niedziela, 13 października 2013

Rozdział XI: Pragnienie

Nie, Beige Was nie okłamała; dzięki uprzejmości PKP dotarłam jednak do domu wcześniej, niż się spodziewałam, a ponieważ będę miała jutro multum pracy – stąd notka jeszcze dziś (albo, jak ktoś woli, zgodnie z zapowiedzią - z jednodniowym opóźnieniem ;)).

Okazuje się, iż po spokojnej nocy nadszedł dzień pełen trudów; Wagabunda, szukając drugiego z punktów orientacyjnych, rozpędziła się tak daleko, że straciła z oczu numer trzeci i musiała zawrócić, tym samym opróżniając do cna bak. Zdenerwowana dziewczyna nie ma ochoty na opuszczenie (już bezużytecznego) autka i odbycie dalszej drogi pieszo, ale Melanie popędza ją, grożąc, iż niedługo temperatura podniesie się do granic wytrzymałości.

Załadowałam wodę do torby, butelka po butelce, przeciągając każdy ruch. Następnie dorzuciłam ostatnie batoniki, także bez pośpiechu. Melanie przez cały ten czas podrygiwała zniecierpliwiona.

Niech zgadnę – Meyer nadal nie ma zamiaru wytłumaczyć nam, w jaki sposób kosmitka odczuwa podrygi swego żywiciela, zredukowanego wszak do niematerialnego bytu uwięzionego we własnym ciele?


Tak właśnie myślałam.
Wagabunda wreszcie wysiada z samochodu, gotowa na dalszą tułaczkę, ale Mel ma dla niej jeszcze jedno zadanie; nakazuje duszce zamaskować pojazd w celu uniknięcia dekonspiracji.

A może ja chcę, żeby nas znaleziono? Co, jeśli nie ma tam nic prócz słońca i piasku? Nie mamy jak wrócić do domu!”

Cóż, biorąc pod uwagę, iż Frollo Gaston Skaza Łowczyni darzy cię niechęcią tyleż dogłębną, co irracjonalną, jedynym rezultatem odnalezienia byłoby zapewne przesłuchanie w czarnym, czarnym pokoju i wynikające z niego karne pozbawienie mundurka. Być może nie zauważyłaś, Wagabundo, ale Łowczyni ma subtelną obsesję na punkcie ludzkich zbiegów i raczej nie ucieszyłaby się z wiadomości, że postanowiłaś grać dla przeciwnej drużyny.

Melania słusznie zauważa, iż nasza nieszczęsna plazma i tak nie ma domu (albowiem każdy wie, że tam dom twój, gdzie serce twoje), więc równie dobrze może zrobić dobry uczynek i pomóc pannie Stryder w odnalezieniu bliskich.

I tak już zabrnęłam w to za daleko. Nie miałam zamiaru pozbywać się ostatniej szansy powrotu. Może ktoś znajdzie samochód, a potem mnie. Będę mogła łatwo i szczerze wyjaśnić, skąd się tu wzięłam. Zbłądziłam. Straciłam orientację... głowę... rozum.

Stefa, ja WIEM, że twoi bohaterowie to idioci. Naprawdę, jestem tego doskonale świadoma. Wydaje mi się jednak, że Łowcy mieli w założeniu reprezentować inteligentną i sprawną organizacyjnie grupę szybkiego reagowania. Naprawdę sądzisz, iż istoty, których naczelnym zadaniem jest eliminowanie wszelkiego niebezpieczeństwa i przygotowanie planety do kolonizacji za pomocą kłamstw i oszustwa dałyby się nabrać na tak żałosną wymówkę – zwłaszcza, że Łowczyni doskonale wie o problemach i rozterkach wewnętrznych Wagabundy?

Kosmitka zostawia auto bez kamuflażu i rusza w drogę, rozmyślając o nieprzewidywalności losu – gdyby nie wybrała trasy wiodącej przez Picacho Peak bądź miała zaufanego Uzdrowiciela w San Diego, nie musiałaby teraz bawić się w Nel Rawlison.

(...) Gdybyśmy nie znalazły się tak blisko nich?
Właśnie przez kuszącą myśl, że Jared i Jamie mogą gdzieś tu być, nie potrafiłam się oprzeć temu szalonemu pomysłowi.

To nie ty. To Mel. Daj mi chwilkę, a udowodnię ci to, opierając się na kanonie ustanowionym (nieumyślnie) przez samą autorkę.

Melanie przyznaje, iż tak czy inaczej próbowałaby przekonać swego najeźdźcę do współpracy; następnie uderza w płaczliwy ton i prosi Wagabundę, aby zrobiła co w jej mocy, by ów akt nieposłuszeństwa nie sprowadził na duet J&J śmiertelnego zagrożenia.

Wcale tego nie chcę... Nie wiem, czy w ogóle potrafiłabym do tego dopuścić. Już chyba byłoby lepiej...
No właśnie, gdyby co? Gdybym sama umarła? Lepsze to niż wydać Łowcom kilku ludzkich niedobitków?
Znów obie zadrżałyśmy na tę myśl. Tyle że mnie moja reakcja przerażała, a ją cieszyła.

Spójrzcie na to. Spójrzcie na ten fragment.

To zabawne; czytając tego typu przemyślenia naszej protagonistki mam wrażenie, że Stefcia podświadomie podziela moje poglądy co do „miłości” duszy, ale nie ma zamiaru przyjąć do wiadomości, iż stworzyła tak uroczą dewiację. W efekcie co jakiś czas otrzymujemy akapit, który jasno pokazuje, że uczucia Wagabundy to jedna wielka ułuda, choć Meyer bynajmniej nie chce, byśmy patrzyli na to w ten sposób.

