Wandzia słyszy głosy. Jeszcze nie w swojej głowie, niestety. To Uzdrowiciel z kimś rozmawia.
– To dla niej zbyt wiele – powiedział ktoś łagodnym, lecz głębokim męskim głosem. – Nie tylko dla niej, dla kogokolwiek. Tyle przemocy!... – dodał tonem obrzydzenia.
– Krzyknęła tylko raz – odezwał się wyższy, piskliwy kobiecy głos, nie bez pewnej satysfakcji, jak gdyby jego właścicielka odniosła małe zwycięstwo.– Wiem – przyznał mężczyzna. – Jest bardzo silna. Wielu reagowało gorzej, choć mieli łatwiejsze zadanie.– Na pewno sobie poradzi, niech mi pan wierzy.
Och, tyle przemocy, jakie to okropne. W końcu to nie nasza wina, że ludzie, których w końcu sami zaatakowaliśmy, się bronią! Te potworne, nic niewarte człowieki! Na szczęście nasza Wandzia, ten wspaniały płatek śniegu, na pewno sobie poradzi w obliczu tych horrorów.
Okazuje się, że rozmówczynią Fordsa jest Łowczyni.
– Zastanawia mnie czasem, czy przedstawicieli waszej profesji nie dotknęła aby człowiecza zaraza – rzekł mężczyzna, nadal poirytowany. – Przemoc wydaje się nieodłączną częścią waszego Powołania. Czy nie odziedziczyła pani przypadkiem po żywicielu zamiłowania do okropieństw?
Ja pierdzielę, jak te dusze mnie wkurzają! Uważają się za takich szlachetnych i z góry zakładają, że wszyscy poza nimi to kompletne potwory, więc nie mają problemów z atakowaniem i eksterminowaniem innych gatunków. W końcu to są osobniki gorszego sortu, więc co się będziemy przejmować. Był już taki jeden z podobnym planem, nawet po sąsiedzku. +1 Adolf approves
Zaskoczył mnie ten oskarżycielski ton. Była to prawie... kłótnia. Coś dobrze znanego mojemu nowemu ciału, ale zupełnie obcego mnie.
Kłótni nie znacie, ale najazdy i okupację już tak. Na Odyna, jaki bullshit.
– Niechętnie używamy przemocy – broniła się kobieta. – Ale czasem trzeba stawić jej czoło. Pana i całą resztę powinno cieszyć, że niektórzy mają w sobie dość siły, by oddawać się tak nieprzyjemnym zajęciom. Tylko dzięki nam możecie spać spokojnie.
Będziemy walczyć o pokój do ostatniego naboju!
Łowczyni chce się dowiedzieć od Wandzi, skąd jej żywicielka znalazła się w Chicago, gdzie wszyscy zostali już zawładnięci przez dusze. Fords się trochę stawia, gdyż nie chce narażać swojej pacjentki na jeszcze większe stresy.
Wciąż byłam nieco zdezorientowana i nieoswojona z nowymi zmysłami i dopiero teraz zrozumiałam, że to o mnie rozmawiają, że to właśnie ja jestem tą duszą.
I dopiero się teraz, słonko, tego domyśliłaś? Normalnie jakbym widziała Belkę z jej szybkim kojarzeniem rzeczy, które jej dotyczą lub wręcz rzeczy, które robi jej własne ciało. Mam przeczucie, że Intruz wcale nie będzie tak diametralnie różny od Zmierzchu, a przynajmniej nie w podstawowych aspektach.
Tym samym słowo, które oznaczało dla mojego żywiciela wiele różnych rzeczy, zyskało nowe znaczenie. Dusza. To chyba odpowiednie określenie. Niewidzialna siła kierująca ciałem.
Jesteście zwykłymi, pasożytniczymi robalami, nie zasługujecie na takie miano.
Łowczyni czeka, aż Wandzia się obudzi, prowadząc w międzyczasie jakże fascynującą rozmowę z Uzdrowicielem.
– Jest silna – odrzekła kobieta, tym razem uspokajającym tonem. – Przecież świetnie sobie poradziła z pierwszym wspomnieniem, tym najgorszym. Czegokolwiek się spodziewała, spisała się bardzo dobrze.
– Tylko czy to było konieczne? – wymamrotał mężczyzna, nie oczekując odpowiedzi. Mimo to ją usłyszał.– Jeżeli mamy zdobyć informacje, których potrzebujemy...– To wam się wydaje, że ich potrzebujecie. Ja bym raczej powiedział, że ich chcecie.– ...to ktoś musi wziąć na siebie to nieprzyjemne zadanie – kontynuowała niezrażona. – I uważam, sądząc po tym, co mi na temat tej duszy wiadomo, że by się tego podjęła, gdyby można było ją o to zapytać. Jak pan na nią mówi?Mężczyzna przez dłuższą chwilę milczał. Kobieta czekała.– Wagabunda – odparł w końcu niechętnie.– Pasuje do niej. Nie mam żadnych oficjalnych danych, ale podejrzewam, że jest jedną z niewielu dusz, które były w tylu różnych miejscach, jeżeli nie jedyną.
