niedziela, 28 lipca 2013

Prolog



Stefka lubi prologi, to pewne. W serii Zmierzch serwowała nam krótkie zwiastuny tej odrobiny akcji, jaką wprowadziła dość nieumiejętnie do swojego romansidła. Jak pamiętamy, zabieg ten stał się bezużytecznym ozdobnikiem już przy drugim tomie i tak naprawdę nie wprowadzał żadnego napięcia. W Intruzie również mamy do czynienia z prologiem, jednak chwała Wielkiemu Cthulhu, Stefcia zmieniła trochę modus operandi, gdyż hostowy prolog wygląda inaczej. Jest dłuższy niż jedna strona i przedstawia scenę, która rzeczywiście zdarzyła się przed akcją właściwą książki, a nie gdzieś pod koniec. Mamy więc postęp. Nie jestem naiwna, więc nie wzbudza to we mnie szalonej nadziei, że Intruz będzie naprawdę dobrą książką, ale przynajmniej coś się zmienia. Trzymajmy kciuki.



Zanim dojdziemy do owej sceny, musimy przebrnąć przez wiersz niejakiej May Swenson, poetki i dramatopisarki amerykańskiej, uważanej za jedną z najważniejszych i najbardziej oryginalnych poetów/poetek XX-go wieku. (Wiki) Czyli Stefka znów sięga po uznanych autorów, by wspomóc swe dziełko. Nihil novi sub sole.



PYTANIE


Ciało mym domem
rumakiem chartem
cóż biedna pocznę
kiedy je stracę


Gdzie będę spać
Czym pomknę w dal
Co będę jeść


Dokąd się udam
już bez wierzchowca
który mnie niósł
Skąd będę wiedzieć
co na mnie czeka
w leśnej gęstwinie
Bez mego Ciała
wiernego psa


Jakże to będzie
snuć się po niebie
bez drzwi ni dachu
z wiatrem za wzrok


pośród obłoków
jakże się skryć?


May Swenson



Nie będę się może rozwodzić nad wymową wiersza. Przyznam się bez bicia, że czego jak czego, ale analizy wierszy na polskim nienawidziłam, szczególnie, że wciskano nam tylko interpretacje podręcznikowe, a inne uznawano za błędne. Na jakiej podstawie, nie wiem, ale w końcu szkoły nie są od uczenia samodzielnego myślenia. Żadna nowość. Mam więc drobny uraz, toteż esejów na temat wiersza pisać nie będę, to zresztą nie moje zadanie. Ale skoro Stefka się w nic tak naprawdę nie zagłębia, to ja też mogę polecieć na pierwszym wrażeniu. 

Ze streszczenia Intruza wiem, że Ziemię przejęła rasa obcych zwanych duszami, które potrzebują ciała, by egzystować w pełni na naszej planecie. I stąd pewnie wybór wiersza. May Swenson w swym utworze zadaje pytanie, co stanie się z duszą po opuszczeniu ciała i raczej nie ma specjalnie optymistycznej odpowiedzi. Jednak, śmiem twierdzić, chodziło jej raczej o los duszy po zejściu człowieka z tego łez padołu, a nie o przeszczepianie ludziom obcych i tegoż implikacje dla obydwu stron. No ale dobrze, close enough, Stefciu, close enough.


BTW, czy mi się tylko tak zdaje, czy Stefka już przez samo zamieszczenie smutnego utworu pani Swenson wyraźnie pokazuje, że współczuje naszym najeźdźcom? To tylko dzika spekulacja, Intruza analizuję na bieżąco, bez czytania do przodu (przynajmniej na razie), ale znając niechęć Stefki do wszystkiego, co ludzkie i fascynację fantastycznymi istotami, można tak pomyśleć. Biedne duszyczki, latają tak bez ciała, niech ludzie oddadzą im swoje, w końcu sami są tacy lamerscy. Nie wiem, przekonamy się. 



Prolog właściwy – Zabieg


Uzdrowiciel nazywał się Fords Cicha Toń.

O, to prawie jak Harry Przejrzystawoda. Ach, te wspomnienia… Łza się kręci w o… wait, przecież skończyłyśmy to badziewie analizować ledwie tydzień temu. Za wcześnie na nostalgię. 



Jako że był duszą, był z natury dobry – współczujący, cierpliwy, uczciwy, szlachetny i pełen miłości. Niezwykle rzadko się niepokoił.



Oszfak. Nie, proszę, tylko nie to. Stefka chyba leveluje, bo zamiast grupki idealnych stworzeń (czyt. Cullenów) szykuje nam cały gatunek cudnych Troskliwych Misiów, których niezmierzone dobro ałtorka pewnie też spieprzy. W co ja się wpakowałam? A to dopiero drugie zdanie książki! Beżuś, nie panikuj.




Cholera, lecę po ręcznik.

Wraca z ręcznikiem i gardłogrzmotem pangalaktcznym.

