niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział III: Opór

...Proszę bardzo, wygraliście. Poszłyśmy z Beige na kompromis, coby i wilk był syty i owca cała – ona wciąż będzie analizować z rozdziału na rozdział (konsultując ze mną jedynie kwestie dotyczące wpływu wzbudzających wątpliwość twistów fabularnych na dalszą fabułę powieści) ; ja natomiast przeczytałam „Intruza” w ramach researchu.

Do tych z Was, którzy sugerowali mi ten ruch w komentarzach – jesteście mi winni e-cukierki. WSZYSCY. Przeznaczyłam na tę torturę dwa dni zasłużonych wakacji (nawet ja, zaprawiona w bojach, nie zdołałam przełknąć tego na raz). Wiecie, jak taka końska dawka Stefy wpływa na psychikę?! *płacze cicho w kątku*


Dzisiejszy rozdział rozpoczyna się dokładnie w tym samym miejscu, w którym pozostawiliśmy Was tydzień temu:

To imię nic jej nie mówi – mruknął Uzdrowiciel.
Moja uwaga skupiła się na nowym, miłym doznaniu. Gdy kobieta podeszła do łóżka, w powietrzu coś się zmieniło. Zorientowałam się, że to zapach. Już nie sterylne, bezwonne pomieszczenie. Perfumy, podpowiedział mój nowy umysł. Kwiatowe, bujne...

No proszę, czyżby Stefa wzięła sobie do serca moją radę dotyczącą konieczności intensywnego przeżywania nowych doznań przez Wagabundę (Spoiler alert: nie. Ale wysiłek należy docenić tak czy inaczej)?

Łowczyni i Uzdrowiciel zadają naszej kosmitce standardowe pytania o bycie przytomnym, chcąc sprawdzić, czy jest już w stanie z nimi konwersować.

Nie otworzyłam oczu. Nie chciałam się rozpraszać. Umysł podpowiadał mi, jakich słów użyć i jak je intonować – za pomocą tonu mogłam przekazać więcej treści.

Mamy tu pierwszy przykład sytuacji, gdy dusza balansuje na granicy nie tyle prawdomówności, co prostolinijności; jest do dosyć istotna kwestia, nad którą zamierzam pochylić się z większą uwagą w dalszej części analizy.

Wagabunda chce wiedzieć, czy nie przeniesiono jej celowo do uszkodzonego ciała w celu łatwiejszego wydobycia informacji z żywiciela. Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy mi tę zależność, skoro z dotychczasowych odcinków wynika, że dusze automatycznie pobierają ostatnie wspomnienie swych gospodarzy w chwilę po „podłączeniu”. Rzecz jasna, obecni na sali zapewniają ją, że nigdy nie posunęliby się do takiego szachrajstwa.

 - Dlaczego w takim razie mój umysł nie działa, jak powinien? 
- Na chwilę zapanowała cisza.
Wyniki badań były bez zarzutu – odrzekła Łowczyni. Nie tyle chciała mnie uspokoić, ile udowodnić mi, że się mylę, tak jakby zależało jej na kłótni. – Ciało jest w pełni zdrowe.

Balansowania na granicy szczerości ciąg dalszy; to jeszcze nie czas na mój komentarz, ale te fragmenty będą mi potrzebne za chwilę, więc póki co raczcie się samą przyjemnością lektury cytatów z SF dla ludzi, którzy nie lubią SF (copyright by Stefa M.).

...Chwila, moment. Skąd właściwie obecne tu dusze mają wiedzieć, że Wagabunda słyszy w głowie czyjeś głosy? Najwyraźniej do tej pory nie otrzymały żadnego sygnału, że coś jest nie halo, więc na tego rodzaju rewelację ze strony naszej kosmitki Łowczyni i Uzdrowiciel powinni chyba zareagować w nieco bardziej żywiołowy sposób – zwłaszcza, że Wagabunda została przeszczepiona w bardzo konkretnym celu inwigilowania wspomnień byłej rebeliantki.

Aha, proszę pani Łowczyni – Wagabunda skarży się na problemy z makówką, a nie ciałem. To jakby nie do końca to samo.

Po próbie samobójczej, która prawie się powiodła – odparłam stanowczo. W moim głosie wciąż pobrzmiewała złość. Było to nowe uczucie, jeszcze nie umiałam nad nim zapanować.

Chciałam, naprawdę chciałam dać Stefie szansę. Chciałam wierzyć, że fail z pierwszego rozdziału był spowodowany – czy ja wiem – koniecznością skupienia się na zarysie świata przedstawionego i że Meyer miała zamiar rozwinąć kwestię emocji w kolejnych odsłonach. Wiem, naiwne z mojej strony; mówmy wszak o autorce Zmierzchu. Ale skoro tyle osób w sieci upiera się, że to dzieło jest lepsze od sagi...Niestety, nic z tego. Mamy tu casus nienawiści z pierwszego rozdziału – kolejne, bardzo silne uczucie nawiedza Wagabundę. Czy nasza duszyczka zaczyna się niepokoić, czując, iż nowa negatywna emocja bierze u niej górę nad rozsądkiem? Czy zaczyna panikować, dostrzegając, iż owe „złe” ludzkie uczucia mogą przyjąć najróżniejsze formy, a każda z nich oznacza emocjonalne odcięcie się od swoich bliźnich? Czy w ogóle poświęca bodaj paragraf na opisanie, co sądzi o odziedziczeniu tego rodzaju wzruszeń po swojej żywicielce? Nie, nie i jeszcze raz nie. Skoro więc w rozdziale trzecim nadal nie można zaobserwować najmniejszej poprawy, uważam, że to najwyższy czas, aby przedstawić Wam kolejną kategorię na „Lokatorze”:

ŚWIAT WEDŁUG TERENCJUSZA.

Będziemy przyznawać punkt w tej dziedzinie za każdym razem, gdy Wagabunda wykaże się ponadprzeciętną wiedzą oraz niewyjaśnionym opanowaniem w obliczu kompletnie nieznanych sobie zjawisk, a także w sytuacjach, gdy z niewiadomych przyczyn jej znajomość pewnych aspektów naszego uniwersum okaże się być dosyć wybiórcza.

