Nie,
Beige Was nie okłamała; dzięki uprzejmości PKP dotarłam jednak
do domu wcześniej, niż się spodziewałam, a ponieważ będę miała
jutro multum pracy – stąd notka jeszcze dziś (albo, jak ktoś
woli, zgodnie z zapowiedzią - z jednodniowym opóźnieniem ;)).
Okazuje
się, iż po spokojnej nocy nadszedł dzień pełen trudów;
Wagabunda, szukając drugiego z punktów orientacyjnych, rozpędziła
się tak daleko, że straciła z oczu numer trzeci i musiała
zawrócić, tym samym opróżniając do cna bak. Zdenerwowana
dziewczyna nie ma ochoty na opuszczenie (już bezużytecznego) autka
i odbycie dalszej drogi pieszo, ale Melanie popędza ją, grożąc,
iż niedługo temperatura podniesie się do granic wytrzymałości.
Załadowałam wodę do torby, butelka po butelce, przeciągając każdy ruch. Następnie dorzuciłam ostatnie batoniki, także bez pośpiechu. Melanie przez cały ten czas podrygiwała zniecierpliwiona.
Niech
zgadnę – Meyer nadal nie ma zamiaru wytłumaczyć nam, w jaki
sposób kosmitka odczuwa podrygi swego żywiciela, zredukowanego
wszak do niematerialnego bytu uwięzionego we własnym ciele?
…
Tak
właśnie myślałam.
Wagabunda
wreszcie wysiada z samochodu, gotowa na dalszą tułaczkę, ale Mel
ma dla niej jeszcze jedno zadanie; nakazuje duszce zamaskować pojazd
w celu uniknięcia dekonspiracji.
„A może ja chcę, żeby nas znaleziono? Co, jeśli nie ma tam nic prócz słońca i piasku? Nie mamy jak wrócić do domu!”
Cóż,
biorąc pod uwagę, iż Frollo Gaston Skaza
Łowczyni darzy cię niechęcią tyleż dogłębną, co
irracjonalną, jedynym rezultatem odnalezienia byłoby zapewne
przesłuchanie w czarnym, czarnym pokoju i wynikające z niego karne
pozbawienie mundurka. Być może nie zauważyłaś, Wagabundo, ale
Łowczyni ma subtelną obsesję na punkcie ludzkich zbiegów i raczej
nie ucieszyłaby się z wiadomości, że postanowiłaś grać dla
przeciwnej drużyny.
Melania
słusznie zauważa, iż nasza nieszczęsna plazma i tak nie ma domu
(albowiem każdy wie, że tam dom twój, gdzie serce twoje), więc
równie dobrze może zrobić dobry uczynek i pomóc pannie Stryder w
odnalezieniu bliskich.
I tak już zabrnęłam w to za daleko. Nie miałam zamiaru pozbywać się ostatniej szansy powrotu. Może ktoś znajdzie samochód, a potem mnie. Będę mogła łatwo i szczerze wyjaśnić, skąd się tu wzięłam. Zbłądziłam. Straciłam orientację... głowę... rozum.
Stefa,
ja WIEM, że twoi bohaterowie to idioci. Naprawdę, jestem tego
doskonale świadoma. Wydaje mi się jednak, że Łowcy mieli w
założeniu reprezentować inteligentną i sprawną organizacyjnie
grupę szybkiego reagowania. Naprawdę sądzisz, iż istoty, których
naczelnym zadaniem jest eliminowanie wszelkiego niebezpieczeństwa i
przygotowanie planety do kolonizacji za pomocą kłamstw i oszustwa
dałyby się nabrać na tak żałosną wymówkę – zwłaszcza, że
Łowczyni doskonale wie o problemach i rozterkach wewnętrznych
Wagabundy?
Kosmitka
zostawia auto bez kamuflażu i rusza w drogę, rozmyślając o
nieprzewidywalności losu – gdyby nie wybrała trasy wiodącej
przez Picacho Peak bądź miała zaufanego Uzdrowiciela w San Diego,
nie musiałaby teraz bawić się w Nel Rawlison.
(...) Gdybyśmy nie znalazły się tak blisko nich?Właśnie przez kuszącą myśl, że Jared i Jamie mogą gdzieś tu być, nie potrafiłam się oprzeć temu szalonemu pomysłowi.
To nie
ty. To Mel. Daj mi chwilkę, a udowodnię ci to, opierając się na
kanonie ustanowionym (nieumyślnie) przez samą autorkę.
Melanie
przyznaje, iż tak czy inaczej próbowałaby przekonać swego
najeźdźcę do współpracy; następnie uderza w płaczliwy ton i
prosi Wagabundę, aby zrobiła co w jej mocy, by ów akt
nieposłuszeństwa nie sprowadził na duet J&J śmiertelnego
zagrożenia.
– Wcale tego nie chcę... Nie wiem, czy w ogóle potrafiłabym do tego dopuścić. Już chyba byłoby lepiej...No właśnie, gdyby co? Gdybym sama umarła? Lepsze to niż wydać Łowcom kilku ludzkich niedobitków?Znów obie zadrżałyśmy na tę myśl. Tyle że mnie moja reakcja przerażała, a ją cieszyła.
Spójrzcie
na to. Spójrzcie na ten fragment.
To
zabawne; czytając tego typu przemyślenia naszej protagonistki mam
wrażenie, że Stefcia podświadomie podziela moje poglądy co do
„miłości” duszy, ale nie ma zamiaru przyjąć do wiadomości,
iż stworzyła tak uroczą dewiację. W efekcie co jakiś czas
otrzymujemy akapit, który jasno pokazuje, że uczucia Wagabundy to
jedna wielka ułuda, choć Meyer bynajmniej nie chce, byśmy patrzyli
na to w ten sposób.
Wagabunda
jest PRZERAŻONA myślą, że zdradza swoją rasę; uważa się za
tchórza i odszczepieńca, a w dodatku ewidentnie nie może pojąć,
co pcha ją do tego rodzaju czynów, choć zdaje sobie sprawę, iż
ma to coś wspólnego z nowo odkrytymi uczuciami. My, bogaci w wiedzę
dotyczącą wpojenia mamy tę przewagę, że doskonale widzimy, co
jest grane – Melanie zupełnie nieświadomie szantażuje swego
intruza emocjonalnie.