Który to już raz w przeciągu tych kilkunastu zaledwie stron książki Stefka oznajmia nam, jaka to nasza duszyczka jest jedyna w swoim rodzaju? Sounds familiar? Czas więc wreszcie przyznać za ten i poprzednie rozdziały jakieś punkty w tej kategorii. Zapowiadałyśmy już, że nazwy kategorii będą w Lokatorze wyglądały inaczej, żeby nie było zbyt nudno i jednostajnie. Wzięłyśmy pod uwagę zamiłowanie Stefki do swych idealnych self insertów. Idąc za przykładem ałtoreczek i nadawanych przez nie merysójkowych imion, przedstawiamy:
+1 Bellanda Wandella van der Mellen za powyższy cytat.
Prawie jak Nabuchodonozor, so beautiful. No i rzecz jasna +2 Bellanda Wandella van der Mellen za poprzednie rozdziały.
Fords i Łowczyni spekulują, czy dusza zostanie przy imieniu Wagabunda (aż mi zęby zgrzytają, jak widzę tę zbitkę liter), czy przyjmie imię swej żywicielki. I don’t caaareee…
Fords ma wątpliwości co do metod Łowców.
– Chyba nie do końca zdaje pan sobie sprawę z tego, jak wygląda moja praca. Długie godziny ślęczenia nad mapami i dokumentami. Głównie praca przy biurku. O wiele rzadziej walka i przemoc, którą pan sobie wyobraża.
– Dziesięć dni temu ścigała pani to ciało uzbrojona w śmiercionośną broń.– Zapewniam pana, że to wyjątek, nie reguła. Proszę nie zapominać, że ilekroć my, Łowcy, wykazujemy się niedostateczną czujnością, broń, którą tak się pan brzydzi, zostaje użyta przeciw naszemu gatunkowi. Ludzie nie wahają się nas zabijać, gdy tylko mają ku temu okazję. Dusze, które zetknęły się z ich przemocą, patrzą na nas, Łowców, jak na bohaterów.– Mówi pani tak, jakby toczyła się wojna.– Niedobitki ludzkiej rasy właśnie tak to widzą.
No nie mówcie, że dziwicie się ludziom, którzy walczą z agresorem, drogie duszyczki. I to z agresorem w pełnym tego słowa znaczeniu, z groźną bronią, jak się okazuje. Czyli jednak ta cała broń wcale was tak straszniw nie brzydzi, za to macie czelność zwalać ten fakt na usposobienie żywicieli. Niby kilka zdań, ale taka fala bullshitu mnie ogarnęła, że ledwo się trzymam.
– Ale nawet oni muszą rozumieć, że przegrali. Jaką mamy przewagę liczebną? Milion do jednego? Powinna to pani chyba wiedzieć.
– W istocie znacznie więcej niż milion – przyznała z wyrzutem.
Aha, z poprzedniego cytatu wynika, że tylko pozostali ludzie widzą to, co się dzieje, jako wojnę, ale sam Fords używa sformułowania, że gatunek ludzki przegrał. Co przegrał, grę w bierki?
Łowczyni i Uzdrowiciel na chwilę zamykają jadaczki, więc Wandzia ma możliwość trochę pomyśleć.
Znajdowałam się w ośrodku leczniczym, gdzie odpoczywałam po nadzwyczaj traumatycznym zabiegu wszczepienia. Nie ulegało wątpliwości, że ciało mojego nowego żywiciela zostało przedtem całkowicie uleczone. Gdyby było uszkodzone, toby się go pozbyto.
Pozbyto, czyli raczej na pogrzeb nie ma co liczyć. Nasze cudne i pełne dobra duszyczki pewnie utylizują niepotrzebne ciała bez ceregieli. To całe Trosklisiowo jest tylko polukrowane, w środku zaś czai się prawdziwa natura dusz i nie wydaje mi się ona zbyt szlachetna. Gdyby to był świadomy zabieg autorki, to by było ciekawe, ale w końcu Stefka jest ałtorką, więc na pewno wyszło to zupełnie nieświadomie.
Rozmyślałam o wymianie zdań pomiędzy Uzdrowicielem i Łowczynią. W świetle informacji, które otrzymałam, zanim zdecydowałam się przybyć na tę planetę, rację miał ten pierwszy. Walki z resztkami oporu praktycznie już się zakończyły. Planeta zwana Ziemią była tak cicha i spokojna, jaka wydawała się z kosmosu – kojąca zieleń i błękit spowite niegroźnymi białymi gazami. Panowała tu teraz pełna harmonia, jak w każdym innym miejscu zamieszkanym przez dusze.
I to wszystko usprawiedliwia? +1 Adolf approves
Wandzia wspomina swój poprzedni, jakże fascynujący żywot Wodorosta.
Nie wiedziałam, jak nazwać gatunek mojego poprzedniego żywiciela. Mieliśmy jakąś nazwę, tego byłam pewna. Jednakże, nie mając połączenia z tamtym żywicielem, nie potrafiłam jej sobie przypomnieć. Używaliśmy tam dużo prostszego, niemego języka myśli, który łączył wszystkich w jeden wielki umysł. Przydatna rzecz, gdy przez całe życie tkwi się korzeniami w ciemnej, wilgotnej glebie.
