. A może to niewystarczająco kobiece?'
Jared: ...
Melanie (w głowie Wandy): 'I słusznie. Zachowuje się jak świnia'
Wanda (w myślach do Melanie): 'Dzięki'
Melanie: 'My, dziewczyny, musimy się trzymać razem'
Ten fragment jest piękny. Nie dość, że Wanda skutecznie gasi tego zarozumiałego buca, to jeszcze Melanie jest na tyle uczciwa, by go skrytykować i to dość ostro. Czegoś takiego w Zmierzchu nie uświadczysz. Zgadzam się z przedmówczynią.
Wanda
Nie. Nie jest lepsze. Naprawdę. Jest równie pokręcone (i momentami obrzydiwe) jak Zmierzch. Jedyną różnicą jest to, że w Intruzie znajduje się kilka dobrych scen (a nawet jeden bardzo dobry rozdział) który wynika albo z minimalnego rozwoju warsztatu Stefy, albo z ingerencji kogoś z zewnątrz. Sama powieść jest zbudowana na tym samym szkielecie, co nasza ulubiona saga. No, ale to już wykażemy w analizach ;)
UsuńMaryboo
Możesz podać mi numer tego bardzo dobrego rozdziału? Na razie wydaje mi się, że jednak Intruz jest lepszy, ale już do Was należy, by rozwiać to wrażenie. To przecież Wasza praca ;) W końcu kiedyś nawet Zmierzch mi się podobał. To przerażające.
UsuńWanda
Wolałabym nie, ponieważ nie chcę zepsuć niespodzianki ;) Ale jeżeli czytałaś Intruza - chodzi o śmierć jednego z bohaterów.
UsuńMaryboo
Chyba wiem, o co Ci chodzi. Masz rację. Dzieki
Usuń