Kosmitka
nie ma ŻADNEGO powodu, by działać na korzyść ludzkości, naraża
bowiem tym samym na szwank swą reputację oraz zdradza własny
gatunek. Rozważając całą sytuację w kategorii zysków i strat
możemy mówić wyłącznie o stratach; patrząc z bardziej
emocjonalnej strony – lojalność Wagabundy powinna leżeć po
stronie pobratymców. Tak czy inaczej, jedynym, co popycha duszkę do
działania wbrew sobie są emocje...należące do Meli.
Powtarzam
po raz kolejny: Wagabunda nie kocha Jareda i Jamiego. Wagabunda jest
odpowiednikiem osoby idącej do łóżka z nieznajomym pod wpływem
ogłupiającej ilości alkoholu; niby sama podejmuje daną decyzję,
ale przecież doskonale wiadomo, iż jej osądowi daleko w tym
momencie do trzeźwości. Gdyby Melanie nagle się odkochała i
przestała troszczyć się o brata, po determinacji duszy nie
pozostałby nawet ślad. Wagabunda nie przemierza pustyni z własnej
woli – jest jak pacynka, za której sznurki pociąga życie
uczuciowe Melanii.
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 3
Melanie
nakłania Wagabundę, aby udały się w stronę trzeciego z punktów
zaznaczonych na mapie; kosmitka odmawia, ponieważ...eee...nie chce
oddalać się od wyznaczonej ścieżki, która może zaprowadzić ją
z powrotem do samochodu i autostrady. Pragmatyzm to piękna rzecz,
ale jak się powiedziało „a”, to trzeba powiedzieć „be” -
skoro dziewczyny zgodziły się (nie, żeby jedna druga tego duetu
miała cokolwiek do powiedzenia ze swoim wypranym mózgiem), że
należy poszukać ostatniego ludzkiego skupiska, to nie widzę
większego sensu w kurczowym trzymaniu się drogi, która i tak nie
zaprowadzi ich do celu. I czy Wagabunda nie mogłaby, no nie wiem,
jakoś znakować swej trasy? Szlaczek z kamyczków? Cokolwiek?
„O ile [wuj Jeb] w ogóle żyje”, dodałam i westchnęłam, schodząc z bezpiecznej ścieżki w zarośla, wszędzie jak okiem sięgnąć jednakowe. „My nie znamy czegoś takiego jak wiara. Nie wiem, czy to kupuję.”
...Ale...o
co chodzi, u diabła? Niby dlaczego koncept wiary jest czymś
niespotykanym dla dusz? Przecież to pozytywne zjawisko! Mam
rozumieć, że np. podczas procesu hibernacji przed wylotem na nową
planetę żaden kosmita nie dodaje sobie otuchy, powtarzając, że na
pewno będzie fajnie i pozna dużo nowych kolegów? Meyer, stworzony
przez ciebie świat i tak jest już wystarczająco niespójny i
niedookreślony; nie utrudniaj nam desperackich prób ustalenia, jak
właściwie wygląda życie twych ameb poprzez zalewanie nas tego
rodzaju dziwacznymi informacjami.
Świat
według Terencjusza: 21
...Zaraz...chyba,
że...Stefa, proszę, powiedz, że nie zrobiłaś tego, o czym myślę
i NIE zdecydowałaś się na zabawę z podwójnym znaczeniem słowa
„wiara”. Wystarczy już, że główni źli sagi Zmierzch to
karykatura władz kościoła katolickiego; nie potrzeba nam dalszych
rewelacji w tym temacie.
Okazuje
się, że z zaufaniem tez nie będzie łatwo (nie, to akurat dusze
znają, po prostu nasza kosmiczna galareta nie ufa swemu
żywicielowi).
„Pomyśl tylko”, odparła, zmieniając temat. „Może jeszcze dzisiaj się z nimi zobaczymy.”Tęskniłyśmy obie; niezależnie od siebie przywołałyśmy obraz dwóch twarzy, mężczyzny i chłopca. Przyspieszyłam kroku, nie do końca pewna, czy w pełni nad tym panuję.
Podpowiem
ci: ni wuja. W dodatku – wybacz, że psuję ci humor – żadna z
twych myśli dotyczących Howe'a i młodego Strydera nie należy do
ciebie. Sorry, Winnetou.
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 4
Zgodnie
z przewidywaniami Melanii, wkrótce powietrze nagrzewa się jak
piekarnik. Wagabunda jest zroszona potem i wykazuje kiepskie
umiejętności survivalowe, wbrew radom Mel sięgając co chwilę po
wodę i nie oszczędzając zapasów. Duszka idzie, idzie i podziwia
pustynny krajobraz, jednocześnie wypatrując czwartego znaku:
Szukałam czwartego punktu, który Melanie pokazała mi dopiero dziś rano – dużego, kopulastego szczytu z okrągłym ubytkiem, jakby ktoś wydłubał kawałek skały łyżką do lodów. Rozglądałam się za nim co chwila, jak gdyby coś się mogło zmienić od ostatniego kroku. Miałam nadzieję, że to ostatni punkt, nie wiedziałam bowiem, jak daleko uda nam się dojść.
Primo:
przyznaję, nie jestem piechurem, ale wydaje mi się, iż cała
zabawa z poszukiwaniem skarbów polega na tym, że musisz iść krok
po kroku zgodnie ze wskazówkami, tymczasem dziewczyny nie znalazły
jeszcze nawet punktu nr 3. Jaki jest zatem sens wypatrywania dalszych
podpowiedzi?
Secundo:
Przejrzałam kilka zdjęć z PPSP i uznałam, że najbliższe opisowi
Wagabundy jest to wzniesienie:
Zmierzamy
więc w stronę Hunter Trail. Patrząc na mapę, którą zamieściłam
dwa tygodnie temu, stwierdzam, iż ciężko byłoby NIE zauważyć
tego konkretnego elementu krajobrazu. Szczerze mówiąc, wuj Jeb
byłby dosyć kiepski w podchodach – zostawia bardzo, ale to bardzo
ewidentne wskazówki.