Dobra, dam radę. 



Nasz Uzdrowiciel o Poetyckim Imieniu się denerwuje, co zostaje oczywiście zrzucone na karb posiadania jakże beznadziejnego ludzkiego ciała.



Fords ma zamiar dokonać przeszczepu duszy do ludzkiego ciała na oczach studentów.



Tak jak teraz, kiedy, słysząc dochodzące z drugiego końca sali podniecone szepty studentów, odruchowo zacisnął usta. Na zazwyczaj uśmiechniętej twarzy grymas ten wyglądał nieco dziwnie.
Widząc to niezadowolenie, jego pomocnik, Darren, poklepał go po ramieniu.
– Po prostu są ciekawi – powiedział cicho.
– Zabieg wszczepienia duszy nie jest ani ciekawy, ani szczególnie trudny. W razie nagłej potrzeby mogłaby to zrobić na ulicy pierwsza lepsza dusza. Niczego nowego się dzisiaj nie nauczą – odparł Fords. Ostry ton pobrzmiewający w zazwyczaj kojącym głosie zaskoczył nawet jego samego.
– Nigdy wcześniej nie widzieli dorosłego człowieka – tłumaczył Darren. Fords uniósł brew.
– Jak to, nie widzą siebie nawzajem? Nie mają w domach luster?
– Wiesz, o co mi chodzi – o dzikiego człowieka. Bez duszy. Rebelianta.



Ocho, moje drogie duszyczki, nie polubię was. Dziki człowiek? Aha, czyli znowu mamy Stefciowy bullshit o beznadziejności człowieka. Mhm, stara śpiewka. Jesteśmy za mało zajebiści tym razem na tle Wszechświata. Czyli Stefka leveluje coraz dalej. 



Aha, i co to znaczy bez duszy? Duszy czy duszy-duszy? Czy dusze wiedza o ludzkiej duszy? Czy myślą, że w ogóle jej nie mamy, tylko jesteśmy jak zwierzęta? Zrobiły jakiś risercz przed najazdem, czy miały to wszystko w tyle? Trochę to poplątane. No nic, może się wyjaśni.



Fords patrzy na dziewczynę i przypomina sobie jak bardzo była pokiereszowana, gdy do niego trafiła. Z tego niemożebnego duszanego współczucia aż go rozrywa. Na szczęście Uzdrowiciel już ją wyklepał i stuningował, więc nadaje się do przeszczepu.



– Dusza, którą dzisiaj wszczepiamy, zasługuje na szacunek. Nie należy się tak wgapiać w jej żywiciela. I tak aklimatyzacja będzie dla niej wystarczająco trudna. To nie w porządku, żeby musiała znosić jeszcze to – odparł Fords. Nie chodziło mu jednak wcale o gapienie się. W jego głosie znowu brzmiała ostra nuta.

Dusza zasługuje na szacunek, ale to biedne dziewczę już nie. Coś czuję, że nasza współczujące, dobre do cna duszyczki to straszni hipokryci. 



Okazuje się, że przeszczepiana dusza została wybrana specjalnie po to, aby uzyskać jakieś informacje dla niejakiej Łowczyni. Powodem wyboru była oczywiście zajebistość tejże duszy. I smell Mary Sue.



Nasz speshul snowflake wzbudza zainteresowanie także u studentów. 



– Mieszkała na sześciu planetach.
– Ja słyszałem, że na siedmiu.
– Podobno za każdym razem w innym gatunku.
– To możliwe?
– Była prawie wszystkim. Kwiatem, Niedźwiedziem, Pająkiem...
– Wodorostem, Nietoperzem...
– Nawet Smokiem!
– Nie wierzę, że na siedmiu planetach.
– Co najmniej na siedmiu. A urodziła się na Początku.



Wow, Wodorostem? Really? Ahahahahahahaha!!! No badass z niej jak cholera. Miśka, pajączka, Batmana i smoka rozumiem. Kwiat jest jak najbardziej w stylu SMeyer, więc ok. Ale wodorosty? LOL tygodnia. 



No i oczywiście urodziła się na Początku. W sensie zaraz po tym, jak Porządnie Pierdyknęło? Taka stara bohaterka u Stefki? Mam nadzieję, że chociaż ciało dostanie tradycyjnie nastoletnie, no ewentualnie kogoś zaraz po 20-tce. Inaczej tego szoku nie zniosę. 



Czas na zabieg. 



