Tym razem to już naprawdę koniec! Hurra!!!
Nie traćmy więc czasu. Pokonajmy wreszcie tego potworka.
Życie i miłość w ostatnim ludzkim przyczółku na planecie Ziemia trwały dalej, lecz wiele się zmieniło.
Zmieniłam się ja.
Pierwszy raz odrodziłam się w ciele tego samego gatunku. Okazało się to znacznie trudniejsze niż przeprowadzka na inną planetę, gdyż miałam już wiele oczekiwań związanych z byciem człowiekiem. Poza tym odziedziczyłam wiele rzeczy po Płatku w Księżycową Noc, z czego bynajmniej nie wszystkie mnie cieszyły.
Odziedziczyłam przywiązanie do Prządki Snów. Tęskniłam za matką, której nigdy nie znałam, i opłakiwałam jej cierpienie. Kto wie, czy na tej planecie każda radość nie musiała być okupiona taką samą ilością bólu, jak gdyby istniała jakaś tajemna waga, której szale zawsze były równe.
Ludzkość ssie: 69
Wandzia jęczy, że jej nowe ciałko nie jest takie wysportowane i cool jak poprzednie. Nie dość, że Pet nie wyciska ton na klatę, to jeszcze jest strasznie nieśmiała. Jasne, zróbmy z Wandzi jeszcze większą sierotę. Nie dość, że ma ciało prawie dziecka, to jest omdlewającą mimozą. Ale przynajmniej Ian będzie pewnie zachwycony. Taką łatwiej kontrolować.
Odziedziczyłam inną rolę we wspólnocie. Noszono teraz wszystko za mnie i ustępowano mi z drogi. Dostawałam najłatwiejsze prace, a i tak przerywano mi w połowie. Co gorsza, potrzebowałam pomocy. Mięśnie miałam wiotkie, nieprzywykłe do pracy. Szybko się męczyłam i, choć próbowałam, nie potrafiłam tego ukryć. Pewnie nie byłabym w stanie przebiec bez postoju nawet mili.
Bellanda Wandella van der Mellen: 95
Czyli wszyscy wszystko za nią robią? Czy Pet była chorowita czy co? Jeśli nie, to przecież można pozwolić nowemu ciału Wandzi na jakiś drobny wysiłek fizyczny. Małymi kroczkami oczywiście. Przestanie się wtedy tak męczyć. Wspólnota to wspólnota, trzeba się przykładać, szczególnie w tak ciężkich czasach. Na tyle, na ile można oczywiście. O co więc chodzi? Zaraz okaże się skąd wzięło się to wyręczanie Wandzi.
Traktowano mnie jednak ulgowo nie tylko przez wzgląd na moją wątłą fizyczność. Wcześniej owszem, miałam ładną twarz, ale to nie przeszkadzało ludziom spoglądać na nią ze strachem, nieufnością, nawet nienawiścią. Mój nowy wygląd wykluczał podobne uczucia.
What the fuck?
O jasna paszcza!: 31
Czyli wszyscy ją prawie noszą na rękach, wachlują i podają drinki z palemką, bo ma ładną, dziecięcą buzię. Ale to nie jest najgorsze.
Ludzie często dotykali moich policzków albo podnosili mi brodę, żeby lepiej widzieć twarz. Bez przerwy poklepywano mnie po głowie (co było łatwe, ponieważ niższe ode mnie były jedynie dzieci), a po włosach głaskano tak często, że przestałam w ogóle zwracać na to uwagę. Ci, którzy kiedyś mnie nie akceptowali, robili to równie często jak moi przyjaciele. Nawet Lucina prawie nie protestowała, gdy jej dzieci zaczęły za mną biegać jak dwoje szczeniąt.
No to już jest naprawdę creeptastyczne. Jest słodka, to ją nagle wszyscy kochają, mimo że nadal jest robalem o nazistowskich zapędach. Co więcej, mieszkańcy jaskini zrobili sobie z niej laleczkę do zabawy i miziania. I nikt się nawet nie przejmuje, że Wandzia może mieć problem z wiecznym macaniem i traktowaniem jak dziecka. Cóż za połączenie… Upupianie Wandzi w nowym mundurku jest więc jeszcze bardziej przerażające niż w przypadku Jamiego. I jest w dodatku masowe.
Nawet Maggie i Sharon nie były już w mojej obecności tak nieugięte jak kiedyś, choć wciąż starały się na mnie nie patrzeć.
Ja pierdzielę. Zdaniem Stefki słodka buźka i wątłe ciało wystarczą, żeby wszyscy się zachwycali i gładzili po głowie. Nawet tym dwóm karykaturom zmiękły rury. Och, jakie cuda potrafi zdziałać odpowiednia powierzchowność.
Wandzia opowiada trochę o monsunach, które wreszcie nastały. Zmiana pogody wymusza przetasowanie w kwestii mieszkalnej. Wszyscy muszą przenieść się do sali gier. Jednak większe zmiany mają dopiero nadejść.
Liczył się każdy skrawek wolnej przestrzeni, dlatego żaden pokój nie mógł stać pusty. Mimo to jedynie nowo przybyłe, Candy – która w końcu przypomniała sobie swoje prawdziwe imię – i Lacey, zechciały zamieszkać w starym pokoju Wesa. Współczułam Candy z powodu jej przyszłej współlokatorki, lecz Uzdrowicielka ani razu nie zdradziła niezadowolenia z takiego obrotu spraw.
Może dlatego, że Lacey wcale nie jest taka okropna, tylko ty się do niej uprzedziłaś.
Po ustaniu deszczy Jamie planował się wprowadzić do Brandta i Aarona, którzy mieli w swojej grocie wolny kąt. Wcześniej Melanie i Jared wyrzucili go ze swojego pokoju do Iana. Jamie był już na tyle duży, że nie musieli szukać pretekstu.
No co ty, Jamie duży? Kto pierwszy zauważył ten jakże szokujący fakt?
Sytuacja Kyle’a też się zmieniła, odkąd Stefa stwierdziła, że przyda mu się miłość z dupy do robala, który zabrał mu dziewczynę.
Kyle pracował nad powiększeniem niewielkiej szczeliny, którą zajmował niegdyś Walter. Miała być gotowa na koniec pory deszczowej. Dotychczas nie było w niej miejsca dla więcej niż jednej osoby, a Kyle nie zamierzał przecież spać sam.
Nocą w sali gier Sunny spała skulona z głową na jego piersi, przypominając kocię zaprzyjaźnione z wielkim psem – rottweilerem, którego darzy instynktowym zaufaniem. Zawsze była przy Kyle’u. Nie pamiętałam, żebym widziała ich osobno, odkąd tylko pierwszy raz otworzyłam szarosrebrne oczy.
