wtorek, 9 lipca 2013

Wstęp, czyli witamy raz jeszcze

To wszystko Wasza wina. No dobrze, Wasza i naszej próżności. Co tu kryć, lubimy być znane i lubiane.

Ponad wszystko inne lubimy jednak analizować. Naszą przygodę z dziełami Stephenie Meyer rozpoczęłyśmy 12.09.2009 roku; gdyby ktoś wtedy oznajmił nam, że będziemy wałkować na wszystkie strony książki tej pani przez kolejne cztery lata (choć z przerwami), zapewne nie uwierzyłybyśmy w tego typu rewelacje - a tym bardziej w to, że będziemy mieć grono stałych czytelników :)

Cóż, saga o pewnej płaczliwej nastolatce, jej błyszczącym partnerze i wiernym niewolniku dobiegła końca. Pozostało podjąć decyzję - czy bawimy się w to dalej, a jeśli tak, to co tym razem wziąć na tapetę? Wybór okazał się być łatwy - pokusa rozgryzienia kolejnych fantasmagorii Stefy była po prostu zbyt duża i tak narodził się:

"Lokator", czyli Intruz oczami anty.

Trzeba uczciwie powiedzieć, że zakładając tego bloga niejako rzucamy się na głęboką wodę. Dlaczego? Otóż...kompletnie nie znamy kanonu. W przeciwieństwie do sagi, na której idiotyzmy byłyśmy przygotowane (nawet, jeśli nie znałyśmy dokładnych szczegółów dotyczących fabuły PŚ), tu nie mamy pojęcia, co nas czeka. Nie przeczytałyśmy książki przed rozpoczęciem analiz i nie obejrzałyśmy filmu, który zagościł na ekranach kin w kwietniu tego roku. Swą wiedzę o "Intruzie" bazujemy na:

a) streszczeniu fabuły z Wikipedii
b) zwiastunach w/w filmu
c) znajomości poprzednich wypocin Stefci i świadomości, iż istnieje niewielka szansa, aby ta powieść znacząco różniła się od Zmierzchu (a założenie to znajduje swe potwierdzenie w punktach a) i b))
d) recenzjach na Rotten Tomatoes, które są (jakkolwiek nieprawdopodobnie by to nie brzmiało) jeszcze bardziej miażdżące niż w przypadku ekranizacji któregokolwiek tomu z sagi.

Z tego też powodu wprowadzamy innowacje w kwestii przyznawania punktów. Po pierwsze - osobne dzieło zasługuje na nowe kategorie, które będą znacznie bardziej specyficzne (oraz opisowe) niż te, których używałyśmy w dotychczasowych analizach. Po drugie - każda głupota będzie nagradzana tylko jednym punktem, niezależnie od tego, jak wielki fail będzie się za nią krył. Tego rodzaju punktowanie będzie wygodniejsze, a także pozwoli nam ujrzeć, ile razy dane zjawisko wystąpiło w książce. Po trzecie w końcu - nie mamy pojęcia, ile (oraz jakich) kategorii pojawi się w naszych analizach. Będziemy je tworzyć stopniowo, wgłębiając się w fabułę "Intruza" i odkrywając, iż dane (kwikogenne bądź irytujące) zjawisko nagminnie się powtarza.

Nie przedłużając - witajcie ponownie na pokładzie (całkowicie wyremontowanego) statku. Pierwsza notka pojawi się tu tydzień po ostatnim wpisie na "Brzasku". Przygotujcie się na długą podróż - "Intruz" liczy sobie 59 rozdziałów + prolog i epilog...

Zapraszamy do zabawy!

30 komentarzy:

  1. Wiedziałam, że nas nie zostawicie! :D Czekam niecierpliwie, bo zielonego pojęcia nie mam, o czym to w ogóle jest. Coś pióra Meyer, co nie ma nic wspólnego ze "Zmierzchem", can't wait!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, będę pierwszą komentującą... Oo
    A zatem życzę Wam cierpliwości przy przedzieraniu się przez angstującą w ciemnej celi (czy to tam było) Wandę, jej Tró Loffa, Melanię, Tró Loffa Melanii i całą resztę zgrai :). I czekam na pierwszą część analizy :).

