Tym razem to już naprawdę koniec! Hurra!!!
Nie traćmy więc czasu. Pokonajmy wreszcie tego potworka.
Życie i miłość w ostatnim ludzkim przyczółku na planecie Ziemia trwały dalej, lecz wiele się zmieniło.
Zmieniłam się ja.
Pierwszy raz odrodziłam się w ciele tego samego gatunku. Okazało się to znacznie trudniejsze niż przeprowadzka na inną planetę, gdyż miałam już wiele oczekiwań związanych z byciem człowiekiem. Poza tym odziedziczyłam wiele rzeczy po Płatku w Księżycową Noc, z czego bynajmniej nie wszystkie mnie cieszyły.
Odziedziczyłam przywiązanie do Prządki Snów. Tęskniłam za matką, której nigdy nie znałam, i opłakiwałam jej cierpienie. Kto wie, czy na tej planecie każda radość nie musiała być okupiona taką samą ilością bólu, jak gdyby istniała jakaś tajemna waga, której szale zawsze były równe.
Ludzkość ssie: 69
Wandzia jęczy, że jej nowe ciałko nie jest takie wysportowane i cool jak poprzednie. Nie dość, że Pet nie wyciska ton na klatę, to jeszcze jest strasznie nieśmiała. Jasne, zróbmy z Wandzi jeszcze większą sierotę. Nie dość, że ma ciało prawie dziecka, to jest omdlewającą mimozą. Ale przynajmniej Ian będzie pewnie zachwycony. Taką łatwiej kontrolować.
Odziedziczyłam inną rolę we wspólnocie. Noszono teraz wszystko za mnie i ustępowano mi z drogi. Dostawałam najłatwiejsze prace, a i tak przerywano mi w połowie. Co gorsza, potrzebowałam pomocy. Mięśnie miałam wiotkie, nieprzywykłe do pracy. Szybko się męczyłam i, choć próbowałam, nie potrafiłam tego ukryć. Pewnie nie byłabym w stanie przebiec bez postoju nawet mili.
Bellanda Wandella van der Mellen: 95
Czyli wszyscy wszystko za nią robią? Czy Pet była chorowita czy co? Jeśli nie, to przecież można pozwolić nowemu ciału Wandzi na jakiś drobny wysiłek fizyczny. Małymi kroczkami oczywiście. Przestanie się wtedy tak męczyć. Wspólnota to wspólnota, trzeba się przykładać, szczególnie w tak ciężkich czasach. Na tyle, na ile można oczywiście. O co więc chodzi? Zaraz okaże się skąd wzięło się to wyręczanie Wandzi.
Traktowano mnie jednak ulgowo nie tylko przez wzgląd na moją wątłą fizyczność. Wcześniej owszem, miałam ładną twarz, ale to nie przeszkadzało ludziom spoglądać na nią ze strachem, nieufnością, nawet nienawiścią. Mój nowy wygląd wykluczał podobne uczucia.
What the fuck?
O jasna paszcza!: 31
Czyli wszyscy ją prawie noszą na rękach, wachlują i podają drinki z palemką, bo ma ładną, dziecięcą buzię. Ale to nie jest najgorsze.
Ludzie często dotykali moich policzków albo podnosili mi brodę, żeby lepiej widzieć twarz. Bez przerwy poklepywano mnie po głowie (co było łatwe, ponieważ niższe ode mnie były jedynie dzieci), a po włosach głaskano tak często, że przestałam w ogóle zwracać na to uwagę. Ci, którzy kiedyś mnie nie akceptowali, robili to równie często jak moi przyjaciele. Nawet Lucina prawie nie protestowała, gdy jej dzieci zaczęły za mną biegać jak dwoje szczeniąt.
No to już jest naprawdę creeptastyczne. Jest słodka, to ją nagle wszyscy kochają, mimo że nadal jest robalem o nazistowskich zapędach. Co więcej, mieszkańcy jaskini zrobili sobie z niej laleczkę do zabawy i miziania. I nikt się nawet nie przejmuje, że Wandzia może mieć problem z wiecznym macaniem i traktowaniem jak dziecka. Cóż za połączenie… Upupianie Wandzi w nowym mundurku jest więc jeszcze bardziej przerażające niż w przypadku Jamiego. I jest w dodatku masowe.