Czas więc na małe podsumowanie. Jeden punkt za powyższy akapit:

Świat według Terencjusza: 1

Wróćmy do rozdziału pierwszego. Punkt za kompletne zbycie uczucia nienawiści:

Świat według Terencjusza: 2

Za brak większego zdumienia nad zmysłem węchu:

Świat według Terencjusza: 3

Za nieznajomość słowa „brwi”:

Świat według Terencjusza: 4

Za pięknego tru loffa:

Świat według Terencjusza: 5

Oraz za nieumiejętność nazwania krzyku:

Świat według Terencjusza: 6

A reszta dzisiejszego odcinka wciąż przed nami.


Wagabunda uściśla, że tym, co sprawia jej problemy, jest niemożność sięgnięcia do pamięci swej żywicielki. Reakcja otoczenia?

Nikt nic nie powiedział, ale coś się zmieniło. Napięta atmosfera spowodowana moim oskarżeniem nieco się rozładowała. Po czym to poznałam? Miałam dziwne uczucie, że czerpię informacje nie tylko z pięciu dostępnych mi zmysłów, ale skądś jeszcze – zupełnie jak gdybym posiadała jakiś szósty zmysł, nie całkiem okiełznany, gdzieś na obrzeżach mojej świadomości. Intuicja? Nie mogłam znaleźć na to lepszego słowa. Zdumiewające – na co żywej istocie aż tyle zmysłów?

Pamiętacie, co mówiłam o prostolinijności? Spójrzcie jeszcze raz na fragment o Łowczyni. Wagabunda wyczuwa, że kobieta może niekoniecznie mija się z prawdą, ale jej zachowaniem żądzą niekoniecznie czyste pobudki – jest niecierpliwa, nieco zaczepna. Nie powinna być tego świadoma, ale czerpie podpowiedź z intuicji, z którą najwyraźniej ma do czynienia po raz pierwszy. Głosowanie: co, Waszym zdaniem, powinno ją zaskoczyć bardziej – fakt, że jeden z przedstawicieli jej gatunku balansuje na granicy fałszu, czy też posiadanie kompletnie nowej (i to bardzo podświadomej) umiejętności?

Nie chcę psuć Wam zabawy, ale Wasza odpowiedź nie ma znaczenia. Jak się zapewne domyślacie, żadna z tych rzeczy nie jest w opinii Stefy warta chwili refleksji. Trzeba to naprawić!

Świat według Terencjusza: 8

Łowczyni wyjaśnia naszej bohaterce, że trudności z pamięcią mogą wynikać z faktu, iż jej żywicielka należała do ruchu oporu – ergo, istnieje możliwość, że na skutek świadomości istnienia Łowców mózg dziewczyny wciąż broni się przed zewnętrzną penetracją.

Opór? Żywiciel blokował mi dostęp do pamięci? Znów gwałtownie i znienacka wezbrał we mnie gniew.

Iii...tak, zgadliście....to już wszystko w temacie nowej, toksycznej emocji!

Świat według Terencjusza: 9

Meyer? Zaczynam wierzyć, że sama pochodzisz z innej planety. Nawet Bella Sue poświęcała swemu (ubogiemu) wewnętrznemu życiu więcej uwagi.

Uzdrowiciel zapewnia, że bohaterka została prawidłowo zespolona z ciałem wszystkimi 827 końcówkami, na co Wagabunda konstatuje w myślach, że pozostało jej zaledwie 180 wolnych...nibynóżek? Diabli wiedzą, w każdym razie musi to wyglądać przekomicznie, trochę jak zwisające luzem kable USB.

Duszyczka postanawia w końcu otworzyć oczy; mamy całkiem udany opis przyzwyczajania wzroku do jaskrawego światła, Uzdrowiciel (nie, ja też nie wiem, dlaczego wszystkie zawody pisane są Dużą Literą – być może dusze-pierwsi kolonizatorzy osiedlili się w Niemczech) troskliwie pyta, czy zgasić lampy:

-Dziękuję, nie trzeba. Zaraz przywyknę. Moje oczy potrzebują paru chwil. 
- Wspaniale – odparł, będąc chyba pod wrażeniem łatwości, z jaką użyłam słowa „moje”.

A niby dlaczego nie? Wagabunda jest wszak w pełni zespolona ze swym nowym ciałem, odczuwa nie tylko zewnętrzne bodźce, ale nawet emocje. Czyżby lekarz pił do kwestii wciąż obecnych wspomnień żywicielki? Biorąc pod uwagę, że (jak przekonamy się za chwilę) kwestia wspomnień jest dosyć mętna i, przynajmniej na razie, nie do końca logiczna, to jakiś punkt wyjścia.

Kosmitka poświęca chwilę na opis szpitalnej sali (mówiąc szczerze, wolałabym, by miast deskrypcji jasnozielonej ściany Stefa podzieliła się z nami przemyśleniami Wagabundy dotyczącymi jej nowo odkrytych uczuć, ale obawiam się, że nie mam tu za wiele do gadania), a następnie koncentruje się na doktorze:

Miał na sobie luźny zielono–niebieski strój, z krótkimi rękawami. Chirurg. Twarz miał porośniętą włosami dziwnego koloru: pomarańczowymi.
Pomarańczowy! Ostatni raz podobny kolor widziałam trzy światy temu. Broda Uzdrowiciela, choć rudawozłota, przywołała odległe wspomnienia.
Twarz miał typowo ludzką, ale – dodał zaraz mój umysł – „dobrą”.

Szczerze mówiąc epitet „pomarańczowa broda” wywołuje w mej jaźni następujący obraz:



Cóż złego jest w starej, dobrej rudości?

Ale furda z zarostem, mamy tu większą gratkę. Stefa. Wiem, że my, człowieki, używamy określeń w stylu „dobra twarz”. Rozumiem, że dany epitet Wagabunda znalazła w „słowniku” składającym się ze wspomnień żywicielki. Problem tylko w tym, że dla niej – żywego Troskliwego Misia – każde stworzonko jej gatunku powinno być z natury dobrym. Nasza dusza powinna się obruszyć na swój nowy mózg za podsuwanie jej tego rodzaju określeń, jeżeli nie z powodu, który wymieniłam zdanie wyżej (bo to oznaczałoby, iż dusze dzielą się na „dobre” i „złe”, co jest sprzeczne ze światem przedstawionym powieści), to z drugiej strony – bo twarz należąca do tych dzikich, paskudnych ludzi powinna być dla Wagabundy z definicji raczej odrzucająca.