Wagabunda jest PRZERAŻONA myślą, że zdradza swoją rasę; uważa się za tchórza i odszczepieńca, a w dodatku ewidentnie nie może pojąć, co pcha ją do tego rodzaju czynów, choć zdaje sobie sprawę, iż ma to coś wspólnego z nowo odkrytymi uczuciami. My, bogaci w wiedzę dotyczącą wpojenia mamy tę przewagę, że doskonale widzimy, co jest grane – Melanie zupełnie nieświadomie szantażuje swego intruza emocjonalnie.
Kosmitka nie ma ŻADNEGO powodu, by działać na korzyść ludzkości, naraża bowiem tym samym na szwank swą reputację oraz zdradza własny gatunek. Rozważając całą sytuację w kategorii zysków i strat możemy mówić wyłącznie o stratach; patrząc z bardziej emocjonalnej strony – lojalność Wagabundy powinna leżeć po stronie pobratymców. Tak czy inaczej, jedynym, co popycha duszkę do działania wbrew sobie są emocje...należące do Meli.

Powtarzam po raz kolejny: Wagabunda nie kocha Jareda i Jamiego. Wagabunda jest odpowiednikiem osoby idącej do łóżka z nieznajomym pod wpływem ogłupiającej ilości alkoholu; niby sama podejmuje daną decyzję, ale przecież doskonale wiadomo, iż jej osądowi daleko w tym momencie do trzeźwości. Gdyby Melanie nagle się odkochała i przestała troszczyć się o brata, po determinacji duszy nie pozostałby nawet ślad. Wagabunda nie przemierza pustyni z własnej woli – jest jak pacynka, za której sznurki pociąga życie uczuciowe Melanii.

Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 3

Melanie nakłania Wagabundę, aby udały się w stronę trzeciego z punktów zaznaczonych na mapie; kosmitka odmawia, ponieważ...eee...nie chce oddalać się od wyznaczonej ścieżki, która może zaprowadzić ją z powrotem do samochodu i autostrady. Pragmatyzm to piękna rzecz, ale jak się powiedziało „a”, to trzeba powiedzieć „be” - skoro dziewczyny zgodziły się (nie, żeby jedna druga tego duetu miała cokolwiek do powiedzenia ze swoim wypranym mózgiem), że należy poszukać ostatniego ludzkiego skupiska, to nie widzę większego sensu w kurczowym trzymaniu się drogi, która i tak nie zaprowadzi ich do celu. I czy Wagabunda nie mogłaby, no nie wiem, jakoś znakować swej trasy? Szlaczek z kamyczków? Cokolwiek?

O ile [wuj Jeb] w ogóle żyje”, dodałam i westchnęłam, schodząc z bezpiecznej ścieżki w zarośla, wszędzie jak okiem sięgnąć jednakowe.My nie znamy czegoś takiego jak wiara. Nie wiem, czy to kupuję.”

...Ale...o co chodzi, u diabła? Niby dlaczego koncept wiary jest czymś niespotykanym dla dusz? Przecież to pozytywne zjawisko! Mam rozumieć, że np. podczas procesu hibernacji przed wylotem na nową planetę żaden kosmita nie dodaje sobie otuchy, powtarzając, że na pewno będzie fajnie i pozna dużo nowych kolegów? Meyer, stworzony przez ciebie świat i tak jest już wystarczająco niespójny i niedookreślony; nie utrudniaj nam desperackich prób ustalenia, jak właściwie wygląda życie twych ameb poprzez zalewanie nas tego rodzaju dziwacznymi informacjami.

Świat według Terencjusza: 21

...Zaraz...chyba, że...Stefa, proszę, powiedz, że nie zrobiłaś tego, o czym myślę i NIE zdecydowałaś się na zabawę z podwójnym znaczeniem słowa „wiara”. Wystarczy już, że główni źli sagi Zmierzch to karykatura władz kościoła katolickiego; nie potrzeba nam dalszych rewelacji w tym temacie.

Okazuje się, że z zaufaniem tez nie będzie łatwo (nie, to akurat dusze znają, po prostu nasza kosmiczna galareta nie ufa swemu żywicielowi).

Pomyśl tylko”, odparła, zmieniając temat. „Może jeszcze dzisiaj się z nimi zobaczymy.”
Tęskniłyśmy obie; niezależnie od siebie przywołałyśmy obraz dwóch twarzy, mężczyzny i chłopca. Przyspieszyłam kroku, nie do końca pewna, czy w pełni nad tym panuję.

Podpowiem ci: ni wuja. W dodatku – wybacz, że psuję ci humor – żadna z twych myśli dotyczących Howe'a i młodego Strydera nie należy do ciebie. Sorry, Winnetou.

Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 4

Zgodnie z przewidywaniami Melanii, wkrótce powietrze nagrzewa się jak piekarnik. Wagabunda jest zroszona potem i wykazuje kiepskie umiejętności survivalowe, wbrew radom Mel sięgając co chwilę po wodę i nie oszczędzając zapasów. Duszka idzie, idzie i podziwia pustynny krajobraz, jednocześnie wypatrując czwartego znaku:

Szukałam czwartego punktu, który Melanie pokazała mi dopiero dziś rano – dużego, kopulastego szczytu z okrągłym ubytkiem, jakby ktoś wydłubał kawałek skały łyżką do lodów. Rozglądałam się za nim co chwila, jak gdyby coś się mogło zmienić od ostatniego kroku. Miałam nadzieję, że to ostatni punkt, nie wiedziałam bowiem, jak daleko uda nam się dojść.

Primo: przyznaję, nie jestem piechurem, ale wydaje mi się, iż cała zabawa z poszukiwaniem skarbów polega na tym, że musisz iść krok po kroku zgodnie ze wskazówkami, tymczasem dziewczyny nie znalazły jeszcze nawet punktu nr 3. Jaki jest zatem sens wypatrywania dalszych podpowiedzi?

Secundo: Przejrzałam kilka zdjęć z PPSP i uznałam, że najbliższe opisowi Wagabundy jest to wzniesienie:



Zmierzamy więc w stronę Hunter Trail. Patrząc na mapę, którą zamieściłam dwa tygodnie temu, stwierdzam, iż ciężko byłoby NIE zauważyć tego konkretnego elementu krajobrazu. Szczerze mówiąc, wuj Jeb byłby dosyć kiepski w podchodach – zostawia bardzo, ale to bardzo ewidentne wskazówki.