Bellanda Wandella van der Mellen: 96
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem: 35
Rzygać mi się chce, jak to widzę. Następna mimozowata, bezwolna ameba z wypranym mózgiem i koleś, któremu w sumie wszystko jedno, póki ciało jest odpowiednie.
Kyle sprawiał wrażenie wiecznie zamyślonego, pochłoniętego niemożliwym związkiem do tego stopnia, że nie ogarniał niczego więcej. Wciąż miał nadzieję, że odzyska Jodi, ale okazywał garnącej się do niego Sunny wiele czułości.
Stefciu, nie przekonasz mnie, że ten związek nie jest straszliwie creeptastyczny i wzięty zupełnie z powietrza.
Wandzia nocowała przez jakiś czas w szpitalu, który już nie wywoływał u niej traumy. Doktor natomiast ze szpitala się wyprowadził. Czemu?
Wszystko wskazywało na to, że po ustaniu deszczów Doktor nie zamieszka z powrotem w szpitalu. Pierwszego wieczora w sali gier Sharon przytaszczyła do niego bez słowa swój materac. Być może skłoniło ją do tego zainteresowanie Doktora Uzdrowicielką, choć szczerze wątpiłam, czy zwrócił w ogóle uwagę na jej urodę, fascynowała go bowiem posiadana przez nią wiedza. A może po prostu Sharon dojrzała do tego, by przebaczyć i zapomnieć. Miałam nadzieję, że tak właśnie jest. Może z czasem uda się zmiękczyć serca nawet Sharon i Maggie? Ta myśl była budująca.
Zazdrość o chłopa motorem przemiany na lepsze. Po prostu pięknie. Wszak tylko dzięki mężczyźnie kobieta może być szczęśliwa i spełniona. Priorytety, bitch, priorytety!
Do przełomowej rozmowy z Ianem mogłoby w ogóle nie dojść, gdyby nie Jamie. Na samą myśl, że mogłabym poruszyć ten temat, pociły mi się dłonie i robiło się sucho w ustach. Co, jeśli te parę cudownych chwil pewności, których doświadczyłam w szpitalu zaraz po przebudzeniu, było ułudą? Co, jeśli opacznie je zapamiętałam? Wiedziałam tylko na pewno, że z mojej strony nic się nie zmieniło, ale skąd miałam wiedzieć, czy Ian czuje to samo? Ciało, w którym się zakochał, nadal tu było!
Czyli jednak przyznajesz, że zakochał się w ponętnej dupie Meli, a nie w twoim nieszczególnie cudnym charakterze? Cieszę się, że wreszcie zostało to jasno powiedziane.
Mozolnie wyzbywałam się resztek zazdrości i uciążliwego echa miłości, jaką nadal darzyłam Jareda. Nie potrzebowałam tych uczuć ani ich nie chciałam. Było mi dobrze z Ianem. Mimo to łapałam się czasem na tym, że wpatruję się w Jareda, i wprawiało mnie to w zakłopotanie. Bywało też, że Melanie dotykała ramienia Iana, po czym cofała gwałtownie rękę, jakby przypomniawszy sobie nagle, kim jest. Nawet będącemu w najlepszej sytuacji Jaredowi zdarzało się czasem spojrzeć na mnie takim samym zbłąkanym wzrokiem, jakim ja spoglądałam na niego. A Ian... Jemu oczywiście musiało być najtrudniej. Było to w pełni zrozumiałe.
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem: 36
Ha, wszystkim tak się we łbach poprzewracało, że nie mogą odróżnić swojej drugiej połówki od truloffa z innego boku czworokąta. Najdziwniejsze jest to w przypadku Jareda. Wszak Wandzia w nowym ciele nie przypomina już wcale Meli, więc o co chodzi? Jared zaraził się wpojeniem, czy co? To nie ma najmniejszego sensu.
Spędzaliśmy ze sobą prawie tyle czasu co Kyle i Sunny. Ian bez przerwy dotykał mojej twarzy i włosów, zawsze trzymał mnie za rękę. Ale kto tak nie reagował na moje nowe ciało? Wszyscy okazywali mi czułość i było to czysto platoniczne. Dlaczego Ian więcej mnie nie pocałował tak jak pierwszego dnia?
Czysto platonicznie? Raczej czysto creepy. Kto normalny bierze się z łapami do innego człowieka bez pozwolenia? Wiem, że Wandzia nie narzeka, bo jest kompletną niemotą, ale to nie daje nikomu przyzwolenia na takie macanko.
Może nie potrafił pokochać mnie w moim nowym ciele, mimo że urzekało wszystkich pozostałych.
Nie doceniasz tego faceta. Ładna dupa to ładna dupa. Jemu na pewno nie zrobi to większej różnicy.
Wreszcie wszyscy przenoszą się do sali gier na czas deszczu. Wandzia ma okazję porozmawiać z Ianem o ich „związku”.
– Tutaj, Wanda! – zawołał Jamie, machając zapraszająco dłonią, gdy już położył swój materac obok Iana. – Zmieścimy się teraz we trójkę.
I will cockblock as hard as I can!
Na prośbę Jamiego zsuwają 2 materace. Przed zaśnięciem chłopak oznajmia, że chyba jednak przestanie cockblockować i wyprowadzi się do Brandta i Aarona, co pozwoli Ianowi i Wandzi skonsumować związek.
Jeb ogłasza ciszę nocną. Wandzia i Ian układają się więc razem na materacu.
Uklęknął na materacu, ciągnąc mnie delikatnie za sobą. Poszłam w jego ślady i położyłam się na złączeniu materaców. Nie puszczał mojej dłoni.
– Tak dobrze? – szepnął. Dookoła toczyły się inne szeptane rozmowy, zagłuszane przez szmer siarkowego źródełka.
– Tak, dziękuję.
Jamie przewrócił się na drugi bok i wpadł na mnie.
– Ups, sorry, Wanda – wymamrotał, po czym ziewnął przeciągle. Usunęłam się odruchowo. Nie sądziłam jednak, że Ian jest tak blisko.
Westchnęłam cicho, gdy o niego zawadziłam, i już chciałam zrobić mu więcej miejsca, lecz wtedy objął mnie naraz ręką i przycisnął do siebie.
Było to przedziwne uczucie, znaleźć się nagle w całkiem nieplatonicznych objęciach Iana. Przypominało moje pierwsze zetknięcie z Bezbólem. Czułam się, jakbym dotychczas cierpiała, nie zdając sobie z tego sprawy, a jego dotyk mnie uleczył.
Wali łbem w biurko.