Świat według Terencjusza: 10

Następnie dusza raczy nas opisem Łowczyni (czarne, czarne włosy i czarny, czarny strój oraz oliwkowa cera – Meyer, byłam subtelniejsza tworząc antagonistów na etapie wczesnej podstawówki), po czym informuje nas, iż:

Trudno było cokolwiek wyczytać z subtelnych zmian w wyrazie ludzkiej twarzy. Z pomocą przyszła mi jednak pamięć. Czarne, nieco wygięte brwi i duże oczy układały się w znajomy kształt. Niezupełnie złość. Napięcie. Poirytowanie.
 
No to po raz kolejny: rozpoznanie irytacji? Ok. Przejście do porządku dziennego nad faktem, iż Łowczyni przez całą scenę jest zniecierpliwiona i wkuropatwiona, mimo iż bycie zdenerwowanym jest, jak wiemy z prologu, czymś niezwykłym w przypadku tego gatunku? Nie ok.

Świat według Terencjusza: 11

I proszę mi nie mówić, że jest to związane z zawodem kobiety. Dotychczasowe rozdziały mówią wyraźnie, że duszom tego rodzaju negatywne emocje są niemal nieznane. Teoria o tym, jakoby jedynie bardziej prymitywne z egzemplarzy zostawały Łowcami jest w tym wypadku o kant rzyci rozbić – albo te stworzonka są w stanie odczuwać (i radzić sobie z nimi równie dobrze jak ludzie) owe wzruszenia, albo nie; mówimy tu wszak o cesze gatunkowej (oczywiście, zdarzają się anomalie, ale ciii – nad tym problemem pochylimy się za jakiś czas).

Jak często to się zdarza? – zapytałam, spoglądając na Uzdrowiciela.
Niezbyt często – przyznał. – Coraz rzadziej korzystamy z dorosłych ciał. Młode bardziej nadają się na żywicieli, nie stawiają oporu. Ale pani zażyczyła sobie dorosłego...

Pomijając, już fakt, że to dosyć oczywiste, iż nie macie zbyt dużo wolno hasających dorosłych osobników, skoro opanowaliście niemal całą planetę...

...Dzieci. Dusze przejmują dzieci. Niewinne, malutkie dzieci.

DZIECI.

Kilka osób zarzucało nam w komentarzach, że niesprawiedliwym jest oskarżanie o hipokryzję bohaterów literackich, którzy wcale nie muszą być postaciami pozytywnymi. Zgadzam się w stu procentach – niech będą niejednoznaczni niczym nieślubne dziecko Wolanda i Narcyzy Malfoy. Kłopot zaczyna się wtedy, gdy owa hipokryzja zdaje się wynikać z samej konstrukcji danego charakteru, czy raczej – z rozjazdu między tym, co autor ma na myśli i tym, co stoi napisane w powieści. Ciężko bowiem dać Stefci kredyt zaufania i przyjąć, że przerażający obraz dusz był zamierzony, skoro po wpisaniu w The Host Wiki hasła „souls” odnajdujemy taki oto akapit:

They are described as being by nature 'all things good': compassionate, patient, honest, virtuous, and full of love.”

Meyer – nie chcę słyszeć ani słowa więcej na temat tego, jak to twoje upgradowane Culleny są idealne i pokojowe. ANI. JEDNEGO. SŁOWA. Mogłabym – z trudem, ale jednak – zrozumieć ich tok myślenia, zgodnie z którym ludzie są pełni przemocy i zepsuci...Ale dzieci?
Gratulacje, Stefa. Jesteśmy dopiero na początku książki, a ja już żywię dla twoich nowych pupilków uczucia równie gorące, jak dla Edzia i spółki.

Adolf approves : 6


Story time! Okazuje się, że pan chirurg spotkał się już z sytuacją, kiedy to żywiciel próbował wyrzucić obcego ze swego organizmu. Dusza, która przybyła z Mrocznej Planety/Planety Śpiewu/Planety Nietoperzy (wszystkie nazwy prawidłowe; nie pytajcie, jakim cudem dusze są w stanie stworzyć jako-taki obraz wszechświata, skoro każdy określa daną planetę według swojego widzimisię) zamieszkała w ciele niejakiego Kevina. Ów mąż okazał się być niezbyt chętny dzielić wspólną przestrzeń z niechcianym gościem, od czasu do pory „wypychał” go więc ze swej świadomości i przejmował kontrolę nad ciałem; podczas jednego z takich przypadków próbował wyciągnąć z siebie intruza za pomocą skalpela. Uzdrowiciele przybyli w samą porę, by spacyfikować chłopaka, wyciągnąć z niego duszę i przenieść do nowego, dziecięcego, posłusznego ciała. Kevin (dusza zachowała imię pierwszego żywiciela) rozwija się pomyślnie i lubi muzykę. Kevin 1.0 okazał się być nieużyteczny po usunięciu z niego aliena, w związku z czym Uzdrowiciele pomogli mu pożegnać się z tym padołem łez. Ta historyjka jest ciekawsza niż wszystko, co do tej pory wydarzyło się w książce, co w sumie nie powinno mnie dziwić – ostatecznie, wątek Wardo-Bella był najnudniejszym i najbardziej idiotycznym z całej sagi.

Dlaczego? – przerwałam i odchrząknęłam, aby mówić głośniej. – Dlaczego nic mi o tym nie powiedziano?
Przecież – wtrąciła się Łowczyni – wszystkie materiały na temat rekrutacji mówią wyraźnie, że dorośli żywiciele są o wiele trudniejsi niż dzieci, i zalecają wybór młodego ciała.
Słowo „trudniejsi” chyba nie do końca oddaje grozę historii, której właśnie wysłuchaliśmy.
No tak, cóż, wolała pani zignorować zalecenia.
Mięśnie mojego ciała napięły się, materac pode mną zaszeleścił cicho. Widząc to, Łowczyni podniosła dłonie w pojednawczym geście.
To nie tak, że robię pani wyrzut. Dzieciństwo jest wyjątkowo męczące, a pani z pewnością jest ponadprzeciętna. Jestem przekonana, że sobie pani poradzi. To żywiciel jak każdy inny. Na pewno wkrótce będzie pani miała pełen dostęp do zasobów pamięci.