Wagabunda zżera ostatni batonik (biorąc pod uwagę niezwykłe zdolności dusz w dziedzinie myślenia perspektywicznego, wciąż mam niejakie problemy z uwierzeniem, że ta rasa zdołała podbić choćby Planetę Glonów, nie mówiąc już o Ziemi) a następnie szykuje się lulu. Nie, nic nie pominęłam; Stefcia przeskakuje od upalnego popołudnia do wieczoru w obrębie jednego zdania.

Tutaj”, oznajmiła [Melanie]. „Jak najdalej od kaktusów. Wiercisz się w nocy.”

To zdanie można rozumieć dwojako: albo wierci się Wagabunda i mamy do czynienia z naruszeniem kanonu, jako że do tej pory dziewczyna dzieliła manieryzmy i umiejętności swej żywicielki, albo wierci się Mel i...cóż...jest już tak dalece pogodzona z utratą kontroli nad swym ciałem, że odnosi się do niego jako do własności najeźdźcy. Ponieważ zakładam, iż Meyer miała na myśli to pierwsze:

Świat według Terencjusza: 22

A tak swoją drogą, to czy Melanie sypia – teraz, kiedy jej ciałem zawładnęła obca osoba? Duszka wspomniała wprawdzie w rozmowie z terapeutką, iż panna Stryder bywa „jakby uśpiona”, ale mogła to być tylko przenośnia, oznaczająca, iż w owych chwilach dziewczyna siedzi cicho. To dopiero przerażająca perspektywa – konieczność męczenia się w klatce zbudowanej z własnego organizmu, bez możliwości choćby ucieczki w sen (przerażająca i intrygująca, a zatem nigdy nie zostanie zgłębiona).

Wagabunda panikuje, gdy Melania przypadkowo zdradza, iż mogą natknąć się na nieproszonych gości:

Żadne zwierzęta nie przyjdą i cię nie zjedzą. Jest za gorąco, żeby poczuły twoje ciepło i...”

Sprawdźmy. Oto pustynie leżące na terenie Arizony. Najbliżej Picacho Peak znajduje się Sonoran Desert. Jak podaje ta strona , w nocy temperatura na tamtejszym terenie osiąga nierzadko 32 stopnie Fahrenheita, co w przeliczeniu na naszą skalę jest równe dokładnie zeru stopni Celsjusza.

...Faktycznie, gorąco jak cholera.

Kosmitka dostaje ataku histerii, ale Mel uspokaja ją nowym argumentem: jeśli będzie leżeć spokojnie, to nic jej się nie stanie (mniemam, iż zmiana taktyki spowodowana została faktem, że nawet ktoś tak mało spostrzegawczy jak Wagabunda nie jest w stanie uwierzyć w niezwykły żar niemal minusowych temperatur). Dusza płacze, że czeka ją niegodna śmierć z rąk dzikich bestii, na co żywicielka każe jej wziąć się w garść:

Odpowiedziała takim tonem, że wyobraziłam sobie, jak przewraca oczami.
Przestań się mazgaić, jesteś dorosła. Nic cię nie zje. Połóż się i odpocznij. Jutro będzie gorzej niż dzisiaj.”

Lubię Melę. Potraficie sobie wyobrazić tego typu zdanie wychodzące z ust Belli? Ja też nie. Szkoda tylko, że stalowy charakter naszej dziewoi odejdzie w zapomnienie w tej samej chwili, gdy na horyzoncie pojawi się widmo psycho!Jareda.

Wspomniałam już, że nie przepadam za głównym tru loffem tej powieści?

Chcąc nie chcąc, Wagabunda kładzie się na ziemi i znużona po całodziennym marszu błyskawicznie zasypia. Wbrew opkowemu kanonowi, pierwszą rzeczą, którą robi rankiem po przebudzeniu jest – miast długich ablucji w łazience – przeszukanie torby w celu odnalezienia butelki z wodą. Okazuje się, że kosmitka zużyła już ponad połowę zapasów, co spotyka się z naganą ze strony Melanie. Dziewczyna w ramach pokuty nie bierze ani łyka i karnie zbiera się w dalszą drogę.

W miarę jak słońce wznosiło się i przybierało na sile, coraz bardziej doskwierał mi również żołądek. Wił się i kurczył w regularnych odstępach czasu, daremnie domagając się posiłku. Po południu byłam już tak głodna, że rozbolał mnie brzuch.
To jest nic”, przypomniała Melanie. „Bywało gorzej”.
Może tobie”, odparowałam. Nie miałam ochoty słuchać o jej wyczynach.

Wiecie co? NAPRAWDĘ lubię Melę. I właśnie odkryłam, dlaczego.

Spójrzcie na ten cytat. Melanie jest zaradną, zdecydowaną, niezależną dziewczyną która potrafi zacisnąć zęby i bez narzekań znosić fizyczne cierpienie. Posiada cechy, których próżno póki co dopatrywać się w Wagabundzie – cechy, które w rozumieniu Meyer czynią z niej Scary Sue.

Ci z Was, którzy czytali sagę wiedzą, o czym mówię. Przypomnijcie sobie Leę i Rosalie – dwie silne postacie, nieustannie przedstawiane w negatywnym świetle tylko dlatego, że miały czelność brać życie w swoje ręce i nie bały się mówić tego, co myślały. Dla Stefy ideałem kobiety jest cicha i potulna istota w pełni podporządkowana swemu mężczyźnie – innymi słowy, Bella.

Zresztą, wiecie co? Zróbmy sobie małe zastawienie.