Nawet Maggie i Sharon nie były już w mojej obecności tak nieugięte jak kiedyś, choć wciąż starały się na mnie nie patrzeć.
Ja pierdzielę. Zdaniem Stefki słodka buźka i wątłe ciało wystarczą, żeby wszyscy się zachwycali i gładzili po głowie. Nawet tym dwóm karykaturom zmiękły rury. Och, jakie cuda potrafi zdziałać odpowiednia powierzchowność.
Wandzia opowiada trochę o monsunach, które wreszcie nastały. Zmiana pogody wymusza przetasowanie w kwestii mieszkalnej. Wszyscy muszą przenieść się do sali gier. Jednak większe zmiany mają dopiero nadejść.
Liczył się każdy skrawek wolnej przestrzeni, dlatego żaden pokój nie mógł stać pusty. Mimo to jedynie nowo przybyłe, Candy – która w końcu przypomniała sobie swoje prawdziwe imię – i Lacey, zechciały zamieszkać w starym pokoju Wesa. Współczułam Candy z powodu jej przyszłej współlokatorki, lecz Uzdrowicielka ani razu nie zdradziła niezadowolenia z takiego obrotu spraw.
Może dlatego, że Lacey wcale nie jest taka okropna, tylko ty się do niej uprzedziłaś.
Po ustaniu deszczy Jamie planował się wprowadzić do Brandta i Aarona, którzy mieli w swojej grocie wolny kąt. Wcześniej Melanie i Jared wyrzucili go ze swojego pokoju do Iana. Jamie był już na tyle duży, że nie musieli szukać pretekstu.
No co ty, Jamie duży? Kto pierwszy zauważył ten jakże szokujący fakt?
Sytuacja Kyle’a też się zmieniła, odkąd Stefa stwierdziła, że przyda mu się miłość z dupy do robala, który zabrał mu dziewczynę.
Kyle pracował nad powiększeniem niewielkiej szczeliny, którą zajmował niegdyś Walter. Miała być gotowa na koniec pory deszczowej. Dotychczas nie było w niej miejsca dla więcej niż jednej osoby, a Kyle nie zamierzał przecież spać sam.
Nocą w sali gier Sunny spała skulona z głową na jego piersi, przypominając kocię zaprzyjaźnione z wielkim psem – rottweilerem, którego darzy instynktowym zaufaniem. Zawsze była przy Kyle’u. Nie pamiętałam, żebym widziała ich osobno, odkąd tylko pierwszy raz otworzyłam szarosrebrne oczy.
Bellanda Wandella van der Mellen: 96
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem: 35
Rzygać mi się chce, jak to widzę. Następna mimozowata, bezwolna ameba z wypranym mózgiem i koleś, któremu w sumie wszystko jedno, póki ciało jest odpowiednie.
Kyle sprawiał wrażenie wiecznie zamyślonego, pochłoniętego niemożliwym związkiem do tego stopnia, że nie ogarniał niczego więcej. Wciąż miał nadzieję, że odzyska Jodi, ale okazywał garnącej się do niego Sunny wiele czułości.
Stefciu, nie przekonasz mnie, że ten związek nie jest straszliwie creeptastyczny i wzięty zupełnie z powietrza.
Wandzia nocowała przez jakiś czas w szpitalu, który już nie wywoływał u niej traumy. Doktor natomiast ze szpitala się wyprowadził. Czemu?
Wszystko wskazywało na to, że po ustaniu deszczów Doktor nie zamieszka z powrotem w szpitalu. Pierwszego wieczora w sali gier Sharon przytaszczyła do niego bez słowa swój materac. Być może skłoniło ją do tego zainteresowanie Doktora Uzdrowicielką, choć szczerze wątpiłam, czy zwrócił w ogóle uwagę na jej urodę, fascynowała go bowiem posiadana przez nią wiedza. A może po prostu Sharon dojrzała do tego, by przebaczyć i zapomnieć. Miałam nadzieję, że tak właśnie jest. Może z czasem uda się zmiękczyć serca nawet Sharon i Maggie? Ta myśl była budująca.