– Darren, bierzmy się do roboty.
Wszystko było gotowe. Odpowiednie lekarstwa leżały już obok ciała dziewczyny. Specjalny czepek zakrywał jej długie, czarne włosy, odsłaniając smukłą szyję. Dziewczyna oddychała powoli – była w głębokiej narkozie. Na opalonej na brąz skórze trudno było dopatrzyć się jakichkolwiek śladów po... wypadku.
– Zacznij rozmrażanie – powiedział Fords.
Jego siwowłosy pomocnik stał już przy kapsule w pełnej gotowości, z dłonią na gałce. Zdjął z niej blokadę i przekręcił ją odwrotnie do ruchu wskazówek zegara. Czerwone światełko na szarym cylindrze zaczęło migać, najpierw wolno, potem coraz szybciej, zmieniło też kolor.
Uwaga Fordsa była skupiona na nieprzytomnym ciele. Oszczędnymi, precyzyjnymi ruchami przeciągnął ostrzem skalpela wzdłuż skóry u podstawy czaszki, następnie spryskał nacięcie substancją powstrzymującą krwawienie i dopiero wtedy poszerzył szczelinę. Ostrożnie dostał się pod mięśnie szyi, uważając, aby ich nie uszkodzić, i obnażył białe kości u szczytu kręgosłupa.
– Dusza jest gotowa – odezwał się pomocnik.
– Ja też. Daj ją tutaj.
Fords poczuł łokieć Darrena obok własnego. Nie musiał nawet odrywać wzroku od stołu; wiedział, że jego pomocnik jest gotowy, że stoi z wyciągniętą ręką i czeka na polecenie. Pracowali ze sobą od lat. Fords poszerzył otwór.



Rozumiem, że pan Uzdrowiciel jest tak precyzyjny, że tego kręgosłupa wraz z rdzeniem nie uszkodził. 



Ujrzał przed sobą dłoń Darrena, a w niej srebrzysty blask budzącej się istoty. Piękno nagiej duszy niezmiennie go poruszało.
Mieniła się w mocnym świetle lamp, jaśniejsza niż skalpel, który lśnił wyłącznie światłem odbitym. Była jak żywa wstążka, wiła się, marszczyła i rozciągała, ciesząc się dopiero co odzyskaną wolnością. Setki cienkich, zwiewnych wici kłębiły się miękko niczym srebrna czupryna. Wszystkie dusze wyglądały wspaniale, lecz ta wydała się Fordsowi szczególnie urodziwa.
Nie był zresztą w swoich odczuciach odosobniony. Słyszał cichutkie westchnienie Darrena, szmer zachwytu wśród studentów.



Czyli te wspaniałe dusze, to po prostu takie małe, sparklące, włochate robale? Rzecz jasna, ta konkretna dusza jest najpiękniejszym sparklącym robalem wśród sparklących robali. Ofkors. 



Dusza zostaje włożona do nacięcia, oplata mózg dziewczyny mackami/wypustkami/włoskami czy co to tam jest. Fuj. 



Fords zasklepia ranę jakimiś środkami i po wszystkim. Uzdrowiciel przez moment lekko angstuje.



Fords westchnął.
– Źle się z tym czuję.
– Spełniasz tylko swoją powinność, jesteś Uzdrowicielem.
– To jedna z tych rzadkich chwil, w których uzdrawiając, wyrządzam tak naprawdę krzywdę.
Darren zaczął sprzątać po operacji. Nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Fords wykonywał przecież swój zawód. Z punktu widzenia Darrena liczyło się tylko to.
Ale dla Fordsa bycie Uzdrowicielem oznaczało coś więcej; dotykało sedna jego istnienia. Spoglądał zafrasowany na pogrążone w spokojnym śnie ciało, świadom, że ów spokój pryśnie, gdy tylko kobieta się obudzi. Koszmarny los, jaki ją spotkał, będzie teraz musiała udźwignąć niewinna dusza, którą przed chwilą umieścił w środku.



Aha, czyli los dziewczyny, której ciało zostało zawładnięte, jest koszmarny, ale Fordsowi żal duszy, a nie właścicielki ciała. Dobrze zrozumiałam? Well, fuck you, asshole. Następny dowód, ze dusze to skończeni hipokryci. Niby takie z nich idealne i dobre stwory, ale nawet im brewka nie pyknie, gdy zabierają innym, niczemu niewinnym istotom ich własne ciała. Oh, just look around, so much bullshit!



Fords pochylił się nad dziewczyną i bolejąc w duchu, że nie może go usłyszeć, wyszeptał jej do ucha:
– Powodzenia, moja mała wagabundo, powodzenia. Jakżebym chciał, żebyś go nie potrzebowała.



I tak kończy się prolog. Niejaka Wandzia zasiedliła ciało biednej (ale na pewno zajebistej ponad wszelkie normy) dziewczyny. BTW, rozumiem decyzję przetłumaczenia Wanderer na Wagabunda ze względu na w miarę bliskie znaczenie i możliwość skrócenia do Wanda. W sumie clever. Tylko tak strasznie nie lubię słowa wagabunda, moim zdaniem jest cholernie brzydkie. Just sayin’. 



W następnym odcinku przejdziemy do akcji właściwej. Trzymajcie się.