Melanie
Wagabunda
Bella
Bez marudzenia znosi trudy koczowniczego życia
Nieustannie biadoli nad warunkami, w jakimi się znajduje
Nie musi się wysilać, zawsze znajdzie się bowiem jakiś tru loff, gotowy nieść ją na rękach; w przypadku braku tru loffa – zwija się w kłębek i płacze nad swym ciężkim losem
Priorytetem jest dla niej życie i bezpieczeństwo najbliższych
Nie troszczy się o nikogo poza duetem J&J, która to troska jest spowodowana magicznym odpowiednikiem dragów
Nie troszczy się o nic poza zrealizowaniem swego największego marzenia – przemiany w piękne, błyszczące monstrum
Potrafi postawić na swoim, gdy bardzo jej na czymś zależy
Większość jej decyzji wynika z wpojenia
Pozwala swemu facetowi decydować o tym, z kim będzie się spotykać, gdzie pójdzie na studia, kiedy przeżyje swój pierwszy raz i co zje na śniadanie
Myśli racjonalnie
Nieustannie marudzi
Nie myśli

I tak dalej, w tym tonie. Nie trzeba geniuszu, by domyślić się, kto ma być główną bohaterką tej serii – co automatycznie sprawia, że serca czytelników kierują się ku opcji numer dwa, czyli w założeniu „niemiłej” Melanii.

Najgorsze w tym wszystkim jest zaś to, że już za kilka rozdziałów cała postać panny Stryder weźmie w łeb na skutek pojawienia się jej ukochanego jaskiniowca. Naprawdę – IQ Mel spadnie tak drastycznie, że na tle jej postępowania Bella Swan wyda wam się inteligentną i rozważną osobą, a z twardej i dość uszczypliwej dziewczyny wyewoluuje złośliwa harpia. Żebyście mieli jasność sytuacji – owa metamorfoza zdaniem Meyer będzie zjawiskiem pozytywnym, wynikającym z kojącej obecności tru loffa (z tym akurat ciężko się kłócić; dłuższe przebywanie z Jaredem to pewny sposób, by ujawniła się mroczna strona natury nawet najniewinniejszego ze stworzeń).

Po raz tysięczny omiatając mechanicznie horyzont, pośrodku północnego łańcucha gór ujrzałam nagle masywną bryłę w kształcie kopuły. Luka wyglądała z dużej odległości jak malutkie wgniecenie.

Poddaję się. Nie mam pojęcia, gdzie one właściwie są i na co patrzy Wagabunda – bo wszystkie góry na terenie PPSP pasujące do danego opisu są po prostu niemożliwe do przeoczenia nawet przy pierwszym spojrzeniu na okolicę. Może ktoś z Was ma jakiś pomysł? Moja oferta dotycząca fica wciąż jest aktualna.

Dziewczyny posuwają się naprzód, a Wagabunda najwyraźniej zerknęła na moją tabelkę i postanowiła się poprawić, bo ogranicza ilość przyjmowanych płynów i konsultuje się z żywicielką za każdym razem, gdy ma ochotę się napić (brawo, skarbie, oto twoja złota gwiazdka). W pewnym momencie kosmitka dostrzega niewielką ścieżkę i postanawia ułatwić sobie życie idąc po już wydeptanej drodze, jednocześnie uspokajając zaniepokojoną Mel, że zawróci, jeśli okaże się, iż szlak wiedzie zbyt daleko od punktów kontrolnych. Dokąd jednak prowadzi owa dróżka?

Być może dzięki temu dostrzegłam hen w dali zagadkową szarą plamę. Mrugnęłam kilka razy, żeby sprawdzić, czy wzrok mnie nie myli. Kolorem nie przypominała skały, ani kształtem drzewa. Mrużyłam oczy i zachodziłam w głowę.
W pewnej chwili zamrugałam znowu i nagle plama nabrała konkretnego kształtu. Wydała się też mniej odległa. Był to mały, szarawy budynek.
Melanie zareagowała paniką. Nie myśląc dużo, zbiegłam ze szlaku i skryłam się wśród krzaków, stanowiących zresztą dość wątpliwą zasłonę.
Poczekaj”, powiedziałam. „Na pewno jest opuszczony.”

Przyznaję się bez bicia – to jeden z tych momentów gdy nie jestem pewna, czy to ja coś przegapiłam, czy też książce nagle urywa od logiki (zjawisko, które będziemy obserwować notorycznie od rozdziału czterdziestego ósmego w górę). Spójrzmy, jak to wygląda: dziewczyny znajdują jakiś budynek i zaniepokojone dają dyla w krzaki, obawiając się spotkania z jego mieszkańcami. Przeanalizujmy sytuację.

1) Tak, to prawda – istnieje szansa, że ktoś tam mieszka. Na przykład jacyś ludzie, ot, chociażby wuj Jeb razem z Jamiem i Jaredem.

CZY NIE O TO CHODZIŁO NAM PRZEZ CAŁY TEN CZAS?!

Melania zmusiła Wagabundę do włóczenia się po pustyni, mając nadzieję, że znajdzie ludzkie skupisko. Właśnie odnalazły domek na pustkowiu, niedaleko skał, które swego czasu wujaszek oznaczył jako wskazówki do odnalezienia tajnej kryjówki. DLACZEGO zatem pierwszą reakcją Mel jest ucieczka, miast radości, że oto potwierdzają się jej nadzieje?!

2) Pamiętacie ranczo Stryderów? Ja pamiętam. Dziwna rzecz – chociaż w teorii leży ono na terenie parku (nie, Stefa, nie zapomnę ci tego), w praktyce Melanie nigdy nie zakłada, aby to właśnie owo miejsce miało stanowić tajną bazę. To w sumie logiczne – rancza są dosyć spore i ciężko je ukryć – ale mimo tego nigdy nie dostajemy choćby wzmianki o tym, że Mel wie, gdzie się ono znajduje i ani razu nawet nie rozważa możliwości, iż ktoś mógłby tam być. Oczywiście, jak już wspominałam, owo miejsce w ogóle NIE POWINNO istnieć, być może czytelnicy mają zatem założyć, iż zostało zburzone po ustanowieniu Picacho Peak State Park. W każdym razie, nie należy do niego najwyraźniej ów szary domek (Mela miała zdjęcie rancza, powinna była więc być w stanie je rozpoznać), co oznacza, iż...

3) ...Stryderowie nie byli jedyni – ktoś inny najwyraźniej także postanowił zbudować się na terenie prawnie chronionym. Cóż, najwyraźniej miał dobrych adwokatów, skoro budynek przetrwał do dnia dzisiejszego.

Skąd wiesz?” Była tak stanowcza, że musiałam się skupić na stopach, by móc nimi poruszyć.
Kto chciałby tu mieszkać? My, dusze, jesteśmy istotami społecznymi.”