Mam pewien problem z tym fragmentem. Owszem, to całkiem logiczne, że duszom łatwiej jest przystosować się do młodego, nie obciążonego traumami ciała, ale co z dojrzałością psychiczną?

Czy wszystkie dusze są na tym samym poziomie psychicznym i emocjonalnym, niezależnie od tego, na jakim etapie życia był jego „inkubator”? To raczej niemożliwe, skoro, jak wiemy, Wagabunda czerpie wszystkie informacje z mózgu żywicielki. W takim wypadku te z dusz, które trafiły do dzieci/osób niepełnosprawnych umysłowo/szaleńców powinny mieć znaczny problem z dostosowaniem się do życia na Ziemi, gdyż ich „słownik” byłby niewystarczający dla zrozumienia otaczającego ich świata.
W takim razie, może dusze „dostrajają” mózgi do wspólnego poziomu? Znów pudło – niby jak miałyby to zrobić, nie mając konkretnego wyznacznika wiedzy i umiejętności?
Innymi słowy, wychodzi na to, że te z dusz, które trafiają do osobników pod jakimkolwiek względem niedojrzałym, jak na przykład oseski, muszą być...wychowywane do życia w społeczeństwie tak samo jak ludzie.
Czy ktoś może mi zatem wytłumaczyć, dlaczego jakakolwiek dusza z własnej, nieprzymuszonej woli zdecydowałaby się na egzystencję jako istota z definicji głupsza, mogąc zamiast tego wskoczyć, jak Wagabunda, w ciało dwudziestolatka/i?


Aha, jeszcze jedno. Meyer, czy mogłaby mi w końcu wyjaśnić, na czym polega niezwykłość naszej duszki? Jak do tej pory dowiedzieliśmy się, że odwiedziła ona większą liczbę planet niż jej pobratymcy; przyznaję, byłby to dobry powód, aby darzyć ją estymą z racji jej ponadprzeciętnych odkryć lub dokonań, gdyby nie...

...Wodorosty.

Czytałam ostatni rozdział, Stefa. Jedno z wielu „żyć” kosmitki polegało na opowiadaniu bajek swym braciom i siostrom, samej funkcjonując jako glon przytwierdzony do dna oceanu. Jeżeli reszta jej gospodarzy (a Łowczyni i Uzdrowiciel nie wiedzą, jak wyglądało jej bytowanie na wszystkich poprzednich planetach) wiodła równie pasjonujący żywot, to...cóż...nie bardzo widzę, czym tu się podniecać.

Bellanda Wandella van der Mellen : 4


Wagabunda rzuca zaczepnie, że Łowczyni sama mogła przejąć jej żywicielkę w celu przeszukania pamięci dziewczyny, Łowczyni odgryza się, że nie jest dezerterką (najwyraźniej kodeks honorowy dusz zabrania im porzucania swego pierwszego mundurka, bór raczy wiedzieć, dlaczego). Wreszcie nadchodzi ten moment – nasza kosmitka włamuje się do wspomnień żywicielki i dzieli się z Łowczynią historią życia dziewczyny:

Nazywała się Melanie Stryder. Urodziła się w Albuquerque, w stanie Nowy Meksyk. Kiedy dowiedziała się o okupacji, była w Los Angeles. Potem przez kilka lat ukrywała się na odludziu, aż w końcu natknęła się na... Hmm, przepraszam, spróbuję wrócić do tego za chwilę. Ciało ma dwadzieścia lat. Do Chicago przyjechała z...
Potrząsnęłam bezradnie głową.
Podróżowała etapami, nie zawsze sama. Samochód był kradziony. Szukała kuzynki o imieniu Sharon, gdyż miała powody przypuszczać, że jest ona nadal człowiekiem. Nie zdążyła nikogo odnaleźć ani z nikim się nie skontaktowała. Ale... – urwałam, zmagając się z kolejną białą plamą. – Wydaje mi się... nie mam pewności... ale wydaje mi się, że zostawiła gdzieś wiadomość.

Meyer, mam pytanie (unosi rękę). Czy możesz mi wytłumaczyć, jak właściwie działa „przeszukiwanie” swych właścicieli przez dusze? W przypadku Ara mogłaś tłumaczyć się magią; tu to nie zadziała.

Chciałabym, aby w tym momencie każdy z Was przypomniał sobie wszystkie istotne informacje ze swojego dzieciństwa. Ale nie, nie obrazami, tak to każdy potrafi; wyobraźcie sobie, że przeszukujecie swój mózg niczym Google.

No i co? Kiepsko, prawda? Fraza „data urodzenia” niewiele mówi naszemu umysłowi; znacznie bardziej prawdopodobne, że odnajdziemy szukane dane poprzez wspomnienia z imprez urodzinowych/odbierania dowodu osobistego/wpiszcie, cokolwiek zechcecie. Dla nas, właścicieli owych myśli, to niezbyt trudny wyczyn; wyobraźcie sobie jednak, że musicie przeprowadzić taką operację na czyimś mózgu.

Skąd Wagabunda wie, jak dotrzeć do konkretnego wspomnienia, ba – skąd wie, że owo wspomnienie zawiera cenne dla niej informacje? Jakim cudem robi to tak szybko? Tu już nie wystarczy wspólny móżdżek; kosmitka musiałaby dzielić ze swą żywicielką całe swe jestestwo (spoiler na przyszłość: ta kwestia nie tylko nigdy się nie wyjaśnia, ale staje się wręcz coraz bardziej pogmatwana wraz z rozwojem akcji).

A to nie ostatni z problemów związanych z kwestią umysłową w tym odcinku.


Melania broni się przed penetracją, Wagabunda stara się więc zmylić przeciwnika poprzez buszowanie po neutralnych wspomnieniach, aby uśpić jej czujność.

Pozwoliłam, aby mój umysł ponownie wypełnił się grozą tamtych chwil, nienawiścią do Łowców, która przesłaniała niemal wszystko inne. To uczucie było złe, sprawiało mi ból. Znosiłam je z trudem. Miałam jednak nadzieję, że w ten sposób zdekoncentruję przeciwnika, osłabię jego czujność.

No widzisz, Stefciu? Jak chcesz, to potrafisz.