Potrafiłam za to opisać tamten gatunek w moim nowym, ludzkim języku. Żyliśmy na dnie ogromnego oceanu, który zajmował całą powierzchnię planety – miał on swoją nazwę, ale jej również nie zdołałam przywołać. Każde z nas miało sto ramion, a na każdym z nich sto oczu, a ponieważ byliśmy połączeni myślami, nie było takiego miejsca, którego nie sięgalibyśmy wzrokiem. Niepotrzebne nam były dźwięki, więc nie mieliśmy w ogóle słuchu. Smakowaliśmy wodę i w ten sposób, a także dzięki naszym oczom, wiedzieliśmy wszystko, co musieliśmy. Chłonęliśmy też promienie odległych słońc i przemienialiśmy je w niezbędny dla nas pokarm.
Wow, suuuper.
Dusze z zasady mówiły tylko prawdę. Oczywiście Łowcy mieli specyficzne Powołanie, które wymagało od nich szczególnych metod postępowania, jednakże między duszami nie było miejsca na kłamstwo. W moim poprzednim życiu, kiedy to komunikowałam się za pomocą myśli, w ogóle nie dało się kłamać, nawet gdyby ktoś miał taki kaprys. Opowiadaliśmy sobie za to historie, aby się nie nudzić. Snucie opowieści było najbardziej cenionym ze wszystkich talentów, ponieważ służyło wspólnemu dobru.
Czasem fakty tak zupełnie mieszały się z fikcją, że – choć nikt nie kłamał – zapominaliśmy, co jest prawdą, a co nie.
Czyli kłamstwo, ale nie kłamstwo, wojna, ale nie wojna, dusze są dobre, ale niedobre… oh, wait.
Wandzia przypomina sobie plotki, jakie słyszała przed przybyciem na okropną Ziemię, zamieszkałą przez okrutne bestie. Podobno trafiały się osobniki ludzkie, które nie dość, że walczyły z zagnieżdżonymi w nich duszami, to potrafiły przejąć nad nimi kontrolę! GASP!
Ale czyż nie to właśnie zdawał się sugerować Uzdrowiciel?...
Odepchnęłam od siebie tę myśl. Zajęcie Łowców budziło niesmak większości z nas i zapewne stąd wzięła się jego reakcja. Po co komu życie wypełnione konfliktem i przemocą? Kto chciałby tropić i wyłapywać opornych żywicieli? Zmagać się z tą brutalną rasą ludzi, którym zabijanie przychodzi z taką łatwością?
Po cholerę w ogóle starać się zasiedlić ciała gatunku, o którym ma się tak złe zdanie? Po kiego wała się użerać z ludźmi, skoro to ponoć tacy agresywni niszczyciele. Nie lepiej znaleźć inną planetę i zawładnąć, bo ja wiem, jakimiś motylkami?
Tu, na tej planecie, Łowcy stali się praktycznie... zbrojną bandą – mój mózg podpowiedział mi słowa na określenie rzeczy, której wcześniej nie znałam. Wśród dusz panowało przekonanie, że zawód Łowcy wybierają jedynie najsłabiej rozwinięte, najbardziej prymitywne z nas.
Najsłabiej rozwinięte, czyli najbardziej nieodporne na złe wpływy żywiciela? Nie, nie odczepię się od tego jednego zdania z początku rozdziału, które sugeruje, że jedynym powodem wad u dusz jest jakaś naleciałość z umysłu żywiciela. Co za arogancka banda dupków z tych dusz, żeby tak twierdzić!
Na Ziemi jednak Łowcy zyskali zupełnie nowy status. Jeszcze nigdy żadne Powołanie tak się nie wynaturzyło. Jeszcze nigdy nie zamieniło się w krwawy bój. Nigdy wcześniej tyle dusz nie straciło życia. Łowcy byli niczym mocna tarcza, a przybyłe na tę planetę dusze miały wobec nich potrójny dług: za bezpieczeństwo, które im gwarantowali, za ryzyko ostatecznej śmierci, które świadomie ponosili każdego dnia, i za dostarczane na bieżąco nowe ciała.
Jeżu, ale butthurt. Biedne dusze, krwawy bój, tralalala… A czego się spodziewaliście? Że ludzie podniosą rączki do góry i krzykną „Bierzcie nas, jak stoimy!”
Wandzia postanawia pomóc Łowczyni we wszystkim, w czym będzie mogła. Aby tego dokonać, musi powrócić do wspomnień swej żywicielki. Wandzia trochę się boi, wszak wspomnienia te są dość makabryczne, ale udaje jej się przywołać nieprzyjemne obrazy. Dusza wciska szybki rewind na pilocie, dzięki czemu scena nieudanego samobójstwa przelatuje migiem. Teraz Wandzia może pogrzebać we wcześniejszych wspomnieniach.