Cóż, patrząc na ciebie mam pewne wąt...Ach, oczywiście, zapomniałam – ty jesteś unikalnym płatkiem śniegu, który nie nadaje na tych samych falach, co plebs. Skąd my to znamy, hmm?

Bellanda Wandella van der Mellen : 12

Słyszałam w swoich słowach nutę goryczy i wiedziałam, skąd się wzięła. Oto stałam – dosłownie i w przenośni – na środku pustkowia. Dlaczego nie byłam już częścią mojego społeczeństwa? Dlaczego czułam, że... że n i e c h c ę nią być? Czy w ogóle kiedykolwiek należałam do społeczności, którą uznawałam za swoją własną? Czy nie z tego właśnie powodu każde kolejne życie zaczynałam na innej planecie? Czy zawsze byłam inna, czy też jest to wątpliwa zasługa Melanie? Czy ta planeta mnie zmieniła, czy też po prostu uświadomiła mi, kim jestem?

...Meyer, wiem, że dopiero co nagrodziłam twego najnowszego awatara punktami, ale błagam, przynajmniej postaraj się ukryć, że nie jesteś w stanie wymyślić żadnej innej protagonistki poza swym self insertem.

Bellanda Wandella van der Mellen : 13

Melanie nie przejmuje się Weltschmerzem intruza (punkt dla niej) i domaga się, by czym prędzej oddaliły się od tajemniczego domu. Kosmitka uspokaja ją, że dusze nie lubią życia w samotności, więc schronienie najpewniej należy do jakiegoś człowieka.

Stanowczo odrzuciła moją sugestię.Nikt by tutaj nie przeżył, na takiej otwartej przestrzeni. Na pewno sprawdziliście starannie wszystkie budynki. Ktokolwiek tu mieszkał, musiał stąd uciec albo stał się jednym z was. Wuj Jeb na pewno ma lepszą kryjówkę.”

Innymi słowy, nici z rancza-widma.

Okazuje się jednak, że dziewczyny mają dużo poważniejszy problem:

A co, jeżeli tam są ludzie? Nie wujek Jeb z Jaredem i Jamiem. Co będzie, jeśli znajdzie nas ktoś inny?”
Potrzebowała chwili, żeby to przemyśleć.Masz rację. Zabiliby nas od razu. Jasne, że tak.”

Po ostatnim rozdziale obiecałam sobie, że już nigdy nie zafunduję Wam tak olbrzymiej porcji przemyśleń naraz. Słowa dotrzymam, co nie oznacza, że ostatecznie kończę z wywodami; jeden z nich, traktujący o kwestii wspomnianej w cytacie wyżej, czeka Was za dwa tygodnie.

Ostatecznie dziewczyny uznają, że skoro gatunek żadnej z nich nie mógłby zamieszkiwać tego miejsca, to dom najpewniej jest porzucony; Mel nakłania duszkę, aby weszła do środka i zabrała co się da, przede wszystkim broń.

Wzdrygnęłam się, widząc w jej myślach ostre noże i długie metalowe narzędzia. „O nie, żadnej broni.”
Ech. Jak to możliwe, że ludzkość dała się pokonać takim mięczakom?”
Wystarczyło nieco sprytu i przewaga liczebna.”

Wystarczyło nieco sprytu.

SPRYTU.



Każdy człowiek, nawet młody, jest sto razy bardziej niebezpieczny niż dusza. Ale wy jesteście jak pojedynczy termit w mrowisku. A my wytrwałe dążymy do wspólnego celu, pracując w zgodzie i harmonii.”

Proletariusze wszystkich krajów...ekhm, to jest: „Hej, dzieci, jeśli chcecie...”

Wagabunda w końcu wchodzi do środka. Okazuje się, że dom jest w stanie ruiny, a jego gospodarze ewidentnie opuścili go już jakiś czas temu. Duszka próbuje odkręcić kran, ale nic z niego nie leci:

Rzeczywiście, doprowadzanie wody do takiego miejsca byłoby marnotrawstwem. Dusze nigdy nie dopuszczały do podobnych absurdów.

Primo: Skoro nikt nie doprowadził kanalizacji, to właściciele musieli mieć jakieś inne źródło pozyskiwania wody, czyż nie? Nawet, jeśli uznamy, iż owo tajemnicze źródło jest już nieaktywne – na co im w takim układzie zlew w kuchni?

Secundo: Cóż, to faktycznie wspaniale świadczy o waszej nacji, Wagabundo – wygląda na to, że jeśli ktoś zdecyduje się żyć z dala od komuny, musi liczyć się ze śmiercią z odwodnienia.

Wagabunda dalej przeszukuje mieszkanie i natrafia na stertę starych gazet:

Jeszcze z waszych czasów”, zauważyłam. „Zresztą można się było łatwo zorientować i bez tego”.
Ojciec spalił żywcem trzyletnią córeczkę, krzyczał nagłówek opatrzony zdjęciem anielskiej twarzyczki jasnowłosej dziewczynki. Nie była to nawet pierwsza strona gazety. Opisana tu historia najwyraźniej nie została uznana za dość odrażającą. Nieco niżej widniał portret mężczyzny poszukiwanego od dwóch lat za zamordowanie żony i dwójki dzieci – ktoś prawdopodobnie widział go w Meksyku, informowała gazeta. Dalej wiadomość o śledztwie w sprawie oszustw i zabójstwa, jakich miał się dopuścić pewien wpływowy bankowiec. O pedofilu, którego wypuszczono na wolność po tym, jak przyznał się do winy. O zadźganych psach i kotach znalezionych w kuble na śmieci.
Wrzuciłam gazetę z powrotem do szafki, przerażona tym, co przeczytałam.

Po pierwsze, Meyer, czy ty w ogóle trzymałaś kiedyś w ręku gazetę? Jest fizycznie niemożliwym, aby jakiekolwiek pismo składało się wyłącznie z hiobowych wieści – no, chyba, że to hiperbola duszki, starannie wyłapującej tylko to, co chce wyłapać.