Beige

48 komentarzy:

  1. Pierwsza? Nie wierzę?

    Widzę iż Beige w formie jak zwykle. Mam nadzieję, że ręcznik się nie przydał ^^

    Pozdrawia
    korano

    OdpowiedzUsuń
  2. oooo... Jestem pierwsza. Zabawne. Po przeczytaniu analizy moją pierwszą myślą było:
    Eeeeee... To już? No bo praktycznie nic się nie wydarzyło. Analiza trawna jak zawsze, ale jeżeli reszta tej książki jest taka, to wam też przyda się powodzenie. Tyle, że w analizowaniu tego chłamu. Więc mogę mieć tylko nadzieje, że dalej wydarzy się cokolwiek i na wszelki wypadek życzyć szczęścia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieje się, dzieje, miłość lata w te i wewte od duszy do duszy, a nasz dusze-dusze okazują się być takimi eko-nazistami.

      Usuń
  3. A ja tu od dłuższego czasu siedzę i odświeżam, czekając na pierwszą część analizy... I się doczekałam.
    No cóż, miałam nadzieję, że już na początku będą jakieś punkty ;), ale czegóż wymagać od prologu, który przecież jest tylko wprowadzeniem.
    Co do dusz - mnie przy czytaniu nie wydawały się hipokrytami (choć są nimi), ale takim wyższym levelem Edzia - kontrolujemy ludzi dla ich własnego dobra, i niech nam nie próbują wmawiać, że umieją o siebie dbać, bo NIE umieją.
    Teraz będę znowu czekać na akcję właściwą... Ech, ale o czym ja tak właściwie mówię - takiej akcji-akcji, podczas której naprawdę się coś dzieje, to tutaj nie uświadczysz...

    W każdym razie pozdrawiam i życzę cierpliwości do wkurropatwiającego stwora zwanego Wandą.

    Gwathgor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja przez całą analizę spodziewałam się, że zaraz zobaczę (+1 hipokryzja) ;)

      Usuń
  4. Wszystko pięknie, czytając fragmenty książki wynudziłam się jak cholera, znaczy wygląda na to, że Stefcia napięcia budować nie umie nadal... Pomysł sam w sobie jest całkiem interesujący: żeby obcy musieli nie tylko przejmować ciała ludzi, żeby funkcjonować na Ziemi (chociaż wcześniej wpadł na to, żeby daleko nie szukać, King - a i on raczej pierwszy nie był), ale i poddawać się specjalnemu zabiegowi umieszczenia w ludzkim ciele. To, że dusze sparklą, pozwolę sobie przemilczeć...

    ...chociaż nie, powiem tak: Stefa przed zastrzykiem z pisarskich (a tfu!) honorariów musiała mieć poważny niedobór błyskotek w swojej szkatułce.

    ANYWAY. Jak mówiłam, wszystko pięknie, ale z jakiej paki dusze mają ziemskie personalia? Jasne, kumam, zanim opanują świat, muszą się zakamuflować przed kompetentnymi jednostkami z gatunku ludzkiego, które mogłyby wykoncypować sposób na totalną rozpierdówę wśród populacji dusz. Jeśli to jednak tylko kamuflaż, to dlaczego przynajmniej między sobą nie posługują się swoimi własnymi imionami, niechby to chociaż byli Technik Zapylacz i Jabadaba-Bumcykcyk? A skoro już nazywają się jak Przedstawiciele Dumnego Narodu Amerykańskiego, to CZEMU akurat Harry Freakin' Potter?!

    Swoją droga, pomysł ziemskiej fauny oraz flory, mających się rzekomo rozwinąć na "co najmniej siedmiu" planetach uważam za... *głęboki oddech* Stawiam na poziomie pomysłu, jakoby krew miała wytrzymać w martwym ludzkim ciele przez bity rok. Jedno i drugie z rzyci wzięte zostało, amen.

    PS. A pomysł z nazwaniem tych obcych "duszami" jest, moim zdaniem, chybiony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co pamiętam, to te Wodorosty, Nietoperze etc. wcale nie były naprawdę nietoperzami, wodorostami etc., tylko były tak nazywane na Ziemi przez podobieństwo do tych stworzeń.

      Usuń
    2. Czy wobec tego dusze, które przejmowały ciała ludzi, dostawały też w pakiecie ludzką mentalność? Albo cokolwiek na tej zasadzie? Książki, przyznaję się, nie przeczytałam, dlatego dociekam. Bo jeśli Steph w żaden sposób nie uzasadniła, dlaczego istoty pozaziemskie zaczęły pojmować rzeczywistość tak, jak pojmują ją ludzie, to nastąpił fail. Kolejny w jej karierze zresztą.