Otóż żywicielka Wandzi przybyła do Chicago w poszukiwaniu kuzynki, niejakiej Sharon. Niestety, więcej nie udaje się naszej duszyczce dowiedzieć, mimo iż bardzo się stara. Jakby coś lub raczej ktoś ukrywał przed nią informacje. Nasza idealna duszyczka dostaje więc ataku furii, co jest naturalnie winą jakże wadliwego ciała ludzkiego. Zaraz rzygnę tym tematem przewodnim, pt. „ludzkość jest do bani”. Wraz z falą gniewu przyspiesza Wandzi puls, co z kolei zwraca uwagę Łowczyni. The end rozdziału.
Ok., parę dodatkowych uwag. Nie mam nic przeciwko autorom scifi, którzy wplatają do swoich książek komentarze polityczne, społeczne, filozofują na temat kondycji moralnej człowieka, np. w zestawieniu z innymi istotami we Wszechświecie i bywa, że dochodzą do niezbyt optymistycznych wniosków. Lubię takie książki. Ale to, co wyrabia Stefa (która pisarką scifi oczywiście nie jest, ale nie o to mi chodzi) mnie niemożebnie irytuje. Ludzkość ssie i tyle, dusze to szlachetni pacyfiści, koniec i kropka. Takiego wała, to się kupy nie trzyma. Na razie nie mam dla tych robali krztyny sympatii, bo Stefa nie jest w stanie swą nieudolną pisaniną przekonać mnie, że duszyczki są na wskroś dobre, a ludzie to najgorszy pomiot Wszechświata, więc lepiej będzie, gdy Ziemię zasiedlą pseudopacyfistyczne, sparklące bezkręgowce.
Dodam jeszcze +3 Adolfy za wcześniejsze rozdziały, w których Stefa tak samo starała się przekonać nas, że tak jest najlepiej.
Poza tym ten rozdział jest straszliwie nudny. To już trzecia odsłona tej książki i nic się nie dzieje. Nie można było materiału na prolog i te dwa rozdziały skrócić, skondensować i wszystko wrzucić w jeden rozdział? Dużo byśmy nie stracili. Rozciąganie książki jak gumy od starych gaci nie jest dobrym zabiegiem literackim.
+3 Witaj, Morfeuszu
Mam szczerą nadzieję, że coś się wreszcie zacznie dziać. Czytałam na forum Tłajlajta, że nawet hardkorowe fanki Stefki miały problemy z przebrnięciem przez pierwsze rozdziały, ale potem było łatwiej. My się z Maryboo nie damy, jesteśmy wojowniczkami, przetrwamy to, ale na wszystkich bogów, jakąś akcję poproszę.
+3 Bellanda Wandella van der Mellen
+3 Witaj, Morfeuszu
Buziaki
Beige
Super te nowe kategorie :) I tez juz sie nie moge doczekac, z cos w koncu zacznie sie dziac! (Przepraszam za brak polskich liter.)
OdpowiedzUsuńMam z tą książką wielki problem. Głównie dlatego, że większość pomysłów uważam za całkiem w porządku.
OdpowiedzUsuń- kosmici-pasożyty, sprawujący kontrolę nad żywicielem? Było, ale pomysł w zasadzie ciekawy, można coś z niego wycisnąć. Kosmici-pasożywy-hipokryci, mający się za wielkich pacyfistów? Czemu nie, ciekawy sposób kreacji złych bohaterów.
- relacja pasożyt-żywiciel widziana oczami tego pierwszego? Też ciekawie.
- romans w takich warunkach? Jak na romansowe czytadło dla nastolatków otoczka dość oryginalna, może coś z tego wyjść.
I niby widzę koszmarną nieporadność stylu Stefy, marysujstwo, dużo niewykorzystanego potencjału... Ale jak dla mnie do tej pory było dużo lepiej niż przez cały Zmierzch, trochę mnie to chociaż zdołało zaciekawić...
Trudno, żeby coś było gorsze od "Zmierzchu" ;) Odniosę się tylko do pierwszego punktu: problem polega bowiem na tym, że Stefa nie postrzega Dusze jako tych "złych". Niby jakieś wyrzuty (i jedna bardzo konkretna, ostra szpila!)pojawiają się ze strony Żywicielki Wandy, ale, ja wiem, są to ze cztery zdania... Zło wszelaki ostatecznie skupi się we wstrętnej Łowczyni, uosobieniu wszelkich wad i zagrożeń.
UsuńZ wyrazami szacunku
Kazik
Ale na koniec i tak wyjdzie na to, ze Lowczyni byla biedna i niewinna, a cale jej zuo plynelo od wrednej zywicielki...
UsuńI to są pozytywni bohaterowie....Przestrzeni życiowej szukają...(Lebensraum im Osten)... Faktycznie,Adolf..
OdpowiedzUsuńdźwięki, więc nie mieliśmy w ogóle słuchu -a inteligencję mieliśmy?!
Dusze z zasady mówiły tylko prawdę -nieprzystosowani,nietaktowni kretyni...