Po drugie, Meyer:



Mam dosyć słuchania tego, jaką niegodną i marną rasą jesteśmy – i to w dodatku z TWOICH ust. Nie mam pojęcia, dlaczego jesteś tak bardzo nieszczęśliwa w związku z byciem człowiekiem, ale może wypadałoby skonsultować to ze specjalistą.

Tak, ludzkość jest zdolna do strasznych czynów. Tak, powinno się karać oprawców i psychopatów, aby nigdy nie byli w stanie skrzywdzić nikogo więcej. Nie, nie znaczy to, że jesteśmy zgnili i zepsuci z definicji i NIE, jakieś błyszczące robale  
NIE mają prawa do zagarnięcia naszej planety i naszych żyć i robienia z nimi, co im się żywnie podoba.

Adolf approves : 17

Nawiasem mówiąc, Meyer jest członkinią Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, którego wiernych określa się zwykle mianem Mormonów. Tu możecie sobie przeczytać o ich idei życia po życiu. Jestem zdania, iż nie można łączyć osoby pisarza i jego przekonań z jego dziełem, które jest wszak fikcją literacką – ale mówimy tu o Stefie, która nigdy nie stworzyła niczego poza własnym self insertem wsadzonym w akcję utkaną z marzeń i mokrych snów. Biorąc to pod uwagę, owe wywody o ludzkiej marności stoją w interesującej sprzeczności do tego, w co w teorii winna wierzyć Stefcia. Jak się ma nasza rzekomo mordercza natura do idei Trzeciego Nieba, Meyer?

To nie była norma, to były wyjątki”, pomyślała cicho Melanie, nie dopuszczając, by mój niesmak zabarwił jej wspomnienia z tamtych lat.
Ale chyba rozumiesz, iż dusze miały powody przypuszczać, że będą lepszymi Ziemianami? Że może jednak nie zasługujecie na ten piękny świat?”

Mam pytanie. Co takiego uczyniły dusze, by uznać, że to ONE zasługują na życie na Ziemi?

Mówię poważnie. Dusze to pasożyty, w dosłownym tego słowa znaczeniu – żerują na tym, co stworzyły inne rasy, same w żaden sposób nie przyczyniając się do kultury czy nauki. Są odpowiednikiem gościa, który przyłazi na przyjęcie i wypija cały alkohol, mimo że nie dołożył się do składki, a w dodatku przez cały czas krytykuje gospodarzy. Z jakiej racji mam kibicować ich działaniom, prowadzącym do anihilacji wszystkiego, co stworzyło nasz świat w pierwszej kolejności?

Adolf approves : 18

Skoro chcieliście oczyścić całą planetę z ludzi, to może trzeba ją było wysadzić w powietrze” odparowała jadowitym tonem.
Wbrew temu, co sobie wyobrażają wasi pisarze science fiction, nie dysponujemy odpowiednią technologią.”
Mój żart ani trochę jej nie rozbawił.
Poza tym byłoby to straszne marnotrawstwo”, dodałam. „To cudowna planeta. Oczywiście nie licząc pustyni.”


...Cofam wszystko, co mówiłam do tej pory: Meyer OGLĄDA Supernatural. Tyle tylko, że trzyma z Lucyferem. W sumie nie powinno mnie to dziwić – ostatecznie był kiedyś najpiękniejszym i najpotężniejszym z archaniołów, a jak doskonale wiemy, te dwie cechy to dla Stefy synonim boskości.

Naprawdę, Stefciu, jeśli twoje robale mają ten sam tok rozumowania co szatan, to niechybny znak, że należy poważnie przemyśleć konstrukcję swych bohaterów.

Adolf approves : 19

Właśnie tak zdaliśmy sobie sprawę z waszej obecności”, powiedziała, wracając myślami do potworności z gazety. „Kiedy w telewizji zaczęły lecieć same budujące reportaże, narkomani i pedofile ustawiali się w kolejkach do szpitali i w ogóle zapanowała jedna wielka sielanka – wtedy przejrzeliśmy na oczy.”
No tak, co tu dużo mówić, świat zszedł na psy – odparłam z przekąsem.

Naprawdę, nie mam ochoty po raz kolejny pochylać się nad kwestią źli ludzie vs. dobre ameby; zamiast tego przyjrzyjmy się fragmentowi dotyczącego przemian.

Pedofile ustawiali się w kolejce – innymi słowy, dusze przejmujące pedofilów przejęły zarazem ich zboczenie (logiczne, biorąc pod uwagę, iż owa dewiacja związana jest ze zmianami w mózgu). Wiecie, co to znaczy? Duszki mają przekichane. Nigdy nie dowiemy się, na jakiej zasadzie organizowane jest zaludnianie nowej planety i wybieranie żywicieli (to oznaczałoby konieczność stworzenia świata przedstawionego), ale ktokolwiek zajmuje się ową dziedziną, musi mieć bardzo niewdzięczne zadanie – albo poczucie humoru godne Jokera. Naprawdę, kto normalny wsadziłby (teoretycznie) niewinną duszę w ciało zboczeńca, skazując ja tym samym na nieustanną walkę ze swoją-nieswoją naturą?

Gratulacje Meyer – wygląda na to, iż dusze nienawidzą nie tylko naszego gatunku, ale w dodatku i własnych rodaków.


Uff, koniec z problemami natury moralnej – Wagabunda odnajduje krakersy oraz ciastka z kremem i przestaje gadać, zamiast tego używając pyszczka do przeżuwania. Stefcia, zdaje się, próbuje tu wykreować obraz Wagabundy padającej z głodu, ale ponieważ nasza narratorka brzmi dokładnie tak samo umierając z pragnienia i śniąc o tru loffie, ciężko mi się wzruszyć. Następnie Mel zwraca jej uwagę na butelkę z wybielaczem – a raczej, jak się okazuje, z wodą zakonserwowaną poprzez osad z wybielacza. Osłabiona kosmitka chwilę mocuje się z nakrętką, po czym wreszcie bierze długo wyczekiwany łyk wody (pamiętajcie, jest bardzo spragniona; nie martwcie się, jeśli tego nie odczuliście, ów fakt jest ostatecznie ciężki do wywnioskowania z jej logicznych tyrad na moralne tematy), a po zaspokojeniu pragnienia napełnia puste butelki resztą płynu i, zadowolona, opuszcza chatkę.