Wagabunda
zżera ostatni batonik (biorąc pod uwagę niezwykłe zdolności dusz
w dziedzinie myślenia perspektywicznego, wciąż mam niejakie
problemy z uwierzeniem, że ta rasa zdołała podbić choćby Planetę
Glonów, nie mówiąc już o Ziemi) a następnie szykuje się lulu.
Nie, nic nie pominęłam; Stefcia przeskakuje od upalnego popołudnia
do wieczoru w obrębie jednego zdania.
„Tutaj”, oznajmiła [Melanie]. „Jak najdalej od kaktusów. Wiercisz się w nocy.”
To
zdanie można rozumieć dwojako: albo wierci się Wagabunda i mamy do
czynienia z naruszeniem kanonu, jako że do tej pory dziewczyna
dzieliła manieryzmy i umiejętności swej żywicielki, albo wierci
się Mel i...cóż...jest już tak dalece pogodzona z utratą
kontroli nad swym ciałem, że odnosi się do niego jako do własności
najeźdźcy. Ponieważ zakładam, iż Meyer miała na myśli to
pierwsze:
Świat
według Terencjusza: 22
A tak
swoją drogą, to czy Melanie sypia – teraz, kiedy jej ciałem
zawładnęła obca osoba? Duszka wspomniała wprawdzie w rozmowie z
terapeutką, iż panna Stryder bywa „jakby uśpiona”, ale mogła
to być tylko przenośnia, oznaczająca, iż w owych chwilach
dziewczyna siedzi cicho. To dopiero przerażająca perspektywa –
konieczność męczenia się w klatce zbudowanej z własnego
organizmu, bez możliwości choćby ucieczki w sen (przerażająca i
intrygująca, a zatem nigdy nie zostanie zgłębiona).
Wagabunda
panikuje, gdy Melania przypadkowo zdradza, iż mogą natknąć się
na nieproszonych gości:
„Żadne zwierzęta nie przyjdą i cię nie zjedzą. Jest za gorąco, żeby poczuły twoje ciepło i...”
Sprawdźmy.
Oto pustynie leżące na terenie Arizony. Najbliżej Picacho Peak znajduje się Sonoran Desert. Jak podaje ta strona ,
w nocy temperatura na tamtejszym terenie osiąga nierzadko 32 stopnie
Fahrenheita, co w przeliczeniu na naszą skalę jest równe dokładnie
zeru stopni Celsjusza.
...Faktycznie,
gorąco jak cholera.
Kosmitka
dostaje ataku histerii, ale Mel uspokaja ją nowym argumentem: jeśli
będzie leżeć spokojnie, to nic jej się nie stanie (mniemam, iż
zmiana taktyki spowodowana została faktem, że nawet ktoś tak mało
spostrzegawczy jak Wagabunda nie jest w stanie uwierzyć w niezwykły
żar niemal minusowych temperatur). Dusza płacze, że czeka ją
niegodna śmierć z rąk dzikich bestii, na co żywicielka każe jej
wziąć się w garść:
Odpowiedziała takim tonem, że wyobraziłam sobie, jak przewraca oczami.„Przestań się mazgaić, jesteś dorosła. Nic cię nie zje. Połóż się i odpocznij. Jutro będzie gorzej niż dzisiaj.”
Lubię
Melę. Potraficie sobie wyobrazić tego typu zdanie wychodzące z ust
Belli? Ja też nie. Szkoda tylko, że stalowy charakter naszej
dziewoi odejdzie w zapomnienie w tej samej chwili, gdy na horyzoncie
pojawi się widmo psycho!Jareda.
Wspomniałam
już, że nie przepadam za głównym tru loffem tej powieści?
Chcąc
nie chcąc, Wagabunda kładzie się na ziemi i znużona po
całodziennym marszu błyskawicznie zasypia. Wbrew opkowemu kanonowi,
pierwszą rzeczą, którą robi rankiem po przebudzeniu jest –
miast długich ablucji w łazience – przeszukanie torby w celu
odnalezienia butelki z wodą. Okazuje się, że kosmitka zużyła już
ponad połowę zapasów, co spotyka się z naganą ze strony Melanie.
Dziewczyna w ramach pokuty nie bierze ani łyka i karnie zbiera się
w dalszą drogę.
W miarę jak słońce wznosiło się i przybierało na sile, coraz bardziej doskwierał mi również żołądek. Wił się i kurczył w regularnych odstępach czasu, daremnie domagając się posiłku. Po południu byłam już tak głodna, że rozbolał mnie brzuch.„To jest nic”, przypomniała Melanie. „Bywało gorzej”.„Może tobie”, odparowałam. Nie miałam ochoty słuchać o jej wyczynach.
Wiecie
co? NAPRAWDĘ lubię Melę. I właśnie odkryłam, dlaczego.
Spójrzcie
na ten cytat. Melanie jest zaradną, zdecydowaną, niezależną
dziewczyną która potrafi zacisnąć zęby i bez narzekań znosić
fizyczne cierpienie. Posiada cechy, których próżno póki co
dopatrywać się w Wagabundzie – cechy, które w rozumieniu Meyer
czynią z niej Scary Sue.
Ci
z Was, którzy czytali sagę wiedzą, o czym mówię. Przypomnijcie
sobie Leę i Rosalie – dwie silne postacie, nieustannie
przedstawiane w negatywnym świetle tylko dlatego, że miały
czelność brać życie w swoje ręce i nie bały się mówić tego,
co myślały. Dla Stefy ideałem kobiety jest cicha i potulna istota
w pełni podporządkowana swemu mężczyźnie – innymi słowy,
Bella.
Zresztą,
wiecie co? Zróbmy sobie małe zastawienie.