Chomik
Przyznam szczerze, że "Intruza" czytałam bardzo dawno temu i nie wszystko pamiętam, ale chciałabym się jednak wypowiedzieć. Nie żebym broniła Stefy, o nie, i nie uważam też, żeby "Intruz" był jakąś wybitną powieścią, ale naprawdę stoi o niebo wyżej od "Zmierzchu". Wiem, że nie czytałyście tej książki przed analizą, więc rozumiem, że to wszystko może się jak na razie wydawać nielogicznym bullshitem, ale... z drugiej strony to chyba lepiej, że nie dostajemy ostatecznie podanego na tacy świata przedstawionego wraz z całą plejadą przewidywalnych do bólu charakterów, z czego powstaje przewidywalna fabuła, prawda? Wydaje mi się, że właśnie w "Intruzie", w przeciwieństwie do "Zmierzchu", w miarę, jak czytamy dalej, zarówno opinia Wandy o jej własnym gatunku i ludziach się zmienia, jak i zmienia się sposób ich postrzegania przez czytelnika. Wbrew pozorom dusze wcale nie reprezentują tutaj jedynego i właściwego dobra, a ludzie - zła, zepsucia i brutalności (czy beznadziejności i niedoskonałości, jak w "Zmierzchu"), ale zauważmy, że mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową, a nie narratorem wszechwiedzącym, więc otrzymujemy tylko punkt widzenia, który kształtuje się wraz z historią, a nie bezstronniczego obserwatora, w związku z czym wnioski na temat "co autor chciał przekazać?" wyciągnięte z dotychczasowego materiału niekoniecznie będą weryfikowalne później. Wydaje mi się, jakkolwiek nieprawdopodobne by się to wydawało po lekturze "Zmierzchu", że Stefcia pomyślała trochę dłużej, zanim zabrała się za pisanie tej książki.
OdpowiedzUsuńMój osobisty wniosek co do brutalności w starciu z rodzajem ludzkim: ludzie są traktowani w tej książce jako istoty już na wstępie posiadające własną "duszę", w przeciwieństwie do stworzeń zamieszkujących inne planety, będących po prostu zaawansowanymi formami życia, ale jednak bez "duszy". Dusze zaś, zasiedlające Ziemię, nie były na to przygotowane i nie rozumieją tego - a przynajmniej jeszcze nie rozumieją, tak mi się wydaje - wobec czego zaskakuje ich brutalność w ich oporze i radzą sobie z nią po prostu tak, a nie inaczej.
Trochę to naciągane, wiem ;).
BTW, opis wodorostów w tym rozdziale trochę wyjaśnia, dlaczego na samym początku Wanda uważała ludzi za podobnych do siebie.
Anyway, pozdrawiam i czekam na dalsze analizy ^^.
~ Shishu
Ależ my doskonale wiemy, że Wandzia zacznie lubić rasę ludzką (miła odmiana po Belli, nie da się zaprzeczyć). Nie zmienia to faktu, że The Host Wiki - było nie było, jedno z najbardziej zaufanych źródeł - twierdzi, iż: "They are described as being by nature 'all things good': compassionate, patient, honest, virtuous, and full of love."
UsuńNam nie przeszkadza hipokryzja dusz jako takich - to całkiem ok koncept literacki. Przeszkadza nam hipokryzja Stefy, która po raz kolejny stara się sprzedać nam wizję nieprzystającą do rzeczywistości, jaką wykreowała. Poza tym, proszę się nie martwić - jeśli jakiś koncept wyjaśni się dalej w powieści, po prostu dana kategoria przestanie obowiązywać ;)
Maryboo
Ale stworzenia z innych planet tez posiadaly "dusze". Bo jak inaczej wytlumaczyc masowe samobojstwo Wodorostow? Dusze (mowie tu o tych kosmitach-pasozytac) juz wczesniej dostaly dowody na to, ze ich obecnosc w ciele zywiciela jest niechciana i traktowana jak przeklenstwo. Ale ich to niczego nie nauczylo...
UsuńHeil Dusze! Nowe kategorie są cudne.
OdpowiedzUsuńHipokryci, hipokryci, banda hipokrytów. Mogłoby być ciekawe na tej samej zasadzie, co rodzina Cullenów - z pozoru cacy-macy istoty, które tak naprawdę są psychopatami o wykręconym poczuciu moralności, które zawsze-wiedzą-lepiej od otaczających ich prymitywów. W dodatku mają ogromne możliwości i ciężko z nimi walczyć, tadaaa, mroczna historia z klasą jak znalazł. No ale to trzeba umieć.
Już pomijając inwazyjne zapędy ku chwale świętego spokoju oraz nietrzymający się kupy "charakter" tej rasy, najbardziej u Dusz denerwuje mnie do stosunek do Łowców. To tak naprawdę spece od brudnej roboty, którą nikt sobie rączek nie chce pobrudzić, a ktoś odwalić ją musi. Przynajmniej Łowcy wiedzą, o co chodzi w tym całym cyrku i stosują środki adekwatne do najazdu - przemoc, wywiad, pilnowanie przejętych obszarów, pacyfikowanie ruchu oporu. Wykonują właściwie najgorszą robotę, babrają się w rzeczach, za które przeciętna Dusza nie chce się absolutnie brać. Jedyne, na co Łowcy mogą liczyć od pobratymców, to pogarda, wstręt i traktowanie ich jak istoty ogarnięte prymitywnymi żądzami. To dzięki nim macie nowych żywicieli, ochronę przed partyzantami, surowce i cholernie bogatą w cuda życia planetę na własność, więc przestańcie udawać zniesmaczonych pacyfistów i okażcie trochę respektu czy szacunku.