      (Z drugiej strony, jeśli założymy, że dusze zyskały ludzką mentalność i zaczęły nazywać wodorostopodobne cosie wodorostami, bo było to wygodne i zrozumiałe z punktu widzenia ich nowo nabytego człowieczeństwa, dlaczego żadna dusza nie wpadła wobec tego na to, że ludzie czują się źle, gdy ktoś próbuje ich kontrolować, ergo - wbrew temu, co duszom się wydaje, kontrolowanie człowieka NIE jest dla niego dobre? Tak sobie tylko rozmyślam).

      Usuń
    3. Herbaciany Potworze, obcy w tej książce są katastrofalnie nieprzemyślani - ale ciężko mieć pretensje, bo przecież w książce SF najważniejszy jest romans, a nie konstrukcja fantastycznych elementów OH WAIT. W ogóle czuć, że Stefie tak się spieszy do kochasiowania, a opisy pozaziemskiej cywilizacji są robione po łebkach i najmniejszej linii oporu.

      Z tego, co pamiętam, kwestia imion jest później poruszana, ale o co w niej chodziło, za Chiny sobie nie przypomnę. Chyba coś w stylu, że to są tłumaczenia z ichniejszego języka, choć oczywiście nędzne, bo ludzie mają wszak taki nędzny zasób słów i fonemów.

      Tak, Dusze to potworni hipokryci. Gwathgor świetnie to podsumowała - Edzie, co to zawsze wiedzą lepiej. Roztrząsają się nad popełniającymi samobójstwo Wodorostami, ale wymazanie osobowości milionom niewinnych ludzi jest OK - bo wiecie, prowadzimy wojny, a Duszyczki nie mogą patrzeć na przemoc. Zresztą, co będę Wam tu mówić, od tego są analizy.

      Mnie się dla odmiany słowo "wagabunda" bardzo dobrze kojarzy i mnie dobrze brzmi, więc zmianą na "Wandę" raczej mnie nie ucieszyła. Ale to już w przyszłości.

      A Początek to nie Wielki Wybuch, tylko nazwa rodzinnej planety dusz. A ich egzystowanie na niej też pozostawia wiele do życzenia pod względem logicznym.

      Nie mogę się doczekać analizy akcji właściwej!

      Z wyrazami szacunku
      Kazik

      Usuń
    4. Właśnie, mnie też zawsze zastanawiało, jak niby te duszyczki w Początku żyły, skoro potrzebni im byli żywiciele...

      No i z tymi Wodorostami to IMHO taka hipokryzja, że aż flaki się przewracają. 'Idealne' duszyczki zabierają mieszkańcom planety ciała, zniewalają (a potem jeszcze narzekają, że taaaka ta planeta nudna), a kiedy widzą, że ci, którzy zostali wolni, wolą umrzeć, niż dać się opanować, zamiast choć na chwilę spróbować spojrzeć na sprawę od ich strony, stwierdzają, że Wodorosty są gÓpie, a zabieranie im świadomości - jak najbardziej OK. A mam wrażenie, że te akurat stworzenia przemocą się nie posługiwały - ale pewnie duszyczki na ich potrzeby wymyśliły inną wymówkę.

      "Chyba coś w stylu, że to są tłumaczenia z ichniejszego języka, choć oczywiście nędzne, bo ludzie mają wszak taki nędzny zasób słów i fonemów."
      Właśnie mniej więcej coś takiego tam było. Aczkolwiek bardziej mnie wkurzało, że Wanda swoim nowym, ludzkim, ograniczonym móżdżkiem nie potrafiła ogarnąć mechanizmów tworzonych przez któreś tam z jej poprzednich wcieleń.

      Usuń
  5. Książki nie czytałam, ale mniej więcej wiem co tam się będzie działo, przynajmniej w warstwie, hm, emocjonalno-moralnej? Jak napisał/a Hyakki_Yakou "miłość lata w te i wewte" i aż mam ochotę walnąć spoilera dotyczącego kondycji ludzkości, ale nie chcę psuć, khe khem, "przyjemności" odkrywania tego xD

    Krakatoa

    OdpowiedzUsuń
  6. ...zmieniam zdanie, to jeszcze gorsze niż Współżycz/Ulowiec...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi się tłumaczenie "Współżycz", jako jedyne zresztą w wykonaniu tej konkretnej tłumaczki, bardzo podobało ;)

      Nudny ten prolog. Mam nadzieję, że coś się potem rozkręci...