Mam wojenne flashbacki z Nju Muna, gdzie mieliśmy leczniczą obecność Edka (lub przedstawiających go halunów), która zapobiegła nawrotom fantomowych bólów kiszek Belki.
Wreszcie Ian zbiera się w sobie i proponuje to, co oczywiste. Po wyprowadzce Jamiego będzie miał pokój tylko dla siebie, więc bez sensu, żeby Wandzia wróciła po deszczach spać znowu do szpitala.
– Zdążyłaś już sobie wszystko ułożyć w głowie? Nie chcę cię poganiać. Wiem, że to musi być dla ciebie trudne... z Jaredem...
Potrzebowałam chwili, żeby ogarnąć sens tych słów, aż w końcu zachichotałam pod nosem. Melanie nie była chichotliwa, za to Pet owszem. Jej ciało zdradziło mnie teraz w najmniej odpowiednim momencie.
– Co? – zapytał skonsternowany.
– Myślałam, że to ty potrzebujesz czasu, żeby sobie wszystko poukładać – wyjaśniłam szeptem. – To ja nie chciałam poganiać ciebie. Bo wiem, że to dla ciebie trudne. Z Melanie.
Drgnął lekko, zaskoczony.
– Myślałaś?... Ale przecież Melanie nie jest tobą. Nigdy nie miałem z tym żadnego kłopotu.
Bullshit!!! Zawsze chciałeś zerżnąć Melę, ale skoro Pet jest niczego sobie, no i skoro widocznie lubisz lolicon (brrr…), to żaden problem dla ciebie, amirite?
Ian dalej obawia się, że pranie mózgu Wandzi jest jednak silniejsze od jej miłości do niego. Duszka zapewnia, że Jared to przeszłość, teraz liczy się tylko Ian.
Potem pocałował mnie tak nieplatonicznie, jak tylko było można w tak niesprzyjających okolicznościach. Jak to dobrze, że miałam dość rozsądku, by skłamać na temat swojego wieku.
Nie sądzę, żeby to jakoś Iana powstrzymywało. Wiek wiekiem, ale skoro wygląd dobrze wyrośniętego niemowlęcia mu nie przeszkadza, to metryka tym bardziej. Nabuchodonozor i Jacob przychodzą na myśl.
Deszcze musiały się niedługo skończyć. Wiedziałam, że staniemy się wówczas parą już w pełni. Była to obietnica i zobowiązanie, jakiego nie doświadczyłam w żadnym z poprzednich żyć. Kiedy o tym myślałam, czułam radość i napięcie, nieśmiałość i wielką niecierpliwość – wszystko to naraz; czułam się c z ł o w i e k i e m.
Koniec deszczu = bzykanko. I dzięki temu czuje się człowiekiem. Wow, co za priorytety.
Oczywiście po takiej rozmowie Wandzia i Ian stają się, jeżeli to możliwe, jeszcze bardziej zrośnięci jak bliźniaki syjamskie i wszędzie łażą razem, bo tylko takie związki uznaje szanowna ałtorka.
Czas wreszcie, aby Wandzia się do czegoś przydała i została wysłana na akcję.
Po długich tygodniach frustracji wyczekiwałam tej wyprawy z utęsknieniem. Tymczasem nie dość że moje nowe ciało było słabe i prawie bezużyteczne w jaskiniach, to jeszcze, ku mojemu zdumieniu, niektórzy nie chcieli, żebym zrobiła z niego jedyny użytek, do jakiego było wręcz stworzone.
A przecież Jared przychylił się do decyzji Jamiego właśnie ze względu na tę niewinną, wrażliwą twarzyczkę, która momentalnie budziła zaufanie, to delikatne ciało, które każdy chciał chronić. Teraz jednak on sam miał problem z przełożeniem teorii na praktykę. Byłam przekonana, że wypady do miasta będą dla mnie równie łatwe jak wcześniej, lecz Jared, Jeb, Ian i pozostali – wszyscy z wyjątkiem Jamiego i Mel – roztrząsali to przez wiele dni, szukając sposobu, żeby mnie od tego obowiązku uwolnić. Był to istny absurd.
Zgadzam się. Wandzia może im się przydać, ale wiadomo, że jej wygląd automatycznie oznacza, że sobie nie poradzi. Wiem, że nowy mundurek nie jest tak wysportowany jak Mela, ale gdybyście jej tak nie wyręczali, nie byłaby taka słaba. Poza tym przecież to nie jej pierwsza akcja. Pomijam już to, jak idiotycznie są te wyprawy planowane, ale to akurat głupota całej grupy.
Widziałam, że myślą o Sunny, lecz była przecież jeszcze niesprawdzona, niezaufana. Co więcej, Sunny nie miała najmniejszej ochoty wystawiać nosa na zewnątrz. Na samo słowo „wyprawa” kuliła się ze strachu. Udział Kyle’a także nie wchodził w grę. Gdy raz przy niej o tym napomknął, wpadła w histerię.
Następny niezbyt zdrowy związek. Czemu dziewuchy u Stefy muszą być takim bluszczem? Z Bellą było tak samo.
Bellanda Wandella van der Mellen: 98
Niestety już podczas pierwszej wyprawy jaskiniowa grupa nadziewa się na patrol Łowców. Czy jednak na pewno?
Zamarliśmy, gdy z ciemności wystrzeliły wąskie snopy światła, oświetlając twarze Jareda i Melanie. Moja twarz, moje oczy – jedyne, które mogły nam pomóc – pozostały niewidoczne w cieniu szerokich barków Iana.
Mnie nic nie oślepiło. Widziałam Łowców wyraźnie w jasnym świetle księżyca. Mieli nad nami przewagę liczebną, nas było sześcioro, ich – ośmioro. Widziałam wyraźnie, jak trzymają ręce, widziałam błyszczącą w nich broń, uniesioną i wycelowaną w naszą stronę. W Jareda i Mel, Brandta i Aarona – który nie zdążył nawet sięgnąć po naszą jedyną strzelbę – i prosto w pierś Iana.
Już się boję, że coś im się stanie. Zieeeew…
Dlaczego pozwoliłam im ze mną jechać? Dlaczego musieli zginąć wraz ze mną? W głowie rozbrzmiały mi echem rozpaczliwe pytania Lily: dlaczego życie i miłość trwają? Po co?
Moje małe, wrażliwe serce rozprysło się na milion kawałków. Sięgnęłam nerwowo do kieszeni w poszukiwaniu kapsułki z trucizną.
– Spokój, niech nikt się nie rusza! – zawołał mężczyzna w środku grupy. – O nie, tylko nic nie p o ł y k a j c i e! Chwila! Patrzcie!
Mężczyzna poświecił sobie latarką po oczach.