 
No dobrze, czas na małe podsumowanie. Wiecie, na czym polega problem tego odcinka? Jest kompletnie pozbawiony klimatu.

Nie załączałam do analizy fragmentów związanych z kondycją Wagabundy, nie miało to powiem większego sensu. Teraz chciałabym jednak, aby spojrzeli na to:

Włosy przykleiły mi się do spoconej głowy, bladożółta koszulka lepiła się nieprzyjemnie do ciała. Po południu nadeszły gorące podmuchy wiatru, sypiąc piaskiem w twarz. Upalne powietrze wysuszało mi skórę, pokrywało włosy piachem, nadymało zesztywniałą od zaschłej soli koszulkę. Szłam przed siebie.

Nic nie odpowiedziałam, tylko zarzuciłam torbę na ramię, nie biorąc ani łyka. Miałam okropnie sucho w ustach, czułam w nich gorycz i pył. Ruszyłam przed siebie, starając się o tym nie myśleć i nie przeciągać szorstkim jak papier ścierny językiem po zapiaszczonych zębach.

Skończyłam jedno opakowanie krakersów i zabierałam się za następne. Były nieświeże, ale i tak smakowały jak ambrozja. Kiedy skończyłam trzecie, uświadomiłam sobie, że popękane wargi i kąciki ust palą mnie od soli.
Poszłam za radą Melanie i dźwignęłam jedną z butelek. Okazało się wówczas, że mam bardzo mało siły w ramionach – ledwie dałam radę. Zaniepokoiło to nas obie. Ile zdrowia straciłyśmy? Jak długo jeszcze wytrzymamy?
(…)
Woda, bez dwóch zdań. Zatęchła, ale jednak. Wzięłam mały łyczek. Nie był to smak górskiego strumyka, ale nareszcie poczułam w ustach wilgoć. Zaczęłam pić łapczywie.
Nie rozpędzaj się tak”, przestrzegła mnie Melanie i musiałam przyznać jej rację. Miałyśmy farta, znajdując wodę, ale nie znaczyło to, że można ją roztrwonić. Poza tym usta przestały mnie już palić i znowu miałam ochotę coś zjeść. Sięgnęłam po zgniecione ciastka z kremem i wylizałam trzy prosto z papierka.

W razie, gdybyście nie wiedzieli, o co chodzi – tak, zdaniem autorki, wygląda tok myślowy i zachowanie wygłodzonej osoby na skraju odwodnienia. I tak, to wszystko w tym temacie w rozdziale jedenastym.

Meyer, przykro mi to mówić, ale nie każdy może być Sienkiewiczem i poświęcić pół dzieła na opis podróży przez pustynię; ty nie potrafisz wykreować wystarczającej ilości napięcia nawet w obrębie kilku stron. Nie ma nic złego w tworzeniu rozdziału poświęconego tylko i wyłącznie zmaganiu z nieprzyjaznymi siłami Matki Natury; problem w tym, że w takim układzie czytelnik musi otrzymać bardzo plastyczne i wiarygodne opisy przeżyć – zarówno fizycznych, jak i psychicznych – bohatera. Gdyby Wagabunda nie powtarzała od czasu do pory, że jest spragniona, nie miałabym pojęcia, że w ogóle jej coś dolega, bowiem raczy nas tą samą pozbawioną emocji narracją, co w poprzednich odsłonach. Dałam ci już małą próbkę w rozdziale pierwszym, Stefciu; głos pierwszoosobowego narratora musi odzwierciedlać stan protagonisty nie tylko treścią, ale i formą. Ponieważ jednak tak się nie dzieje, dzisiejszy rozdział jest zwykłym zapychaczem, nie przedstawiającym nam niczego nowego ani w kwestii fabuły, ani życia wewnętrznego twych pacynek.

Witaj, Morfeuszu : 8


Czy nasze bohaterki dotrą wreszcie do celu? Przekonamy się w kolejnym odcinku.

Statystyka:

Adolf approves : 19
Bellanda Wandella van der Mellen : 13
Gotuj z Jacobem Blackiem: wystarczy zalać wrzątkiem : 4
Świat według Terencjusza: 22
Witaj, Morfeuszu : 8


Maryboo



23 komentarze:

  1. Stefa i jej antyludzkie filozofie... Może ona ma za sobą całe sekwencje traum różnorakich i pisze te brednie celem podleczenie zwichrowanej psychiki?
    Cóż, co by to nie było, ktoś zdecydował się to wydać i hańba mu.

    OdpowiedzUsuń
  2. I ktoś to kupuje i czyta...
    A może one umrą z odwodnienia na tej pustyni albo coś je zeżre i po kłopocie?
    Jakby ktoś nakręcił gore "Bohaterki Meyer kontra mutanci kanibale" to bym nawet obejrzała..

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam Was za wytrwałość i zaangażowanie jakie wkładacie w tę analizę. Ja nie jestem w stanie zmusić swojego mózgu do rozumienia i analizowania tych nudnych dyrdymałów Stefki. Mój wzrok ledwie prześlizguje się po tych niebieskich literkach, a Wy potraficie stworzyć z tego kawał dobrej roboty. Naprawdę, uszanowanko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Lucyfer z SPN przynajmniej był zabawny i momentami można mu było współczuć. Dusze są po prostu obrzydliwe i nie da się ich lubić. Podziwiam Was, że dajecie radę to czytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Po ostatnim rozdziale obiecałam sobie, że już nigdy nie zafunduję Wam tak olbrzymiej porcji przemyśleń naraz." Ale... dlaczego? Przecież przemyślenia są najlepszą częścią analizy! Ja bym chciała nawet więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopisuję się do prośby.

      Usuń
    2. Właśnie, elokwentne i merytoryczne jechanie po tym shicie to najlepsza część analiz!