Melanie
|
Wagabunda
|
Bella
|
Bez
marudzenia znosi trudy koczowniczego życia
|
Nieustannie
biadoli nad warunkami, w jakimi się znajduje
|
Nie musi
się wysilać, zawsze znajdzie się bowiem jakiś tru loff, gotowy
nieść ją na rękach; w przypadku braku tru loffa – zwija się
w kłębek i płacze nad swym ciężkim losem
|
Priorytetem
jest dla niej życie i bezpieczeństwo najbliższych
|
Nie
troszczy się o nikogo poza duetem J&J, która to troska jest
spowodowana magicznym odpowiednikiem dragów
|
Nie
troszczy się o nic poza zrealizowaniem swego największego
marzenia – przemiany w piękne, błyszczące monstrum
|
Potrafi
postawić na swoim, gdy bardzo jej na czymś zależy
|
Większość
jej decyzji wynika z wpojenia
|
Pozwala
swemu facetowi decydować o tym, z kim będzie się spotykać,
gdzie pójdzie na studia, kiedy przeżyje swój pierwszy raz i co
zje na śniadanie
|
Myśli
racjonalnie
|
Nieustannie
marudzi
|
Nie myśli
|
I
tak dalej, w tym tonie. Nie trzeba geniuszu, by domyślić się, kto
ma być główną bohaterką tej serii – co automatycznie sprawia,
że serca czytelników kierują się ku opcji numer dwa, czyli w
założeniu „niemiłej” Melanii.
Najgorsze
w tym wszystkim jest zaś to, że już za kilka rozdziałów cała
postać panny Stryder weźmie w łeb na skutek pojawienia się jej
ukochanego jaskiniowca. Naprawdę – IQ Mel spadnie tak drastycznie,
że na tle jej postępowania Bella Swan wyda wam się inteligentną i
rozważną osobą, a z twardej i dość uszczypliwej dziewczyny
wyewoluuje złośliwa harpia. Żebyście mieli jasność sytuacji –
owa metamorfoza zdaniem Meyer będzie zjawiskiem pozytywnym,
wynikającym z kojącej obecności tru loffa (z tym akurat ciężko
się kłócić; dłuższe przebywanie z Jaredem to pewny sposób, by
ujawniła się mroczna strona natury nawet najniewinniejszego ze
stworzeń).
Po raz tysięczny omiatając mechanicznie horyzont, pośrodku północnego łańcucha gór ujrzałam nagle masywną bryłę w kształcie kopuły. Luka wyglądała z dużej odległości jak malutkie wgniecenie.
Poddaję
się. Nie mam pojęcia, gdzie one właściwie są i na co patrzy
Wagabunda – bo wszystkie góry na terenie PPSP pasujące do danego
opisu są po prostu niemożliwe do przeoczenia nawet przy pierwszym
spojrzeniu na okolicę. Może ktoś z Was ma jakiś pomysł? Moja
oferta dotycząca fica wciąż jest aktualna.
Dziewczyny
posuwają się naprzód, a Wagabunda najwyraźniej zerknęła na moją
tabelkę i postanowiła się poprawić, bo ogranicza ilość
przyjmowanych płynów i konsultuje się z żywicielką za każdym
razem, gdy ma ochotę się napić (brawo, skarbie, oto twoja złota
gwiazdka). W pewnym momencie kosmitka dostrzega niewielką ścieżkę
i postanawia ułatwić sobie życie idąc po już wydeptanej drodze,
jednocześnie uspokajając zaniepokojoną Mel, że zawróci, jeśli
okaże się, iż szlak wiedzie zbyt daleko od punktów kontrolnych.
Dokąd jednak prowadzi owa dróżka?
Być może dzięki temu dostrzegłam hen w dali zagadkową szarą plamę. Mrugnęłam kilka razy, żeby sprawdzić, czy wzrok mnie nie myli. Kolorem nie przypominała skały, ani kształtem drzewa. Mrużyłam oczy i zachodziłam w głowę.W pewnej chwili zamrugałam znowu i nagle plama nabrała konkretnego kształtu. Wydała się też mniej odległa. Był to mały, szarawy budynek.Melanie zareagowała paniką. Nie myśląc dużo, zbiegłam ze szlaku i skryłam się wśród krzaków, stanowiących zresztą dość wątpliwą zasłonę.„Poczekaj”, powiedziałam. „Na pewno jest opuszczony.”
Przyznaję
się bez bicia – to jeden z tych momentów gdy nie jestem pewna,
czy to ja coś przegapiłam, czy też książce nagle urywa od logiki
(zjawisko, które będziemy obserwować notorycznie od rozdziału
czterdziestego ósmego w górę). Spójrzmy, jak to wygląda:
dziewczyny znajdują jakiś budynek i zaniepokojone dają dyla w
krzaki, obawiając się spotkania z jego mieszkańcami.
Przeanalizujmy sytuację.
1)
Tak, to prawda –
istnieje szansa, że ktoś tam mieszka. Na przykład jacyś ludzie,
ot, chociażby wuj Jeb razem z Jamiem i Jaredem.
CZY
NIE O TO CHODZIŁO NAM PRZEZ CAŁY TEN CZAS?!
Melania
zmusiła Wagabundę do włóczenia się po pustyni, mając nadzieję,
że znajdzie ludzkie skupisko. Właśnie odnalazły domek na
pustkowiu, niedaleko skał, które swego czasu wujaszek oznaczył
jako wskazówki do odnalezienia tajnej kryjówki. DLACZEGO zatem
pierwszą reakcją Mel jest ucieczka, miast radości, że oto
potwierdzają się jej nadzieje?!
2)
Pamiętacie ranczo Stryderów? Ja pamiętam. Dziwna rzecz – chociaż
w teorii leży ono na terenie parku (nie, Stefa, nie zapomnę ci
tego), w praktyce Melanie nigdy nie zakłada, aby to właśnie owo
miejsce miało stanowić tajną bazę. To w sumie logiczne – rancza
są dosyć spore i ciężko je ukryć – ale mimo tego nigdy nie
dostajemy choćby wzmianki o tym, że Mel wie, gdzie się ono
znajduje i ani razu nawet nie rozważa możliwości, iż ktoś mógłby
tam być. Oczywiście, jak już wspominałam, owo miejsce w ogóle
NIE POWINNO istnieć, być może czytelnicy mają zatem założyć,
iż zostało zburzone po ustanowieniu Picacho Peak State Park. W
każdym razie, nie należy do niego najwyraźniej ów szary domek
(Mela miała zdjęcie rancza, powinna była więc być w stanie je
rozpoznać), co oznacza, iż...
3)
...Stryderowie
nie byli jedyni – ktoś inny najwyraźniej także postanowił
zbudować się na terenie prawnie chronionym. Cóż, najwyraźniej
miał dobrych adwokatów, skoro budynek przetrwał do dnia
dzisiejszego.