Twarz miał opaloną na brąz, pooraną niczym zwietrzały głaz. Włosy ciemne, posiwiałe w okolicach skroni, nad uszami skłębione. A oczy – oczy miał ciemnobrązowe. Po prostu ciemnobrązowe, nic więcej.
Wow, tyle napięcia i to przez całe kilka zdań! Ależ się zdenerwowałam. Tyle że nie.
Okazuje się, że grupa, na którą wpadli nasi bohaterowie, to też człowieki. Ich przywódcą jest niejaki Nate. Poza tym dowiadujemy się, że w ukryciu jest jeszcze więcej grupek ocalałych ludzi. Wszyscy oni są w kontakcie i współpracują ze sobą.
– Wiemy o trzech innych kryjówkach. Gail ma jedenaście osób, Russel siedem, a Max osiemnaście. Jesteśmy z nimi w kontakcie. Czasem nawet trochę handlujemy. – Znowu wybuchł tubalnym śmiechem. – Ellen od Gaila polubiła mojego Evana, a Carlosowi spodobała się Cindy od Russella.
UGH. Tak, bo to jest naprawdę najważniejsza informacja. Nic innego się nie liczy, tylko to, kto się w kim kocha. To nie jest gimnazjum i ploteczki na przerwie, tylko walka o przeżycie.
Nate wspomina jeszcze o Burnsie, który bardzo się wszystkim przydaje. Nie trzeba być Sherlockiem, żeby domyślić się, kim jest ten Burns i do czego go potrzebują. Nate obawia się jednak, że nowo poznana grupka ludzi nie zaakceptuje owego Burnsa, co tylko potwierdza przypuszczenie, że koleś jest duszą.
– Bez obaw, Nate. Zobacz, oni mają swoją. – Wskazał prosto na mnie, aż Ian zesztywniał. – Chyba nie tylko ja się zasymilowałem.
To brzmi, jakby Wandzia i Burns byli jakimiś domowymi zwierzątkami.
Burns Żywe Kwiaty (LOL) wita się z Wandzią, która oficjalnie traci status jedynego na Ziemi duszkowego superspeshul pomocnika ludzi.
– Bynajmniej – odparłam, myśląc o Sunny. Może jednak żadne z nas nie było tak niezwykłe, jak nam się zdawało.
Uniósł brew, zaciekawiony.
– Naprawdę? W takim razie może jednak jest dla tej planety jakaś nadzieja.
– To dziwny świat – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niego.
– Jak żaden inny – przytaknął.
KURTYNA!!!
I na tym kończy się Intruz. Całkiem niezła platforma na następne części, w których grupy niedobitków łączą się i współpracują ze sobą, żeby odzyskać planetę. Intruz miał być trylogią, ale na temat następnych części cisza. I chwała boru, bo więcej tych idiotyzmów bym nie zniosła. Właściwie to nie dziwię się, że Stefka nie napisała nic więcej z tego cyklu. Musiałaby bowiem zagłębić się w GASP fabułę inną niż jej czworokącik. Ten problem został rozwiązany. Wszyscy są happy, więc jedynym konfliktem, który pozostał, żeby pociągnąć historię, jest walka ludzi z amebami. Ale to trzeba umieć i chcieć opisać. A przecież wiemy, jak Stefka podchodzi do opisywania czegokolwiek innego niż jej toksyczne wielokąty miłosne. Także nie sądzę, że doczekamy się zapowiadanej szumnie Intruzowej trylogii. I dobrze. Good fucking riddance.
Uff. Intruz za nami. Creeptastyczny czworokąt ma się dobrze, jest szansa dla ludzi na pokonanie ameb, Wandzia zdobyła nowego, sparklącego przyjaciela. All is well.
Myślę, że udowodniłyśmy ponad wszelką wątpliwość, że Intruz jest beznadziejny, gorszy nawet niż Zmierzch. Bohaterowie do dupy, fabuła bez sensu, scifi się nie klei i jest go jak na lekarstwo, patologie się szerzą, a całość jest po prostu niemożebnie nudna. Dno, panie, dno.
Spójrzmy teraz na statystykę.
Adolf approves: 75
Bellanda Wandella van der Mellen: 98
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem: 36
Ludzkość ssie: 69
Mea culpa: 37
Mój ssskarb: 33
Nie ma jak u mamy: 29
O jasna paszcza!: 31
Świat według Terencjusza: 106
Welcome to Bedrock: 90
Witaj, Morfeuszu: 19
Podsumuję może krótko top 6, bo mówi o najpoważniejszych problemach tej książki. Najwięcej punktów ma Terencjusz, czyli fail Meyerowej w tworzeniu spójnego obrazu duszek. Co mogą, czego nie mogą, do dziś nie wiadomo. Stefka jest niekonsekwentna i sama zapomina, co wcześniej napisała. Myślę, że nikt nie jest zdziwiony. Ałtorka po prostu nie umie planować swoich bohaterów i ich możliwości. Albo jej się po prostu nie chce. Tak czy inaczej porażka.
Dalej mamy Bellandę, czyli zamiłowanie Stefci do merysójek, będących jej awatarami. Nic więc nie zmieniło się od czasu serii Zmierzchu. Ktoś kiedyś nawet zauważył, że Melanie Stryder brzmi bardzo podobnie do Stephenie Meyer, jeśli przerzuci się początkowe litery.
Na trzecim miejscu Bedrock. Przeraża mnie, w jaki sposób Meyerowa konstruuje truloffów. To kontrolujący tyrani, którzy przecież zawsze wiedzą lepiej, co jest najlepsze dla ich lubych. Ich wybuchy agresji są tłumaczone manpainem i przeżywaniem emocji, a nie powinny być tłumaczone wcale, tylko przedstawione jako to, czym są naprawdę. Niebezpieczną patologią, od której trzeba trzymać się z daleka. Jak się okazuje, Edek to było preludium do tych dwóch psychopatów. Obrzydliwe i cholernie groźne. Mam dość przedstawiania takiego zachowania jako romantyczne!
I oczywiście Ludzkość ssie. Nie wiem, czemu Stefka tak nie lubi własnego gatunku, z czego wynika ten ogromny syndrom niższości. Jesteśmy jej zdaniem gorsi od każdego innego gatunku, nawet takiego, przy którym bledną naziści, co z kolei udowadnia równie obfita w punkty kategoria Adolf approves. Dusze są potworami, ale Stefa wcale tego nie widzi. Dla niej i tak są o wiele lepsze i bardziej prawe od nas. Jak to się do cholery stało, że ta kobieta tak sobie to wszystko poprzestawiała w głowie?