      Usuń
  7. W Intruzie niejako chodziło o to, że dusze miały gdzieś ludzi jako ludzi, myśleli o nich jak o czymś niebezpiecznym i strasznym, prolog pokazuje właśnie ten ich punkt widzenia i inną moralność, nie mówię, że dobrą, ale pokazuje. Zmiana poglądów głównej bohaterki będzie przebiegać stopniowo. Też się bałam, że znowu będzie się Stefcia napawać zajebistością dusz, którym to ludzkość nawet pięt niegodni lizać, ale na szczęście będzie potem o tym, że ludzie są wartościowi i również niezwykli. Uff.
    Jak na razie analiza mi się podoba,

    OdpowiedzUsuń
  8. Rany,to dopiero początek,a już mi się ta książka nie podoba.I jaki wierszyk slicny ,a puci puci.
    Analiza fajna,ale za krótka.

    chomik

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie czytałam książki, oglądałam jedynie film, dlatego może cierpię na niedobór informacji i pewne rzeczy może się wyjaśnią, a może nie. Jednym z pierwszych pytań, które się nasuwa jest- kto u licha przeprowadził pierwszy zabieg? Skoro duszę trzeba wyjąć z pudełka i wepchnąć przez szyję to jak się tam dostała pierwsza??? Spadła z nieba i wlazła nosem? A może przyleciała jako super wodorost, który napadł na jakiegoś człowieka i wwiercił mu się w mózg? A potem ten pierwszy człowiek czaił się w krzakach i ogłuszał kolejne ofiary aż było ich na tyle dużo żeby dalej mogli już działać ślicznie, różowo i pokojowo znieczulając swoje ofiary przed spenetrowaniem? A może jednak przybyły jako istoty bardziej złożone, zdolne przeprowadzić jednak zabieg, skoro tak to po kiego ch..a przyczepili się do ludzi? Stare ciałko uwierało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przybyli jako zorganizowana siła, zabiegi przeprowadzali najpierw będąc w ciałach Pająków, a poten robiły to dusze w ludzkich ciałach, jest to później opisane. W każdym razie w filmie to wycięli, jak i na dobrą sprawę pół książki, przekształcając to w jeden wielki i nudny bullshit. Tego nie da się wręcz nazwać adaptacją.

      Usuń
  10. nie wiem czy zdobędę się na lekturę tego DzieUa... wystarczy, że po lekturze "Brzasku" czuję potrzebę, żeby zobaczyć film, i sprawdzić jak tam jest pokazany ten psychopatyczny związek. Już jak to czytałam kiedyśkiedyś to czułam że jest coś mocno ni halo z tą całą tru loff, ale brakowało mi warsztatu... za to widziałam że zabiegi literacjie Stefci są na poziomie moich własnych z czasów liceum ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Analiza zmotywowała mnie do pewnego zabiegu - postanowiłam raz w tygodniu czytać rozdział z "Intruza" równocześnie z analizą. Liczę, że przeżyję w ten sposób i mój mózg nie umrze z nadmiaru meyerowskiej wizji świata.
    Prolog był okropnie nudny... Też miałam wrażenie "ok, Dusza cierpi, bo tamta Dusza będzie cierpieć, ale nad człowiekiem to jakoś nikt się nawet nie pochyli?". Mam nadzieję, że potem będzie lepiej...
    Drogie panie życzę wam siły ducha (obawiam się, że się przyda...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam taki sam plan. Czytanie tylko analiz pozbawi mnie radości pastwienia się nad następnym "dziełem" Smeyer.
      Życzę Tobie i sobie duuużo wytrwałości

      Kalka

      Usuń
  12. http://www.goodreads.com/book/show/4502877-midnight-sun

    ...Beige? Maryboo? PROSZĘ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ten szajs jest gdzieś po polsku?

      Usuń
    2. Nie ma, niestety. Z tego, co udało mi się ustalić, to miało to być czytadło wydane tak, jak Bozia przykazała, to jest na papierze i wysłane w świat, by Eduardo sparklił i pięknoklacił także poza USA. Ale Stefa wpadła na genialny pomysł, by rozdysponować kopie pierwszych dwustu stron wśród Kilu Zaufanych Osób i w efekcie wyciekło toto do sieci. Stefa się obraziła, palnęła na swojej stronie mówkę o tym, że kopiowanie i kradzież są złe, po czym oznajmiła, że kończyć tego nie będzie. Dlaczego? Bo uwaga, leci cytat i nie, nie sfabrykowałam go - "If I tried to write Midnight Sun now, in my current frame of mind, James would probably win and all the Cullens would die, which wouldn't dovetail too well with the original story." (Bo miał to być w zasadzie Tłajlajt, tylko z punktu widzenia Eduarda - tak w razie gdyby ktoś się zastanawiał, osoho). W efekcie cudo jest dostępne tylko po angielsku, w formie ebooka. No i niedokończone, rzecz jasna.

      Usuń
    3. Na bank czytałam tłumaczenie. Jakieś fanki się tym zajęły. Jak tylko znajdę to dam znać.

      Usuń
    4. http://chomikuj.pl/Kasia-1/Dokumenty/Midnight+Sun+-+t*c5*82umaczenie proszę uprzejmie. Osobiście dla mnie to tylko gorszy bullshit i więcej tego nie tknę...

      Usuń
    5. Ale jakże to tak? Sparklące stefciowe misie-tulisie Culleny miałyby zginąć?! Nie wierzę...
      (Nie mówiąc już o tym, że zaprawdę wielkie szanse ma jeden cherlawy James z siódemką wampirów, w tym niektórych z talentami...)