Wagabunda dociera wreszcie do interesującego ją wspomnienia – Mel zostawiła informację pod piątymi drzwiami piątego korytarza piątego piętra (to zdanie będzie dużo ciekawsze, jeżeli cyfrę pięć zastąpicie szóstką). Łowczyni dzwoni do kogoś (obstawiam zakapiorów w czarnych, czarnych kominiarkach), aby skoczyli w te pędy odebrać kartkę.

Budynek miał być bezpieczny – kontynuowałam. – Wiedzieli, że nikogo tam nie ma. Nie ma pojęcia, jak ją namierzono. Czy złapano Sharon?
Przebiegł mnie dreszcz przerażenia. W jednej chwili dostałam gęsiej skórki.
To pytanie nie było moje.
Nie było, a mimo to przeszło mi przez gardło, tak jakby było. Łowczyni nic nie zauważyła.

No właśnie. Kolejna niejasna kwestia – na jakiej zasadzie działa połączenie między Wagabundą a Melanią? Tym razem nie mówię o wspomnieniach, a o komunikacji. Dlaczego w pierwszym rozdziale Mel dyskutowała ze swoim pasożytem, a teraz ni z tego ni z owego przemawia jej (a więc swoimi) ustami? I nie, to nie ma nic wspólnego z przytoczonym przeze mnie przypadkiem Kevina – Wagabunda jest doskonale świadoma, tego, co się dzieje i nie mamy żadnej informacji na temat tego, że przed chwilą straciła kontrolę nad swoim ciałem; wygląda to raczej tak, jakby potwierdzała się moja teoria związana ze wspólną jaźnią. Czy Melania robi to celowo? Czy chciała zadać to pytanie Łowczyni, czy też jedynie myślała nad tym tak intensywnie, że nieświadomie włożyła owe słowa w usta kosmitki? Dlaczego dziewczyna może blokować wspomnienia przed duszą, ale dusza nie ma wpływu na potok słów, który wyrzuca Mel, mimo że wszystko odbywa się w ramach jednego umysłu? To książka Stefy, na litość, nie powinnam mieć tego rodzaju dylematów!

Okazuje się, że Sharon zdołała dać nogę; Łowczyni chce wiedzieć, czy ktoś jeszcze miał wziąć udział w spotkaniu. Wagabunda po raz kolejny zanurza się we wspomnieniach swej żywicielki i wylewa mentalne łzy nad ciężkim, tułaczym losem dziewczyny, która nieustannie zmieniała miejsce pobytu w obawie przed pościgiem.
Melanie miała się z kimś spotkać w parku narodowym na obrzeżach Chicago niedługo po incydencie z nie-satanistycznymi drzwiami; ponieważ leczenie ciała niedoszłej samobójczyni zajęło w sumie dziesięć dni łącznie ze wszczepieniem duszy, jest jednak za późno na to, by złapać tajemniczego ktosia:

Czułam reakcję żywiciela – czułam ją o wiele za dobrze. Była niemalże... zadowolona z siebie. Pozwoliłam, aby moje usta wypowiedziały słowa, które pomyślała:
Nie przyjdzie.

Zaraz – a więc jednak Wagabunda MOŻE wpływać na to, czy przemyślenia Meli wydostaną się poza obszar umysłu? Dlaczego więc nie miała żadnej kontroli w chwili, gdy jej żywicielka chciała dowiedzieć się czegoś o Sharon? Czy chodzi tu o motywację – Melanie tak bardzo bała się o kuzynkę, że zdołała przeniknąć barierę? Byłby to dobry trop, gdyby nie fakt, że ów „nie przychadacz” nie jest, jak się zaraz przekonamy, jakimś przypadkowym łącznikiem – ergo, emocje Mel powinny być jeszcze silniejsze i mocniej wybijające się na powierzchnię (swoją drogą, biorąc pod uwagę, jaką rolę odegra Sharon w tej książce można by się zacząć zastanawiać, po diabła Melania w ogóle fatygowała się po dziewczynę).

Nie przyjdzie? – podchwyciła Łowczyni. – Kto taki?
Niewidzialny mur wyrósł ze zdwojoną siłą. Spóźniła się jednak tym razem o ułamek sekundy.
Mój umysł ponownie wypełniła tamta twarz. Piękna, opalona na złoto, z lśniącymi oczami. Jej widok był dziwnie, intensywnie przyjemny.
Dzika złość, z jaką żywiciel odgrodził mnie od swych wspomnień, na wiele się tym razem nie zdała.
Jared – odparłam. – Jared jest bezpieczny – dodałam tak szybko, jakby była to moja własna myśl. Ale nie była.

I tak oto poznaliśmy imię pięknego tru loffa; raduj się, ludu miast i wsi!


To już wszystko na dziś; za tydzień dowiemy się, o czym śnią dusze oraz po czym poznać prawdziwą miłość. Zostańcie z nami!


Statystyka:

Świat według Terencjusza: 11
Adolf approves : 6
Bellanda Wandella van der Mellen : 4
Witaj, Morfeuszu : 3


Maryboo

29 komentarzy:

  1. Ech... Cieszę się, że postanowiłam tę książkę przeczytać tak jak wy - rozdział po rozdziale, a po każdym doczytuję sobie wasze komentarze ^_^ Inaczej ten tfór byłby zbyt ciężki...
    Też mnie wkurzyła kwestia dzieci. Och, dobre duszyczki na pewno w ogóle nie chcą maleństw skrzywdzić. A to, że pozbawiają takie dzieci całego życia ich nie obchodzi. Stefa może sobie mówić co chce - dla mnie wymordowanie (tylko tak jestem w stanie to nazwać, nic mnie nie obchodzi, że ciała tych ludzi żyją, oni są MARTWI) całej ludzkości i zastąpienie ich speszyl duszkami nie jest fajne. Jest chore.
    Cóż, jak na razie ta książka jest po prostu nudna. Może potem się rozkręci? (naiwna ja).