„Skąd wiesz?” Była tak stanowcza, że musiałam się skupić na stopach, by móc nimi poruszyć.„Kto chciałby tu mieszkać? My, dusze, jesteśmy istotami społecznymi.”
Cóż,
patrząc na ciebie mam pewne wąt...Ach, oczywiście, zapomniałam –
ty jesteś unikalnym płatkiem śniegu, który nie nadaje na tych
samych falach, co plebs. Skąd my to znamy, hmm?
Bellanda
Wandella van der Mellen : 12
Słyszałam w swoich słowach nutę goryczy i wiedziałam, skąd się wzięła. Oto stałam – dosłownie i w przenośni – na środku pustkowia. Dlaczego nie byłam już częścią mojego społeczeństwa? Dlaczego czułam, że... że n i e c h c ę nią być? Czy w ogóle kiedykolwiek należałam do społeczności, którą uznawałam za swoją własną? Czy nie z tego właśnie powodu każde kolejne życie zaczynałam na innej planecie? Czy zawsze byłam inna, czy też jest to wątpliwa zasługa Melanie? Czy ta planeta mnie zmieniła, czy też po prostu uświadomiła mi, kim jestem?
...Meyer,
wiem, że dopiero co nagrodziłam twego najnowszego awatara punktami,
ale błagam, przynajmniej postaraj się ukryć, że nie jesteś w
stanie wymyślić żadnej innej protagonistki poza swym self
insertem.
Bellanda
Wandella van der Mellen : 13
Melanie
nie przejmuje się Weltschmerzem intruza (punkt dla niej) i domaga
się, by czym prędzej oddaliły się od tajemniczego domu. Kosmitka
uspokaja ją, że dusze nie lubią życia w samotności, więc
schronienie najpewniej należy do jakiegoś człowieka.
Stanowczo odrzuciła moją sugestię. „Nikt by tutaj nie przeżył, na takiej otwartej przestrzeni. Na pewno sprawdziliście starannie wszystkie budynki. Ktokolwiek tu mieszkał, musiał stąd uciec albo stał się jednym z was. Wuj Jeb na pewno ma lepszą kryjówkę.”
Innymi
słowy, nici z rancza-widma.
Okazuje
się jednak, że dziewczyny mają dużo poważniejszy problem:
„A co, jeżeli tam są ludzie? Nie wujek Jeb z Jaredem i Jamiem. Co będzie, jeśli znajdzie nas ktoś inny?”Potrzebowała chwili, żeby to przemyśleć. „Masz rację. Zabiliby nas od razu. Jasne, że tak.”
Po
ostatnim rozdziale obiecałam sobie, że już nigdy nie zafunduję
Wam tak olbrzymiej porcji przemyśleń naraz. Słowa dotrzymam, co
nie oznacza, że ostatecznie kończę z wywodami; jeden z nich,
traktujący o kwestii wspomnianej w cytacie wyżej, czeka Was za dwa
tygodnie.
Ostatecznie
dziewczyny uznają, że skoro gatunek żadnej z nich nie mógłby
zamieszkiwać tego miejsca, to dom najpewniej jest porzucony; Mel
nakłania duszkę, aby weszła do środka i zabrała co się da,
przede wszystkim broń.
Wzdrygnęłam się, widząc w jej myślach ostre noże i długie metalowe narzędzia. „O nie, żadnej broni.”„Ech. Jak to możliwe, że ludzkość dała się pokonać takim mięczakom?”„Wystarczyło nieco sprytu i przewaga liczebna.”
Wystarczyło
nieco sprytu.
SPRYTU.
„Każdy człowiek, nawet młody, jest sto razy bardziej niebezpieczny niż dusza. Ale wy jesteście jak pojedynczy termit w mrowisku. A my wytrwałe dążymy do wspólnego celu, pracując w zgodzie i harmonii.”
Proletariusze
wszystkich krajów...ekhm, to jest: „Hej, dzieci, jeśli chcecie...”
Wagabunda
w końcu wchodzi do środka. Okazuje się, że dom jest w stanie
ruiny, a jego gospodarze ewidentnie opuścili go już jakiś czas
temu. Duszka próbuje odkręcić kran, ale nic z niego nie leci:
Rzeczywiście, doprowadzanie wody do takiego miejsca byłoby marnotrawstwem. Dusze nigdy nie dopuszczały do podobnych absurdów.
Primo:
Skoro nikt nie doprowadził kanalizacji, to właściciele musieli
mieć jakieś inne źródło pozyskiwania wody, czyż nie? Nawet,
jeśli uznamy, iż owo tajemnicze źródło jest już nieaktywne –
na co im w takim układzie zlew w kuchni?
Secundo:
Cóż, to faktycznie wspaniale świadczy o waszej nacji, Wagabundo –
wygląda na to, że jeśli ktoś zdecyduje się żyć z dala od
komuny, musi liczyć się ze śmiercią z odwodnienia.
Wagabunda
dalej przeszukuje mieszkanie i natrafia na stertę starych gazet:
„Jeszcze z waszych czasów”, zauważyłam. „Zresztą można się było łatwo zorientować i bez tego”.Ojciec spalił żywcem trzyletnią córeczkę, krzyczał nagłówek opatrzony zdjęciem anielskiej twarzyczki jasnowłosej dziewczynki. Nie była to nawet pierwsza strona gazety. Opisana tu historia najwyraźniej nie została uznana za dość odrażającą. Nieco niżej widniał portret mężczyzny poszukiwanego od dwóch lat za zamordowanie żony i dwójki dzieci – ktoś prawdopodobnie widział go w Meksyku, informowała gazeta. Dalej wiadomość o śledztwie w sprawie oszustw i zabójstwa, jakich miał się dopuścić pewien wpływowy bankowiec. O pedofilu, którego wypuszczono na wolność po tym, jak przyznał się do winy. O zadźganych psach i kotach znalezionych w kuble na śmieci.Wrzuciłam gazetę z powrotem do szafki, przerażona tym, co przeczytałam.
Po
pierwsze, Meyer, czy ty w ogóle trzymałaś kiedyś w ręku gazetę?