    Gwath.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę się doczekać ! :D po przeczytaniu streszczenia nawet kijem tego "dzieła" nie tknełam ale z wami świat od razu nabiera kolorów <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm, z takiej okazji jak analiza tej książki odważę się w końcu ją przeczytać :)
    Iii analizy będą standardowo co tydzień w niedzielę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest ;) Możemy mieć drobne poślizgi związane z okresem wakacyjnym, ale termin pozostaje bez zmian.

      Maryboo

      Usuń
  5. Akurat w zeszłym miesiącu skończyłam czytać "Intruza" więc nie mogę się doczekać ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Ahoj, przygodo!

    Półświatek analizatorski bardzo by ucierpiał na zwinięciu przez Was działalności, co tu kryć.

    Sama o "Intruzie" wiem niewiele - znam jako-tako fabułę (w rękach innego pisarza byłoby to pewnikiem interesujące, NO ALE...), widziałam recenzje na Lubimy Czytać (o dziwo, lepsze, niż "Zmierzch", ale pewnie dlatego, że nie doczekał się aż takiej ogólnej krytyki), koleżanka oceniła na "może być". Ale ja w cuda nie wierzę i o ile Meyer nie nawiedziły Trzy Duchy Dobrej Literatury, to nastawiam się na kolejne Epik Fejle w kwestii riserczu, logiki, konstrukcji postaci, "romantyzmu" i żałosnego prezentowania roli kobiety.

    Powodzenia, czekam z niecierpliwością na pierwszą część!

    Z wyrazami szacunku
    Kazik

    OdpowiedzUsuń
  7. Jupiii! A już się obawiałam, że zarzucicie działalnosć. Sama "Intruza" czytałam. Wydał mi się... taki nijaki. Pomysł mi się chyba podobał, bo go pamiętam, ale oprócz imienia Wagabunda nie pamiętam żadnego z bohatrów, ani wątków... Co prawda pomysł był dość niepokojacy, ale stwierdziłam, że uznam, że miał być niepokojący (jak nie, to Mayer, na intensywną terapię, now!).

    Czekam z niecierpliwością!

    Pozdrawiam,
    Malcadicta

    OdpowiedzUsuń
  8. Ech, ano właśnie... Może przeczytawszy Intruza, stwierdziłybyście, że jest dużo znacznie gorszych książek, które bardziej nadają się do zanalizowania? Miałabym kilka propozycji ;) Ale mówi się trudno. Ciągle męczycie Smejerową i sięgacie właśnie po to, co jej najlepiej wyszło. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  9. Znowu ja. Rozejrzałam się w Internetach, i coraz bardziej niecierpliwię się na Waszą analizę. Dlaczego? Okazuje się, że na Lubimy Czytać ocena ogólna dobija do ósemki, a recenzje zbierające najwięcej plusów szastają dziewięcioma gwiazdkami - z drugiej strony, na tym serwisie "Achaja" ma oszałamiająco dobre noty, a czytając opinie o "Intruzie", można się domyślić, jaki to czytelników. Recenzja na Rotten Tomates może brać się stąd, że film zawiódł wielu fanów książki, którzy nie mogli wybaczyć cięć i zmian fabularnych.

    Ja także nie wierzę, żeby Stefa znienacka zaczęła uprawiać dobrą literaturę, i nie widzę powodu, dla którego nie miałaby splunąć w twarz SF, tak jak splunęła fantastyce. Jednak obawiam się innej rzeczy: mianowicie tego, czy "Intruz" nie jest po prostu rozmemłanym romansem, kiczowatym, ale ze względu na nudę niedającym się porządnie zanalizować...