Reszta kategorii wynika z kiepskiej charakteryzacji i braku pomysłu na to, jak sprawić, żeby bohaterowie wiarygodnie się w sobie zakochali i stworzyli normalne związki. Do tego jeszcze fabuła jest nudna i się sypie. Nic w tej książce nie gra i nigdy nie grało. I tyle.
Pewnie chcecie teraz wiedzieć, co dalej. Nie ukrywamy, że lubimy analizować. Bardzo, nawet wtedy kiedy to lasuje musk. Dlatego nie żegnamy się. Potrzebujemy jednak trochę czasu, żeby odpocząć i się zregenerować. Robimy sobie przerwę, najprawdopodobniej miesiąc, może odrobinę dłużej. Z czym wrócimy? Nie wiemy. Mamy kilka typów, ale musimy jeszcze zrobić risercz i zdecydować, co wybieramy. Także trzymajcie rękę na pulsie, nasze zamiary ogłosimy na tym blogu i tutaj też oczywiście zamieścimy link do nowego bloga. Ale to dopiero za jakiś czas. Nie zostawiajcie nas więc, drodzy Czytelnicy, bo bez was to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Bardzo dziękujemy za to, że zechcieliście spędzić ten czas z nami i Intruzem. Duże buziaki.
Obsydianowy Trawnik (po raz ostatni pod tą ksywą)
O nie D: Teraz będę musiała codziennie tu zaglądać, bo bałabym się przegapić nowego posta!
OdpowiedzUsuńCzy tylko mi się wydaje, czy dzisiaj było jakoś tak krótko? Wiem, że nad tym czymś, podobno zwanym epilogiem, nie warto się rozdrabniać, ale oczekiwałam chyba większego podsumowania na koniec. Ale to już moje problemy pierwszego świata :)
Dziękujemy wam za te wszystkie tygodnie z całego serduszka, bo dostarczałyście nam przecież i dobrej rozrywki jak i skłaniałyście do refleksji, prowokując do gorących miejscami dyskusji. Nie mogę się doczekać, co weźmiecie na paletę jako następne!
I tylko tak cichutko pisnę, że może coś z polskiej fantasy?
Popo
Dziękujemy! Nie zostawimy! Będziemy czekać! Udanej regeneracji, należy się :*.
OdpowiedzUsuńChciałam bardzo podziękować - Wasze analizy towarzyszyły mi przez całe liceum, w tym podczas najintensywniejszych przygotowań do matury :-) Będę cierpliwie czekała na kolejną podróż.
OdpowiedzUsuńUdanych wakacji od tego typu tfórczosci.
(PS. Ja jestem z tych za "Niezgodną" ^ ^)
Mello
Dziękuję bardzo i nie mogę się doczekać następnej kiunżki, którą będziecie analizować. Miłego odpoczynku, a tutaj takie małe cuś ode mnie i zapewne innych czytelników też.
OdpowiedzUsuńhttp://i.imgur.com/98oQLTK.jpg
http://i.imgur.com/VaLuaJ1.jpg
Korano: to najpiękniejszy dyplom, jaki otrzymałam w życiu, wliczając świadectwo ukończenia przedszkola (ramka z pluszowymi misiami i lalkami). Stokrotnie dziękuję!
UsuńMaryboo
Ja również dziękuję bardzo za dyplom.
UsuńBeige
Korzystając z okazji że to już na razie koniec chciałabym skomentować po raz pierwszy w życiu i bardzo serdecznie Wam podziękować za Waszą ciężką pracę, wnikliwe analizy i umilanie niedziel/poniedziałków przez ostatnie kilka lat :)
OdpowiedzUsuńMiłego wypoczynku przed nowym wyznaniem!
Nana
*Oczywiście miałam na myśli wyzwanie~
UsuńNana
Coś czuję, że i ja będę tu co i rusz zaglądać w oczekiwaniu na kolejnego analizowanego potfforka ;3
OdpowiedzUsuńOczywiście życzę Wam udanego odpoczynku i dziękuję za cały miło spędzony przy Waszych analizach czas. No i oczywiście za to wszystko, czego się z nich nauczyłam :3
Gratulacje! Jesteście dzielne i odwaliłyście kawał dobrej roboty! Dobrze, że już nie musicie się męczyć z tym gniotem. I szkoda tylko, że to tym samym koniec bloga... :)
OdpowiedzUsuńEch, miałam komentować każdą analizę, ale niestety zazwyczaj miałam tak przeogromne wtf po lekturze, że gdy się już otrząsnęłam, nie mogłam znaleźć odpowiednich słów komentarza. W takim razie mogę wypowiedzieć się tutaj: JEZU CHRYSTE I CTHULU, CO TO BYŁO. Czy ta kobieta naprawdę nie rozumie, jakie ona okropne, obrzydliwe, faszystowskie bzdury wypisuje? Gdzie do kuźwy nędzny byli jacyś edytorzy czy spece od PR-u, którym w głowie zapaliłaby się lampka "nie no, Stefa, jednak z deczka przegięłaś z tym czy z tym"? Gdzie w ogóle był jakiś psychiatra?! Boże. Jakie to obrzydliwe. A ten cały Burns to chyba kolejne przeniesienie ze Zmierzchu. Tam był jakiś dhampir, który już widział w córce Belli swoją przyszłą towarzyszkę życia, skoro ten sam gatunek. Tu wyczuwam za dużo podobieństw. A co do kontynuacji - oby faktycznie nic nie powstało, skoro ostatnie newsy pochodzą z lutego 2013 roku. Chyba za duży wysiłek umysłowy dla Stefy, wykreować coś poza wielokątem. W końcu w kontynuacji musiałoby jednak być coś poza tym, kto dobierze się Wandzie do majtek.
OdpowiedzUsuńA co do kolejnego materiału na analizę - myślałyście o Darach Anioła Cassandry Clare (czy jak tam się kobieta nazywa)? To jest o-k-r-o-p-n-e, a chwilami nawet bardziej obrzydliwe od Zmierzchu, w moim osobistym odczuciu.
Pozdrawiam!
A ja właśnie o Darach Anioła słyszę same pozytywne opinie, jednak jestem już doświadczona przez los i nie wierzę w recenzje internetowe. Ktoś czytał, wie, kojarzy, czy to naprawdę jest tak wielki chłam jak mi się wydaje?
UsuńPopo
Czytałam pierwszych 5 tomów, nic specjalnego (Diabelskie Maszyny tej samej autorki bardziej mi się podobały), ale też nic szczególnie złego, ot, czytadło na podróż pociągiem. Tłumaczka mi podpadła, przekładając termin z gry D&D "lawful good" na "legalne dobro" (zamiast jak w tłumaczeniu samej gry - charakter "praworządny dobry").