      Usuń
    6. Ale ogólnie najlepszy jest komć pod tą angielską stroną: "If only..... all men would adore their woman as much as Edward adores Bella...."

      Usuń
    7. Nie wierzę, że tego nie skończyła... A taka szansa na przeczytanie lepszej części zmierzchu...

      Usuń
    8. Kochani: nie będziemy - i jest to decyzja nieodwołalna na 99,9% - analizować ani MS, ani nowelki o Bree Tanner. Przeciw pierwszemu veto postawiła Beige, drugiemu - ja ;). Z mojej strony decyzja spowodowana jest faktem, że historia Bree jest koszmarnie nudna; nie dałam rady przeczytać jej do końca, a co dopiero mówić o analizie... Za Beige się nie wypowiadam, aczkolwiek podejrzewam, że biedaczka nie ma już po prostu rezerw psychicznych na kolejną dawkę McSparkle'a.

      Poza tym, mówiąc szczerze, jesteśmy już po prostu zmęczone tą sagą, siedzimy w niej - jakby nie było - od kilku lat ;). Na "Intruza" zdecydowałyśmy się między innymi dlatego, że zostajemy w miarę znanym sobie obszarze, jednocześnie wpuszczając do analiz powiew świeżości.

      Maryboo

      Usuń
    9. Jeśli chodzi o mój sprzeciw, to Maryboo ma rację. Czytanie o Edziu jest koszmarne, ale siedzenie w jego głowie to tortura nie do wytrzymania. Przynajmniej dla mnie. Przeczytałam pierwszy rozdział MS w oryginale i po prostu więcej nie dam rady, bo mi ciśnienie skacze na samą myśl o reszcie.

      Beige

      Usuń
    10. byłoby fajnie jakby załatwiła wszystkie Mayerpiry..

      Usuń
  13. Gdzie Was można polubić? Chcę Was polubić, żeby nie zapomnieć! Gdzie macie gadżeta dla fanów? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że nie mamy ;) Mogę dodać, jeżeli wytłumaczy mi się, co to takiego, bo jestem ciemna w tych kwestiach ;)

      Maryboo

      Usuń
    2. Ferh: musisz wejść na http://www.blogger.com/home, kliknąć przycisk ,,Dodaj", który znajduje się po lewej stronie nad listą blogów, które obserwujesz, a następnie w pole ,,Dodaj URL-a" wkleić adres bloga. Oczywiście jeśli dobrze zrozumiałam o co prosisz ;)

      Usuń
  14. Im bardziej czytam te fragmenty, tym bardziej mam wrażenie, że Stefa oglądała Stargate.
    I postanowiła zrobić ładne, sparklące Goa`Uld, wycinając po drodze Jaffa, bo nieestetyczni tacy...
    Punkt i metoda wkładania nowego lokatora się w zasadzie zgadza, tylko urwało od ceremonii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Tfu , proszę mi nie stawiać Stargate'ów ze Stefą w jednej lini

      Usuń
    2. Sparklące GoaUldy...! Coś w tym jest. To chyba linia myślenia Stefy :]

      Usuń
    3. Postawienie GoaUlda ze Stefą w jednej linii ma już jednak swój urok :P

      Usuń
  15. Teraz to sobie myślę, że my, brzydcy ludzie, faktycznie jesteśmy beznadziejni, skoro pozwalamy, by takie tffory puszczano drukiem w świat. Naprawdę, zniewolenie przez rasistowskie sparklące duszyczki to najlepsze, co mogłoby nam się przytrafić. Totalnie. I mean it.

    Makapka

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Niedawno natrafiłam na wasze analizy i muszę powiedzieć, że jestem zachwycona. Przeczytałam całe PZS, a teraz umilam sobie czas czekania na pierwszy rozdział tutaj Brzaskiem. Jestem pod wrażeniem głównie dlatego, że nie wyśmiewacie jedynie powierzchownej głupoty Belki i ferajny (ale gdy to robicie jest to naprawdę zabawne), za to umiecie to wszystko dogłębnie, racjonalnie zanalizować, te wszystkie chore relacje, wpojenia itd. Naprawdę otwieracie oczy i robicie to w sposób bardzo mądry. Okej, przystopuję z tym słodzeniem, bo wam lukier w gardle stanie. Intruza nie czytałam, więc będę miała podwójną zabawę. Już nie mogę się doczekać. Sam prolog mnie zniesmaczył. Oczywiście, sparklenie na pierwszym miejscu.

    Indy

    OdpowiedzUsuń
  18. Obejrzałam dziesięć minut filmu. Więcej nie dałam rady.
    Strasznie lubię Saoirse Ronan i nie mogę przeboleć, że zgodziła się na kochasiowanie w filmie opartym na podstawie wypocin Stefy... I pomyśleć, że gdyby odrzuciła tę rolę, miałaby czas w terminarzu i zagrałaby elfkę w drugiej części "Hobbita" zamiast Evangeline Lilly.
    Smuteczek.