    OdpowiedzUsuń
  2. To zasiedlanie dzieci jest interesujące, jeśli weźmie się pod uwagę, jak to w jednym z rozdziałów Wandzia litowała się nad "anielsko śliczną" dziewczyneczką zamordowaną przez ojca, o której przeczytała w starej gazecie. Bo oczywiście zabieranie życia takim "aniołkom" przez kosmiczne robale jest jak najbardziej ok.
    Jeju, ja naprawdę zastanawiam się, jak mi się kiedyś udało to przeczytać... Nawet z komentarzami co jakiś czas musiałam sobie robić przerwy, a jakbym teraz miała czytać bez nich... Koszmar.
    I przy okazji zaczęłam się zastanawiać, ile jeszcze rozdziałów zajmie Wandzi... No, to nicnierobienie i gadanie z rudym i Tą ZUą.

    Życzę cierpliwości (i przesyłam e-cukierki; ja co prawda nic nie pisałam o przeczytaniu całej książki, ale należą się ;)).

    Gwath

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gwathgor, pliz - jak tu nie łkać na myśl, że zmarnował się taki śliczny inkubator. Cholerni ludzie, tyle dobrych ciał się zmarnowało przez ich nieodpowiedzialność!

      Gadanie z tą dwójką, z jeden rozdział, z tego co pamiętam. Ale, jak zapewne wiesz, na nasze nieszczęście ta książka składa się głównie z pitolenia. Nudnego pitolenia.

      Z wyrazami szacunku
      Kazik

      Usuń
    2. Ano racja. Marnotrastwo koszmarne.

      No niby wiem, że przecież gadanie z ta dwójką nie może zająć całej książki, ale to przeciąganie go na kolejne rozdziały trochę tą wiedzą zachwiało. Aczkolwiek i tak lepsze to, niż agstowanie w jaskini, celi czy co tam było.

      Usuń
  3. http://krytykakulinarnadotcom.files.wordpress.com/2013/02/img_2174.jpg
    Proszę i smacznego. Co prawda ja Ciebie do czytania nie namawiałam, ale skoro nam tu taką analizę serwujesz i skoro całe dwa dni straciłaś to czuję się odpowiedzialna ^^

    No to lecę czytać
    Buziaki
    korano niezalogowana

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam tej książki, myślę, że bez Waszych komentarzy nie dałabym rady, nurtuje mnie więc pewna kwestia. Czy ktoś może mnie uświadomić? Skoro dusze przejmują kontrolę nad ciałami swych żywicieli, zespalają się z nimi do tego stopnia, że stają się jedną osobą, to co dzieje się z duszami ,,żywych inkubatorów''? Skoro jaźń poprzedniego właściciela ciała może ,,rozmawiać'' z nowym lokatorem, to zakładam, że nie umiera. Jak Stefa wyjaśnia kwestie religijne, czyli posiadania przez ludzi nieśmiertelnej duszy? Nawet ona nie mogła tak po prostu zignorować tego motywu! Proszę o wyjaśnienia.
    Analiza cudowna jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Część ludzi, tak jak Melania, jest w stanie się kontaktować z pasożytem, ale większość zapada w coś w rodzaju letargu.
      Po jakimś czasie wyjście z niego staje się niemożliwe - po wyjęciu kosmicznego robala człowiek jest, o ile pamiętam, czymś w rodzaju roślinki niezdolnej do normalnego życia. Takie zaniknięcie świadomości szybciej zdarza się dzieciom, ale prawdopodobnie u każdego człowieka, o ile nie jest wystarczająco silny, żeby, jak żywicielka głównej bohaterki, stawiać opór, z czasem do niego dochodzi.
      Tak przynajmniej mi się wydaje - jeśli coś pokićkałam, niech mnie ktoś poprawi.

      Usuń
    2. Dzięki, trochę rozjaśniłaś mi sytuację. Zapomniałam o cukierkach dla Maryboo (co prawda nie namawiałam jej do przeczytania książki, ale za świetną analizę jej się zależą). A oto one: http://power-seo.pl/wp-content/uploads/2013/06/2963_walentynki_cukierki_z_napisami.jpg

      Usuń
  5. http://us.123rf.com/400wm/400/400/anky/anky1101/anky110100325/11748758-ra-a-ne-kolorowe-cukierki-w-sklepie-cukierka-w-w-mercat-de-sant-josep-de-la-boqueria-ciutat-vella-dz.jpg
    Link długi, bo i cukierków mrowie. W pełni zasłużone, smacznego! Mam nadzieję, że ta kumulacja bólu i nudy zaowocuje długofalowo w postaci lepszych analiz :)

    Co kategoria, to cudniejsza :D Nie mogę się doczekać kolejnych!

    Ech, Stefa. Kiedy jesteśmy zainteresowani światem wewnętrznym kosmitki stykającej się z szokującymi doświadczeniami, nie dajesz jej mówić. Kiedy serdecznie mamy dość rozczulającej się nad sobą nastolatki, pozwalasz jej stronami jęczeć o dojmującej rozpaczy i bólach fantomowych. Humph.

    "Typowo ludzka twarz", o rety :D Także nieślubny Wolanda i Narcyzy zrobił mi dzień.

    Każdy, kto spędziłby dzień w osiedlowej piaskownicy, uznałby rasę ludzką za nieuleczalnych barbarzyńców. [ponuryżart=off] Zresztą, zachowanie Dusz jest w pełni zrozumiałe, w końcu z takiego dzieciątka wyrośnie niedługo psychopatyczny człowiek, każdy jeden, im szybciej ich się spacyfikuje, tym lepiej także dla ich dobra! [ironia=off]
    Ale jak to jest - Dusze majstrują sobie drogą płciową dzieci, i niemowlakom wszczepiają swoich pobratymców? Wyobraźcie sobie scenę, w której matka trzyma dopiero co urodzone dziecko, tutaj rozczulający widok zachwycania się potomkiem, by zaraz potem kobieta oddała malca na zabieg wszczepienia Łobcego Robala. Brrr, mogłabym napisać horror rozgrywający się w tym uniwersum.

    Z tego co zrozumiałam, kontrolowanie młodego osobnika jest prostsze i przyjemniejsze, a Dusze z natury są wygodnickie, więc... Zresztą, to nacja, która jest w pełni zadowolona z tkwienia i falowania przez X lat jako Wodorost, myślicie, że oczekiwanie na ludzką pełnoletniość robi im jakąś różnicę?
    Pokojowa Duszyczka tkwiąca w ciele targanego przez burzę hormonów nastolatka, hehe. Chciałbym to zobaczyć.
    Nie ma opisu radzenia sobie z nienawiścią i gniewem, nie ma też wzmianki o tym, na co liczyłam: jak Wagabundzie widzi się pożądanie, czy chociażby pociąg seksualny? Dla odpowiednio ukształtowanego przez kulturę i relacje człowieka panowanie nad swoją potrzebą kopulacji jest niemal bezproblemowe, jak jednak z tą siłą radzą sobie Duszyczki, ciekawam bardzo. Aaaaalbo i nie.