Zazdrość o chłopa motorem przemiany na lepsze. Po prostu pięknie. Wszak tylko dzięki mężczyźnie kobieta może być szczęśliwa i spełniona. Priorytety, bitch, priorytety!
Do przełomowej rozmowy z Ianem mogłoby w ogóle nie dojść, gdyby nie Jamie. Na samą myśl, że mogłabym poruszyć ten temat, pociły mi się dłonie i robiło się sucho w ustach. Co, jeśli te parę cudownych chwil pewności, których doświadczyłam w szpitalu zaraz po przebudzeniu, było ułudą? Co, jeśli opacznie je zapamiętałam? Wiedziałam tylko na pewno, że z mojej strony nic się nie zmieniło, ale skąd miałam wiedzieć, czy Ian czuje to samo? Ciało, w którym się zakochał, nadal tu było!
Czyli jednak przyznajesz, że zakochał się w ponętnej dupie Meli, a nie w twoim nieszczególnie cudnym charakterze? Cieszę się, że wreszcie zostało to jasno powiedziane.
Mozolnie wyzbywałam się resztek zazdrości i uciążliwego echa miłości, jaką nadal darzyłam Jareda. Nie potrzebowałam tych uczuć ani ich nie chciałam. Było mi dobrze z Ianem. Mimo to łapałam się czasem na tym, że wpatruję się w Jareda, i wprawiało mnie to w zakłopotanie. Bywało też, że Melanie dotykała ramienia Iana, po czym cofała gwałtownie rękę, jakby przypomniawszy sobie nagle, kim jest. Nawet będącemu w najlepszej sytuacji Jaredowi zdarzało się czasem spojrzeć na mnie takim samym zbłąkanym wzrokiem, jakim ja spoglądałam na niego. A Ian... Jemu oczywiście musiało być najtrudniej. Było to w pełni zrozumiałe.
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem: 36
Ha, wszystkim tak się we łbach poprzewracało, że nie mogą odróżnić swojej drugiej połówki od truloffa z innego boku czworokąta. Najdziwniejsze jest to w przypadku Jareda. Wszak Wandzia w nowym ciele nie przypomina już wcale Meli, więc o co chodzi? Jared zaraził się wpojeniem, czy co? To nie ma najmniejszego sensu.
Spędzaliśmy ze sobą prawie tyle czasu co Kyle i Sunny. Ian bez przerwy dotykał mojej twarzy i włosów, zawsze trzymał mnie za rękę. Ale kto tak nie reagował na moje nowe ciało? Wszyscy okazywali mi czułość i było to czysto platoniczne. Dlaczego Ian więcej mnie nie pocałował tak jak pierwszego dnia?
Czysto platonicznie? Raczej czysto creepy. Kto normalny bierze się z łapami do innego człowieka bez pozwolenia? Wiem, że Wandzia nie narzeka, bo jest kompletną niemotą, ale to nie daje nikomu przyzwolenia na takie macanko.
Może nie potrafił pokochać mnie w moim nowym ciele, mimo że urzekało wszystkich pozostałych.
Nie doceniasz tego faceta. Ładna dupa to ładna dupa. Jemu na pewno nie zrobi to większej różnicy.
Wreszcie wszyscy przenoszą się do sali gier na czas deszczu. Wandzia ma okazję porozmawiać z Ianem o ich „związku”.
– Tutaj, Wanda! – zawołał Jamie, machając zapraszająco dłonią, gdy już położył swój materac obok Iana. – Zmieścimy się teraz we trójkę.
I will cockblock as hard as I can!
Na prośbę Jamiego zsuwają 2 materace. Przed zaśnięciem chłopak oznajmia, że chyba jednak przestanie cockblockować i wyprowadzi się do Brandta i Aarona, co pozwoli Ianowi i Wandzi skonsumować związek.