Jest fizycznie niemożliwym, aby jakiekolwiek pismo składało się
wyłącznie z hiobowych wieści – no, chyba, że to hiperbola
duszki, starannie wyłapującej tylko to, co chce wyłapać.
Po
drugie, Meyer:
Mam
dosyć słuchania tego, jaką niegodną i marną rasą jesteśmy –
i to w dodatku z TWOICH ust. Nie mam pojęcia, dlaczego jesteś tak
bardzo nieszczęśliwa w związku z byciem człowiekiem, ale może
wypadałoby skonsultować to ze specjalistą.
Tak,
ludzkość jest zdolna do strasznych czynów. Tak, powinno się karać
oprawców i psychopatów, aby nigdy nie byli w stanie skrzywdzić
nikogo więcej. Nie, nie znaczy to, że jesteśmy zgnili i zepsuci z
definicji i NIE, jakieś błyszczące robale
NIE
mają prawa do zagarnięcia naszej planety i naszych żyć i robienia
z nimi, co im się żywnie podoba.
Adolf
approves : 17
Nawiasem
mówiąc, Meyer jest członkinią Kościoła Jezusa Chrystusa
Świętych w Dniach Ostatnich, którego wiernych określa się
zwykle mianem Mormonów. Tu możecie
sobie przeczytać o ich idei życia po życiu. Jestem zdania, iż nie
można łączyć osoby pisarza i jego przekonań z jego dziełem,
które jest wszak fikcją literacką – ale mówimy tu o Stefie,
która nigdy nie stworzyła niczego poza własnym self insertem
wsadzonym w akcję utkaną z marzeń i mokrych snów. Biorąc to pod
uwagę, owe wywody o ludzkiej marności stoją w interesującej
sprzeczności do tego, w co w teorii winna wierzyć Stefcia. Jak się
ma nasza rzekomo mordercza natura do idei Trzeciego Nieba, Meyer?
„To nie była norma, to były wyjątki”, pomyślała cicho Melanie, nie dopuszczając, by mój niesmak zabarwił jej wspomnienia z tamtych lat.„Ale chyba rozumiesz, iż dusze miały powody przypuszczać, że będą lepszymi Ziemianami? Że może jednak nie zasługujecie na ten piękny świat?”
Mam
pytanie. Co takiego uczyniły dusze, by uznać, że to ONE zasługują
na życie na Ziemi?
Mówię
poważnie. Dusze to pasożyty, w dosłownym tego słowa znaczeniu –
żerują na tym, co stworzyły inne rasy, same w żaden sposób nie
przyczyniając się do kultury czy nauki. Są odpowiednikiem gościa,
który przyłazi na przyjęcie i wypija cały alkohol, mimo że nie
dołożył się do składki, a w dodatku przez cały czas krytykuje
gospodarzy. Z jakiej racji mam kibicować ich działaniom,
prowadzącym do anihilacji wszystkiego, co stworzyło nasz świat w
pierwszej kolejności?
Adolf
approves : 18
„Skoro chcieliście oczyścić całą planetę z ludzi, to może trzeba ją było wysadzić w powietrze” odparowała jadowitym tonem.„Wbrew temu, co sobie wyobrażają wasi pisarze science fiction, nie dysponujemy odpowiednią technologią.”Mój żart ani trochę jej nie rozbawił.„Poza tym byłoby to straszne marnotrawstwo”, dodałam. „To cudowna planeta. Oczywiście nie licząc pustyni.”
…
...Cofam
wszystko, co mówiłam do tej pory: Meyer OGLĄDA Supernatural. Tyle
tylko, że trzyma z Lucyferem.
W sumie nie powinno mnie to dziwić – ostatecznie był kiedyś
najpiękniejszym i najpotężniejszym z archaniołów, a jak
doskonale wiemy, te dwie cechy to dla Stefy synonim boskości.
Naprawdę,
Stefciu, jeśli twoje robale mają ten sam tok rozumowania co szatan,
to niechybny znak, że należy poważnie przemyśleć konstrukcję
swych bohaterów.
Adolf
approves : 19
„Właśnie tak zdaliśmy sobie sprawę z waszej obecności”, powiedziała, wracając myślami do potworności z gazety. „Kiedy w telewizji zaczęły lecieć same budujące reportaże, narkomani i pedofile ustawiali się w kolejkach do szpitali i w ogóle zapanowała jedna wielka sielanka – wtedy przejrzeliśmy na oczy.”– No tak, co tu dużo mówić, świat zszedł na psy – odparłam z przekąsem.
Naprawdę,
nie mam ochoty po raz kolejny pochylać się nad kwestią źli ludzie
vs. dobre ameby; zamiast tego przyjrzyjmy się fragmentowi
dotyczącego przemian.
Pedofile
ustawiali się w kolejce – innymi słowy, dusze przejmujące
pedofilów przejęły zarazem ich zboczenie (logiczne, biorąc pod
uwagę, iż owa dewiacja związana jest ze zmianami w mózgu).
Wiecie, co to znaczy? Duszki mają przekichane. Nigdy nie dowiemy
się, na jakiej zasadzie organizowane jest zaludnianie nowej planety
i wybieranie żywicieli (to oznaczałoby konieczność stworzenia
świata przedstawionego), ale ktokolwiek zajmuje się ową dziedziną,
musi mieć bardzo niewdzięczne zadanie – albo poczucie humoru
godne Jokera. Naprawdę, kto normalny wsadziłby (teoretycznie)
niewinną duszę w ciało zboczeńca, skazując ja tym samym na
nieustanną walkę ze swoją-nieswoją naturą?
Gratulacje
Meyer – wygląda na to, iż dusze nienawidzą nie tylko naszego
gatunku, ale w dodatku i własnych rodaków.