Nie chcę, żeby zrozumiano mnie źle - mowa tu o okrutnym wymordowaniu całej rasy w imię grubymi nićmi szytej misji "pokojowej". Wkurza mnie jednak to, w jaki sposób traktowani są przez swoich Łowcy - będzie to widać zwłaszcza w późniejszym rozdziale podczas rozmowy Łowczyni z Uzdrowicielem oraz samym stosunku do nich Wandy.
Sarkanie na przemoc to jeden wielki bullshit i USA w obronie ropy. A raczej cudaczne postrzeganie świata przez Stefę. "Gdzie panowały Dusze, tam spokój i cisza", taaa, zwłaszcza u tych wodorostów musiała być nieustanna jatka, pogróżkowe falowanie liśćmi i te sprawy, domagała się sytuacja pacyfikacji jak nic.
Myśl na marginesie: czy Dusze mają jakąkolwiek swoją kulturę? Bo na razie nic od siebie nowego nie dają ani nie wnoszą do światów, którymi władają. Żadnych swoich rozrywek, religii, literatury, nowych rozwiązań technologicznych, może siakiś artykułów z innych planet... Medycyna działająca jak Magiczny Napój z baśni, wahadłowce i nowe imiona, do których i tak używają ziemskich (och, jakże niedoskonałych!) odpowiedników. Tyla. Ja wiem, że to nie jest kluczowe dla fabuły, ale tło w SF jest szalenie ważne! Dusze wypadają niesamowicie blado i po prostu, cóż, nieciekawie.
Nie kojarzącej faktów Wandzie jednak bym trochę odpuściła. Co innego wolno dochodzić do wniosków po operacji z udziałem mózgu i rdzenia kręgowego, a co innego nie umieć się rozpoznać w lustrze.
Uważam, że przeczytanie całości (a przynajmniej większej części) hurtem wyszłoby Wam i analizom na dobre. Oczywiście, zrobicie jak będzie Wam wygodniej, ale przydałby się ogólny zarys akcji i (kchem) konstrukcji świata - bo za dużo jednak gdybania i krytykowania na oślep.
Z wyrazami szacunku
Kazik
""Gdzie panowały Dusze, tam spokój i cisza", taaa, zwłaszcza u tych wodorostów musiała być nieustanna jatka, pogróżkowe falowanie liśćmi i te sprawy, domagała się sytuacja pacyfikacji jak nic." - you made my day *o*. Parsknęłam śmiechem i oplułam monitor, tyle powiem.
UsuńJatki nie było, ale za to masowa śmierć iluśtam Wodorostów, które wolały się zagłodzić, niż zostać opanowane przez nasze cudne robalki. Oczywiście, Duszyczki mają czyste odnóża, przecież musiały powstrzymać te dzikie, okrutne Wodorosty przed niekontrolowanym falowaniem.
UsuńHa, a ja sie wlasnie zastanawiam, czy Dusze opanowaly tez zwierzaki? No wiecie, te mordercze i niebezpieczne lwy, rekiny, weze... I jak w takim razie czuly sie te dusze, ktore zamieszkiwaly ciala psow, kotow, czy innych pupilkow Dusz zamieszkujacych ludzkie ciala?
UsuńN. Weltschmerz - miło, że poprawiłam komuś swoim sarkaniem humor :)
UsuńGwathgor - i komu znowu się dostało? "Wiadome było, że winę
za masowe samobójstwo ponoszą Łowcy, którzy uznali, że skoro Wodorosty są nieruchome, to nie będą próbowały uciekać." Należy dodać, że Wagabunda także brała udział w podbijaniu tej planety, ale ona siedziała już w którymś Wodoroście i czuła "dojmujący smutek i ból", więc wszystko okej.
Tamtaro - też się nad tym zastanawiałam. Z tego co pamiętam, Stefa nie sprecyzowała, z jakimi organizmami dusza jest kompatybilna (proszę mnie poprawić, jeśli się mylę). Dusze ma usprawiedliwiać to, że mają problemy z liczebnością żywicieli, stąd inwazje. Zamiast jednak podbijać te X planet, nie łatwiej byłoby na Początku założyć jakąś plantację z miliardem roślin, albo umieszczać Dusze w odpowiednikach kosmicznych mrówek? Jeżeli nie jest to możliwe z przyczyn biologicznych, to przecież Dusze swego czasu dobrały się do rasy tzw. Pająków, galaktycznych supergeniuszy z trzema mózgami dziedziczących wiedzę po rodzicach - no nie wierzę, że nie można im było zlecić seryjnej produkcji mobilnych maszyn, sztucznie wyprodukowanych organizmów czy innych robotów dla Dusz. Eeeech...
O ziemskich zwierzakach zasiedlonych przez tych hippisów ze swastykami przynajmniej przez pół książki nie ma żadnej mowy - dziwne, bo aż się prosi, żeby zasiedlić takiego milusiego koliberka, kotka czy innego słonika. Co do istot morderczych i niebezpiecznych, Wagabunda opowiada o zasiedleniu niejakich Ogniojadów, które PALIŁY ŻYWCEM i pożerały rasę Pędów - ale Dusze nie miały pojęcia, że to, och, inteligentny gatunek, więc wszystko było okej, istoty żywe ale głupie widać mogą ginąć bolesną śmiercią. Zresztą cały wykład Wagabundy o innych planetach jest tak zły na tylu poziomach, że wiele sobie obiecuję po analizie dziewczyn.