    Tak się tylko chciałam podzielić wątpliwościami. Zresztą, sądzę, że ta woda nie jest wcale taka głęboka i macie już w zanadrzu analizy kilku rozdziałów, które upewniły Was o głupocie dzieła. Zamiast gdybać, sama powinnam się wziąć za to dzieło i ocenić, ile jest ono warte.

    Z wyrazami szacunku
    Kazik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Rotten Tomatoes za wskaźnik procentowy odpowiadają opinie recenzentów z pism/portali filmowych, nie ma więc to nic wspólnego z grupą rozczarowanych nastolatek. A biorąc pod uwagę, że większość komentarzy oscyluje tam w granicy "Edward, Bella - come back. All is forgiven" (cytat autentyczny) myślę, że materiału nam nie zabraknie.

      A co do fabuły...Cóż, Stefa sama opisała swą książkę jako "SF dla ludzi, którzy nie lubią SF".

      Maryboo

      Usuń
    2. Pardon, pomyliłam sobie strony z recenzjami filmowymi, faktycznie fanki niewiele mają tam do gadania. Jeżeli ludzie wołają za Edwardem i Bellą, to wiedz, że coś się dzieje...

      Jestem już na 85 stronie i z tego co widzę, faktycznie jest co wycisnąć. Prezentowana tu wizja obcych jest tak niespójna, nieoryginalna i mdła, jak tylko być może, i widać, że Stefa SF już sobie głowy nie zawraca i próbuje prędziutko kicnąć w mdławy romans. Na tekst "byłbym w stanie poświęcić te 5 miliardów istnień dla ciebie" witki opadają, a na widok tego, że Stefa śmiała przyrównać jedną z bohaterek do Anne Frank aż mi ciśnienie skoczyło.

      Dziękuję za odpowiedź i ponownie zapewniam, że bardzo cenię sobie wasze zdolności analizatorskie i poczucie humoru, więc czego tu się bać? Powodzenia!

      Z wyrazami szacunku
      Kazik

      Usuń
  10. Czekam z niecierpliwością na pierwszą analizę, bo siostra od chyba już dwóch lat mnie męczy, żebym przeczytała tego Intruza. Po obejrzeniu filmu zastanawiałam się, czy może jednak przeczytać książkę, bo ekranizacja była średnia, ale wolę poczekać na waszą analizę - tu przynajmniej się uśmieję i nie stracę czasu na kolejne wypociny Stefy. A kiedy się okaże (a podejrzewam, że tak będzie), że książka, która według mojej siostry jest bardzo dobra, w Waszych oczach będzie rakogennym koszmarem - na pewno podeślę jej analizę i będę liczyć na to, że otworzycie jej oczy :).

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja Intruza czytałam, ale pamiętam jedynie zarys fabuły i że wydał mi się lepszy niż Zmierzch (ale kiedyś myślałam też że Zmierzch jest dobry, więc bardzo bym tej opinii nie ufała), tak więc też będę mieć niespodziankę. Już nie mogę się doczekać! :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Mi się ci obcy trochę kojarzą z tymi z Animorphs (czy jakoś tak). Może ktoś pamięta.

    A na tą analizę czekam z niecierpliwością, jako mała, bo mała, ale fanka SF :) Dlatego SF dla ludzi nie lubiących SF działa na mnie jak płachta na byka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pamiętam. W szóstej podstawówki przepadałam za tą serią, bo była taka mroczna, dramatyczna, i nastolatki miały wyczesaną moc. Mam nadzieję, że ta seria jest naprawdę dobra, od lat do niej nie zerkałam... Niech ktoś da znać!
      Kojarzy się jak kojarzy, obcy w "Animorphs" byli wstrętnymi złolami o tyrańskich zapędach i naprawdę straszyli, Meyerowe dusze to banda rozmiękłych "pacyfistów"-hipokrytów, istni hippisi wśród najeźdźców z kosmosu.