    Powtórzę się: kwestia zależności między poprzednim gospodarzem, jego ciałem a obecnym lokatorem jest tak wybitnie dziurawa i niedopracowana, że szkoda mówić. Nawet za bardzo bym nie wiedziała, od czego zacząć, gdyby ktoś prosił mnie o precyzyjną opinię na ten temat.

    Poprzednie wcielenia Wagabundy. Zgaduję, że w jej żywocie Nietoperza mało było z "Batmana", a na Planecie Kwiatów kozacko pachniała. Jedyne, czego wydała się dokonać, to uratowanie innej Duszy i wszczepienie ją w szalejącego obok drapieżnika - imponujące, ale aż tak, żeby stać się galaktyczną legendą? Rasa Dusz musi być niezłą bandą nudziarzy bez ambicji.

    Z wyrazami szacunku
    Kazik



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O noworodkach, ktorych ,,rodzicami" sa dusze, Stefa tez wspomniala cos na koncu.

      Oto moja partia cukierkow dla Maryboo (chociaz ja nie uwazalam czytania calej ksiazki za potrzebne): http://2.bp.blogspot.com/-v8Jph9aI2RU/UHUqUmzqdLI/AAAAAAAABJk/t03f0NmqIDw/s1600/candies+%25282%2529.jpg
      (A to letnie owoce - na wypadek gdybys miala dosc slodyczy: http://www.drfranklipman.com/images/2011/05/berry.jpg)
      Smacznego!

      Usuń
    2. O ile pamiętam, Dusze ogólnie bardzo szanują matki - u nich wydanie na świat potomstwa wiąże się ze śmiercią (co prawda z tego akurat wynikają przynajmniej dwa bezsensy) - i jeśli robal doczeka się w swoim ludzkim ciele potomka, może po prostu nie zgodzić się na wszczepienie mu pasożyta.
      Aczkolwiek, tak sobie teraz pomyślałam - wyobrażacie sobie ludzkie dziecko wychowywane przez nasze idealne Duszyczki? Zwłaszcza w wieku nastoletnim, z burzą hormonów?
      No i ciekawe, jak też rodzice tłumaczyli by mu kwestię zasiedlenia Ziemi - "wiesz, kochanie, twój gatunek to takie bydlaki, że trzeba było coś zrobić...".
      A jeśli model wychowania u Duszyczek wyglądałby tak samo, jak u sparklącej rodzinki (pozwalamy małemu na wszystko i rozpieszczamy do granic możliwości), to czarno widzę tę "przyszłość ludzkości", o której wspominała Wandzia przy okazji obserwacji kosmitów z dzieckiem.

      Usuń
  6. W ogóle jak ona może robić tak krótkie rozdziały, w których tak naprawdę nic się nie dzieje i urywają się w trakcie akcji? :( Wiem, że pewnie wpływa na to wycinanie fragmentów do analizy,a skupianie się jedynie na tych nieco ciekawszych, ale kurde zawsze mam wrażenie, że rozdział kończy się jakoś tak raptem.
    I znów powraca kwestia, którą pewnie poruszałam już przy okazji analizy którejś z części zmierzchu. Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale pewnie nie. W każdym razie czytając jakąś książkę nie zwracam w ogóle uwagi na tego typu kwestie, które tu poruszacie. Niby czytam to samo, ale jakoś nie zauważam, że coś tu się nie zgadza. Może na to własnie liczy Stefa, tworząc swoje książki? Że ktoś po prostu przeleci, przez wszystkie sryliard stron, załapie tylko jakieś najważniejsze wątki, a na resztę nawet nie zwróci uwagi? Może też ktoś, kto robi analizy, czy po prostu siedzi w tym temacie, jest przeczulony na różne nieścisłości? Może dlatego tak dużo ludzi twierdzi, że Intruz nie jest taki zły? Mi w sumie też się podobał kiedy go czytałam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwaga SPOILER (choć raczej niezbyt rażący czy istotny xD) Wierz mi, w "Intruzie" rozdziały zdecydowanie nie kończą się raptem =_=. Byłam ciekawa co będzie dalej i chciałabym wiedzieć najpierw czego analizę czytam, także jestem właśnie w trakcie czytania na świeżo tej książki. I pięć stron opisywania trasy do kibla mnie pokonało... Mogłoby się tam zdecydowanie więcej dziać. To mordowanie drzew. Analiza zachowań bohaterów jest zdecydowanie ciekawsza.

      Usuń
  7. Nienawidzę tych robali. Mam nadzieję, że na koniec książki zdechną śmiercią straszną i wybitnie bolesną.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wkradł Wam się ortograf: "ale jej zachowaniem ŻĄDZĄ niekoniecznie czyste pobudki".
    "Świat wg Terencjusza" - dobre. Nieślubne dziecko Wolanda i Narcyzy Malfoy - jeszcze lepsze, choć messer chyba miałby lepszą partnerkę na królową Balu Wiosennej Pełni...
    Pozdrawiam i kłaniam się nisko, Wypłosz

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojapierdziu. Aborcja i wpojenie w tłajlajtowej sadze to było coś, ale w zestawieniu z przesłaniem "Intruza" jakoś blednie... Czemu Smeyer tak się upiera pisać kontrowersyjne teksty? Jeszcze tylko czekam na jakiś antysemityzm albo, no nie wiem, negację teorii Darwina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Stefa dopiero się rozkręca. Nie zdradzając zbyt dużo - przygotujcie się na porównanie najbardziej niesympatycznych bohaterów w historii literatury do godnych podziwu postaci historycznych oraz najbardziej znaczących osobistości religijnych. Na deser - kolejna po sadze dawka seksualnych fantazji Meyer, przy których wpojenie zdaje się momentami być niewinnym zauroczeniem.