Jeb ogłasza ciszę nocną. Wandzia i Ian układają się więc razem na materacu.
Uklęknął na materacu, ciągnąc mnie delikatnie za sobą. Poszłam w jego ślady i położyłam się na złączeniu materaców. Nie puszczał mojej dłoni.
– Tak dobrze? – szepnął. Dookoła toczyły się inne szeptane rozmowy, zagłuszane przez szmer siarkowego źródełka.
– Tak, dziękuję.
Jamie przewrócił się na drugi bok i wpadł na mnie.
– Ups, sorry, Wanda – wymamrotał, po czym ziewnął przeciągle. Usunęłam się odruchowo. Nie sądziłam jednak, że Ian jest tak blisko.
Westchnęłam cicho, gdy o niego zawadziłam, i już chciałam zrobić mu więcej miejsca, lecz wtedy objął mnie naraz ręką i przycisnął do siebie.
Było to przedziwne uczucie, znaleźć się nagle w całkiem nieplatonicznych objęciach Iana. Przypominało moje pierwsze zetknięcie z Bezbólem. Czułam się, jakbym dotychczas cierpiała, nie zdając sobie z tego sprawy, a jego dotyk mnie uleczył.
Wali łbem w biurko.
Mam wojenne flashbacki z Nju Muna, gdzie mieliśmy leczniczą obecność Edka (lub przedstawiających go halunów), która zapobiegła nawrotom fantomowych bólów kiszek Belki.
Wreszcie Ian zbiera się w sobie i proponuje to, co oczywiste. Po wyprowadzce Jamiego będzie miał pokój tylko dla siebie, więc bez sensu, żeby Wandzia wróciła po deszczach spać znowu do szpitala.
– Zdążyłaś już sobie wszystko ułożyć w głowie? Nie chcę cię poganiać. Wiem, że to musi być dla ciebie trudne... z Jaredem...
Potrzebowałam chwili, żeby ogarnąć sens tych słów, aż w końcu zachichotałam pod nosem. Melanie nie była chichotliwa, za to Pet owszem. Jej ciało zdradziło mnie teraz w najmniej odpowiednim momencie.
– Co? – zapytał skonsternowany.
– Myślałam, że to ty potrzebujesz czasu, żeby sobie wszystko poukładać – wyjaśniłam szeptem. – To ja nie chciałam poganiać ciebie. Bo wiem, że to dla ciebie trudne. Z Melanie.
Drgnął lekko, zaskoczony.
– Myślałaś?... Ale przecież Melanie nie jest tobą. Nigdy nie miałem z tym żadnego kłopotu.
Bullshit!!! Zawsze chciałeś zerżnąć Melę, ale skoro Pet jest niczego sobie, no i skoro widocznie lubisz lolicon (brrr…), to żaden problem dla ciebie, amirite?
Ian dalej obawia się, że pranie mózgu Wandzi jest jednak silniejsze od jej miłości do niego. Duszka zapewnia, że Jared to przeszłość, teraz liczy się tylko Ian.
Potem pocałował mnie tak nieplatonicznie, jak tylko było można w tak niesprzyjających okolicznościach. Jak to dobrze, że miałam dość rozsądku, by skłamać na temat swojego wieku.
Nie sądzę, żeby to jakoś Iana powstrzymywało. Wiek wiekiem, ale skoro wygląd dobrze wyrośniętego niemowlęcia mu nie przeszkadza, to metryka tym bardziej. Nabuchodonozor i Jacob przychodzą na myśl.
Deszcze musiały się niedługo skończyć. Wiedziałam, że staniemy się wówczas parą już w pełni. Była to obietnica i zobowiązanie, jakiego nie doświadczyłam w żadnym z poprzednich żyć. Kiedy o tym myślałam, czułam radość i napięcie, nieśmiałość i wielką niecierpliwość – wszystko to naraz; czułam się c z ł o w i e k i e m.