UsuńA ja uważam, że "Dary" są spoko, i na pewno nie wrzucałabym ich do jednego wora z twórczością Meyer. Może nie jest to arcydzieło, ale mi osobiście się podobały.
UsuńJestem z tych, którzy chętnie poczytaliby analizę "Domu Nocy", bo "Niezgodnej" nigdy nie czytałam i nawet nie wiem, o czym to jest :).
Tyle, że "Dary" opierają się na dokładnie tym samym schemacie, co tfurczość Meyer (choć pani autorka nas sprytnie na chwilę zwiodła, że będzie incest), na swoje nieszczęście próbując "wzbogacić" inne postaci. Czyli wpychając więcej płytkich romansów. Może czyta się to nieco lżej, ale przekaz merytoryczny jest identyczny.
UsuńA jak nie "Dary" to może chociaż "Upadłych"? Nie dość, że głupie, to autorka bierze się za coś, czego w ogóle nie zna (cytat dosłowny z książki: "Lucyfer, zwany Szatanem".). Podstawowy research leży i błaga o dobicie, choć nie aż tak bardzo, jak w naszej rodzimej "Wilczycy", gdzie ałtorka nie sprawdziła nawet systemu edukacji w USA.
Tak !!! Upadli to dno ! Blagam,analizujcie to !!
UsuńDziekuje za wszystkie dotychczasowe analizy, gratuluje wytrfalosci
"wytrfalosci"? lol :P
UsuńChociaż ja należę do zwolenników analizy "Domu Nocy", to co do "Darów Anioła" muszę się zgodzić. Już od paru lat usiłuję się zmusić do przeczytania chociaż jednego tomu, żeby mój hejt nie był bezpodstawny, ale nie ma siły, żebym dobrnęła do końca. Bohaterowie są sztuczni, wtórni i rozmemłani,a fabuła dziurawa jak chodniki w Krakowie. Styl też niepowalający, chociaż szczególnych zastrzeżeń nie miałam. Sorry, ale motyw z przeprowadzką do och-ach wyjebistej w kosmos siedziby czy co to tam było był tak blogaskowy, że nie przebrnęłam dalej. Nie wspominając o tym, że szybko zaliczyłam główną bohaterkę do osobistej mej czołówki najbardziej irytujących i bezużytecznych-a-mimo-to-będących-centrum-zainteresowania bohaterek w mojej czytelniczej historii.
UsuńCarly
Już pomijając bezużyteczność Clary (spoiler alert: ONA JEST SPESHFUL, BO MA KREW ANIOŁÓW I UMIE TWORZYĆ NOWE RUNY. To brzmi jak tarcza Belli, która się ujawniała jeszcze przed zwampirzeniem.), to dziewucha jest straszliwie zarozumiała i patrzy z pogardą na wszystko, co jest mniej artystyczne od niej. I pomiata najlepszym kumplem (podobno) jak ostatnim popychadłem, mizia się z nim, by ukoić ból i ogółem to Jacob miał chyba w życiu łatwiej od Simona, nim został pedofilem. A, no i jest piękna. I ruda. Ale nie wie o swojej urodzie i wpada w kompleksy przy tamtejszej wersji Rosalie Hale. Która oczywiście jest niemiła, bo nie może tak naprawdę znieść, że inna dziewczyna jest uwielbiana.
Usuń...
Czy znowu miałam pomroczność jasną, gdy ktoś wspomniał o Clarissie Mary Sue Fray?
Dzię-ku-je-my! Smutno trochę, że to już koniec, ale z drugiej strony - no nareszcie! Życzę udanego urlopu. Naprawdę, kawał dobrej roboty :) Teraz pozostaje czekać, aż powrócicie.
OdpowiedzUsuńDziewczyny!
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za przewspaniałe analizy ;) Uwielbiam Was czytać, jesteście zdecydowanie moją ulubioną analizatornią, taki model analizy podoba mi się najbardziej. Podziwiam za to, że Wam się chciało i czekam z utęsknieniem na wieści o tym, za co się bierzecie!
buziaki - Adria
Ellen od Gaila polubiła mojego Evana, a Carlosowi spodobała się Cindy od Russella.
OdpowiedzUsuńA w sobotę mamy potańcówki, wpadniecie?
Partyzanci po lasach w utworach Meyer zapewne mówiliby o krojach mundurów wroga...
Gratulacje! Skończyłyście! Dziękuję za wszystkie analizy,świetnie się czytało,wracajcie szybko!
Chomik
Gratulacje i wielkie dzięki za chęć, cierpliwość i opakowywanie tej kupy gówna w świetną, zabawną analizę <3
OdpowiedzUsuńPrzylaczam sie do podziekowan, odwalilyscie kawal solidnej roboty i sprawilyscie ze moje poniedzialki zyskaly nowa jakosc :D
OdpowiedzUsuńJedno mam tylko pytanko, co jakis czas pojawialo sie w tekscie "a Jamie... nie, do kwestii Jamiego wroce pozniej" i nie jestem pewna, czy to pozniej nastapilo :P
Nastąpiło - w moim porównaniu zdziecinniałego Jamiego do trzy lata starszego Edwarda, obiektu mokrych snów Stefy.
UsuńMaryboo
A właśnie, bo w końcu dużo o tym, ale się nie wypowiedziałam - Maryboo, zabiłaś mnie tym porównaniem, powaliłaś na kolana i nie mogę się pozbierać. Jamie-Edward, Jamie-Edward, Jamie-Edward...
UsuńA tak, racja, wyparlam to z pamieci, bylo zbyt okropne, przepraszam :D
UsuńPodziwiam was zato, żeprzebrnęłyście przez tfórczość Stefy. Nie wiem jak można było dopuścić coś takiego do druku. Dziękujemy za waszą cierpliwiść i odwagę!
OdpowiedzUsuńSwoją drogą zastanawia mnie, dlaczego ta książka nie została okrzyknięta plagiatem. To znaczy miłosna oś fabularna jest plagiatem "Zmierzchu", ale chodzi mi o część "sci-fi". To jest całkowicie zerżnięte z serialu "Gwiezdne wrota". Tam mamy Goault, czyli kosmiczne robale, które na żywicieli wybierają tylko ludzi z ładnymi facjatami, opanowują ich ciała i, uwaga, żywicielom świecą się oczy, gdy robal przejmuje kontrolę nad ich ciałem. Goault też pamiętają swoje poprzednie życia i podbijają coraz to nowe planety. Różnica jest tylko taka, że duszą są przedstawiane przez Stefę jako istoty dobre. Motyw i pomysł praktycznie ten sam, tylko w "Gwiezdnych wrotach" wszystko jest logiczne i nikt się nie boi prawdopodobieństwa psychologicznego.
które na żywicieli wybierają tylko ludzi z ładnymi facjatami,
OdpowiedzUsuńNo, czasem brali,co mieli..pod ręką.