      Maryboo

      Usuń
  10. Uff, nadrobiłam (a książka ciągle czeka na swoją kolej...). Przypomniała mi się "Dysfunkcja rzeczywistości" przy okazji tych dusz, ale nie pamiętam już, czy tam kontakty ducha i dotychczasowego lokatora danego ciała były jakoś wyklarowane... obstawiam, że były.
    Kategorie cudne :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam Wasze analizy Zmierzchu i części po nim następujących i muszę przyznać, że były genialne. Ze wstydem przyznaję, iż był to mój pierwszy romans i na początku się nim zachwycałam. Później wrażenie zbladło w porównaniu z innymi książkami i od dłuższego już czasu nie lubię tej serii. Przyjemnie mi było razem z Wami analizować potknięcia i błędy pisarki, oraz charakter (jakże irytujący i pusty) głównej bohaterki.
    Intruza przeczytałam kilka miesięcy temu i moim zdaniem jest lepszy od sławetnej sagi. Po prostu lepszy. Miejscami nawet mnie zaskakiwał. Owszem, były miejsce, kiedy miałam ochotę krzyczeć: ,,Nie popełniaj drugi raz tych samych błędów, co w Zmierzchu, idiotko'' (adresowane oczywiście w kierunku Meyer), w końcu jednak udawało jej się jakoś zatuszować kiepski pomysł. Nie wiem, też czy będę w stanie przeczytać tą analizę, bo możliwe, że sprawicie, iż znielubię Intruza, a kurdełkę, naprawdę go lubię. Ale może jednak dam się skusić.
    Pozdrawiam,
    Carmen

    OdpowiedzUsuń
  12. Stefa widzę sobie nie folguje i jednym rozdziałem nieźle nadrobiła statystykę. No, ale przejdę do rzeczy - nie cierpię tych robali, nienawidzę po prostu. To jest wynik jakichś chorych eksperymentów Hitlera, który na widok tego, że sparklą, kazał je wystrzelić w kosmos. Naprawdę, co za idiota może starać się nas przekonać, że tacy hipokryci to postaci POZYTYWNE? Ja nie mam najlepszego zdania o gatunku ludzkim, ale z każdym kolejnym rozdziałem tego badziewia mam ochotę założyć jego fanclub i rozdawać na ulicy przypinki.
    Pozdrawiam

    P.S.: Myślałyście nad analizą "Drugiego życia Bree Tanner"? Też książka Stefy, a wyjątkowo cienka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o Bree, już nas o to wielokrotnie pytano i odpowiedź brzmi cały czas nie. Zdecydowanie sprzeciwia się temu Maryboo, a mi nie zależy, więc nie będziemy tego analizować. Poza tym czas dać Tłajlajtowi sczeznąć w spokoju.

      Beige

      Usuń
    2. Analizatorki mówiły, że tego i MS nie tykają

      korano

      Usuń
  13. Obejrzałam właśnie ekranizację 'Intruza' i jestem przerażona tym, jakie to jest piekielnie nudne. Dzieje się dziesięć razy mniej, niż w 'Zmierzchu'! Nie sądziłam, że to możliwe. To coś w ogóle nie ma fabuły, nie ma zagrożenia (choćby absurdalnego), nie ma nic! Czy książka jest równie nudna, co film? Proszę, niech ktoś mi powie, że to film jest zły, a w książce dzieje się cokolwiek, bo dostanę depresji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filmu nie widziałam, ale ponieważ czytanie książki zasadniczo jednak trwa dłużej, niż oglądanie filmu, prawdopodobnie książka jest nudniejsza ;3. Za pierwszym czytaniem byłam autentycznie zdziwiona, że już koniec, bez żadnej wielkiej akcji, której się cały czas spodziewałam.

      Usuń
    2. Obawiałam się, że ktoś to powie.Miałam podobne odczucia przy oglądaniu filmu. Jeśli w książce fabuła nie jest choć odrobinę bardziej rozwinięta, to to coś jest sto razy gorsze od 'Zmierzchu', który przynajmniej próbuje imitować akcję.

      Usuń
  14. Czy dziś nie będzie analizy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie, najpóźniej koło dwudziestej trzeciej.

      Beige

      Usuń
  15. jej zachowaniem żądzą
    Rządzą. ;)

    Młode bardziej nadają się na żywicieli, nie stawiają oporu.
    To brzmi tak cholernie okrutnie, fałszywie i obrzydliwie, że brak mi słów.

    A mnie ciekawi jedna rzecz: naprawdę tak niewielu ludzi było w stanie oprzeć się ingerencji w umysł? Gdzie ci wszyscy uduchowieni mnisi, jogini, kapłani, szczycący się wielkim rozwojem umysłowym i siłą woli? Rozumiem, że prosty Seba ze swoim nieskomplikowanym móżdżkiem szybko uległ sparklącemu pasożytowi, ale taki mnich z Shaolin, hinduski jogin albo katolicki biskup? ;) Zresztą w ogóle, co z tymi ludźmi o wybitnym umyśle, geniuszami naukowymi, myślicielami, przywódcami? Oni też tak łatwo padli łupem kosmitów? Trudno mi w to uwierzyć.

    Innymi słowy, wychodzi na to, że te z dusz, które trafiają do osobników pod jakimkolwiek względem niedojrzałym, jak na przykład oseski, muszą być...wychowywane do życia w społeczeństwie tak samo jak ludzie.
    I jeszcze kwestia zasiedlania zwierząt. Co z nimi? Jeśli w kota czy krowę wcieli się sparklący alien, to nie może nawet liczyć na dorośnięcie i "życie w społeczeństwie", bo będzie zwierzęciem i umrze zwierzęciem. A wszakże zwierzęta są inteligentne, więc jak najbardziej zasiedlić je można. Koncept ten jest bardzo nieprzemyślany ze strony Meyer (nic nowego).

    Melania broni się przed penetracją, Wagabunda stara się więc zmylić przeciwnika poprzez buszowanie po neutralnych wspomnieniach, aby uśpić jej czujność.
    Przykro się to czyta ze świadomością, że autorka uważa takie zachowanie za dobre, a tego obleśnego pasożyta za pozytywną bohaterkę. Komuś się zasady moralne mocno rozjechały.

    - tey

    OdpowiedzUsuń
  16. Totalnie nie przepadam za tą Wagabundą :/

    OdpowiedzUsuń