      Usuń
    3. Miałam napisać to samo. :p

      Usuń
    4. Podpisuję się pod poprzednikami. ^ ^

      Usuń
    5. Ja też. Od kiedy zaczęłam czytać wasze analizy, na innych tego typu blogach brakuje mi właśnie tego waszego rzeczowego podejścia do sprawy. To jest najlepsze.

      Usuń
  6. Celne spostrzeżenie z diaboliczną filozofią książek Meyer. Cholera, jeśli ktoś naprawdę obawia się wpływu "Srogiego ciemności hetmana" na dzieci i młodzież, to książkami pani Meyer powinien zająć się na pierwszym miejscu, bo podejrzewam, że większość czytelników łyka tę "lucyferyczność" całkiem nieświadomie.

    Pozdrawiam i kłaniam się nisko, Wypłosz

    OdpowiedzUsuń
  7. A mnie zastanawia... właściwie czemu te dusze są tak hiper i super (znaczy, my wiemy, że nie są, mnie ciekawi, co naprawdę na ten temat myśli Meyer), poza tym, że nie wyrzynają się w pień? Dusze chyba nie przestały wydobywać ropy, węgla, wycinać lasów tropikalnych i wypuszczać do atmosfery ton dwutlenku węgla. Prawdopodobnie (o zgrozo!) jadają też ryby i hamburgery (ach, biedna dziura ozonowa, biedne zwierzątka)... To po prostu zamiana jednego niszczyciela planety na inny (i w sumie, jak tam niby wygląda problem przeludnienia, skoro one się rozmnażają tak, jak się rozmnażają?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że jedyną ,,przewagą" duszek nad ludźmi jest to, że nie zabijają siebie nawzajem. Możliwe, że wprowadziły własne, bardziej przyjazne środowisku rozwiązania pewnych spraw (jak ich super-hiper-niesamowite leki), ale w gruncie rzeczy niewiele się zapewne zmieniło. Ale nie przypominam sobie, żeby jakaś duszka stwierdziła, że ich obecność na jakiejkolwiek planecie przyczyniła się do jej rozwoju - za to, jak czytamy w tym rozdziale, „Poza tym byłoby to straszne marnotrawstwo”, dodałam. „To cudowna planeta. Oczywiście nie licząc pustyni.”. Gdyby dusze były naprawdę takie wspaniałe, Wanda odpowiedziałaby coś w stylu ,,Oczywiście, że nie wysadzilibyśmy planety! Nie zamordowalibyśmy tylu żywych istot!". Zamiast tego stwierdza, że zniszczenie Ziemi byłoby złe, bo przecież to taka piękna planeta. „Ale chyba rozumiesz, iż dusze miały powody przypuszczać, że będą lepszymi Ziemianami? Że może jednak nie zasługujecie na ten piękny świat?” I znowu, tak naprawdę liczy się tylko to, żeby dusze mogły podziwiać widoki. Sama planeta i żyjące na niej stworzenia nikogo nie interesują, prawda?

      Usuń
  8. Uczucia do Jareda podzielam ;/

    OdpowiedzUsuń
  9. Dawno się nie odzywałam, co nie znaczy że przestałam czytać analizy, po prostu nie widzę sensu pisać kolejny raz to samo.
    Maryboo co do twojego pytania geograficznego, żadne inne sensowne wyjaśnienie poza "to jest meyerland" nie przychodzi mi do głowy -.-"

    OdpowiedzUsuń
  10. A mnie się w związku z tą gazetą przypomina coś innego, w którejś z poprzednich analiz była mowa o tym, że najlepiej (i z najczęściej nieletalnym skutkiem, bo przecież zdarzają się odrzuty, a po odrzutach eee dawca umiera) przystosowują się dzieci. A po przejęciu ciała przez robale to dziecko też umiera, zostaje tylko skórny kubraczek.

    OdpowiedzUsuń
  11. Może mi ktoś wyjaśnić, dlaczego te ameby za stosowny prowiant na pustynię uznały BATONIKI?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to bardzo dobre pytanie. Cóż można powiedzieć one są bardzo głupie.

      Usuń
    2. Moim zdaniem Stefa stworzyła świat, w którym bohaterki jedzą co i ile chcą i nie tyją. I na podstawie tego uznała, że gdyby kobiety nie były ograniczone troską o figurę, to jadłyby tylko mało pożywne i nie wnoszące nic do organizmu pożywienie.

      Usuń
  12. A mnie zaciekawiło coś innego. Cały czas Wagabunda jest opisywana jako kobieta. A jest gdzieś powiedziane, że te sparklące ameby mają w ogóle płeć? Czy dopasowują się do płci żywiciela? A do jego orientacji seksualnej też? ;)
    Byłoby cokolwiek zabawnie, gdyby heteroseksualna samiczka Wagabunda wlazła do kręgosłupa jakiemuś panu, też hetero, który np. leci na swoją koleżankę z pracy. :P Zmieniłaby orientację dzięki żywicielowi, a może to jej żywiciel zostałby pod jej wpływem gejem? ;)

    Niby dlaczego koncept wiary jest czymś niespotykanym dla dusz?
    Nie znam się, nie czytałam "Intruza", ale być może są to istoty duchowo podobne Mr Spockowi, który czci logikę? ;) Wiara, jakakolwiek, jest nielogiczna (to tylko myślenie życzeniowe aka pobożne życzenia) i może dlatego jest amebom obca? Tak tylko zgaduję, bo wcale koncept wiary nie musi być jakimś ogólnogalaktycznym dogmatem (tym bardziej wiara religijna, która raczej powinna być wymarłym konceptem wśród wysoko rozwiniętych spoleczeństw).

    ...ciastka z kremem w opuszczonej od dawna chatce? Przecież po dwóch dniach już nie dałoby się ich zjeść.

    - tey



    OdpowiedzUsuń
  13. ,,normalny wsadziłby (teoretycznie) niewinną duszę w ciało zboczeńca"
    Wbrew pozorom, to ma sens. Pedofil nie ma dewiacji wypisanej na czole, więc czasami musieli być omyłkowo brani za normalnych.

    OdpowiedzUsuń