Dusza zamieszkująca wilka deklarowałaby zapewne pacyfizm i wegetarianizm, ale zjadałaby tak na wszelki owieczki, żeby czasem nie udusiły kogoś we śnie swetrem robionym na drutach - a myśleliście, że na co ewolucja obdarzyła je taką wełną, hę? Niby sobie tylko tak stoją i żują trawkę, ale w głowkach tych urodzonych morderców rozgrywają się iście dantejskie sceny. Brrr, nie wiem, co gorsze, Wodorosty czy owce.
Z wyrazami szacunku
Kazik
Wydaje mi się, że Dusze mogły zasiedlić dowolny organizm - Wanda kiedyś opowiadała, jak to na innej planecie uratowała jakiegoś swojego przyjaciela-robala, którego żywiciel zginął, przeszczepiając go do ciała, o ile dobrze pamiętam, jakiegoś tamtejszego mało inteligentnego drapieżnika. Co prawda pasożyt miał w czasie przebywania w nim mocno ograniczone zdolności myślenia, ale poza tym wszystko było ok.
UsuńJedyne ograniczenie to chyba rozmiar, bo w takiej mrówce Duszyczka by się nie zmieściła.
Co do tej konkretnej Łowczyni, zawsze jakoś odbierałam ją bardziej pozytywnie, niż Uzdrowiciela - przynajmniej mniej hipokryzji.
Ale, ale - przecież tak naprawdę to fcale nie ta Duszyczka była taka zUa i be, tylko trafiła na zUą żywicielkę i wszystko przez to.
Co nie zmienia faktu, że stosunek Dusz do Łowców faktycznie był podły. Jak tak teraz pomyślałam, to sytuacja analogiczna do Carlisle'a i Volturich - Włosi zabijali ludzi, więc są be, doktorek patrzył na to przez ileś lat i nic nie zrobił, żeby ich powstrzymać, ale on jest święty. Z tym, że Cullen akurat nie zawdzięczał Volturim praktycznie wszystkiego, jak Dusze Łowcom.
Kiedy właśnie chodzi o tą hipokryzję dusz i potem będzie ciągłe wychwalanie ludzi... Myślę podobnie jak Kazik - lepiej by było, gdybyście najpierw przeczytały książkę, a potem analizowały krok po kroku.
OdpowiedzUsuńA mnie tam ciekawi jedno. Jak do cholery oni wszczepiali dusze tym wodorostom? Z książki wynika jasno przecież, że dusza bez żywiciela jest całkiem niesamodzielna. No i z planety na planetę przemieszczają sie w tych całych kapsułach. Jak wodorosty odbierały, odsyłały, wszczepiały inne dusze? Możliwe, że na tej planecie były jeszcze inne gatunki, bardziej przystosowane do takich czynności. Ale szczerze? Wątpie w to. No i tu rodzi się kolejne pytanie. Jak właściwie dusze rozpoczynają proces kolonizacji? No bo skoro sama do żywiciela nie wskoczy, ktoś musi jej w tym pomóc. Więc co z tą najpierwsiejszą duszą na danej planecie? Jej nikt nie pomoże. Jest tu cała masa niedomówień, no ale Stefa uznała chyba, że nie ma po co przejmować się takimi szczegółami, to w końcu tylko romansidło...
OdpowiedzUsuńJa myślę, że ta pierwsza pierwsza dusza dostała się przez przewód pokarmowy. Albo tak jak w analizie książki o Percy Parker.
UsuńKategorie boskie, zwłaszcza Morfeusz <3
korano niezalogowana
Przez przewód pokarmowy do mózgu? To mogłoby być... Cóż... Ciekawe. :p
UsuńBędzie to później opisane.
UsuńNajpierwsiejsze Duszyczki przybywają w ciałach wcześniej skolonizowanych gatunków (chyba przede wszystkim Pająków, są najwygodniejsze), łapią iluś tam ludzi, wszczepiają im swoich pobratymców, którzy potem kontynuują dzieło.
UsuńAle wyjaśnienia, w jaki sposób pierwsze - naprawdę pierwsze - Dusze dostały się do ciał pierwszych żywicieli, jakich w całym kosmosie miały, nie ma.
Na Początku mogły żyć samodzielnie i same wszczepiać się żyjącym tam Sępom.
UsuńA, to przepraszam, czytałam dawno i zapomniałam.
UsuńAnaliza ciekawa, ale jednak muszę się zgodzić z poprzednikami - lepiej by było, gdybyście przeczytały całą książkę i wiedziały, z czym dokładnie macie do czynienia, a później ją analizowałyście. Chociaż rozumiem, że takie wyjście byłoby gorsze dla waszej psychiki, w końcu to Stefa...