Koniec deszczu = bzykanko. I dzięki temu czuje się człowiekiem. Wow, co za priorytety.
Oczywiście po takiej rozmowie Wandzia i Ian stają się, jeżeli to możliwe, jeszcze bardziej zrośnięci jak bliźniaki syjamskie i wszędzie łażą razem, bo tylko takie związki uznaje szanowna ałtorka.
Czas wreszcie, aby Wandzia się do czegoś przydała i została wysłana na akcję.
Po długich tygodniach frustracji wyczekiwałam tej wyprawy z utęsknieniem. Tymczasem nie dość że moje nowe ciało było słabe i prawie bezużyteczne w jaskiniach, to jeszcze, ku mojemu zdumieniu, niektórzy nie chcieli, żebym zrobiła z niego jedyny użytek, do jakiego było wręcz stworzone.
A przecież Jared przychylił się do decyzji Jamiego właśnie ze względu na tę niewinną, wrażliwą twarzyczkę, która momentalnie budziła zaufanie, to delikatne ciało, które każdy chciał chronić. Teraz jednak on sam miał problem z przełożeniem teorii na praktykę. Byłam przekonana, że wypady do miasta będą dla mnie równie łatwe jak wcześniej, lecz Jared, Jeb, Ian i pozostali – wszyscy z wyjątkiem Jamiego i Mel – roztrząsali to przez wiele dni, szukając sposobu, żeby mnie od tego obowiązku uwolnić. Był to istny absurd.
Zgadzam się. Wandzia może im się przydać, ale wiadomo, że jej wygląd automatycznie oznacza, że sobie nie poradzi. Wiem, że nowy mundurek nie jest tak wysportowany jak Mela, ale gdybyście jej tak nie wyręczali, nie byłaby taka słaba. Poza tym przecież to nie jej pierwsza akcja. Pomijam już to, jak idiotycznie są te wyprawy planowane, ale to akurat głupota całej grupy.
Widziałam, że myślą o Sunny, lecz była przecież jeszcze niesprawdzona, niezaufana. Co więcej, Sunny nie miała najmniejszej ochoty wystawiać nosa na zewnątrz. Na samo słowo „wyprawa” kuliła się ze strachu. Udział Kyle’a także nie wchodził w grę. Gdy raz przy niej o tym napomknął, wpadła w histerię.
Następny niezbyt zdrowy związek. Czemu dziewuchy u Stefy muszą być takim bluszczem? Z Bellą było tak samo.
Bellanda Wandella van der Mellen: 98
Niestety już podczas pierwszej wyprawy jaskiniowa grupa nadziewa się na patrol Łowców. Czy jednak na pewno?
Zamarliśmy, gdy z ciemności wystrzeliły wąskie snopy światła, oświetlając twarze Jareda i Melanie. Moja twarz, moje oczy – jedyne, które mogły nam pomóc – pozostały niewidoczne w cieniu szerokich barków Iana.
Mnie nic nie oślepiło. Widziałam Łowców wyraźnie w jasnym świetle księżyca. Mieli nad nami przewagę liczebną, nas było sześcioro, ich – ośmioro. Widziałam wyraźnie, jak trzymają ręce, widziałam błyszczącą w nich broń, uniesioną i wycelowaną w naszą stronę. W Jareda i Mel, Brandta i Aarona – który nie zdążył nawet sięgnąć po naszą jedyną strzelbę – i prosto w pierś Iana.
Już się boję, że coś im się stanie. Zieeeew…
Dlaczego pozwoliłam im ze mną jechać? Dlaczego musieli zginąć wraz ze mną? W głowie rozbrzmiały mi echem rozpaczliwe pytania Lily: dlaczego życie i miłość trwają? Po co?
Moje małe, wrażliwe serce rozprysło się na milion kawałków. Sięgnęłam nerwowo do kieszeni w poszukiwaniu kapsułki z trucizną.
– Spokój, niech nikt się nie rusza! – zawołał mężczyzna w środku grupy. – O nie, tylko nic nie p o ł y k a j c i e! Chwila! Patrzcie!