      Z wyrazami szacunku
      Kazik

      Usuń
    2. Ale były obrzydliwymi robalami i wchodziły do mózgu :D

      Usuń
  13. Tak Was lubię,że jak to znajdę w mojej bibliotece,to wezmę i przeczytam
    specjalnie,żeby Wasze cudne analizy rozumieć.
    (za dużo "Supernatural" oglądam,zaczynam się poświęcać)

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  14. W przeciwieństwie do Tłajlajtowej Sagi, "Intruza" nie czytałam, więc pewnie trudniej mi będzie pewne rzeczy zrozumieć, ale już zacieram łapki na te 59 rozdziałów. :) Wytrwałości i weny życzę!
    Adria ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ponad rok z Wami! <3

    Aż mam ochotę to przeczytać. Albo chociaż film obejrzeć.

    Bo fabułę znam. Kosmitka wchodzi w ciało "zwykłej nastolatki", a potem obie weltschmerzują, bo "kochajom" jakiegoś przystojnego palanta.

    OdpowiedzUsuń
  16. Oho, życzę Wam powodzenia, bo pamiętam, że próbowałam przeczytać Intruza w okresie, kiedy Zmierzch mi się podobał, ale mi się nie udało ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Zacząłem "Intruza" czytać kiedyś, ale nie skończyłem - po przebrnięciu przez 150 stron i nie znalezieniu niczego oryginalnego/ciekawego/przyjemnego odpuściłem. Nie wiem, jak Wam pójdą te analizy - ta książka jest NUDNA, a dylematy moralne bohaterów są zaskoczeniem tylko dla kogoś, kto edukację w zakresie sci-fi skończył na Gwiezdnych Wojnach.

    PS Ale kciuki trzymam. Ofkorz.

    OdpowiedzUsuń
  18. Książkę już dopadłam. Wprawdzie wraz z nią dorwałam kilka innych, więc wylądowała na samym końcu kolejki, ale jest, więc mogę teraz czytać analizy bardziej świadomie :) Życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  19. Muehehehe! Jestem właśnie po lekturze Waszych analiz zmjeszhofej serii i z przyjemnością zasiadam na widowni, by śledzić sekcję Intruza na bieżąco. Będzie to o tyle interesujące doświadczenie, że z tym "arcydziełem" "literatury" "science fiction" nie miałam jak dotąd styczności.

    Wrzucam bloga do linków (w nadziei, że nie zapomnę go regularnie nawiedzać...) i trzymam kciuki za powodzenie akcji.

    OdpowiedzUsuń
  20. Także podpisuję się pod listę Waszych gości. Dostarczyłyście mi mnóstwo uciechy swoją szczegółową analizą "Zmierzchu" i chętnie przyłączę się do wyprawy po terenach science-fiction Meyerowej.
    Dziękuję za to, że nie odchodzicie. <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Mnie te dusze za bardzo się kojarzyły ze Współżyczem/Ulowcem (Terry Pratchett, "Kapelusz pełen nieba"), żeby to ścierpieć :<

    OdpowiedzUsuń
  22. Cóż, w ciągu niespełna tygodnia pochłonęłam Wasze analizy całej, jakże wspaniałej, sagi Zmierzch, ale że były one zakończone, to powstrzymałam się od komentowania. Za to tu, w analizie na bieżąco, mam zamiar skomentować każdy rozdział. Zwłaszcza, że też nie znam kanonu, bo kijem tej książki nie tknęłam. Nigdy. Za duża trauma po czterech tomach absolutnie niczego.

    OdpowiedzUsuń
  23. Muszę się trochę doczepić co do wątku, że dla kosmitki wszyscy ludzie wyglądali tak samo - podobna wykładnia występuje w Dr Who :) Oczywiście jest to pewne usprawiedliwienie scenografii - powielony jeden wizerunek kosmity jako całego społeczeństwa danej planety, co zapewne ma związek zarówno z budżetem jak i z pewnym sposobem predstawiania kosmitów w popkulturze w ogóle. Także spostrzeżenie Stefci nie jest może odkrywcze, ale nie odbiega daleko od tego co mamy podawane w innych źródłach - więc nie beształabym jej zbytnio akurat za ten pomysł.

    Maria

    OdpowiedzUsuń