    OdpowiedzUsuń
  19. Matko kochana, dopiero prolog, a ja już nie cierpię tej książki. To jest NUDNE. Nawet nie zabawne w swej naiwności, zwyczajnie nudne. Serio, niech Stefa się nawet wróci do spoilerowania w prologu tego zalążka akcji, byleby wprowadzała cokolwiek do swoich wypocin.
    Pominę fakt, że człowiekofob, jakim ona jest po raz kolejny zniechęcił mnie do stworzonego przez siebie sparklącego (oni zawsze sparklą) gatunku już na wstępie. Ja rozumiem, odmienna mentalność etc, ale to, co prezentują w sobie duszyczki już teraz jest... No comment. Niech wrócą do bycia wodorostami.

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie obrażając nikogo, ta analiza jest debilna, pisana na upartego. Myślę że jeśli chodzi o wiersz w prologu, Stephenie użyła go w odniesieniu do Mel, nie do Wagabundy, no i Twoje czepialstwo o imiona postaci, sorry ale to wszystko w książce jest dokładnie wytłumaczone. Lans i parcie, oto co widze na tym blogu...

    OdpowiedzUsuń
  21. Matko! Cóż za tragiczna analiza. Zgadzam się wypowiedzią anonimowej osoby, że cały tekst pisany jest na siłę, tylko po to, by pojechać po autorce. I skądże znowu, nie zaliczam się jej fanów, bo przez cały "Zmierzch" nawet nie przebrnęłam. Widać, że osoba, która pisała tę analizę, nie ma w ogóle pojęcia o psychologii postaci. Nieważne, że wszystko jest klarownie wyjaśnione. Dusze są beznadziejnie przedstawione tylko dlatego, że odbiegają od wyobrażenia czytelniczki. Kto zwróciłby uwagę na tę innowacyjność?

    Dusze mają własny styl życia. Nie mają ciał, więc logiczne, że dla nich NORMALNE jest zabieranie ich innym i nie widzą w tym nic złego. Ba, przecież one uważają, że dają im lepsze życie. Nie dziwię im się, skoro ziemia się zmieniła - nie musiały płacić, nie kłóciły się, nie zabijały - to jednak wygląda jak utopia. Nawet na końcu widać, że dusza może zmienić swoje podejście do ciała, ale jej natura pozostaje taka sama. Wanda jest tego przykładem. Skoro prolog (i reszta) jest z punktu widzenia Duszy, to logiczne, że będą tam JEJ poglądy, jej społeczeństwa. Wiadomo, że człowiek się z tym nie zgodzi. To tak jakby Żyd miał się zgadzać z Hitlerem. Chore rozumowanie.

    Leczenie? Oczywiście, bo "kosmici" nie mają własnych sposobów leczenia. Rozcinanie karku =/- rozcinanie kręgów, co sobie dopowiedziała autorka. Dusza PRZENIKAŁA organizm.

    Czepianie się imion i obcych planet to szczyt chamstwa i głupoty. Aż nie wiem, jak to skomentować.

    Powinnaś się poczepiać Harry'ego, że pokonał Voldemorta i Geralta, że był zajebistym wiedźminem. Ach tak, zapomniałam, że niedoskonała Dusza jest gorsza od idealnych bohaterów. Happy endy też są beznadziejne, chociaż kurde, są w większości książek!

    Myślę, że autorka powinna zrobić ankietę i pozwolić czytelnikom napisać tę książkę, wtedy można by wyśmiewać logikę takiej Beige. I pokazać schematyczność, z jaką myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co brałaś? :) Voldemort, Potter i Geralt w jednej książce. Niezłe.

      - tey

      Usuń
  22. "– Zabieg wszczepienia duszy nie jest ani ciekawy, ani szczególnie trudny. W razie nagłej potrzeby mogłaby to zrobić na ulicy pierwsza lepsza dusza."

    "Oszczędnymi, precyzyjnymi ruchami przeciągnął ostrzem skalpela wzdłuż skóry u podstawy czaszki, następnie spryskał nacięcie substancją powstrzymującą krwawienie i dopiero wtedy poszerzył szczelinę. Ostrożnie dostał się pod mięśnie szyi, uważając, aby ich nie uszkodzić, i obnażył białe kości u szczytu kręgosłupa."

    Aha. Spoko, każdy na ulicy poradziłby sobie łatwo z takim zabiegiem. Każdy ma skalpel, maszynę do zamrażania w kieszeni i umiejętności chirurga. Banał.
    Ten opis implementacji pasożyta jest ohydny, tak wizualnie, jak moralnie.

    - tey

    OdpowiedzUsuń