Mężczyzna poświecił sobie latarką po oczach.
Twarz miał opaloną na brąz, pooraną niczym zwietrzały głaz. Włosy ciemne, posiwiałe w okolicach skroni, nad uszami skłębione. A oczy – oczy miał ciemnobrązowe. Po prostu ciemnobrązowe, nic więcej.
Wow, tyle napięcia i to przez całe kilka zdań! Ależ się zdenerwowałam. Tyle że nie.
Okazuje się, że grupa, na którą wpadli nasi bohaterowie, to też człowieki. Ich przywódcą jest niejaki Nate. Poza tym dowiadujemy się, że w ukryciu jest jeszcze więcej grupek ocalałych ludzi. Wszyscy oni są w kontakcie i współpracują ze sobą.
– Wiemy o trzech innych kryjówkach. Gail ma jedenaście osób, Russel siedem, a Max osiemnaście. Jesteśmy z nimi w kontakcie. Czasem nawet trochę handlujemy. – Znowu wybuchł tubalnym śmiechem. – Ellen od Gaila polubiła mojego Evana, a Carlosowi spodobała się Cindy od Russella.
UGH. Tak, bo to jest naprawdę najważniejsza informacja. Nic innego się nie liczy, tylko to, kto się w kim kocha. To nie jest gimnazjum i ploteczki na przerwie, tylko walka o przeżycie.
Nate wspomina jeszcze o Burnsie, który bardzo się wszystkim przydaje. Nie trzeba być Sherlockiem, żeby domyślić się, kim jest ten Burns i do czego go potrzebują. Nate obawia się jednak, że nowo poznana grupka ludzi nie zaakceptuje owego Burnsa, co tylko potwierdza przypuszczenie, że koleś jest duszą.
– Bez obaw, Nate. Zobacz, oni mają swoją. – Wskazał prosto na mnie, aż Ian zesztywniał. – Chyba nie tylko ja się zasymilowałem.
To brzmi, jakby Wandzia i Burns byli jakimiś domowymi zwierzątkami.
Burns Żywe Kwiaty (LOL) wita się z Wandzią, która oficjalnie traci status jedynego na Ziemi duszkowego superspeshul pomocnika ludzi.
– Bynajmniej – odparłam, myśląc o Sunny. Może jednak żadne z nas nie było tak niezwykłe, jak nam się zdawało.
Uniósł brew, zaciekawiony.
– Naprawdę? W takim razie może jednak jest dla tej planety jakaś nadzieja.
– To dziwny świat – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niego.
– Jak żaden inny – przytaknął.
KURTYNA!!!
I na tym kończy się Intruz. Całkiem niezła platforma na następne części, w których grupy niedobitków łączą się i współpracują ze sobą, żeby odzyskać planetę. Intruz miał być trylogią, ale na temat następnych części cisza. I chwała boru, bo więcej tych idiotyzmów bym nie zniosła. Właściwie to nie dziwię się, że Stefka nie napisała nic więcej z tego cyklu. Musiałaby bowiem zagłębić się w GASP fabułę inną niż jej czworokącik. Ten problem został rozwiązany. Wszyscy są happy, więc jedynym konfliktem, który pozostał, żeby pociągnąć historię, jest walka ludzi z amebami. Ale to trzeba umieć i chcieć opisać. A przecież wiemy, jak Stefka podchodzi do opisywania czegokolwiek innego niż jej toksyczne wielokąty miłosne. Także nie sądzę, że doczekamy się zapowiadanej szumnie Intruzowej trylogii. I dobrze. Good fucking riddance.
Uff. Intruz za nami. Creeptastyczny czworokąt ma się dobrze, jest szansa dla ludzi na pokonanie ameb, Wandzia zdobyła nowego, sparklącego przyjaciela. All is well.
Myślę, że udowodniłyśmy ponad wszelką wątpliwość, że Intruz jest beznadziejny, gorszy nawet niż Zmierzch. Bohaterowie do dupy, fabuła bez sensu, scifi się nie klei i jest go jak na lekarstwo, patologie się szerzą, a całość jest po prostu niemożebnie nudna. Dno, panie, dno.