Wolę wersję ze Stargate'a: wredne, ambitne, aroganckie istoty,bez udawania, że są tiu tiu,a ludzie be.
Chomik
A Tok'ra? :DD
UsuńJak zwykle świetna robota.
OdpowiedzUsuńUwielbiam wasze analizy, wasz humor i celne uwagi. Ciesze się że nie porzucacie analizowania i czekam z niecierpliwością na wasze kolejne prace :)
http://gineistatic.com/w/images/thumb/0/08/Reinhard_proposal.jpg/800px-Reinhard_proposal.jpg
OdpowiedzUsuńCysorz przyszedł się oświadczyć.
Z niecierpliwością będę czekać na następne analizy. Dobrze, że po takiej dawce patologii i debilizmów nie dajecie sobie spokój i kontynuujecie bój, żeby ocalić świat, a przynajmniej psychikę rzesz swoich czytelników.
Jak ja się cieszę, że nie porzucacie analizowania! Uwielbiam wasze analizy, uwielbiam czytać coś takiego po całym morzu absurdu, jaki znajduję w internecie.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy ktokolwiek to ruszał, ale moja kandydatura to "Dom Nocy". Krótkie książki, ale za to ile! A patologicznych związków miłosnych od groma i trochę (och, spoiler, jeśli fanaberię sobie poczytać - spanie z nauczycielem w trakcie posiadania dwóch innych chłopaków to tylko początek...).
Miłego odpoczynku od Mayer życzę!
* macie fanaberię
UsuńTam spanie z nauczycielem, UTRATA DZIEWICTWA NA PODŁODZE Z NAUCZYCIELEM PRZEZ ADEPTKĘ SZKOŁY WAMPIRÓW, KTÓRA JEST WYBRANA PRZED BOGINIĘ WAMPIRÓW, W TRAKCIE POSIADANIA DWÓCH INNYCH CHŁOPAKÓW, Z KTÓRYCH JEDEN JEST WAMPIREM, A DRUGI CZŁOWIEKIEM.
UsuńCarly
Chętnie przeczytam wasze następne analizy, nieważne, co weźmiecie na ubój ;).
OdpowiedzUsuńJak dla mnie najlepsze byłyby Niezgodna (z racji tego, że powstał film więcej ludzi wie o co chodzi, no i te urocze "inspiracje" Igrzyskami) lub Dom Nocy... choć to ma tyle tomów, że może lepiej odpuścić? Z pewnością nie popieram pomysłu z polską fantastyką.
OdpowiedzUsuńBo podobno na Szeptem nie ma co liczyć... trudno wam się dziwić.
Ale i tak nie ważne co weźmiecie, będę czytać. Wasz styl analiz jest najlepszy.
Dziękuję, przyznaję,że nie przepadam zwykle za analizatorniami, bo kojarzą mi się z pastwieniem się nad blogami 13 latek, które piszę głupoty, bo są trzynastolatkami.Jednak wasze analizy są inne, rozprawiacie się z bardzo popularnymi książkami, analizując je pod kątem moralnej szkodliwości, i to mi się podoba. Zaznaczam, nie mam nic przeciwko niemoralnym bohaterom i samej mi daleko do bycia wzorem cnót, ale przedstawianie dość odrażających postaw jako wzorcowe w książkach dla młodzieży nie wydaje mi się w porządku.Oceniając po waszych analizach mogę wymienić dwa główne, stosujące sie i do Intruza i do zmierzchowej sagi:
OdpowiedzUsuń1) Nikt z bohaterów nie ocenia się tam realistycznie, niemal wszyscy są hipokrytami, którzy uważają się za jednostki szlachetne postępując w rzeczywistości bardzo paskudnie, albo wręcz przeciwnie: bohaterowie popadają w samoumartwienie i samooskarżanie, co ma pokazać zapewne jacy są skromni i wrażliwi. To tak nie działa.Postaci, które nie mają wykoślawionego wizerunku siebie są albo postaciami pobocznymi (np. rodziną bohatera, dalszymi znajomymi) ,albo też pokazane są lekceważąco ( jako zarozumiałe, niewrażliwe, lekkomyślne, bezrefleksyjne)
2.) Przyjaźń w tych książkach praktycznie nie istnieje i to jest aż złowrogo fascynujące. Konie z rzędem temu, którzy wskażą w Intruzie parę normalnie zaprzyjaźnionych bohaterów. I nie,Melanie i Wanda się nie liczą, to nie przyjaźń, to syndrom sztokholmski. W rezultacie z powodu braku tej fundamentalnej relacji wszystkie relacje między bohaterami wydaja sie sztuczne- miłość pozbawiona elementu sympatii do drugiej osoby jest sztucznym uzależnieniem albo wyjątkowo płytkim pociągiem do ciała, relacje rodzinne są w zasadzie możliwe tylko na linii matka- noworodek ( bo ze starszym dzieckiem trzeba nawiązać jakąś interakcję zawierającą, no cóż, lubienie się i szanowanie nawzajem), konflikty nie pojawiają się w relacjach między bliskimi ludźmi, tylko dlatego,że niektórzy bohaterowie są po prostu źli i złośliwi. czemu? no cóż, nie mam pojęcia. Wniosek: bohaterowie tych książek bardzo się nawzajem nie lubią.przyczyny tego stanu rzeczy trudno dostrzec, ale rezultaty są sztuczne i ponure...
Przyznam szczerze, że analizę "Intruza" tylko podczytywałam od czasu do czasu... Po prostu "nie byłam w temacie" - nie czytałam książki. Byłam za to wierną czytelniczką analiz "zmierzchowych";P. Piszecie świetnie i wypatruję kolejnych waszych analiz. Jeśli miałabym coś zaproponować, to na pewno całą serię "Skrzydła Laurel" (Aprilynne Pike) - pierwszy tom był jeszcze zjadliwy ale reszta woła o pomstę do nieba... Poza tym trylogię "Proroctwo Sióstr" (Michelle Zink) - pierwszy tom podobał mi się, potem mamy zjazd w dół bez trzymanki;P. Mam wrażenie, że wiktoriańskie klimaty w tych książkach to tylko ładna dekoracja bo np. zachowanie bohaterów niespecjalnie pasuje do czasów, w których podobno żyją. I jeszcze perełka na koniec: "Niemożliwe" (Nancy Werlin) - tylko jeden tom. Pomysł niegłupi ale wykonanie... Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać;P. Czegoś tak durnego dawno nie czytałam.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: gratuluję doskonałych analiz. Analizowanie książek jest ambitniejsze od porywania się na kiepskie opka, a przy tym dostarcza czytelnikowi znacznie więcej materiału do wartościowych przemyśleń.