OdpowiedzUsuńMoja (bliska trzydziestki!) siostra uparcie twierdziła, że "Intruz" jest o niebo lepszy od Zmierzchu, że nie ma w nim nic zmierzchowatego, że ogólnie jest bardzo dobrą książką. Podesłałam jej linki do poprzednich analiz, z ciekawością oczekując na jej reakcję...
... i co dostałam?
Ogólnie jej reakcja była porównywalna do tych, które otrzymałyście, gdy wrzuciłyście analizy Zmierzchu na forum dla fanów Zmierzchu :D. (Tak mi się zdaje, że to wasze analizy były na tym forum ^^). Strzeliła focha z przytupem i stwierdziła, że czepiacie się nieważnych szczegółów i tyle, o.
A ja kiedyś uważałam to za całkiem dobrą książkę...
OdpowiedzUsuńNowe kategorie, łiii!
I to by było na tyle konstruktywnego komentarza, bo ponownego czytania tego rozdziału, nawet z Waszymi komentarzami, mój mózg stanowczo odmawia. Chyba że jako środek nasenny.
I pomyśleć, że kiedyś, nawet dwa razy, dałam temu radę bez komentarzy... Chyba zmniejszyła mi się odporność na nudę.
W każdym razie życzę cierpliwości w dalszym analizowaniu :).
Gwath
Kiedy pierwszy raz czytałam tę książkę, pamiętam, że najbardziej lubiłam właśnie tę hipokryzję kryjącą się za duszami, bo, choć pomysł oklepany, wciąż go lubię.
OdpowiedzUsuńA potem dowiedziałam się, że tej mrocznej strony miało nie być i Stefa uważała dusze za prawdziwie dobre...
Po tym jak to odkryłam zaczęłam się zastanawiać, czemu Stefa jeszcze nie siedzi u psychiatry...
Lena
Leno, miałam to samo. Ale przecie to jest Stefa, tego nie ogarniesz :D
OdpowiedzUsuńJa już nawet nie mam słów na to, co ta Stefa wyrabia z bohaterami, a książka się jeszcze na dobrą sprawę nie zaczęła. Jej przekonanie, że ludzie to istoty beznadziejne i pod każdym względem gorsze od wszystkiego, co nadnaturalne (pewnie dlatego, że nie sparkli) jest chyba wzięte z tego, że ona sama jest zupełnie niezadowolona ze swojego życia. Serio, ja nie widzę innego powodu, dla którego nasze ułomności trzeba cały czas podkreślać. W sumie to Stefa jest zapewne geniuszem zła z długotrwałą depresją, która chce nas doprowadzić do załamania nerwowego, byśmy cierpieli razem z nią... Merlinie, to byłby lepszy pomysł na książkę niż większość jej twórczości.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, to ta godzina, ja już nie myślę, co piszę.
Stefan geniuszem zła? To przerażające! Możesz mieć racje... rozwińmy to. Ona planuje przejąć władzę nad światem. Zobaczycie jeszcze usłyszymy: Oddajcie mi władzę albo będę pisać w nieskończoność!" hahaha
UsuńNazwy obcych gatunków są tu strasznie kreatywne... Wodorosty, dusze, zakładam, że gatunek Niedźwiedzi był porośnięty futrem i lubił miodek.
OdpowiedzUsuńDo książki się nie zbliżałam po lekturze Zmierzchu, ale Wasza analiza czyni ją mniej straszną.
To by było przerażające serio, nie wiem jak wy ale ja zaczynam się zastanawiać na d utworzeniem jakiegoś ruchu oporu... :)
OdpowiedzUsuńTo całe Trosklisiowo jest tylko polukrowane, w środku zaś czai się prawdziwa natura dusz i nie wydaje mi się ona zbyt szlachetna.
OdpowiedzUsuńDelikatnie powiedziane. Mnie się wydaje zbrodniarska. Zniszczyli cały gatunek, do cholery!
W moim poprzednim życiu, kiedy to komunikowałam się za pomocą myśli, w ogóle nie dało się kłamać, nawet gdyby ktoś miał taki kaprys. Opowiadaliśmy sobie za to historie, aby się nie nudzić.
Dlaczego wodorost miałby się nudzić? ;) Przecież dla niego naturalna jest tego typu egzystencja - w jednym miejscu, monotonna, bez wielu bodźców.
w ogóle nie dało się kłamać, nawet gdyby ktoś miał taki kaprys
Tak musi wyglądać piekło, ucieleśniony koszmar. Serio.
Kto chciałby tropić i wyłapywać opornych żywicieli? Zmagać się z tą brutalną rasą ludzi, którym zabijanie przychodzi z taką łatwością? Ohoho, święta się odezwała. Tylko może powiedz, mądralińska, kto zniszczył cały gatunek, hę? Czyżby były to dobre duszyczki, brzydzące się przemocą? No cóż, kradzież świadomości to przemoc. W sumie - to morderstwo...
- tey
,,Smakowaliśmy wodę i w ten sposób, a także dzięki naszym oczom, wiedzieliśmy wszystko, co musieliśmy."
OdpowiedzUsuńWęch i smak są połączone, zwłaszcza w odniesieniu do zwierząt wodnych. Zatem znała węch wcześniej.