Spójrzmy teraz na statystykę.
Adolf approves: 75
Bellanda Wandella van der Mellen: 98
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem: 36
Ludzkość ssie: 69
Mea culpa: 37
Mój ssskarb: 33
Nie ma jak u mamy: 29
O jasna paszcza!: 31
Świat według Terencjusza: 106
Welcome to Bedrock: 90
Witaj, Morfeuszu: 19
Podsumuję może krótko top 6, bo mówi o najpoważniejszych problemach tej książki. Najwięcej punktów ma Terencjusz, czyli fail Meyerowej w tworzeniu spójnego obrazu duszek. Co mogą, czego nie mogą, do dziś nie wiadomo. Stefka jest niekonsekwentna i sama zapomina, co wcześniej napisała. Myślę, że nikt nie jest zdziwiony. Ałtorka po prostu nie umie planować swoich bohaterów i ich możliwości. Albo jej się po prostu nie chce. Tak czy inaczej porażka.
Dalej mamy Bellandę, czyli zamiłowanie Stefci do merysójek, będących jej awatarami. Nic więc nie zmieniło się od czasu serii Zmierzchu. Ktoś kiedyś nawet zauważył, że Melanie Stryder brzmi bardzo podobnie do Stephenie Meyer, jeśli przerzuci się początkowe litery.
Na trzecim miejscu Bedrock. Przeraża mnie, w jaki sposób Meyerowa konstruuje truloffów. To kontrolujący tyrani, którzy przecież zawsze wiedzą lepiej, co jest najlepsze dla ich lubych. Ich wybuchy agresji są tłumaczone manpainem i przeżywaniem emocji, a nie powinny być tłumaczone wcale, tylko przedstawione jako to, czym są naprawdę. Niebezpieczną patologią, od której trzeba trzymać się z daleka. Jak się okazuje, Edek to było preludium do tych dwóch psychopatów. Obrzydliwe i cholernie groźne. Mam dość przedstawiania takiego zachowania jako romantyczne!
I oczywiście Ludzkość ssie. Nie wiem, czemu Stefka tak nie lubi własnego gatunku, z czego wynika ten ogromny syndrom niższości. Jesteśmy jej zdaniem gorsi od każdego innego gatunku, nawet takiego, przy którym bledną naziści, co z kolei udowadnia równie obfita w punkty kategoria Adolf approves. Dusze są potworami, ale Stefa wcale tego nie widzi. Dla niej i tak są o wiele lepsze i bardziej prawe od nas. Jak to się do cholery stało, że ta kobieta tak sobie to wszystko poprzestawiała w głowie?
Reszta kategorii wynika z kiepskiej charakteryzacji i braku pomysłu na to, jak sprawić, żeby bohaterowie wiarygodnie się w sobie zakochali i stworzyli normalne związki. Do tego jeszcze fabuła jest nudna i się sypie. Nic w tej książce nie gra i nigdy nie grało. I tyle.
Pewnie chcecie teraz wiedzieć, co dalej. Nie ukrywamy, że lubimy analizować. Bardzo, nawet wtedy kiedy to lasuje musk. Dlatego nie żegnamy się. Potrzebujemy jednak trochę czasu, żeby odpocząć i się zregenerować. Robimy sobie przerwę, najprawdopodobniej miesiąc, może odrobinę dłużej. Z czym wrócimy? Nie wiemy. Mamy kilka typów, ale musimy jeszcze zrobić risercz i zdecydować, co wybieramy. Także trzymajcie rękę na pulsie, nasze zamiary ogłosimy na tym blogu i tutaj też oczywiście zamieścimy link do nowego bloga. Ale to dopiero za jakiś czas. Nie zostawiajcie nas więc, drodzy Czytelnicy, bo bez was to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Bardzo dziękujemy za to, że zechcieliście spędzić ten czas z nami i Intruzem. Duże buziaki.
Obsydianowy Trawnik (po raz ostatni pod tą ksywą)