Uff,
koniec z problemami natury moralnej – Wagabunda odnajduje krakersy
oraz ciastka z kremem i przestaje gadać, zamiast tego używając
pyszczka do przeżuwania. Stefcia, zdaje się, próbuje tu wykreować
obraz Wagabundy padającej z głodu, ale ponieważ nasza narratorka
brzmi dokładnie tak samo umierając z pragnienia i śniąc o tru
loffie, ciężko mi się wzruszyć. Następnie Mel zwraca jej uwagę
na butelkę z wybielaczem – a raczej, jak się okazuje, z wodą
zakonserwowaną poprzez osad z wybielacza. Osłabiona kosmitka chwilę
mocuje się z nakrętką, po czym wreszcie bierze długo wyczekiwany
łyk wody (pamiętajcie, jest bardzo spragniona; nie martwcie się,
jeśli tego nie odczuliście, ów fakt jest ostatecznie ciężki do
wywnioskowania z jej logicznych tyrad na moralne tematy), a po
zaspokojeniu pragnienia napełnia puste butelki resztą płynu i,
zadowolona, opuszcza chatkę.
No
dobrze, czas na małe podsumowanie. Wiecie, na czym polega problem
tego odcinka? Jest kompletnie pozbawiony klimatu.
Nie
załączałam do analizy fragmentów związanych z kondycją
Wagabundy, nie miało to powiem większego sensu. Teraz chciałabym
jednak, aby spojrzeli na to:
Włosy przykleiły mi się do spoconej głowy, bladożółta koszulka lepiła się nieprzyjemnie do ciała. Po południu nadeszły gorące podmuchy wiatru, sypiąc piaskiem w twarz. Upalne powietrze wysuszało mi skórę, pokrywało włosy piachem, nadymało zesztywniałą od zaschłej soli koszulkę. Szłam przed siebie.
Nic nie odpowiedziałam, tylko zarzuciłam torbę na ramię, nie biorąc ani łyka. Miałam okropnie sucho w ustach, czułam w nich gorycz i pył. Ruszyłam przed siebie, starając się o tym nie myśleć i nie przeciągać szorstkim jak papier ścierny językiem po zapiaszczonych zębach.
Skończyłam jedno opakowanie krakersów i zabierałam się za następne. Były nieświeże, ale i tak smakowały jak ambrozja. Kiedy skończyłam trzecie, uświadomiłam sobie, że popękane wargi i kąciki ust palą mnie od soli.Poszłam za radą Melanie i dźwignęłam jedną z butelek. Okazało się wówczas, że mam bardzo mało siły w ramionach – ledwie dałam radę. Zaniepokoiło to nas obie. Ile zdrowia straciłyśmy? Jak długo jeszcze wytrzymamy?(…)Woda, bez dwóch zdań. Zatęchła, ale jednak. Wzięłam mały łyczek. Nie był to smak górskiego strumyka, ale nareszcie poczułam w ustach wilgoć. Zaczęłam pić łapczywie.„Nie rozpędzaj się tak”, przestrzegła mnie Melanie i musiałam przyznać jej rację. Miałyśmy farta, znajdując wodę, ale nie znaczyło to, że można ją roztrwonić. Poza tym usta przestały mnie już palić i znowu miałam ochotę coś zjeść. Sięgnęłam po zgniecione ciastka z kremem i wylizałam trzy prosto z papierka.
W
razie, gdybyście nie wiedzieli, o co chodzi – tak, zdaniem
autorki, wygląda tok myślowy i zachowanie wygłodzonej osoby na
skraju odwodnienia. I tak, to wszystko w tym temacie w rozdziale
jedenastym.
Meyer,
przykro mi to mówić, ale nie każdy może być Sienkiewiczem i
poświęcić pół dzieła na opis podróży przez pustynię; ty nie
potrafisz wykreować wystarczającej ilości napięcia nawet w
obrębie kilku stron. Nie ma nic złego w tworzeniu rozdziału
poświęconego tylko i wyłącznie zmaganiu z nieprzyjaznymi siłami
Matki Natury; problem w tym, że w takim układzie czytelnik musi
otrzymać bardzo plastyczne i wiarygodne opisy przeżyć – zarówno
fizycznych, jak i psychicznych – bohatera. Gdyby Wagabunda nie
powtarzała od czasu do pory, że jest spragniona, nie miałabym
pojęcia, że w ogóle jej coś dolega, bowiem raczy nas tą samą
pozbawioną emocji narracją, co w poprzednich odsłonach. Dałam ci
już małą próbkę w rozdziale pierwszym, Stefciu; głos
pierwszoosobowego narratora musi odzwierciedlać stan protagonisty
nie tylko treścią, ale i formą. Ponieważ jednak tak się nie
dzieje, dzisiejszy rozdział jest zwykłym zapychaczem, nie
przedstawiającym nam niczego nowego ani w kwestii fabuły, ani życia
wewnętrznego twych pacynek.
Witaj,
Morfeuszu : 8
Czy
nasze bohaterki dotrą wreszcie do celu? Przekonamy się w kolejnym
odcinku.
Statystyka:
Adolf
approves : 19
Bellanda
Wandella van der Mellen : 13
Gotuj
z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 4
Świat
według Terencjusza: 22
Witaj,
Morfeuszu : 8
Maryboo
Stefa i jej antyludzkie filozofie... Może ona ma za sobą całe sekwencje traum różnorakich i pisze te brednie celem podleczenie zwichrowanej psychiki?
OdpowiedzUsuńCóż, co by to nie było, ktoś zdecydował się to wydać i hańba mu.
I ktoś to kupuje i czyta...
OdpowiedzUsuńA może one umrą z odwodnienia na tej pustyni albo coś je zeżre i po kłopocie?
Jakby ktoś nakręcił gore "Bohaterki Meyer kontra mutanci kanibale" to bym nawet obejrzała..
Chomik
Podziwiam Was za wytrwałość i zaangażowanie jakie wkładacie w tę analizę. Ja nie jestem w stanie zmusić swojego mózgu do rozumienia i analizowania tych nudnych dyrdymałów Stefki. Mój wzrok ledwie prześlizguje się po tych niebieskich literkach, a Wy potraficie stworzyć z tego kawał dobrej roboty. Naprawdę, uszanowanko!
OdpowiedzUsuńLucyfer z SPN przynajmniej był zabawny i momentami można mu było współczuć. Dusze są po prostu obrzydliwe i nie da się ich lubić. Podziwiam Was, że dajecie radę to czytać.
OdpowiedzUsuń"Po ostatnim rozdziale obiecałam sobie, że już nigdy nie zafunduję Wam tak olbrzymiej porcji przemyśleń naraz." Ale... dlaczego? Przecież przemyślenia są najlepszą częścią analizy! Ja bym chciała nawet więcej :)
OdpowiedzUsuńThis!