OdpowiedzUsuń"Intruz" jest odrażający. Wydaje mi się, że porównanie, jakie przyszło mi na myśl po lekturze kilku ostatnich rozdziałów, nie padło w komentarzach, więc to napiszę: mnie to pachnie nekrofilią. "W tym ciele nie ma już duszy, więc Ian może je wyobracać". A gdzie szacunek dla samego ciała? Ciała, które dusza kiedyś zamieszkiwała, które było dla niej i dla jej bliskich czymś więcej niż tylko tubką na pastę do zębów? Nikogo nie obchodzi, co czuliby rodzice, przyjaciele, chłopak mimozowatej dziewczyny (a być może żyją, nie wiemy o tym, bo wszyscy mają to w dupie), gdyby wiedzieli, jak fani Wandzi obeszli się z ciałem bliskiej im osoby - jak z gumową lalą z sexshopu.
OHYDA!!! Gdybym mogła, przerobiłabym te duszyczki na kocią karmę.
Bestialstwem wobec kotów byłoby podawanie im czegoś, co powstało z tFórczości Meyer.
UsuńAż mi się łezka w oku zakręciła. Jestem Wam przeogromnie wdzięczna za emocjonujące wieczory, których mogłam co tydzień wyglądać. I bardzo się cieszę, że to nie koniec, chociaż cieszę się, że to już koniec tej konkretnej analizy. Jak przez wszystkie rozdziały dawałam radę, a przy pierwszych nawet nachodziło mnie na filozoficzne rozważania (w ramach polemizowania z wymysłami Stefy) to pod koniec mogłam tylko turlać się po podłodze w niemej rozpaczy.
OdpowiedzUsuńDo tej pory jasne było dla mnie upodobanie Meyer do patologii i bezwolnych bohaterek, ale ta chora fiksacja na punkcie młodości dotarła do mnie dopiero teraz. A przecież to nie tylko przerobiony na przedszkolaka Jamie i Wanda w ciele niemowlaka, ale i wiecznie wampiry były już od pierwszego tomu Zmierzchu przejawem tego samego. Stefa najwyraźniej pragnie wrócić do wieku przedszkolnego, bo nie radzi sobie z rzeczywistością i wszystko jest be zamiast tak jak w bajkach. Chce tylko dodać to, co lubi w dorosłości, bo nie rozumie pojęcia kompromisu.
I bardzo dobrze, że nie zanosi się na kolejne tomy. Łe.
Czekam z wielkim zainteresowaniem na informację o Waszym powrocie :) Miłego odpoczynku!
Goma
Ostatnie newsy od Meyer są sprzed półtora roku.
OdpowiedzUsuńNie wiem, w jaki sposób mam Wam podziękować, dziewczyny, za to, że zdołałyście przebrnąć przez tFórczość Meyer, nie poddawszy się ani razu. Chociaż dotychczas (o ile pamięć mnie nie zawodzi) nie dawałam żadnego znaku życia, czy to czytając analizę sagi wąpieŻy, czy to zawodząc nad bezsensem idei duszek, to wiedzcie, iż przez cały ten czas dzielnie trzymałam się z Wami. Tak jak o okropności "Zmierzchu" zdawałam sobie sprawę, tak o "Intruzie" nie miałam jakoś zbytnio złej opinii, co zdołałyście z łatwością zmienić, a za co jestem Wam ogromnie wdzięczna.
OdpowiedzUsuńCóż, jeżeli chodzi o następny materiał godny kwiczenia, jestem w kolejce oczekujących na analizę "Domu Nocy" czy "Skrzydeł Laurel". "Dary Anioła" również czytałam, ale uważam je za lepszą od wcześniej wymienionych ksiONżek, zwłaszcza, że mimo nagromadzonych tam schematów oraz sztuczności zdołałam znaleźć bohaterów, których polubiłam. Co do „Niezgodnej” obecnie bądź w niedalekiej przyszłości prowadzona ma być przez kogoś innego jej analiza, więc nie wiem, czy warto się za nią teraz brać.
Pozdrawiam.
O, zaciekawiłaś mnie. Możesz pokazać blog/stronę, na której ma być analizowana "Niezgodna"? (Sądzę, że i tak nikt nie zrobi tego lepiej nisz nad Duet :-D)
UsuńWasze analizy są wspaniałe, ale Intruz był trochę męczący, za dużo patologi. Nie mogę się doczekać następnych analiz. Od siebie polecam ''Dom Nocy'', ''Scarlett'' i ''Niemożliwe''. Te książki nie są już tak obrzydliwe jak ''Intruz'', ale za to są pełne nielogiczności, głupoty i merysujkowatości.
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy to zgadzam się z przedmówczynią :D
UsuńNie wiem, jak z resztą, ale szczerze polecam "Dom Nocy" - nieźle się można ubawić i ten... "Slang" który podsuwają nam mama i córka Cast, same w sobie kreują zupełnie nowy, odjechany język stworzony na potrzeby trzynastotomowego cyklu. ;p
Pozdrawiam i czekam na ostateczne zdanie w temacie: co dalej.
Dziękuję za analizę, za czas jaki spędziłyście nad tym gniotem. życzę miłego odpoczynku bo należy się wam za odwalenie takiej dobrej roboty
OdpowiedzUsuńrose29
O matko. Dopiero teraz przypomniałam sobie o Waszej analizie i nadrobiłam ostatnie notki. Jakie to było straszne! Podziwiam was, że dałyście radę to wszystko ogarnąć i oczywiście deklaruję się być z Wami na nowym blogu. :)
OdpowiedzUsuńW ostatnim rozdziale chyba najbardziej przeraziło mnie typowe dla Meyer przekonanie, że tylko piękni ludzie są fajni i godni pochwał. Bohaterka Meyer nie może być brzydka, przeciętna albo po prostu ładna... musi być PRZEPIĘKNA, musi być absolutnym ideałem. I to jest chore.
Z chęcią przeczytałabym Wasze analizy wszystkich "dzieł" Meyer jeszcze raz w jakimś wygodniejszym formacie. Np. w wersji na kindla :)
OdpowiedzUsuńTo że weypisujesz takie rzeczy i komentujesz znaczy że nie powinnaś jeszcze czytać takich książek ponieważ zupełnie ich nie rozumiesz. Myślę że z takim umysłem jak twój optymalną lekturą będzie Kubuś Puchatek.
OdpowiedzUsuńŻegnaj Obsydianowy Trawniku! Tobie oraz Mayboroo serdecznie za analizy dziękuję - Bonifacy
OdpowiedzUsuń