UsuńDopisuję się do prośby.
UsuńJa tesz, ja tesz!
UsuńWłaśnie, elokwentne i merytoryczne jechanie po tym shicie to najlepsza część analiz!
UsuńMiałam napisać to samo. :p
UsuńPodpisuję się pod poprzednikami. ^ ^
UsuńJa też. Od kiedy zaczęłam czytać wasze analizy, na innych tego typu blogach brakuje mi właśnie tego waszego rzeczowego podejścia do sprawy. To jest najlepsze.
UsuńCelne spostrzeżenie z diaboliczną filozofią książek Meyer. Cholera, jeśli ktoś naprawdę obawia się wpływu "Srogiego ciemności hetmana" na dzieci i młodzież, to książkami pani Meyer powinien zająć się na pierwszym miejscu, bo podejrzewam, że większość czytelników łyka tę "lucyferyczność" całkiem nieświadomie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i kłaniam się nisko, Wypłosz
A mnie zastanawia... właściwie czemu te dusze są tak hiper i super (znaczy, my wiemy, że nie są, mnie ciekawi, co naprawdę na ten temat myśli Meyer), poza tym, że nie wyrzynają się w pień? Dusze chyba nie przestały wydobywać ropy, węgla, wycinać lasów tropikalnych i wypuszczać do atmosfery ton dwutlenku węgla. Prawdopodobnie (o zgrozo!) jadają też ryby i hamburgery (ach, biedna dziura ozonowa, biedne zwierzątka)... To po prostu zamiana jednego niszczyciela planety na inny (i w sumie, jak tam niby wygląda problem przeludnienia, skoro one się rozmnażają tak, jak się rozmnażają?)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jedyną ,,przewagą" duszek nad ludźmi jest to, że nie zabijają siebie nawzajem. Możliwe, że wprowadziły własne, bardziej przyjazne środowisku rozwiązania pewnych spraw (jak ich super-hiper-niesamowite leki), ale w gruncie rzeczy niewiele się zapewne zmieniło. Ale nie przypominam sobie, żeby jakaś duszka stwierdziła, że ich obecność na jakiejkolwiek planecie przyczyniła się do jej rozwoju - za to, jak czytamy w tym rozdziale, „Poza tym byłoby to straszne marnotrawstwo”, dodałam. „To cudowna planeta. Oczywiście nie licząc pustyni.”. Gdyby dusze były naprawdę takie wspaniałe, Wanda odpowiedziałaby coś w stylu ,,Oczywiście, że nie wysadzilibyśmy planety! Nie zamordowalibyśmy tylu żywych istot!". Zamiast tego stwierdza, że zniszczenie Ziemi byłoby złe, bo przecież to taka piękna planeta. „Ale chyba rozumiesz, iż dusze miały powody przypuszczać, że będą lepszymi Ziemianami? Że może jednak nie zasługujecie na ten piękny świat?” I znowu, tak naprawdę liczy się tylko to, żeby dusze mogły podziwiać widoki. Sama planeta i żyjące na niej stworzenia nikogo nie interesują, prawda?
UsuńUczucia do Jareda podzielam ;/
OdpowiedzUsuńDawno się nie odzywałam, co nie znaczy że przestałam czytać analizy, po prostu nie widzę sensu pisać kolejny raz to samo.
OdpowiedzUsuńMaryboo co do twojego pytania geograficznego, żadne inne sensowne wyjaśnienie poza "to jest meyerland" nie przychodzi mi do głowy -.-"
A mnie się w związku z tą gazetą przypomina coś innego, w którejś z poprzednich analiz była mowa o tym, że najlepiej (i z najczęściej nieletalnym skutkiem, bo przecież zdarzają się odrzuty, a po odrzutach eee dawca umiera) przystosowują się dzieci. A po przejęciu ciała przez robale to dziecko też umiera, zostaje tylko skórny kubraczek.
OdpowiedzUsuńMoże mi ktoś wyjaśnić, dlaczego te ameby za stosowny prowiant na pustynię uznały BATONIKI?
OdpowiedzUsuńto bardzo dobre pytanie. Cóż można powiedzieć one są bardzo głupie.
UsuńMoim zdaniem Stefa stworzyła świat, w którym bohaterki jedzą co i ile chcą i nie tyją. I na podstawie tego uznała, że gdyby kobiety nie były ograniczone troską o figurę, to jadłyby tylko mało pożywne i nie wnoszące nic do organizmu pożywienie.
UsuńA mnie zaciekawiło coś innego. Cały czas Wagabunda jest opisywana jako kobieta. A jest gdzieś powiedziane, że te sparklące ameby mają w ogóle płeć? Czy dopasowują się do płci żywiciela? A do jego orientacji seksualnej też? ;)
OdpowiedzUsuńByłoby cokolwiek zabawnie, gdyby heteroseksualna samiczka Wagabunda wlazła do kręgosłupa jakiemuś panu, też hetero, który np. leci na swoją koleżankę z pracy. :P Zmieniłaby orientację dzięki żywicielowi, a może to jej żywiciel zostałby pod jej wpływem gejem? ;)
Niby dlaczego koncept wiary jest czymś niespotykanym dla dusz?
Nie znam się, nie czytałam "Intruza", ale być może są to istoty duchowo podobne Mr Spockowi, który czci logikę? ;) Wiara, jakakolwiek, jest nielogiczna (to tylko myślenie życzeniowe aka pobożne życzenia) i może dlatego jest amebom obca? Tak tylko zgaduję, bo wcale koncept wiary nie musi być jakimś ogólnogalaktycznym dogmatem (tym bardziej wiara religijna, która raczej powinna być wymarłym konceptem wśród wysoko rozwiniętych spoleczeństw).
...ciastka z kremem w opuszczonej od dawna chatce? Przecież po dwóch dniach już nie dałoby się ich zjeść.
- tey
,,normalny wsadziłby (teoretycznie) niewinną duszę w ciało zboczeńca"
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom, to ma sens. Pedofil nie ma dewiacji wypisanej na czole, więc czasami musieli być omyłkowo brani za normalnych.